Glory Bell's Band
#1
Glory Bell's Band - Dressed in Black (1982)

[Obrazek: R-2582131-1458406521-7432.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Dressed In Black 03:08
2. Guest Working Man 03:30
3. I'm The Captain 02:57
4. Sir Lionheart 03:21
5. Firestone 03:02
6. Flying Dutchman 03:23
7. City In My Soul 02:14
8. This Is Freedom 03:54
9. Old Viking Man 04:46
10. Military Toys 03:30

Rok wydania: 1982
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Szwecja

Skład:
Glory North - śpiew
Mats Andersson - gitara, instrumenty klawiszowe
Franco Santunione - gitara
Miguel Santana - gitara
Bo Andersson - bas
Peter Udd - perkusja

Do prekursorów szwedzkiej sceny metalowej należy grupa GLORY BELL'S BAND, nieco później znana jako GLORY BELLS. Zespół powstał w Sztokholmie w roku 1980, a jego wokalistą był Glory North, czyli Göran Nord. Wokół jego osoby jest sporo nieporozumień i niekiedy jest mylony z Goranem Edmanem, znanym np. z YNGWIE MALMSTEEN. Wynika to stąd, że Glory North miał też w okresie nieco późniejszym, hard rockowy zespół GLORY NORTH, a równolegle istniał też zespół GLORY, gdzie śpiewał Edman. Obie grupy poza podobną nazwą nie miały ze sobą nic wspólnego.

GLORY BELL'S BAND debiutował w roku 1982w barwach wytwórni Sounds of Scandinavia Recording i można powiedzieć, że był to najbardziej zapatrzony w scenę NWOBHM zespół szwedzki w tym czasie i jednocześnie uważam, że najlepszy. Zespół miał dosyć specyficzny skład, bo grało tam aż trzech gitarzystów. Nadawało to muzyce gitarowego rozmachu, a Miguel Santana, Franco Santunione i Mats Andersson prześcigali się w gitarowych szarżach i dialogach. Nad całością dominował wysoki wokal Norda, artystycznie modulowany i niekiedy stylizowany na glam rockowe głosy amerykańskie z lat 70tych. Riffy były jednak jak najbardziej osadzone w NWOBHM, szczególnie w szybkich, galopujących kompozycjach.
Typowym przykładem jest pierwszy na płycie bardzo dobry „Dressed In Black”. ”Guest Working Man” znacznie słabszy i bardziej w stylu rocka z USA z lat 70tych. Za to „I'm The Captain” po prostu niszczy żartobliwym klimatem - i do tego ten prześmieszny wokal. Jakże dalekie to od namaszczenia, z jakim grali wtedy prawie wszyscy. „Sir Lionheart” też bardzo dobry - riff przewodni wspaniały... sola w stylu THIN LIZZY i z lekka psychodeliczny wokal. Perełka. ”Firestone” dynamiczny wymiatacz z darciem japy też trzyma wysoki poziom - tu brytyjskie podejście do tematu jeszcze bardziej słyszalne. „Flying Dutchman” nieco niewyraźny, ale za to ognisty rock - boogie „City In My Soul” zagrany kompletnie na luzie zabójczy. Sola to mistrzostwo, zwłaszcza te grane unisono. Chórki przewspaniałe i zrobione z taką celową nieporadnością, że ręce same składają się do oklasków. Obowiązkowa ballada „This Is Freedom” mocno zrobiona pod LED ZEPPELIN i wyróżnia się spośród podobnych z tego okresu wyczuciem rockowej konwencji wczesnych lat 70tych. ”Old Viking Man” zawiera liczne elementy epic metalu i tu są punkty styczne z HEAVY LOAD. Wolne partie przeplatają się z szybszymi... te wolne jednak dużo ciekawsze - uważny słuchacz wychwyci tu też inspiracje wczesnym JUDAS PRIEST.
Album zamyka fajny „Military Toys” trochę zbliżony do stylistyki SAMSON. Ten LP skutecznie obronił się w konkurencji z brytyjskimi propozycjami. Należy pochwalić doskonałe brzmienie, nieporównywalne z większością albumów wydawanych w Anglii w tym czasie oraz inwencję gitarzystów.

Szwedzi pokazali, że nowa fala metalu nie musi ani zbyt buntownicza, ani też traktowana śmiertelnie poważnie.


Ocena: 8/10

1.07.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Glory Bells - Century Rendezvous (1984)

[Obrazek: R-6059649-1410021181-6852.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Flight Back Home 04:42
2. Wardrummer 03:14
3. Big Thunder 04:22
4. My Life 05:54
5. After Twelve 03:32
6. Indian Rainsong 04:50
7. Sweet Irene 05:28
8. Five Foxes 04:23
9. In the Attic 04:16

Rok wydania: 1984
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Szwecja

Skład:
Glory North - śpiew
Mats Andersson - gitara, instrumenty klawiszowe
Franco Santunione - gitara
Miguel Santana - gitara
Bo Andersson - bas
Peter Udd - perkusja

Jest to drugi krążek ekipy GLORY BELL'S BAND, przy czym grupa skróciła nazwę do GLORY BELLS. Skład nie uległ zmianie, mimo że gitarzyści mieli propozycje z innych, głównie brytyjskich zespołów, powoli też równolegle realizowali swoje inne muzyczne zainteresowania. Najbardziej znany z nich to Franco Santunione, który potem był jedną z centralnych postaci w znanym funk metalowym zespole ELECTRIC BOYS. Album został wydany ponownie przez Sounds of Scandinavia Recording, ale także co ciekawe w Japonii przez Nexus.

Już pierwszy numer „Flight Back Home” pokazuje, że mamy do czynienia z cięższym metalowym brzmieniem, częściowo już wzorowanym na brytyjskich zespołach typu SAVAGE i JAGUAR, a częściowo na amerykańskim klasycznym metalu, jaki w ciągu tych trzech lat się mocno rozwinął. Wokal nadal wysoki, a sola tym razem ostre momentami jak brzytwa.
”Wardrummer”, przeciętny numer heavy metalowy, poprzedza znakomity „Big Thunder”, utrzymany w amerykańskiej stylistyce lekko epickiej. Sporo się dzieje tym numerze i GLORY BELLS pokazał, że w ciągu kilkuminutowego utworu umie zaskoczyć i zaciekawić. Numer „My Life” natomiast mnie zaskoczył bardzo negatywnie. W sumie spokojna piosenka z użyciem instrumentów dętych i pianina. Mdła i nieciekawa wykonawczo. Glory North wypadł tu bardzo słabo. „After Twelve” przeciętny numer heavy metalowy. Dobrze, że cała płyta nie jest tak tuzinkowa. „Indian Rainsong” to z kolei niby opowieść o Indianach, fajnie zaczynająca się od perkusyjnego popisu, ma też chwytliwy refren, jednak jako całość trochę przekombinowany. „Sweet Irene” prosty heavy - hard'n'heavy z dobrym, przewijającym się cały czas motywem gitarowym, nieco zepsuty przez wokal. Ogólnie można odnieść wrażenie, że śpiew Glory Northa nie bardzo pasuje do zaprezentowanej muzyki na tym LP. To, co było poprzednio atutem, tu raczej drażni. „Five Foxes” to znów dosyć nieprzemyślana łupanka heavy. Ostatni „In The Attic” ma być w zamyśle żartem, ale jakoś mało to śmieszne, a muzycznie bardzo słabe.

Trudno powiedzieć na ile zespołowi na tym LP zabrakło pomysłów, a na ile podążyli za główną grupą zespołów grających tradycyjny metal o komercyjnym charakterze. Tak czy inaczej, album już nie wyróżniał się niczym spośród masowej produkcji tego okresu. Dla zwolenników klasycznego heavy za mało heavy, dla tych, którzy wolą przebojowego hard rocka, za mało przebojowy i chwytliwy.
Także pod względem brzmienia już nie błyszczy jak poprzednik, chociaż ustawienie perkusji bardzo dobre. Płyta większego uznania nie znalazła, nawet zresztą w Szwecji, gdzie oczekiwano jej wydania ze sporym zainteresowaniem. Pewnego zamieszania narobiła też okładka albumu mająca się nijak do zawartości muzycznej.

Zespół nie utrzymał się na rynku i w 1985 muzycy poszli swoimi drogami. W 2002 na krótko reaktywował się z okazji wydania pierwszej płyty i dał kilka koncertów.


Ocena: 5.5/10

1.07.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości