Megadeth
#16
Megadeth - The Sick, the Dying... and the Dead!(2022)

[Obrazek: 1049913.jpg?3236]

tracklista:
1.The Sick, the Dying... and the Dead! 05:04
2.Life in Hell 04:12
3.Night Stalkers 06:38
4.Dogs of Chernobyl 06:14
5.Sacrifice 04:08
6.Junkie 03:39
7.Psychopathy 01:20
8.Killing Time 05:13
9.Soldier On! 04:54
10.Célebutante 03:51
11.Mission to Mars 05:24
12.We'll Be Back 04:29

rok wydania: 2022
gatunek: heavy/power metal
kraj: USA

skład zespołu:
Dave Mustaine - śpiew, gitara
Kiko Loureiro - gitara
Dirk Verbeuren - perkusja
oraz:
Steve DiGiorgio - gitara basowa
Roger Lima - instrumenty klawiszowe


"No w końcu!" powiedzieli fani MEGADETH na dobre i złe. "I po co?" rzekli ci, dla których MEGADETH się skończył na "Rust In Peace". 2 września 2022 Dave prezentuje kolejny album (który to już, bo zliczyć trudno...), już bez Elllefsona, za to z gościnnie występującym tu DiGiorgio, którego po prostu należy podziwiać za zapał twórczy i niespożytą energię. Mnie by się w tylu projektach muzycznych równocześnie udzielać nie chciało. No, ale ja tak dobrze jak DiGiorgio na basie nie gram. Do tego dwóch Brazylijczyków, w tym gościnnie klawiszowiec Rogério Lima Manganelli. I wreszcie Dirk Verbeuren po raz pierwszy. Płytę wydała nobilitowana nowojorska wytwórnia Universal Music Group, której częścią jest należący do Mustaine'a Tradecraft.

Co my tu mamy...
Tytułowy The Sick, the Dying... and the Dead! całkiem przyjemny jest, taki swojski w riffach i rozpoznawalny w melodiach, na szczęście tych lepszych, z pierwszej połowy lat 90tych i całkiem fajnie sobie poczynają w szybkim Life in Hell, który by się nieźle prezentował na "Cryptic Writings". Pewnie ktoś powie, że Night Stalkers to taka z lekka udziwniona wersja stylu z "Rust In Peace", ale pewnie inni powiedzą, że wcale nie. Dobrze, zgrabnie gra i Dave, i Kiko, choć Kiko gra przecież zupełnie inaczej niż Marty. Jednak Kiko to Guitar Hero, cokolwiek by nie grał. I jest tu jeszcze Ice -T w roli wspomagającego wokalisty, a on u byle kogo gościnnie nie występuje.
Pozytywne wrażenia, nostalgiczne wspomnienia. Z drugiej strony posępność postapokalpityczna Dogs of Chernobyl rusza średnio, bo by się chciało mniej prostych riffów z "Countdown to Extinction", a więcej może pirotechniki gitarowej. Czas na to jest, bo to sześć minut. Żartowałem. W części instrumentalnej z narracją Dave'a sieją zniszczenie pod dyktando fenomenalnie grającej na tym albumie sekcji rytmicznej i jeśli w przypadku Steve DiGiorgio to oczywiste, to Dirk Verbeuren musi przekonać do siebie niedowiarków. Psychopathy!
Sacriffice jest heavy metalem bez twarzy, Junkie też. Tak jakoś bezbarwne melodie tu stoją na miejscu pierwszym, a miejsca drugiego praktycznie nie ma. Co ciekawe Killing Time niby w tym samym tempie, ale jednak melodia nosi silne piętno stylu z "Countdown to Extinction". Silne, na granicy autoplagiatu, ale może się to podobać. Z rytmicznego i heroicznego na sposób Mustaine'a Soldier On! nie dało się więcej wycisnąć i jest bardzo dobrze, bo melodia wyrazista w refrenie i konkretnie wiadomo o co muzycznie chodzi. Nie dało się więcej wycisnąć, bo Dave Mustaine jako wokalista nie jest jak wino niestety. Nie mylić z Wino od Świętego Wita. Oldschool power/speed/heavy w Célebutante i tym razem MEGADETH pokazuje młodym jak się to robi, oczywiście w pełni pozostając MEGADETH. Całkiem dobry, choć rozpoczynający się nieco eksperymentalnie jest Mission to Mars i tu z kolei echa zagrywek z albumu "So Far..." w tych gęstych atakach gitar w czystej speed/thrashowej manierze. Pewnie najciekawsza fabuła ze wszystkich kawałków tego albumu, choć sam tekst tego nie ujawnia. Ważniejsze są te filmowe narracje w tle. We'll Be Back to najwięcej ze speedowych numerów A.D.1997 i to jest bardzo dobre, a byłoby jeszcze lepsze, gdyby pędzili z szybkością podświetlną cały czas, bo potencjał jest. Gitarowe cięte sola tym razem kapitalne!

Po raz czwarty mastering zrobił Ted Jensen. Tym razem cofnął się w czasie do lat 1994-1997 i jest sympatycznie sterylnie. Tak jak powinno być w momencie, gdy MEGADETH nie eksperymentuje z soundem i jest należycie rozpoznawalny dla grupy w tym zakresie.
Będzie pewnie i huragan gwizdów i oklaski na stojąco, jak zawsze gdy MEGADETH po 1990 roku raczy słuchaczy nowym daniem. Nie ma co gwizdać, nie ma też powodu popadać w euforię. MEGADETH wraca z albumem świetnie zagranym, całkowicie wtórnym w opcji "lata dziewięćdziesiąte" i w pełni zachowawczym.

Płyta poprzednia była nieudana. Ta jest więcej niż dobra i niech nam żyje MEGADETH sto lat.


ocena: 7,5/10

new 2.09.2022
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości