Fraise
#1
Fraise - A New Beginning (2007)

[Obrazek: R-9521916-1482026199-7215.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Fall a Prey 03:56
2. Heal Me Now 03:59
3. Colours of Sin 04:17
4. Light My Flame 04:04
5. Sign of Victory 04:38
6. In Luxury 04:37
7. Midnight Moon 04:40
8. Arian and Arador 04:51
9. Take Me Away 05:17
10. Always Hope 01:07
11. Where Angels Fly 04:18
12. Euphoria 04:03

Rok wydania: 2007
Gatunek: Power metal
Kraj: Szwecja

Skład zespołu:
Ola Hedman - śpiew
Christian Doyle - gitara
Svante Widerström - bas
Patrick Fransson - perkusja
Håkan Ivarsson - instrumenty klawiszowe

Patrick Fransson skompletował nowy skład po rozpadzie tego z "Hellicornia" i nagrał drugi album, wydany nakładem własnym w październiku 2007.

Oczywiście wszystko obraca się w sferze power metalu, ale tym razem wrzucone jest tu wszystko ze wszystkich odmian... Zespół przeszedł od czasu debiutu spore zmiany personalne, w tym wokalisty, a nowym został Ola Hedman i przyznam, że mnie początkowo nie zachwycił.
Na tym LP brzmienie jest mocniejsze niż na poprzednim, ociera się o szwedzki heavy powerowy sound w klasycznym wydaniu i można by go uznać za kolejny album z tego kraju z dobrze zagranym, melodyjnym metalem jednak... jednak coś jest więcej, co na początku nawet wkurza, a po pewnym czasie zaczyna wciągać i intrygować. Jest to bowiem długograj zakręcony i z odrobiną szaleństwa, jakiego brak BLOODBOUND i DREAMLAND, bo pomiędzy tymi dwoma zespołami ta muzyka się plasuje. Mamy tu zarówno zakręcone lekko wokale, jak i zakręcone solówki gitarowe oraz zupełnie zakręcone, z innej planety partie klawiszowe, udziwnione do granic możliwości tolerancji w tym gatunku. Mamy mocną gitarę o szwedzkim, rozpoznawalnym brzmieniu, mamy doskonałe wręcz refreny, wplecione w nie zawsze pasujące motywy główne, mamy wreszcie czasem totalnie zakręconą perkusję jak w zamykającym album "Euphoria" i ten numer jest kwintesencją tego LP - choć nie jest do końca reprezentatywny.
Co więc jest tu reprezentatywne w tym wszystkim? No trudno jednoznacznie na to pytanie odpowiedzieć, bo te kompozycje, mimo że w jednym stylu, to jednak się mocno różnią, także i poziomem zakręcenia, a to jest chyba główny smak tej płyty. Nie jest to album durnych metalowych i rockowych wygłupów, mających pokryć ubóstwo pomysłów i muzyczna indolencję. Nie jest to też granie idiotycznych wesołków ani kolorowych przebierańców, to power metal, tyle że taki zakręcony... po prostu.
Fakt, nie zawsze są wystarczająco atrakcyjni w tym, co robią, jak w "Heal Me Now" czy "Midnight Moon", ale czy można przejść obojętnie wobec wielu innych utworów z tej płyty?
Odpowiedź daje przecież już pozytywnie zakręcony "Fall a Prey", zagrany szybko i dynamicznie, z super nośnym refrenem, budzącym skojarzenia wszelkiego rodzaju, ale zawsze pozytywne.
Wszędzie ta nutka szaleństwa, także w tych solówkach gitarowych i mieszaniu ich z klawiszami oraz dziwacznych wstępach. Znakomity jest "Sign Of Victory", gdzie słychać, jak grają niby rycersko i epicko, a przecież to jest podane w krzywym zwierciadle, zwłaszcza w refrenie. Melodia wyborna, podobnie jak w "In Luxury", który też można uznać za najbardziej standardowy kawałek ze skandynawskim refrenem, ale przecież te klawisze w tle to do końca "normalne" nie są. No i kończy pianino. Ciekawe. Końcówka płyty to majstersztyk i tak nazwać należy trzy ostatnie kompozycje, przedzielone miniaturą "Always Hope". Rycersko w "Take Me Away", w nadzwyczaj spokojnym tempie, ale tu łączenie pewnych motywów, a zwłaszcza różne style śpiewania Hedmana, budzą chwilami zdumienie. Dobry wokalista? Może nie bardzo, ale tu pasuje idealnie i jego wokal jest tu jednym z elementów, pracujących na wysoką ocenę tej płyty. Doskonała gra w średnim tempie w niby balladowym "Where Angels Fly", gdzie ozdobą jest przepiękny refren, zaśpiewany z jakąś specyficzną determinacją. A "Euphoria"? No, to po prostu euforia. Bardzo równy i wysoki poziom trzymają także "Colours of Sin" z pewnym udawaniem kabaretowym niemieckich tuzów, czy bogaty w proste klawisze, ostry gitarowo "Light My Flame", a także ciekawie skonstruowany "Arian and Arador".

Fransson jako twórca całego repertuaru na ten LP okazał się nie tylko bardzo dobrym perkusistą, co tu udowadnia cały czas, ale i człowiekiem pozytywnie zakręconym w granicach power metalu, jaki spokojnie wchodzi fanom tego gatunku. Jako producent spisał się średnio, pod tym względem album się specjalnie nie wyróżnia, ale to typowy, szwedzki sound, od jakiego zęby nie bolą.
Bardzo sympatyczne, melodyjne, energiczne szwedzkie zakręcenie.


Ocena: 8.8/10

20.09.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Fraise - Siamese Conspiracy (2014)

[Obrazek: siamese_discography.jpg?etag=%2211269-52...quality=85]

Tracklista:
1. Alive 04:19
2. Infected 04:17
3. Under the Seventh Heal 04:43
4. Mirrors and Illusions 04:31
5. Salvation 04:11
6. Prophecy 04:46
7. Beauty Mask 04:29
8. Sinister Soul 03:29
9. War on War 03:58
10. All I Want 04:21
11. Nations Bleed 04:26
12. Generation Dollar 04:33
13.Gravity 05:01

Rok wydania: 2014
Gatunek: heavy/power metal
Kraj: Szwecja

Skład zespołu:
Ola Hedman - śpiew, gitara akustyczna, gitara basowa, instrumenty klawiszowe
Christian Doyle - gitara
Patrick Fransson - perkusja


W mocno uszczuplonym, trzyosobowym składzie FRAISE powrócił w styczniu 2014 roku trzecim albumem wydanym nakładem własnym.

Tym razem grupa przedstawiła w przeważającej mierze kompozycje wzorowane na muzyce TAD MOROSE z czasów Urbana Bredda oraz podobnych do tych, jakie TAD MOROSE zaprezentował po reaktywacji, czyli mocno naznaczonych elementami progresywnymi. To, co jest podobne do "starego" TAD MOROSE, w szczególności  Alive, Mirrors and Illusions czy Under the Seventh Heal oraz mocarny Prophecy to bardzo udana wycieczka w przeszłość pod względem kompozycyjnym. Jest klimat, jest doskonała narracja i prowadzenie wszystkiego, jednak już nagrania o zacięciu progresywnym raczej nie stoją na szczególnie wysokim poziomie. Owszem, są przebłyski w ponurej wolniejszej kompozycji Salvation, ale to trochę za mało.
Użycie instrumentów klawiszowych jest fatalne i na szczęście pojawiają się one niezbyt często. Owszem, w Beauty Mask brzmi to bardzo marnie, jednak jeśli spojrzy się na to z perspektywy odejścia w tym numerze w kierunku muzyki późnego NOCTURNAL RITES, to prezentuje się to inaczej. W tej kategorii to wyróżniający się kawałek na tym albumie.
Także Sinister Soul, szczególnie w refrenie ma wiele z mrocznawej przebojowości NOCTURNAL RITES.
Balladowy All I Want przy akompaniamencie gitary akustycznej bardzo nijaki, natomiast kapitalnie zabrzmiał War on War i jest to taki melodyjny, a zarazem lekko zakręcony power metal, jakim FRAISE zachwycał poprzednio. Druga część płyty zdominowana jest przez numery o charakterze progresywnym z kręgu heavy/power i Ola Hedman nie zawsze umie sobie z nimi poradzić wokalnie. O ile w lżejszych, prostszych kompozycjach prezentuje się co najmniej dobrze, to już w Nations Bleed, Generation Dollar i Gravity słychać, że nie jest to ani ta skala, ani ta moc, ani ta plastyczność głosu, by bardziej zainteresować tymi utworami.

Wszystko zostało odegrane bardzo sprawnie, słychać jednak, że to tylko właśnie sprawni i tylko instrumentaliści.
Spore zastrzeżenia budzi także średnia w sumie produkcja. Nieco anemiczne brzmienie perkusji i dziwnie ustawiony dudniąco-warkoczący bas można by jakoś przeboleć, to już mało wyrazistą jak na heavy-power gitarę nie bardzo. Taka gitara, która w DREAMLAND była w sam raz, to tutaj, gdy są mocne podjazdy pod TAD MOROSE, jest mało wyrazista.
Pewne rzeczy oczywiście można było podrasować na stole mikserskim, ale nie w przypadku FRAISE, dysponującego skromnym budżetem i takim sobie studiem nagraniowym.
Do pewnego stopnia album zyskuje przy kolejnych odsłuchach, ale tym razem FRAISE bardzo dobrej płyty nie nagrał.


ocena: 7,5/10

new 6.11.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
Fraise - Circel-O-Zero (2017)

[Obrazek: R-13829784-1562072337-5799.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Circle 00:48
2. Perfect Parade 04:26
3. Lucid Dream 04:29
4. Red Alert 04:53
5. One by One 04:57
6. Block 04:46
7. Emptyness 03:53
8. Freedom Messiah 04:28
9. Zero 02:40
10. Weaker 04:51

Rok wydania: 2017
Gatunek: heavy metal/power metal
Kraj: Szwecja

Skład zespołu:
Staffan Ericson - śpiew
Fredrik Falkerstedt - gitara
Simon Lindholm - gitara basowa
Patrick Fransson - perkusja
Ola Mauritz - instrumenty klawiszowe


W roku 2017 FRAISE powraca nową płytą iw zupełnie nowym składzie. Zupełnie nowym, bo z przecież nie tak odległego roku 2014 pozostał tylko perkusista i lider Patrick Fransson... Jest jednak i pewien powrót do przeszłości, bo w ekipie pojawił się ponownie pierwszy basista z czasów "Hellicornia" Simon Lindholm.

Płyta, wydana nakładem własnym także zdradza liczne symptomy powrotu dla dawniejszego stylu zespołu. Dominuje klasyczny power metal, jaki kiedyś grali, bez elementów typowo fantasy epickich. Wyważony, melodyjny szwedzki power metal.
W kwestii  wykonania i aranżacji kompozycji jest to album dosyć dziwny i momentami zaskakujący. Przy Perfect Parade można powiedzieć, że wokalista jest słaby  a klawisze drażniące, a już przy bardzo zapadającym w pamięć Lucid Dream wszystko wypada znakomicie... Są tu jednak i numery bez polotu, zagrane z minimalną dawką energii, ospałe jak Red Alert, który nikogo nie zaalarmuje, czy tylko teoretycznie przebojowy One by One. W Block po raz kolejny wszystko zaczyna się od niezbyt ciekawych modern klawiszy, po dosyć mocniejszych zwrotkach czeka się na jakiś nośny refren i go nie ma, a jest tylko gładkie bezbarwne trochę rycerskie granie. Potem dobrego mało. W krótkim instrumentalnym nie bardzo wiadomo o co chodzi, ballada przy pianinie Emptyness jest nudna, choć tu słychać, że Staffan Ericson ma jednak bardzo dobry głos. Lepszy, w bojowym klimacie jest rytmiczny i nie za szybki Freedom Messiah, ale tu też trochę to bez pazura jest zagrane.
Niestety bardzo słabe jest zakończenie w postaci Weaker. Pomieszanie stylów, a grać jednocześnie jak EVERGREY i MORGANA LEFAY nie można. Można oczywiście powiedzieć, że to taki nowocześniejszy power metal z elementami progresywnymi, ale chyba FRAISE nie powinien się zabierać za taką muzykę.

Jest to album pod szyldem FRAISE, z pewnym zapatrzeniem w "Hellicornia", ale z oryginalnego FRAISE zostało stosunkowo mało. No może tylko bardzo dobra gra Franssona, jak zwykle zresztą, i pewne mankamenty produkcyjne, tradycyjnie także typowe dla tego zespołu, i podobne do tych z roku 2014. Niestety, bardzo przeciętny gitarzysta i podobnie klawiszowiec. A Ericsona jakoś trudno jednoznacznie ocenić.
Coś tu ostatecznie nie zagrało, jak należy.


ocena: 6,3/10

new 15.05.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#4
Fraise - The Fifth Sun (2020)

[Obrazek: fraise_TFS%20cover%20discography.jpg?eta...quality=85]

Tracklista:
1. Opusalis Consentum 00:42
2. Wake Up, Shining 04:36
3. Be One of Us 04:31
4. Twin of My Soul 04:08
5. In the Dead of the Night 04:45
6. Lust for Life 04:36
7. Meditation 04:53
8. Sintasia 04:13
9. In the End 04:46
10.Farewell 01:56
11.To Be... 03:17

Rok wydania: 2020
Gatunek: heavy metal/power metal
Kraj: Szwecja

Skład zespołu:
Staffan Ericson - śpiew
Fredrik Falkerstedt - gitara
Simon Lindholm - gitara basowa
Patrick Fransson - perkusja
Ola Mauritz - instrumenty klawiszowe

W maju 2020 roku FRAISE przedstawia swój drugi album w składzie sformowanym przez Franssona przed rokiem 2017, nakładem Distrosong.

Płyta poprzednia była przeciętnym i nierównym albumem power metalowym z nieco rozmytym stylem przewodnim, ale FRAISE to zespół, którego nigdy nie można spisywać na straty. Tym razem jest to muzyka dynamiczna, szybka, melodyjna i autentycznie power metalowa, no i co bardzo ważne, zagrana z dużo większą pewnością, niż w roku 2017. Ta ekipa się zgrała, Ericson wypada od początku do końca bardzo przekonująco, a Fredrik Falkerstedt gra zdecydowanie bardziej kreatywnie i finezyjnie. Początek jest znakomity już w około symfonicznym intro Opusalis Consentum, poprzedzające potoczysty i zapadający w pamięć power metalowy Wake Up, Shining. Be One of Us w tej power metalowej kategorii już takiego wrażenia nie robi, ale na pewno jest w niej dobry, zaś w Twin of My Soul, zwalniają, grają w stylu classic heavy i jest to heroiczne, i opatrzone bardzo dobrymi riffami, o sporej oryginalności. Tu także Ericson pokazuje, że jako epicki wokalista daje sobie bardzo dobrze radę. Zresztą, tej epiki rycerskiej nie brak w niezwykle udanym In the Dead of the Night z przebojowym refrenem, eleganckim i podszytym najlepszym AOR w bojowym wymiarze. Wyborne, dramatyczne solo Falkerstedta! I nie odpuszczają w podobnym do poprzedniego w klimacie i aranżacjach kolejnym rycerskim Lust for Life, z rozległym, pełnym pasji refrenem. Meditation jest wolniejszy, dostojny i nasycony starym klasycznym graniem heavy rocka z XX wieku. Ładunek heroiczny jest tu ogromny i ujawnia się przede wszystkim w wybornie pod względem melodii skomponowanych zwrotkach. Doskonałe partie gitary w galopującym power metalowym, dumnym Sintasia przypominają to, co najlepsze w szwedzkim heroicznym metalu ostatnich dwudziestu kilku lat. Wyborna partia instrumentalna  wsparta klawiszami drugiego planu, których ogólnie jest na tym albumie niedużo. To spokojne, mocno akcentowane gitarowymi akordami granie classic heavy słychać w pięknym i pełnym smutku potężnym songu In the End. Wspaniale epickie zniszczenie! A zaraz potem dla wyciszenia poetycka, balladowa miniatura Farewell... I niejako z jej klimatu wyrasta następnie zamykający ten album mocarny heavy/power metalowy i dramatyczny instrumentalny To Be..., gdzie słów zupełnie nie potrzeba. Ta kompozycja przypomina to, co grają epiccy Herosi metalu z Grecji! Moc! Po prostu moc!

Produkcja jest bardzo dobra i Patrick Fransson zadbał o właściwie ustawienie wokalisty w lekko wysuniętym planie oraz o świetny sound gitary, która brzmi zarazem nowocześnie jak i klasycznie dla heavy metalu. Trochę może tylko zapomniał o sobie, bo perkusja w opcji bębnów mogłaby być lepsza, bardziej wyrazista.
FRAISE nagrał zaskakująco udaną płytę, jednorodną stylistycznie, metalowo heroiczną i zupełnie różną od poprzedniej. Zdecydowanie lepszą. Najlepszą płytę w dorobku. Moc!


ocena: 9,6/10

new 15.05.2020
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#5
Fraise - Hellicornia (2004)

[Obrazek: 50975.jpg]

Tracklista:
1. Hellicornia 01:04
2. Set Us Free 05:18
3. Fight with Fire 04:47
4. Ice Cold 04:44
5. Saratoga 04:36
6. July 03:32
7. Profile of the Day 04:25
8. Rise Again 04:59
9. Kings and Queens 05:53
10. X9 02:06

Rok wydania: 2004
Gatunek: Power metal
Kraj: Szwecja

Skład zespołu:
Jesper Max - śpiew
Anders Karlsson - gitara
Simon Lindholm - bas
Patrick Fransson - perkusja
Håkan Ivarsson - instrumenty klawiszowe


FRAISE wystartował w roku 2002 wykorzystując znakomitą koniunkturę na melodyjny power w Szwecji, jednak nie zdołał mimo to podpisać żadnego kontraktu płytowego i swój debiut "Hellicornia" wydał nakładem własnym w lutym 2004 roku.

Zagrali power metal melodyjnego środka, gdzie rycerskiego patosu prawie nie ma, ale i przymilania się do radiowej publiczności rockowej także specjalnie nie ma. Tak prezentują się szybkie i żwawo zagrane Set Us Free, Fight with Fire czy Profile of the Day, a przecież gotycko-symfoniczne klimatyczne intro Hellicornia może wskazywać, że usłyszymy tu zupełnie inną muzykę. Tak to w pewnym stopniu przypomina to, co niebawem na swoich albumach zaprezentował inny szwedzki power metalowy zespół - DREAMLAND. Dosyć blisko do tej konwencji jest także w innym dosyć szybkim i miarowo odegranym Rise Again. Gdy jednak jest więcej heroicznego ducha, jak w dostojniej galopującym Ice Cold, grupa jawi się jako kompetentny zespół power metalowy głównego rycerskiego nurtu. Potwierdza swoje spore możliwości i umiejętności w podobnie zagranym i nasyconym dramatyzmem Saratoga. Wzorem innych zespołów, na płycie umieszczony został balladowy song July z gitarą akustyczną i starannie zaplanowanymi partiami klawiszowymi w para symfonicznym stylu i jest to kompozycja poprawna, ale nie porywa i nie porusza. Także wzorowany na rycerskiej klasycznej odmianie power metalu szwedzkiego, najdłuższy na tym LP Kings and Queens jest co najwyżej dobry, bo i melodia niezbyt atrakcyjna i dzieje się tu raczej niewiele, choć są miejsca gdzie wydaje się, że to jakoś bardziej majestatycznie się rozwinie, jak po solo gitarowym przypominającym te z IRON MAIDEN.

Trzeba przyznać, że wykonanie jest bardzo dobre. Jesper Max jako wokalista sprawdza się, gra gitarzysty Andersa Karlssona jest w solach nieraz po prostu finezyjna i tu przykładem jest partia instrumentalna z Saratoga.
Poważnym mankamentem jest tu kiepska produkcja, choć przecież mastering wykonał solidny inżynier dźwięku Rickard Monsén. Ten stalowy i dosyć chłodny szwedzki power metalowy sound został tu doprowadzony do skrajności i wyszło to płasko i sucho w każdym aspekcie. Negatywnie wpływa to na ogólny odbiór całości.
Album, choć dobry, został przyjęty dosyć obojętnie nawet w Szwecji i w rezultacie tego, a także wobec problemów organizacyjnych ten skład FRAISE się rozleciał. Lider - perkusista Patrick Fransson musiał zebrać poza klawiszowcem zupełnie nowy zestaw muzyków i następna płyta okazała się dopiero kilka lat później.


ocena: 7,7/10

new 3.08.2023
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#6
Fraise - The Fifth Sun Pt. II (2023)

[Obrazek: 1167838.jpg?4039]

Tracklista:
1. Fallen Hero 04:28
2. After All 04:16
3. Nightmare 04:23
4. Silentium 05:03
5. When the World Comes Down 04:35
6. Take Your Time 05:02
7. Justitia 04:34
8. Dying Day 04:21
9. The Fifth Sun 01:56
10.Rays of the Moon     04:10
11.Outcast 04:20

Rok wydania: 2023
Gatunek: power metal
Kraj: Szwecja

Skład zespołu:
Steven Montoya - śpiew
Fredrik Falkerstedt - gitara
Fritz Mullweizer - gitara basowa
Patrick Fransson - perkusja
Dennis Fransson - instrumenty klawiszowe

FRAISE zapowiadał drugą część "The Fifth Sun" i rzeczywiście, 29 września 2023 album ten ukaże się nakładem własnym. Nie jest to już ten sam zespół, który stworzył album z roku 2020... Poza Franssonem i Falkerstedtem to teraz zupełnie nowi muzycy, bez doświadczenia i pochodzący także z innych krajów - wokalista Steven Montoya - z USA, a basista Fritz Mullweizer z Niemiec. Także młody Dennis Fransson to debiutant.

Młody czy starszy, ważne żeby power metal FRAISE był tak znakomity jak ten z albumu poprzedniego.
Niestety, nie jest.
Zestaw kompozycji jest tym razem bardzo przeciętny. Coś tu słychać z Części I, coś z poprzednich płyt, pewna motoryka zahacza nawet o czasy "Hellicornia". Nie jest to jednak muzyka ani heroiczna, ani porywająca melodiami w kategorii melodic power, ani interesująca w rozwiązaniach, które na LP poprzednim można było uznać za symfoniczne, a tu to po prostu przeciętne podgrywanie gitarze w tle. Realnie, naprawdę tu trudno wybrać nie tylko jakiś killer, bo takiego nie ma, ale nawet kompozycję bardzo dobrą, no choćby w opcji zapadającego w pamięć refrenu... No grają, grają szybko, grają z werwą, Fransson robi sporo pozytywnego zgiełku w liniach rytmicznych, ale po prostu z tego w głowie nic nie zostaje.Tak, jest ten rozpoznawalny melodic power szwedzki, który wyrósł z najlepszych tradycji metalowych tego kraju z okresu końca lat 90tych XX wieku, ale to jest tym razem dalekie od tego, co można uznać obecnie za dobre na nadal mocnej szwedzkiej scenie. Jasne, Falkerstedt nie zapomniał jak się gra fajne sola, czasem można tu takie usłyszeć, ale ogólnie cofnął się z pomysłami na riffy do roku 2017 i to ogólnie powielanie wzorców gorszych niż te, które można by powielić z roku 2020. Forma kompozytorska Franssona wskazuje, że pomysły na znakomite melodie się wyczerpały w roku tworzenia pierwszej części "The Fifth Sun", a teraz po prostu powstała płyta, aby o zespole przypadkiem nikt nie zapomniał.
To wszystko można by jeszcze jakoś uratować i dać choć trochę bardzo dobrej muzyki, gdyby tu był Staffan Ericson, ale go nie ma. Jest Amerykanin Steven Montoya. Nie wiem, jakim sposobem dostał się on do zespołu, jakie były warunki castingu i czy w ogóle jakieś były. Jest to amator, który nigdy nie powinien pojawić się na scenie, tym bardziej w zespole uznanym, o określonej renomie. Jego występ to jeden wielki kiks. Głos zupełnie pozbawiony jakiejkolwiek barwy, zasięgu, absolutnie bez charyzmy, magnetyzmu, o rockowym feelingu już nie wspominając. Jak się słucha jego popisów, to zupełnie ulatuje coś z samej muzyki, która jak zwykle przez Franssona jest w procesie mixu i masteringu ustawiona tak, że frontmana eksponuje. Tu nie ma kogo eksponować. Dziwi mnie ten zupełnie nietrafiony wybór. Czyżby w Szwecji nie było młodych, uzdolnionych wokalistów, którzy chętnie by zaśpiewali na nowej płycie markowego przecież zespołu. Nie ma weteranów, którzy mają  i czas, i głos, i chęci? Na pewno też są. Amerykański "wokalista" ten album definitywnie pogrążył.
I jeden naprawdę przyjemny moment jest na tej płycie - krótki, instrumentalny The Fifth Sun ze znakomitym tu Fredrikiem Falkerstedtem.

Po raz kolejny FRAISE pokazuje jak nierównym i chimerycznym jest zespołem.
Niestety, tym razem miałki melodic power bez historii. Może następnym razem...


ocena: 5,2/10

new 12.09.2023

Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości Patricka Franssona (FRAISE)
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości