Damien Thorne
#1
Damien Thorne - The Sign of the Jackal (1986)

[Obrazek: R-3084624-1375038738-1367.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. The Sign of the Jackal 04:13 
2. Fear of the Dark 03:38
3. The Ritual 03:32
4. Grim Reaper 03:44
5. Hell's Reign 03:41
6. Escape or Die 04:06
7. Siren's Call 02:38
8. Damien's Procession (March of the Undead) 06:46

Rok wydania: 1986
Gatunek: Heavy/Speed Metal
Kraj: USA

Skład zespołu:
Justin Fate - śpiew
Ken Starr - gitara
Michael Monroe - gitara
Sanders Pate - bas
Brian Michael Horak - perkusja

Założony w Chicago w 1983 DAMIEN THORNE, mimo nazwy, wywodzącej się od Antychrysta z filmu "Omen", nie był zespołem black metalowym. Swoją szansę zaistnienia szerzej otrzymał w 1986 roku od wytwórni Roadrunner, która w owym czasie cały czas wyławiała utalentowane zespoły, głównie te grające szybko i bezkompromisowo.
Debiut DAMIEN THORNE przypadł na moment, gdy thrash metal stał u szczytu potęgi, a klasyczny speed metal powoli odchodził w cień. Krótki album, trwający nieco ponad pół godziny, to próba nieco spóźnionego zaistnienia w speed metalu, inspirowanym przede wszystkim graniem europejskim.

Niekiedy można spotkać się z opiniami, że zespół w jakiś sposób wzorował się na IRON MAIDEN i NWOBHM oraz na JUDAS PRIEST. W pierwszym przypadku można mieć bardzo poważne wątpliwości co do tego w przypadku judasów, zaś jest odniesienie o tyle, że w nieco wolniejszych partiach faktycznie echa klasycznego heavy słychać. Grupie najbliżej jednak chyba do tego speed heavy, jaki reprezentowały zespoły holenderskie czy belgijskie, gdzieś jest odrobina MANDATOR w wykorzystaniu thrashowej motoryki. Grają zazwyczaj bardzo szybko, jednak czytelnie, jak w "Fear of the Dark" i ten atak dwóch gitar jest doprawdy bezlitosny. Bezlitosny jest wokal Justina Fate, który w średnich rejestrach nie jest może zbyt mocny, ale wysokie zaśpiewy ma niesamowite i niezwykle czyste. Większość kompozycji to czysta agresja, bardzo melodyjna przy tym i tu pomysł na melodie mają lepszy niż analogiczne zespoły z Europy. Bardzo ważną rolę pełni też bas, mocny i gęsty, tonujący nieco bardzo ostre brzmienie całości, jak w "The Ritual" i "Grim Reaper". No ostro gra ta ekipa, a sola są tu superszybkie, kąśliwe choć w pewnych miejscach stają się nieczytelne. Istotą jest jednak wokalny atak na tle bezlitosnego riffowania i młócącej perkusji i można ich tu przyrównać pod tym względem do debiutującego kilka lat później AMULANCE. Jeśli doszukiwać się na siłę zagrań maidenowskich, to może coś można wyłapać w nieco wolniejszym "Hell's Reign" o znakomitej melodii, gdzie czuć rozmach w ramach przyjętej konwencji. Mocno w amerykańskiej tradycji jest umocowany "Escape or Die" w rycerskim stylu, tyle że zagrane jest to bardzo szybko, pewnie ze dwa razy szybciej niż zagrałby to BROCAS HELM. "Siren's Call" jest godny odnotowania nie tylko ze względu na wyborne partie wokalne, pełne agresji i jadu, ale kapitalne zagrywki gitarzystów z wykorzystaniem naprzemiennego grania bardzo nośnego motywu głównego. Utwory są krótkie, z wyjątkiem ostatniego "Damien's Procession".
Tu krzyżują się drogi grania amerykańskiego i europejskiego. Drapieżny, a jednocześnie pełny epickości utwór, zagrany jak na tą ekipę niezbyt szybko z melodyjnymi, klimatycznymi zwolnieniami, gdzie skojarzenia z JUDAS PREST są jak najbardziej na miejscu.

Ogólnie to kawał ostrego melodyjnego grania na bardzo solidnym poziomie. Trochę w swój czas nie trafili z tą agresywną, speed metalowa inwazją i w powodzi thrash metalowych zespołów przepadli. Pewnie najbliżej im tu było do debiutu WHIPLASH, ale takiej popularności rzecz jasna nie zdobyli. Zespół na jakiś czas zawiesił działalność, potem przechodził liczne zmiany osobowe i zdołał nagrać jeszcze sporo nowych utworów, umieszczonych na niskonakładowych płytach.
Obecnie istnieje nadal, jednak w składzie nie ma już ani jednego z muzyków, którzy nagrali ten debiutancki album poza liderem gitarzystą Kenem Starrem.


Ocena: 8.3/10

23.06.2009
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Damien Thorne - End of the Game (2011)

[Obrazek: R-3856628-1528781166-4201.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. The Clincher 06:45
2. Face Reality 05:16
3. Me Against the World 03:33
4. Fire 05:01
5. You'll Come Around 03:56
6. Indulgence 03:07
7. Tarantula 03:31
8. Fistful of Regret 04:14
9. End of the Game 04:20
10. Not Without a Fight 07:07
11. Psychosis 04:14
12. Curtain Call 03:28
13. Traume 04:22
14. Escape of Die 2012 04:02

Rok wydania: 2011
Gatunek: Power Metal
Kraj: USA

Skład zespołu:
Martin DeBourge - śpiew
Ken Starr (Mandat) - gitara
Rick Browz - bas
Mike Browz - perkusja

Wywodzący się z Chicago DAMIEN THORNE, choć należał do najbardziej obiecujących zespołów z tego miasta jakie pojawiły się w połowie lat 80tych, to szczęścia nie miał. Ich drugi album "Wrath of Darkness" z różnych pozamuzycznych powodów się ukazał, a gdy zespół w poszukiwaniu lepszych warunków przeniósł się do Kalifornii, napotkał na mur obojętności.
Skład się wykruszył i lider Ken Starr (Mandat) musiał wciąż szukać nowych, jakoś przetrwać lata kryzysu. Gdy moda na starsze zespoły zapanowała w USA DAMIEN THORNE skorzystał na tym niewiele i jedynie zaprezentował w 2001 swoją nie wydaną płytę, a w 2005 nowy premierowy materiał na LP "Haunted Mind". Znów zaległa cisza na lata i dopiero teraz, w kwietniu, grupa z nowym wokalistą zaprezentowała kolejną, wydaną własnym sumptem płytę.

W stylu zmieniło się sporo i teraz można mówić o tym zespole jako power metalowym, grającym ten power metal według starej ubiegłowiecznej receptury. To zawsze daje powody do porównań z tamtymi dobrymi czasami. Dla DAMIEN THORNE to porównanie nie wypada dobrze. Power metal amerykański nie musi się charakteryzować słowiczym śpiewem, męskie mocne głosy są tu jak najbardziej na miejscu, jednak coś trzeba jednak potrafić. Martin DeBourge to tymczasem wokalista z przypadku, irytujący chrapliwy krzykacz, którego się słuchać nie da. Fałsze w wyższych partiach rażące i odbiera on chęć do słuchania tej płyty. Przykład "Face Reality" jest tu najlepszą ilustracją. Do tego bardzo marna jest produkcja tego albumu. Surowizna owszem, garażowa stylizacja owszem, ale tu z tym wszystkim przedobrzono.
Self production nie jest tu żadnym usprawiedliwieniem, bo płyt wyprodukowanych własnym przemysłem jest obecnie mnóstwo, a wiele z nich brzmi wzorcowo w każdej konwencji.
Nudno grają power metal z dziwną pracą basu i okropnie łomoczącą perkusją i tylko Starr trochę to wszystko ratuje gitarą. Chaos wdziera się w każdy niemal numer, rozłażą się one w szwach i raz mamy podjazdy pod powerowo grany stary BLACK SABBATH, to znów nieudolne zagrywki pod wczesny HELSTAR i zespoły rycerskie ("End of the Game"), przy czym ta rycerskość pozbawiona jest wszystkiego, co urzeka w US power. Klimatu brak, wyrazistych melodii brak. Tam gdzie grają bardziej rockowo, jak w "Fire" wychodzi z powodu wokalu bardzo amatorsko, mimo wsparcia. Można brnąć dalej i szybki "Indulgence" jest takim jaśniejszym punktem, może dlatego, że przypomina to co grali ćwierć wieku wcześniej - drapieżny speed heavy z konkretną melodią. Instrumentalny "Tarantula" to pozbawiony treści wypełniacz, a płyta jest wystarczająco długa, żeby się zdążyć wynudzić. Dużo przypadkowości, dużo grania dla grania...
Najdłuższy "Not Without a Fight" ma cechy balladowe i próbują tu także budować klimat grając wolniej, potem to wszystko przyspiesza i fatalnie się prezentuje w rozwinięciu o bardziej epicko rycerskiej melodii. Potem znów usypiający raczej, niż skłaniający do refleksji spokojny finał. Przeciętność. Przeciętność do końca albumu. Jakaś próba budowania power metalowej psychodelii na bazie basu i Sabbsów czy nawet MERCYFUL FATE w "Psychosis", prostacko do przodu w "Curtain Call", mrocznie i nijako zarazem w "Traume" i okropna nowa wersja "Escape or Die 2012" z debiutu. To jest nie do zniesienia i tyle.

Doprawdy, płyta z kategorii "każdy grać może, ale nie każdy musi tego słuchać".
Może najbardziej zatwardziali fani pół garażowej surowizny Made In USA coś tu wykopią dla siebie, ale na to trzeba wiele cierpliwości i samozaparcia.


Ocena: 3,5/10


28.04.2011
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
Damien Thorne - Soul Stealer (2015)

[Obrazek: 538408.jpg?0438]

Tracklista:
1. Soul Stealer 04:52
2. Hell to Pay 03:31
3. Dark Mission 04:55
4. Hell Rider 03:54
5. Tortured Dreams 05:55
6. Riding to Glory 03:56
7. Salem 04:32
8. Remember the Fallen 04:08
9. Trapped 04:13
10. Tale of a King 05:45

Rok wydania: 2015
Gatunek: Power Metal/Heavy Metal
Kraj: USA

Skład zespołu:
Warren Halvarson - śpiew
Ken Starr (Mandat) - gitara
Rick Browz - bas
Mike Browz - perkusja
Brian Buxbaum - instrumenty klawiszowe

W roku 2012 niesławny wokalista Martin DeBourge zniknął ze składu DAMIEN THORNE. To najlepsze, co się mogło ekipie Mandata przydarzyć. Jego miejsce zajął w tym samym roku Warren Halvarson, który od roku 2009 był wokalistą DAVID SHANKLE GROUP, ale ponieważ Shankle nagrywał niezwykle rzadko, to do tego czasu nie miał jeszcze okazji pokazać swoich możliwości na jakiejś płycie. Ostatecznie stało się to możliwe dopiero w roku 2015, który okazał się być najważniejszym w jego muzycznej karierze. W tym właśnie roku zaśpiewał w końcu w DSG na LP "Still a Warrior" i tak się złożyło, że również DAMIEN THORNE we wrześniu tego roku wydał swój kolejny album "Soul Stealer".

Warren Halvarson, frontman obdarzony czystym dosyć wysokim głosem prezentuje się równie dobrze na tle riffów heavy jak power metalowych i pewnie power metalowych nawet bardziej.
Naturalnie trzeba przy tym zagrać coś sensownego. Mandat chyba wziął pod uwagę różnie krytyczne opinie dotyczące poprzedniej płyty DAMIEN THORNE i tym razem kompozycje są po prostu znacznie lepsze. To, co jest amerykańskim power metalem jest cięższe, czy może raczej głębsze w tonie gitary, klimat jest mroczniejszy, a melodie zdecydowanie bardziej doprecyzowane. Do tego dochodzi odżegnanie się od bezsensownej nieraz drapieżnej brutalności z 2011 wszystko to jest dobrze poukładane  aranżacyjnie w ramach power metalu z USA z pewnymi naleciałościami bardzo klasycznego USPM z lat 80tych. Grupa mocno nawiązuje do słynnego debiutu "The Sign of the Jackal" choć w nieco nowocześniejszym stylu, uwzględniającym doświadczenia trzech następnych dekad metalu w Stanach Zjednoczonych jak Trapped. Dobra, miejscami wywodząca się z horror metalu atmosfera panuje, wsparta klawiszami, w Soul Stealer, w Hell Rider i najbardziej posępnym Salem. Trochę dosyć prostego power z wpływami speed w Hell to Pay, nieco dostojnych galopad w mrok w umiarkowanie heroicznym Dark Mission. Tak, dosyć zróżnicowana jest to stylistycznie płyta i nawet takich poetyckich partii instrumentalnych z para symfoniką jak w DarK Mission, Tortured Dreams tu nie brakuje. Nawet jeśli zdarza się, że gra Mandata jest nieco jednowymiarowa, to plastyczności nadaje wokal Halvarsona i ciekawe partie klawiszowe Briana Buxbauma. Jest to jedna z nielicznych płyt w ostatnim dziesięcioleciu, gdzie w zasadniczo surowym US power metalu tak dużą rolę odgrywają instrumenty klawiszowe.
Ta płyta zawiera dwie znakomite kompozycje, może nawet najlepsze, jakie stworzył Mandat. To Riding to Glory z potężnymi ozdobnikami klawiszowymi i wybuchowymi solami lidera, a wszystko to w klimacie najlepszych melodyjnych dokonań ekip amerykańskich grających heroiczny heavy/power w latach 80tych. Heroicznie, chwytliwie z killerskim refrenem! Wielka klasa. I jeszcze mocarny classic heavy rycerski Tale of a King, który się może i dosyć długo i bardzo delikatnie zaczyna, ale gdy się już rozpędzą i nabiorą heroicznej mocy, to jest to wspaniały przykład amerykańskiego bojowego fantasy heavy metalu z budzącymi szacunek wokalami Halvarsona. Także Remember the Fallen z dawką smutku i romantyczności oraz pewnymi nawiązaniami do melodyjnej progresywności lat 80tych z USA to kompozycja jaką można uznać za bardzo udaną.

Tym albumem DAMIEN THORNE na pewno w znacznej mierze odbudował swój prestiż tak mocno nadszarpnięty przez "End of the Game", ale nie przełożyło się to na dalszą karierę zespołu, który już nic więcej nie nagrał, a skład po odejściu braci Browz w roku 2019 ponownie uległ zmianie. Grupa jednak nadal istnieje i pewnie Mandat tak łatwo broni nie złoży. Cieniem na historię zespołu położyła się w roku 2021 śmierć klawiszowca Briana Buxbauma.


ocena: 7,4/10

new 3.12.2023
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości