Highlord
#1
Highlord - Breath Of Eternity (2002)

[Obrazek: R-3117961-1490775972-3773.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Atlantis Part 1. - Beneath A Silent Sky 02:46
2. Atlantis Part 2. - The Dreamer And The Deep Ocean 06:53
3. Stream Of Illusions 05:16
4. Dream Chaser 05:01
5. Back From Hell 05:17
6. Show Me Your Kingdom 04:35
7. Follow Me 05:58
8. Breath Of Eternity 06:13
9. Phoenix's Fire 07:16
10. Moonlight Romance 04:33

Rok wydania: 2002
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Włochy

Skład:
Andrea Marchisio - śpiew
Stefano Droetto - gitara
Alessandro Muscio - instrumenty klawiszowe
Diego De Vita - gitara basowa
Luca Pellegrino - perkusja

Ten włoski zespół grający melodyjny power metal należy do kręgu RHAPSODY.
Powstał w roku 1998 i dosyć szybko zdołał nagrać pierwszy LP, korzystając z rosnącej popularności gatunku we Włoszech i Europie. Ciekawe, że był to jeden z nielicznych zespołów tego kręgu, który nie znalazł się pod skrzydłami wytwórni Underground Symphony a Northwind Records. Po nagraniu dwóch przeciętnych albumów doszło w grupie do zmian osobowych i do nagrania trzeciego albumu przystąpili z nowym wokalistą Andrea Marchisio, który opuścił grupę DESDEMONA po zbyciu milczeniem pierwszego LP tego zespołu.

Marchisio jako wokalista niczym nie zachwycił. Śpiewał poprawnie, ale jego głos ogólnie nie ma głębi, a lekko płaczliwa manieryczność stawia ten zespół w tym momencie historycznym na czele tych najbardziej pod tym względem mazgajskich.
Muzycznie podążali tą samą ścieżką co poprzednio, dokładając do baśniowych i fantasy klimatów nieco więcej progresywności. Trzeba przyznać, że wolniejszych fragmentach słucha się tego bardzo dobrze, przeważają jednak galopady włoskie z melodyjnymi podniosłymi refrenami. Otwierający album dwuczęściowy "Atlantis" jest tu kompozycją bardzo reprezentatywną pod tym względem. Gdy dokładali więcej emocji od razu rozkwitali jak w "Dream Chaser", gdy wchodzili na lżejsze melodic powerowe granie jak w "Show Me Your Kingdom" już popadali w banał i śmieszność. Tu mamy przykład chyba najbardziej badziewnych klawiszy na tym LP, co w sumie jest przykrym zaskoczeniem, bo ten element ogólnie bardzo mocny. Patrząc na robotę gitarzysty trudno oprzeć się wrażeniu, że za często schodzi na drugi plan. Samo brzmienie gitary przyjemne, jednak solówki pozostawiają w wielu utworach niedosyt lub są po prostu słabe. Niekiedy pojawiają się próby wślizgnięcia się w obszary LABYRINTH ("Breath Of Eternity"), zupełnie jednak niepotrzebne, bo po prostu brak wystarczających umiejętności.
Całkowite zdominowanie kompozycji przez klawisze w "Phoenix's Fire" i zróżnicowanie wokalu też daje efekt średni. Ballada przy pianinie pt. "Moonlight Romance" wzbogacona o żeński głos i saksofon zupełnie niestrawna.

Samo brzmienie niezłe, lepsze z pewnością niż na dwóch pierwszych albumach. Gitara nieco cięższa, klawisze o sympatycznej barwie, bez nadmiernych nowoczesnych rozwiązań. Dobra sekcja rytmiczna z łagodnym basem i syczącymi blachami.
Ten album zbyt wielkiej wartości nie ma i zapewne mocniejsze bicie serca wywoła tylko u zatwardziałych fanów tego stylu.


Ocena: 6/10


22.07.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Highlord - Medusa's Coil (2004)

[Obrazek: R-3308645-1328338908.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Medusa's Coil 06:34
2. Far From The Light Of God 05:19
3. Scarlet Tears 06:28
4. Dancing with Destiny 07:03
5. Where My Hero Lies 05:04
6. Moonseas 06:19
7. Your Story Too 06:37
8. The Hand of God 08:45

Rok wydania: 2004
Gatunek: progressive melodic power metal
Kraj: Włochy

Skład zespołu:
Andrea Marchisio - śpiew
Stefano Droetto - gitara
Alessandro Muscio - instrumenty klawiszowe
Diego De Vita - bas
Luca Pellegrino - perkusja

Czwarta płyta zespołu wydana w maju 2004 przez Arise Records przyniosła zmiany w stylu i tu już zupełnie skręcili w klimaty LABYRINTH.

"Medusa's Coil", "Far From The Light Of God" to już na początku jasne określenie kierunku. Poziom progresywnych zagrywek wzrasta zarówno w riffach, jak i solach klawiszowych.
Trzeba oddać sprawiedliwość Marchisio, że śpiewa znacznie lepiej niż na albumie poprzednim. Utwór "Scarlet Tears" gdzie wykorzystują swoją podniosłość, jest udany i można go uznać za jedną z ciekawszych pozycji w ich dorobku. W samym brzmieniu słychać też więcej niż poprzednio wyeksponowanie gitary, zresztą tym razem do produkcji nie można mieć zastrzeżeń. Szczególnie perkusja, zwłaszcza blachy, brzmią bardzo dobrze. Droetto także się przebudził i sola są udane. W dłuższych numerach, jak w dynamicznym "Dancing with Destiny" (świetny riff główny) nie ma tyle przynudzania co poprzednio. Przynudzanie jest jednak wciąż w balladach, bo w "Where My Hero Lies" z pianinem nic się nie dzieje poza dobrym solem gitarowym. "Moonseas" ma dobrą melodię i jest dosyć prosty, ale już "Your Story Too" mocno osadzony w progresywnym metalu i tu przegrywają z powodu braku pomysłu. "The Hand of God" to zamykający album, rozbudowany utwór z próbami zastosowania także brutalniejszych wokali, bardziej symfonicznych rozwiązań w części instrumentalnej i wokali żeńskich. Nie jest to jednak głos damski, który by przyciągał. Kontrastowe zestawienie blackowych zaśpiewów z tym głosem nie wzbudza emocji. Tak z lekka utwór w manierze francuskiej... Ale i tu Francuzi wygrywają.

Ten LP nie jest taki zły. Jest duży postęp zarówno pod względem wykonania, jak i poziomu kompozycji. Mocna pozycja w środku tabeli takiego grania we Włoszech.


Ocena: 7/10

22.07.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
Highlord - Instant Madness (2006)

[Obrazek: R-3389061-1328482339.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Jester's Mask 05:22
2. Orion And Ocean 06:01
3. The Sweetest Drug 05:10
4. God A Price? 05:36
5. Life Lymph 04:50
6. The Trickster 08:16
7. Instant Madness 07:05
8. Which side are you on? 05:03

Rok wydania: 2006
Gatunek: progressive melodic power metal
Kraj: Włochy

Skład zespołu:
Andrea Marchisio - śpiew
Stefano Droetto - gitara
Alessandro Muscio - instrumenty klawiszowe
Diego De Vita - bas
Luca Pellegrino - perkusja

Można powiedzieć, że na tym LP wydanym nakładem własnym w marcu 2006 definitywnie przeszli z obozu RHAPSODY do obozu LABYRINTH. Czy im się takie miejsce należy?

Chyba tak, bo płyta jest niezła. Marchisio może za bardzo nie błyszczy, bo to jest wokalista drugiej kategorii, ale instrumentaliści dają z siebie co mogą. Nowoczesne brzmienie gitary w kombinacji z klawiszami o przestrzennym rozplanowaniu daje dobry efekt, a elementy progresywne nie są na tyle nachalne, aby zniechęcić zwolenników prostszego melodyjnego powermetalu. Do nich skierowany jest zapewne głównie "The Sweetest Drug". Znów potknięcie na numerze balladowym "Life Lymph" - kolejny bezbarwny utwór tej grupy, potwierdzający, że w bardziej klimatycznym i spokojniejszym graniu nie mają wiele do powiedzenia. Ogólnie jakoś mało porywające są te melodie na tym LP i dobrze, że sola gitarowe i klawisze rozwiewają narastające od czasu wrażenie nudy. Coś na kształt epickiego grania dla odmiany w "The Trickster" nieudane i do tego po jakimś czasie rozmywa się w zawiłych aranżacjach. Dosyć ciężko przetrwać te 8 minut. Lepsze wrażenie sprawia "Instant Madness", ale "Which Side Are You On?" gdy się kończy, żegnamy z ulgą.

Brzmienie tym razem bardzo dobre, na pochwałę zasługuje zarówno ustawienie gitary basowej, jak i sama gra basisty. Kilka udanych solówek gitarowych i ogólnie pewna, a chwilami finezyjna gra Droetto. Klawisze nie tylko dobrze rozplanowane, ale i przykuwające często uwagę złożonymi, ale czytelnymi pasażami, brzmią klarownie i ciepło.
Dobre wykonanie to za mało w tym przypadku, aby wedrzeć się do czołówki. Poziom kompozycji jest niestety co najwyżej średni, to, co złożone nie zaskakuje, a melodie niezbyt atrakcyjne. Co najważniejsze - taka muzyka musi mieć wsparcie w wokaliście wysokiej klasy, który potrafiłby związać całość głosem, poprowadzić i opowiedzieć historię, czarując aktorsko głosem. Andrea Marchisio tego nie potrafi, mimo że od czasu do czasu zaskakuje in plus. Poza tym odnosi się wrażenie, jakby chwilami śpiewał obok instrumentalistów i nie nadążał za zmieniającymi się często motywami.
Ścisła czołówka takiego grania we Włoszech jest bardzo hermetyczna i HIGHLORD tym albumem wedrzeć się do niej nie zdołał, co nie znaczy, że nie stanął gdzieś w przedpokoju... W Japonii, gdzie zresztą miała miejsce światowa premiera via Soundholic album cieszył się powodzeniem.


Ocena: 6.5/10

22.07.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#4
Highlord - The Death Of The Artists (2009)

[Obrazek: R-2219064-1328331624.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Simple Man 04:34
2. Every Thrash Of Me 05:10
3. Canticle Of The Flesh 05:38
4. It Takes Some Passion 03:00
5. The Death Of The Artists 04:59
6. Dance In A Flame 05:01
7. The Scream 03:08
8. Slave To Darkness 04:27
9. A Queen In My Pocket 03:23

Rok wydania: 2009
Gatunek: melodic power metal
Kraj: Włochy

Skład zespołu:
Andrea Marchisio -śpiew
Stefano Droetto - gitara
Alessandro Muscio - instrumenty klawiszowe
Diego De Vita - bas
Luca Pellegrino - perkusja

Jakoś umilkł popularny w pierwszych latach XXI wieku HIGHLORD po roku 2006 ... Ten zespół stanowił jeden z istotniejszych składników włoskiego legionu fantasy power melodic metalu z klawiszami spoglądających z pewną zazdrością na sukcesy RHAPSODY. Gdy się już wydawało, że ta ekipa przeszła do historii bez oficjalnego pożegnania, wróciła w grudniu 2009 z nową płytą wydaną przez Scarlet Records.

Być może panowie uznali, że typowy fantasy power metal z radosnymi galopadami to muzyka nie na czasie i tym razem postanowili zagrać coś pod te melodyjne z lekka progresywne płyty SECRET SPHERE, dodając szczyptę LABYRINTH i ARACHNES. Taka mieszanka jest bardzo niebezpieczna, bo raz, że wywołuje porównania, a dwa, że wywołuje ziewanie gdy jest podana w niewłaściwy sposób.
Ekipa HIGHLORD jest doświadczona, może nieco bardziej w rzemiośle artystycznym, niż w sztuce, ale śpiew Andrea Marchisio nie budzi większych zastrzeżeń, gitara i solówki Stefano Droetto poprawne z iskierkami i przebłyskami czasem, a sekcja rytmiczna spokojnie pracuje w tle. Profesjonalny zgrany zespół .... co z tego gdy nie mają recepty na dobrą muzykę.
Może tego starego HIGHLORD aż tak za dużo nie słychać, puszczania oczka ku progresji też śladowe ilości, może w numerze tytułowym. Fakt, słychać SECRET SPHERE w tym sposobie budowania melodic powerowej przebojowości, niestety, pomysły pod tym względem dużo gorsze, podobnie jak próby wejścia na teren ostatniego ARTHEMIS - w utworze "Simple Man" chociażby. Nie ten poziom kultury wykonania. "Dance In A Flame" jest najlepszy i pewnie najbliższy poprzednim nagraniom. Charakterystyczne tempa flower metalowe, zmasowane klawisze, dobra melodia. Nie jest to żaden hit, ale się tu wyróżnia. "The Scream" pokomplikowany w melodii zepsuty po fajnym początku. Większość numerów bardzo blada, końcówka w postaci "A Queen In My Pocket" usypiająca sztampowością, poza najlepszym na tym LP solo.

Dobre brzmienie - ciepłe, głębokie, ale nie ma się w co wsłuchać. Wymęczone to jest, jakby bez wiary, statyczne i zachowawcze granie. W takim melodic power czasem trzeba braki kompozycyjne nadrobić fantazją, energią i luzem. Tu panowie wydają się być za bardzo zmęczeni, za bardzo spięci lub zbyt dystyngowani. Ten zespół nigdy nie stanowił jakiejś czołówki. Solidny pozostawał w drugim szeregu. Teraz chyba cofnął się jeszcze głębiej na zaplecze.


Ocena 6,2/10

5.12.2009
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#5
Highlord - Heir Of Power (1999)
[Obrazek: R-3388514-1328465067.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Ouverture in B min. 01:12
2. Through the Wind 06:33
3. Will of a King 06:10
4. Stone Shaped Minds 06:13
5. The Eclipse 04:48
6. Burning Desire 07:15
7. Bloodwar in Heaven 06:12
8. Land of Eternal Ice 03:55
9. Sand in the Wind 06:38

Rok wydania: 1999
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Włochy

Skład zespołu:
Vascè - śpiew
Stefano Droetto - gitara
Alessandro Muscio - instrumenty klawiszowe
Diego De Vita - gitara basowa
Fabio Savello - perkusja

HIGHLORD z Turynu założony z inicjatywy gitarzysty Stefano Droetto w roku 1996 początkowo występował do roku 1998 pod nazwą AVATAR. Grupa była jedną z wielu wyrosłych na fali popularności heroicznego power metalu z klawiszami wylansowanego przez RHAPSODY i zadebiutowała dzięki rozpoczynającej swoją działalność wytwórni włoskiej Northwind Records, dla której był to drugi po POWER SYMPHONY sygnowany zespół.

Być może inna, bardziej utytułowana wytwórnia odrzuciłaby ten materiał...
W sumie te kompozycje w melodiach są dosyć sympatyczne i poprawne, jest tu i nieco ciepłej epickości i kilka solidnych refrenów oraz niezła gra sekcji rytmicznej, jednak wokalnie jest to zupełna amatorszczyzna. Vascè może nawet i ma pewne atuty, jak umiejętność długiego wyciągania fraz, ale w sumie jest to głos bezbarwny, zupełnie drewniany i absolutnie pozbawiony charyzmy. Skutecznie niweczy on wysiłki instrumentalistów w Through the Wind, skądinąd solidnym i potoczystym melodic power metalu, potem jest nonszalancki  w Will of a King, gdzie całkiem nieźle pogrywają w opcji zbliżonej do epickiej i symfonicznej (dobre klawisze Muscio). Czego ta ekipa robić tu nie powinna, to bawić się w shred neoklasyczny. Ten w wykonaniu Droetto jest albo nieczytelny, albo brzmi jak wprawka. HIGHLORD jednak uparcie trzyma się schematu ataku klawiszy i odpowiedzi gitary stosowanego powszechnie od powiedzmy kilku lat we włoskim power metalu jak schemat obowiązkowy i tak trochę ze strachem się tego słucha, w jakim momencie się posypią. Niby kompromitująco się nie sypią, ale domowe zapasy melisy na uspokojenie zostają w czasie odsłuchu poważnie uszczuplone.
Za to perkusista Fabio Savellojest bardzo dobry i jego przejścia i wejścia budzą szacunek.
Ogólnie mówiąc, jak na tamtą epokę, nie jest to takie zupełnie do niczego, jednak w zderzeniu ze współczesnymi albumami z tego gatunku wrażenie amatorskiego metalu HIGHLORD jest przytłaczające szczególnie w bezbarwnych Stone Shaped Minds, czy marnym neoklasycznie The Eclipse. Zapewne najlepiej tu wyszedł spokojny i rozmarzony Burning Desire z nadspodziewanie dobrym wokalem Vascè. Chyba właśnie taki rodzaj muzyki jest dla niego najbardziej odpowiedni. Ta kompozycja ma klasę, wybija się tu ponad poziom ogólny i zresztą przez długie lata uważana była (i nadal jest) za szczytowe osiągnięcie HIGHLORD z pierwszego okresu działalności.
Potem dobrego niewiele. Trochę galopad, trochę niezbyt pompatycznego monumentalizmu w Bloodwar in Heaven i Land of Eternal Ice i na koniec Sand in the Wind, zaskakująco dobry, melodyjny metal stanowiący pewnego rodzaju odpowiedź na granie fińskie z kręgu STRATOVARIUS. Gdy się słucha tej wybornej w tempach i rozległej obudowanej klawiszami kompozycji z lekkimi akcentami progresywnymi kompozycji, to zachodzi pytanie, czy HIGHLORD większej kariery by nie zrobił grając pod SONATA ARCTICA, oczywiście z innym, lepszym wokalistą.

Budząca kontrowersje jest produkcja tego albumu. Gitary tu raczej bzyczą niż kruszą power metalowo, klawisze są skromnie zabarwione, a sekcja rytmiczna mało wyrazista, przy czym bas, parokrotnie bardzo dobrze słyszalny jest ustawiony fatalnie. Odpowiedzialny za mastering Alberto Cutolo był w tym czasie dopiero u progu swojej owocnej kariery, ale tu się nie popisał, zwłaszcza jeśli się to porówna z tym, co zrobił w rok później dla THY MAJESTIE.

Trudno ten LP uznać za jakieś choćby w miarę solidne osiągnięcie włoskiego power metalu tamtej doby, ale HIGHLORD nie zrezygnował i w przeciwieństwie do wielu efemerycznych formacji włoskich przełomu wieku, pozostał na scenie muzycznej, stając się jej istotnym, choć nie pierwszoplanowym elementem.

ocena: 5,5/10

new 22.09.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#6
Highlord - When the Aurora Falls... (2000)

[Obrazek: R-2624517-1328476768.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. When the Aurora Falls... 02:09
2. ...Don't Kill Me Again 04:49
3. Frozen Heaven 05:38
4. We Are Gods 05:06
5. All I Want 06:32
6. Again 05:34
7. Perpetual Fury 07:33
8. Le rouge et le noir (I'm My Worst Enemy) 04:29
9. Tears of Darkness 09:01
10.You'll Never Be Lonely 03:52

Rok wydania: 2000
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Włochy

Skład zespołu:
Vascè - śpiew
Stefano Droetto - gitara
Alessandro Muscio - instrumenty klawiszowe
Diego De Vita - gitara basowa
Fabio Savello - perkusja

Druga płyta HIGHLORD została wydana ponownie przez Northwind Records w roku 2000.

Tym razem ejstw to album w pełni wzorowany na podstawowej stylistyce RHAPSODY, czy szerzej mówić italian flower power metal. Wszystkie mankamenty techniczno produkcyjne z poprzedniej płyty zostały poprawione, wykonanie jest lepsze, w tym także wokalne Vascè, ale ogólnie jest to ponownie płyta bardzo przeciętna. Dynamiczne i momentami fantazyjne pasaże klawiszowe  Muscio nie są w stanie zamaskować sztampowości kompozycji, granych w typowych dosyć szybkich tempach i zbudowanych na ogólnie już ogranych heroicznych melodiach, które są przyzwoite, ale brakuje tu prawdziwie porywających rycerskich i fantasy refrenów. Dziwne jest także nagłe i niespodziewane wyhamowywanie z bardzo dobrych natarć na wstępach i przechodzenie do grania bardzo ugładzonego, wręcz pozbawionego cech power metalowych (Frozen Heaven, All I Want) lub rezygnacji z fanfarowego i symfonicznego rozgrywania kompozycji na rzecz nudnego romantycznego melodic heavy w We Are Gods. Do tego schematyzm i przewidywalność jest tu ogromna i dokładnie wiadomo kiedy pojawi się solo gitarowe (zazwyczaj raczej takie sobie, choć są próby neoklasycznego shredu), a kiedy partia klawiszowa i można mieć tu uwagę, że klawisze są zazwyczaj trochę z cicho. Song balladowy Again nie robi wrażenia, bo tak grają przez pół płyty w teoretycznie power metalowych kompozycjach.
Są i dwa utwory dłuższe, przy czym pierwszy blady melodic power jest po prostu ponad miarę rozciągnięty, z nudną partią przy pianinie, natomiast Tears of Darkness nie wykracza poza ostrożne naśladowanie RHAPSODY, mało zdecydowanie wykorzystanie motywów orientalnych oraz próby zagrywek progresywnych w ramach umiarkowanej epickości i wynika z tego w sumie bardzo niewiele. Wokal Vascè tym razem wydaje się zbyt egzaltowany, zresztą takie wrażenie często się tu pojawia. Chyba najlepszy na całej płycie jest dynamiczny, z elementami muzyki dawnej i dobry wokalami rycerski Le rouge et le noir (I'm My Worst Enemy) gdzie obok głównego wokalisty zaśpiewał także bliżej nieznany Silvio Tuve.
Końcówka to nudne granie ugłaskanego i cukierkowe melodic metalu w You'll Never Be Lonely.

Ogólnie... no bardzo przeciętnie. Co ciekawe, mimo że HIGHLORD nigdy nie był jakoś specjalnie ceniony (choć popularny), to nadal nagrywał regularnie przez kolejne lata płyty dla Northwind, a potem Arise Records. Ta była jednak ostatnią dla Vascè, który potem już dalszej kariery muzycznej nie zrobił. Zastąpił go Andrea Marchisio z DESDEMONA.

ocena 5,8/10

new 12.10.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#7
Highlord - The Warning After (2013)

[Obrazek: R-4585136-1519477585-1290.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Tonightmare 02:17
2. The Goggle Mirror 04:30
3. Brother to the End 06:24
4. Inside the Vacuity Circle 01:41
5. Standing in the Rain 05:24
6. No More Heroes 05:15
7. Of Tears and Rhymes 04:18
8. The Warning After 04:42
9. In This Wicked World 04:00
10.Arcade Warriors 04:52

Rok wydania: 2013
Gatunek: melodic power metal
Kraj: Włochy

Skład zespołu:
Andrea Marchisio -śpiew
Stefano Droetto - gitara
Daniele Veronese - gitara basowa
Luca Pellegrino - perkusja
Emanuele Salsa - instrumenty klawiszowe

HIGHLORD żadnych wniosków z krytyki albumu "The Death Of The Artists" z roku 2009 nie wyciągnął i w marcu 2013 Punishment 18 Records wydał album "The Warning After" z praktycznie taką samą muzyką. W składzie pojawił się etatowy klawiszowiec, którego zabrakło w roku 2009, nowy basista oraz umiłowanie programowanej perkusji i samplerów, czym zajęli się Droetto oraz Pellegrino. Dodatkowe programowanie instrumentów klawiszowych przypadło w udziale znakomitemu Luigi Stefanini, który wcześniej pogrywał już w HIGHLORD na gitarze akustycznej i saksofonie. Gościnnie wystąpił również Ralf Scheepers z PRIMAL FEAR, ale on na szczęście już niczego nie programował a jedynie zaśpiewał w Arcade Warriors. Muzycy przyjęli tym razem pseudonimy (np Pellegrino "Luca T-1000"), jakby chcieli się ukryć i wstydzili się swojej twórczości.

Andy akurat tego występu wstydzić się nie musi. Andy to oczywiście Andrea Marchisio, który jest po prostu za dobry do tego zespołu, a do tego jest w roku 2013 w znakomitej dyspozycji. Zgrabnie maskuje paskudne samplery w Tonightmare, który jest w zasadzie pewnego rodzaju intro, a ma jedną najlepszych  melodii ( krótko to trwa) na całej płycie.
Marne sample są wszędzie, także w pulsującym gitarami jak DGM The Goggle Mirror. Słabe. Słabe melodie, niespecjalnie ciekawe wykonanie instrumentalne. Taka progresywność nowoczesna, włoska, jakby tu się chcieli oderwać od LABYRINTH czy SECRET SPHERE i grać "inny " progresywny melodic metal. Jednak cokolwiek by tu nie grali z nutą progresywności, to nic z tego dobrego nie wychodzi (Brother to the End, Standing in the Rain) i choć Marchisio się bardzo stara, by to jakoś ożywić, to jest mu trudno coś tu sensownie zrobić.
Znacznie lepszy jest prostszy melodyjny i chwytliwy No More Heroes, z bardzo, bardzo nośnym refrenem, podszyty dobrym hard rockiem i AOR. Generalnie to jednak nie bardzo wiadomo, o co w tym wszystkim chodzi. Of Tears and Rhymes to okropna reminiscencja łagodnych romantycznych, hymnowych kompozycji LABYRINTH czy VISION DIVINE, The Warning After trochę lepszą wariacją na ten sam temat i te same zespoły, ale to naprawdę nie jest ten poziom...
W In This Wicked World echa grania melodyjnego rock/metalu z lat 70tych we wstępie, potem idzie to w kierunku topornego i mało chwytliwego grania melodic heavy z "hej" w chórkach i może to "hej" jest tu najlepsze.
Na deser Scheepers w Arcade Warriors, ale to nic epickiego, raczej kolejna próba zagrania melodic power z pewnymi ambicjami. Scheepersa mało, w chórkach chyba, dobrego power metalu jeszcze mniej. Zupełnie pozbawiony inwencji zbiór riffów.

Tak to jakoś rzemieślniczo zostało zagrane wszystko. Bardzo mechanicznie i odtwórczo. A produkcja jest wyborna i obnaża wszystko.  Luigi Stefanini nie przyszedł tu przecież pograć na programowanych klawiszach. Mix i mastering zrobił oczywiście on i aż szkoda jego doskonałego wkładu w tak miałkie kompozycje.
Zasadniczo ogólnie ta płyta została uznana za nieudaną. Zaszły kolejne zmiany w składzie, ale zespół przetrwał i nagrywał dalej.


ocena: 5,3/10


new 13.10.2019

NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#8
Highlord - Hic Sunt Leones (2016)

[Obrazek: R-9837058-1508315399-4161.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Time for a Change 01:36
2. One World at a Time 04:08
3. Be King or Be Killed 04:34
4. Let There Be Fire 04:26
5. Hic Sunt Leones 06:19
6. Wrong Side of Sanity 04:42
7. Feathers to a Bird 04:37
8. Warmight 04:03
9. I've Chosen My Poison 03:27
10.Once Were Immortal 04:18
11.Full Circle 04:13

Rok wydania: 2016
Gatunek: melodic power metal
Kraj: Włochy

Skład zespołu:
Andrea Marchisio - śpiew
Marco Malacarne - gitara
Massimiliano Flak - gitara basowa
Luca Pellegrino - perkusja

Trochę trudno jest myśleć o HIGHLORD bez Stefano Droetto, ale odszedł on z zespołu w roku 2014. Marchisio i Pellegrino, z nowym gitarzystą i z nowym basistą (z SUN STORM) zaprezentowali latem 2016 płytę "Hic Sunt Leones" (Massacre Records).

Tak się to wszystko zaczyna jak SOMMERVILLE/KISKE, tyle że tu w tym melodyjnym przebojowym numerze Kiske to Andrea Marchisio, a Amanda to Tyra Linnéa Sofia Vikström córka Leifa Edlinga z CANDLEMASS. Marchisio bardzo dobry, Tyra... trudno powiedzieć, a dodatkowe ryki modern zupełnie zbędne. Ogólnie coś tu idzie ku modern melodic graniu z dosyć miernymi niestety elektronicznie wspomagany klawiszami. Pewna liczba włoskich zespołów grających power metal z trudem poddaje się klasyfikacji gatunkowej i takie kompozycje power metalowe jak Be King or Be Killed  są tyleż mało epickie co i mało progresywne. W dosyć podniosłym, ale mało wyrazistym Let There Be Fire pojawia sie Apollo Papathanasio, ale tu za bardzo nie ma czego śpiewać, w tej formie nieuporządkowanej stylowo kompozycji. Taki festiwal grania power metalowego "niczego" jest kontynuowany w Hic Sunt Leones, Wrong Side of Sanity i Warmight.  Nawet bardziej melodyjny, szybki i niby przebojowy I've Chosen My Poison to tylko marne odbicie muzycznej filozofii muzycznej SECRET SPHERE.  Do tego kiepski łagodny song Feathers to a Bird, gdzie nawet ta gitara akustyczna jest bardzo typowa i przewidywalna.
Najlepsze to co najprostsze, czyli miarowy melodic power metalowy Once Were Immortal, ale i to można było rozegrać w oparciu o motywy ze znakomitego, doprawdy znakomitego refrenu.

Marchisio jest bardzo dobry, Macalarne nierówny i nie zawsze do końca zrozumiały w tych swoich długich solach, sekcja rytmiczna bardzo dynamiczna (Pellegrino!), klawisze bardzo przeciętne. Różne próby, różne pomysły, różne style, dużo hałasu power modern, ale jak powiedział Szekspir - dużo hałasu o nic. Eklektyzm i nierównowaga pomiędzy gitarą a klawiszami, oraz przede wszystkim pomiędzy stopniem skomplikowania aranżacji a czytelnością i chwytliwością. Naprawdę dobrej muzyki jest tu niewiele i tylko zachwycić może klarowny, nowoczesny mastering Mistrza Tony Lindgrena. Fachowo i umiejętnie się obszedł z tym materiałem, który zrealizowany gorzej byłby niemal zupełnie niestrawny.
To jak na razie tyle od HIGHLORD, grupy, w której nie został już na tym LP ani jeden z oryginalnych członków, gdy zaczynali w 1999 płytą "heir Of Power".
Pozostaje zanucić fenomenalny refren z Once Were Immortal.
Nieśmiertelny HIGHLORD...

ocena: 5,3/10

new 28.10.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#9
Highlord - Freakin' Out of Hell (2022)

[Obrazek: 1080559.jpg?3536]

Tracklista:
1. Prelude to Hell 01:20
2. Soul Sucker 05:16
3. Freakin' Out of Hell 05:19
4. Sweet Unknown 05:15
5. Off the Beaten Path 04:18
6. Hollow Space 05:12
7. If You Say Yes 05:27
8. Eyes Open Wide 05:36
9. The Devil’s Doorbell 04:15
10.Fallen from Grace 04:44
11.One Eyed Jack 04:18

Rok wydania: 2022
Gatunek: melodic progressive power metal
Kraj: Włochy

Skład zespołu:
Andrea Marchisio - śpiew
Marco Malacarne - gitara
Massimiliano Flak - gitara basowa
Luca Pellegrino - perkusja
Davide Cristofoli - instrumenty klawiszowe

I tak po sporej przerwie przypomina o sobie nową płytą długowieczny HIGHLORD. Album wydała w grudniu turyńska wytwórnia Rockshots Records. W końcu można usłyszeć także klawiszowca Davide Cristofoli, który dołączył jeszcze w 2016, i który dobrze zaprezentował się w 2019 na pierwszym albumie BLACK CORSAIR.

Tu jednak dominują inne klimaty i do tego raczej niedookreślone. Jest melodic power metal z pewnymi, powiedzmy, typowymi dla stylu włoskiego progresywnymi inklinacjami i w pewnym stopniu wymusza to styl gry Malacarne w partiach solowych, często długich i rozbudowanych, jak na płycie poprzedniej. Jakoś zniknął ten pierwiastek modern i chyba dobrze, bo w tych obszarach muzycznych HIGHLORD miał do zaoferowania na "Hic Sunt Leones" niewiele. Tu melodie są prostsze, idą w kierunku radiowo strawnych przebojów w Soul Sucker czy Sweet Unknown. Ta realna przebojowość jest jednak przeciętna. Bardzo słabo się prezentuje romantyczny Fallen from Grace. Trudno bardziej o ograną melodię i do tego wykonanie zupełnie bez wiary. Niekoniecznie tak jest w przypadku tytułowego Freakin' Out of Hell i tutaj właśnie jest i włoski fantasy heroizm, i melodic metal w refrenie, i progresywne pulsujące aranżacje gitary. Nieokreślone i umiarkowanie tylko interesujące, także w części nastrojowej. Podobnie w bardziej czytelnym w formie Off the Beaten Path. Łagodny klimat tworzą w otoczeniu gitary akustycznej i pianina w niezłym poetyckim songu Hollow Space i tu słychać, że Andrea Marchisio to jest jednak bardzo dobry wokalista, który doprawdy rozkwita tam, gdzie jest dobrze skonstruowana, wyrazista melodia. Tak odrobinę mrocznie i na pewno progresywnie brzmi power metal z If You Say Ye, tyle że to taka progresywność zupełnie nierozpoznawalna jako włoska, a bardziej francuska, może nawet z obszarów ALKEMYST... I to samo wrażenie pojawia się przy okazji The Devil’s Doorbell. Znowu Andrea w centrum uwagi w Eyes Open Wide, bo śpiewa znakomicie w takich łagodnych, nieskomplikowanych refrenach i ten jest zapewne najbardziej zapadający w pamięć z tego LP. No, ale ta instrumentalna partia progresywna jest zupełnie nieinteresująca. Zresztą, Davide Cristofoli jest tu w tych wszystkich kompozycjach mało widoczny, a przygotowane przez niego pasaże jakoś przemijają bez echa. No może poza The Devil’s Doorbell. Kończą progresywnie i równocześnie przyjaźnie dla fanów melodic metalu kompozycją One Eyed Jack. Pogodzenie melodii z progresywnością to domena Włochów, lecz nie tych z HIGLORD.

Brzmienie jest znakomite, czyste, niezbyt ciężkie, z pietyzmem zaznaczonym soundem każdego instrumentu i Massimiliano Flak bardzo się do tego przyłożył. W tym aspekcie jest świetnie.
Ogólnie jednak HIGHLORD chyba nadal, patrząc na rok 2016, nie bardzo wie, co chce grać lub próbuje być oryginalnym na siłę. Eklektycznie jest po prostu...


ocena: 6.1/10

new 12.12.2022
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości