Elixir
#1
Elixir - The Son of Odin (1986)

[Obrazek: R-3282404-1324544484.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. The Star of Beshaan 05:30
2. Pandora's Box 04:35
3. Hold High the Flame 03:51
4. Children of Tomorrow 04:53
5. Trial by Fire 03:52
6. Starflight 03:55
7. Dead Man's Gold 04:21
8. Treachery (Ride Like the Wind) 03:30
9. Son of Odin 05:55

Rok wydania: 1986
Gatunek: Traditional Heavy Metal
Kraj: Wielka Brytania

Skład zespołu:
Paul Taylor - śpiew
Phil Denton - gitara
Norman Gordon - gitara
Kevin Dobbs - bas
Nigel Dobbs - perkusja


Historycznie ELIXIR odnosi się do NWOBHM, muzycznie już jednak nie bardzo...
Wystartowali w roku 1983, początkowo z wokalistką Sally Pike, którą jednak szybko i na zawsze w 1984 zastąpił Paul Taylor. Załapać się na końcówkę głównej fali NWOBHM grupie płytowo się nie udało i debiut wydany nakładem własnym przypadł na rok 1986, gdy do takiej muzyki przypięto etykietę "heavy metal" i nowego w tym już nic nie było. Ciekawe jest jednak to, że wśród grup brytyjskich był to w charakterze granego metalu jeden z bardziej "amerykańskich" zespołów w swej rycerskości i epickości na poziomie EXXPLORER czy też OMEN.

Dwie mocne, stosunkowo ostre i ciężkie gitary i średnio wysoki czysty wokal Taylora i dużo rycerskiego heavy w umiarkowanym tempie granego zdecydowanie i pewnie. Tak po amerykańsku, jak w "The Star of Beshaan" czy też w niezwykle udanym "Trial by Fire" o cechach kompozycji power metalowej z apokaliptycznymi ozdobnikami gitarowymi. Na tym albumie pojawia się w ramach epic fantasy grania sporo znakomitych melodii jak w jednym z najbardziej rozpoznawalnych "Pandora's Box". Szybsze kompozycje noszą, obok cech amerykańskich, także śladowe ilości motoryki IRON MAIDEN, co słychać w "Hold High the Flame" oraz w "Children of Tomorrow" z surowym riffem przewodnim. Na pewno najwięcej ironowego grania jest w melodyjnym "Treachery", co jednak nie dziwi, bo jest to jedna z najwcześniejszych kompozycji zespołu, zaprezentowana zresztą rok wcześniej na singlu.
Album jest bardzo wyrównany i zdecydowanie słabszych numerów tu nie ma, jedynie może linia melodyczna "Starflight" jest niedopracowana i główny motyw jakoś się rozmywa. Zdecydowanie może się podobać wokalista i sekcja rytmiczna braci Dobbsów z bardzo dobrymi zagrywkami basisty, co słychać chociażby w wolniejszym "Dead Man's Gold". Pewien niedosyt budzą może tylko sola gitarzystów, na dobrym poziomie, ale jednak znamionujące poziom techniczny obu wioślarzy daleki od medalowych pozycji w ramach krajowej konkurencji. Płyta ma znakomite epickie zakończenie w postaci monumentalnego "Son of Odin" jednego z najlepszych true epic metalowych numerów brytyjskich z lat 80tych, których zresztą przyznać należy w tym kraju nie powstało wiele. Jest tu wielka siła przekazu stworzona z kombinacji pełnych dostojeństwa majestatycznych riffów.

Szukając analogii muzycznych w UK, ciężko by było znaleźć zespół grający tak konsekwentnie podobny heavy metal o cechach epicko -rycerskich. Może TREDEGAR, ale ta grupa nie miała żadnych metalowych odniesień do USA. Również samo brzmienie, dobre, z lekka surowe to bardziej Ameryka, niż JUDAS PRIEST czy IRON MAIDEN połowy lat 80tych.
Ten LP, mimo swojej niewątpliwej wartości, jakoś nie zdołał przekonać do siebie Brytyjczyków.
ELIXIR działał nadal, ale nigdy nie zdołał wywalczyć większej popularności kończąc swój pierwszy etap istnienia w roku 1990 po wydaniu drugiej płyty "Lethal Potion".


Ocena: 8,5/10

21.10.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Elixir - Voyage Of The Eagle (2020)

[Obrazek: R-14920531-1584112008-9174.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Drink to the Devil 04:12
2. Press Ganged 03:39
3. Horizons 01:24
4. The Siren's Song 07:04
5. Sail On 05:48
6. Onward Through the Storm 03:07
7. Mutiny 04:51
8. Almost There 04:57
9.Whisper on the Breeze 04:13
10.Evermore 05:58

Rok wydania: 2020
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Wielka Brytania

Skład zespołu:
Paul Taylor - śpiew
Phil Denton - gitara
Norman Gordon - gitara
Luke Fabian - bas
Nigel Dobbs - perkusja

ELIXIR reaktywował się po raz drugi. Grupa działała w latach 2001-2012 i teraz ponownie od 2019, a skład jest niemal identyczny z tym z 2012, bo nową postacią jest tylko basista Luke Fabian.
W marcu nakładem Dissonance Production zespół przedstawił płytę "Voyage Of The Eagle" i jest to tradycyjny heavy metal w manierze brytyjskiej, jaki prezentowali w okresie swojej pierwsze reaktywacji.

Ten tradycyjny heavy metal z Wysp jest w ostatnich co najmniej 10 latach specyficznie przewidywalny. Umiarkowane tempa, melodie średnio zapadające w pamięć, nieco ospałe tempa umiarkowane i taki brak wyrazistej stylistyki, która nadawałaby temu wszystkiemu jakąś zdecydowaną tożsamość. W zasadzie nic nowego do swego stylu ELIXIR po dziesięciu latach nieobecności nie wnosi i te utwory to produkt sztampowy z nieciekawym wokalem Paula Taylora, którego walory głosowe raczej przez ten czas straciły niż zyskały.
Drink to the Devil, Press Ganged to całkowita przeciętność, a krótki semi akustyczny song Horizons realnie stanowi wstęp do stoner metalowego The Siren's Song, który poza ospałością i kilkoma ogranymi klasycznymi motywami sabbathowskimi nic także nie wnosi. Nie wnosi w niejasno wyrażony koncept, bo te kompozycje w zasadzie tworzą pewną kolejną morską opowieść z elementami mitologicznymi. Jaśniejszy punkt to bardziej zdecydowany zagrany w średnio-wolnym tempie Sail On i tu zarówno wokal jest lepszy, jak i mocne riffy, choć i refren jakiś blady w ostatecznym rozrachunku. Jakieś echa rytmiki i melodyjki NWOBHM w Onward Through the Storm i Almost There, pomiędzy tym nagła zmiana na prawie pirackie motywy ALESTORM w raczej bezbarwnej formie w Mutiny i taki "bunt" nie może przynieść załodze ELIXIR powodzenia. Paradoksalnie najlepiej prezentuje się balladowy song z gitarami akustycznymi Whisper on the Breeze o pięknej melodii, ale przecież tu chodzi o heavy metal, a nie o rock. Jeszcze na koniec przyzwoity, szybszy Evermore, gdzie smak morskiej przygody łączy się z ornamentacjami w stylu IRON MAIDEN. Jak zwykle poprawna gra Dentona i Gordona tu z rysem Iommiego, ale ani gitarzyści, ani sekcja rytmiczna niczym się nie wyróżnia i bardziej akompaniują Taylorowi niż wytyczają własne ścieżki.


Poprawna, niczym niewyróżniająca się realizacja w typowo brytyjskim stylu, z kiepsko ustawioną perkusją.
Bardzo to przeciętne i ten album jest jeszcze jednym przykładem bezradności głównego nurtu classic metalu z Wielkiej Brytanii w XXI wieku, a przecież w przypadku ELIXIR mam do czynienia z chlubnymi tradycjami. To jednak było tak dawno...


ocena: 6,8/10

new 9.03.2020
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
Elixir - Lethal Potion (1990)

[Obrazek: 8436.jpg?2036]

Tracklista:
1. She's Got It 03:39
2. Sovereign Remedy 04:33
3. Llagaeran 05:33
4. Louise 03:58
5. Shadows of the Night 05:01
6. All Together Again 03:50
7. Light in Your Heart 03:55
8. (Metal Trance Intro) Visions of Darkness 05:18
9. Edge of Eternity 03:50
10.Last Rays of the Sun 04:56

Rok wydania: 1990
Gatunek: Traditional Heavy Metal
Kraj: Wielka Brytania

Skład zespołu:
Paul Taylor - śpiew
Phil Denton - gitara
Norman Gordon - gitara
Mark White - gitara basowa
Clive Burr - perkusja


W roku 1987 bracia Dobbs opuścili ELIXIR i zanim zespół mógł cokolwiek nagrać, musiał pozyskać nową sekcję rytmiczną. Basista Mark White był nową na scenie postacią, natomiast dużą sensacją było dołączenie do grupy byłego perkusisty IRON MAIDEN Clive'a Burra. Zespół nawiązał współpracę z niedużą brytyjską wytwórnią Sonic Records, powiązaną z zespołem DEMON i w roku 1990 przedstawił album "Lethal Potion", będący efektem londyńskich sesji nagraniowych z roku 1988.

Kiepski początek w postaci nudnego angielskiego rock metalowego She's Got It optymistycznie nie nastraja, jednak już w Sovereign Remedy zaczynają grać konkretny, heroiczny heavy metal, jakim przykuwali uwagę w roku 1986. Ten utwór to ponownie blisko chociażby TREDEGAR i te romantyczne akcenty doskonale podkreśla Paul Taylor, który na tej płycie ogólnie się spisuje bardzo dobrze. Gra nowej sekcji rytmicznej jest także na poziomie, jednak zdecydowanie na pierwszym miejscu należy postawić Dentona i Gordona i w wybornym, szybkim, epickim Llagaeran dali popis gry w duecie oraz rozegrali solówki, na jakie się w klasycznym metalu po prostu czeka. Louise to znowu taki komercyjny barowy heavy metal z Albionu, choć na pewno lepszy od openera, przynajmniej w refrenie. Tyle że słychać, że oni się w takim graniu po prostu duszą i najbardziej to widoczne jest, jeśli chodzi o sekcję rytmiczną. Klezmerskie podgrywanie.
A przecież można inaczej i to "inaczej" jest świetnie rozegrane w Shadows of the Night. Rewelacyjne riffy gitarzystów i pewien duch bardzo wczesnego IRON MAIDEN nad tym polatuje, a już na pewno klasyki NWOBHM. Gdy grają bojowy, pełen dumy heavy metal, to jest to zupełnie inny zespół. Ponownie jakiś hard'n'heavy w usypiającym tempie to All Together Again, ale natychmiast wybudzają z letargu w szybkim Light in Your Heart, może niespecjalnie ciekawym w melodii, ale przynajmniej z dynamiczną grą gitarzystów. Znów nawiązują do TREDEGAR w łagodnie epickim Visions of Darkness utrzymanym w rytmicznym tempie, nadawanym przez bas i to jest udane nawiązanie także do własnej twórczości z roku 1986. Twardszy, miejscami nieco surowy heavy metal przedstawiają w dobrym Edge of Eternity, którego refreny zbudowane są na epickim hard rocku. A metalowa, dostojna ballada heroiczna Last Rays of the Sun zamyka ten album, przy czym świetnie są  tu wykorzystane osiągnięcia rockowe sceny brytyjskiej z lat 70tych w pełnym elegancji refrenie. Jest także ciężka w gitarowych solach część instrumentalna, bogata w treść i wybornie to wszystko zaśpiewał Taylor.

Sound jest znakomity, klasycznie brytyjski, produkcja bez zarzutu. Obiektywnie patrząc, jest to płyta lepsza od wydanej w tym samym roku płyty IRON MAIDEN "No Prayer for the Dying".
Promocja była zbyt słaba, a realna siła przebicia zespołu za mała, by płyta zyskała popularność. Ekipa miała jeszcze sporo innych utworów w zanadrzu, ale brak sukcesu "Lethal Potion", kolejnej niedocenionej płyty zespołu, spowodował, że jeszcze w tym samym roku zespół został rozwiązany. Burr odszedł jeszcze w roku 1988, pozostali muzycy na wiele lat zniknęli z metalowej sceny. Historia dopisała ciąg dalszy losów ELIXIR dopiero w XXI wieku.


ocena: 8,3/10

new 16.07.2023
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości