Commander
#1
Commander - The High'n Mighty (1987)

[Obrazek: R-3634747-1528773897-2054.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Knights Of The Round Table 04:43
2. Wizard 03:17
3. High'n Mighty 04:04
4. We're Ready 04:48
5. Terror 05:07
6. Return Of The Goths 03:55
7. Kill The King 04:30
8. Die By The Sword 08:36
9. The Blade Shines On 04:57

Rok wydania: 1987
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: USA

Skład zespołu:
Jon Natisch - śpiew
Dave Macias - gitara
Richard Meija - gitara basowa
Ron Avila - perkusja

Legendy arturiańskie w muzyce metalowej nie są zjawiskiem paranormalnym. Nie są też fenomenem tak częstym, by mówić o nich w sposób lekceważący i graniczący z pojęciem pospolitości. Amerykańska formacja Commander nie była pierwszą i zapewne nie będzie ostatnią, która w swym muzycznym przesłaniu umieszczała rzeczone historie, przepełnione wydarzeniami i postaciami związanymi z bohaterami Okrągłego Stołu. Tego rodem z Brytanii naturalnie. Bodaj najbardziej pechowym zespołem w tej materii był niejaki holenderski Avalon, który choć owych motywów dotykał nader często, to skończył marnie mając na tablicy pamiątkowej wypisane tylko kilka...demówek. Zostawiając anegdoty w tyle warto kilka słów poświęcić właśnie Commanderowi, który należał do jakże niezliczonej rzeszy młodych (wówczas) zespołów, które w latach osiemdziesiątych powstały, szybko wydały płytę i zanikły w czeluściach muzycznej historii na wieki wieków. Ci kalifornijczycy z pochodzenia i rezydenci Los Angeles mieli wówczas w samym mieście potężną konkurencję i sławy, których legenda przetrwała do dziś. Dokken, Keel, Lizzy Borden, Motley Crue czy też WASP, to same tuzy. Młodzi gracze na tamtejszej scenie mieli pod górkę a do takich właśnie zaliczał się onegdaj Commander. Mieli zatem od kogo pobierać nauki i na kim się wzorować. Co ciekawe nie do końca ta teoria wydaje się pewna, gdy posłuchamy ich jedynego pełnego albumu pod wyniosłym tytułem "The High'n Mighty".

Zgodzić się można, że stylistyka i kultura budowy samych kompozycji wywodzi się z "amerykanizowanej" wersji NWOBHM, która bazowała na wpływach Diamond Head czy też Blitzkrieg. Reszta osnowy, to melodie i brzmienie rodem z takich właśnie formacji jak wczesny Dokken czy też Lizzy Borden. Dlatego muzyka Commandera nie była niczym wyjątkowym ani odkrywczym. Była pospolita jak na owe czasy. Gdyby nie warstwa liryczna, to zapewne nie wyróżniałby się absolutnie niczym z tłumu jemu podobnych. Co prawda otwierająca kompozycja "Knights Of The Round Table" rozpoczyna się klawiszowym intrem rodem z wczesnego okresu Virgin Steele, to już dalsza praca basu i riffy nawołują do wspomnianych wyżej odniesień. Utwór dobry, energetyczny z wyczuwalną nutką rycerskości. Kolejny "Wizard" bazuje na nieco cięższej motoryce ale to wciąż to samo podane w ponad trzyminutowej pigułce. Tytułowy "High'n Mighty", to prawdziwy kiler i perełka amerykańskiego Heavy Metalu made in '80. Świetna sekcja rytmiczna, świetna gitara i tnący jak Excalibur zabójczy refren. Do tego klimatyczne akustyczne zwolnienie i wyborne solo. Palce lizać ! Następny w kolejce "We're Ready" zwalnia trochę napięcie i obniża ciśnienie dość słabą jakością i rockowym charakterem, co na tej płycie zwyczajnie gryzie się z klimatem i tematyką. "Terror" oraz "Return of the Goths", to ponownie znana nam dobrze maniera "wzmocnionego" Dokkena z pozorną rycerskością. Pozorną bo mimo jasnego przesłania, nie jest ona mentalnie i subiektywnie wyczuwalna. "Kill The King" jest najsłabszą kompozycją na płycie i generalnie nie warto nad się się zbytnio rozpływać. Z kolei epicki "Die By The Sword", to kolejna perełka choć utrzymana w znacznie wolniejszym tempie, przepełniona wyniosłym zacięciem w wokalizie Jona Natischa. Utwór z gatunku oczarowywujących natychmiast, choć do metalowych hymnów nie należy. Jego siła to klimat, zwłaszcza w drugiej części. Osiem minut z języczkiem wartych uwagi. Całość zamyka "The Blade Shines On" i nie należy oczekiwać po niej cudów. Średnia rzecz, poziomem zbliżona do "Kill The King".

Legendy nie umierają, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto jej treść będzie wspominał. Do tego grona nie będzie należeć już Commander, bo jak wspomniałem na wstępie, odszedł w niebyt. Szkoda, bo potencjał miał ogromny i w lwiej części niewykorzystany. Tak to już bywa. Jedni przychodzą a jeszcze inni odchodzą. Ci drudzy pozostawiają zwykle jakąś spuściznę.

Ocena: 7,5/10

4.08.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości