Killing Machine
#1
Killing Machine - Metalmorphosis (2006)

[Obrazek: R-5050083-1522154731-2624.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Killing Machine 04:04
2. Scarred Beyond the Black 04:25
3. Fatal Chances 04:15
4. Praise the Day 03:26
5. In for the Kill 04:35
6. Redemption from Genocide 05:51
7. Loup Garou 03:58
8. In the Storm 03:36
9. What Makes You God? 03:48
10. Burn in the Wind 04:00

Rok wydania: 2006
Gatunek: Heavy/Power Metal
Kraj: USA

Skład zespołu:
James Rivera - śpiew
Peter Scheithauer - gitara
Juan Garcia - gitara
Dave Ellefson - bas
Jimmy DeGrasso - perkusja

Ten zespół został założony z inicjatywy gitarzysty Petera Scheithauera, który swojego czasu współpracował z byłym wokalistą ANTHRAX, Belladonna.
Początkowo skład był inny, równie ciekawy, ale ten, jaki pojawił się na tym LP z Rivera, Garcia i Ellefsonem zdecydowanie powinien zagwarantować dobrą zabawę i moc przeżyć.
Tymczasem tak jednak nie jest.
Płytę wydała wytwórnia Mausoleum, znana z wyszukiwania różnych talentów, także i w przeszłości, ale również z inwestycji mało trafionych.

Czy ten album jest wart uwagi czy nie, to kwestia sporna. Znane nazwiska zawsze przyciągają, tyle że w tym przypadku to zespół Scheithauera i jego kompozycje, wykonane przez pozostałych i tylko.
W pewnym sensie otrzymaliśmy coś na kształt amerykańskiego Painkillera, co bardzo dobrze słychać w "Killing Machine". Nawet ten początek jest niezły i dalej też to się prezentuje nieźle, o ile te piski Rivera są do przebrnięcia dla słuchacza. Zadziwiające solo gitarowe, zresztą niejedyne podobne na tym LP, stanowiące mieszankę shredu i kakofonii. Z pewnością bardzo to oryginalne.
Póki grają szybko jest nieźle, jednak gdy zaczynają tworzyć melodic heavy w średnim tempie, w jakim zazwyczaj toczą się utwory o tytułach "Steel Metal" lub "Heavy Metal Forever", jest to już karykatura. Tu taką jest "Loup Garou". Jest jednak nieco melodii, której trudno doszukać się w "Scarred Beyond the Black" pełnym chaotycznych wokali, uzupełnianych wrzaskami i topornym tłuczeniem sekcji rytmicznej. Chwilami wraca chęć słuchać tego wszystkiego, gdy jest energiczniej w tradycyjnym dla US Power "Praise the Day" czy też w próbach painkillerowych w "In for the Kill". Nie są to kompozycje wysokich lotów, ale przynajmniej wyrażają pewną prostą myśl zawartą w tytułach.
Dno zespół osiąga w "Redemption from Genocide", który do połowy jest nudną balladą, a potem próbą Mroku w lekko progresywnym stylu i z dodatkiem nowoczesnych rozwiązań. Solo gitarowe ohydne. Kto ma chęć dotrwać do końca, usłyszy jeszcze kilka bezładnych niezbyt długich kompozycji w rodzaju "What Makes You God?" czy "Burn in the Wind", gdzie najlepsze są wybuchy na początku. Przy okazji tej ostatniej trzeba jasno powiedzieć, że refreny na tej płycie w żadnym stopniu nie wynikają z melodii głównych... No, może ze dwa razy.

Niebezpieczna płyta, bo wielka energia i żwawość wykonania maskuje zupełny brak pomysłów na sensowne kompozycje. Co gorsza, wydaje się, że to jest dobrze zagrane. Wystarczy jednak posłuchać jeszcze kilka razy i okazuje się, że wcale nie. Sztuczne granie heavy power w amerykańskiej odmianie, gdzie chyba tylko Ellefson jakoś nie musi się wstydzić.
Prymitywne rozgrywanie heavy power, choć brzmieniowo to jest zrobione starannie. Ostre są te gitary i mocne te blachy. Wszystko to warte lepszych kompozycji, tych jednak nie ma.
Potem jakoś ten zespół po raz kolejny się zagubił, jako skonstruowany z przypadkowych elementów. Muzycy wrócili do swoich codziennych metalowych zajęć.
I dobrze.


Ocena: 4.2/10

3.03.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości