Great Master
#1
Great Master - Underworld (2009)

[Obrazek: R-8971480-1472507300-4736.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Eagles of 20th 04:25 
2. Land of No Return 05:28
3. Ghost Ship 04:30
4. The Battle of Lost Heroes 05:52
5. Millenium 03:49
6. King of the Night 05:31
7. Circle of Fairies 05:41
8. The Guardian of Signs 04:31
9. The Lost Secret ...Underworld 05:28
10. Epilogue (Canon) 03:29

Rok wydania: 2009
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Włochy

Skład zespołu:
Max Bastasi - śpiew
Marcus Mine - gitara
Gianluca Carlini - gitara, bas, instrumenty klawiszowe
Paolo Pasqualini - perkusja

Ten zespół na swój prawdziwy debiut czekał bardzo długo. Pierwsze obszerne demo CD pojawiło się już w roku 1994, po jakimś czasie kolejne, zmieniał się też skład, a i aktywność grupy okresowo zupełnie zamierała. Materiał na ten album pochodzi z 2000 roku, czekał wiele lat na wydanie, ostatecznie planowane na rok 2008, a faktycznie zrealizowane w 2009. Album został wydany przez Underground Symphony w listopadzie.

To, co zostało zaprezentowane na albumie, odbiega nieco od stylu, jaki grupa prezentowała wcześniej, bardziej epickiego i bardziej osadzonego w tradycyjnym heavy metalu. Tu dominuje power metal, szybsze tempa i znacznie delikatniejszy wokal.
Wszystko jest ułożone i chyba aż za bardzo ugrzecznione. Za bardzo też słychać zapatrzenie w scenę niemiecką z kręgu HELLOWEEN i już słychać to w "Eagles Of 20th" z typowym refrenem helloweenowym z okresu Keeperów. Trochę to tworzy dysonans z bardziej po włosku potraktowaną melodią ze zwrotek. Ten włoski styl znacznie lepiej został wyeksponowany w "Land Of No Return" i ten utwór jest bardzo dobry. Melodyjny power metal nie zagrany zbyt szybko, refren nośny, proste solo, słucha się tego bardzo dobrze, jednak już przy trzecim utworze w podobnym stylu z pewną domieszką jakby średniowiecznych folkowych rytmów zaczyna z lekka drażnić wokal. Owszem, Bastasi śpiewa bardzo dobrze, czysto i to głos przyjemny, ale jeśli jest tak wysoki naturalnie to chyba jednak do tej muzyki powinien zaśpiewać ktoś inny. Tu jest duch epicki, mimo wszystko nie tylko w warstwie lirycznej, ale w samej muzyce. Niżej, może nawet bez takiej dbałości o szczegóły zaśpiewane te utwory by doprawdy zabrzmiały lepiej. Odgłosy bitwy pojawiają się tu w początkach utworów kilka razy, także w "The Battle Of Lost Heroes" i ten głos za bardzo nie pasuje do przekazu muzycznego. Tyle że w tej kompozycji słychać za dużo KALEDON, HIGHLORD i podobnych zespołów włoskich, grających melodic power metal z rycerzami w tle. Zresztą także i "Millenium" niewiele odbiega od tego, co dziesięć i nieco mnie lat wcześniej zaprezentowały inne grupy z Italii. To także tylko numer instrumentalny, wycięty z którejś z dłuższych kompozycji KALEDON właśnie. No nie ma tu tylko klawiszy i to dodatkowo zubaża takie granie.

"King Of The Night" to dwa wokale i trzeba przyznać, że drugi, jeszcze wyższy, jest znakomity. Tu niby nic poza rycerskim melodic power nie ma, ale ta kompozycja zdecydowanie wyrasta ponad pozostałe. Jest tu pewien rozmach i uroczysty nastrój, jakiego brak było wcześniej. Granie to jest bardzo tradycyjne, ciężko jest wymyślić kolejny rycerski fantasy motyw, który by chwytał, ale tu GREAT MASTER się to udało. Niezłe są sola na tej płycie, to też należy podkreślić, ponadto ładnie prezentowane są gitarowe motywy solowe, stanowiące podstawę głównych melodii, jak w "The Guardians Of Signs", również nie za szybkim numerze, gdzie akurat wokal jest trochę niższy. To również bardzo udana kompozycja, zresztą jaki galopujący także z dwoma wokalami "Circle Of Faires", gdzie jest bardzo grzecznie, słodko i w najgłówniejszym nurcie włoskiego flower fantasy power metalu. Tu też słychać, jak kompetentny w takim graniu perkusista występuje w tym zespole. To zresztą najbardziej wyraźnie słychać w "The Lost Secret....Underworld". Tu niepotrzebnie znów śpiew jest strasznie egzaltowany, wokalista jakby miał się zaraz popłakać, może dlatego, że ten helloweenowy znów numer jednak nie ma siły oddziaływania Niemców z czasów Keeperów i Kiske. "Epilogue (Canon)", zaaranżowany symfonicznie, jest instrumentalny i może dobrze, bo z wokalem stałby się kolejną włoską, melodic powerową nudnawą balladą.

Bardzo to tradycyjna dla włoskiego stylu płyta, brak klawiszy jako elementu istotnego dla budowania drugiego planu czyni tę muzykę nieco ubogą, ale grają tu dobry melodic power. Wszystko wsparte jest umiejętnościami i rutyną. Mimo wszystko album zachowawczy, nieco niedzisiejszy z kategorii "wszystko już było i było lepiej". Spóźniony w czasie LP z rycerzami, którzy tak naprawdę nie chcą chyba nikomu wyrządzić swoim mieczem żadnej krzywdy.
W 2000 roku mógłby wzbudzić spore zainteresowanie, teraz już jednak niestety nie.


Ocena: 7.2/10

6.11.2009
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Great Master - Serenissima (2012)

[Obrazek: R-8971545-1472507987-7224.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. The Ascention 01:21
2. Queen of the Sea 05:44
3. Doge 03:52
4. The Merchant 04:37
5. Golden Cross 03:49
6. Marco Polo 04:38
7. Across the Sea 04:13
8. Black Death 05:26
9. Enemies at the Gates 09:33
10. Marching on the Northern Land 03:31
11. Lepanto's Call 05:33
12.The Fall 03:41
13.Medieval Steel (Medieval Steel cover) 04:56 (bonus track)

Rok wydania: 2012
Gatunek: Melodic/Power Metal
Kraj: Włochy

Skład zespołu:
Max Bastasi - śpiew
Daniele Vanin - gitara
Gianluca Carlini - gitara, instrumenty klawiszowe
Marco Antonello - gitara basowa
Francesco Duse - perkusja

Po wydaniu debiutu "Underworld" GREAT MASTER utrzymał kontrakt płytowy z Undergorund Symphony i po dokonaniu pewnych zmian w składzie przystąpił do nagrania nowej płyty. Daniele Vanin, który wspierał grupę na koncertach jako basista został teraz drugim gitarzystą, a do grupy wszedł basista Marco Antonello, przedstawiciel starszego pokolenia włoskich muzyków metalowych. Sporą stratą było odejście znakomitego perkusisty Paolo Pasqualini, miejsce którego zajął Francesco Duse. Płyta ukazała się w końcu grudnia.

GREAT MASTER pozostał wierny graniu melodyjnego power metalu w europejskiej odmianie. Więcej rycerskiej epickości, trochę mniej HELLOWEEN niż na płycie poprzedniej i dlatego łagodne, melodyjne numery osadzone we włoskiej tradycji (zwłaszcza KALEDON) takie jak Queen of the Sea, Golden Cross,  Marco Polo czy The Fall brzmią tu co najmniej bardzo dobrze.
Na wielką pochwałę zasługują pompatyczne, epickie songi The Merchant i Across the Sea, dobrze skonstruowane w klasycznej tradycji heavy metalu i oprawione w łagodny power metal. Pięknie też prezentuje się wolny dostojny i pełen emocji semi-balladowy Black Death przypominający najlepsze nagrania THY MAJESTIE. Centralnym punktem albumu jest mega epicki kolos Enemies at the Gates, z łagodnym wstępem i rycerskim power metalowym atakiem gdzie KALEDOM miesza się z późnym HEIMDALL i wszystko jest zgrabne, chwytliwe i odegrane z wielką pasją i energią. Folkowy średniowieczny motyw zagrany jest stylu IRON MAIDEN i to jeszcze dodaje tu smaku. Kapitalne dwukanałowe poprowadzenie wokali! Podniosły, bojowy klimat podtrzymuje dalej Marching on the Northern Land z chórkami wojennymi i doskonałym marszowym solem gitarowym. Kapitalny jest po części maidenowski w riffach Lepanto's Call, opowiadający o największej bitwie morskiej w historii ludzkości pod Lepanto w 1571 roku, gdzie zjednoczone siły chrześcijańskie pokonały w krwawym boju flotę turecką. Wspaniały, niszczący kawałek, przypominający nieco The Trooper IRON MAIDEN.
Jako bonus grupa przedstawiła najsłynniejszy chyba numer kultowego, podziemnego amerykańskiego MEDIEVAL STEEL i jest to bardzo interpretacja w podstawowym stylu GRAND MASTER.

Melodię są atrakcyjne, refreny udane i często zapadające w pamięć od pierwszego razu. Zdecydowanie należy wyróżnić bardzo pewną grę Carlini, który co rusz wycina piękne, starannie przemyślane solówki. Max Bastasi nieco wyzbył się swojego manieryzmu i dramatyczne chwyty zastąpił bardziej wyważonym śpiewem, na czym realny dramatyzm kompozycji wcale nie ucierpiał. Przykładem jest tu znakomicie wykonany Doge. Nowy perkusista spisuje się bardzo dobrze, choć nie jest aż tak dobry technicznie jak poprzednik. Druga gitara nieco słabo zarysowana, za to bas Antonellego wyjątkowo kompetentny.
Produkcja wyjątkowo dobra, z głośną sekcją rytmiczną, mocarnymi bębnami i z ładnym ustawieniem gitary prowadzącej oraz wyjątkowo starannym wyeksponowaniem solówek. Dla Maxa Bastasi nie stworzono odrębnego planu, śpiewa na linii gitar i bez problemu się przez nie przebija.
Jest to niezwykle udana płyta zespołu, który wydawać by się mogło, nie będzie w stanie przezwyciężyć pewnych ograniczeń. Tymczasem się to udało, i jeśli nawet jest to granie mocno zakorzenione w KALEDON, to z pewnością lepsze i  szlachetniejsze. No i ten Lepanto's Call !


ocena: 9,2/10

new 20.08.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
Great Master - Lion & Queen (2016)

[Obrazek: R-8971635-1472509439-1525.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Voices 01:00
2. Another Story 04:12
3. Oldest 03:51
4. Prayer in the Wind 04:27
5. Traveller of Time 04:40
6. Stargate 04:53
7. Mystic River 11:00
8. Holy Mountain 04:01
9. Time After Time 04:14
10 The Other Side 05:26
11.Walking on the Rainbow 04:48
12.Lion and Queen 07:15

Rok wydania: 2016
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Włochy

Skład zespołu:
Max Bastasi - śpiew
Gianluca Carlini - gitara
Marco Antonello - gitara basowa
Massimo Penzo - perkusja
oraz:
Alessandro Battini - instrumenty klawiszowe
Sy - śpiew ("Walking on the Rainbow")
sola gitarowe zagrali:
Daniele Gengu
Shuai Xia
Francesco Russo
Simone Mularoni
 
Po wydaniu "Serenissima" przyszedł dla GREAT MASTER trudny okres. Odszedł Vani, Duse, a także Max Bastasi w roku 2013. Zastąpili ich inni muzycy, w tym dwaj kolejni wokaliści, ale skład nie mógł się skrystalizować do nagrania kolejnej płyty. Na szczęście w 2016 wrócił Max Bastasi i to z nim nagrana została płyta "Lion & Queen" wydana przez Underground Symphony w czerwcu 2016 roku. Do nagrania tego albumu zaproszono kilku dodatkowych gitarzystów oraz klawiszowca Alessandro Battini z DARK HORIZON, pojawiło się też kilka innych osób.

Tu nie ma co kluczyć i dążyć do ostatecznych konkluzji okrężnymi drogami. Jest to album fenomenalny i zjawiskowy. Dzieło praktycznie kompletne i jeśli "najsłabszy" w tym towarzystwie Traveller of Time jest więcej niż bardzo dobry i byłby ozdobą niejednej płyty, to świadczy to tylko o klasie pozostałych utworów.
GREAT MASTER snuje w rozpoznawalny dla stylu włoskiego i własnego albumu poprzedniego opowieści z pięknymi epickimi melodiami, niesamowitymi refrenami, delikatne, a zarazem w pełni power metalowe, zaaranżowane bogato i z doskonałym planem klawiszowym Alessandro Battini. To jest hit za hitem, killer za killerem bez śladu brutalności, to muzyka pełna patosu, monumentalna bez zwalistych riffów i epic doomowych zwolnień. Jakże szczęśliwym wydarzeniem był dla zespołu powrót Maxa Bastasi, który to wszystko przepięknie zaśpiewał, z eleganckimi chórkami, a w Walking on the Rainbow razem z Sy z grupy ARMONIGHT. Opowiadanie o tym wszystkim mija się z celem, bo słuchacz musi sam zatopić się w wysłuchaniu tych pełnych uroku wspaniałego klimatu kompozycji, dać się porwać w szybszych heroicznych numerach i ulec wzruszeniu w wolniejszych niebywale eleganckich i pełnych patosu, jak Stargate.
Sola gitarowe. Te są przecudownej urody na tej płycie i wszyscy którzy je zagrali, włożyli tu całe swoje serce i umiejętności. To jest kunszt, to jest Magia!
Nie można nie odnieść się specjalnie do Mystic River, jeśli już wspomniałem wspaniałych gitarzystów. Ten epicki power metalowy kolos stanowi centralny punkt tego LP i jest to dzieło fenomenalne. Klimat jaki został tu stworzony jest to kwintesencja dramatyzmu w epickości metalu. To fantastyczny popis gitarzystów, którzy tu zagrali kolejne solówki, to ideał metalowej epickiej kompozycji. Po prostu na kolana! I potem ta seria niesamowitych kolejnych kompozycji, te refreny w średnich tempach, te gitarowe ozdobniki i krążące motywy. Przepiękne...

Zaangażowanie wszystkich, którzy wzięli udział w nagraniu tych kompozycji, musiało być ogromne, to się po prostu czuje w tej muzyce. Brawa dla nowego wówczas perkusisty Massimo Penzo! Kapitalne power metalowe partie perkusji.
Album był nagrywany w San Marino, a wyprodukowany przez Mistrza Simone Mularoni, który zagrał także dwie solówki. Fantastyczna produkcja, fantastyczny mix i mastering, a ustawienie soundu gitar (wszystkich) jest na kosmicznym poziomie.
Zachęcam do tej epickiej, łagodnej podróży z GREAT MASTER. To podróż magiczna i pełna emocji. Posłuchajcie tych gitarzystów, tych przepięknych melodii i Maxa Bastasi.
Jedno z największych osiągnięć włoskiego power metalu w historii. Po prostu arcydzieło.


Ocena: 10/10

new 16.06.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#4
Great Master - Skull and Bones (2019)

[Obrazek: R-14450142-1574760650-7923.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Hostis Humani Generis 01:27
2. Shine On 05:39
3. Urca de Lima 06:02
4. Over the Seas 05:23
5. War 05:58
6. A Hanged Man 05:02
7. The Black Spot 05:26
8. Long John Silver 04:54
9. Towards the Sunset 05:54
10 Skeleton Island 06:18
11.Skull and Bones 03:37

Rok wydania: 2019
Gatunek: melodic epic power metal
Kraj: Włochy

Skład zespołu:
Stefano Sbrignadello - śpiew
Gianluca Carlini - gitara
Manuel Menin - gitara
Massimo David - gitara basowa
Massimo Penzo - perkusja
Giorgio Peccenini - instrumenty klawiszowe

Po fenomenalnym "Lion & Queen" może być trudno ponownie zadziwić na takim poziomie...
W listopadzie 2019 Underground Symphony prezentuje kolejny album GREAT MASTER w odnowionym składzie z wokalistą Stefano Sbrignadello. Jest i drugi gitarzysta Manuel Menin, nowy basista Massimo David, stały klawiszowiec Giorgio Peccenini. Bardzo duże zmiany, a do tego ci muzycy nie byli do tej pory szerzej znani.

Tym razem wszystko w klimatach pirackiej przygody w duchu "Wyspy Skarbów" Roberta Louisa Stevensona.
Ta tematyka wydaje się być mocno wyeksploatowana, bo to i RUNNING WILD, i BLAZON STONE, i ALESTORM, i kilka innych zespołów. Było już i bojowo i tawernowo, i heavy metalowo i folkowo... Trudny temat, by muzycznie coś tu nowego zaprezentować, tym bardziej unikając porównań do zespołów, które naprawdę stworzyły w tych obszarach mnóstwo znakomitej muzyki.

Intro Hostis Humani Generis jest przepiękne i jak to dobrze, że to nie jakaś przyśpiewka piracka przy beczce rumu. Tak zaczynają się albumy, gdzie Morskie Opowieści mogą naprawdę wciągnąć i oczarować słuchacza. Głos żeński pojawia się także w Shine On i to jest taka kompozycja GREAT MASTER, jakiej należało się spodziewać po Carilni. Wspaniała, pełna monumentalnego patosu, a zarazem dumna i ciepła melodia, no i Stefano Sbrignadello! Co za rewelacyjny głos, no po prostu idealny do tej opowieści. Doskonały wokalista wspierany przez fantastyczne chórki. Potężne wejście GREAT MASTER!
Ta płyta ma bardzo uroczysty i epicki charakter i muzyka maluje barwne obrazy. Taki obraz tworzą w niezbyt szybkim i lekko refleksyjnym Urca de Lima oraz w doskonałym Over the Seas, gdzie nie przyspieszyli do temp kasparkowych i w tym przypadku chwała im za to. Duma i moc wyrażona jest inaczej, w znacznie bardziej subtelny sposób. Piękny refren, patetyczny, a zarazem jakże poetycki. Poetyka przekazu to ogromny atut tego albumu i nawet War, który może zgodnie z tytułem powinien być ostrzejszy, ale ten melodic power jaki tu zagrali i ten fenomenalny refren, wyrastający z klasycznie włoskiej stylistyki zwrotek pokazują, że wcale niekoniecznie. Piękne solo, piękne natarcia gitarzystów!
Czyste, typowe motywy pirackiego, morskiego stylu pojawiają jako fundament w A Hanged Man, ale jak to zostało dostojnie i monumentalnie zagrane! Tu po raz kolejny powiązanie pomiędzy wokalistą a chórami jest urzekające i zniewalające. To samo można także powiedzieć i o The Black Spot, tym razem jednak ta melodia główna, nieco surowsza nie przekonuje do końca. Za to w Long John Silver fantastycznie pobrzmiewają ornamentacje w stylu RUNNING WILD, ogólnie jednak to elegancki patos w stylu GREAT MASTER. Doskonale poprowadził to głosem Stefano Sbrignadello!
I szybciej, i power metalowo w Towards the Sunset. Moc! Kolejna doskonała melodia i przejście do mocno zapadającego w pamięć refrenu. Skeleton Island jest na tej płycie najdłuższy i to epickie power metalowe natarcie w nieco łagodniejszej formie, bardzo dobre, ale trochę tu brakuje tego uroczystego monumentalizmu i ta kompozycja brzmi nieco zwyczajnie, choć próba wydobycia większych emocji na pewni jest udana w refrenie.
No i na koniec Skull and Bones, realnie piracki song przy beczce rumu i tak ta płyta się kończy w znakomity sposób, dumnie i energicznie. Wyborne zakończenie z folkowo - pirackim akcentami i motywami!

Nowa ekipa jest w pełni i profesjonalnie zgrana, a role są równo i sprawiedliwie podzielone. Trochę się obawiałem o to jak sobie poradzi nowy wokalista, ale to jest obecnie bardzo, bardzo mocny punkt zespołu.
Doskonałe brzmienie i wieloplanowa realizacja to oczywiście norma w przypadku GREAT MASTER co najmniej od roku 2012. Tu jest podobnie, a Mistrz Simone Mularoni zrobił wszystko, by uwypuklić zarówno barwę morza jak i nieba nad nim. Trudno sobie wyobrazić, by to wszystko mogło mieć inną formę  i inny sound. Zwraca szczególnie uwagę wyborne umiejscowienie Stefano w centrum jako głównego narratora.
Piękna, frapująca i niezmiernie elegancka piracka opowieść. Trwa doskonała muzyczna passa Gianluca Carlini i GREAT MASTER.


ocena: 9,5/10

new 26.11.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#5
Great Master - Montecristo (2023)

[Obrazek: NjAtNTc5MC5qcGVn.jpeg]

Tracklista:
1. Le Pharaon 01:02
2. Back Home 05:49
3. The Left Hand Joke 04:26
4. Where the Shame Lives 05:14
5. I Am the Master 03:29
6. Your Fall Will Come 04:23
7. Nest of Stone 04:24
8. My Name 05:05
9. Man from the East 04:50
10 The Weak Point 04:36
11.Final Revenge 04:37
12.On October 5th (Wait and Hope) 06:51
13.Montecristo 04:19

Rok wydania: 2023
Gatunek: melodic epic power metal
Kraj: Włochy

Skład zespołu:
Stefano Sbrignadello - śpiew
Gianluca Carlini - gitara
Manuel Menin - gitara
Massimo David - gitara basowa
Denis Novello - perkusja
Giorgio Peccenini - instrumenty klawiszowe

21 września słynna włoska wytwórnia Underground Symphony przedstawiła nowy album włoskich mistrzów z GREAT MASTER. Pochód tego zespołu w ostatnich dziesięciu latach można uznać za triumfalny i żałować tylko należy, że nagrywają stosunkowo rzadko. Z tym, że ilość nie zawsze przechodzi w jakość. Tym razem w konwencji adventure melodic power metalu zespół przedstawia historię, której centralną postacią jest hrabia Montecristo i jego historia.

Ta przygoda musi być barwna i o te barwy zadbał jako twórca mixu i masteringu Arcykapłan Soundu Simone Mularoni. On zawsze tworzy piękne rzeczy, ale tym razem jest to przebłysk ultra geniuszu i po prostu tego trzeba posłuchać samemu. Jakie cuda potrafi stworzyć w sferze brzmienia utalentowany inżynier dźwięku, korzystając ze współczesnej techniki nagraniowej! Tak, cuda.
A muzycznie to, co jest największą bronią GREAT MASTER zostało wyeksponowane jak należy. Piękny śpiew Stefano Sbrignadello, bardzo dobrze dobrane chórki i ta prawdziwa atmosfera niezwykłej przygody w power metalu uroczystym, chwytliwym i nawet w jakiś sposób wzruszającym już na początku w pięknym openerze Back Home i zaraz potem w łagodnym lecz dumnym The Left Hand Joke. Świetne melodie, świetne refreny już na wstępie tak piękne! Pełna melodyjnej rozpaczy jest Where the Shame Lives o uwięzieniu Montecristo, a chóry są tym razem wyjątkowo poruszające, podobnie jak przeszywające solo gitarowe. I szybciej, i z fanfarowymi klawiszami na wstępie toczy się pełen zadziornej mocy I Am the Master. Rozwijają fabułę i jej dramaturgię w majestatycznym Your Fall Will Come kapitalnym, monumentalnym refrenie i te wysokie zaśpiewy z szybkimi atakami gitarzystów. To klasyka stylu włoskiego! Być może, w oderwaniu od całości, balladowy song Nest of Stone byłby po postu bardzo dobry i ze znakomitym popisem Stefano Sbrignadello, ale wkomponowany w ten stworzony tu układ aranżacyjny albumu robi niesamowite wrażenie. Refren jest bezwzględnie powalający... Bardzo dobrze dopasowany jest do tego zaraz potem My Name, potężny, dumny i przypominający te najwspanialsze heroiczne kompozycje RHAPSODY. Ach te refreny... Te chóry, ta wysmakowana symfonika... Także w opartym na motywach orientalnych wstępie do burzliwego Man from the East. I pokaz, jak się tworzy epicki, romantyczny refren. Kapitalne! Nie przestają czarować w zagranym w umiarkowanie szybkim tempie The Weak Point, konsekwentnie dążąc do Final Revenge i ta zemsta smakuje nad wyraz elegancko i w power symfonicznym stylu. Jest dramatycznie, jest heroicznie z naciskiem na ekspozycję melodii refrenu. Skąd oni biorą te genialne refreny? Ta epicka dramaturgia się zagęszcza, przybliża się zakończenie i rozpędzony On October 5th (Wait and Hope) podgrzewa atmosferę, by wszystko zakończyło się zgodnie z wolą Aleksandra Dumasa w Montecristo. Fantastycznie się to kończy, z taką lekką nutą muzyki dawnej i rozległymi wokalami. Godne zwieńczenie tego dzieła, bardzo godne.

Mocarny, pełen elegancji występ Stefano, wyborne sola gitarzystów, tak bogate w treść, tak miejscami wysmakowane i wycyzelowane... No i fantastycznie się wprowadził do zespołu Denis Novello (także AGARTHIC). Te szybkie partie bębnów są kapitalnie zagrane! I jeszcze raz brawa dla chórów, siejących po prostu absolutne zniszczenie w białych bluzkach i pod krawatami. Klasa światowa!
Album zachwyca jako koncept, oszałamia bogactwem melodii i aranżacjami. Patos, emocje i maestria!
Wielki, wspaniały, natchniony zespół.


ocena: 10/10

new 25.09.2023
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości