Human Fortress
#1
Human Fortress - Lord of Earth and Heavens Heir (2001)

[Obrazek: R-2518968-1387145027-9648.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. The Dragons Lair 03:46
2. Under Black Age Toil 04:46
3. Lord of Earth and Heavens Heir 06:07
4. Divine Astronomy 04:16
5. Stroke of Fate 04:06
6. Amberdawn 05:15
7. The Fortress 01:12
8. Forgive & Forget 04:56
9. Damned to Bedlam 05:20
10. Light Beyond Horizon 03:44
11. Little Flame 07:18

Rok wydania: 2001
Gatunek: Power Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Joti Parcharidis - śpiew
Torsten Wolf - gitara
Volker Trost - gitara
Pablo Tammen - bas
Apostolos Zaios - perkusja
Dirk Marquardt - instrumenty klawiszowe

Ten album wydany przez Limb Music we wrześniu 2001 roku, to debiut jednej z najbardziej niezwykłych niemieckich grup power metalowych.
Początek XXI wieku to eksplozja gatunku power metal w melodyjnej europejskiej odmianie, niestety także okres natłoku setek identycznie grających zespołów, będących przeważnie mniej lub bardziej udanymi klonami HELLOWEEN czy GAMMA RAY. Dominacja takiej muzyki z tego gatunku w Niemczech w tym okresie była zdecydowana i odpalając kolejne CD z power metalem z Niemiec zazwyczaj wiadomo było, czego się spodziewać.

HUMAN FORTRESS okazał się absolutnym zaskoczeniem, zarówno pod względem stylu jak i wykonania - przy czym w tym aspekcie to ogromna zasługa wokalisty pochodzenia greckiego Joti Parcharidisa. Parcharidisa śmiało można uznać za objawienie wśród wokalistów metalowych i sukces zespół osiągnął w dużej mierze dzięki jego niezwykłemu popisowi na tym LP.
HUMAN FORTRESS zaprezentował na tym albumie melodyjny power metal, zaprawiony epiką i rycerskim duchem heavy metalu lat 80 tych. "The Dragons Lair" jest już na początku przykładem takiego grania, nie za szybkiego, opartego na doskonałej współpracy obu gitarzystów. Tu i w kolejnym, znacznie spokojniejszym "Under Black Age Toil" ogromne znaczenie mają melodie refrenów, przy czym w tej drugiej kompozycji zespół pokazuje jak zagrać atrakcyjny i niezmiernie elegancki melodic metal. Wokalnie Parcharidis ujawnia tu wielką umiejętność korzystania ze środków wyrazu, rzadko stosowanych w power metalu ocierając się o wykonanie soulowe.
Epicki "Lord of Earth and Heavens Heir" zniewala piękną melodią i ogromnym ładunkiem emocji podanej z muzycznym rozmachem. Lekkie akcenty folkowe w refrenach świetnie współgrają z motywem głównym. Kompozycja zawiera też elementy symfoniczne, melorecytacje, a wszystko razem tworzy zwartą, niezwykle ciekawą opowieść. Przy okazji tego utworu warto zwrócić uwagę na znakomite wysmakowane partie klawiszowe na całym LP. Dirk Marquardt zasługuje na miano jednego z najciekawszych klawiszowców niemieckich sceny power metalowej. Jednym z najbardziej znanych utworów zespołu z tej płyty jest "Divine Astronomy". Mimo że opiera się na tradycyjnym fundamencie power metalu europejskiego, brzmi niezwykle oryginalnie, przede wszystkim dzięki genialnemu refrenowi. Parcharidis spisał się tu rewelacyjnie.
"Stroke of Fate" to umiejętne zmiany tempa, natarcia basowe, ale podobnie jak "Amberdawn" jest nieco słabszy jako plasujący się bliżej klasycznego melodyjnego heavy metalu. "Amberdawn" zawiera jednak jedną najlepszych solówek gitarowych na tym albumie, który jest pod tym względem dosyć oszczędny. Jest tu także intrygujące tło klawiszowe.
Ballada przy pianinie "Forgive & Forget" zaśpiewana przez Parcharidisa bardzo delikatnie... jest ogólnie jakaś zbyt pastelowa i delikatna na ten album. Wolny epicki song byłby tu bardziej na miejscu. Epickości nie brak za to w "Damned to Bedlam" skonstruowanym na wzór numeru tytułowego. Jest tu też dynamiczne rozwinięcie i utwór na zdecydowanie power metalowy charakter. Nie za szybki, z wysuniętym wokalem i perkusją stanowi jedno z dań głównych tej płyty. Jest to także przykład nieszablonowego podejścia do power metalu w tym czasie, a już na pewno w Niemczech. W tak rozpoznawalny i swoisty sposób grał chyba tylko ANGEL DUST. "Light Beyond Horizon" to mocny numer z super nośnym refrenem i zaśpiewany przez Parcharidisa w elastyczny sposób. Niby prosty utwór, a ile w nim smaczków i szczególików. Dbałość o szczegóły to kolejna cecha, jaka wyróżnia HUMAN FORTRESS na tym albumie. Ogólne wrażenie obniża umieszczony na zakończenie "Little Flame". Jest za długi, miejscami pozbawiony treści i uratowany przede wszystkim przez niesamowity śpiew Parcharidisa .

Płyta jest więc lekko nierówna, balansująca na krawędzi gatunków i nie w każdym z nich zespół wypada na maksymalną ocenę. Na taką ocenę zasługuje za to produkcja tego albumu. Brzmienie jest mocne, przestrzenne i soczyste. Bardzo ładnie prezentuje się perkusja.
Ten LP należy do najciekawszych debiutów niemieckich tego okresu, jest też albumem poszukiwań swojej drogi. Ta została odnaleziona na kolejnej płycie "Defender Of The Crown" z 2003, magnum opus niemieckiego power metalu.


Ocena: 8.5/10

17.12.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Human Fortress - Defenders of the Crown (2003)

[Obrazek: R-5196461-1387146280-5593.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Knights in Shining Armour 03:20
2. Defender of the Crown 04:18
3. Collosseum 01:30
4. Gladiator of Rome 04:41
5. Holy Grail Mine 04:09
6. Border Raid in Lions March 05:11
7. Siege Tower 05:49
8. Schattentor 05:22
9. Skin & Feather 04:02
10. Mortal Sinful Wrath 05:31
11. Sacral Fire 04:24
12. The Valiant 05:25
13. Bloody Masquerade 03:52

Rok wydania: 2003
Gatunek: Epic Power Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Jioti Parcharidis - śpiew
Torsten Wolf - gitara
Volker Trost - gitara
Pablo J. Tammen - bas
Apostolos Zaios - perkusja
Dirk Marquardt - instrumenty klawiszowe i gitara akustyczna

Ciężko coś napisać o magicznych arcydziełach.
Nie ma się do czego przyczepić, nie ma czego skrytykować, nie można pomarudzić, że to lub owo można było zrobić lepiej.
Ta druga płyta HUMAN FORTRESS, wydana 1 września przez Massacre Records jest takim arcydziełem, płytą zjawiskową w każdym calu i szczególe, bo to, że Siege Tower podoba mi się mniej jest tylko subiektywną i nic nieznaczącą opinią. Power metal w Niemczech grało wielu, większość ze skutkiem co najwyżej dobrym, a w przypadku epic power takich płyt można wymienić zaledwie kilka.

HUMAN FORTRESS wyrasta jednak ponad scenę niemiecką, wyrasta ponad poziom światowy i to nie tylko z powodu wyżyn wokalnych, na jakie wspiął się Jioti Parcharidis. Ten wokalista jest niewątpliwie połową sukcesu tej płyty i tego zespołu, ale przecież i poziom chórków jest tu nieosiągalny dla większości zespołów, tak jak i rycerski klimat wygenerowany przez muzyków i bijący tu po uszach nieprzerwanie. To zawsze wiąże się z odrobiną średniowiecznego folka i tu ta odrobina jest tak wybornie dobrana i wpasowana że próżno szukać tak lekkich i nienachalnych inkrustacji na innych albumach. Ponadto ta płyta nie jest skomplikowana. Jest prosta w rozwiązaniach poszczególnych kompozycji, ale gdzie jeszcze jest taka ilość prostych a tak magnetycznie przykuwających uwagę utworów? Zadziwia płynność przechodzenia od melodii w zwrotkach do głęboko zapadających w duszę i pamięć refrenów. Wyborne są partie delikatne, niekiedy podkreślone klawiszami i gitarą akustyczną. Jest to też muzyka nostalgiczna i refleksyjna i pokazuje tę bardziej romantyczną stronę charakterów wojowników. Granie bojowe, ale bez krwi na ostrzach, zwiewne i absolutnie niewymuszone. Album sprawia wrażenie spójnej i zwartej całości, utrzymanej w jednolitym stylu i takiej, gdzie kompozycje wynikają jedne z drugich, są logiczną kontynuacją, uzupełnieniem i rozwinięciem poprzednich. Perkusja i bas tu grają, a nie nabijają tylko rytm, a duet Wolf - Trost momentami kapitalnie gra jakby obok tej sekcji rytmicznej, wracając ponownie w główny nurt w najwłaściwszym momencie. Sola bez przepychu, nawet ascetyczne w pewnych utworach, ale tu każdy dźwięk ma swoje znaczenie i miejsce.
Ciężko się ocenia arcydzieła o magicznym wydźwięku. Po co pisać, że ten utwór jest kapitalny a tamten wspaniały?
HUMAN FORTRESS przemknął jak ognista kometa po metalowym nieboskłonie w latach 2001-2003, po czym zniknął, aby w zupełnie odmiennym składzie powrócić z inna muzyką w roku 2008.
To już jednak inna muzyka i magia nie powróciła. Próba wskrzeszenia HUMAN FORTRESS z Paracharidisem nie powiodła się i co dalej będzie z zespołem nie wiadomo w tym momencie.
Tym albumem jednak zapewnili sobie stałe miejsce na Power Metalowym Olimpie i zapewne nic ich stamtąd nie strąci.
Obowiązkowa klasyka.


Ocena: 10/10

17.12.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
Human Fortress - Raided Land (2013)

[Obrazek: R-5653286-1531301302-1654.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Raided Land 03:59
2. Child of War 03:45
3. Wasted Years 04:48
4. The Chosen One 03:52
5. Shelter 03:56
6. The Gladiator of Rome (Pt. II) 04:27
7. Dark Knight 05:02
8. Prelude 01:39
9. Pray for Salvation 03:53
10. Evil Curse 05:22
11. Restless Souls 05:07
12. Under Siege 04:18
13. Guard the Blind 04:39

Rok wydania: 2013
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Gus Monsanto - śpiew
Torsten Wolf - gitara
Volker Trost - gitara
André Hort - bas
Apostolos Zaios - perkusja
Dirk Liehm - instrumenty klawiszowe

O tym, co nazywano HUMAN FORTRESS w roku 2008, trzeba zapomnieć i wymazać to z pamięci. Spece od modern power core, którzy spłodzili potworka pod tytułem "Eternal Empire" odeszli do stworzonego przez siebie zespołu, by grać gothic metal (?) i w 2009 powrócili do składu starzy członkowie grupy, w tym także Jioti Parcharidis, któremu jednak problemy zdrowotne nie pozwoliły pozostać dłużej w ekipie i odszedł on w roku 2010. Ostatecznie w roku 2013 zastąpił go Brazylijczyk Gustavo Monsanto, który wsławił się w we francuskim ADAGIO i fińskim REVOLUTION RENAISSANCE Tolkkiego.
Wspiera go także znakomity Michael Bormann w wokalach pobocznych. A ponieważ HUMAN FORTRESS to legenda, więc całość nagrań miksuje niezawodny Sebastian Levermann z ORDEN OGAN, a płytę wydaje renomowana AFM Records w listopadzie 2013 roku.

Powrót Giganta?
Na pewno niezdecydowanie epickiego HUMAN FORTRESS. Jest power metal tylko markujący epic granie i gdyby szukać porównań, to Monsanto przyniósł tu ducha REVOLUTION RENAISSANCE w takiej nieco mocniejszej formie. Jest melodic power metal, nawet po części skłaniający się ku stylistyce STRATOVARIUS, albo bardziej przystępnych grup niemieckich nastawionych na dosyć prostą melodyjną przebojowość.
Doświadczona ekipa wyraźnie gra pod Monsanto, który jest wyluzowany, śpiewa wyśmienicie, dynamicznie i z rockowym błyskiem w oku w rock/metalowo rozbujanych Raided Land i Shelter. W tym towarzystwie wyróżnia się niezbyt szybki, pięknie zagrany i pełen rockowego ciepła Child of War, ale są i tak miałkie numery jak miałkie były w znacznej mierze kompozycje RR. Tu marne są Wasted Years z ohydnymi neofolkowymi wstawkami i napuszonymi orkiestracjami, a także prymitywny, ze słabą melodią The Chosen One i zupełnie beznadziejny, bezmelodyjny faktycznie Pray for Salvation. Smętna część instrumentalna jest po prostu... smętna. Tyle. Ta druga połowa płyty ogólnie jest słaba i bezbarwna w próbach dyskontowania sukcesów słynnych ekip fińskich i włoskich w obszarach melodic progressive power metal. Miałkie, ospałe Evil Curse, wyjątkowo ospały Restless Souls, bezpłciowy metalicznie Under Siege i na koniec męczarnia z bezsensownie zaranżowanym Guard the Blind. Z innym wokalistą niż Monsanto to by tego się nie dało słuchać. I tak gdzieś przemykają brazylijskie skojarzenia...
Nawiązaniem do "starego" HUMAN FORTRESS jest w zamyśle łagodny melodic power w The Gladiator of Rome (Pt. II). Na pewno nie. Tak to mógł zagrać legion włoski, a nie Niemcy. Dudy w Dark Knight, heroiczny śpiew Monsanto, mocniejsze gitary, wycofane klawisze, ale co z tego skoro to cień epickiego grania zespołu z dawnych lat...

Gus Monsanto lubi otoczenie symfonizacji i orkiestracji i Dirk Liehm dostarcza mu tego otoczenia, nawet w gustownym eleganckim stylu, ale czy trzeba sięgać do muzyki HUMAN FORTRESS, by słuchać takich rzeczy? Ta grupa nie chciała lub nie mogła bez Parcharidisa wrócić go epickiego grania i zaryzykuję stwierdzenie, że wylądowała we Włoszech na lotnisku SECRET SPHERE. Doprawdy mało to niemieckie, jak na zespół z Niemiec.
Taki rozrywkowy (nie zawsze) power metal, przy czym bez śladów nachalnej komercji i jednak bardziej wyważony niż nieskrępowana power rockowa zabawa SILENT FORCE z Bormannem z tego samego roku. Nieudane ciągoty progresywne i jeden aktor - Gustavo Monsanto. Reszta to statyści, szczególnie gitarzyści.
Co innego w nazwie, co innego w muzycznej treści. Na szczęście nie modern bagno z 2008. Dobre i to na pocieszenie.


ocena: 5/10

new 12.06.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#4
Human Fortress - Thieves of the Night (2016)

[Obrazek: R-8223719-1531300836-4853.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Amberstow 04:28
2. Last Prayer to the Lord 04:52
3. Rise or Fall 04:08
4. Thieves of the Night 04:38
5. Thrice Blessed 04:48
6. Hellrider 04:38
7. Just a Graze 04:55
8. Vicious Circle 03:56
9. Smite on the Anvil 01:24
10. Dungeons of Doom 05:30
11. Gift of Prophecy 06:56
12. Alone 04:11

Rok wydania: 2016
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Gus Monsanto - śpiew
Torsten Wolf - gitara
Volker Trost - gitara
André Hort - gitara basowa
Apostolos Zaios - perkusja
Dirk Liehm - instrumenty klawiszowe

Jest to drugi album z Gusem Monsanto nagrany przez HUMAN FORTRESS. Płyta została wydana przez AFM Records w marcu 2016.

Gus śpiewa bardzo ładnie, ale o bardziej sensownym power metalu rycerskim trzeba zapomnieć. AFM z rzadkimi wyjątkami wydaje płyty z melodyjnym, wypośrodkowanym metalem przeznaczonym dla szerokiego spektrum słuchaczy.
Już na poprzedniej płycie HUMAN FORTRESS określił się jako zespół grający melodic power metal bardziej w stylu włoskim czy fińskim niż niemieckim. Tu się nic nie zmieniło, choć może tych klawiszy jest albo mniej, albo są lepiej schowane i nie tak natarczywe. Monsanto wypada bardzo dobrze, reszta ekipy średnio i są to solidni statyści, którzy nie umieją tu przełamać zaklętego kręgu niemocy, nie tylko wykonawczej, ale i twórczej.
Trudno sobie wyobrazić bardziej bezbarwne i gatunkowo nieokreślone rozpoczęcie niż nijaki Amberstow, trudno także uznać za epicki Last Prayer to the Lord, gdzie poza nieco bardziej ponurymi riffami nie ma nic, co by mogło zainteresować.
Rzecz jasno można grać także melodyjny, wciągający refrenami power metal bez mocno akcentowanych elementów epickich, ale trzeba mieć pomysł na te melodie i refreny. Nie ma tego ani w Rise or Fall z refrenem w stylu FREEDOM CALL, ani w Thieves of the Night, który niby ma porywać rozległym refrenem, ale gdyby nie Gus, to ten numer by w refrenie zupełnie nie istniał. Czasem są po prostu senni i ociężali jak w Hellrider i w pozornie będącym pieśnią barda  Dungeons of Doom, czasem brzmią jak parodia GALLOGLASS w Just a Graze i w Vicious Circle .
"Stary" HUMAN FORTRESS nie wróci, ale "nowy" zmierza donikąd w bezbarwnym melodic power metalu.
Są jakieś próby mocniejszego grania w Thrice Blessed, gdzie Gus jest zmuszony do krzyku w zwrotkach, ale wszystko wraca na tory takiego sobie, przeciętnego power metalu w refrenie. Te refreny nie są aż takie złe, jednak brak tego ostatecznego szlifu. Trochę dobrze zrealizowanej gitary akustycznej w Gift of Prophecy, gdzie jakoś dziwnie BLIND GUARDIAN miesza się z RUNNING WILD, podlany nudnym sosem HUMAN FORTRESS i na końcu ponownie bezbarwne granie nastrojowe przy pianinie w faktycznie niemetalowym Alone.

Poza Gusem Monsanto na tym LP dobrze zaprezentował się perkusista Apostolos Zaios, ale co może osamotniony perkusista? Niewiele.
Nie trzeba grać jak za czasów Parcharidisa, można inaczej, ale inaczej to znaczy zanudzając w płytkich kompozycjach pozbawionych interesujących melodii. Tyle kompozycji, a wśród nich ani jednej, do której warto by wracać...

ocena: 5,2/10

new 3.08.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#5
Human Fortress - Reign of Gold (2019)

[Obrazek: R-14509672-1575999406-4621.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Imminence 00:54
2. Thunder 04:29
3. Reign of Gold 04:25
4. Lucifer's Waltz 05:38
5. Bullet of Betrayal 04:10
6. Shining Light 04:56
7. Surrender 04:33
8. The Blacksmith 03:46
9. Martial Valor 03:53
10. Legion of the Damned 03:36
11.Victory 05:13

Rok wydania: 2019
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Gus Monsanto - śpiew
Torsten Wolf - gitara
Volker Trost - gitara
André Hort - gitara basowa
Apostolos Zaios - perkusja
Dirk Liehm - instrumenty klawiszowe


"Reign of Gold" to najnowsza płyta HUMAN FORTRESS wydana przez AFM Records w grudniu 2019.

Tak w sumie od 2016 roku się tu wiele nie zmieniło. Wypośrodkowany melodic power metal w heroicznym stylu w Thunder daje znać, że stylistycznej rewolucji nie ma i pozostaje tylko mieć nadzieję na lepsze melodie, lepsze także niż ta ograna i powszednia z Thunder. A przecież takie piękne symfoniczne intro go poprzedza. No nie chwyta ten ułożony melodic power  z tytułowego Reign of Gold i jak na kompozycję niejako reprezentacyjną, to jest to prezentacja niemocy kompozytorskiej tej ekipy od początku reaktywacji po części klasycznego składu. Bezbarwny poprawny power, zresztą także w realnie zupełnie pozbawionym energii semi - symfonicznym Lucifer's Waltz. Takie próby podjazdów na obszary włoskie... Zgrabnie wpleciono elementy średniowiecznego folk w Bullet of Betrayal, ale to mało atrakcyjnie się rozwija dalej i raczej tu także przegrywają z włoską konkurencją z obszaru FOGALORD, chociażby. Bezbarwnie, bezbarwnie w nudnym songu o łagodniejszym, romantycznym charakterze Shining Light i dopiero Surrender z potężnym dramatycznym wokalem i ostrymi monumentalnymi natarciami gitarzystów można uznać za faktycznie udany utwór. Udany umiarkowanie, bo refren jest zbyt słaby w stosunku do kruszącej pompatycznej formy zwrotek. Zwarty i dynamiczny podobnie jest The Blacksmith, znacznie bardziej interesujący w melodii zwrotek niż w refrenie w manierze włoskiej z dolnych rejonów KALEDON w tym wyrażeniu power metalowej melodyjnej epiki. Najlepszy na tym albumie jest bez wątpienia zagrany z przekonaniem od początku do końca Martial Valor. Fantastyczne mocne wokalne natarcia Monsanto są tu ozdobą, ale to  za mało jak na cały album, zdecydowanie za mało. Zresztą ogólnie ta końcówka jest lepsza niż reszta albumu, bo i Legion of the Damned dobrze wspierany klawiszami z drugiego planu prezentuje się bardzo dobrze jako archetypowy bojowy numer power metalowy. Victory się świetnie zaczyna, potem coraz bardziej miękko w chórkach i ogólnym klimacie i efekt to zachowanie ogólnego ugrzecznionego klimatu całości tej płyty.

Odegrane solidnie, ale ponownie bez błysku i nawet Zaios jakoś tak się wtopił w tłum akompaniujący Monsanto, który jest wyborny i pełen metalowego wigoru. Wigor i moc to jednak jedno, a usiłowanie nadania barwy kompozycjom średnim i przeciętnym to drugie. Na pewno HUMAN FORTRESS nie znajduje się w grupie prostackich niemieckich bandów power, metalowych, to muzyka dosyć elegancka, ale zarazem gładka i pusta w środku. Pewnie z innym, gorszym wokalistą to wszystko by przepadło zupełnie, a tak to kilka lepszych refrenów Monsanto wyciągnął na jakiś dosyć solidny poziom i w ostatecznym rozrachunku to jest płyta na pewno lepsza niż poprzednia.
Po raz kolejny typowy produkt AFM Records - melodyjny, ułożony i brzmieniowo wypielęgnowany power metal (produkcja - Tommy Newton!), niekoniecznie budzący proste skojarzenia z niemieckim, ale doprawdy bardzo powszedni i mało kreatywny.


ocena: 7/10

new 7.12.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości