Majestic Vanguard
#1
 Majestic Vanguard - Beyond the Moon (2005)

[Obrazek: R-6597645-1422802511-7668.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. One Journey
2. The Great Eternity 04:44
3. Emotions Of A Picture 06:43
4. Beyond The Moon 05:35
5. Tears In Neverland 05:30
6. The Angels Dance (instrumental) 01:55
7. Don’t Want To Be An Actor 05:00
8. Take Me Home 07:25
9. Footprints 04:45
10. Mystic Eye 08:00

Rok wydania: 2005
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Szwecja

Skład zespołu:
Peter Sigfridsson - śpiew
Johan Abelson - gitara
Andreas Andersson - bas
Daniel Eskilsson - perkusja
Samuel Fredén - instrumenty klawiszowe

MAJESTIC VANGUARD to grupa z Falköping, z kręgu christian power metalu, która z tego powodu trafiła pod skrzydła wytwórni Rivel. W zasadzie niemal z marszu, w październiku 2005, zdołała wydać swój pierwszy i jedyny album, o którym można powiedzieć, że...

No właśnie. Jest to płyta do tego stopnia średnia pod każdym względem, że trudno tu zdecydowanie coś skrytykować i cokolwiek wyróżnić. Bardzo gładki produkt, idealnie wpasowany w główny nurt szwedzkiego christian power metalu.
Wokalista Sigfridsson nie miał wcześniej żadnego doświadczenia muzycznego, śpiewa poprawnie, nie drażni i nie zachwyca, i pojęcie "wokalny rzemieślnik" pasuje do niego idealnie. Ma pewne momenty, gdy słucha się go z przyjemnością, głównie gdy śpiewa mocniej i niżej, ale w zasadzie podaje swoje kwestie poprawnie i monotonnie.
Wspomagany jest gęsto chórkami i to niezłe rozwiązanie, bo nieco ubarwia ten bardzo grzeczny wokal. Gitara klasycznie galopuje, jak to w melodic power metalu, ale niestety zespół posiada dziwne ciągoty do pseudo progresywnych zagrywek, zwalniania tam, gdzie chciałoby się usłyszeć chwytliwy refren, rozmywania niby wzniosłymi czy "mrocznymi" lub melancholijnymi fragmentami. Akustyczne fragmenty poutykane nieco bez sensu, sola zdradzające umiłowanie gitarzysty do shredu brzmiałyby bardziej interesująco w prostszej formie. Nie najgorsza jest sekcja rytmiczna, taka akurat do grania szybszego melodic power, ale gdy kompozycje są wolniejsze, jak "Beyond The Moon", już chwilami nie wie, co zrobić z wolną, niezagospodarowaną przestrzenią.
Same kompozycje mają w każdym przypadku fajne momenty i motywy, ale gubią się one w ogólnej masie przeciętnych zagrywek, które z kolei u fanów progresywnych power metalowych kapel wzbudzą co najwyżej dobrotliwy uśmieszek politowania. Im dalej, tym nudniej, bo "Tears In Neverland" to numer wystawiający słuchacza na poważną walkę z ziewaniem, podobnie jak "Take Me Home" z refrenem przyprawiającym o ból zęba swą infantylnością. Klawisze przeciętne, gdzieś tam robią tło dla gitary, która jest mocna, głośna, ale powera w tym bardzo mało. "Footprints" zaczyna się jako żywy power metalowy numer z folkowym motywem, motyw ten się przewija cały czas, ale tu znów gubi się to wszystko w zbędnych zawiłościach, kręceniu się wokół tematu. Ta sama przypadłość dręczy "Mystic Eye" i w czasie 8 minut klika razy można sobie zadać pytanie - o co tu właściwie chodzi?

Taki album dla nikogo w zasadzie. W głowie nic nie zostaje poza pytaniem: "O co im tu chodzi"? Szwedzi christian power metal, poza DIVINEFIRE, nie musi być agresywny i rozpasany. Może być jednak atrakcyjny pod względem melodii lub stworzonego klimatu. Tu tego wszystkiego jest zdecydowanie za mało. To jedyna płyta jak wspomniałem, także wokalista już w tym zespole nie występuje.
Grupa od kilku lat nie daje oznak życia, chyba bez szkody dla fanów melodyjnego, skandynawskiego power metalu.


Ocena: 5.5/10

24.07.2009
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości