Megadeth
#1
Megadeth - Th1rt3en (2011)

[Obrazek: R-3201723-1320256820.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Sudden Death 05:07
2. Public Enemy No. 1 04:15
3. Whose Life (Is It Anyways?) 03:49
4. We the People 04:33
5. Guns, Drugs & Money 04:19
6. Never Dead 04:32
7. New World Order 03:56
8. Fast Lane 04:04
9. Black Swan 04:10
10. Wrecker 03:51
11. Millenium of the Blind 04:15
12. Deadly Nightshade 04:53
13. 13 05:49

Rok wydania: 2011
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: USA

Skład zespołu:
Dave Mustaine - śpiew, gitara
Chris Broderick - gitara
David Ellefson - bas
Shawn Drover - perkusja

Po power/thrashowym "Endgame" z 2009 niepoprawny politycznie i ogólnie niepoprawny Dave Mustaine powraca z poprawnym muzycznie heavy metalem na "Trzynastce" wydanej przez Roadrunner Records 1 listopada 2011 roku.
Wraca do składu stary druh David Ellefson, wracają też muzyczne wspomnienia, choć nie te z lat 1985-1990. To, co zawiera nowa płyta, można ująć w rozciągliwe i bezpieczne ramami pojęcia "heavy metal", choć za taki albumu "Countdown To Extinction" kiedyś nie uważano. Dodając do tego określoną zamierzoną przebojowość "Youthanasia" i szczyptę "Risk" (niestety) otrzymujemy w ogólnych zarysach formę i treść nowej płyty MEGADETH, przy czym nowej w 10/13, bo "New World Order","Black Swan" i "Millenium Of The Blind" to wyciągnięte z naftaliny i bonusów na remasterach kawałki z początku lat 90tych, znane i przez pewne grono osób nawet ponoć lubiane.
To, co nowe, też brzmi dosyć staro, a przecież Mustaine był wtedy o dwadzieścia lat młodszy. Wtedy, to znaczy w okolicach daty wydania albumów, których reminiscencją czy też prostą kontynuacją jest "Th1rt3en". Tyle że onegdaj w takim politycznym heavy metalu wyrosłym na bazie post-thrashowego metalu MEGADETH potrafił zachwycić melodią i sposobem jej wykonania ... No tak, ale wtedy w składzie był Friedman. Nie mam nic przeciwko Chrisowi Broderickowi, solidny to gitarzysta, ale na tym LP drewniany, być może z rozkazu Mustaine'a po tym, jak zbytnio wychylił się na "Endgame".

"Jaki jest koń, każdy widzi" - jaki jest ten album, można się w zasadzie zorientować po jednym, oczywiście politycznie niepoprawnym "Guns, Drugs & Money". Zbiór riffów ogranych przez MEGADETH w latach 90tych i tyrada Dave'a ... Gwoli sprawiedliwości i aby nie oceniać pochopnie, wypada jednak wielokrotnie posłuchać i innych kawałków w tym "Public Enemy No. 1" przynajmniej po to, aby się dowiedzieć, kto nim jest. Sam numer słabiutki z fatalnym wokalem Mustaine'a o starczym głosie i już chyba lepiej posłuchać coś z Kilmisterem. Trochę lepiej to wygląda w przypadku "Sudden Death", ale tu są takie autocytaty, że aż się chce odpalić stare płyty MEGADETH. Mechaniczny heavy metal o cybernetycznym brzmieniu i jeśli "Countdown To Extinction" jak głosi legenda, był pierwszym LP "obrabianym cyfrowo", to ten jest obrabiany nawet dwucyfrowo. Dużo jest na tym LP grania dla grania. Jest tekst, jest jakiś riff kiedyś tam wymyślony przez Mustaine'a lub niekoniecznie przez niego i tak sobie leci "Whose Life (Is It Anyways?)" czy "We the People". "Never Dead" to już zupełna porażka poniesiona w starciu z próbą wskrzeszenia czegoś z "Rust in Peace". Trudno powiedzieć, na jakim miejscu znalazłby się pod względem melodyjności "Wrecker" na płytach MEGADETH z pierwszej połowy lat 90tych, ale zapewne gdzieś w dolnych rejonach tabeli. Słabo straszą w "Deadly Nightshade" i tylko bas Ellefsona tu fajnie pobrzmiewa. Musi być ballada, skoro wracamy do "Youthanasia" i jest nią "13". No, nie do końca, bo dalej to się rozwija ostrzej, heavy metalowo, powerowo, a nawet thrashowo. Nic specjalnego, ale na tle pozostałych numerów ujdzie.

Sola na tym LP są większości bezsensowne, takich na "Countdown to Extinction" nie było. Jakby z innej płyty, z innej sesji nagraniowej wyjęte. Zero odniesienia do melodii, piskliwe, za szybkie, do tego z lekka mulącego grania na ogół w średnim i zaledwie średnio szybkim tempie. Ogólnie metalowa sałata.
Mustaine powinien ominąć Trzynastą płytę i nagrać od razu Czternastą, na którą oczywiście wszyscy wielbiciele jego talentu czekają już z niecierpliwością i utęsknieniem.


Ocena 5/10

1.11.2011
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Megadeth - Killing Is My Business... And Business Is Good! (1985)

[Obrazek: R-415900-1301276980.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Last Rites/Loved to Death 04:39
2. Killing Is My Business...and Business Is Good! 03:07
3. The Skull Beneath the Skin 03:47
4. These Boots (Nancy Sinatra cover) 03:39
5. Rattlehead 03:43
6. Chosen Ones 02:55
7. Looking Down the Cross 05:02
8. Mechanix 04:23

Rok: 1985
Gatunek: Thrash/speed metal
Kraj: USA

Skład:
Dave Mustaine - śpiew gitara,  pianino
Chris Poland - Gitara
David Ellefson - Bas, śpiew
Gar Samuelson - Perkusja


Gdy Mustaine opuścił METALLICA w okolicznościach, o których krążą do dziś sprzeczne legendy, był człowiekiem zbuntowanym i niepogodzonym ani ze światem, ani z samym sobą. Miał jednak w sobie muzykę i miał cel. Chciał udowodnić, że on też jest jednym z tych, którzy tworzą podwaliny pod potęgę wysokoenergetycznego grania z Kalifornii, że jest równie ważny jak METALLICA, ANTHRAX czy EXODUS. Stworzył w roku 1983 własny zespół, który zresztą traktował jak własny zespół, i mimo wyjątkowo skomplikowanego charakteru, który utrudniał mu kontakty międzyludzkie, zdołał podpisać kontrakt płytowy z małą wytwórnią Combat. Na produkcję płyty wyasygnowana została skromna suma 8000 dolarów, z których Mustaine i spółka przebalowali połowę, kupując proszki bynajmniej nie od bólu głowy. Za resztę nagrana została płyta pełna gniewu, wściekłości, nonszalancji i absolutnej bylejakości produkcyjnej, która stała się jednym z najważniejszych wydarzeń muzycznej sceny USA i świata w latach 80 tych.

MEGADETH zaistniał, a raczej zaistniał sam Mustaine, bo to on był tu ofiarą, zbrodniarzem, sędzią i katem zarazem.
Z przebiegłym błyskiem  w oczach zagrał wstęp na pianinie w Last Rites/Loved to Death i rozkręcił to w szaleńczy atak speed thrashowy w  części finałowej.
Mało melodii? Tej aż nadto w genialnym Killing Is My Business...and Business Is Good!, zagranym nieco wolniej na początku i rozpędzającym do połowy prędkości światła w rozwinięciu i tak na przemian do końca, do chwili gdy oznajmia "Killing Is My Business...and Business Is Good!" No i rzeczywiście zabija! The Skull Beneath the Skin jest bardzo dobry, trochę miejscami połamany przez przejścia, zwolnienia i wybuchowe krótkie sola i całości dopełnia agresywny wokal Mustaine'a. Trochę chyba się proszku wysypało przy okazji. W tej kompozycji słychać jak ważny jest bas i jak dobrym basistą jest Ellefson. Rattlehead to morderczy melodyjny speed/power thrash, z dużą dawką klasycznego heavy metalu w tych wolniejszych partiach. Zaraz po nim atmosferę podtrzymuje Chosen Ones, najkrótszy, zdumiewający melodic speed power z kapitalnymi pochodami Ellefsona. Looking Down the Cross to nieco ponurej, zimnej psychodelii i dramatyzmu w melodyjnej oprawie. Warto tu zwrócić uwagę na piękne sola Mustaine, jakie pojawiają się w połowie kompozycji. No i to płynne, technicznie wybornie przejście do szybkiej i coraz szybszej części speed thrashowej. Tak potrafił to zrobić tylko MEGADETH. Co do Mechanix. Tak, Mustaine zawsze uważał, że to jego i wyłącznie jego kompozycja. Czy Four Horsemen METALLICA wypada lepiej? To nieistotne. Tu rozegrany jest po prostu mustainowski Mechanix i zrobione to jest po mistrzowsku, nie tylko w tej rozpoznawalnej rytmice, niby nerwowej, ale jakże poukładanej. Mustaine to Mistrz coverów. Już na tej płycie wybrał These Boots autorstwa Hazelwooda, a znany z wykonania Nancy Sinatra i zrobił z tego genialny metalowy numer. A że przeróbki są bardzo znaczne... no cóż. Mustaine.

Mustaine udowodnił, że jest gitarzystą wybitnym, o specyficznej, niezwykle precyzyjnej manierze grania na wielkich szybkościach i być może dlatego to, co grał MEGADETH, określano w tym czasie thrashem technicznym. Jako wokalista nie zaprezentował nic, ale przecież realnie nie o to wcale tu chodziło. Dave wykrzyczał i wyryczał swoje frustracje, bo to była jego muzyka.
Postawił na swoim.
Płyta zyskała spory rozgłos i Capitol Records podpisał kontrakt z MEGADETH na następny LP.

Ocena: 9,6/10

new 1.07.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
Megadeth - Peace Sells... But Who's Buying? (1986)

[Obrazek: R-1302358-1283657756.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Wake Up Dead 03:41
2. The Conjuring 05:04
3. Peace Sells 04:04
4. Devil's Island 05:06
5. Good Mourning / Black Friday 06:42
6. Bad Omen 04:05
7. I Ain't Superstitious (Willie Dixon cover) 02:46
8. My Last Words 04:48

Rok: 1986
Gatunek: Thrash metal/speed metal
Kraj: USA

Skład:
Dave Mustaine - śpiew gitara, wokal
Chris Poland - gitara
David Ellefson - bas, śpiew
Gar Samuelson - perkusja


"Rudy" po podpisaniu kontraktu z Capitol Records nieco ochłonął, trochę, ale tylko trochę wziął się w garść i nie trwoniąc zanadto przeznaczonych na produkcję środków, wespół z Randy Burnsem wyprodukował "Peace Sells...", nagrany w tym samym składzie co poprzednio.  Tym razem swoją złość skierował na problemy społeczno-polityczne USA i świata i wyraził to w zjadliwych i odważnych tekstach, wyśpiewanych, czy raczej wyartykułowanych w charakterystyczny dla niego sposób.

Klarowność produkcji ujawniła ogromną liczbę smaczków w postaci wycyzelowanych duetów gitarowych, pojedynków z Polandem, pirotechnicznych popisów w solówkach i wspaniałej gry sekcji rytmicznej, gdzie oczywiście na plan pierwszy wysuwają się wyborne partie basu Ellefsona. Jeśli określenie techniczny, wysokoenergetyczny thrash metal cokolwiek znaczy, to na pewno tym właśnie wypełniony jest ten LP. Zabrakło jednak jednej rzeczy, która pozostawiła ten LP w dalekim cieniu "Master Of Puppets" z tego samego roku. Mustaine nie miał po prostu pomysłu na rozpoznawalność i chwytliwość swoich kompozycji.
Od Wake Up Dead po Devil's Island mamy do czynienia z pełnym maestrii graniem, z którego pod względem realnej przyswajalności jakieś większe wrażenie robi tylko rozwinięcie Devil's Island z rewelacyjnym riffowaniem, a uporczywe pytanie "But Who's Buying?" zatraca się gdzieś w natarczywości przekazu. Jeśli Good Mourning jest nudnawe, to Black Friday jako rozwinięcie z kolei genialne w swej precyzyjnej mocy, ale to właśnie jest dowód na kompozycyjną niekonsekwencję Mustaine'a. Niezwykle pozytywnie zaskoczył jednak w często niedocenianym My Last Words, moim zdaniem najdoskonalszym i najbardziej rozpoznawalnym kawałku z tego LP. W pewnym stopniu ten utwór wyprzedza epokę muzyki Mustaine'a, która nadeszła dopiero wraz z "Countdown To Extinction". Ciekawe, jak za brzmiałby z Friedmanem iw tamtej oprawie dźwiękowej... Ta szybka melodyjna część z solem i chórkami jest jednym najznakomitszych dokonań MEGADETH. I tym razem kapitalnie został dobrany cover I Ain't Superstitious. Tak się robi covery zupełnie innej gatunkowo muzyki. Właśnie tak, bo sama idea przekazu Dixona została zachowana. Wystarczy posłuchać oryginału.

Produkcja bez zarzutu (ten sound gitar i wyrazistość basu!), wykonanie karkołomne.
Czegoś jednak zabrakło, choć ten LP definitywnie wskazał MEGAETH jako jedną w największych nadziei amerykańskiej sceny thrashmetalowej.


Ocena: 7,5/10

new 1.07.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#4
Megadeth - So Far, So Good...So What! (1988)

[Obrazek: R-5338053-1390904337-7565.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Into the Lungs of Hell 03:29
2. Set the World Afire 05:49
3. Anarchy in the U.K. 03:01 (Sex Pistols cover)
4. Mary Jane 04:25
5. 502 03:28
6. In My Darkest Hour 06:17
7. Liar 03:21
8. Hook in Mouth 04:40

Rok wydania: 1988
Gatunek: Thrash metal
Kraj: USA

Skład:
Dave Mustaine - śpiew, gitara
Jeff Young - gitara
David Ellefson - bas, śpiew
Chuck Behler - perkusja

Nawet jeśli album poprzedni ugruntował pozycję MEGADETH na metalowej scenie, to z pewnością nie wpłynęło to dobrze, na samego Mustaine'a. Rudy brał coraz mocniejsze narkotyki, przepędził z zespołu Polanda i Samuelsona oraz robił inne rzeczy, z których po latach wcale nie był dumny. W końcu uzupełnił jednak skład o Younga i Behlera i przystąpił do nagrywania trzeciej płyty, którą Capitol Records wydałwstyczniu 1988 roku.

Na wydarzenie to położyła się głębokim cieniem tragiczna śmierć basisty METALLICA, Cliffa Burtona, z którym Dave był chyba najbardziej związany jeśli chodzi o ludzi ze swojego poprzedniego zespołu. Może dlatego album zawierał materiał mroczniejszy, w wielu momentach wolniejszy, ponury w tekstach, mniej luzacki i agresywniejszy w słowach i riffach, jak w znakomitym Liar. Co ciekawe, jest to chyba jedyna kompozycja autorstwa tylko Ellefsona, jaka znalazła się na LP MEGADETH. Dużo jest tu agresywnych riffów i gitarowych natarć, jak w Set the World Afire czy 502, ale nie zawsze coś sensownego z tego wynika. Bardzo dobry jest nie do końca określony stylistycznie Mary Jane z wyraźnymi inklinacjami rockowymi i classic heavy metalowymi w thrashowej oprawie. Perełką jest niewątpliwie Hook in Mouth, zagrany na koniec. Szybki, bezkompromisowy i melodyjnie agresywny, punktowany basem Ellefsona. Genialne, zapadające w pamięć sola obu gitarzystów, zwłaszcza inspirowane chyba klasyką i może bałkańskim folklorem sola Mustaine'a. Ten album zapisał się w historii MEGADETH przede wszystkim poruszającym, zagranym w średnim tempie In My Darkest Hour napisanym przez Mustaine'a w hołdzie dla Burtona. Niezwykła transformacja Rudego w obliczu tragedii, która osobiście bardzo go dotknęła. Muzycznie to najwyższy kunszt zarówno kompozytorski jak i wykonawczy. Jako cover wybrany został tym razem punkowy klasyk Anarchy in the U.K. SEX PISTOLS, gdzie gościnnie zagrał jeden z Pistolsów gitarzysta Steve Jones. Fajnie, ale koniecznie na metalowej płycie?

Jeff Young to bardzo sprawny gitarzysta, jednak chyba nie ma tu tej chemii co z Polandem. Zwraca uwagę specyficzne brzmienie jego gitary. Behler za perkusją kompetentny, jednak ustawienie perkusji w procesie produkcji, zwłaszcza jeśli chodzi o blachy, przeciętne.

"So Far, So Good...So What!" to kontynuacja stylu z płyty poprzedniej nieco pozbawiona ekspresyjnej dynamiki i finezji technicznej wcześniejszych wydawnictw.



Ocena: 7,9/10

new 1.07.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#5
Megadeth - Rust in Peace (1990)

[Obrazek: R-1298710-1207557645.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Holy Wars... The Punishment Due 06:34
2. Hangar 18 05:13
3. Take No Prisoners 03:27
4. Five Magics 05:41
5. Poison Was the Cure 02:57
6. Lucretia 03:57
7. Tornado of Souls 05:20
8. Dawn Patrol 01:49
9. Rust In Peace... Polaris 05:36

Rok wydania: 1990
Gatunek: Thrash/Speed Metal
Kraj: USA

Skład:
Dave Mustaine - śpiew, gitara
Marty Friedman: gitara
David Ellefson - bas, śpiew
Nick Menza: perkusja

Tuż po wydaniu albumu "So Far, So Good...So What!" grupę opuścił Young, by założyć własną grupę BROKEN SILENCE. Jakiś czas potem odchodzi również perkusista Behler. Mustaine jest nafaszerowany kilkoma narkotykami jednocześnie, jest skandalistą nieprzebierającym  słowach gestach i czynach, człowiekiem na skraju przepaści. Okazuje się jednak, że wola przetrwania może czynić cuda. Rudy zbiera nowy skład, w którym oprócz wiernego druha Davida Ellefsona pojawia się nowy perkusista Nick Menza i, no właśnie... Marty Friedman. Jak to możliwe? Zapatrzony w siebie i swój gitarowy talent Mustaine zaprasza do współpracy samego Friedmana? O ile Mustaine to wybitny gitarzysta z obszaru kalifornijskiego thrashu, to Friedman, fakt jeszcze dosyć młody tutaj, to jeden z amerykańskich Guitar Hero, jeden z najwybitniejszych shredderów, stawianych w tym samym rzędzie co Stump, MacAlpine czy Fredianelli. Różnie mówił o tym sam Mustaine. Od "pracuję tylko z najlepszymi" po "musiałem się w końcu nauczyć czegoś od kogoś lepszego ode mnie", czy jakoś tak, w zależności od humoru i okoliczności.
W tym składzie powstał album "Rust in Peace" wydany przez Capitol Records we wrześniu 1990. Trochę polityczny, trochę fantastyczny, a na pewno absolutnie genialny w swojej odrębności i nietypowości.

Jeśli METALLICA w roku 1988 pokazała, jak łączyć thrash metal z heavy metalem w średnich tempach, to MEGADETH w dwa lata później stworzył podgatunek mustainowski, no, mustainowsko-friedmannowski, gdzie na thrashowym fundamencie ustawiono melodyjnie przystępny, a jednocześnie niebotycznie technicznie złożony materiał oparty o wirtuozerię dwóch gitarzystów. Ci gitarzyści konstruują coś w rodzaju misternej matematycznie dopieszczonej gitarowej przestrzeni, w której istnieją tylko oni i słuchacz  z gębą rozdziawioną ze zdumienia i zachwytu. Zagrywki unisoso, pojedynki, dialogi gitarowe i sola, galopady rozegrane porywająco i z nieprawdopodobną precyzją. Tyle tu Mustaine, ile Friedmanna jednak znamienne jest to, że to nadal rozpoznawalny MEGADETH. Rozpoznawalny nie tylko dzięki Rudemu, który śpiewa nieco lepiej niż poprzednio, ale chyba także dzięki Friedmannowi, który w tym co robi dla zespołu, daleki jest od tego, co zazwyczaj robił i robi dla zespołu Malmsteen... Friedmann jest tu takim samym kameleonem jak Stump w THE REIGN OF TERROR. Dlatego Friedmann to Guitar Hero na jego miarę. Kompozycje to jeszcze pole zarezerwowane dla Mustaine'a i po części Ellefsona. Marty po prostu dopieszcza tylko pomysły starych członków MEGADETH.
Może dlatego właśnie  Holy Wars... The Punishment Due to realnie dobry tylko przykład klasycznego MEGADETH, podobnie jak Five Magic wydaje się reminiscencją z "Peace Sells..." Najbardziej chyba kojarzony z tym LP jest klasyczny Hangar 18, dramatyczny i surowy zarazem, w jakimś stopniu sztandarowy numer Mustaine'a w jego postrzeganiu świata w tym czasie, na równi z mega klasycznym Rust In Peace... Polaris, gdzie wszyscy czterej zagrali w najszybszych partiach po prostu nieprawdopodobne rzeczy. Jednak jeśli posłuchać uważniej, to najbardziej nieprawdopodobne rzeczy dzieją się w super energetycznych i krótszych Take No Prisoners z klasycznym brutalnym w chórkach:

Take No Prisoners
Take No Shit

oraz dwóch perełkach  - Poison Was the Cure z basowym wstępem niezwiastującym wcale tego speedowego ataku oraz zabawnym Lucretia. W Poison... ten atak gitarowy przypomina luzacką agresję z Rattlehead i bardzo dobrze. Oba sola w Lucretia to po prostu arcydzieła, a oba tak różne. Jednak chyba najdoskonalszym technicznie numerem, okraszonym przy tym wyborną rozpoznawalną melodią jest Tornado of Souls, o którym czasem się zbyt mało wspomina przy omawianiu walorów tego albumu. Na kolana przy solo Marty'ego Friedmanna! Ogólnie jest dużo lepszy od Rudego, to zrozumiałe, ale chyba Mustaine'owi to tym razem wcale nie przeszkadza.
Wybitnie wypadł po raz kolejny Ellefson, może mniej wyraziście Menza, ale to płyta zdecydowanie zdominowana przez gitary, także obszarach rytmicznych.

Album wywołuje głęboki szacunek za wszystko i za każdy aspekt, także w sferze produkcji. Krystaliczny, a zarazem taki zimny, odhumanizowany sound...
Ta muzyka i ta płyta coś zmieniła w optyce postrzegania thrash metalu i samego Mustaine'a chyba.
Na zawsze.

Ocena: 9,8/10

new 1.07.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#6
Megadeth - Countdown to Extinction (1992)

[Obrazek: R-574666-1306089586.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Skin o' My Teeth 03:14
2. Symphony of Destruction 04:02
3. Architecture of Aggression 03:35
4. Foreclosure of a Dream 04:17
5. Sweating Bullets 05:04
6. This Was My Life 03:42
7. Countdown to Extinction 04:16
8. High Speed Dirt 04:13
9. Psychotron 04:42
10. Captive Honour 04:15
11. Ashes in Your Mouth 06:11

Rok wydania: 1992
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: USA

Skład:
Dave Mustaine - śpiew, gitara
Marty Friedman - gitara
David Ellefson - bas,
Nick Menza - perkusja

Rok 1992.
Pamiętam z jakim napięciem wszyscy fani MEGADETH wyczekiwali na "Countdown to Extinction", zwłaszcza po informacji z "Metal Hammera", że oto nadchodzi pierwsza w historii płyta metalowa, której materiał w całości został poddany w procesie produkcji obróbce cyfrowej. Rok 1992 to także przełom muzyczny dla zespołów z Bay Area po wstrząsie wywołanym Czarną Metallicą i rok narodzin post -thrashowego grania. FLOTSAM AND JETSAM, EXODUS, TESTAMENT i inni giganci kalifornijscy tworzą albumy zupełnie odmienne od tego, co prezentowały do tej pory i może nawet zorientowane na inna publiczność. W tym czasie muzyka metalowa stała się dobrem ogólnym, ogólnoużytkowym, komercyjnym i dobrze sprzedającym się. Nawiązała do wysokogatunkowego hard rocka z lat 70 tych, stała się modna i akceptowana w masowych publikatorach.
Mustaine poszedł po tej linii i popłyną na tej fali, korzystając ze wsparcia MTV. "Czysty", komunikatywny i nieco oportunistyczny Mustaine prezentuje wraz ze swoją ekipą "Countdown to Extinction" nakładem Capitol Records 14 lipca 1992.

Nie ma thrashu, jest nowocześnie podany melodyjny i wybitnie przebojowy heavy metal, z elementami speed i dyskretnie upchniętą dawką thrashowej przyprawy... Wybitnie przebojowy nie zawsze oznacza naprawdę dobry. Foreclosure of a Dream, Sweating Bullets i Ashes in Your Mouth to niespecjalnie ekscytujący ukłon w stronę słuchacza masowego, masowego oglądacza teledysków i tu tylko sola i pewne smaczki aranżacyjne w tym ostatnim zasługują na uwagę. Symphony of Destruction stanowi w tym przypadku bardzo dobry muzycznie pomost pomiędzy tamtymi kompozycjami a resztą albumu, wypełnioną graniem bardziej energetycznym, bardziej ekskluzywnym, bardziej metalowym i bardziej odpowiadającym temu co oferował MEGADETH wcześniej. A MEGADETH to tu nie tylko Mustaine, ale także wykonawczo Friedmann, a Friedmann nie jest odtwórcą przebojowego rockmetalu dla dziewcząt - wielbicielek MTV. Dla mnie sensem tego albumu jest Skin o' My Teeth i wszystko inne, co się z tym stylem wiąże na płycie. Energia, melodyjność wyrażona jednak agresją oraz pirotechnika gitarowa Marty'ego i Dave'a. Pewną antytezą prostodusznej przebojowości jest na tym LP kapitalny chropowaty Architecture of Aggression z wybitnie bujającym refrenem i pewnymi łamańcami o nowocześnie progresywnym charakterze. No i to wyborne solo! Nie muszą grać szybko, by tu niszczyć obiekty. Wystarczy posłuchać, jak się to robi w This Was My Life , Countdown to Extinction czy w gorzkim w lirycznej warstwie Captive Honour. Zwłaszcza wstrząsający Psychotron ogniskuje w osobie ten mądry, podszyty lekkim szaleństwem przekaz muzyczny MEGADETH na tym LP. Żeby jednak nie było zbyt smutno i refleksyjnie, to stary, dobry, speedowy MEGADETH słychać w ekspresowym High Speed Dirt, kto wie, czy nie najlepszym numerze na tym albumie.

Co można jeszcze powiedzieć?
Friedmann zagrał kilka porywających solówek, basy genialne, choć prostsze niż na albumach poprzednich, Menza dobry.
A Mustaine? Rudy wszystkich oszukał, bo nie jest album dla fanów MTV. To muzyka doświadczonego życiem człowieka, dojrzała, schowana głębiej niż okładka, głębiej niż dwa teledyskowe przeboje i znacznie głębiej niż budząca do dziś zachwyt i podziw perfekcyjna produkcja, słyszalna nawet na kasetach z 1992.


Ocena: 8,7/10

new 1.07.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#7
Megadeth - Youthanasia (1994)

[Obrazek: R-964563-1178439137.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Reckoning Day 04:34
2. Train of Consequences 03:27
3. Addicted to Chaos 05:26
4. A Tout le Monde 04:28
5. Elysian Fields 04:04
6. The Killing Road 03:57
7. Blood of Heroes 03:58
8. Family Tree 04:07
9. Youthanasia 04:10
10. I Thought I Knew It All 03:45
11. Black Curtains 03:39
12. Victory 04:27

Rok: 1994
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: USA

Skład:
Dave Mustaine - śpiew gitara
Marty Friedman - gitara
David Ellefson - bas
Nick Menza - perkusja

Nie zmienia się koni w biegu, nie zarzyna się dojnej krowy, ani kury znoszącej złote jajka. Capitol Records wydaje nowy album 1 listopada 1994 roku.
David Mustaine z pewnością to wiedział, nagrywając "Youthanasia" w klasycznym "nowym składzie" i trzymając się kanonów muzycznych z poprzedniego LP "Countdown to Extinction".

Oj, zaraz ktoś powie - "To ta płyta gdzie Dave rzewnie śpiewa w refrenie 'A Tout le Monde' po francusku? Ale scrap!"
Tak, to ta płyta. Fajnie się to zaczyna w trzech bardzo dobrych, otwierających ten album numerach Reckoning Day, Train of Consequences i Addicted to Chaos. Taka powtórka z rozrywki z roku 1992. Średnie tempa, zgrabne, rozpoznawalne refreny i udane sola obu gitarzystów. Nowoczesny z lekka surowy, heavy metalowy MEGADETH. No i A Tout le Monde. Metalowa sałata?
Nie. To bardzo piękny utwór o małej umierającej dziewczynce z poruszającym refrenem, gdzie Rudy włożył maksimum swoich wokalnych umiejętności. Na tym LP MEGADETH nie gra technothrashu, gra heavy metal, nowoczesny, przystępny i na nieosiągalnym dla większości innych zespołów amerykańskich tego okresu poziomie. Jeden z najpiękniejszych songów metalowych tego typu, jaki powstał w Stanach Zjednoczonych. Cudowne, wyciskające łzy solo gitarowe zagrane synchronicznie przez Mustainea'a i Friedmanna na koniec. Magia.
Coś z niższej półki? Owszem, zamulacz Elysian Fields i niewiele lepszy Black Curtains. To wszystko.
Niczego nie można zarzucić numerowi The Killing Road z elementami surowej thrashowej estetyki jeszcze z czasów "Rust In Peace". Reszta to absolutne killery w kategorii melodyjny energetyczny heavy metal średnich temp. Piękny akustyczny wstęp do Blood of Heroes i po raz kolejny MEGADETH udowadnia, że wcale nie trzeba galopować, żeby zmusić do słuchania z pozycji kolan. Skąd Mustaine wziął pomysł na takie kapitalne aż dwa motywy muzyczne w tym kawałku?! No, a arcymistrzowski refren w arcymistrzowskim Family Tree? Tego można słuchać bez końca. Tak jak tego basu tu niemal w pierwszej linii. Powalający hit, w tym przypadku spółki Mustaine, Ellefson i Menza.Youthanasia jednocześnie przebojowy, smutny, nasycony psychodelią, groove wtrąceniami i czymś tam jeszcze, co wychodzi za każdym odsłuchem, a za każdym razem coś innego...
Jeszcze o refrenach? Niewinnie się zaczyna I Thought I Knew It All a przecież ten refren... No i solo klarownie przejrzyste i wspaniale rozegrane, Zaryzykuję, że najbardziej eleganckie na całej tej eleganckiej płycie. Za wolno? Nieco speeeeedu? Jak najbardziej w Victory. Czytaliście słowa do tego utworu? Wsłuchaliście się, co śpiewa Mustaine?
To jest praktycznie całkowicie zbudowane na tytułach numerów MEGADETH z poprzednich albumów. Wybuchowe solo Friedmanna po prostu rozwala poziomem technicznym shredu.


Produkcyjnie płyta doskonalsza od "Countdown to Extinction ". Zadbano o większą głębię brzmienia gitar, o mocniejszy bas i bardziej przestrzennie rozmieszczoną perkusje. Cieplejszy, mniej sterylny sound wyszedł całości na dobre. Dużo fantastycznych melodii, mało matematyki, Jest moc tam, gdzie trzeba i energia tam, gdzie być musi.
Lepsza, dojrzalsza wariacja na temat "Countdown to Extinction ".


Ocena: 9,1/10


new 1.07.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#8
Megadeth - Cryptic Writings (1997)

[Obrazek: R-869002-1248226574.jpeg.jpg]

Tracklista:
1.Trust 05:11
2.Almost Honest 04:08
3.Use the Man 04:03
4.Mastermind 03:48
5.The Disintegrators 03:04
6.I'll Get Even 04:19
7.Sin 03:06
8.A Secret Place 05:24
9.Have Cool, Will Travel 03:40
10.She-Wolf 03:38
11.Vortex 03:23
12.FFF 02:47

Rok: 1997
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: USA

Skład:
Dave Mustaine - śpiew gitara
Marty Friedman - gitara
David Ellefson - bas
Nick Menza - perkusja


Po raz trzeci wypróbowana formuła z 1992. Capitol wydaje "Cryptic Writings" w czerwcu 1997 roku. Ci sami ludzie, podobne pomysły, zbliżone bardzo do tego z "Youthanasia" brzemienie, może nieco ostrzejsze w gitarach.

Podobało się wtedy? To i teraz spodoba się zagrany w umiarkowanym tempie otwieracz Trust z przebojowym refrenem. Jednak nijakość Almost Honest oraz przeciętność Use the Man budzi lekki niepokój.... Czyżby Rudemu wyczerpał się zestaw pomysłów na atrakcyjne melodie?
Nic podobnego. Akcentowany basem Mastermind po prostu morduje technicznym, cybernetycznym wykonaniem. Tu bardziej Mustaine recytuje, niż śpiewa, ale to wszystko wraz a głosami w tle robi znakomite wrażenie. Konsekwentnie i nieubłaganie MEGADETH dąży do thrashowego czy może raczej heavypowerowego rozwinięcia z wyśmienitą wymianą zdań obu gitarzystów.
Speedowy atak w The Disintegrators i wracamy do Rattlesnake z 1985. Ten patent plus zwarty heavy metalowy refren sumuje się jako killer wyróżniający się na tym LP. Poniekąd dlatego można darować Mustaine'owi byle co z I'll Get Even i powiedzmy, że jest to jakaś przygrywka do Sin, zdumiewającego bogactwem inspiracji z southern rockiem na czele.
Moim zdaniem wszystko dąży do A Secret Place. Umiejscowienie tego dramatycznego numeru jest bez wątpienia nieprzypadkowe i siła refrenu powodującego ciary jest absolutnie powalającą. Poraża pewność siebie, z jaką MEGADETH rozgrywa te wszystkie kawałki, a Mustaine jest w jakimś stopniu myślami gdzie indziej. Przy okazji, Dave śpiewa coraz lepiej. Może nie w radosnym okraszonym harmonijką w tle Have Cool, Will Travel, ale przy okazji tej kompozycji jeszcze raz nasuwa się spostrzeżenie, że ten album ma więcej rockowych korzeni niż poprzednie dwa w tej stylistyce. Na koniec trzy torpedy, krótkie, zwarte speedowe numery, przy czym She-Wolf jest w interesujący sposób wstrzymywany przez Mustaine'a. Co za refren, taki w sumie prosty i piosenkowy, a jakie to jednocześnie nośne z tym mocarnym gitarowym podkładem. Eleganckie tradycyjne heavy metalowe solo dopełnia całości. I na końcu IRON MAIDEN w riffach, coś takiego... Vortex po prostu zabija. Swoboda, z jaką zagrali tego melodyjnego killera, jest po prostu niepojęta. Basowe przejścia Ellefsona rozgrywane unisono z gitarzystami to prawdziwe mistrzostwo. I te solówki grane jakby od niechcenia... Friedmann rzecz jasna. Szybki, nerwowy i melodyjny FFF zamyka ten LP. Zamyka kolejny godny polecenia album MEGADETH.

Jest to także chyba najlepiej wyprodukowany do tego momentu LP MEGADETH, gdzie jeszcze bardziej dopieszczono brzmienie niż na płycie poprzedniej.
Dobra forma wokalna (jak na niego, rzecz jasna) Mustaine'a, elegancki i niepchający się na plan pierwszy Friedmann, a bas Ellefsona to petarda, wsparta wyjątkowo starannym umiejscowieniem tego instrumentu w ramach całości. Menza w szybszych numerach pokazał, że jest solidnym perkusistą, poza tym jednak jak zwykle nie miał zbyt wiele konkretnej roboty do wykonania.
Gdyby nie kilka słabszych numerów i niezbyt fortunny początek, można by uznać ten album za lepszy nawet od "Youthanasia", ale realnie plasuje się gdzieś w okolicach "Countdown to Extinction".

Ocena: 8,5/10


new: 1.07.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#9
Megadeth - Super Collider (2013)

[Obrazek: R-4641391-1547364774-9708.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Kingmaker 04:16
2.Super Collider 04:12
3.Burn! 04:11
4.Built for War 03:57
5.Off the Edge 04:11
6.Dance in the Rain 04:45
7.Beginning of Sorrow 03:51
8.The Blackest Crow 04:27
9.Forget to Remember 04:28
10.Don't Turn Your Back... 03:47
11.Cold Sweat (Thin Lizzy cover) 03:10

Rok wydania: 2013
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: USA

Skład zespołu:
Dave Mustaine - śpiew,gitara
Chris Broderick - gitara
David Ellefson - bas
Shawn Drover - perkusja


Czternasta płyta MEGADETH, wydana przez własną wytwórnię Mustaine'a Tradecraft w czerwcu 2013.
MEGADETH dalej gra heavy metal.
MEGADETH dalej gra heavy metal fatalnie.
Ten album został przez krytyków muzycznych totalnie zniszczony i tylko z rzadka pojawiały się głosy "super płytka!", głównie ze strony osób pod stałą opieką laryngologa. Rzecz jasna argumentację - "bo to nie jest taki thrash jak na Rust In Peace" pozostawię bez komentarza, natomiast trzeba jednoznacznie powiedzieć, że jak na "heavy metal" to jest to równie słabe jak Album Trzynasty.

Albo Mustaine uznał, że kierunek z 2011 jest fajny i nic zmieniać nie należy, albo po prostu kryzys twórczy osiągnął dno. Żadne wnioski z uwag do "Th1rt3en" nie zostały wyciągnięte, żadnych Mustaine nie uwzględnił. Śpiew Mustaine'a, jest tak samo paskudny jak dwa lata wcześniej, momentami przypomina pomrukiwania staruszka z zadyszką, płaski, pozbawiony mustainowego zadziora, pozbawiony mustainowego "teraz ja mówię!". Przez to już połowa przekazu muzycznego na płycie leży. Często śpiew można zatuszować doskonałą muzyką, ale MEGADETH nadal nie umie zagrać żadnej odmiany heavy metalu dobrze, ani ciekawie. Po raz kolejny kilka ogranych przez lata riffów połączono w kulawe, szare i nijakie numery w stylu Kingmaker, Burn!, gdzie deja-vu jest potworne i mimowolnie przypominają się czasy chwały tychże riffów, niekoniecznie w ujęciu thrashowym. Mustaine flirtuje ze stadionowym glamem USA w Super Collider i Forget to Remember, udając przy tym, że to może AOR. Bardzo mało ludzi da się nabrać na coś takiego. Dance in the Rain zawiera tyradę Mustaine'a. Taką? Jestem całkowicie na nie. Built for War to miał być pewnie taki nowoczesny, z lekka alternatywny heavy metal, ze śladami metalcore. Nie bierz się Dave za rzeczy, których zrobić nie potrafisz.
Niezły zabarwiony southern metalem motyw w The Blackest Crow zaprzepaszczony został w pustocie rozwinięcia.
Heavy metal to nie atmosferyczny doom. Trzeba trochę energii, jakoś żwawo to powinno pobrzmiewać. Tymczasem to wszystko jest odegrane tak, jakby albo dopiero co wstali i nie pili jeszcze kawy i energetyków, albo nagrywali zmęczeni po 12 godzinnej specjalnej szychcie w kopalni miedzi (Off the Edge, Beginning of Sorrow). Że niby już lata nie te? Nie chcę zawstydzać tu znacznie bardziej zaawansowanymi wiekowo zespołami, które urywają łeb mosherom po 5 minutach. Początek Don't Turn Your Back...  to wspaniały blues rock i... I nic. Metalowa sałata, po raz kolejny, choć samo zakończenie kapitalne. Cover THIN LIZZY po prostu odegrany na poziomie całej płyty.

Robota gitarzystów? Marna. Jeden jakiś tam atak w Dance in the Rain wiosny nie czyni. Sola może trochę lepsze niż na "13", ale nadal nie ma tu czego realnie posłuchać w tym zakresie.
Ellefson prawie nic tu nie gra, Drover opukuje zestaw. Produkcja równie marna jak na "13". Cyfrowe gitary itak dalej. Szkoda, że głosu Mustaine;a nie udało się obrobić cyfrowo.
Muzyczne nieporozumienie kalibru większego, niż to z 2011.
Pozostaje czekać na 15 album.


ocena: 3,5/10


new 8.08.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#10
Megadeth - Risk (1999)

[Obrazek: R-378897-1130701940.jpeg.jpg]

Tracklista:
1.Insomnia 04:34
2.Prince of Darkness 06:26
3.Enter the Arena 00:52
4.Crush 'Em 04:58
5.Breadline 04:24
6.The Doctor Is Calling 05:40
7.I'll Be There 04:21
8.Wanderlust 05:22
9.Ecstasy 04:28
10.Seven 05:00
11.Time: The Beginning 03:05
12.Time: The End 02:26

Rok: 1999
Gatunek: Modern Heavy Metal
Kraj: USA

Skład:
Dave Mustaine - śpiew gitara
Marty Friedman - gitara
David Ellefson - bas
Jimmy DeGrasso - perkusja

W nagraniu albumu "Risk" uczestniczył nowy perkusista Jimmy DeGrasso. Album wydała wytwórnia Capitol Records, tym razem najpierw w Japonii 18 sierpnia 1999, a następnie dla reszty świata 31 sierpnia. Na wydaniu japońskim znalazł się dodatkowy instrumentalny utwór bonusowy Duke Nukem Theme.
Tyle suchych faktów.

Refleksja początkowa - Mustaine chyba nie słyszał płyty "Chameleon" HELLOWEEN i nie czytał reakcji recenzentów i fanów.
MEGADETH nagrał płyty wybitne, dobre, słabe oraz "Risk".
"Risk" to pseudomodernistyczny bełkot rock/ metalowy z elementami trance, dance i wszystkiego innego po trochę jeszcze. Pół płyty Mustaine przegadał zamiast zaśpiewać i jedno szczęście, ze nie zaczął jeszcze tu rapować. Zaraz... przecież rapuje... Pomijam już ogólny muzyczny bełkot, ale wystarczy posłuchać Crush 'Em... Przecież z tych normalniejszych kawałków to popłuczyny po nagraniach z lat 1992- 1997! Dobra, gra rocka, ale to trzeba umieć zrobić, a nie emitować coś takiego jak Breadline, Wanderlust czy I'll Be There. The Doctor Is Calling jest chyba najgorszym utworem, jaki pojawił się pod szyldem MEGADETH. Nie ma ekstazy przy słuchaniu studenckiego rocka w Ecstasy.
Jakakolwiek głębsza analiza poszczególnych kompozycji mija się z celem. Na babranie się w muzycznych odchodach szkoda po prostu czasu. Dno sięgnęłoby dna definitywnie, gdyby nie jedyny udany na tym LP utwór Time: The Beginning o refleksyjnym charakterze. Potem jest już na szczęście tylko  Time: THE END.
Wokal  Mustaine'a drażniący, podobnie jak bezsensowne sola w jego wykonaniu. Co robi na tej płycie Friedman, tego zupełnie nie rozumiem. Modern brzmienie z pierdzącymi gitarami, syntetycznie wyprodukowaną perkusją i elektro inkrustacjami jest poniżej wszelkiej krytyki. Żal wymieniać osoby zaangażowane w mix, mastering i produkcję tego albumu.

Refleksja końcowa - Są granice eksperymentu pod szyldem MEGADETH.
Szkoda, że Mustaine nie podjął RYZYKA i nie opublikował tego albumu pod własnym nazwiskiem, albo pod innym szyldem.
Ale, no tak... Nic się tak dobrze nie sprzedaje jak MEGADETH. Tymczasem album został dosłownie zmieciony przez falę krytyki z każdej możliwej strony i cuda z tego LP praktycznie nigdy nie były potem grane na koncertach.
Marty Friedman po wydaniu tego dzieła opuścił szeregi MEGADETH.

ocena: 1,9/10

new 9.10.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#11
Megadeth - The World Needs a Hero (2001)

[Obrazek: R-867949-1383177244-8571.jpeg.jpg]

Tracklista:
1.Disconnect 05:20
2.The World Needs a Hero 03:52
3.Moto Psycho 03:06
4.1000 Times Goodbye 06:25
5.Burning Bridges 05:21
6.Promises 04:29
7.Recipe for Hate...Warhorse 05:19
8.Losing My Senses 04:40
9.Dread and the Fugitive Mind 04:26
10.Silent Scorn 01:42
11.Return to Hangar 04:00
12.When 09:14

Rok: 2001
Gatunek: heavy metal
Kraj: USA

Skład:
Dave Mustaine - śpiew gitara
Al Pitrelli - gitara
David Ellefson - bas
Jimmy DeGrasso - perkusja

Mustaine jakoś zniósł klęskę albumu "Risk" i na miejsce Marty Friedmana zaprosił innego wirtuoza gitary Ala Pitrelli, którego sława sięga daleko poza świat metalu i rocka. Gutar Hero spotyka... Davida Mustaine.
Ta płyta, jak i poprzednia ukazała się najpierw Japonii nakładem Victor 12 maja 2001, zaś wydanie główne pojawiło się 18 maja (Sanctuary Records), ponieważ Capitol Records wcześniej odżegnał się od współpracy z MEGADETH.

Cóż, David potrafi zaskoczyć.
Nie ma tu już campusowego brzdąkania z "RisK' jest .... MEGADETH. Jest tu powrót do Hangaru 18 w muzycznych i lirycznych nawiązaniach, trochę w autoironicznym sosie, jest także estetyka grania z lat 1992 - 1997 w formie i oprawie dźwiękowej. Niby lekko leniwy Disconnect daje w tej materii wiele do myślenia już na samym początku i ten kawałek z równym powodzeniem mógłby się znaleźć na "Youthanasia" jak i na "Rust In Peace""... Doprawdy absolutne wrażenie deja-vu. Autentyczna tyrada Mustaine'a w The World Needs a Hero trochę nadrabia ogólną miałkość The World Needs a Hero w miękkim refrenie, ale potem atak obu gitarzystów jest niesamowity w swej bezwzględnie podanej nowoczesności.
Uprzedzając pewne fakty - duet Mustaine - Pitrelli jest na tym albumie po prostu niesamowity i po prostu przypomina się ta ekskluzywna zabawa gitarami dwóch Mistrzów z "Rust In Piece". Oczywiście styl gry Ala Pitrelli jest zupełnie inny niż Friedmana, ale doskonale wpisuje się on w konwencję stylu solówek Mustaine'a, czy raczej formy solówek MEGADETH od początku istnienia, z różnymi gitarzystami. Tak, ton nadaje Mustaine, ale czasem echo jest lepsze niż pierwotny okrzyk.
Klasyczny mustainowski szybki Moto Psycho jest prześmiewczy jak MEGADETH 1985-1986 i to jedna z najlepszych kompozycji z tej płyty.
Niektórym numerom, gdzie przewijają się znane riffy MEGADETH jak  1000 Times Goodbye, Burning Bridges, Losing My Senses, zabrakło niestety trochę bardziej chwytliwych, wyrazistych melodii, niespecjalnie prezentuje się także zdecydowanie retrospektywny Recipe for Hate...Warhorse, po prostu przegadany przez Mustaine'a i w drugiej części za bardzo nastawiony na zimny, techniczny speed/thrash. Za to zdecydowanie niszczy Dread and the Fugitive Mind, chociaż to kalka tego co już było. To jest taki prawdziwy MEGADETH, gdzie Mustaine pokazuje światu leniwie środkowy palec. Miazga! Wspaniałe solo Ala Pitrelli! Return to Hangar także demoluje w psychodelicznym podejściu Numer Dwa do zawartości Hangaru 18 i tu te wspomnienia są bliskie, ale równocześnie nie jest to jednak to samo. Jeśli spokojniejsza kompozycja, to Promises. Ciekawa, z wykorzystaniem instrumentów  smyczkowych (w wykonaniu Suzie Katayama), wyważona, z bardzo dobrym refrenem. Zero demonów z "Risk", jakie opętały podobne utwory na tamtej płycie. Mustaine postawił także przed sobą trudne zadanie przykucia uwagi słuchacza w ponad 9 minutowym When, utworze trudnym, rozkręcającym się w mówionym intro Mustaine'a przez trzy minuty, a potem prowadzonym w surowo podanym moden metalowym stylu praktycznie już do końca. Może pięć minut by w zupełności wystarczyło? Z pewnością są tu jednak najlepsze wokale Mustaine'a na tym albumie i najciekawsze rozwiązania solowe gitarzystów.

Mimo mielizn MEGADETH gra zespołowo jak naoliwina maszyna, trochę cybernetyczna, ale w fajny sposób.
Brzmienie mistrzowskie i pochwalić należy całą ekipę realizującą ten LP pod kierunkiem Mustaine'a jako producenta.
Płyta została przyjęta z mieszanymi uczuciami, zarzucano jej wtórność i autokopiowanie, ale przecież coś trzeba grać, prawda?
A najlepiej swoje.

ocena: 7,5/10

new 9.10.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#12
Megadeth - The System Has Failed (2004)

[Obrazek: R-4624742-1547367041-3448.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Blackmail the Universe 04:33
2.Die Dead Enough 04:18
3.Kick the Chair 03:58
4.The Scorpion 05:59
5.Tears in a Vial 05:22
6.I Know Jack 00:41
7.Back in the Day 03:28
8.Something That I'm Not 05:07
9.Truth Be Told 05:40
10.Of Mice and Men 04:05
11.Shadow of Deth 02:15
12.My Kingdom 03:04

rok wydania: 2004
gatunek: heavy metal
kraj: USA

skład zespołu:
Dave Mustaine - śpiew, gitara
Chris Poland - gitara
Jimmy Lee Sloas - gitara basowa
Vinnie Colaiuta - perkusja
oraz goście

W roku 2002 Mustaine rozwiązał MEGADETH. Powodów podawał wiele, ale kto by mu tam wierzył...
Odprawienie w niebyt MEGADETH nie stanowiło jednak końca muzycznej kariery jego lidera i Mustaine zapowiedział nagranie płyty solowej, z udziałem muzyków raczej dotąd niezwiązanych z muzyką metalową, ale cenionych jako instrumentaliści sesyjni. Tymczasem okazało się, że ostatecznie drugim gitarzystą został stary druh Mustaine'a Chris Poland, który grał na dwóch pierwszych albumach grupy. Okazało się także, że wytwórnia Sanctuary Records w myśl zawartego wcześniej kontraktu miała prawo zażądać kolejnego LP pod szyldem MEGADETH, i pod takim "The System Has Failed" ukazał się we wrześniu 2004 roku. Mustaine twardo zapowiedział, że to ostatni album MEGADETH, ale przecież kto by mu tam wierzył...

Mustaine na "solowym" albumie nie odkrywa i nie tworzy niczego nowego. To nadal ten zjadliwy krytyk otaczającej go rzeczywistości wyrażający swoje uczucia w metalu z pogranicza modern grania, thrahu, power i klasycznego heavy. Tu może jest nieco więcej gitarowego łamania prostych melodii głównych, coś z atmosfery "So Far... So Good.. So What".
Właśnie, bardziej z czasów Younga niż Polanda. Mustaine w swoim czasie wspominał, że to, co grał z Youngiem w  roku 1988, nie było spełnione do końca i być może do tego wróci w przyszłości. Tu wrócił, a na ile świadomie w ramach retrospekcji, trudno powiedzieć. Na pewno coś z tego  słychać w Blackmail the Universe, Kick the Chair czy Back in the Day, który jest naprawdę bardzo udaną, dynamiczną kompozycją z elementami epickimi.
Jest tu także wiele nawiązań do okresu 1992 -1997 w kompozycjach w tempach średnich, z melodyjnym refrenami i prostą dosyć konstrukcją (Die Dead Enough, Tears in a Vial, Something That I'm Not). Mustaine przemyca nutkę psychodelii w niezłym The Scorpion z łagodnym ciepłym rozwinięciem, a jeśli szukać nieco więcej realnego podejścia progresywnego to zapewne w Truth Be Told. Mimo dosyć paskudnego rozpoczęcia i marnych zwrotek Of Mice and Men posiada najlepszy refren na tym albumie, choć całościowo wracają nieco skojarzenia z campusowym rockiem z czasów "RisK". Pewne pomysły wydają niewykorzystane do końca, jak wyglądający niczym szkic epickiej heavy metalowej kompozycji  Shadow of Deth umieszczony w jednym zestawie z My Kingdom w stylu nagrań z "Cryptic Writings".
Dave korzysta na tym albumie z pomocy sporej grupy gości w tym klawiszowców (Tim Akers, Charlie Judge), dodatkowych wokalistów i narratorów oraz instrumentów smyczkowych (Jonathan Yudkin). Nie wpływa to jednak w jakiś szczególny sposób na ogólny układ i charakter kompozycji i jest to album zdecydowanie gitarowy. Sekcja rytmiczna gra dobrze, ale chyba pod dyktando lidera, który nie lubi, gdy ktoś za bardzo wysuwa się przed szereg. Trochę rozczarowuje Poland i jest go jakby mniej, niż można by było oczekiwać. Mustaine śpiewa nie najgorzej, można nawet powiedzieć, że śpiewa bardziej melodyjnie i klasycznie niż na "etatowych" LP MEGADETH.

Brzmieniowo ten LP przypomina "The World Needs a Hero" i na szczególne wyróżnienie zasługuje bardzo staranna produkcja perkusji dla każdego jej elementu oddzielnie. I tym razem głównym producentem był sam Mustaine.
Ogólnie ten album nie jest w karierze Mustaine'a niczym szczególnym. To tak naprawdę kolejna płyta MEGADETH, gdzie Dave korzystając z pomocy muzyków studyjnych nie jest niczym ograniczony, a i tak nie jest w stanie zaproponować czegoś naprawdę świeżego i porywającego.

ocena: 6/10

new 9.10.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#13
Megadeth - United Abominations (2007)

[Obrazek: R-995161-1182008031.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Sleepwalker 05:53
2.Washington Is Next! 05:19
3.Never Walk Alone... A Call to Arms 03:54
4.United Abominations 05:35
5.Gears of War 04:25
6.Blessed Are the Dead 04:02
7.Play for Blood 03:49
8.À tout le monde (Set Me Free) 04:11
9.Amerikhastan 03:43
10.You're Dead 03:18
11.Burnt Ice 03:47

rok wydania: 2007
gatunek: heavy/thrash/power metal
kraj: USA

skład zespołu:
Dave Mustaine - śpiew, gitara
Glen Drover - gitara
James LoMenzo - gitara basowa
Shawn Drover - perkusja
oraz:
Axel Mackenrott - instrumenty klawiszowe


Dave Mustaine mówiąc, że "The System Has Failed" to ostatnia płyta MEGADETH, to oczywiście żartował...
Już w roku 2004 zaczął tworzyć nowy stały skład zespołu i związał swoje muzyczne losy z braćmi Drover z długowiecznego kanadyjskiego power/thrashowego EIDOLON, a w 2006 na stałe dołączył znany basistaJames LoMenzo, który występował między innymi z Zakkiem Wylde, z Davidem Lee Rothem czy w BLACK LABEL SOCIETY.
Tym razem album został poddany obróbce w Backstage Productions, Belper w Anglii, a za produkcję obok Mustaine'a wziął  się sam Andy Sneap, czuwający także nad mixem i masteringiem. Zaproszono także Axela Mackenrotta z MASTERPLAN do nagrania pewnej liczby partii instrumentów klawiszowych, a sam Mustaine napisał ostre, pełne politycznego żaru teksty do swoich kompozycji. Wydany został przez Roadrunner Records w maju 2007 roku.

Jeśli MEGADETH od dawna nie grał na thrashową nutę, to tym razem zagrał. Rzecz jasna nie ma tu mowy o thrashu czystym, encyklopedycznym, bo takiego zespół ten chyba nie grał nigdy. Jednak, jeśli szukać przeciwwagi dla klasycznego heavy metalu w riffach i motywach to znajdujemy go właśnie w thrashu i to takim spod znaku EIDOLON. Naturalnie Dave nigdy nie pozwolił się zdominować, bo MEGADETH to Mustaine, ale wyraźne echa innych zainteresowań muzycznych braci Droverów słychać, a chyba najbardziej w stylu solówek Glena Drovera. Mustaine gra solo - odpowiada nie Drover z MEGADETH, a z EIDOLON. W niczym to jednak nie umniejsza "megadetowości" tej płyty. Dave gra swoje, proponuje swoje w metalu znacznie ostrzejszym niż w poprzednich latach, drapieżnym w riffach i słowach, z dużą dbałością o atrakcyjność melodii, tyle że ta melodyjność to taka, zanim Friedman dołączył do zespołu, z pewnymi tylko wskazaniami na "Rust In Peace". Potoczysty, agresywny Sleepwalker to bardzo dobre otwarcie tej płyty, a riff przewodni jest doprawdy mocarny. Pojawiają się zupełnie nowe motywy w Washington Is Next! i ten numer ma dużo wspólnego z klasycznym amerykańskim power metalem i doprawdy jest to znakomity kawałek z wyróżniającym się refrenem.Never Walk Alone... A Call to Arms ma jako jeden z nielicznych sporo cech wspólnych z nagraniami z lat 1992-1997 nie wspominając już o wykorzystaniu jednego z ulubionych riffów Mustaine'a z tego okresu. Pewne echa tego okresu to także momentami posępny Blessed Are the Dead. Tu trzeba jednak podkreślić, że forma wokalna Mustaine'a na tym albumie nie dorównuje tej z przed ponad l dziesięciu lat i to frazowanie do pewnych schematów riffowych z lat 1992-1997 nie zawsze mu wychodzi.
Chłodny, politycznie zaangażowany ukłon w stronę thrashu to tytułowy United Abominations, ale rytmiczny, ciężki w gitarach i bez elementów typowych dla heavy metalu Gears of War sprawia lepsze wrażenie w tej kategorii. Dopełniają ten LP dobre, melodyjnie agresywne kawałki w rodzaju Play for Blood i nowocześnie zaaranżowanego patriotycznego Amerikhastan. Końcówka albumu jest jednak przeciętna od mdłego power/thrashowego You're Dead w umiarkowanym tempie, do końcowego surowego Burnt Ice z bardzo piskliwym solo gitarowym.
Na tym albumie jest także  À tout le monde (Set Me Free) w nowej wersji, zaśpiewany wspólnie z Cristiną Adrianą Chiara Scabbia z gothic  metalowego LACUNA COIL. Nie podoba się? Szkoda. A może jednak? Tak. Totalne zniszczenie i warto zwrócić uwagę, jak ładnie to rozegrał drugą gitarą Drover.

Produkcja typu "sharp & clear" lekko odbiegająca od mustaine'owej cybernetyki, żywsza, prawdziwsza, bliższa aktualnym standardom amerykańskiego power/ thrashowego grania, czyli nowoczesna bez modernizmu.
Być może po raz pierwszy od wielu lat fani zostali w większej części usatysfakcjonowani, gdyż MEGADETH zaprezentował dosyć równy, zwarty stylistycznie materiał z dostateczną ilością solidnych kompozycji. Szkoda tylko, że nie ma tu gitarowej pirotechniki, ale Mustaine, by wznieść się na wyżyny, potrzebuje wsparcia wirtuoza, a Glen Drover takim nie jest.

Ocena: 7,2/10

new 9.10.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#14
Megadeth - Endgame (2009)

[Obrazek: R-1922915-1319893252.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Dialectic Chaos 02:25
2.This Day We Fight! 03:27
3.44 Minutes 04:37
4.1,320' 03:49
5.Bite the Hand 04:01
6.Bodies 03:34
7.Endgame 05:56
8.The Hardest Part of Letting Go... Sealed with a Kiss 04:41
9.Head Crusher 03:26
10.How the Story Ends 04:28
11.The Right to Go Insane 04:18

rok wydania: 2009
gatunek: heavy/thrash/power metal
kraj: USA

skład zespołu:
Dave Mustaine - śpiew, gitara
Chris Broderick- gitara
James LoMenzo - gitara basowa
Shawn Drover - perkusja
oraz:

Mark Newby-Robson- instrumenty klawiszowe ("The Hardest Part of Letting Go... Sealed with a Kiss")


W roku 2008 za współpracę z MEGADETH podziękował Glen Drover, który skupił się na pracy w macierzystym zespole EIDOLON. Zastąpił go długoletni gitarzysta JAG PANZER Chris Broderick i to z nim odbyły się sesje nagraniowe albumu "Engame" w San Marcos w Kalifornii, wydanego po raz drugi przez Roadrunner Records. Premiera tego LP odbyła się 9 września w Japonii, a kilka dni później w pozostałych krajach.


Tym razem instrumentalny wstęp w postaci Dialectic Chaos nie odkrywa wiele, poza oczywistym faktem, że Broderick jest bardzo dobrym gitarzystą.
Potem jest bardzo dużo Mustaine'a. Bardzo dużo. Jest szybko, zamaszyście, intensywnie i power/thrashowo w This Day We Fight! i tak masywnego ataku MEGADETH dawno nie było. Nie oznacza to wcale, że Mustaine zrobił coś wykraczającego poza ramy konwencji intensywnego, ale z lekka mechanicznego i topornego grania w opcji "Rust In Peace". Taki jest This Day We Fight! i taki jest Bodies oraz po części speedowy, chwilami rwany Head Crusher. W wolniejszym 44 Minutes dokłada sporo melodyjnego dramatyzmu w ramach swojej politycznej narracji, zaś w 1,320' przywraca wiarę, że MEGADETH może jeszcze zagrać tak szybko i takie motywy jak na pierwszych dwóch albumach. To naprawdę udana kompozycja, brzmiąca potężnie w nowoczesnej oprawie dźwiękowej i z kapitalnym pojedynkiem gitarowym Mustaine-Broderick. Bite the Hand to także torpeda szybkobieżna, rozegrana bardzo rozważnie i z ogromnym wyczuciem. To samo można powiedzieć o kapitalnie zagranym na końcu The Right to Go Insane. Feeling niesamowity!
Z pewnością centralnym muzycznym punktem tej płyty jest najdłuższy, o zmiennych tempach, apokaliptyczny i ponury Endgame oparty w zasadzie o thrashową estetykę MEGADETH A.D. 1988. Chyba najlepsza jest sama końcówka tej kompozycji z jedną z najlepszych solówek gitarowych na płycie. The Hardest Part of Letting Go... Sealed with a Kiss, z gitarą akustyczną i klawiszami w wykonaniu znanego  z CRADLE OF FILTH Mark Newby-Robson został nieco przekombinowany. Mogła to być kompozycja balladowa, elegijna i te szybsze fragmenty psują ogólny klimat. Jakoś Mustaine obawia się wstawiania na płyty czystych ballad, lub robi to bardzo rzadko. Tu, na posępnej ogólnej płycie "Endgame", taki moment wyciszenia i ocieplenia na pewno by się przydał. Posępnego, zimnego grania jest bardzo dużo i dodatkową porcję Mustaine dokłada w znakomitym, bezwzględnym gitarowo How the Story Ends z wybornym dramatycznym refrenem i ciekawie zrobioną częścią instrumentalną, choć solo mogłoby nieść więcej treści.

Jeśli występ Brodericka można uznać za bardzo udany, to Mustaine'a całościowo już nie. Jego śpiew, nigdy nie wybitny, jest tu nieco poniżej oczekiwań, choć Dave jest głośny drapieżny.  Sekcja rytmiczna może nie czyni cudów, ale spełnia z pewnością oczekiwania Mustaine'a i moim zdaniem robi to dobrze.
Sound jest wspaniały. Pod tym względem produkcja typu "sharp & clear" jest wzorcowa i gniotą drapieżnie nie tylko gitary, ale i bas, a perkusji trzeba po prostu posłuchać specjalnie, bo zarówno gary jak blachy demolują perfekcją realizacji. Dokonał tego Mustaine w ducie z Andy Sneapem i trzeba podkreślić, ze Andy naprawdę zna się na swojej robocie jak mało kto. Tak, MEGADETH nagrał wysokiej klasy album z heavy/power/thrashem głęboko osadzonym w realiach doświadczeń muzycznych Mustaine'a z trzech dekad, album gdzie Dave naprawdę wie, czego chce i realizuje to z absolutną pewnością siebie.

ocena: 8,2/10

new 9.10.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#15
Megadeth - Dystopia (2016)

[Obrazek: R-8001368-1453780835-1081.jpeg.jpg]

tracklista: (limited edition)
1.The Threat Is Real 04:22
2.Dystopia 04:59
3.Fatal Illusion 04:15
4.Death from Within 04:47
5.Bullet to the Brain 04:29
6.Post American World 04:25
7.Poisonous Shadows 06:02
8.Look Who's Talking 04:14
9.Conquer or Die! 03:33
10.Lying in State 03:34
11.The Emperor 03:52
12.Last Dying Wish 03:49
13.Foreign Policy (Fear cover) 02:28

rok wydania: 2016
gatunek: modern thrash/power metal
kraj: USA

skład zespołu:
Dave Mustaine - śpiew, gitara
Kiko Loureiro - gitara
David Ellefson - bas
oraz:
Chris Adler- perkusja
Blair Masters - instrumenty klawiszowe, programowanie


Niewypał w postaci "Super Collider" zraził ostatecznie Brodericka i Drovera, którzy opuścili MEGADETH w roku 2014, ale nie zraził Mustaine'a. Dave ma niezwykły dar do pozyskiwania największych metalowych sław i w roku 2015 do grupy dołączył brazylijski wirtuoz gitary Kiko Loureiro, który właśnie pożegnał się z ANGRA. Do współpracy na prawach muzyka sesyjnego zaproszony został także wspaniały perkusista Chris Adler ze słynnej groove/metalcore grupy LAMB OF GOD i Mustaine przystąpił do nagrania kolejnej płyty. "Dystopia" został zarejestrowany w Lattitude South Studios w Leiper's Fork (Tennessee), zmiksowany w Hollywood i poddany ostatecznemu masteringowi w studio Sterling Sound w Nowym Jorku.
Mustaine, dysponujący od 2013 własną wytwórnią Tradecraft nie musiał już zabiegać o względy fonograficznych potentatów i zdecydowanie nagrał to, co chciał, czy nowoczesny thrash metalowy album z elementami power metalu i śladami progresywności.

Zastanawiające jest, że ta płyta zyskała tak wiele pozytywnych recenzji, a ci, którzy ocenili ją realnie według wartości, zostali zakrzyczani. Cóż, należę także do tej mniejszości.
Głód agresywnego thrashowego grania wśród fanów MEGADETH po "dziełach" z lat 2011-2013 chyba nieco zaćmił umysły i nazywanie "Dystopia" nowym "Endgame" to spora przesada. Przede wszystkim sama idea jest inna. "Dystopia" to mimo zdecydowanego "mustainowego" charakteru album w stylu modern, chłodne, mechaniczne i cybernetyczne wyrażenie dążeń Mustaine'a do wbicia się do czołówki grania nowej, post thrashowej fali, a jednocześnie pozostawania rozpoznawalnym jako MEGADETH.
Kiko Loureiro się z tym wszystkim nie komponuje. Tu już nawet nie chodzi o styl ANGRA czy to, co proponował na albumach solowych. On po prostu nie może grać drugich skrzypiec i na tym LP wyraźnie słychać, na jak niewiele Mustaine mu pozwala. Gdy jednak na coś pozwala, mamy okruchy latynoskich rytmów, ślady progresywnych zagrywek. Niebanalne inkrustacje i ornamenty, całościowo ginące w powodzi speedowego, ostrego, bezwzględnego ataku gitarowego Dave'a.
W tym wszystkich wspaniale odnajduje się Adler. Ten mechaniczny styl grania, jaki prezentują gitary, daje mu ogromne pole do popisu i wygrywa niesamowite rzeczy. Warto go posłuchać i lepiej posłuchać jego niż wokalu Mustaine'a, który śpiewa fatalnie, ochrypłym, zmęczonym głosem.
Utwory są złe. Są praktycznie do zapamiętania i bardzo dobry The Threat Is Real umieszczony na samym początku to pułapka na słuchacza, mająca przykuć go i zmusić do słuchania tego będzie dalej. Dalej jest jednakże bardzo mało dobrego, jest męczące gnanie do przodu i garść bardzo dobrych, a nawet znakomitych refrenów dających pewne wytchnienie od modernistycznych ataków gitarowych rozgrywanych z industrialną miarowością.
Dystopia pod tym względem jest nieco bardziej przebojowy, jednak tak zazwyczaj bywa w przypadku tytułowych numerów pilotujących albumy. Udane refreny... z pewnością ten z Poisonous Shadows, The Threat Is Real, może ten z The Emperor... Jednak jeśli się słyszy takie nieudane numery jak Post American World, to dobre wrażenia szybko się zacierają. Sola w zdecydowanej większości nieczytelne, słabe, bez pomysłu i tyczy się to także Kiko. Może musiał dostosować się do miernej dyspozycji gitarowej Mustaine'a?
Wiele kontrowersji wywołało brzmienie tego LP. Płyta jest marna, ale sound wcale nie. Jest to nowoczesne brzmienie z potężnym basem, ostrymi gitarami niemal w stylistyce metalcore i fantastycznie zrealizowaną perkusją. Tam, gdzie pojawiają się dalsze plany są przygotowane niezwykle starannie. Mustaine dawno nie był tak dobrze umiejscowiony ze swoim głosem wśród gitar. Nie, do modern brzmienia tego albumu zastrzeżeń mieć nie można.

Ogólnie jednak pod maską ostrych nowoczesnych riffów i solidnej realizacji nie kryje się nic. Trochę zagrywek odgrzanych, trochę podpatrzonych i to wszystko. Nie ma mowy o powrocie do dawnych lat sławy i chwały.
Znamienne jest to, że zazwyczaj było tak, że lata pomiędzy kolejnymi albumami MEGADETH wypełnione były wszelkiego rodzaju singlami, składankami itd, podtrzymującymi zainteresowanie zespołem. Tym razem od chwili wydania "Dystopia" nic takiego się nie pojawiło, mimo że do grupy w 2016 dołączył na stałe perkusista belgijski Dirk Verbeuren znany z ogromnej liczby grup i projektów w jakich występował i jakie pomagał realizować ( w tym chociażby SOILWORK).
Także w ramach własnej wytwórni Mustaine nie wydał od 2016 żadnej ze swoich starszych płyt.
Koniec MEGADETH? Nie sądzę, Mustaine na pewno nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.

Ocena 5,5/10


new 10.10.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości