In Vain
#1
In Vain - Of Gods and Men (2009)

[Obrazek: R-9114224-1475009889-9764.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Hero 03:34
2. My Little Butterfly 04:03
3. Rotten Cross 03:46
4. Lighting Rider 04:50
5. Dancing In The Light 04:42
6. Hellhounds 04:43
7. Devil Is My Witness 04:42
8. Black Sands 07:06

Rok wydania: 2009
Gatunek: Heavy/Power Metal
Kraj: Hiszpania

Skład zespołu:
Daniel Cordón - śpiew, gitara
Daniel Blanco Martín - gitara
Usama Abou-Kneder - bas
Teodoro Seoane - perkusja
Pablo Fernández - instrumenty klawiszowe

IN VAIN powstał w roku 2004 i przedstawia nakładem Santo Grial Records z Oviedo swój pierwszy album na początku listopada 2009.

Debiut tego zespołu z Madrytu jest debiutem szczerym i prostym, to metal w typowo ubiegłowiecznej stylistyce bojowego rycerskiego heavy i power podkolorowany jednak południową ekspresją i swobodą wykonania. Wokalista jest głośny i wyeksponowany, śpiewa z pełnym przekonaniem a gitarzysta gra energicznie speed i power metalowe riffy i jest to album zdecydowanie gitarowy. Klawisze są tu skromne, raczej jedynie tworzą pewne tła i zdecydowanie bardziej słychać kompetentną sekcję rytmiczną z mruczącym basem. Fajna głośna perkusja z donośnymi bębnami, atrakcyjne sola gitarowe wypełnione treścią.
Bojowy szybki power metal to "Hero", nieco bardziej tradycyjny jest "My Little Butterfly" z bardzo dobrym motywem gitarowym w tle i nośnym klasycznym refrenem. Energia i pełne przekonanie o tym, że gra się dobry metal tradycyjny. Czy dobry? Nawet bardzo dobry i taki jest także wolniejszy true heavy "Rotten Cross" w stylu dumnych dramatycznych songów lat 80tych. Ciekawe, że przy całym swoim przywiązaniu do tradycji ten zespół ma swój własny styl i nie można powiedzieć, że to kopia słynnego X czy też Y. Atrakcyjne są refreny, praktycznie wszystkie. Doskonale prezentuje się ten z potoczystego "Lighting Rider" oraz z bardziej epickiego "Dancing In The Light". Killerski jest atak w dynamicznym brzmiącym ciężko w zwrotkach "Hellhounds" z pełnym rozmachu tym razem refrenem, świetnie w niemieckim stylu opowiadają historię w speed melodic power metalowym "Devil Is My Witness". No mają ciąg do przodu zdecydowanie dobrze dopracowany i takiego grania, choć niczego nie ma nim odkrywczego, słucha się bardzo dobrze. A może dlatego, że nie jest odkrywcze i że to kolejny neo tradycyjny band w hołdzie dla metalu lat 80tych tyle że z klawiszami w tle. Band bardzo pewny swego, nikogo nieudający i grający z ogromnym entuzjazmem nawet w mroczniejszym "Black Sands" na koniec, gdzie power metal miesza się z tradycyjnym heavy i po raz pierwszy tak istotnymi dla kształtu kompozycji klawiszami wygrywającymi orientalne motywy. Patos tu jest i to taki wcale nie udawany a dalsza część pokazuje, że i takim zbliżonym do progresywnego graniu zespół odnajduje się bez problemu.

Jakże miło się słucha takiej muzyki gdy album ma równocześnie tak fantastyczne soczyste brzmienie. Niekoniecznie trzeba udawać lata 80te surowym garażowym czy też rozmytym w gitarach soundem z kartonową perkusją. Tu mamy do czynienia z produkcją perfekcyjną w każdym aspekcie i ten self released album IN VAIN wcale nie prezentuje się jak ubogi krewny.
Zagrany z wielkim temperamentem heavy i power metal i zaśpiewany przez znakomitego, czującego konwencję wokalistę.
Należy mieć nadzieję, że ta grupa nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Ma potencjał, który z powodzeniem już wykorzystała na swojej debiutanckiej płycie.


Ocena: 9/10

2.11.2009
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
In Vain - In Death We Trust (2012)

[Obrazek: R-11524425-1517862364-1170.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. The Skies Are Burning 00:30
2. War Machine 04:12
3. Sons of Truth 03:53
4. In Death We Trust 03:48
5. Into the Abyss I 05:55
6. Ghost Galley 05:36
7. Into the Abyss II 04:07
8. Sun Hunters 03:52
9.Through Hell to Paradise 06:02
10.Far from Home 05:06

Rok wydania: 2012
Gatunek: Melodic Heavy/Power/Speed Metal
Kraj: Hiszpania

Skład zespołu:
Daniel Cordón - śpiew, gitara
Daniel Blanco Martín - gitara
Mario Arredondo - bas
Teodoro Seoane - perkusja
Pablo Fernández - instrumenty klawiszowe


Po ciepłym przyjęciu pierwszej płyty IN VAIN utrzymał kontrakt płytowy z wytwórnią hiszpańską Santo Grial Records i z nowym perkusistą nagrał drugi LP, opublikowany w kwietniu 2012.

Skromne intro i natychmiast dewastują speedowym, kapitalnym War Machine, w stylu amerykańskim, z nieoczekiwaną wolniejszą partią gitarowo-klawiszową. No, tak grała tylko elita speedowa z USA! Tego speed/heavy/power jest więcej i tu są mistrzami  w potężnym, surowym i posępnym In Death We Trust z serią niemal slayerowskich riffów.
Mrok... Dużo mroku w utrzymanym w średnim tempie Into the Abyss I, prowadzonym gitarami Into the Abyss I, zrobionym według amerykańskiej receptury ciężko grających grup z lekko progresywnym zacięciem. Ciekawym zabiegiem jest rozdzielenie obu części Into the Abyss pirackim Ghost Galley, opartym na zagranym z nieprawdopodobną energią zestawie klasycznych riffów RUNNING WILD z własnym muzycznym szlifem w refrenie. Solo gitarowe jest tu rewelacyjne. W Into the Abyss II mroku nie ma, jest za to porywający melodyjny heavy/power tym razem w tradycji europejskiej z dodatkowymi speedowymi atakami i dialogami gitarzystów,a wszystko w stylu szwedzkiego ENFORCER z debiutu. Southernowe i groove akcenty słyszalne w Sun Hunters i tu brzmią nowocześnie, momentami jak FLOTSAM AND JETSAM. Dosyć nietypowy wyłom w ogólnej stylistyce albumu, trzeba przyznać i nad wyraz udany.
Wyraźnie inspiracje metalem z USA z lat 80tych słyszalne są w klasycznym rycerskim Sons of Truth, jednak umiejętnie wplecione na dalszym planie klawisze są  tu nowością, choć nie w muzyce IN VAIN. Zresztą te ubarwienia klawiszowe wszędzie tu występują, niepokojące, gdzieś tam w oddali, niby odsunięte, a jednak zwracające na siebie uwagę, intrygujące i klimatyczne. W Far from Home pokazali, jak można łączyć riffowanie w stylu MANOWAR z melodyjnym power metalem o atrakcyjnym, prostym refrenem. Klimatycznie zwalniają, elegancko przyspieszają... Zagrali też tu wspaniały pompatyczny metalowy song Through Hell to Paradise z rozpaczliwymi gitarami i jest to mix niemieckiego i hiszpańskiego stylu. Takie wyborne numery pojawiają się gdy Hiszpanie grają coś z Niemiec, co jest epickie i nie jest zwyczajowo kwadratowe.

Zagrane jest to wszystko z wielką pewnością siebie, znacznie większą niż na debiucie. Interesujące po raz kolejny, treściwe sola gitarowe, Dobry, dopasowany do tego wokal Daniela Cordóna, który wie jak krzyknąć i jak zaśpiewać w tradycyjny heavy metalowy sposób. Produkcja jest rewelacyjna. Ostre i soczyste gitary tną, metaliczny bas doskonale słyszalny, głośna perkusja. Wokal to lekko cofnięty, to zdecydowanie wysunięty na plan pierwszy, w zależności od tego, w jakim podgatunku grają w danym momencie. Jeszcze raz podkreślę wyborne umiejscowienie tych skromnych klawiszy w planie dalszym.
IN VAIN potwierdził, że ich pierwszy LP nie był efektem jednorazowego spłynięcia geniuszu. To bardzo mocna ekipa na scenie nie tylko hiszpańskiej.
Doskonałe granie.


ocena: 9,1/10

new 11.08.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
In Vain - The Little Things ThaT Matter (2014)

[Obrazek: R-9314467-1478442898-5026.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. No Future for the World 04:39
2. Dragon Huntress 04:23
3. From Your Cradle to My Grave 03:24
4. Serenity Valley 04:38
5. The Ballad of Lucifer 04:36
6. Guardian Angels 04:28
7. King in the North 05:13
8. Pipa's Song 05:03
9. The Last Waltz 08:13

Rok wydania: 2014
Gatunek: Heavy/Power Metal
Kraj: Hiszpania

Skład zespołu:
Daniel Cordón - śpiew, gitara
Daniel Blanco Martín - gitara
Mario Arredondo - gitara basowa
Teodoro Seoane - perkusja


Mogą zagrać jeszcze potężniej? Mogą. Tak gra IN VAIN na swojej trzeciej płycie "The Little Things ThaT Matter"  z grudnia 2014 wydanej ponownie przez Santo Grial Records. Już bez klawiszy.

To album nadal bardzo melodyjny dumnymi rycerskimi melodiami z poprzednich płyt, ale moc jest znacznie większa i to słychać, chociażby w porywającym Dragon Huntress. Te ataki są iście amerykańskie w mocy, na granicy power/thrashu miejscami i może dlatego mniej melodyjne kompozycje, bez tego iberyjskiego ciepła i dumy są mniej atrakcyjne, jak dosyć agresywny opener No Future for the World. Styl amerykański nie przeszkadza wydobyć pompatyczną epickość w From Your Cradle to My Grave, choć perkusja jest tu może nazbyt thrashowa. Pozostał jednak dramatyzm solówek obu Danieli i te są czytelne i wspierające wokalistę niezależnie od mocy ryczących gitar. Jak zwykle eleganccy i finezyjni w wykorzystaniu gitar akustycznych grają southernowy wstęp do speed/power metalowego Serenity Valley i tu melodyjnie przebijają stalowe płyty pancerne. Trochę wokalnie to prymitywnie wyszło, ale może taki miał być zamysł, bo kontrolowana brutalność jest istotnym elementem muzyki z tej płyty. Ale gniecie ten szybki przewodni motyw gitarowy! Ten sam chwyt został zastosowany w King in the North numerze heroicznym, pełnym drapieżnego brutalnego pędu. Gitarowo rozegrane rewelacyjnie tu są równie zdumiewająco sprawni i pewni siebie jak w Serenity Valley. The Ballad of Lucifer żadną balladą nie jest i to raczej takie mocniejsze wyrażenie tego kwadratowego heavy/power metalu niemieckiego pod flagą GRAVE DIGGER. Jakieś echa RUNNING WILD, coś z LONEWOLF i ogólnie jest dobrze, choć podobnych kompozycji już stworzono wcześniej sporo. W Guardian Angels sieją zniszczenie już zdecydowanie w stylu amerykańskim, grając szybko i obruszając na słuchacza moc ciężkich riffów w stylu ekip z USA grających melodyjniejszy heavy/power/speed thrash i to taki nowocześniejszy, bo partia instrumentalna z gęstą perkusją i basem jest na granicy współczesnego atrakcyjnego progressive power zza oceanu. W Pipa's Song przez chwilę tańczą w obłędnym tańcu celtyckiego folk i jest to numer tyleż epicki, ile chyba najbardziej zbliżony do classic heavy, tyle że z większą mocą zagrany.
A na koniec coś w rodzaju posępnej opowieści epickiej The Last Waltz, po części balladowej, długiej i rozbudowanej o partie agresywne i bardzo szybkie, a także true metalowe partie z chórkami. Dobrze się tego słucha, bo do końca nie wiadomo, jaki będzie finał... A jest nietypowy dla tej płyty...

Grają świetnie, ale gdyby kogoś wyróżnić szczególnie, to jest to perkusista Teodoro Seoane. Nawet warto posłuchać tej płyty specjalnie dla niego. Dynamit i semtex  w rękach!
Produkcja  jest fantastyczna. Trudno uwierzyć, że ta płyta została nagrana skromnymi środkami zespołu, początkowo jako self release. Głębia i moc tego wszystkiego zdumiewa, podobnie jak całkowita czytelność w każdej sekundzie. Chyba co niektórzy słynni producenci ostatnich lat biorący się za albumy znanych grup z USA powinni posłuchać, jak powinien brzmieć nowoczesny, a jednocześnie nie modern sound heavy/power/thrashu... Taka lekcja byłaby pożyteczna dla niektórych.
Ta płyta jest być może za mocna dla szerokiej rzeszy fanów rycerskiego i melodyjnego power oraz  heavy/power hiszpańskiego, na pewno jednak docenią ją ci, którym wydaje się, że amerykański heavy/power/thrash dobrze grają tylko w Ameryce. Zresztą grupa nagrała jeszcze potem w roku 2017 LP zatytułowany "IV", gdzie wpływy i stylistyka metalowej narracji jest już zdecydowanie w pełni amerykańska i ta płyta jest znacznie brutalniejsza od "trójki".

ocena: 9/10

new 1.10.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#4
In Vain - Back to Nowhere (2024)

[Obrazek: 1188275.jpg?0447]

Tracklista:
1. Story of a Lie 03:10
2. For the Fallen 03:00
3. The Force of Thunder 04:40
4. Never Live Again 03:24
5. The Blind Man 04:04
6. Metal Enlightenment 03:30
7. Days of Glory 04:26
8. Back to Nowhere 03:37
9. The Last Breath of Freedom 05:43
10.Dreaming Awake 06:00
11.Sacred Bond 03:55

Rok wydania: 2024
Gatunek: Heavy/Power Metal
Kraj: Hiszpania

Skład zespołu:
Daniel Cordón - śpiew, gitara
Julio Abadía - gitara
Mario Arredondo - gitara basowa
Teodoro Seoane - perkusja

W roku 2022 zespół opuścił jednen ze współzałożycieli Daniel Blanco, jego miejsce zajął Julio Abadía i grupa złagodziła swój coraz bardziej ekstremalny styl, nagrywając album w klasycznym stylu "Back to Nowhere", który zostanie wydany przez wytwórnię Fighter Records 8 lutego 2024.

Nie można powiedzieć, że grupa zupełnie odeszła od grania ostrego i surowego, bo utwory choć melodyjne, osnute są wokół posępnych gitar, których brzmienie trudno uznać za wygładzone. Zasadniczo mamy tu ciężkie i bardzo mocne zwrotki o cechach heavy/power/ thrashowych z domieszką melodic death i rozpoznawalne refreny w stylu klasycznego epic heroic metalu i bardzo reprezentatywny, a zarazem interesujący w tej aranżacji jest opener Story of a Lie. Szybsze numery są potoczyste i bojowe dzięki  zdecydowanym atakom obu gitarzystów oraz wokalowi Daniela Cordóna, który na szczęście tym razem nie sili się na nadmierną brutalność extreme metalu. Mocne, wysokiej klasy utwory heavy/power to zarówno For the Fallen jak i heroiczny, potężny Never Live Again. The Blind Man może trochę wytraca po pełnym power metalowego pędu obiecującym ostrzejszą jazdę początku, ale to także bardzo udana kompozycja. Gdy jednak ta brutalna i drapieżna strona bierze górę, to zwrotki The Force of Thunder są nieco za ostre, ale kontrapunkt z melodyjnym epickim refrenem udany. Takim brutalniejszym nieco miejscami utworem jest Back to Nowhere z kolejnym rozległym heroicznym refrenem i IN VAIN do perfekcji opanował te zderzanie różnej motoryki i różnych, nawet przeciwstawnych gatunkowo melodii. No i ta niepowstrzymana nawałnica w kapitalnym Metal Enlightenment, kapitalnym, bo po raz kolejny wybornie połączyli epicki refren z morderczymi heavy/power atakami gitarzystów. Niszczące, dewastujące ataki! I następne w nieubłaganym i rycerskim Days of Glory.
Pod koniec są dwa utwory dłuższe i The Last Breath of Freedom i to fantastyczny przykład power metalu w niemal czystej postaci i z ogromną dynamiką gitar, chórkami w tle, oraz klimatycznym wstępem. Moc! Porywająca część instrumentalna to popis całego zespołu. A najdłuższy Dreaming Awake rozpoczyna się od gitar akustycznych, jak zawsze pięknych w wykonaniu grup hiszpańskich, a potem... no, a potem heavy metal poruszający i monumentalny jak MANOWAR, choć pewnie w ogólnym kształcie jednak bardziej europejski. Gitarzyści dokładają solówkami patosu, wspaniała miarowa perkusja. Znakomite! A powrót zespołu na power metalowe terytoria podkreśla bardzo dobry w opcji gitar, choć w melodii nieco słabszy Sacred Bond.

Wszystkie dawne atuty grupy zostały zachowane i mamy zarówno liczne wysokiej klasy solówki, jak i staranną realizację soundu, który zdecydowanie można zaliczyć do sfery "sharp & clear".
Jaka okładka, taka muzyka i bardzo dobrze.
Powrót do bardziej klasycznych brzmień i melodii na pewno ucieszy tych, którzy wysoko cenią sobie ich muzykę z lat 2009 - 2014, tym bardziej, że "Back to Nowhere" to album dorównujący tamtym w każdym aspekcie. Oj, przepraszam, jeszcze lepszy!


ocena: 9,6/10

new 5.01.2023

Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości wytwórni Fighter Records
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości