Galneryus
#1
Galneryus - The Flag of Punishment (2003)

[Obrazek: R-2695328-1366535833-9837.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Meditation for the Saga 01:47
2. Struggle for the Freedom Flag 05:38
3. Beyond of the Ground 03:53
4. In the Delight 04:54
5. Rebel Flag 04:24
6. Requiem 05:15
7. Holding the Broken Wings 06:57
8. Child of Free 04:41
9. Final Resolution 05:43
10. The Garden of the Goddess 06:36
11. United Flag 05:32

Rok wydania: 2003
Gatunek: Melodic Neoclassical Power Metal
Kraj: Japonia

Skład zespołu:
Yama-B (Masahiro Yamaguchi) - śpiew
Syu - gitara
Tsui - bas
Satoh - perkusja
Yuhki - instrumenty klawiszowe


GALNERYUS powstał w Osace w roku 2001 z inicjatywy Shusuke Ueda czyli Syu, muzyka o wszechstronnym wykształceniu i przede wszystkim wybitnego gitarzysty. Po zebraniu składu, w którym znalazł się także w roku 2003 wyborny klawiszowiec Yukhi (Yuuki Nakajima) z ARK STORM (także CASTLE IN THE AIR) zespół nagrał i wydał swój pierwszy album nakładem VAP w październiku 2003 roku.

Zespół miał trudny orzech do zgryzienia, nagrywając ten album. W czysto neoklasycznym metalu konkurencja w Japonii była bardzo silna, w prostszym, melodic metalowym graniu ze swoim repertuarem zabrzmieli by typowo.
Grupa wybrała drogę odmienną - zagęszczenie całej struktury utworów, wymieszanie gatunkowe w obrębie kompozycji, zdecydowane postawienie na dynamizm i energię wykonania oraz dwojakiego rodzaju wokale - szorstki, heavy metalowy i czysty, dosyć wysoki, stosowany przez Yama-B naprzemiennie. Pierwiastek neoklasyczny jest raczej dodatkiem niż esencją kompozycji, jednak ma spore znaczenie i pod tym względem GALNERYUS przejął niejako pałeczkę po CONCERTO MOON, który od tej stylistyki w tym okresie się zdecydowanie odsunął.
Jeśli porównywać ten LP zespołu z późniejszymi, to jeszcze słychać inne rozplanowanie partii basu, tu w wykonaniu Tsui, który bardziej podporządkowany jest żywiołowej perkusji Sato niż basu Yu-To. Syu gra na tym albumie wybornie, unikając jednak typowego, pirotechnicznego neoklasycznego shredu. Wplata więcej motywów charakterystycznych dla melodyjnego power metalu, granych bardzo finezyjnie i kunsztownie, przez co nabierają one zupełnie innego wymiaru. Czasem jest bardzo oszczędny i odnoszę wrażenie, że nie pokazuje wszystkich swoich nieprzeciętnych umiejętności. Szybkość jest istotnym elementem gry GALNERYUS na pierwszym albumie. Takim utworem jest "Struggle for the Freedom Flag" na początku i "United Flag" na zakończenie. Kąśliwy neoklasyczny i speed powerowy zamykacz należy do ogólnie jednych z najlepszych w dorobku zespołu, dzięki niezapomnianemu refrenowi i kapitalnej grze perkusisty Sato. Można powiedzieć, że ten numer to taki rzut na taśmę, gdzie wszyscy dali z siebie wszystko. Należy zauważyć, że gdy zespół nieco zwalnia, trochę upraszcza i stawia na jednolite melodie, przez co nieco traci, nie schodząc jednak poniżej bardzo dobrego poziomu. Tu można by zaliczyć "In the Delight" i "Child of Free" oraz zapewne też "Holding the Broken Wings", chociaż ta kompozycja jest nieco cięższa i sporo w niej tradycyjnego heavy metalu - te elementy występuja również w pierwszych częściach "Beyond of the Ground" i "Final Resolution". Mamy podniosłość, rycerskość, dostojne średnie tempa, jednak potem liryczne wstawki albo znaczne przyśpieszenia przypominają, że zespół klasycznego heavy metalu grać nie chce.
Idealnie wyważony jest pod tym względem "Rebel Flag" wplecionym cygańskim motywem (Blackmore się kłania) oraz dramatyzmem wokalnym, swobodą i rozmachem, jaki tu mamy.
Na LP brak tradycyjnej, stonowanej ballady w typowo japońskim stylu, zamiast tego mamy długi, spokojny "The Garden of the Goddess", rozwijający się od pianina i delikatnego śpiewu do niemal monumentalnego hymnu z elementami symfonicznymi. Znakomicie wypada również instrumentalny, pełen zadumy "Requiem" i tu brawa dla Syu za wykonanie proste i szczere oraz pełne wyczucia.

Nie wspomniałem o Yuhki. On tu jest na drugim planie, cały czas obecny, ale dyskretny, lekko schowany, ale zawsze tam, gdzie jest potrzebny odnajduje się bezbłędnie. Warto przesłuchać ten LP specjalnie dla "drugiego planu". Po prostu mistrz.
Jak każdy z albumów GALNERYUS, także i ten pierwszy odznacza się wyśmienitą produkcją i klarownym brzmieniem, jakże tu ważnym przy tak wielkim zagęszczeniu muzyki.
Pojawienie się GALNERYUS miało dla japońskiego melodyjnego metalu znaczenie ogromne w chwili, gdy stare gwiazdy i uznane marki doznały lekkiej zadyszki lub czasowo poszły w rozsypkę. Ten zespół godnie ich zastąpił, poniekąd wyprzedził, zmienił uznaną hierarchię i stał się w krótkim czasie wzorem do naśladowania dla wielu innych, nowo powstałych zespołów.
Żadna grupa japońska tak szybko nie zyskała uznania i szacunku w Japonii, a niebawem i świecie.

Ocena: 9.5/10

20.06.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Galneryus - Advance To the Fall (2005)

[Obrazek: R-6921231-1429549470-2900.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Stillness Dawn (Intro) 01:08
2. Silent Revelation 05:58
3. Ancient Rage 04:01
4. Fate of the Sadness 06:26
5. Deep Affection 07:24
6. Dream Place 05:05
7. Glorious Aggressor (instrumental) 02:08
8. Whisper in the Red Sky 06:05
9. The Scenery 05:37
10. Eternal Regret 05:40
11. Quiet Wish 05:41
12. Fly with Red Winds (instrumental) 03:13
13. Under Threat (bonus track) 05:32

Rok wydania: 2005
Gatunek: Melodic Power metal
Kraj: Japonia

Skład zespołu:
Yama-B (Masahiro Yamaguchi) - śpiew
Syu - gitara
Tsui - bas
Satoh - perkusja
Yuhki - instrumenty klawiszowe

"Advance To the Fall" wydany przez VAP w marcu 2005 roku jest krokiem w innym kierunku niż debiut z 2003 roku.

Ten LP jest pierwszym, na którym power metalowa manifestacja wzięła górę nad neoklasyką i tak już pozostało.
Po pierwsze, Yama-B to wokalista wszechstronny, któremu jednak stylistyka melodic i power metalowa bardziej odpowiada niż neoklasyka. Po drugie, Syu, mimo niewątpliwych wirtuozerskich umiejętności w neoklasycznym shred, do wielkich japońskich mistrzów gitary trochę brakuje. Po trzecie, pora była na stworzenie całkowicie własnej tożsamości, opartej na szybkich tempach, zagęszczonym brzmieniu i nieprawdopodobnej energii, która większości zespołów, grających melodic power metal jest obca i znana tylko z nazwy.
Na tym LP jest także znacznie więcej Yuhki, wysuniętego w długich, klawiszowych solach, granych wymiennie z solami gitarowymi. Syu parokrotnie daje tu również znakomity popis, jak chociażby w totalnie demolującym "Whisper in the Red Sky". Praktycznie cały album można określić mianem "Fast, Loud & Proud".
Po raz pierwszy przekroczyli tez granicę 7 minut i pokazali, że i w dłuższych kompozycjach czują się znakomicie, przy czym akurat "Deep Affection" do najlepszej grupy nie należy.
Płyta zawiera wiele smaczków, zmyślnie wkomponowanych w nagłe zmiany tempa i skomplikowane popisy instrumentalne. "The Scenery" jest ponadto przykładem umiejętności czerpania z różnych muzycznych źródeł. GALNERYUS działa na tym albumie jak precyzyjnie zaprogramowana maszyna, co jednak najważniejsze, niezmiernie uduchowiona. Przepiękny, balladowy "Eternal Regret", zaśpiewany przy pianinie głównie to popis możliwości wokalnych Yama-B i próbka nastroju, jaki zespół potrafił stworzyć w takich kompozycjach, także na płytach następnych. Jedynie może trochę odmienny stylowo "Dream Place" jest słabszy i nie bardzo pasuje do obrazu tej płyty. Za to bardzo ładne obydwa utwory instrumentalne, zagrane przez Syu z pomocą Yuhki w sposób ciepły i odprężający słuchacza.


Kolejny doskonale wyprodukowany album z właściwy sposób wyeksponowanymi wszystkimi instrumentami i lekko wysuniętym wokalem Yama-B.
Zespół deklasujący rywali w gatunku, z drugiej strony nie mający wszakże odpowiednika.

Ocena: 9.5/10

21.06.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
Galneryus - Beyond the End of Despair... (2006)

[Obrazek: R-3954352-1350390818-4928.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Arise 02:09
2. Shriek of the Vengeance 04:33
3. Raid Again 04:31
4. Shiver 07:06
5. Point of No Return 06:07
6. In the Cage 05:20
7. Heavy Curse 05:24
8. Vanishing Hope 05:18
9. Dawn of Tragedy 06:02
10. My Last Farewell 05:04
11. Braving Flag 04:49
12. Rebirth... 01:51

Rok wydania: 2006
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Japonia

Skład zespołu:
Yama-B (Masahiro Yamaguchi) - śpiew
Syu - gitara
Tsui - bas
Satoh - perkusja
Yuhki - instrumenty klawiszowe

Trzecia płyta GALNERYUS wydana została przez VAP w lipcu 2006. Jest to album bardzo dobry, ale w mojej ocenie najsłabszy w dorobku grupy.

Ten LP jest inny niż poprzednie, można powiedzieć dużo bardziej zróżnicowany. To taki poligon doświadczalny i chęć rozszerzenia swoich muzycznych horyzontów.
"Arise" jako wstęp i "Shriek of the Vengeance" pokazują, że będzie większy rozmach, pojawiają się też elementy symfoniczne i progresywne, a wokal jest znacznie mocniejszy. Yama-B nigdy dotąd nie brzmiał tak potężnie - jak skrzyżowanie młodego Dio z boskim Apollo Papathanasio. "Raid Again" to jeszcze GALNERYUS jaki znamy z poprzednich płyt - szybki i dynamiczny, melodyjny power metal, ale już "Shiver" to 7 minut dosyć ciężko zagranego, romantycznego heavy metalu. Nieco progresji w klawiszach Yuhki i dwa wspaniałe sola Syu. Inny GALNERYUS na pewno. Nagromadzenie nowych form wyrazu to "Point of No Return" - symfoniczne, neoklasyczne, z epickim rozmachem granie, poparte klawiszowymi popisami Yuhki na poziomie kosmicznym. I teraz dochodzimy do przyczyny oceny takiej, a nie innej. Aby album ten mógł uzyskać najwyższą notę, musi mieć jeszcze równy, najwyższy poziom wszystkich kompozycji.
"In the Cage" jest niestety po prostu słaby. Jest bardzo słabym hardrockowo/metalowym utworem, z jakim scenę japońską się zazwyczaj kojarzy. Mnie bardzo dziwi, czemu taki nieudolny utwór, gdzie nawet Yama-B nie ratuje całości głosem. Wybiegając, nieco podobnie jest z "Vanishing Hope". Tu jednak mamy do czynienia z numerem połamanym, pokręconym i pozbawionym melodii - całkowicie przekombinowanym. Taki GALNERYUS zupełnie mi nie odpowiada i na szczęście już nigdy taki utwór na ich płytach się nie pojawił.
Pojawił się zaś po raz pierwszy, ciężki, heavy powerowy "Heavy Curse" z kapitalnym refrenem i wokalem Yama-B o mocy silnika rakietowego. Jest też fenomenalny "Dawn of Tragedy", niby balladowy, z pianinem w pewnych miejscach, a o tak ogromnym ładunku emocji i z takim rozmachem zrobiony, że uwzględniając wzruszający refren, nikogo, kto lubi melodię, obojętnym pozostawić nie może. "My Last Farewell" jest znakomitym nawiązaniem do europejskiego, progresywnego, melodyjnego power metalu z refrenem w tym jasnym, słonecznym stylu GALNERYUS. Album zamyka "Braving Flag", bardzo dobry heavy powerowy utwór, ale tu coś jest nie tak z refrenem. Ponadto, mimo outro w postaci "Rebirth...", ten dosyć monumentalny w sumie album nie ma wystarczająco monumentalnego zwieńczenia.

Po raz kolejny oczywiście mamy do czynienia ze znakomitą produkcją, tym razem nastawioną na wyeksponowanie siły głosu Yama-B i elementów symfonicznych, jakie tu zaprezentowano.
Reasumując, gdyby nie dwie wpadki, byłby to najlepszy album GALNERYUS pod każdym względem. Niestety nie jest, bo tej grupie takie wpadki zdarzać się nie powinny.

Ocena: 8.5/10

21.06.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#4
Galneryus - One For All - All For One (2007)

[Obrazek: R-3954449-1455378029-5742.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Red Horizon 02:12
2. New Legend 05:23
3. The Night Craver 05:08
4. Aim at the Top 04:44
5. Everlasting 05:02
6. Last New Song 05:24
7. Don't Touch 06:00
8. The Flame 05:03
9. Chasing the Wind 06:23
10. Sign of Revolution 05:35
11. Cry for the Dark 05:33
12. The Sun Goes Down 01:52

Rok: 2007
Gatunek: Melodic Neoclassical Power Metal
Kraj: Japonia

Skład zespołu:
Yama-B - śpiew
Syu - gitara
Tsui - bas
Satoh - perkusja
Yuhki - instrumenty klawiszowe

Poprzedni album (Beyond the End of Despair... ) pokazał, że ten zespół ciągle brnie naprzód, nie oglądając się za siebie tylko poszukując swojego miejsca. Debiut to była "melodyjna neoklasyka", drugi album był już bardziej powerowy, choć neoklasycznego szlifu tu nie brakowało, z kolei trzeci to już spory eksperyment z próbą dodania większej ilości epiki, progresji oraz lekkiej teatralności, jaką cechował się wokal YAMA-B. Jak widać trudno powiedzieć, aby ten zespół grał jedno i to samo, i zasada "znasz jeden album = cała dyskografia" tu nie działa. Co zaprezentowali na tym LP, wydanym przez VAP w sierpniu 2007?

"Red Horizon" to klasyczne dla tego zespołu intro, a zaraz po nim dynamiczny i morderczy "New Legend" z kapitalną melodią, zmasowanym atakiem klawiszy i solami (w tym na basie). I ten utwór daje jako taki zarys tego albumu – że będzie tu trochę ciężej, mniej epicko i z nieco mniejszym rozmachem, co nie znaczy, że gorzej. Po nim jest "The Nightcraver", czyli pierwszy utwór w ich dyskografii zaśpiewany po japońsku. Ich rodzimy język w tym utworze to sprawa jak najbardziej słuszna, bo bardzo mocno podkreśla japońskie wykonanie i melodykę, które są kapitalne. Kosmiczne klawisze Yuhki bardzo dobrze dopasowane, tak jak bardzo dobry bas. Słychać też tutaj chorały, które to lekko przypominają album poprzedni, ale nie aż tak bardzo i ten moment do dość ciężka partia. Dialog Syu z Yuhki bardzo dobry. "Aim at the Top" zaczyna się kapitalnie, stosunkowo ciężko, aby chwilę później wkroczyły amerykańskie hammondy. Ogólnie rzecz biorąc jest to całkiem niezły i dość ciężki kawałek z chaotycznym refrenem. "Everlasting" to GALNERYUS, jaki wszyscy znają i lubią z dynamiczną melodią i jest to drugi utwór zaśpiewany po japońsku na tym albumie. Ponownie słychać japońskie wykonanie i sprawdzają się tutaj krótkie wtrącenia akustyków. "Last New Song" to tytuł dość mylący, bo nie jest to żadna ballada, a niszczący wykopem i perkusją utwór. Bardzo dobre, płynne przejścia i świetny, nośny refren, czyli wszystko, czego potrzeba do udanego kawałka. Yuhki pogrywa sobie na drugim planie, przebywając w latach 80. Jak na razie był same superlatywy, ale krytyka już nadchodzi, bo "Don't Touch" to hard rock, trzeba przyznać dość ograny, co jednak rozczarowuje. Nawet YAMA-B średnio tu przekonuje, bo i tak też pasuje do tego utworu. Stanowczo za długi, bo w porównaniu z poprzednimi, to nie za wiele się dzieje w obrębie samej kompozycji i poza solem nie ma za bardzo za co tu pochwalić. Na szczęście po tej przerwie powracają z melodyjnym, lekkim i chwytliwym "The Flame" z hard rockową lekkością w partii solowej i to jest jak najbardziej ok. No niestety, jest tu też zakalec numer 2, czyli "Chasing the Wind". Za lekki i w pewnych momentach za mało tu GALNERYUS, choć przyznaję, że partia klawiszowa w środkowej części udana, choć stanowczo za sympatyczna i właśnie z tym przesadzili tutaj. Na szczęście "Sign of Revolution" to powrót do normy – jest kapitalna melodia, lekko bujający i radosny refren z bardzo udanymi wtrąceniami klawiszy. Solo również bardzo dobre, choć dialogów Syu z Yuhki to tak naprawdę można by słuchać w nieskończoność. "Cry For The Dark" to dość ciężki utwór, jakby chcący penetrować bardziej nowoczesne rejony, czyli zalążek tego, co Syu zaserwuje na albumie SPINALCORD. Ale przyznaję, że chóralny i lekko jakby ubogi refren tutaj działa i wbija się w czaszkę. Ogólnie ten utwór to coś nowego i nowe pojęcie "klimat" dla tego zespołu. Na końcu bardzo spokojne, wyciszające outro "The Sun Goes Down" – bardzo śliczne.

Ogólnie ten album to stadium przejściowe i chęć połączenia wszystkich trzech "recept" na grę, dokładając przy tym odrobinę nowego. Mieszanka podziałała i wyszedł album bardzo dobry, z solidnym brzmieniem i jak zwykle dewastującym YAMA-B. Yuhki sobie przebywa to gdzieś w latach 80, to w czasach współczesnych i jak zwykle sprawdza się na drugim planie. Tsui basowo bardzo dobry, a Syu to wiadomo – jak zwykle się spisał, podobnie jak Junichi Sato. Co prawda są tu dwa dość przeciętnie brzmiące utwory, ale koniec końców nic nie stoi na przeszkodzie, aby dać temu albumowi wysoką notę. Widać, że ciągle szukali, szukali i tutaj – i znaleźli, a częściową kontynuację słychać na ich kolejnym albumie.


Ocena: 9,7/10

22.06.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#5
Galneryus - Reincarnation (2008)

[Obrazek: R-3954872-1350403552-6562.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Owari Naki, Konoshi 07:27
2. Blast Of Hell 06:19
3. Blame Yourself 07:40
4. Shining Moments 04:37
5. Against The Domination 04:34
6. Wind Of Change 07:17
7. No Exit 06:23
8. Stardust 05:23
9. Face To The Real 06:59
10. Seasons Cry 05:58
11. Fairy Tale 06:05
12. The Flag Of Reincarnation 08:51

Rok: 2008
Gatunek: Melodic Neoclassical Power Metal
Kraj: Japonia

Skład zespołu:
Yama-B - śpiew
Syu - gitara
Yu-To - bas
Yuhki - klawisze
Junichi Sato - perkusja

Co by było, gdyby GALNERYUS spróbował zagrać trochę ciężej? Trochę ciężej, jednocześnie zachowując oraz eksponując to, co u nich najlepsze? Z roku na rok mieli dobrą passę, "One For All - All For One" to bardzo solidny materiał, jednak nie dali sobie spokoju i w sierpniu 2008 roku musieli potwierdzić swoją klasę albumem "Reincarnation", wydanym przez VAP, który to niewątpliwie demoluje...

... ale nie od razu, bo na początku mamy "Owari Naki, Konoshi", co oznacza mniej więcej "koniec lamentu", a konoshi to coś w rodzaju "emocji" - w sumie, czy to takie ważne? W każdym razie, ten utwór to pudło i jednocześnie zmyłka. Pudło, bo jest to średniej jakości melodic metal, w którym to Syu wyzwala swoją inną stronę (której upust w pełni da w SPINALCORD). Problemem nie jest język, bo po japońsku śpiewali już poprzednio, jednak jest w nim coś nie tak. Na wyróżnienie zasługuje bas. A dlaczego zmyłka?
Bo "Blast of Hell" to dosłowne uderzenie i odmiana - sprawia, że poprzedni utwór w ogóle nie ma prawa egzystencji. Jest potencjalnie szybko, dość ciężko, melodyjnie, z kapitalnym i nośnym refrenem, to zmiany tempa, ciągle coś się dzieje - potrafią utrzymać zainteresowanie. Dodatkowo jeszcze miodne solo i słuchacz jest kontent.
"Blame Yourself" zaczyna się spokojną gitarą, aby za chwilę przerodzić się w pełen mocy, melodyjny hicior, utrzymany w średnich tempach z przyjemnym, szybkim refrenem. O solach nie wolno zapomnieć, bo one są nieodłączną częścią. Nic na siłę, ani jednej wymuszonej nuty i nawet cięższa partia przed solem tu pasuje jak ulał.
Jednak "Shining Moments" można uznać za definicję - pełnia życia, lekkość, radość i przyjemność z gry. Po prostu słychać, że to akurat ta grupa i Japońskie wykonanie - czyli poziom wysoki.
"Against the Domination" to solidne melodie i jak zwykle czający się na drugim planie klawiszowiec Yuhki, który swoim byciem w niebyciu daje radę, choć tu wyjątkowo wydaje się trochę bardziej wysunięty. Bardzo dobrego sola zabraknąć tu nie mogło.
"Wind of Change" to utwór bardzo dobry, w którym to na początku pałeczkę przejmuje klawiszowiec Yuhki, co brzmi wyjątkowo ciekawie. Później schodzi na rzecz gitary - świetny refren i solo. Ogólnie jest to dość rozbudowany utwór, naprawdę przemyślany w szczegółach. O kapitalnym wokalu Yama-B chyba mówić nie muszę, bo to oczywiste.
"No Exit" to mocno bujający numer, stosunkowo ciężki, można by nawet powiedzieć, że trochę inny jak na nich. Co nie oznacza, że jest zły, bo robota zawodowa to jest. Choć refren daje lekki upust temu ciężarowi i jest trochę lżej.
"Stardust" jednak z początku bardzo się wyróżnia, bo słychać tu coś dosłownie nie japońskiego - może Amerykę? W każdym razie, gdy wchodzi wokalista i zaczyna się właściwa część utworu, to powracamy do Kraju Kwitnącej Wiśni i mamy bardzo ładną, delikatną melodię i solidne wokale.
"Face to the Real" zaczyna się niczym soundtrack z filmu o odległych ostępach piaszczystej pustyni, aby chwilę po tym weszła gitara. I tutaj, podobnie jak poprzednio, jest wyczuwalne coś "innego" - szczególnie w gitarze, choć sam rozkład utworu także nieco inny.
"Seasons Cry" to jednak kompozycja bez skazy - po prostu przepiękne, szczególnie przejmujący refren i przeplatane partie japońsko-angielskie. Bardzo fajny, lekko refleksyjny utwór.
Jednak "Fairy Tale" przypada rola ballady - nie wiem dlaczego, ale ja tu wyczuwam czyjś wpływ w refrenie - i albo mi się zdaje, albo słyszę coś w rodzaju SAVATAGE.
"The Flag of Reincarnation" to dewastacja czaszki na miejscu i jest tu wszystko, do czego ten zespół przyzwyczaił swoimi poprzednimi albumami - z paroma dodatkami oczywiście, jednak typowa lekkość i japońskie wykonanie zachowane. Idealne zakończenie prawie idealnego wydawnictwa.

Szkoda tylko, że ostatniego w tak imponującym składzie, bo Yama-B niestety odszedł z zespołu, bo nie podobało mu się, dokąd to wszystko zmierza - swoją wizję muzyczną pokazał w REKION, za co sława. Ten tekst wymknął się spod kontroli już dawno temu i to widać ewidentnie, dlatego też należałoby go jakoś zgrabnie zakończyć. O ile single i EP, pilotujące ten album budziły wiele wątpliwości, tak sam krążek bez wątpienia jest świetny. Solidne brzmienie, świetne wokale, jednak jest jedno ale - czy to nadal jest GALNERYUS? I tak, i nie. I po wysłuchaniu tej płyty wiadomo, o co chodzi. Kto zna ten zespół, chwyci bez wahania, kto lubi kawał solidnej muzyki, również się nie zawiedzie. Zgranie muzyków perfekcyjne, melodie również, nikt nikogo nie prześciga, wszyscy zasługują na medal, bo dali z siebie wszystko.


Ocena: 9.7/10

11.08.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#6
Galneryus - Resurrection (2010)

[Obrazek: R-4090968-1354924143-8426.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. United Blood 01:47 
2. Burn My Heart 06:50
3. Carry On 04:59
4. Destinations 06:07
5. Still Loving You 04:39
6. Emotions (instrumental) 06:06
7. Save You 07:26
8. A Far-Off Distance 04:53
9. Fall In The Dark 05:06
10. Destiny 07:43
11. The Road Goes On 02:04

Rok wydania: 2010
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Japonia

Skład zespołu:
Masatoshi Ono - śpiew
Syu - gitara
Yuhki - instrumenty klawiszowe
Taka - bas
Junichi Sato - perkusja

Gdy Masahiro Yamaguchi, czyli Yama -B, po nagraniu poprzedniej płyty "Reincarnation" opuścił zespół z powodów różnic na tle muzycznym, zapanowało poruszenie i padło pytanie - co dalej z GALNERYUS? Czy może istnieć bez niego i jaką drogę grupa obierze w dalszej przyszłości. Wybór nowego wokalisty wzbudził poważne wątpliwości co do trafności decyzji, a EP "Beginning of the Resurrection " nie przyniosła konkretnej odpowiedzi co przyniesie ten album. Klasyczny japoński melodic metal czy mocny GALNERYUS z 2008? "Resurrection"! Edycja VAP z czerwca 2010.

Pierwszy i ostatni kawałek to intro i outro. A reszta... wybornie zrobiony japoński melodic zrobiony z galneryusowym rozmachem. No przepych dźwiękowy ogromny, przy czym sporo jest Yuhki i wcale nie zawsze cofniętego. Mordercze partie perkusyjne Junichi Sato, za to nowy basista Taka jakby lekko odstawał od pozostałych instrumentalistów, bo przecież jak gra Syu to wiadomo. Ciekawe, że Syu tym razem dał sporo ozdobników neoklasycznych w solówkach, a także elementów zaczerpniętych z tradycyjnej muzyki nawet jakby bałkańskiej.
Wokalnie ? Tak jak należy, powiem, że się Masatoshi Ono spisał powyżej moich oczekiwań.
"Burn My Heart" wyśmienity - co za przepych, wręcz barokowy. Tempo, zmiany melodii jak w kalejdoskopie. Piękny utwór, zresztą jak i bardzo szybki Carry On z zamaszystym refrenem i pędzącą gitarą. Współpraca Syu i Yuhki chyba nigdy się nie układała tak dobrze jak na tej płycie. To jak się tu uzupełniają momentami niesamowite. "Destinations" wzmocniony przepotężnymi klawiszami w starym stylu, cięty, jakby rwany z namiastką amerykańskiego grania w melodii. Tu też Syu trochę zaczerpnął z filozofii SPINALCORD. Perkusyjny wstęp, klawisze rozległe i mamy rozbujany, słoneczny "Still Loving You". Wzorcowy w kompozycji i wykonaniu japoński melodic metal w najlepszy wydaniu, a przy tym podany z dużą dawką energii. Yuhki w solo w stylu lat 70tych niesamowity i ogólnie atmosfera z czymś takim co jest nieuchwytne, a zmusza do natychmiastowego posłuchania po raz kolejny.
Chwila oddechu przy nastrojowym instrumentalnym "Emotions", który może zaczyna się niewinnie, ale potem rozwija się przepięknie z elementami jazz rocka i pop. Opowiada gitara i klawisze, choć głównie Syu jednak. "Save You" to kolejny utwór szybki z elementami neoklasycznymi słyszalnymi ale i sprytnie ukrytymi, melodyjny power metal skrojony według ścisłej recepty GALNERYUS. Według ścisłej recepty tym razem Jrocka podany jest "A Far-Off Distance". Tak to powinno brzmieć - romantycznie, delikatnie, nastrojowo i trochę pastelowo, chociaż dawka energii w refrenie na tle pięknych klawiszy jest akurat odpowiednia. "Fall In The Dark" to znów jakby trochę SPINALCORD, słychać to w tych jak na GALNERYUS eksperymentalnych rozwiązaniach na początku, ale to wciąż ten sam zespół w refrenach. Chwytających za serce, jak to w GALNERYUS. "Destiny" z symfonicznym wstępem rozkręca się nagle w najbardziej tradycyjny w stylu grupy utwór i tu wychodzi... że nie ma Yama-B. Czegoś tu brak, chyba jego energii w głosie, bo jakby ten wokal jest za słaby do tego co tu jest grane. Co więcej jakby hamuje on zapędy muzyków. Ten utwór jest słabszy także dlatego, że nie jest aż wyładowany tym wszystkim czym czaruje ekipa GALNERYUS gdy zbierze się razem. Specyficzne wykorzystanie motywów neoklasycznych w części środkowej jednak godne podkreślenia.

Komu było mało Yuhki w GALNERYUS to ma go pod dostatkiem. Mistrz, zdecydowanie Mistrz przez duże M. Zaryzykował bym tezę, że liderzy zdawali sobie sprawę, że Masatoshi Ono to jednak nie jest Masahiro Yamaguchi i Yuhki wysunął się w wielu miejscach na plan pierwszy, wsparł nowego wokalistę, a nawet w paru momentach zatuszował jego drobne niedomagania.
Tak zrobić potrafią tylko wielcy. Polot lekkość i przepych. Ilość pomysłów wystarczająca do obdzielenia kilku płyt.
Patrzyłem sceptycznie, a tu GALNERYUS potwierdza swoją pozycję Dominatora. Oczywiście, z Yama B ta płyta brzmiała by jeszcze lepiej zapewne, zapewne też miała by potężniejszy sound i zapewne zdobyła by jeszcze większe uznanie fanów. Tego nie ma, jest to co jest. A jest moim zdaniem znakomicie i po raz kolejny konkurencja światowa została pozostawiona daleko w tyle. To że ten zespół potrafi nagrywać płyty na tak niedostępnym dla innych poziomie, jedna po drugiej, od tylu lat, jest doprawdy zdumiewające.
Uwzględniając "potknięcia", których życzę wszystkim innym zespołom grającym melodic power metal...


Ocena: 9.5/10

23.06.2010
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#7
Galneryus - Phoenix Rising (2011)

[Obrazek: R-6921647-1429555125-8987.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. The Rising 02:08
2. Tear Off Your Chain 06:47
3. Future Never Dies 05:36
4. Spirt Of Steel 05:18
5. Scars 05:46
6. The Wind Blows 05:36
7. T.F.F.B 07:09
8. No More Tears 06:54
9. Bash Out! 04:57
10. The Time Has Come 05:27
11. The Phoenix 03:13

Rok wydania: 2011
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Japonia

Skład zespołu:
Masatoshi Ono - śpiew
Syu - gitara
Yuhki - instrumenty klawiszowe
Taka - bas
Junichi Sato - perkusja

Niezwykle owocny to rok w japońskim melodyjnym metalu. Praktycznie wszyscy Wielcy zaprezentowali nowe płyty i w tym gronie nie zabrakło i GALNERYUS. VAP wydał kolejny album zespołu w październiku.W obecnej chwili to niekwestionowany lider japońskiej sceny, będący jednocześnie poza zasięgiem nawet najbardziej uznanych grup z innych części świata. Triumfalnego pochodu nie zatrzymało nawet odejście charyzmatycznego wokalisty Yama B i jak się okazało, jego następca Masatoshi Ono godnie go zastąpił.

"Resurrection" z 2010 roku był albumem znakomitym i teraz jedynie zespół musiał udowodnić, że stać go na przygotowanie atrakcyjnego materiału w krótkim rocznym odstępie czasu, bo kwestia samego wykonania i produkcji nie jest w przypadku GALNERYUS tematem do dyskusji. Ciekawie się ten album rozpoczyna od symfonicznego intro z harshem i epiką w "The Rising" i to bardziej przypomina skandynawski extreme melodic, ale już "Tear Off Your Chain" to szybki melodic power z neoklasyczną melodią w stylu, do jakiego zespół już przyzwyczaił słuchaczy od lat.Utwory na tym albumie są dosyć długie, pozostawiono miejsce na indywidualne popisy zarówno Yuhki, jak i Syu. Obaj w znakomitej formie, przy czym Syu gra dużo patentów neoklasycznych, Yuhki korzysta z doświadczeń najlepszych klawiszowców lat 70, a razem wygrywają niesamowite cudeńka w tych instrumentalnych pełnych rozmachu fragmentach.
Siła GALNERYUS jest to, że gdy nawet sama melodia niespecjalnie jest oryginalna, to cała otoczka i aranżacja jest zazwyczaj nieprawdopodobna i nieosiągalna dla innych zespołów. Tak też jest i tym razem. "Future Never Dies" to jasny, słoneczny japoński melodic power, jakiego nikt na świecie nie gra i nikt nie gra tego tak, jak GALNERYUS , no chyba że REKION. To prosty numer dla fanów JRocka, a dla fanów bardziej true grania zagrali w dumnym epickim melodic power "Spirt Of Steel" z kapitalnym refrenem z chórkami i energicznymi powtarzanymi zagrywkami Syu. Cięte riffy, dynamit, a zarazem elegancja i metalowa duma. Do tego hammondy lordowskie i klimat lat 70tych w części instrumentalnej - po prostu killer. Potem łagodniej i nieco progresywnie w "Scars" ze znakomitym wokalem Ono, ale z zachowaniem znacznego tempa. Tło zrobione przez Yuhki piękne i gustowne. No jak tu bas chodzi, gdy liderzy prowadzą niezobowiązujący dialog w obszarach jazz rocka. Kapitalnie zrobione. "The Wind Blows" to song rozpoczynający się jako ballada akustyczna, a potem rozwija się i ujawnia cudownej urody melodię rozkwitając w refrenie. Cały GALNERYUS. Syu gra tu niesamowicie poruszające solo, a Yuhki skromniutko mu podgrywa w tle. Po prostu dwaj Giganci. Tak jak w bardzo szybkim "T.F.F.B", gdzie niby ta melodia jest już z płyt GALNERYUS znana, ale to rozciągnięto na siedem minut, chóry, dano pograć klawiszom i jest tu sporo nieskrępowanej zabawy instrumentalistów, w tym perkusisty Junichi Sato, jak zwykle doskonałego w tym, co robi.Tu w tym numerze po prostu gra za dwóch. GALNERYUS to także zaduma, refleksja i wzruszenie. Także na neoklasycznym fundamencie z elementami JRocka i taki jest prześliczny elegijny niemal "No More Tears" rozwijający się w kolejny nieśmiertelny klasyk japońskiego emotional melodic metal. Przy okazji tej kompozycji należy jednoznacznie powiedzieć, że Ono jest godnym następcą Yama B.
Jeśli na poprzednim albumie chwilami wydawał się lekko niepewny, może i próbował jeszcze kopiować sławnego poprzednika, to teraz jest to po prostu Ono.
GALNERYUS nie unika również nieco mocniejszego grania w stylu melodyjnego heavy/power w "Bash Out!" tu jednak wpisuje klawisze i estetykę melodic metalu i tak na dobrą sprawę, to jedynie udaje, że gra mocniej. To nie jest galnerus metal z "Reincarnation". Może dlatego ta kompozycja mimo wyśmienitego wykonania trochę odstaje poziomem od pozostałych.
Z pewnością za to do najbardziej wysmakowanych należy "The Time Has Come" zagrany dosyć oszczędnie jak na GALNERYUS, ale bardziej jeszcze nowocześnie, bo jest tu ich typowe granie z nutką neoklasyki i nieco harsh wokali, ale tylko tyle, aby dodać intrygujący ozdobnik. Na koniec "The Phoenix" instrumentalny, gitarowy i to japoński "Vielleicht Das Naechste Mal".
Syu rządzi i to jest po prostu cały rockowy Syu.
.
Brzmieniowo powtórka z "Resurrection" i tu nie było powodu wiele zmieniać.
Ktoś kiedyś napisał, że GALNERYUS przybył z innej galaktyki, aby grać na Ziemi melodic power metal. Tak, to prawda. Bardzo chciałbym, aby z tamtej galaktyki przyleciały na naszą planetę inne takie zespoły.


Ocena: 9,6/10

5.10.2011
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#8
Galneryus - Angel of Salvation (2012)

[Obrazek: R-4183413-1357880303-3825.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Reach to the Sky 02:30
2.The Promised Flag 06:18
3.Temptation Through the Night 06:11
4.Lonely as a Stranger 05:53
5.Stand Up for the Right 06:55
6.Hunting for Your Dream 05:24
7.Lament 05:14
8.Infinity 06:19
9.Angel of Salvation 14:37
10.Longing 04:53


Rok wydania: 2012
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Japonia

Skład zespołu:
Masatoshi Ono -śpiew
Syu -gitara
Yuhki -instrumenty klawiszowe
Taka -bas
Junichi Sato -perkusja
oraz
Akane Liv - śpiew ("Angel of Salvation")


Rok 2011 był rokiem GALNERYUS, ale 2012 nie był rokiem odpoczynku i zbierania owoców sławy. W październiku ukazał się nakładem VAP kolejny, ósmy już album Czarodziei Power Metalu z Tokio.

Czarodzieje... Piękny wstęp Reach to the Sky z bogatym tłem symfonicznym prowadzi do The Promised Flag - to najbardziej klasyczny styl GALNERYUS. Eksplozja pełnego rozmachu i światła szybkiego power metalu na przystępnym neoklasycznym fundamencie. Ataki Yuhki i szarże basowe Taka niesamowite, pomijając już to, co gra Wizard Guitar Master Syu. Syu wzniósł się na tym albumie na wyżyny swojego kunsztu, dodając jeszcze więcej nowinek technicznych i gatunkowych.
Czy trzeba po raz kolejny przypominać, że GALNERYUS gra na poziomie technicznym niedostępnym dla 99% zespołów, które grają podobną muzykę? A może dla żadnego?
Dumna elegancja to Temptation Through the Night, a Yuhki dodatkowo łamie to w pewnym momencie kosmicznie zagranymi nowoczesnymi klawiszami, a potem jest taki romantyczny... Podbijają stawkę w nasyconym klawiszami Hunting for Your Dream z ognistymi natarciami Syu. Absolutna moc melodic power! Wspaniały, mroczny klimat i doskonale stopniowane napięcie to nasycony progresywną neoklasyką Stand Up for the Right i tu wokale Ono są chyba najlepsze na całym albumie. Nieco mocniej i bardziej klasycznie powerowo zagrane zostały porywające i bogate formalne Lonely as a Stranger i Infinity. Wspaniała melodia w klasycznym dla GALNERYUS Lament, niby już znana, ale ubrana w zupełnie nowe riffy i ozdobniki. Słoneczny power metal Japończyków.
Na tej płycie znalazła się najdłuższa jak do tej pory kompozycja zespołu, czyli tytułowy Angel of Salvation. Gościnnie zaśpiewała tu Akane Okamoto-Kaminski, czyli Akane Liv ze słynnego japońskiego symphonic power metalowego LIV MOON. Ten utwór skupia sobie wszystko co najlepsze w muzyce GALNERYUS ,czyli... wszystko. To jeden wielki popis kunsztu muzyków w opowiedzianej w teatralny sposób historii trochę w stylu RHAPSODY. Patos, monumentalizm malowany światłem i jedynie ja bym tu jednak chciał usłyszeć więcej także Masatoshi Ono. Taki wyrazisty duet wyniósł by tę kompozycję na absolutne wyżyny. Ono pojawia się zbyt późno.Tak czy inaczej pasja i precyzja wykonania niebywała. Lekko rozczarowało mnie też mało patetyczne zakończenie. Warto tu wspomnieć, że cały wątek neoklasyczny jest transpozycją Violin Concerto in D major, Op. 35. Czajkowskiego. Na koniec piękne romantyczne wyciszenie w instrumentalnym Longing, z pianinem Yuhkii i delikatną gitarą Syu. Sato genialny i podgrywa nawet specjalne przejścia, gdy te przejścia robi Syu. Coś niesamowitego technicznie.
Co do Masatoshi Ono. Wypadł znakomicie, ale z tym, że nie śpiewa Yama-B nigdy się nie pogodzę.

Na szczęście nie ma żadnego grzebania przy produkcji w stosunku do poprzedniej płyty. Brzmi to krystalicznie i wieloplanowo i jest to idealnie dobrane. Najlepsza płyta z tych z Ono jako wokalistą nagrana do tej pory.
To, co robi GALNERYUS jest nieprawdopodobne. Czarodzieje!

ocena 9,9/10


new 27.07.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#9
Galneryus - Vetelgyus (2014)

[Obrazek: R-6921954-1429559539-5048.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Redstar Rising 01:31
2.Endless Story 06:14
3.There's No Escape 05:19
4.Ultimatum 05:30
5.Enemy to Injustice 07:21
6.The Judgment Day (Vetelgyus Mix) 07:43
7.Vetelgyus 08:06
8.Attitude to Life 05:59
9.Secret Love 06:58
10.The Guide 05:15
11.I Wish 06:30
12.The Voyage 04:58

Rok wydania: 2014
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Japonia

Skład zespołu:
Masatoshi Ono - śpiew
Syu - gitara
Yuhki - instrumenty klawiszowe
Taka - gitara basowa
Junichi Sato - perkusja
oraz
Hitomi Orima - śpiew - dodatkowe wokale żeńskie(5, 7, 10)


GALNERYUS to nie zespół, to instytucja i część japońskiej kultury muzycznej, więc pojawienie się w roku 2014 kolejnej płyty było oczywiste. Album ukazał się nakładem VAP we wrześniu i zawiera ponad 70 minut muzyki.

Piękne zwiewne i potoczyste melodyjne otwarcie w postaci Endless Story i od razu słychać, że Ono jest w wyśmienitej dyspozycji a instrumentaliści w równie doskonałej, bo Syu po prostu czaruje swoja grą. Ta moc i ten pęd GALNERYUS, ten rozmach... W dosyć nowocześnie zaaranżowanym There's No Escape grają nieco łagodniej i tu instrumenty klawiszowe Yuhki odgrywają wiodącą rolę, w Ultimatum wracają do rozpędzonego rytmicznego power metalu typowego dla ich stylu trzeba jednak zauważyć, że i w tej kompozycji elementy modern metalu się w pewnych momentach pojawiają. Natomiast Enemy to Injustice jest zbudowany na eleganckim neoklasycznym fundamencie z klasycznymi orkiestracjami na wstępie po czym nabiera charakteru lekko zagranego numeru epickiego. Bogato to zostało ozdobione i tu Yuhki gra nieco inaczej niż zazwyczaj, przez co utwór nabiera zdecydowanych cech metalu symfonicznego. Współpraca Gitary i klawiszy genialna, jak to zwykle w GALNERYUS zresztą. The Judgment Day to długi wstęp w stylu RHAPSODY, po czym przechodzą na zorientowany na gitarę i wokal melodic power, bardzo dobry, ale jednak trochę zwyczajny jak na GALNERYUS.
Łagodny JRockowy song Attitude to Life to obowiązkowe pianino, orkiestracje w tle i jest to dobry utwór w tej konwencji, jednak wskazujący na pewną zauważalną od jakiegoś czasu próbę przyciągnięcia do grona fanów także słuchaczy stylu JRock i VisualKey. Z pewnością do nich skierowany jest Secret Love, wysmakowany i perfekcyjnie zagrany, ale bardzo konserwatywny w ogranej przez innych melodii.
Pewnym zaskakującym ukłonem w stronę RHAPSODY jest The Guide, bo słychać tu inspiracje włoskim power symfonicznym, aranżacja jest zdecydowanie odległa od japońskiej, natomiast dynamika ogromna i tu słychać GALNERYUS.
Po nim I Wish i tym razem to podniosły i szybki klasyczny numer melodic power GALNERYUS z monumentalnym, pompatycznym zakończeniem, godnym MANOWAR.
Grupa zrezygnowała tym razem z tak długiej kompozycji, jaką był Angel of Salvation, są natomiast dwie kompozycje instrumentalne, w tym centralna, rozbudowana Vetelgyus. Syu gra tu przepiękne sola, całość spinana jest nienachalnymi chórami i jest to dynamiczna mieszanka metalu symfonicznego i power z dialogami Syu-Yuhki. W drugiej części pojawiają się nawet mocno wyeksponowane motywy celtyckie. Druga to zamykająca album The Voyage.

Perfekcyjne wykonanie i jak zwykle doskonałe brzmienie, jednak tym razem GALNERYUS kilka razy wszedł na obszary nieco innej muzyki, niż można się było spodziewać i nie zdołał w nich stworzyć kompozycji tak doskonałych, do jakich grupa przyzwyczaiła przez wiele poprzednich lat.


ocena: 8,8/10

new 21.01.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#10
Galneryus - Under The Force Of Courage (2015)

[Obrazek: R-7843981-1558308334-4400.jpeg.jpg]


tracklista:
1.Premonition 03:40
2.The Time Before Dawn 02:58
3.Raise My Sword 07:11
4.The Voice of Grievous Cry 06:18
5.Rain of Tears 08:21
6. Reward for Betrayal 07:07
7. Soul of the Field 07:25
8. Chain of Distress 06:53
9. The Force of Courage 14:21
a. The Sense of My Life
b. Dream and Reality
c. Just for the Faith
d. Pray to the Sky

Rok wydania: 2015
Gatunek: melodic symphonic power metal
Kraj: Japonia

Skład zespołu:
Masatoshi Ono - śpiew
Syu - gitara
Yuhki - instrumenty klawiszowe
Taka - gitara basowa
Junichi Sato - perkusja

Można było się obawiać, że po 2014 GALNERYUS zejdzie na pozycje bardziej komercyjnego JRock/power metalu przeznaczonego raczej tylko dla fanów we własnym kraju. Kolejny album ukazał się już w roku następnym i to jeszcze bardziej napawało ostrożnością.
Tymczasem GALNERYUS to jest jednak zespół genialny, który przybył z innej Muzycznej Galaktyki.

"Under The Force Of Courage" to fantasy koncept,ogólnie mówiąc o wojnie magów i takich albumów to już trochę było, ale jednak nie takich.
Przepiękne klimatyczne symfoniczne intro z narracją Premonition rozpoczyna tę niezwykłą muzyczną przygodę, potem instrumentalny, lekko progresywny The Time Before Dawn rozbudza ciekawość jeszcze bardziej i wreszcie następuje eksplozja tak dynamicznego i z taką pasją zagranego heroicznego melodic power w Raise My Sword, jakiego GALNERYUS nie prezentował od lat. Tu powrócił GALNERYUS w takich tempach, z taką precyzją i z taką maestrią wykonania, że jest ona po prostu niedostępna dla żadnego innego zespołu na świecie. Monumentalnie, dumnie, epicko i z nieprawdopodobną fantazją grają w The Voice of Grievous Cry, a Masatoshi Ono jest fenomenalny w tych polatujących ku niebu refrenach. Ten występ Ono jest na tym albumie absolutnie godny oklasków na stojąco.
Ta muzyka to fontanny to, gejzery klawiszowych pasaży Yuhki i fenomenalnego shredu Syu. No tak, ale oni przecież pochodzą z Galaktyki Andromeda.
Składający się z pięciu części Rain of Tears to arcydzieło melancholijnego symfonicznego power metalu, gdzie subtelna delikatność i piękno melodii po prostu wzrusza. Gdzieś to wyrasta z JRocka, ale odlatuje od niego bardzo, bardzo daleko. No i to pianino Yuhki... A potem jak narasta mrok i jak nadciąga zło... Genialnie to zostało zrobione! I wreszcie partia neoklasyczna a potem finał, jaki mógł stworzyć tylko GALNERYUS.
Posępna moc Reward for Betrayal po prostu poraża, do tego te wykorzystanie pewnych orientalnych motywów pogłębia jeszcze efekt końcowy. No i potem jak ten nieboskłon się powoli rozjaśnia w części instrumentalnej. Przepięknie!
Symfoniczny początek Soul of the Field staje się stopniowo coraz bardziej wyrazisty w melodii i już wkrótce harsh walczy z czystym wokalem, Dobro ze Złem,a wszystko w klasycznym szybkim tempie power metalu GALNERYUS. Coś z pieśni barda z BLIND GUARDIAN, coś z klimatu szwedzkiego THE STORYTELLER no i fenomenalne wstawki neoklasyczne zrealizowane na kilku równoległych planach. Majstersztyk, majstersztyk! Potem wyciszenie w romantycznym Chain of Distress, znowu pianino, znowu pełen łagodnych emocji głos Ono, a potem ten jasny, ciepły japoński JRock, który musiał się pojawić i pojawił w pięknej formie.
Finał to czteroczęściowa suita The Force of Courage i to bogactwo formy i treści po prostu olśniewa i onieśmiela.  Orkiestracje w stylu cinematic metal Turilli, patos, burza emocji i wiele, wiele więcej. Magia po prostu. Ta opowieści nie mogła się skończyć lepiej.

Trudno tu mówić o brzmieniu i produkcji. W przypadku GALNERYUS się tego tematu po prostu nie rozwija. Perfekcja w każdej sekundzie. O wykonaniu już było. Wiadomo, GALNERYUS.
Jeśli w odpowiedzi na pewne nieprzychylne opinie dotyczące albumu "Vetelgyus"  słabości zespołu GALNERYUS chciał coś udowodnić, to udowodnił, pozostawiając oponentów i malkontentów z opuszczonymi spodniami.

ocena: 10/10

new 4.08.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#11
Galneryus - Ultimate Sacrifice (2017)

[Obrazek: R-10926735-1506652589-4240.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Enter the New Age 03:00
2.Heavenly Punishment 05:56
3.Wings of Justice 05:49
4.The Shadow Within 05:46
5.With Sympathy 06:09
6.Wherever You Are 06:35
7.Rising Infuriation 08:07
8.Brutal Spiral of Emotions 11:28
9.Ultimate Sacrifice 12:23

Rok wydania: 2017
Gatunek: melodic symphonic power metal
Kraj: Japonia

Skład zespołu:
Masatoshi Ono - śpiew
Syu - gitara
Yuhki - instrumenty klawiszowe
Taka - gitara basowa
Fumiya Morishita - perkusja


Czy po genialnym dziele "Under The Force Of Courage" można zrobić coś równie wspaniałego? No cóż, GALNERUYS pochodzi z innej Galaktyki, a więc wszystko jest możliwe... W roku 2016 zaszła zmiana na stanowisku perkusisty i niestety odszedł Sato, a jego miejsce zajął niezbyt znany Fumiya Morishita z UNLUCKY MORPHEUS i ten skład przygotował nowy album "Ultimate Sacrifice", wydany przez Warner Music Japan we wrześniu 2017 roku.

Ciąg dalszy historii z roku 2015. Musiał nastąpić i nastąpił i narracyjno- symfoniczne intro Enter the New Age wprowadza nas ponownie w fascynującą historię, opowiedzianą do pewnego momentu dwa lata wcześniej.
Tym razem wszystko jest bardziej masywne, z mrocznym czasem rysem i większa dawką monumentalizmu. To słychać w potężnym i dumnym Heavenly Punishment bogato ozdobionym powiązanymi ze sobą ornamentacjami gitarowymi i klawiszowymi, a wszystko w klasyczny dla GALNERYUS tempie. Porywający, rozległy refren to ozdoba tej kompozycji. No i te genialne wirtuozerskie solówki, chyba jeszcze bogatsze niż na płycie poprzedniej. Power metalowy heroiczny atak w Wings of Justice jest morderczy i nie do odparcia. Tu ujawnia się potęga GALNERYUS w tempach szybkich i to jest po prostu fenomen światowy. Warto przy okazji zauważyć typowe dla europower metalu motywy muzyczne  w stylu rycerskim. The Shadow Within jest triumfalny i neoklasyczny w części wstępnej, potem bardzo pompatyczny i znakomicie akcentowany na małych wartościach. Przy tym jakie to eleganckie w tej muzycznej narracji! Część instrumentalna to power metalowy huragan w progresywnym stylu i jest tu praktycznie wszystko, od folk rycerskiego po chłodną neoklasykę.
GALNERYUS nie daje ani chwili wytchnienia, ta historia toczy się bez dłużyzn, jak film akcji i fanfary z Wherever You Are wieszczą kolejny killer w patetycznym rycerskim stylu. Symfoniczny pełen przestrzeni dumny power metal! Cel tu osiągnięty jest stosunkowo prostymi jak na GALNERYUS środkami, ale efekt jest piorunujący. Te celtyckie wstawki, to wirtuozerskie solo Syu! No i Hammondy! Hammondy! I wreszcie Masatoshi Ono. On jest z płyty  na płytę coraz lepszy, o ile to możliwe od jakiegoś czasu, rzecz jasna. Romantyczny JRock/power grają setki zespołów ale tak naprawdę to próbują od lat tylko zrobić coś prawie tak jak GALNERYUS. W tym gatunku Wherever You Are jest perfekcyjny i tyle. Po prostu perfekcyjny. Syu daje tu taki popis rockowego grania na końcu, że szczęka opada...
W Rising Infuriation najwięcej niepokojącego klimatu, mroku, walki przeciwieństw, transcendentalizmu i taki moment musiał przyjść na tej płycie, bo słońce nie zawsze przecież świeci. Tak przy okazji - perfekcyjne wielogłosowe harmonie wokalne w chórach.
Album wieńczą dwa fenomenalne kolosy, których opisanie jest trudne, bo jak opisać uśmiech, burzę, tęczę czy las?
Zarówno Brutal Spiral of Emotions jak i Ultimate Sacrifice to arcydzieła nieco progresywnie potraktowanego melodic power, niebywale wysmakowane i dopracowane w najdrobniejszych szczegółach, stopniowo doprowadzające do finału, który daje do myślenia, bo zapowiada ciąg dalszy...

To, że ogólnie wykonanie jest na poziomie kosmicznym, to kwestia bezsporna. Shred Syu jest doskonały i pełen polotu, natomiast Yuhki tym razem wprowadza więcej partii o charakterze progresywnym, w manierze amerykańskiej, bardzo wysublimowanych i jednocześnie bardzo czytelnych.
Realizacja jest jak zwykle na wysokim poziomie, ale zastrzeżenia budzi brzmienie perkusji. O ile Morishita gra znakomicie, to efekty jego działań nieco niweczy spłaszczony i trochę sztuczny sound perkusji. Jednakże przy ogólnej potędze aranżacji i melodii to jest tylko drobny techniczny szczegół.
Czy są dla GALNERYUS rzeczy niemożliwe? Nie ma.

ocena 10/10

new 16.09.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#12
Galneryus - Into The Purgatory (2019)

[Obrazek: R-14269496-1571131472-5111.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Purgatorial Flame 02:52     
2. My Hope Is Gone 07:00     
3. Fighting of Eternity 06:28     
4. Glory 05:50     
5. Never Again 07:21     
6. The Followers 05:06     
7. Come Back to Me Again 05:57     
8. Remain Behind 06:22     
9. The End of the Line 08:56     
10. Roaming in My Memory 02:35

Rok: 2019
Gatunek: Symphonic/Melodic Power Metal
Kraj: Japonia

Skład:
Masatoshi Ono - śpiew
Syu - gitara
Yuhki - instrumenty klawiszowe
Taka - gitara basowa
Fumiya Morishita - perkusja

Galneryus powraca. Po dwóch latach i występach gościnnych, najwyższa pora. W końcu ktoś musi ustawić wszystkich do szeregu.
Powraca na wydeptany szlak. Intro, outro, i 8 kompozycji.
Może trochę szkoda, bo osobiście wolałem epickie zakończenia dwóch ostatnich płyt.

Oczywiście powrót na szlak nie oznacza sztampy, słabości czy kompletnej rezygnacji z rozwiązań dwóch poprzednich albumów i po intrze otrzymujemy My Hope is Gone, czyli granie na najwyższym poziomie, do jakiego Galneryus już przyzwyczaił, w tym genialne chóry.
Może nie szokuje pod względem samej aranżacji, bo to wypadkowa dwóch płyt poprzednich i pomysłu z The Promised Flag, ale bez wątpienia szokują solami i żeby nie psuć niespodzianki, to występuje tam instrument spotykany raczej w interludiach czy wstępach do kompozycji, ale solo jest doprawdy wyborne. I kiedy grał tak Taka i Yuhki?
To mistrzowie, ale na tej płycie czarują i powalają na kolana.
Oczywiście jest zderzenie Phoenix Rising z Ultimate Sacrifice i takim bez wątpienia jest równie wyborny Fighting of Eternity, po części osadzony w stylu Temptation Through the Night w części solowej. I jakie pokręcone solo na fundamencie neoklasycznym!
Takie coś mogli zagrać tylko oni… i może nieistniejący już od prawie 20 lat Majestic. Ten Duet to po prostu zniszczenie i udowadnia, że Galneryus to faktycznie zespół z innej galaktyki.
Ciekawym przekrojem twórczości to, jak bardzo się zespół zmienił przez te wszystkie lata jest Glory, gdzie jest melodia z Resurrection, ale z tym lekko epickim zacięciem i chórami z ostatnich płyt.
Co prawda nie jest to pierwszy raz, bo takich momentów jeśli się wsłuchać jest sporo na Ultimate Sacrifice, ukrytych pod płaszczem Wielkiego Wojownika, ale nie zmienia to faktu, że słucha się tego z ogromną przyjemnością.
Never Again to kolejny bardzo udany i tęskny utwór, który często pojawia się w repertuarze zespołu. W melodii słychać coś z czasów Yama-B, ale refren i klimat to kontynuacja chociażby Where the Wind Blows, z zakończeniem typowym dla Resurrection.
Niespodzianką tej płyty jest bez wątpienia The Followers i aż szkoda, że trwa tylko pięć minut. Lekka inspiracja sceną visual kei? Może trochę, ale bardziej chyba ostatnie wyczyny Turilli. Co za wykonanie, i ten boski Sho! Klimat jest po prostu niesamowity i że tak jak The Time Has Come był sygnałem nadchodzącego zniszczenia i płyt 2015-2017, tak mam nadzieję, że będzie coś więcej w tym kierunku. Szok, zdumienie i absolutne zniszczenie. To spokojnie mógłby być kolos albumu i po części długość można uznać za bardzo sprytny zabieg, bo wymusza kolejne odsłuchy. Bogata część instrumentalna przywodzi na myśl czasy, kiedy zespół próbował trochę maskować braki Sho za czasów jego debiutu w zespole, ale to jest mistrz i nie trzeba go ukrywać w żaden sposób.
Come Back to Me Again to zderzenie Phoenix Rising z Angel of Salvation. I znów ten Taka! Grają świetnie i to utwór bardzo dobry, ale po takich petardach jakby czegoś tutaj zabrakło i trudno nawet powiedzieć, czego dokładnie.
 
Są jednak dwa lekkie zgrzyty na tym albumie.
Pierwszym jest Remain Behind. To melodic metalowa ballada.
Oczywiście, że Sho śpiewa wybornie.
Oczywiście, że Yuhki i Taka grają z wyczuciem.
Oczywiście, że solo Syu to dopowiedzenie historii.
Tylko w ich wykonaniu słyszało się to już lepiej. Czy to A Far-off Distance, czy środkowa część Brutal Spiral of Emotions, z którego trochę pożyczają. Chain of Distress bardziej demolował w tym stylu.
Tu jest dobrze, ale po tak uznanym zespole oczekuje się jednak czegoś więcej.
Drugim małym zgrzytem jest The End of the Line, w którym po raz pierwszy zdarzył się auto plagiat i towarzyszyło mi nieodzowne uczucie deja vu, które jest pewną nowością w przypadku tego zespołu. Szkielet wyjęty rodem z Ultimate Sacrifice i brzmi dość podobnie, chociaż jest też tu coś z The Force of Courage i TFFB z Phoenix Rising, z kolei jego zakończenie to kontynuacja pomysłu z Destiny z Resurrection.
To nadal utwór bardzo dobry, ale daleko mu do epickich zwieńczeń dwóch ostatnich płyt.
 
Trudno mówić o zmianach na lepsze pod względem albumów tak wybornych jak The Force of Courage i Ultimate Sacrifice, ale perkusja brzmi znacznie lepiej niż na Ultimate Sacrifice i wielka szkoda, że tak nie brzmiała właśnie tam.
Wtedy by zapewne zabrakło skali do oceny.
Cały zespół spisał się znakomicie, chociaż może to nie jest jednak poziom dwóch płyt poprzednich, ale poprzeczka została zawieszona tak wysoko, że trudno było się spodziewać, że kolejny raz z rzędu ją przeskoczą. Nadal to jednak Galneryus.
O ile dla Fumiya można było zarzucić wiele poprzednio i suche brzmienie uwypuklało trochę jego braki, tak tutaj gra świetnie. Godny następca Sato i już jego strata nie boli wcale.
 
Galneryus to zespół, który nie schodzi poniżej pewnego poziomu, nie zszedł i tym razem.
Co najwyżej może trochę zaniepokoił.
Ale zmartwień i "potknięć" takiego formatu pozostaje życzyć innym zespołom.
 
Ocena: 9.3/10
 
SteelHammer
Odpowiedz
#13
Galneryus - Union Gives Strength (2021)

[Obrazek: 944165.jpg?0023]

Tracklista:
1. The Howling Darkness 09:29     
2. Flames of Rage 09:00
3. Hold On 06:19     
4. Bleeding Sanity 05:11     
5. See the Light of Freedom 07:22   
6. Whatever It Takes (Raise Our Hands!) 08:48   
7. Deep Affection (2021 Re-Recorded Version) 07:17   
8. Everlasting (2021 Re-Recorded Version) 05:13

Rok: 2021
Gatunek: progressive melodic  power metal
Kraj: Japonia

Skład:
Masatoshi Ono - śpiew
Syu - gitara
Yuhki - instrumenty klawiszowe
Taka - gitara basowa
Lea - perkusja


Warner Music Japan w czerwcu 2021 przedstawił kolejne dzieło GALNERYUS. Celowo napisałem dzieło, bo toczy się dosyć jałowy moim zdaniem spór, czy sześć nowych kompozycji (plus dwa bonusowe nagrane na nowo) to EP czy LP, a warto dodać, że tej premierowej muzyki jest 45 minut...
To są jednak szczegóły i detale semantyczne i klasyfikacyjne. Najważniejsze jest to, z czym GALNERYUS powraca, bo że powraca z nowym, prawie zupełnie nieznanym perkusistą Lea, to fakt znany od roku ubiegłego.

GALNERYUS powraca z muzyką złożoną i wielowątkową w kompozycjach długich i rozwijających się w nieoczekiwany sposób. Kompozycjach progresywnych w aspektach łączenia gatunków metalowej muzyki, łączenia i przenikania nie zawsze płynnego, ale zawsze przykuwającego uwagę. Ta długość utworów jest logiczną konsekwencją budowania form rozbudowanych, pulsujących rytmami i energią w różnych odcieniach. Zmieniła się w dużym stopniu charakterystyka znaczenia poszczególnych instrumentów i teraz Yukhi jest tajemniczy, romantyczny, sentymentalny i oniryczny, a Syu brutalny i gwałtowny. Tak, te gitarowe ataki bywają tu brutalne, często na granicy zagrywek heavy/thrash i death/thrash, a nawet słychać i coś z klasycznej motoryki późnego KEEP OF KALESSIN w potężnym, epickim i jednocześnie energicznie monumentalnym Flames of Rage.
GALNERYUS pozostaje jednak sobą i całkowicie rozpoznawalnym w refrenach o potoczystym melodic power charakterze w pełnym niespodzianek dumnym The Howling Darkness (co za apokaliptyczne zakończenie!). Jest także nieprawdopodobnie epicki i heroiczny w Bleeding Sanity i tu chyba ponownie biorą przykład z tej muzyki, drogę dla której w swoim czasie otworzył RHAPSODY. Ten jeden raz utwór jest jednolity gatunkowo i tu w zasadzie progresywnego podejścia nie ma. W przeciwieństwie do See the Light of Freedom, także bardzo epickiego, pełnego patosu i przestrzeni i w europower stylu, ale takiego gdzie klawisze są jednak tylko dodatkiem do pierwszej, gitarowej linii. Bogactwo niuansów, w tym dyskretnych neoklasycznych ornamentacji i jakie solo Syu! Potęga!
W wielu momentach, chociażby we Flames of Rage czy See the Light of Freedom pojawiają się niedoścignione dla innych zespołów japońskich ornamentacje w stylu J-Rock i tu romantyczna natura Masatoshi Ono dominuje  w przemiły dla ucha sposób. Podobnie jak dyskretne  pianino w połączeniu z jego głosem w Hold On. Prostsza, bardziej radiowa kompozycja, a przecież poza słońcem ileż tu wewnętrznej siły, jaka potoczysta melodia... Urzekające... Także w niewątpliwie progresywnej części instrumentalnej.
Nieprawdopodobny power metalowy wygar w Whatever It Takes (Raise Our Hands!) to coś dostępne tylko GALNERYUS i po prostu żaden inny zespół nie potrafi tak łączyć patosu, łagodności i energii w wulkan i gejzer metalowy. Coś niezwykłego!

Przepięknie gra Syu, przepięknie wtóruje mu Yuhki i te organowe motywy w kilku kompozycjach, w  tym neoklasyczny w The Howling Darkness, są po prostu genialne. Lea gra świetnie, z wielką pewnością, także trudne wykonawczo partie i niesamowicie dynamiczne przejścia, a do tego jakże energicznie warczy bas Taka! I Ono. To nie jest łatwa do zaśpiewania muzyka, to jest wyzwanie z kilku podgatunków metalu, a on sobie  z tym radzi fenomenalnie i z taką swobodą, jakby mierzył się z takimi wyzwaniami w GALNERYUS od zawsze.
Zwraca uwagę także mix i mastering, który można określić jako inteligentny. Jest zróżnicowanie dla poszczególnych fragmentów, gitara ma kilka brzmień, nie wspominając o natężeniach i barwach instrumentów klawiszowych, no a bas to już zupełnie oddzielna, fascynująca historia. Zaznaczyć należy także, że nie jest to miękkie i wypolerowane brzmienie z okresu symfonicznego tego zespołu, nie jest także futurystyczne i modernistyczne.
Godzinami można by opowiadać, co tu fascynuje, a czego może i brakuje... Lepiej jest jednak po prostu posłuchać, posłuchać wiele razy, bo za pierwszym nie ma szans, by to wszystko ogarnąć.
Czarodzieje z Tokio rzucają po raz kolejny zniewalające muzyczne zaklęcie, z nieubłaganą konsekwencją. Pasja i maestria!


ocena: 10/10

new 21.06.2021
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#14
Galneryus - Between Dread and Valor (2023)

[Obrazek: 1114896.jpg?4636]

Tracklista:
1. Demolish the Wickedness! 01:54
2. Run to the Edge 08:57     
3. Time Will Tell 05:35       
4. Let Us Shine 06:20       
5. With Pride 04:48     
6. Bravehearts 07:06     
7. A Piece of Souls 02:07     
8. 祈 (Masatoshi Ono cover) 04:45

Rok wydania: 2023
Gatunek: Power Metal/J-rock
Kraj: Japonia

Skład:
Masatoshi Ono - śpiew
Syu - gitara
Taka - bas
Lea - perkusja
Yuhki - instrumenty klawiszowe

Na każdy album GALNERYUS czekam z niecierpliwością. Jest to jeden z najbardziej lubianych przeze mnie zespołów i który uważam za fenomen na skalę światową, co wielu może uznać za aksjomat. I tak jest.
Może się wydawać, że tak wielki zespół, serwujący album za albumem najwyższej klasy (w pewnym momencie niemal co roku), może w pewnym momencie zacząć kreować nierealne oczekiwania co do jakości, ale każdy z 13 albumów to było arcydzieło na swój sposób, nawet jeśli były drobne uchybienia. Czasami jednak skaza potrafi dodać sztuce uroku, elementu ludzkiego, który znacznie podwyższa walory innych, bardziej istotnych elementów.
1 marca 2023 GALNERYUS ląduje już po raz 14. Tak jakby. Nie do końca.

Union Gives Strenght jest bardzo interesującym albumem, nie tylko spójnym, ale przede wszystkim wznoszące zespół na nowy poziom nie tylko od strony kompozycyjnej, ale i technicznej. To zawsze zdumiewało w tym zespole, że mimo tylu lat działalności potrafią zaskoczyć i niewiele jest grup, które nagrywały regularnie takie hity.
No ale trzeba w końcu przejść do rzeczy, Between Dread and Valor... Bez obligatoryjnych intro i outro, jest 37 minut muzyki, 33 minuty nowej, nie licząc covera. To znacznie mniej od tego, co było w 2021 roku. W końcu jednak liczy się jakość, a nie ilość, chociaż GALNERYUS słynie z jednego i drugiego.
Patrząc na długość, trudno to nazwać w dzisiejszych czasach pełnoprawnym LP. O ile przy Union Gives Strenght były drobne kontrowersje, wątpliwości szybko zostały rozwiane i otrzymał tytuł pełnoprawnej płyty, mimo że sam zespół uważa to jedynie za mini-LP. Between Dread and Valor jest uznawany przez sam zespół za mini-LP i moim zdaniem tym razem jest to opis trafny, ponieważ nagrania tutaj zawarte przypominają bardziej EP z czasów, kiedy jeszcze Syu nie potrafił poskromić swojego kreatywnego geniuszu i musiał nagrywać. Efekty były różne, ale w końcu na EP można eksperymentować i próbować. I tak też jest tutaj
Run to the Edge jest dobre jako nawiązanie do Into the Purgatory, ale jest to pierwszy raz, kiedy można usłyszeć GALNERYUS bardziej w repertuarze KNIGHTS OF ROUND. Zawsze GALNERYUS imponowało swoich poziomem wykonania, realizacją dalszych planów i zdumiewającą współpracą wszystkich muzyków. Tutaj zeszli wiele poziomów niżej. Syu gra dobrze, ale to nie jest poziom geniuszu, do jakiego przyzwyczaił, Taka, który zawsze miał coś interesującego w zanadrzu jest raczej tylko uzupełnieniem sekcji, a Yuhki... To raczej poziom ULTIMA GRACE. Grają dobrze, ale nie ma tutaj niczego imponującego i jest to muzyka bardzo odtwórcza.
Najlepsze są tutaj bezapelacyjnie Time Will Tell i Bravehearts. Time Will Tell jest udaną kontynuacją pomysłów z Phoenix Rising i refren jest tutaj bardzo dobry. Może delikatnie ograne w motywie przewodnim, ale nadal bardzo dobre. Bravehearts za to nawiązuje do Angel of Salvation swoją lekkością i nie ma tutaj surowego klimatu Under the Force of Courage, ale jest ten charakterystyczny rozmach, epika i budowanie napięcia.
Cover Masatoshi Ono 祈 jest udany i przypomina to lekkie czasy Resurrection, ale ze znacznie pewniej śpiewającym Ono niż to było na debiucie w GALNERYUS. Dobre, ale nie można oceniać albumu przez pryzmat coveru.
With Pride to najprawdziwszy japoński przeciętniak i takie rzeczy GALNERYUS na swoich EP kiedyś grał. Taka muzyka ma w Japonii wzięcie, ale rynek jest tam przesycony i kompletnie przeładowany. I skoro jesteśmy w rejonach visual kei i j-rocka, Let Us Shine to jest zwyczajnie zbrodnia i takiego kiczu w Japonii jest bardzo, bardzo dużo i nawet trzecioligowe zespoły grają takie rzeczy. Poniżej pewnego poziomu nie powinno się schodzić nawet na eksperymentalnych mini-albumach czy LP, ale tutaj kompletnie nie ma GALNERYUS i pierwszy raz można usłyszeć tutaj ten zespół grający tak poprawnie i przeciętnie.

Brzmienie jest dobre dla zespołów z kręgów visual kei czy j-rocka, ale nie ma tutaj dopieszczenia szczegółów GALNERYUS i charakterystycznej wieloplanowości. Bas słychać rzadko i w centrum wszystkiego jest tutaj Masatoshi Ono, który śpiewa znakomicie, ale on wszystko zaśpiewa rewelacyjnie. Reszta zespołu niestety znacznie poniżej oczekiwań. Oczekiwań, które wcale nie były poza ich zasięgiem. Po prostu zagrany został album z kilkoma dobrymi pomysłami, które trudno uznać za satysfakcjonujące i które sprawiają, że GALNERYUS jest zupełnie nierozpoznawalny. Co najwyżej kontrowersyjny i budzący niesmak.
Recenzja jest, ale może lepiej udawać, że to tylko eksperymentalny EP o długości tradycyjnego longplaya, a nie próba nagrania albumu, następcy ich poprzednich arcydzieł.
Mam nadzieję, że to pierwszy i ostatni raz, kiedy słyszę GALNERYUS w takiej formie.
Dla zespołu takiej rangi, coś takiego zwyczajnie nie przystoi.


Ocena: 7/10

SteelHammer
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości