Elm Street
#1
Elm Street - Barbed Wire Metal (2011)

[Obrazek: R-5320610-1455871271-3648.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Barbed Wire Metal 03:45
2. The Devil's Servants 04:00
3. Elm St's Children 05:41
4. Heavy Metal Power 05:43
5. King of Kings 04:50
6. Leatherface 05:06
7. Merciless Soldier 03:55
8. Metal is the Way 06:15

Rok wydania: 2011
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Australia

Skład zespołu:
Ben Batres - śpiew, gitara
Aaron Adie - gitara
Brendan Farrugia - bas
Tomislav Perkovic - perkusja

Zespół ten istnieje od roku 2003, pochodzi z Melbourne i poprzednio nosił nazwę RAID, wydając jedną EP w 2007. Teraz grupa przedstawia dzięki kontraktowi z Stormspell Records pierwszy album, wydany zresztą też nakładem własnym  w kwietniu.

Płyta z okładką stylizowaną na thrashowe, ale zawartością nieco bogatszą, bo stanowiącą mieszankę tradycyjnego heavy i speed metalu zagranego powerowo i z thrashowymi naleciałościami. Te najbardziej słychać w krzyczanych chórkach i te występują często, są bardzo dobre i bardzo amerykańskie przy tym. Tak na wstępie już "Barbed Wire Metal" ustawia całość i w jakimś stopniu stanowi punkt odniesienia do następujących po nim kompozycji. Tyle że gdy to grają wolniej, już są mniej interesujący jak w "Elm St's Children" i wypadają pospolicie. Ameryki jest jednak w ostatecznym rozrachunku mniej niż Europy, bo muzycznie zespół sięga i w kierunku brytyjskich wpływów NWOBHM i takiego bardziej radiowego rytmicznego"młodzieżowego" heavy metalu jak w kosmopolitycznym "The Devil's Servants", który pewnie zagrałby i BULLET FOR MY VALENTINE. Bardzo dobrze grają gitarzyści i wyczyniają sporo wygibasów w urozmaiconych solówkach. Ich współpraca układa się doskonale, nawet gdy ta muzyka lekko trąca niemieckim pubowym heavy metalem w "Heavy Metal Power". Ben Batres jako wokalista z tym swoim lekko chropawym, ale młodym głosem pasuje do wykonywanej muzyki i ustawienia brzmienia gitar, głębokich i soczystych. Nie jest to z pewnością rasowy wokalista w żadnej kategorii, ale sam zespół chyba nie pretenduje do czołówki w żadnym z podgatunków. Grają po prostu niezbyt złożony ciepły i na swój prosty sposób przebojowy heavy metal. No i perkusista wysunięty do przodu gra bardzo dobrze. To należy podkreślić i to się słyszy cały czas.
Ogólnie grają dla szerokiej rzeszy młodzieży, zresztą wystylizowany image też chyba nie jest przypadkowy. Nieco naiwne muzycznie są numery w rodzaju "King of Kings" ale ostry i drapieżny "Merciless Soldier" wskazuje z kolei, że i nieco mniej ugładzony melodycznie metal nie jest im obcy. Jak mówią sami - "Metal is the Way" i ten utwór jest najlepszy. Ładnie grają gitary akustyczne, mruczy bas, chrypi wokalista i szumią blachy. Tak nostalgicznie w kierunku niewinności lat 80tych.

To zupełnie niezły album z muzyką, jakiej wiele, ale jakiej jednak chyba coraz mniej. W znacznym stopniu można zaliczyć ten zespół do tej fali neo-tradycyjnego heavy metalu, jaka się od kilku lat powoli podnosi, tyle, że aby znaleźć się w jej czołówce, potrzeba czegoś więcej niż daje ELM STREET.


Ocena: 6,8/10

10.04.2011
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Elm Street - Knock 'Em Out... with a Metal Fist (2016)

[Obrazek: 571375.jpg?4127]

Tracklista:
1. Face the Reaper 05:54
2. Kiss the Canvas 03:48
3. Will It Take a Lifetime? 04:21
4. Sabbath 06:20
5. Heavy Mental 04:28
6. Next in Line 04:54
7. Heart Racer 05:28
8. S.T.W.A. 01:20
9. Blood Diamond 11:53
10. Leave It All Behind 07:20

Rok wydania: 2016
Gatunek: heavy/power/thrash metal
Kraj: Australia

Skład zespołu:
Ben Batres - śpiew, gitara
Aaron Adie - gitara
Anthony Longordo - gitara basowa
Tomislav Perkovic - perkusja


Swój drugi album ELM STREET przedstawił w czerwcu 2016 roku w ramach kontraktu ze słynną wytwórnią Massacre Records, która zresztą już w sierpniu 2011 ponownie wydała ich debiut.

Tym razem Australijczycy proponują metal ostrzejszy, nasycony krzykliwym drapieżnym wokalem Batresa i skonstruowany z misternej mieszanki riffów classic heavy, thrash i power metalowego pochodzenia i ogólnie upodabniają się do stylistyki amerykańskiej w takim nieco nowocześniejszym wydaniu, a jeśli  bliżej... to do włoskiego ANGUISH FORCE i kilku innych hybrydowych ekip z tego kraju, gdzie thrashowa motoryka jest łączona z czytelnymi melodiami. Tak, te melodie w ELM STREET są w miarę czytelne, ale mało porywające i Face the Reaper, Kiss the Canvas i Will It Take a Lifetime? to taki zagrany w średnio szybkich tempach zbiór inteligentnie zagranych na dwie gitary riffów, przytłoczonych  przerysowanym w drapieżności śpiewem Bena Batresa. Oczywiście rozumiem, że grupa gra metal w odmianie horror, ale ten efekt horroru większość grup z tego nurtu osiąga jednak innymi środkami. Coś tam drgnęło w tym zakresie w Sabbath, pewnie dlatego, że ta melodia jest bliższa tradycyjnym heavy metalom schematom i dlatego, że więcej tu grania w opcji heavy/thrash w czystej postaci z oniryczną, nostalgiczną częścią instrumentalną typową dla METALLICA. Ten manewr powtórzony został w bardzo długim i jednak zdecydowanie za długim Blood Diamond i ELM STREET to jednak nie METALLICA i nie jest w stanie skupić uwagi słuchacza przez dwanaście minut. Słabiutko prezentuje się Heart Racer, gdzie próbują nawiązywać do tradycji horror rocka amerykańskiego, co słychać chociażby w refrenie, ale jeśli się to robi w konwencji przyjętej dla całej płyty, to trudno, żeby to wyszło interesująco. Na tym tle ogólnym wyróżnia się Heavy Mental, czysto heavy/thrashowy, zbudowany na serii precyzyjnych riffów i co najmniej bardzo dobrym refrenie i grupa gdy nie przesadza z teatralną brutalnością, wypada ciekawie. Next in Line jest w tym samym stylu, ale już znacznie mniej to jest interesujące... Nieoczekiwanie stają się łagodni w ostatnim songu o semi balladowym charakterze Leave It All Behind z akcentami gitar akustycznych, ale melodia jest ograna, a wokalnie z takich rzeczy w opcji chrypki to chyba raczej tylko Lemmy wychodził obronną ręką.

Najmocniejszym punktem tego albumu jest brzmienie. Mocne, krystaliczne, z fenomenalnie ustawioną perkusją syczącą blachami, wbijającym w ziemię basem i rozdzierającymi eter gitarami o ostrym, głębokim brzmieniu. Autorem jest pochodzący z Bośni i Hercegowiny Ermin Hamidović, pracujący w studio w Melbourne. Wyborny, soczysty sound!
Poza tym jednak płyta taka sobie, o której można by było powiedzieć, że jest dobra, gdyby nie monotonia jaka się tu zaczyna wkradać dosyć szybko i zaczyna męczyć.


ocena: 6,8/10

new 31.08.2023
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
Elm Street - The Great Tribulation (2023)

[Obrazek: 1159681.jpg?2911]

Tracklista:
1. Seven Sirens 11:03
2. Take the Night 02:44
3. The Price of War 03:09
4. If Provoked, Will Strike 06:37
5. Behind the Eyes of Evil 07:04
6. The Last Judgement 06:08
7. The Darker Side of Blue 07:09
8. A State of Fear 07:19

Rok wydania: 2023
Gatunek: heavy/power/thrash metal
Kraj: Australia

Skład zespołu:
Ben Batres - śpiew, gitara
Aaron Adie - gitara
Nick Ivkovic - gitara basowa
Tomislav Perkovic - perkusja

Trzecim albumem przypomina o sobie ELM STREET z Melbourne i zostanie on wydany przez Massacre Records 27 października bieżącego roku. Massacre od lat konsekwentnie stawia na tych Australijczyków, kto wie, może dlatego, że jest to zespół, który gra melodyjny heavy/power z thrashowymi ornamentacjami z większa inwencją niż grupy niemieckie, przynajmniej ich większość.

Australijski metal był od zawsze swoisty, pewne rzeczy tu grają tak jak nie grają tego nigdzie indziej i ten album rozpoczyna kolos Seven Sirens na miarę Blood Diamond z płyty poprzedniej, tyle że dawka surowo potraktowanego heroizmu i epickości jest tu tym razem większa. To wszystko nadal opiera się na mocnym, drapieżnym wokalu Batresa i natarciu dwóch twardych gitar, przy czym tym razem te natarcia przeprowadzane są z wielką zapalczywością i precyzją zarazem i niezależnie od tego, czy melodie są tu lepsze czy gorsze, to tych gitarowych nawałnic słucha się z przyjemnością.
Album ten jest promowany najkrótszymi i niestety po prostu słabymi Take the Night i The Price of War, które nie przyciągają ani melodiami, ani specjalnie interesującym wykonaniem. Są to jednocześnie kompozycje mało reprezentatywne dla tego, co na tym LP faktycznie grają. A grają numery dłuższe z pewną wyrazistą brutalnością, jak If Provoked, Will Strike, a przede wszystkim bardziej klimatyczne, na mrocznej osnowie jak interesujący, kroczący bezwzględnie Behind the Eyes of Evil z bardzo ładnym łagodniejszym gitarowym duetem i trzeba powiedzieć, że sola są ogólnie na tej płycie starannie zaplanowane i wykonane. Na tych właśnie wycyzelowanych w szczegółach zagrywkach gitarzystów opiera się instrumentalny The Last Judgement o cechach epickich bez słów. To, że potrafią budować fragmenty poetyckie, balladowe i smutne w swej poetyce to już pokazywali wcześniej, tutaj taką delikatniejsza kompozycją z wykorzystaniem gitary akustycznej, pianina i dalekiego planu para symfonicznego jest The Darker Side of Blue. Album jest niestety nierówny i w związku z tym dla ogólnego odbioru duże znaczenie ma ostatni utwór, tu A State of Fear. Jest twardo, surowo, kontrowersyjnie jeśli się szuka bardziej wyrazistej melodii. Taki po prostu solidny heavy/thrash z refrenem wystarczająco dobrym, by i całość uznać za dobrą.

Całość tej kompozycji oraz także album jako całość, jednak jest to LP nie więcej niż tylko dobry i do gatunku heavy/power/thrash wnosi niewiele nowego. Na pewno jednak wnosi jeden z najlepiej zrealizowanych w tym roku metalicznych basów i nowy w zespole basista Nick Ivkovic zagrał nie tylko bardzo dobrze, ale został należycie wyeksponowany.
Wrócili i dobrze, bo coś mało płyt z Australii się ostatnio pojawia...


ocena: 7/10

new 7.10.2023

Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości wytwórni Massacre Records
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości