Gamma Ray
#1
Gamma Ray - Land of the Free (1995)

[Obrazek: R-821667-1434224434-8241.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Rebellion in Dreamland 08:44
2. Man on a Mission 05:49
3. Fairytale 00:50
4. All of the Damned 05:01
5. Rising of the Damned 00:43
6. Gods of Deliverance 05:01
7. Farewell 05:11
8. Salvation's Calling 04:36
9. Land of the Free 04:38
10. The Saviour 00:40
11. Abyss of the Void 06:04
12. Time to Break Free 04:40
13. Afterlife 04:46

Rok wydania: 1995
Gatunek: melodic power metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Kai Hansen - śpiew, gitara
Dirk Schlachter - gitara
Jan Rubach - bas
Thomas Nack - perkusja
gościnnie:
Sascha Paeth - instrumenty klawiszowe
Hansi Kürsch - śpiew (7)
Michael Kiske - śpiew (12)

"Land Of the Free" to płyta bardzo ważna zarówno dla GAMMA RAY jak i metalu niemieckiego lat 90tych.
Ten wbrew obiegowym opiniom miał się w tym kraju wówczas dobrze,tyle że był w znacznym stopniu hermetyczny i nie potrafił jakoś dotrzeć do serc i uszu miłośników heavy i power w innych krajach. GAMMA RAY w początkowym okresie działalności zaprezentował coś innego, świeżego i to słychać na dwóch pierwszych płytach, "Insanity And Genius' zepchnęła zespół w główny nurt german melodic grania i aby prowadzić coś niż tylko kolejny solidny heavy metalowy band Kai Hansen musiał coś zmienić, wymyślić coś nowego.
Trwało to jakiś czas, zanim wszystko się unormowało i uporządkowało i ten album się pojawił w maju 1995 nakładem berlińskiej wytwórni Noise Records.

Hansen w zasadzie nie dokonał rewolucji. Odświeżył w nowej formule to, co HELLOWEEN robił w początkach swojej działalności, unowocześnił brzmienie, złagodził je wprowadził nieco klawiszy i bardziej futurystyczny klimat i zaśpiewał sam, co może w ostatecznym rozrachunku najlepszym rozwiązaniem nie było. Pojawia się jeden raz jako wokalista główny Hansi Kürsch goszczący za to w chórkach. Jest tu też i Kiske w klasycznym helloweenowym "Time To Break Free" rozegranym z brawurową fantazją i trochę szkoda, że ta współpraca zakończyła się tu tylko na jednym utworze. Kompozycyjnie Hansen ten album zdominował, zresztą jego utwory są tu najlepsze, bo ani "Farewell" Schlachera, ani napisane wspólnie z Rubachem "Afterlife " i "Gods Of Deliverance" nie wybiegają poza schemat lepiej wykonanych i opracowanych utworów niemieckiego melodyjnego metalu tamtego okresu.
Lepiej na tym tle prezentuje się "Salvation Calling" (Rubach), o ciekawej odmiennej od hansenowskiej linii melodycznej, niemniej także przez Hansena aranżacyjnie zdominowany.
Po raz pierwszy w tak wyrazistej formie pojawił się utwór długi o kilku uzupełniających się i przenikających wątkach jakim jest "Rebellion In A Dreamland" i nie można zaprzeczyć, że stał się on potem wzorcem dla podobnych kompozycji grup niemieckich, szwedzkich czy fińskich które w mniejszym lub większym stopniu zaznaczyły swoją obecność w nieco późniejszym okresie, okresie największego boomu na melodic power metal.
Coś ze stylu pierwszych albumów zostało tu przeniesione wprost w bardziej rockowym "All Of The Damned" i to znaczący numer na płycie. Jest tu także solo powtarzające motyw główny i bardzo ładnie zaaranżowane reprise symfoniczne w czym GAMMA RAY też należy do pionierów w gatunku. Szybkie, nasączone gęstymi gitarami utwory w rodzaju "Man Of A Mission" przypominają najlepsze lata HELLOWEEN i można nawet przeboleć te wokalne wysiłki Hansena. Jest tu zresztą w tej kompozycji coś więcej, coś co jednak nie pozwala postawić znaku równości pomiędzy tymi dwoma zespołami. "Land Of The Free" nawiązuje do metalu Hansena lat 80tych w nowocześniejszej oprawie jest jednak i wyrazem tych poszukiwań jakie ogólnie nastąpiły w power i heavy metalu w latach 90tych. Takie to w tym najważniejszym motywie melodii przaśno-niemieckie, ale ozdobione szczególikami wybornie.
W ogólnej galopadzie fantasy-kosmicznej w przemyślany sposób został wpleciony rytmiczny i mocny "Abyss Of The Void" wynikający zarówno z tradycji true grania lat 80 tych jak i jasno zarysowanej koncepcji muzycznej Hansena na tej płycie.
Wszystko tworzy zgrabną przemyślaną i dopełnioną interludiami całość. Z pewnością nie można powiedzieć, że to zestaw zebranych po prostu na jednym krążku melodic power metalowych kompozycji. Sola gitarowe na tej płycie są w większości znakomite, zresztą ogólnie wykonanie stoi na bardzo wysokim poziomie i chyba wypada wyróżnić tu Rubacha za dynamiczną a momentami fantazyjną perkusję.Najsłabsze ogniwo to oczywiście wokal Hansena. Nie jest to zły występ ale ta muzyka jest godna lepszej głosowej oprawy. No był tu Kiske... szkoda.
Brzmienie tego albumu jest wzorcowe. Gdy ta płyta się ukazała, stanowiła bardzo przyjemną dla ucha odmianę po obskurnie brzmiących i niedbale wyprodukowanych płytach z melodyjnym heavy i power z Niemiec i nie tylko. Można powiedzieć, że to brzmienie do dziś wyznacza pewien standard pod tym względem, choć naturalnie w porównaniu z wieloma nowymi produktami konsolet mikserskich konkurencji nie wytrzymuje.

Ten album lekko się zestarzał, z wdziękiem, z gracją przyprószył się dystyngowaną siwizną i teraz już mało kto tak gra, nawet sam GAMMA RAY...
Jest to niewątpliwie jeden z najważniejszych i najbardziej wpływowych albumów lat 90tych, wytyczający pewien kierunek, w jakim podążyły setki zespołów, z różnym skutkiem i efektem przyczyniając się do wywołania melodic power metalowej lawiny.


Ocena: 8,5/10

29.10.2007
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Gamma Ray - Majestic (2005)

[Obrazek: R-815689-1161671028.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. My Temple 04:57 
2. Fight 03:24
3. Strange World 05:03
4. Hell Is Thy Home 04:46
5. Blood Religion 06:53
6. Condemned To Hell 04:56
7. Spiritual Dictator 05:38
8. Majesty 06:23
9. How Long 04:06
10. Revelation 08:30

Rok wydania: 2005
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Niemcy

Skład:
Kai Hansen - śpiew, gitara
Henjo Richter - gitara, instrumenty klawiszowe
Dirk Schlachter - bas
Dan Zimmerman - perkusja

GAMMA RAY to zespół, który znają wszyscy fani metalu. Przynajmniej z nazwy. Ci, którzy znają lepiej od dawna toczą zacięte boje o to, czy to raj czy gay, często bardzo płytko i pobieżnie znając dokonania tego zespołu. Opinie są skrajne - od bałwochwalczych, do totalnie nienawistnych, przy czym przez te wszystkie lata (a to już 20) zespół dawał do ręki argumenty zarówno jednej, jak i drugiej stronie. Kiedy pojawił się album "No World Order" zespół pokazał częściowo ze potrafi przełamać skostniałą, i zbliżającą się do wyczerpania formułę muzyczną, którą w błyskawiczny sposób podchwyciło wiele nowych zdolnych zespołów, tworząc dla GAMMA RAY groźbę zagubienia w tłumie podobnych.
Potrzeba było jednak czasu, aby taka płyta jak "Majestic" mogła się pojawić. Album taki jak ten wymagał dogłębnego przemyślenia strategii, stworzenia czegoś, co na nowo oderwałoby ten zespół od ścigającego go peletonu naśladowców. Wydany został przez brytyjską wytwórnię Mayan Records w październiku 2005 roku.

Tym razem Hansen postawił wszystko na jedną kartę przedstawiając płytę absolutnie odtwórczą, a jednocześnie przez to absolutnie świeżą. Budować muzykę na zapożyczeniach i cytatach to nie żadna sztuka, sztuka jest jednak zrobić to tak, aby słuchacza zaskoczyć. To się zespołowi w pełni udało. Co więcej, nagrali album trzymający w napięciu od początku do końca, bo sposób w jaki podany jest ten mix gatunkowy jest całkowicie nieprzewidywalny. Mamy tu do czynienia z nowoczesną płytą głównego nurtu klasycznych odmian heavy metalu, niezwykle inteligentnie podaną, pełną muzycznych niuansów, zagadek i smaczków wspaniale wpasowanych w strukturę każdego utworu.
Nie jest to płyta posklejana z utworów różnej maści. O, nie. Mamy tu do czynienia z komasacją tych wszystkich zaskakująco połączonych elementów w obrębie poszczególnych kompozycji i żadna z nich nie jest gatunkowo jednorodna. Godna podziwu jest tu płynność, z jaką muzycy przechodzą, nieraz w karkołomny sposób od jednego do innego, często niemal biegunowo różnego gatunku. Na tym LP jest kilka mocnych tytułów, które nadawałyby się znakomicie na mocny tytuł całej płyty – „Spiritual Dictator”, „Hell Is Thy Home”, czy „Condemned To Hell”. Mocne metalowe tytuły. Wybrano „Majestic”, od utworu "Majesty". Dla mnie ten utwór to słowo klucz do tego albumu, bo jest to kompozycja będąca kwintesencją tego, co GAMMA RAY na tym LP chciał pokazać. W tej kompozycji jest wszystko. Jest stoner metalowe otwarcie, są motywy orientalne, klasyczne epic doomowe zwolnienia, zagrywki pod alternatywny metal amerykański, jest power metal europejski i ten rodem z USA. Jest nawet "Kill The King" RAINBOW i hard rockowe wycieczki w lata kształtowania metalu jako gatunku.
Na całej płycie takich rozmaitych wątków jest znacznie więcej. Są elementy neoklasyczne w kompozycjach Richtera, jest trochę symfonicznych zagrywek, coś z groove, painkillery, runningi, stary BLACK SABBATH. Najlepsze jest zaś to, że to wciąż GAMMA RAY i do tego wyraźnie czerpiący radość z tego tu gra. Ta płyta jest pełna luzu doświadczonych muzyków żonglujących z wielką pewnością siebie całym niemal metalowym dorobkiem muzycznych kilku dziesięcioleci.

Album ten to nowa jakość, stworzona z tego, co znamy i przez to momentami wręcz fascynująca. Dla mnie tą płytą GR postawił kropkę nad i w swojej karierze, podsumował ją w niezwykle elegancki i nowatorski sposób. Goniący peleton już w tym momencie przestał być groźny, bo zespół Hansena pojechał po prostu po innym torze.
"Majestic" to najlepszy album w dorobku promienistych i jeden z najważniejszych albumów heavy metalowych XXI wieku, nie tylko dla sceny niemieckiej.


Ocena: 9.5/10

10.11.2007
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
Gamma Ray - Land of the Free II (2007)

[Obrazek: R-2379840-1504522196-6743.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Into the Storm 03:47 
2. From the Ashes 05:26
3. Rising Again 00:27
4. To Mother Earth 05:11
5. Rain 05:16
6. Leaving Hell 04:20
7. Empress 06:22
8. When the World 05:44
9. Opportunity 07:14
10. Real World 05:42
11. Hear Me Calling 04:14
12. Insurrection 11:33

Rok wydania: 2007
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Niemcy

Skład:
Kai Hansen - śpiew, gitara
Henjo Richter - gitara, instrumenty klawiszowe
Dirk Schlächter - bas
Dan Zimmermann - perkusja

Ten album GAMMA RAY ukazał się nakładem Steamhammer w listopadzie, pod przewrotnym nieco tytułem 'Land Of The Free II '. Przewrotnym dlatego, że dosłownej powtórki z 'jedynki' nie ma i chyba dobrze, bo 'Majestic' pokazał, że Gammę stać na ciekawe stylistyczne zróżnicowanie.

Jego początek to jednak GAMMA RAY z dawnych czasów. 'Into the Storm' to typowy dla promienistych szybki numer z charakterystyczną dla Hansena melodią, a refren w 'From The Ashes' jest wręcz sztandarowy. Cieszyć się więc mogą ci, którzy uwielbiają te po wielokroć powielane riffy i pomysły, które - co ciekawe - sprawdzają się zawsze znakomicie. Również 'To Mother Earth' to bardzo dobra retrospekcja, zbudowana z helloweenowego kośćca obudowanego napromieniowanym mięskiem. Żwawo, żywo i umiarkowanie wesoło, ale i z kropelką podniosłego sf epic klimatu. Gamma nie była by jednak Gammą gdyby nie przemyciła na swój album umiejętnie wplecionych w całość zapożyczeń i cytatów, na szczęście nie tylko wyrwanych z kontekstu, z twórczości Helloween. Tak charakterystycznych 'dyniowatych' melodii nie ma w 'Rain'. Ten utwór jest całkiem odmienny, energicznie wykonany oraz dodatkowo ubarwiony interesującymi solówkami gitarowymi. Zwolennicy tradycyjnego stylu mogą zgrzytać zębami, jednak przez swoją odmienność i bezpretensjonalność jest to jeden z najlepszych kawałków na tej płycie. Idąc za ciosem Gamma Ray prezentuje zaraz 'Leaving Hell'. Absolutnie genialne jest nawiązanie do MEGADETH zarówno w śpiewie Hansena jak i typowych oraz rozpoznawalnych riffach. Odmienne spojrzenie? Owszem i do tego jakże udane połączenie stylu MEGADETH w zwrotkach i klasycznego niemieckiego heavy w refrenach. 'Empress' z kolei jest mocno osadzony w tradycji grania Accept. Trudno jest nie zauważyć analogi do 'Princess Of The Dawn' oraz klasycznych motywów podobnie wplecionych w strukturę utworu jak w 'Metal Heart'. Zresztą wokalnie Hansen częściowo stylizuje się w tym utworze na 'kaprala' Udo. 'When The World' to niezmiernie zaskakujące, a zarazem udane pomieszanie niemieckiego melodyjnego speed metalu, trochę w stylu Reactor, z rozłożonymi na solowe partie gitarowe motywami wprost zaczerpniętymi z IRON MAIDEN, a nawet THIN LIZZY z czasów gdy grał tam Gary Moore. Bliższy klasycznym metalowym standardom jest 'Opportunity'. Zagrany w średnim tempie, z lekko patetycznym motywem przewodnim i maidenowskim cytatem w drugiej części, który bardzo ładnie wpisuje się w całość albumu. W 'Real World' promieniści cytują znów sami siebie sięgając do wczesnego okresu twórczości. Utwór brzmi trochę jak zagubiony track z albumu 'Sigh No More'. Prosta wpadająca w ucho melodia, bezpretensjonalna jak wszystko, co GAMMA RAY tworzyła w dawnych czasach swego debiutu. 'Hear Me Calling' z energicznym perkusyjnym wstępem i dosyć agresywnymi gitarami to znów jeden z szybszych numerów, choć zapamiętuje się z niego bardziej gitarowy riff niż samą melodię. Album zamyka 'Insurrection' będący jednym z najdłuższych jak dotąd utworów zaprezentowanych przez ekipę Hansena. Utrzymany w lekko epickich klimatach i rozbudowany, może w samym pomyśle na melodię, do końca nie przekonuje, jednak na szczęście urozmaicone sola gitarowe i umiejętne użycie klawiszy budują w drugiej części doskonały nastrój monumentalnej opowieści.

W zasadzie mamy same plusy. Uporządkowany, solidnie wyprodukowany album o mięsistym brzmieniu wszystkich instrumentów, dopracowany w szczegółach. Klarowne brzmienie sekcji rytmicznej z zasługującym na wyróżnienie ustawieniem basu. Ciekawe, zyskujące przy bliższym poznaniu kompozycje o może niezbyt odkrywczych, ale bardzo sympatycznych melodiach. Zróżnicowanie w obrębie poszczególnych kompozycji wyklucza nudę, jaka wieje z wielu albumów tego gatunku. Czuje się zgranie zespołu i luz wykonawczy przejawiający się w swobodnym przechodzeniu z konwencji do konwencji i lekkości mieszania stylów. Gamma Ray nie smęci, nie nudzi i nie zmusza do nadmiaru przemyśleń nad sensem muzycznego przekazu. Minus jest jeden - zresztą ten sam praktycznie od dawna, czyli drugoligowy niestety wokal Hansena. Jednak wszystkiego mieć nie można. Można się natomiast do tego przyzwyczaić. Zapewne z innym wokalistą byłby to już nieco inny zespół.

Choć nie otrzymaliśmy może dzieła na miarę 'Majestic' to jest to na pewno bardzo dobry, poukładany album, świadczący o nieprzerwanej i wieloletniej wysokiej formie tego zespołu. Ta marka nie zawodzi. 


Ocena: 8/10

19.11.2007
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#4
Gamma Ray - To The Metal (2010)

[Obrazek: R-2478532-1368119736-5879.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Empathy 05:04
2. All You Need To Know 04:00
3. Time To Live 04:48
4. To The Metal 05:29
5. Rise 05:05
6. Mother Angel 05:20
7. Shine Forever 03:53
8. Deadlands 04:23
9. Chasing Shadows 04:23
10. No Need To Cry 05:56

Rok wydania: 2010
Gatunek: melodic power metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Kai Hansen - śpiew, gitara
Henjo Richter - gitara, instrumenty klawiszowe
Dirk Schlächter - bas
Dan Zimmermann - perkusja

Ojciec europower metalu, Kai Hansen, ze swoją niezniszczalną ekipą napromieniowanych promieniami gamma, po trzyletniej przerwie uraczył nas nowym albumem wydanym przez earMUSIC
z Hamburga w końcu stycznia 2010 roku.

Ojciec to już teraz w gatunku stateczny dziadek raczej, bo power metal w miejscu nie stoi. Dziadek wciąż umiarkowanie żwawy, aczkolwiek, jak pokazuje materiał zawarty na tym LP, nieco konserwatywny. Tym razem eksperymentatorskie budowanie witraży z cytatów innych gwiazd metalowej muzyki zeszło na plan dalszy, ustępując miejsca ostrożnemu kopiowaniu samych siebie, jednak na tyle sprytnemu, że wrażenie innowacyjności w wielu momentach się pojawia.
Jest to jednak tylko pierwsze wrażenie i ulatnia się szybko, pozostawiając po sobie niedosyt podobny do tego, jaki mamy po spożyciu pizzy mrożonej z supermarketu. Niby zjadliwa, ale ostatnia wizyta w przytulnej pizzerii ze smakowicie podanym danym głównym utwierdza w przekonaniu, że to co rozmroziliśmy w piekarniku, to tylko substytut przeznaczony do masowego rozpowszechniania. GAMMA RAY taką pizzę podała tym razem głodnym melodyjnego power metalu. Hansen oczywiście jest zbyt doświadczonym kucharzem (w tym wypadku gospodynią domową), aby przed podaniem tego produktu wytworzonego z niewysokiej jakości materiałów nie doprawić tego do smaku. Doprawił, owszem. Album jest pełen bardzo dobrych solówek, z których wiele przypomina najlepsze czasy RAINBOW i Ryśka Blackmore'a, zagranych z pasją i niezmiernie starannie wykonanych. Pieprzu dodają wyborne partie perkusyjne Zimmermanna, który tu wart jest specjalnych odsłuchów, nawet z pozycji lekko ugiętych kolan. Niestety pieprz pieprzowi nierówny. Ten perkusyjny jakby lekko zwietrzały. Ustawienie perkusji, często ginącej w gitarowym cieście, nieszczególnie atrakcyjne. Trochę głuchego pukania się tu trafia, a blachy nie zawsze syczą i brzęczą z należytą pieprzową ostrością. Basik to też bardziej szynka - mielonka, niż pepperoni, na ogół mdły i słabo wyczuwalny w nadzieniu, przyznać jednak należy, że w takich numerach jak "To The Metal" i w początku "Shine Forever" smakuje wybornie. Gitarowy ser lekko mulący czasem, nawet abstrahując od samego brzmienia, które jest ciepłe i w smaku przyjemne... no bo co to za pizza z zimnym serem?
Sos to podstawa. Sos to wokal i w takiej muzycznej pizzy musi mieć w sobie coś, co nada potrawie ostateczny smak. Kai Hansen to ketchup. Oczywiście są i tacy, dla których ketchup jest szczytem smaku sosu, a o gustach kulinarnych się nie dyskutuje. Dobrze jednak, że w specjalistycznych, ekskluzywnych pizzeriach te sosy są bardziej wykwintne.
Tu mamy to, co mamy i konsumpcja musi przebiegać pod dyktando ketchupu ze średniej półki supermarketu... Z tym, że przy okazji pochłaniania ostatniego kawałka tego dania ("No Need To Cry") jest nieodparte wrażenie, że to jednak ketchup z wyprzedaży przeterminowanych zapasów. A tego powinni zabronić.
Do zjedzenia jest 10 kawałków, przy czym Japończycy ze swą skromną codzienną dietą ryżowo-rybną dostali ich 12.
"Empathy" na początek smakuje bardzo dobrze, trafiają się nawet ziarenka egzotycznych przypraw wschodu i ogólnie zaostrzają apetyt na ciąg dalszy.
"All You Need To Know" daje element domowej rozrywki i zabawy, bo trudno inaczej ocenić połączenie szybkiego, melodyjnego heavy power z refrenem z radosnych czasów HELLOWEEN. Jest to z pewnością zamierzone i celowe działanie ze strony kucharzy, którzy ogólnie z racji profesji powinni się wykazywać poczuciem humoru.
"Time To Live" zaskakuje wybornym pierwszym kęsem zwrotek, upieczonych z nie niemieckiej mąki, nieco gorszych w dalszej części, aby smakowicie rozpłynąć się w ustach w wyśmienitym, choć oczywiście absolutnie przewidywalnym refrenie.
"To The Metal" to judasowy "Metal Gods" trzydzieści lat później, z większą dawką przebojowości, z fajnym basem - osią całości... ale ketchup nie zastąpi sosu halfordowego.
"Rise" to kawałek zwany onegdaj w stołówkach "przeglądem tygodnia". Mamy tu jednak przegląd nie tygodnia, a 20 lat GAMMA RAY w średnio strawnym medley, przy czym w górę doznania smakowe ciągnie refren, jakże urokliwie słodko-pompatyczny.
"Mother Angel" to kawałek szósty, a przy szóstym kawałku zazwyczaj odczuwa się lekkie zmęczenie jedzeniem. Tu też bardzo przyjemny refren góruje nad tradycyjną, heavy metalową łupaniną, którą niby ma rozruszać udziwnione solo. Nie robi tego, wprowadzając raczej zamęt w percepcji kubków smakowych, na szczęście szybko uporządkowany sympatycznym pitoleniem unisono w części drugiej.
"Shine Forever" to przykład, jak nie należy korzystać z nowoczesnych receptur wyczytanych w internecie. Jeśli ten kawałek pizzy miał być modern, to ja takiego kawałka nie kupuję i oddam go czatującym pod stołem zwierzakom, którym wszystko jedno, że tu nawrzucane są elementy mało strawne i chaotycznie poustawiane. Zjem tylko ten pierwszy kęs z basowym atakiem i painkillerowym riffem, bo to akurat w tej recepturze składnik smaczny. Ogólnie to jednak do pizzy cynamonu się nie dodaje.
"Deadlands" konsumuje się dobrze, nawet bez specjalnego zapijania piwkiem, bo gitarowe zagrania pod JUDAS PRIEST w pewnych miejscach przypominają, że pizza istniała już 30 lat temu, także pod nazwą "Rapid Fire" i innymi podobnymi.
"Chasing Shadows" głodni Gammy także pożrą bez skrzywienia, przy czym jednak ta mrożonka z taśmowej produkcji zaczyna się tu lekko odbijać.
Dyskretnie bekając, można zabrać się za ostatni kawałek nafaszerowany ziołami poprawiającymi trawienie i teoretycznie mającymi wprawić w błogi nastrój. Niestety, "No Need To Cry" to zakalec z kawałeczkiem pyszniej niespodzianki w postaci gitarowego sola w końcówce. Ballady mocna stroną zespołu nigdy nie były, także w warstwie muzycznej - instrumentalnej. O wokalnej stronie nie wspomnę, niestety na zdrapywanie tego nadpsutego ketchupu już za późno.

Pizza zjedzona, żołądek pełny, satysfakcja umiarkowana, jak to zwykle bywa, gdy się głodny rzuca na niezbyt wykwintne jedzenie. Ten gatunek pizzy z nadrukiem GAMMA RAY pozostanie w jadłospisie, jednak gdy przyjdzie apetyt na takie danie, to jednak wybiorę coś upichconego według starszych przepisów wymyślonych w tej restauracji.


Ocena: 7.5/10

29.01.2010
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#5
Gamma Ray - Empire of the Undead (2014)

[Obrazek: R-5539122-1549733823-5658.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Avalon 09:21
2. Hellbent 05:22
3. Pale Rider 04:23
4. Born to Fly 04:31
5. Master of Confusion 04:54
6. Empire of the Undead 04:25
7. Time for Deliverance 05:10
8. Demonseed 06:38
9. Chasing Shadows 04:23
10. No Need To Cry 05:56

Rok wydania: 2014
Gatunek: power metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Kai Hansen - śpiew, gitara
Henjo Richter - gitara, instrumenty klawiszowe
Dirk Schlächter - gitara basowa
Michael Ehré - perkusja
oraz
Corvin Bahn - instrumenty klawiszowe

W roku 2012 odszedł z GAMMA RAY trochę tym wszystkim zmęczony Dan Zimmermann. Następca przyszedł godny i był nim Michael Ehré, który potężny melodyjny heavy/power metal grał w METALIUM, a potem pojawił się między innymi w FIREWIND i LOVE.MIGHT.KILL. Studio Chameleon Studios w Hamburgu było miejscem, gdzie przez rok od lutego 2013 GAMMA RAY pracował nad nowym albumem, który earMUSIC wydała w marcu 2014 roku.

I promieniowanie Gamma ogarnęło metalowy świat po raz kolejny.
Długie rozbudowane kompozycje zbudowane na kilku wątkach to w dorobku GAMMA RAY nic nowego, bo wystarczy wspomnieć Insurrection z 2007, tu jednak taki utwór ten LP rozpoczyna. Avalon to łagodne epickie zwrotki z ostrzejszymi fragmentami i bojowy refren w stylu niemal przypominającym SABATON, potem bardziej to classic heavy metalowo i bujająco się rozwija i trzeba przyznać, że ta kompozycja jest bardzo ciekawa i bardzo udana. Dawno już żaden album album GAMMA RAY nie zaczynał się tak pomysłowym numerem, no i słychać fantastyczną formę wokalną Hansena oraz wyjątkowo staranne chórki.

W potężnym classic metalowym Hellbent grają niczym JUDAS PRIEST w najlepszej formie i jest tu i epicko i heroicznie, i jest też zaznaczony klasyczny rys GAMMA RAY w refrenach i power speedowych przyspieszeniach. No i te sola gitarowe, te zagrywki unisono i te pojedynki i dialogi - to wszystko brzmi świeżo, pomysłowo i słucha się tej ekwilibrystyki z dużą przyjemnością. To dotyczy wszystkich kompozycji i ogólnie mówiąc, ta płyta nie może być potraktowana żartobliwe w recenzji, bo tu się gra metal na poważnie i na bardzo wysokim poziomie. Tak jak w miarowym i mocnym, kroczącym Pale Rider w painkillerowej manierze z chuligańskim refrenem w starym stylu GAMMA RAY.Tak inaczej, nowocześniej, trochę alternatywnie, grają w Born to Fly, ale refren jest absolutnie hansenowski i może nawet z czasów "Sigh No More"...
Różni próbowali grać encyklopedyczny hansenowski power metal, ale najlepiej robi to oczywiście sam Kai Hansen i Master of Confusion to lekki i potoczysty killer w tej jego niezwykłej przebojowej manierze. Klasa w zdawało by się wyeksploatowanym do cna obszarze muzycznym. Bardzo dobre, dynamiczne granie wysokoenergetycznego power metalu prezentują w Empire of the Undead, a zaraz potem zmiana klimatu w metalowej balladzie Time for Deliverance, trochę nazbyt patetycznej, ale odrobina patosu nigdy nie zaszkodzi. Zgrabne, hansenowskie wolniejsze granie metalu. Prosta klasyka, proste, urzekające solo gitarowe. Żeby nie było zbyt grzecznie, to w Demonseed trochę mocno akcentowanego horror metalu i jest niestety najsłabszy numer z całej płyty. Najsłabszy nie znaczy słaby, ale takich powiedzmy nieco eklektycznych zapychaczy to już kilka GAMMA RAY umieścił na swoich wcześniejszych płytach.
Pełna rehabilitacja następuje w rock/metalowo rozbujanym Seven,z refrenem zmuszającym do rytmicznego przytupywania nóżką. Super! Co za świeżość i zwiewność wykonania!
I na zakończenie ponownie uroczyście i monumentalnie rozpoczyna się I Will Return i jest to jedna z tych pełnych epickich akcentów kompozycji GAMMA, która w różnych formach i wariacjach pojawia się na płytach zespołu od roku 1995 i także tu słucha się tego z przyjemnością, a szczególnie ważne jest wyczekiwanie, co tu się nagle zmieni w klimacie i czym zaskoczą w aranżacji. I jest pod tym względem bardzo dobrze, choć oczywiście przeszłości bywało jeszcze lepiej.
Do tego wszystkiego mocarne partie perkusji Michaela. Ten to ma dynamit w rękach!

Album został wyprodukowany przez Kai Hansena, a mastering to dzieło Eike O. Freese i Alexandra Dietza. Studio z Hamburga po raz pierwszy współpracujące z GAMMA RAY stworzyło sound fenomenalny, głęboki, mocy i pełen niuansów i tak dobrze, tak selektywnie to GAMMA RAY chyba jeszcze nigdy nie brzmiał.
Oczywiście, jak każda płyta GAMMA RAY, niezależnie co o niej pisali krytycy muzyczni sprzedawała się znakomicie, a Legion Fanów wykupywał bilety na koncerty na pniu. W roku 2015 do zespołu dołączył mało znany wokalista Frank Beck, ale jak na razie mijają lata, pojawiają się wydawnictwo kompilacyjne, reedycje i albumy koncertowe, a o nowej płycie nic konkretnego nie wiadomo...

ocena: 8,5/10

new 4.08.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#6
Gamma Ray - Heading For Tomorrow (1990)

[Obrazek: R-6884128-1428716492-8641.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Welcome 01:00
2.Lust for Life 05:01
3.Heaven Can Wait 04:23
4.Space Eater 04:34
5.Money 03:40
6.The Silence 06:20
7.Hold Your Ground 04:48
8.Free Time 05:01
9.Heading for Tomorrow 14:30
10.Look at Yourself (Uriah Heep cover) 04:42

rok wydania: 1990
gatunek: power metal
kraj: Niemcy

skład zespołu:
Ralf Scheepers - śpiew
Kai Hansen - gitara
Uwe Wessel - gitara basowa
Mathias Burchardt - perkusja
oraz:
Dirk Schlächter - gitara basowa (5,6)
Tammo Vollmers - perkusja (3)
Tommy Newton - gitara (8)
Michael Gerlach - instrumenty klawiszowe
wokale dodatkowe:
Joal (Anette Stangenberg)
Fernando Garcia
Piet Sielck


Gdy w roku 1989 Kai Hansen opuścił HELLOWEEN wiadome było, że zabrał ze sobą wiele konkretnych muzycznych pomysłów na kompozycje, które z różnych powodów w HELLOWEEN zrealizowane być nie mogły. Gdy Hansen zdecydował się je zrealizować (początkowo jako projekt solowy firmowany własnym nazwiskiem), wsparło go wielu dosyć znanych wokalistów i instrumentalistów sceny niemieckiej i ostatecznie całość ukazała się pod nazwą GAMMA RAY, a po wydaniu płyty wykrystalizował się regularny skład, gdzie wokalistą został Ralf Scheepers. To on zaśpiewał na tym albumie, wsparty w chórkach przez bardzo znanego Fernando Garcia z VICTORY i Pieta Sielcka, który w tym czasie był jeszcze praktycznie zupełnie nieznany. Niektóre partie instrumentów zostały dograne przez gości, ponieważ sesje nagraniowe odbywały się w różnym czasie od września 1989 do stycznia 1990 w Horus Sound Studio w Hanowerze.
Sam proces tworzenia albumu był w prasie muzycznej śledzony z wielką uwagą, narosło wokół tego wiele anegdot, a najważniejsze pytanie brzmiało - jaką muzykę Hansen przedstawi w ramach projektu Gamma Ray?
Wszelkie wątpliwości rozwiała premiera tego albumu 26 lutego 1990, gdy dzieło Hansena przedstawiła światu wytwórnia Noise Records z Berlina w wersji winylowej, CD i na kasecie.

Trzeba uczciwie powiedzieć, że Kai Hansen wcale tak daleko od stylu HELLOWEEN nie odszedł, co zresztą wielu jego fanów przyjęło z ogromna ulgą, tym bardziej, że krążyły plotki o jakimś bliżej niesprecyzowanym koncepcie progresywnym.
Progresywności nie ma w otwierającym ten LP po Welcome utworze Lust for Life, szybkim typowo hansenowskim power metalowym kawałku z dobrą melodią i nośnym refrenem oraz wysoką formą Hansena jako gitarzysty i co najważniejsze, z bardzo dobrym wokalem Scheepersa, którego popisy w zespole TYRAN PACE, gdzie występował w latach 1983-1986 było oceniane bardzo różnie i na ogół powściągliwie. Heaven Can Wait w zasadzie mógł się znaleźć na radosnych albumach HELLOWEEN i ta kompozycja była znana słuchaczom wcześniej, pojawiła się bowiem jako dodatek do jednego wydań słynnego czasopisma "Metal Hammer" w tym samym roku i sygnowana jako KAI HANSEN. Nieco ostrzejszy i bardziej klasycznie heavy metalowy nie był niczym szczególnym, tym bardziej, że realnie utrzymany był w typowej dla przełomu dziesięcioleci konwencji radowego rock/metalu i jedynie sama aranżacja nieco amerykańska, była czymś nowym. Zaśpiewany na głosy z Hansenem speedowy, a zarazem żartobliwy dyniowy sposób Money szczególnie zabawny nie jest i brzmi to jak przerysowany zakręcony HELLOWEN i raczej jak odrzut niż kompozycja ukryta jako skarb przez Hansena. Marne to i nieco żenujące granie metalu "radosnego". W sumie to samo można powiedzieć i o mniej kontrowersyjnym, ale także mało ciekawym helloweenowym Hold Your Ground.
The Silence to znów prototyp w części pierwszej ugładzonego wzniosłego melodic hymnu przy pianinie, który musiał wywrzeć wpływ na Sammeta przy tworzeniu muzyki do metalowych oper AVANTASIA, w środkowej części to natomiast coś faktycznie z melodyjnego progresywnego rocka, którym straszyli obserwatorzy tworzenia się tego albumu. Czyżby to Hansen wymyślił AVANTASIA jako pierwszy? Chyba poniekąd tak, bo fundament został tu wykopany.
Free Time to po prostu bardzo przeciętna rock/metalowa kompozycja o trywialnej melodii wchodzącej na obszary hair metalu i jeśli inni członkowie HELLOWEEN to odrzucili, to wcale im się nie dziwię.
Heading for Tomorrow jest zdecydowanie przydługim wyrażeniem w jakimś stopniu epicko-pompatycznych ciągot Hansena, gdzie trendy power metalowe które ukształtowały się w Niemczech po roku 1985 są połączone z bardziej tradycyjnym heavy metalem. Ridfy są dosyć ciężkie, kroczące, chórki podniosłe, Scheepers bardzo krzyczy i wolniejsza oniryczna partia instrumentalna okazuje się tu dla oddechu bardzo przydatna. Nie wiem jednak, czy słuchacze faktycznie chcą na płycie Kai Hansena słuchać space rocka UFO z roku 1970. Potem mnóstwo powtarzania kółko tego samego motywu i raczej chaotyczna niż ekspresyjna końcówka z monumentalny, fakt bardzo dobrym zwieńczeniem.
Na wersji CD znalazł się także cover kultowej kompozycji URIAH HEEP Look at Yourself i chyba akurat tego GAMMA RAY ruszać nie powinien. Jakoś tak to sztucznie zabrzmiało, bo klawisze to już zdecydowanie nie te Hensley'a i tylko Scheepers tu ratuje sytuację dobrą interpretacją wokalną. No, tak czy inaczej GAMMA RAY zagrał jeden z pierwszych heavy metalowych kawałków jakie powstały.

Kai Hansen chce być w GAMMA RAY jednocześnie radiowo przebojowy, podobny do HELLOWEEN, ale nie taki sam oraz muzycznie ambitny. Mimo niewątpliwe solidnego wykonania, sztuka połączenia tego wszystkiego niezbyt mu się tu udaje.
Nawet samo brzmienie, które jest bliższe HELLOWEEN z 1985 niż temu z 1988 trudno uznać za szczególnie interesujące i najbardziej drażniąca jest bardzo jednoplanowa realizacja i pukająca, niemal kartonowa perkusja.
"Heading For Tomorrow" wywołał wśród fanów i krytyki emocje silne i sprzeczne. Jedni triumfalnie wieścili objawienie się nowego Geniuszu Hansena, inni przepowiadali rychły koniec jego kariery po zawstydzającym muzycznie albumie.
Prawda leży zdecydowanie w dolnych rejonach tabeli, ale do dna jeszcze sporo tu brakuje. Przeciętna płyta, której z takim materiałem HELLOWEEN z Kiske na pewno by nie wydał. Tak czy inaczej, wielu było takich, którym się to spodobało, Hansen zebrał ekipę i ruszył w trasę, by uwiarygodnić swoje istnienie i GAMMA RAY stał się kluczowym elementem niemieckiej sceny power metalowej, nagrywając w ciągu następnego ćwierćwiecza wiele znakomitych albumów.

ocena: 6/10

new 21.10.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#7
Gamma Ray - Sigh No More (1991)

[Obrazek: R-901661-1401990108-8379.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Changes 05:42
2.Rich & Famous 04:39
3.As Time Goes By 04:43
4.(We Won't) Stop the War 03:48
5.Father and Son 04:26
6.One with the World 04:47
7.Start Running 03:58
8.Countdown 04:20
9.Dream Healer 06:21
10.The Spirit 04:18

rok wydania: 1991
gatunek: power metal
kraj: Niemcy

skład zespołu:
Ralf Scheepers - śpiew
Kai Hansen - gitara
Dirk Schlächter - gitara
Uwe Wessel - gitara basowa
Uli Kusch - perkusja
oraz
Piet Sielck - instrumenty klawiszowe
Tommy Hansen - instrumenty klawiszowe

W roku 1990 Kai Hansen wykrystalizował skład GAMMA RAY i znalazł się w nim między innymi znakomity perkusista Uli Kusch (HOLY MOSES, MEKONG DELTA) i na szczęście pozostał basista Uwe Wessel. No i doszedł Dirk Schlächter jako drugi gitarzysta, występujący na pierwszej płycie jako gość w dwóch kompozycjach, choć na pozycji basu. Wśród gości znalazł się w dodatkowych wokalach Rolf Köhler z MODERN TALKING, który w GAMMA RAY wystąpił tylko ten jeden raz.
Kontrakt z Noise Records był ważny i nagrany latem 1991 nowy album "Sigh No More" wydała właśnie ta wytwórnia.

Może to i trochę teoria spiskowa dziejów, ale w maju 1991, gdy rozpoczęła się sesja nagraniowa "Sigh No More" to HELLOWEEN wydał "Pink Bubbles Go Ape". Trzeba naprawdę być głuchym, by nie dostrzec uderzających podobieństw tych dwóch płyt, zarówno pod względem gatunkowej zawartości, jak i układu i stylu aranżacji kompozycji. Czy Kai Hnasen nie słyszał "Pink Bubbles Go Ape"? Na pewno słyszał i to nie jeden raz. Czy to mu nie zostało w głowie? No, nie wierzę, że nie zostało skoro drugi album GAMMA RAY otwierają tak bardzo helloweenowe numery jak Changes, który jest bardziej rockową wersją zwłaszcza w refrenie pewnych numerów z "Pink..." , no a Rich & Famous to już kompletnie typowy dla HELLOWEEN numer z opcji dyniowego żartu, zresztą bardzo dobry. Oczywiście, jest tu próba zamaskowania podobieństw w fatalnym rock arena amerykańskim Countdown, ale ten zwrot w stronę helloweenowskiego power/rocka środka jest doskonale słyszalny w wyważonych i tylko umiarkowanie udanych The Spirit czy w  semi akustycznej balladzie Father and Son. Coś, co ma pewne pierwiastki progresywne czyli Dream Healer też mógłby z powodzeniem zagrać HELLOWEEN, choć chyba nieco szybciej i z większą gracją. W sumie słuchając obu płyt, to pewne nieodparte porównania nasuwają się same. No, przecież (We Won't) Stop the War w stylu narracji nowoczesnego teatru błyskającego kolorowymi światłami, to czyste muzyczne podstawowe credo muzyczne "Pink... A One With The World to przecież zupełnie to samo co Number One! Rzecz jasna, oba numery są bardzo dobre.
Ta płyta zawiera jednak dwa autentyczne przebłyski kompozytorskiego geniuszu Hansena. To jeden z najlepszych w historii power metalu riff przewodni ze Start Running. No, to jest po prostu ultra kult i coś absolutnie nieśmiertelnego. Czy to jest także jakaś odpowiedź na "Pink.."? No przecież, że tak, i tu wcale nie potrzeba wskazywać na dyniowy refren z tego okresu, wystarczy posłuchać fenomenalnych podjazdów wokalnych Scheepersa w wyższych partiach! No i basy. Basy Uwe Wessela w tym numerze są godne złotego medalu.
A drugi przebłysk to nieśmiertelny główny motyw gitarowo-klawiszowy w As Time Goes By, wsparty kolejnym wybornym basem Wessela. Ponadto, w obu Hansen zagrał kapitalne wyśrubowane sola.

Zresztą, wykonanie całości jest, niezależnie od wartości samych kompozycji, wyborne. Te partie perkusji Kuscha to naprawdę dużo więcej, niż to zagrał w tym samym roku Ingo Schwichtenberg. Być może to nieco ryzykowna teza, ale to także najbardziej plastyczny i ekwilibrystyczny występ Scheepersa w całej jego karierze, ogólnie fantastyczny występ.
W stosunku do produkcji padają często zarzuty, że jest kiepska. No, tak po prostu jest, takimi możliwościami dysponował w roku 1991 Tommy Newton w studio w Wathlingen. Zresztą, może poza nieco bzyczącymi gitarami, wszystko inne jest jak należy. I bas i blachy i dyskretnie zrobione klawisze. Czy "Pink.." był zrealizowany lepiej? Jasne, że nie.

Ten album jest jednym z ulubionych "chłopców do bicia" wszelkiej maści recenzentów, szczególnie tych, dla których nawet najbardziej zapyziałe demko singlowe HELLOWEEN (także z Derisem) to relikwia niemal na miarę Świętego Graala. "Sigh No More" arcydziełem nie jest, ale dobrej i bardzo dobrej muzyki tu także można posłuchać. Jest to także płyta nadziei dla Europy, jaką takie zespoły jak GAMMA RAY i HELLOWEEN też, dawały w czasie, gdy za najważniejszą gwiazdę elektrycznego grania uważany był Cobain, gdy HELMET, MACHINE HEAD I PANTERA to był wzorzec idealny metalu lansowany przez "Keerang" i "Metal Hammer", post thrash był na topie, a najważniejsze dla wszystkich było to, czy Glen Benton popełni samobójstwo w wieku 33 lat.

A to, że motyw ze Start Running to arcypotęga niech świadczy słynna afera z "chilijskim plagiatem" z roku 1996.

ocena: 7,5/10

new 22.10.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#8
Gamma Ray - Insanity and Genius (1993)

[Obrazek: R-595235-1460729860-3907.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Tribute to the Past 05:04
2.No Return 04:06
3.Last Before the Storm 04:28
4.The Cave Principle 06:51
5.Future Madhouse 04:07
6.Gamma Ray (Birth Control cover) 05:20
7.Insanity & Genius 04:30
8.18 Years 05:23
9.Your Tørn Is Over 03:52
10.Heal Me 07:32
11.Brothers 05:14

rok wydania: 1993
gatunek: power metal/ heavy metal
kraj: Niemcy

skład zespołu:
Ralf Scheepers - śpiew
Kai Hansen - gitara
Dirk Schlächter - gitara, instrumenty klawiszowe
Jan Rubach - gitara basowa
Thomas Nack - perkusja
oraz
Sascha Paeth - instrumenty klawiszowe

Kolejna płyta GAMMA RAY była oczekiwana, mimo różnych zastrzeżeń do poprzedniej, z bardzo dużym zainteresowaniem. W końcu to Kai Hansen... Tym razem pojawiła się nowa sekcja rytmiczna czyli Jan Rubach i Thomas Nack, obaj związani z mało znaną grupą ANESTHESIA. Trzon ekipy pozostał jednak ten sam i GAMMA RAY w rekordowym tempie dwóch miesięcy nagrał album "Insanity and Genius" wydany przez Noise Records we wrześniu 1993.

Po raz kolejny można mówić o albumie kontrowersyjnym. Ralf Scheepers śpiewa znakomicie, ale coraz bardziej staje się klonem Kiske i kilka kompozycji to niemal tribute HELLOWEEN, który przecież Hansen niedawno opuścił z powodu różnic artystycznych. Takie utwory jak Tribute to the Past (znamienny tytuł) są tu wyraźnym przykładem resentymentów muzycznych Hansena w nieco mocniejszej power metalowej oprawie i to granie dobre, ale całkowicie wtórne. Nawet bardziej wtórne niż na płycie poprzedniej.
Oczywiście w ramach nieco zmienionej formuły GAMMA RAY grupa przedstawia także bardziej swoisty power metalowy repertuar i jest to takie sobie w tych jednak odniesieniach do żartobliwego rozgrywania tego w stylu jednak dyniowym w No Return, choć w tej kompozycji jest taki kilku sekundowy fragment słyszalny także wyraźnie w końcówce, który świadczy o geniuszu kompozytorskim Hansena. Jeden z najwspanialszych niemieckich power metalowych jaki słyszałem.
W dynamiczny i mocno akcentowanym gitarowo Last Before the Storm Hansen jeszcze dosyć nieśmiało buduje wizję power metalu, jaki pojawi się dopiero na następnej płycie i jak stanie się inspiracją ogromnej liczby innych, nie tylko niemieckich zespołów. Na razie jednak ta płyta jest zdominowana przez nieco inną muzykę, zakorzenioną heavy metalowo w zagranym ciężko rocku (The Cave Principle), czy też niemieckim melodyjnym speed metalu lat 80-tych (Future Madhouse). Trudno tu nie zaznaczyć, że w Your Tørn Is Over wszystko opiera się o najbardziej prymitywny rock/metal niemiecki, ekip z lat 80-tych, grających w barach do kufla piwa. Czemu Hansen się zdecydował umieścić na płycie tak prostacki kawałek? Do dziś mnie to zastanawia. Do tego marny wokal Dirka Schlächtera. Trochę nieciekawego żartu w Gamma Ray, który jest coverem rockowej grupy BIRTH CONTROL, bardzo miałki heavy metal z elementami power w Insanity & Genius i nie bardzo wiadomo o co tu zespołowi chodzi. 18 Years to nie jest niestety cover SKID ROW, i tu słyszymy pompatyczny song z radiowymi odniesieniami, bardzo dobrze zaśpiewany przez Scheepersa, ale w sumie to taki melodyjny monumentalizm, za którym kryje się niewiele, oprócz bardzo dobrej gry Hansena motywów nietypowych.
Z pewnością chęcią stworzenia form bardziej rozbudowanych i nasyconych bardziej urozmaiconą treścią form muzycznych jest Heal Me. Na szczęście, nie jest to tak rozwlekłe jak Heading for Tomorrow, ale równie strawne w ograniczonym zakresie. Ogólna rockowa toporność miesza się tu z niezłymi ornamentacjami w stylu progresywnym, oniryczna część jest całkiem niezła, ale ogólnie po raz kolejny taki sobie eksperyment metalowy, gdzie wokalnie główną rolę odegrał Kai Hansen. Gdy się jednak posłucha końcowego Brothers, to nawet Heal Me wydaje się solidną kompozycją. Okropne, trywialne zakończenie tego albumu w postaci Brothers. Jest tu wszystko, czego w muzyce GAMMA RAY, nawet w tym czasie, być po prostu nie powinno.

Pochwalić można nową sekcję rytmiczną, natomiast jest to płyta o bardzo przeciętnym brzmieniu. Jakaś taka drażniąca, po części głucha gitara, nadmiernie wyostrzona perkusja, słabo słyszalny bas, Scheepers potraktowany bez należytego szacunku i nieraz wciśnięty w plan główny. Ogólnie niespecjalnie przyjemnie się tego słucha. Błędy te naprawiono dopiero w roku 2002 na zremasterowanej wersji tego albumu ("Insanity & Genius", Noise Records).
Chociaż jest w tym znacznie więcej metalu i umiarkowanie dobrych kompozycji niż w sąsiadującym "Kameleonie", to album hitem się nie stał. Między innymi z tego powodu Scheepers opuścił zespół w 1994 i w 1997 rozpoczął swoją wielką karierę w PRIMAL FEAR.
Skończyła się pewna epoka w historii GAMMA RAY, a zaczęła nowa, gdzie cały ciężar wziął na swoje barki Kai Hansen.

ocena: 5,1/10

new 6.11.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#9
Gamma Ray - Somewhere Out in Space (1997)

[Obrazek: R-821680-1399061556-1914.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Beyond the Black Hole 06:00
2. Men, Martians and Machines 03:52
3. No Stranger (Another Day in Life) 03:36
4. Somewhere Out in Space 05:27
5. The Guardians of Mankind 05:02
6.The Landing 01:17
7. Valley of the Kings 03:51
8. Pray 04:45
9. The Winged Horse 07:02
10. Cosmic Chaos 00:49
11. Lost in the Future 03:40
12. Watcher in the Sky 05:19
13. Rising Star 00:52
14.Shine On 06:52

Rok wydania: 1997
Gatunek: melodic power metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Kai Hansen - śpiew, gitara
Henjo Richter - gitara, instrumenty klawiszowe
Dirk Schlachter - gitara basowa
Dan Zimmermann - perkusja


Kai Hansen wyznaczając pewien nowy kieunek w roku 1995 albumem "Land Of The Free" podążył tą sama drogą w 1997 na "Somewhere Out in Space" wydanym przez Noise Records w sierpniu.
W okresie pomiędzy tymi dwoma płytami zaszły istotne zmiany w składzie, bowiem odszedł Jan Rubach i basistą został teraz Dirk Schlachter, a nowym perkusistą w miejsce Thomasa Nacka Dan Zimmermann. Nową postacią był Henjo Richter, który został drugim gitarzysta a także klawiszowcem. Te zmiany były dla GAMMA RAY bardzo istotne, skład ten utrzymał się bowiem niezmiennie do roku 2012.

GAMMA RAY gra tu pełen rozmachu, przestrzeni i doskonałych melodii power metal ogólnie stanowiący wyrażenie muzycznych idei Hansena kształtujących się od początku istnienia zespołu, ale także nie należy zapominać o wkładzie pozostałych członków zespołu, szczególnie Richtera, który jest autorem dwóch fantastycznych numerów The Guardians of Mankind i najdłuższego The Winged Horse, wskutek niewiedzy przypisywanych przez niektórych Hansenowi. Niewątpliwie jednak te dumne i barwne kompozycje w uroczystym epic power metalowych stylu są bardzo zbliżone do tego co tworzył Hansen, przy czym refreny mają klasyczny styl HELLOWEEN z Kiske.
Interesująca ciekawostką jest umieszczenie na tej płycie znakomitej kompozycji Watcher In The Sky, która została stworzona dla IRON SAVIOR na album debiutancki i zaśpiewał w niej Kai Hansen. W tej samej wersji numer ten znalazł się w 1997 na obu płytach i na pewno przyczynił się do popularyzacji IRON SAVIOR, który w tym czasie stawiał swoje pierwsze kroki.Wersja limitowana zawiera także cover słynnej kompozycji URIAH HEEP Return to Fantasy w interesującej power metalowej wersji.
Rzecz jasna i tym razem nie obyło się bez nieco słabszych numerów i takim jest mimo wszystko No Stranger, trochę chyba bardziej przypominającym nagrania z "Insanity and Genius" z rock/metalowym refrenem oraz Lost in the Future też gdzieś lokujący się około roku 1993, trochę mocniejszy i dynamiczniejszy od reszty, w obszarach melodic heavy/power z niestety nieznośnie topornym niemieckim refrenem i mało zabawnymi wstawkami przeróbek słynnego motywu country.
Można ponarzekać na No Stranger, ale przecież pierwsze dziesięć minut tej płyty to fenomenlany, zdumiewający popis GAMMA RAY w nieśmiertelnych hitach Beyond the Black Hole i Men, Martians and Machines i tak po prostu nikt w tym czasie nie grał! Serce rośnie! Formalnie bogato, bez chwili przestoju i kalejdoskop pomysłów. A w połowie albumu Hansen dokłada przecież kolejny niezapomniany killer Valley of the Kings, który ma tylko jedną wadę - jest po prostu za krótki!
Ciekawe, że tytułowy Somewhere Out in Space bardzo reprezentatywny dla tego albumu dynamiczny kawałek jest na tym tle "tylko" po prostu bardzo dobry. A więcej niż bardzo dobre są oba spokojniejsze i bardziej nastrojowe hymnowe kompozycje Pray, który ma w sobie pewne akcenty stylu MAGNUM oraz Shine On i tak można sobie pomyśleć, że Tobias Sammet tworząc podwaliny stylu rock oper AVANTASIA musiał się przysłuchiwać tym utworom...

Pozyskanie Richtera bylo doskonałym posunięciem. Rozgrywa on z Hansenem rewelacyjne pojedyki, kompozycje sa pełne wybuchowych i wysokiej klasy solówek nawet granych pod Blackmore'a w Winged Horse, a ponadto basy Dirka Schlachtera są doskonałe i dodają barwy pracy sekcji rytmicznej, gdzie doskonale spisuje się Dan Zimmermann, który wcześniej nie został należycie doceniony w LANZER, ale już w 1998 zabłysnął w pierwszym składzie nowego konkurenta GAMMA RAY i HELLOWEEN, czyli we FREEDOM CALL.
Ralf Lindner po raz drugi był autorem masteringu płyty GAMMA RAY i tym razem definitywnie ustalił pewien na długie lata obowiązujący standard dla tej grupy, stawiając innym zespołom niemieckim pod tym względem poprzeczkę bardzo wysoko.
Trochę  ta płyta może i jest nierówna, może te miniatury są niezbyt atrakcyjne, ale bezwzględnie jest to album wysokiej klasy, a jego rola jest tym większa, że podtrzymywał nadal nadzieję w trudnych czasach lat 90tych, że w melodyjnym power metalu nie wszystko jest jeszcze stracone, choć niemiecki bastion trzymał się jako chyba jedyny nadal bardzo dzielnie.

ocena 9/10

new 4.12.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#10
Gamma Ray - Power Plant (1999)

[Obrazek: R-595245-1498070716-3360.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Anywhere in the Galaxy 06:37
2. Razorblade Sigh 05:01
3. Send Me a Sign 04:07
4. Strangers in the Night 06:04
5. Gardens of the Sinner 05:57
6. Short as Hell 03:57
7. It's a Sin (Pet Shop Boys cover) 04:58
8. Heavy Metal Universe 05:25
9. Wings of Destiny 06:26
10. Hand of Fate 06:12
11. Armageddon 08:48

Rok wydania: 1999
Gatunek: melodic power metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Kai Hansen - śpiew, gitara
Henjo Richter - gitara, instrumenty klawiszowe
Dirk Schlachter - gitara basowa
Dan Zimmermann - perkusja

Istnieje w metalu kategoria płyt z góry skazanych na sukces. Taką była "Power Plant" wydana przez Noise Records w marcu 1999, a przygotowaną w roku 1998 w studio Hansena w Hamburgu. Ta płyta była skazana na sukces, bo GAMMA RAY był ikoną i dumą niemieckiego power metalu, a wszyscy ponadto wierzyli w dobrą passę Hansena jako kompozytora i wokalisty.

Jak zwykle znaleźli się i malkontenci, nie mieli jednak racji, bo GAMMA RAY zdecydowanie wyszedł naprzeciw oczekiwaniom fanów i przedstawił power metal wielobarwny, finezyjny i czerpiący z różnych, nie tylko niemieckich źródeł. Zadziwia swoboda łączenia prostych painkillerowych cytatów gitarowych JUDAS PRIEST z refrenami w stylu HELLOWEEN w Anywhere in the Galaxy, choć ta kompozycja wcale nie należy tu do najlepszych. Zaskakuje rozmach i potoczystość refrenu w rytmicznym Razorblade Sigh, a przy tym odchodzenie od schematów aranżacyjnych, no i jest tu tyle pomysłów, że można by nimi obdzielić ze trzy co najmniej bardzo dobre kompozycje.
No i po raz drugi Henjo Richter skomponował dwa ultra melodyjne killery! Send Me a Sign o ogromnym ładunku radiowej przebojowości ma kapitalny, kto wie, czy nie najbardziej hitowy niemal pop refren w historii GAMMA RAY. No i ładnie to koresponduje z brawurowym wykonaniem covera It's a Sin, przecież nieśmiertelnego hita na skalę światową. Speed/power metalowy Wings of Destiny ma z kolei pewien rys neoklasyczny, bardzo zgrabnie połączony z zasadniczym stylem GAMMA RAY, szczególnie w refrenie, który można by przypisać Hansenowi. Zaskakują, zmieniają się jak kameleony i Strangers in the Night to nie jest łagodny song epicki jakby wynikało ze wstępu, tylko barwna mozaika wszystkiego co najlepsze w stylistyce od BLIND GUARDIAN poprzez JUDAS PRIEST, aż do wczesnego FREEDOM CALL, może... I ten fenomenalny, epicki power metalowy refren! Ekstraklasa! No to słynne monumentalne zakończenie, chyba najbardziej podniosłe w całej kompozycyjnej historii GAMMA RAY. A potem brawurowy Gardens of the Sinner, gdzie nie potrzeba ani szybkości, ani nadmiernej mocy, by zahipnotyzować w kapitalnym refrenie, który byłby ozdobą "Keeperów". Te dwie kompozycje to efekt współpracy Hansena i Zimmermana i trudno sobie ten LP wyobrazić bez tej nasyconej pomysłami części środkowej.

Na tym tle może nieco gorzej wypada Short as Hell jako pewnego rodzaju power metalowa transpozycja klasycznego metalu spod znaku JUDAS PRIEST i tak jakby tu GAMMA RAY cofa się do roku 1993, ale jeśli cofa się do roku 1982 w Heavy Metal Universe i ogólnie do starego dobrego JUDAS PRIEST, to zrobił to genialnie. To wspaniały koncertowy wymiatacz sławiący metal i nieprzemijający hołd tradycji classic metalowego grania.
I końcowa część płyty to mocny, masywny, energiczny power metal w epicko potraktowanym Hand of Fate, z rozległym chóralnym refrenem (potem podobne się pojawiły w AVANTASIA) oraz Armageddon, który jeśli się dobrze przysłuchać, to mix tego co grał Hansen w HELLOWEEN w czasach Jerycho w gęstych fakturach gitarowych i wszystkiego co najbardziej pompatyczne i łagodnie melancholijne w stylu Hansena ogólnie. Bogata formalnie i pełna niespodzianek i nieoczekiwanych zwrotów akcji kompozycja. Jak w soczewce skupia się tu cała muzyczna filozofia łączenia różnorodności w jedno.

Poza tym, że Kai Hansen śpiewa bardzo dobrze, jest to także album wybornych solówek gitarowych. Praktycznie wszystkich! Były pewne uwagi do brzmienia, ale takie są zawsze. Fakt, sound tego albumu jest w tej wersji chyba nieco mniej atrakcyjny niż ten z 1997, ale już w roku 2002 pojawił się oficjalny remaster z nową okładką i bonusowymi kompozycjami. No cóż, ten album sprzedawał się (i nadal tak jest) znakomicie i ogólna liczba jego reedycji w różnych krajach jest bardzo pokaźna.
GAMMA RAY na fali, GAMMA RAY wielbiony przez miliony.

ocena: 9,2/10

new 9.12.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#11
Gamma Ray - No World Order! (2001)

[Obrazek: R-821673-1497287379-4112.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Induction 00:59
2. Dethrone Tyranny 04:15
3. The Heart of the Unicorn 04:46
4. Heaven or Hell 04:17
5. New World Order 05:00
6. Damn the Machine 05:04
7.Solid 04:24
8. Fire Below 05:34
9. Follow Me 04:43
10. Eagle 06:06
11. Lake of Tears 06:48

Rok wydania: 2001
Gatunek: melodic power metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Kai Hansen - śpiew, gitara
Henjo Richter - gitara, instrumenty klawiszowe
Dirk Schlachter - gitara basowa
Dan Zimmermann - perkusja

Album "No World Order!" zapowiadany na rok 2001 i nagrywany w studio w Hamburgu był oczekiwany z dużym napięciem i dużymi nadziejami, ale wielu wyrażało wątpliwość, czy zespół zdoła utrzymać wysoką formę i wykrzesać z siebie kolejną iskrę kompozytorskiego geniuszu. Odpowiedź nadeszła we wrześniu 2001 gdy Metal-Is Records i Noise przedstawiły ten album, który oczywiście prawie natychmiast ukazał się również w Japonii (Victor).

Tę płytę otwiera kompozycja Zimmermanna Dethrone Tyranny i jest to ten sam barwny i tryskający pomysłami GAMMA RAY z poprzedniej płyty i nawet można powiedzieć, że Zimmermann skopiował tu bardzo dobrze samego Hansena, który jest z kolei twórcą kolejnego "painkillerowego" The Heart of the Unicorn, tu jednak chyba niepotrzebnie odpuścili w znacznie lżejszym refrenie. Perfekcyjnie zabrzmiały natomiast dwa kolejne numery Heaven or Hell, który mocno przypomina styl HELLOWEEN z Keeperów i jest ultra przebojowy w refrenie, oraz tytułowy New World Order, prawdziwy power metalowy killer mający w sobie echa stylu DEEP PURPLE w stylu zagrywek gitarowych oraz mocne przejścia zaczerpnięte od JUDAS PRIEST. GAMMA RAY po raz kolejny z ogromną swobodą czerpie ze skarbnicy motywów i riffów XX wieku i tworzy wybuchowy koktajl metalowy, ozdobiony doprawdy wybornymi na tej płycie solówkami.
Potężnie ryczące gitary w Solid to wprost zapożyczenie od JUDAS PRIEST  i dokładają do tego swojej promienie gamma w kapitalnej, brawurowej akcji instrumentalnej oraz refrenach. Bardzo dobrze prezentuje się także wolniejszy, rytmiczny Fire Below zbliżający się heavy metalu tradycyjnego i nastawiony na ekspozycję chwytliwego refrenu. Henjo Richter ponownie dołożył coś z w stylu HELLOWEEN w Follow Me i to jego jeszcze jeden bogaty wkład w urozmaicenie muzyki GAMMA RAY. Zresztą tu dwukrotnie, bo jest także i rozbudowany, wysublimowany Lake of Tears z gitarą akustyczną, refleksyjnym klimatem i bardzo dobrym łagodnym wokalem Hansena. Refren przypomina hymnowe refreny ze słynnej płyty SCORPIONS "Fly to the Rainbow".
Na płycie znalazła się jednak i  nieco słabsza kompozycja Damn the Machine,  gdzie Zimmermann nawiązuje nieco niefortunnie do stylu FREEDOM CALL w przyciężkiej oprawie. Co ciekawe, na utwór promujący ten album wybrano bardzo dobry, typowy dla stylu, ale jednak nie najlepszy tutaj Eagle.
Jak się okazało GAMMA RAY pomysłów nie zabrakło, choć z pewnością jest to płyta stanowiąca po prostu stylistyczna kontynuacje poprzedniej. Bardzo dobrze zaprezentował się wokalnie sam Hansen, który śpiewa tu w różnych stylach, z duża swoboda przechodząc od jednego do drugiego w obrębie poszczególnych kompozycji.

Tym razem chyba nie było żadnych poważniejszych uwag do brzmienia, którego twórcą po raz kolejny był Ralf Lindner i klarowny sound jest bardzo dobry. Remastery się nie pojawiły, choć liczne reedycje oczywiście tak.
Po nagraniu tego albumu GAMMA RAY na kilka lat przerwał działalność nagraniową,by powrócić w 2005 dewastującym albumem "Majestic".

ocena 9/10

new 13.12.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości