Hyborian Steel
#1
Hyborian Steel - Blood, Steel and Glory (2012)

[Obrazek: R-4119276-1492889149-3276.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Metal Barbarians 05:37
2. Blood, Steel and Glory 05:19
3. Aquilonian Battlecry 03:29
4. The Mountain of Crom 05:01
5. War Eternal (Cirith Ungol cover) 05:13
6. The Black Hand of Set 04:37
7. Eastern Swords 05:29
8. Cimmerian's Blues 03:56
9. Drums of Pictdom 05:01
10. Rock Hyboria 05:43

Rok wydania: 2012
Gatunek: Epic Heavy metal
Kraj: USA(?)/Włochy

Skład zespołu:
Howie Roberts - śpiew, bas
Theodore Ulysses Berry (Guido Tiberi) - gitara, śpiew
Ethan Zakharovic - perkusja


W całej historii HYBORIAN STEEL najbardziej interesująca jest otoczka geograficzno personalna.
Zespół podaje się za amerykański, tymczasem od jakiegoś czasu wiadomo, że Theodore Ulysses Berry to nie kto inny tylko włoski true metalowiec Guido Tiberi znany wcześniej z ASSEDIUM a ostatnio z AXEVYPER. Pozostali członkowie grupy to także persony tajemnicze, ponoć z miasta Crystal City w Missouri, ale grupa uzyskała kontrakt płytowy z My Graveyard Production, który poza zespołami z Włoch kontraktów nie podpisuje.

Zagadki zapewne wyjaśnione zostaną w swoim czasie, tymczasem zaś drugi album tego zespołu jest jeszcze gorszy niż pierwszy, który był po prostu słaby. Sentyment Tiberi do metalowej surowizny piwnicznej jest znany, debiut AXEVYPER był tego dobitnym przykładem , debiut HYBORIAN STEEL również. Tym razem jednak poszło to wszystko za daleko i okropny rozmyty sound nagrań z tego LP odstręcza już po zapoznaniu z pierwszymi kilkoma kompozycjami. Czy HYBORIAN STEEL chciał jakoś nawiązać do CIRITH UNGOL z najwcześniejszych lat (pomijając bezpośrednie nawiązanie w mulącym coverze "War Eternal")?
Być może, ale przy okazji nawiązują do monotonnego heavy i power metalu najmniej inspirujących zespołów obu półkul i to co grają epickie jest tylko w warstwie lirycznej, zresztą komiksowo uproszczonej a o monumentalizmie, wzniosłości i prawdziwie rycerskim klimacie mowy tu nie ma. Odrzucające na odległość strzału z katapulty brzmienie można by jeszcze jakoś wytrzymać gdyby kompozycje były gatunkowo wartościowe lub chociaż wykonanie stało na solidnym poziomie. Tymczasem wokal jest amatorsko paskudny, zresztą oba, bo drugi to Tiberi wtórujący i dopowiadający co nieco, chyba on, bo tak do końca nie wiadomo z powodu ohydnego nieczytelnego brzmienia. Sola gitarowe amatorskie, a perkusja zazwyczaj wali bez ładu i składu. Czasem grają nieco wolniej, powodując ziewanie, zresztą raczej nerwowe, bo o ile surowe warzywa są ponoć zdrowe to surowe kartofle już nie.

Dziwi fakt wydania tej płyty przez prezentującą co najmniej dobre zespoły i albumy wytwórnię My Graveyard Production, bo jest to jeden z najbardziej kompromitujących albumów w gatunku true metal w ostatnich latach. Jeśli Tiberi jest faktycznie liderem tej formacji, powinien w końcu zrozumieć, że wartość classic heavy metalu nie opiera się na surowiźnie i prymitywizmie i są pewne granice, wyjście poza które budzi już tylko uśmiech politowania.
Zbiór absolutnie niewartego uwagi metalowego złomu, który nie przynosi nawet grama chwały ani stalowym Stanom Zjednoczonym, ani żelaznej Italii.


Ocena 1,5/10

1.02.2012
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości