Mystic Prophecy
#1
Mystic Prophecy - Vengeance (2001)

[Obrazek: R-4226856-1359089790-2488.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. 1545 - The Beginning 01:02
2. Sky's Burning 06:45
3. Damnation and Darkness 04:30
4. Welcome in the Damned Circle 05:29
5. Dark Side of the Moon 05:13
6. River of Hate 04:45
7. In the Mirror 05:09
8. In the Distance 05:02
9. When Shadows Fall 04:49
10. Fallen Angel 08:34

Rok wydania: 2001
Gatunek: Heavy/Power Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Roberto Dimitri Liapakis - śpiew
Gus G. - gitara
Martin Albrecht - bas
Dennis Ekdahl - perkusja

MYSIC PROPHECY powstał w roku 2000 w Bawarii jeszcze gdy R.D.Liapakis czynnie występował w VALLEY'S EVE.
Pierwszy album zespołu, w którym spotkali się dwaj greccy herosi - Liapakis i Gus G. (Kostas Karamitroudis) został wydany przez niemiecką B-Mind Records w sierpniu 2001 roku. Gus G.  dopiero rozpoczynał wielką karierę, szukając swojego miejsca wśród wirtuozów gitary.

Ten pierwszy album, będący wypadkową doświadczeń Liapakisa z późnego okresu działalności poprzedniego zespołu oraz heavy/power/thrashowej wizji muzycznej Gusa w zasadzie na zawsze określił styl muzyczny grupy.
Sky's Burning z takim typowym dla MP refrenem jest znakomity. Warto zauważyć, że Gus solówki na tym LP gra stosunkowo delikatnie w stosunku do riffów, nieraz mocno miażdżących. Utwór rozkręca się stopniowo i mamy tu znakomity refren taki właśnie pod VALLEY'S EVE, gdzie bardzo swobodnie sobie poczyna Liapakis. Trudno coś złego powiedzieć także o Damnation and Darkness, ale Welcome in the Damned Circle jest już nieco bez pomysłu. Dark Side of the Moon jest w zasadzie nieco lżejszy i bliższy tradycyjnemu metalowi. Tu wszyscy wywiązali się bez zarzutu, choć w samym pomyśle jest to proste. Można zauważyć, że Gus tu lekko schowany, a refreny, śpiewane na długich wybrzmiewaniach, bardzo czytelne. River of Hate dużo cięższy w riffach, ale warto zwrócić uwagę na te pozostałości progresywnego podejścia ze stylistyki VALLEY'S EVE. Tym razem jednak mam wrażenie pewnej toporności. Ponadto refren bardzo kontrastuje się z tym, co mamy poza nim. Rozpoczynający się akustycznym wstępem In the Mirror nabiera smakowitej mocy i świetnie łączy te łagodne momenty z mocniejszymi - ten miażdżący riff Gusa w refrenie to perła, podobnie jak znakomite solo. Klasyczny heavy powerowy In the Distance trochę blady - ma jednak nietypowy, niepokojący klimat - i tu znów zasługa Liapakisa. When Shadows Fall rozpoczęty epickim motywem jakoś potem się rozmywa. Brak myśli przewodniej to główny zarzut, jaki tu stawiam.
Najdłuższy i zamykający płytę Fallen Angel wyraźnie czerpie z amerykańskiej tradycji thrashowej... czy to dobrze? Chyba nie bardzo, bo nie przekonuje. Za długi, za monotonny, mimo tych paru zwolnień i zmian rytmu. Solo Gusa godne uwagi.

Reasumując, ten album to ciężka gitara Gusa, długie, przeciągane nad miarę czasem refreny, śpiewane przez nieco przytłoczonego potężnymi riffami Liapakisa i obecne w wielu miejscach thrashowe pierwiastki. Moce brzmienie całości, wsparte wysokiej klasy doświadczoną sekcją rytmiczną, też jednak jakby lekko zduszoną potęgą gitarowego soundu. Brzmienie wyważone, nieco surowe, ale i niepozbawione cech post-thrashowych albumów lat 90-tych.
Ogólnie heavy power na dobrym poziomie z przebłyskami.

Ocena: 7.5/10

23.03.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Mystic Prophecy - Regressus (2003)

[Obrazek: R-3365303-1330349959.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Calling From Hell 04:31
2. Eternal Flame 04:44
3. Lords Of Pain 04:30
4. Sign Of The Cross 04:01
5. Night Of The Storm 04:24
6. The Traveller [Instrumental] 00:50
7. In Your Sins 04:56
8. Forgotten Soul 03:36
9. When Demons Return 04:44
10. Regressus / Lost In Time 05:24
11. Mystic Prophecy 04:27
12. The Land Of The Dead 04:43

Rok wydania: 2003
Gatunek: Heavy/Power Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Roberto Dimitri Liapakis - śpiew
Gus G.- gitara
Martin Albrecht - bas
Dennis Ekdahl - perkusja

Drugi album tej grecko-niemieckiej grupy jest kontynuacją stylu z poprzedniego Lp i wydany został przez Nuclear Blast w czerwcu 2003 roku.

W dalszym ciągu nad wszystkim dominuje potężnie brzmiąca gitara Gusa G.Rozpoczyna go wielce obiecujący Calling From Hell - bardzo typowy dla MYSTIC PROPHECY. Ciężka gitara Gusa, świetne sola i bardzo melodyjny refren. Znakomity otwieracz.Niestety Eternal Flame już takiego wrażenia nie robi i szkoda, że taki dobry refren został tu wstawiony. Sam motyw przewodni nieco toporny. Lords Of Pain mało ciekawy. Sign Of The Cross surowszy od poprzednich, o uporczywym, twardym motywie - może się podobać. Szkoda, że Night Of The Storm nie dorównuje mu poziomem, choć energiczne partie gitarowe Gusa są tu interesujące. In Your Sins to, moim zdaniem, słaby punkt albumu, może nawet najsłabszy. Ponury Forgotten Soul zawiera sporo thrashu, zresztą cały album ma dosyć duże nasycenie thrashowymi zagraniami. Ten numer wywołuje lekkie znużenie i odnosi się wrażenie, że powtarza motywy z innych utworów w stopniu największym. Tu solo Gusa krótkie, ale treściwe. When Demons Return w zasadzie najłagodniejszy, szybki, melodyjny jest jednym z moich faworytów. Mało nieco na tym LP takich bardziej "przebojowych" kompozycji... Regressus/Lost In Time łączy thrashowe motywy z pewnymi elementami muzyki VALLEY'S EVE i również zasługuje na uwagę. Mystic Prophecy lekko udziwniony, ale ciężki i chyba z najlepszym solem Gusa na tym albumie.
Zamknięcie w postaci The Land Of The Dead bez rewelacji.

Co może wkurzać ogólnie? Refreny, śpiewane niemal w identyczny sposób. To się często wytyka MYSTIC PROPHECY. Akurat mnie to nie przeszkadza.
Jednocześnie chyba Liapakis na tym LP bardziej opanował sztukę wysunięcia się przed gitarę Gusa, głosem wnosi więcej ożywienia w jego monolityczny gitarowy atak niż poprzednio.
Nieco monotonii, nieco wirtuozerii, solidne na ogół kompozycje. Ponownie dobre brzmienie całości i nawet jeśli chodzi o sekcje rytmiczną, to jest lepiej ustawiona niż na debiucie.


Ocena: 8/10

23.03.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
Mystic Prophecy - Never Ending (2004)

[Obrazek: R-3764299-1343584565-2404.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Burning Bridges 04:13
2. Time Will Tell 03:54
3. Under a Darkened Sun 04:08
4. Dust of Evil 04:29
5. In Hell 03:33
6. Never Surrender 04:31
7. Wings of Eternity 04:34
8. When I'm Falling 03:46
9. Warriors of Lies 06:12
10. Dead Moon Rising 05:15
11. Never Ending 02:41

Rok wydania: 2004
Gatunek: heavy/power metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Roberto Dimitri Liapakis - śpiew
Gus G. - gitara
Martin Albrecht - bas
Dennis Ekdahl - perkusja

Ten album został wydany przez Nuclear Blast w październiku 2004 roku. Jest to ostatni album z Gusem G. jako gitarzystą w tym zespole. Gus rozstał się z grupą w przyjacielskiej atmosferze, a powodem była niemożność pogodzenia występów w kilku zespołach jednocześnie. Gus skupił się na FIREWIND, ale na tym albumie jeszcze raz pokazał klasę... i jeszcze raz zagrał podobnie jak poprzednio - ciężko, potężnie i wirtuozersko w partiach solowych, po raz kolejny przytłaczając z lekka pozostałą część ekipy z Liapakisem włącznie.

Otwiera ten LP naprawdę znakomity Burning Bridges. Zapewne można powiedzieć, że absolutnie typowy dla tych melodyjnych numerów MYSTIC PROPHECY, ale jest tu wszystko, czego potrzeba w takiej muzyce, a przede wszystkim wyborna melodia. W Time Will Tell Gus szarżuje już od samego początku, a Liapakis także stosuje bardziej urozmaicone wokale. Dalej mamy trzy bardzo dobre utwory gdzie może refreny nie są najznakomitsze, ale całościowo to wysoki poziom, przy czym Gus G. zagrał tu kilka krótkich, ale treściwych solówek. Never Surrender to delikatniejszy utwór i chwila oddechu po gitarowych atakach Gusa w poprzednich utworach. Refren niby klasyczny dla MP, ale bardzo emocjonalnie wykonany przez Liapakisa. Dalekie echa z VALLEY'S EVE w zwrotkach. Wings of Eternity, niestety najsłabszy na tym albumie, uwagi nie przykuwa, a When I'm Falling także nie trzyma zbyt wysokiego poziomu. Po prostu solidne, ale niczym niewyróżniające się utwory, oparte o utarte od początku istnienia zespołu schematy. Szybki i surowy Warriors of Lies zaciera jednak złe wrażenie, mimo że przebojową tej kompozycji nazwać nie można. Dead Moon Rising także za bardzo się wyróżnia. No, może tą krótką solówką Gusa G.
Never Ending, krótki instrumentalny utwór na koniec wycisza...

Album bardzo dobry, bo do wykonania w żadnym miejscu przyczepić się nie można.
Także brzmienie, oparte o wcześniejsze doświadczenia, adekwatne do rodzaju muzyki. Tym razem na plus ustawienie basu, które bardziej mi odpowiada, niż na dwóch poprzednich albumach.
Brak jednak większego zróżnicowania kompozycji i brzmi to wszystko dosyć podobnie do siebie... jak to w MYSTIC PROPHECY z Gusem.
Odejście Gusa nie zakończyło kariery zespołu. Liapakis niebawem pozyskał nowych gitarzystów i grupa powróciła z muzyka podobną, ale w odświeżonej do pewnego stopnia formule.


Ocena: 8/10

23.03.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#4
Mystic Prophecy - Savage Souls (2006)

[Obrazek: R-4897517-1378802534-8920.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Shadow Beyond My Soul 04:18
2. Master of Sins 04:30
3. Evil Empires 04:16
4. Savage Souls 04:30
5. In the Darkness 05:10
6. Deception of Hate 03:56
7. Sins and Sorrows 04:26
8. Best Days of My Life 04:30
9. Nightmares of Demon 04:08
10. Victim of Fate 04:34
11. Into the Fire 05:31

Rok wydania: 2006
Gatunek: Heavy/Power metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
R.D. Liapakis – śpiew
Markus Pohl - gitara
Martin Grimm - gitara
Martin Albrecht - bas
Matthias Straub - perkusja

Gdy Gus G. w 2005 roku pożegnał się ostatecznie z zespołem, gitary przejęli Markus Pohl, znany z SYMPHORCE, oraz Martin Grimm - niegdyś filar HEADSTONE EPITAPH, jednej z niespełnionych nadziei niemieckiego heavy metalu.
Płyta "Savage Souls" była oczekiwana przez fanów z pewnym niepokojem, bowiem jak dotąd, zespół kojarzony był z Gusem i jego wizją stylu MYSTIC PROPHECY, wypracowaną na trzech poprzednich albumach. LP został wydany tym razem przez Massacre Records w końcu lutego 2006 roku.

Rewolucji nie było, ale kopii Gusowych nagrań też nie.
Shadow Beyond My Soul to dynamiczny otwieracz z nieco może niepasującym refrenem, ale już Master of Sins to znakomity, surowy numer i tu słychać, że Liapakis przypomniał sobie o najlepszych chwilach w VALLEY'S EVE. Kontrastujący z mocarnymi riffami w zwrotkach, bardzo melodyjny refren należy do najlepszych na tym LP. Na tym tle Evil Empires, chociaż dobry, wypada nieco blado. Savage Souls nadrabia z nawiązką - potężnie zagrany miażdży gitarami i tylko wokal Liapakisa nieco lekko łagodzi wrażenie całości. Szybszy In the Darkness tym razem prowadzony jest przez wokal Liapakisa - jak w utworach VALLEY'S EVE, ładnie urozmaicony delikatniejszą częścią środkową. Deception of Hate oparty na thrashowej strukturze riffów z bardzo melodyjnym refrenem także należy do wyróżniających się kompozycji. Sins and Sorrows to znów jakby pozostałość Gusowego MP w prostej linii, cięższy, wolniejszy, mroczniejszy, ale tu Liapakis śpiewa jakby obok głównego motywu i ten utwór wydaje się być najsłabszym. Best Days of My Life jest w swej melodyce wręcz przebojowy, mimo potęgi heavy powerowych zagrań, i tym razem Liapakis znów sięgnął do czasów VALLEY'S EVE. Podobnie najwyższy poziom trzyma rozpędzony Nightmares of Demon. Victim of Fate to jeszcze raz MP z okresu Gusa, co najlepiej słychać w charakterystyczny sposób wykonywanych, wielokrotnie powtarzanych motywach w refrenach.
Na koniec totalny killer w postaci... no nie wiem - heavy power thrashowej ballady Into the Fire. Sama melodia po prostu wspaniała, a gitarowe wsparcie, jakie ma tu Liapakis wręcz fenomenalne. Absolutnie fantastyczny utwór.

Podsumowując - Liapakis wysunięty do przodu - jak w VALLEY'S EVE. Doskonała współpraca gitarzystów ze wskazaniem na Grimma i jego niezmiernie udane sola. Może nie jest to poziom wirtuozerii Gusa, ale ten istotny element tu został wykonany bardzo dobrze. Sekcja rytmiczna współdziała z resztą wzorcowo - myślę, że to najlepsze partie basowe Albrechta od czasu "Vengeance". Potężne brzmienie całości selektywne, a co ważniejsze, kruszące skały i demolujące obiekty. Melodyjność, motoryka, wokalne popisy Liapakisa, uwolnionego od Gusowych ograniczeń, to pozostałe wyznaczniki tego albumu.
MYSTIC PROPHECY Mark II to już zespół nieco inny, ale godny następca nieodżałowanego VALLEY'S EVE.


Ocena: 9/10

27.03.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#5
Mystic Prophecy - Satanic Curses (2007)

[Obrazek: R-3366627-1329661177.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Back from the Dark 03:47
2. Sacrifice Me 03:59
3. Dark Forces 03:44
4. Satanic Curses 03:40
5. Evil of Destruction 04:26
6. Demons Blood 04:45
7. Damnation 04:02
8. Rock the Night 04:14
9. We Will Survive 04:38
10. Grave of Thousand Lies 03:47
11. Paranoid (Black Sabbath cover) 02:44

Rok wydania: 2007
Gatunek: heavy/power/thrash metal
Kraj: Niemcy

Skład:
Roberto Dimitri Liapakis - śpiew
Martin Grimm - gitara
Markus Pohl - gitara
Martin Albrecht - bas
Mattias Straub - perkusja

Nowa płyta MYSTIC PROPHECY, druga bez udziału Gusa G., pojawiła się niespodziewanie szybko, już w roku następnym po "Savage Souls" nakładem Massacre Records w październiku 2007 roku.. Trudno było przypuszczać, że w ciągu tak krótkiego czasu grupie uda się przygotować godnego następcę tamtej znakomitej płyty, ale się jednak udało.

Sam początek tego albumu może zbyt zachęcający nie jest, bo w ciężkim, nasyconym thrashowymi riffami "Back from the Dark" poza wysoką formą Liapakisa niczego ciekawego nie ma, ale już "Sacrifice Me" prezentuje się bardzo dobrze, jako kompozycja lżejsza, z udaną melodią i wskazaniem na kontynuację stylu z poprzedniej płyty. Album rozpędza się w "Dark Forces" z bardzo dynamicznym refrenem z chórkami, ale chyba dopiero "Satanic Curses" jest tym, co w tej części pierwszej płyty satysfakcjonuje najbardziej. Można jednak odnieść wrażenie, że na tym albumie brakuje zdecydowanych solówek gitarowych i gra obu gitarzystów jest nieco zachowawcza. Riffy jak najbardziej znane z MYSTIC PROPHECY, ale gdzieś tu pozostaje niedosyt, jakiego nie było na "Savage Souls". Pewien niedosyt to także refren "Evil of Destruction", który nieco blado zaśpiewany jest przez Liapakisa, zważywszy na potężną nawałnicę w zwrotkach. Zdecydowanie wszystkie wymagania stawiane w sumie przecież przewidywalnemu graniu MYSTIC PROPHECY spełnia zaś "Demons Blood". Ciężko, w średnim tempie i z bardzo równomiernie rozłożonymi akcentami, wreszcie znakomite solo, szkoda jednak, że takie krótkie. W "Damnation" nieco thrashowego kombinowania, trochę też mieszania w wokalach, bo są zarówno ostre jak i dosyć wysokie, tradycyjne dla power metalu. Zresztą łatwo zauważyć, że na tym LP Liapakis przeważnie przebywa wokalnie w stosunkowo wysokich rejonach.
"Rock the Night" zgodnie z tytułem lżejszy, co nie znaczy lekki numer power metalowy z bardzo nośnym refrenem, zaśpiewanym w starej manierze Liapakisa z wczesnego okresu zespołu. Przebojowy utwór, rozjaśniający trochę tę surową płytę, a jednocześnie umiejscowiony jest stylistyczne w głównym nurcie albumu. Neoklasyczne solo i to akurat w tej kompozycji to największe zaskoczenie na tej płycie. Dla odmiany "We Will Survive" jest już mocniejszy w tym heavy power thrashowym ataku i byłby bardzo surowy, gdyby nie melodyjny, klasyczny dla heavy metalu refren. Bardzo dobrze brzmi tu perkusja, która jakoś na większej części płyty trochę zbyt schowana. Zasadniczą część płyty zamyka "Grave of Thousand Lies", bardzo dobry, ale nie wykraczający poza standard numer, zagrany nieco szybciej niż większość pozostałych. Na tym albumie jest jest jeszcze cover "Paranoid" BLACK SABBATH, ale nie wiem, czy zespół pokroju MYSTIC PROPHECY powinien robić takie akurat covery.

Podsumowując, udana kontynuacja "Savage Souls". Mocne brzmienie, Liapakis w dobrej formie, choć nie najwyższej, słychać też zgranie wszystkich elementów w spójną całość. Zwarte, stosunkowo krótkie utwory bez przeciągania w nieskończoność refrenów i zbędnych rozwinięć we wstępach. Konkretne granie, tyle że zabrakło tu zdecydowanie wyróżniających się czymś utworów, które niewątpliwe znaleźć można na LP poprzednim.


Ocena: 8.5/10

19.10.2007
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#6
Mystic Prophecy - Fireangel (2009)

[Obrazek: R-3420087-1329703599.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Across the Gates of Hell 04:08
2. Demons Crown 04:30
3. We Kill!! You Die!! 03:39
4. Father Save Me 04:34
5. To the Devil I Pray 04:10
6. Fireangel 04:24
7. Fight Back the Light 04:37
8. Death Under Control 03:45
9. Revolution Evil 04:06
10. Gods of War 03:27
11. Forever Betrayed 04:43

Rok wydania: 2009
Gatunek: Heavy/Power Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Roberto Dimitri Liapakis - śpiew
Markus Pohl - gitara
Constantine - gitara
Connie Andreszka - bas
Stefan Dittrich - perkusja

Zmieniają się ludzie, zmienia się muzyka i tylko Liapakis niewzruszenie trwa na swoim posterunku.
Tak, jak kiedyś rozwinął tu skrzydła Gus G., teraz gitarowym numerem jeden jest Constantine. Nadal heavy power, nadal Liapakis dumnie trzyma to swoim głosem w garści, ale coraz mniej MYSTIC PROPHECY w tym wszystkim. Ten zespół grał w sposób jasny i przewidywalny. Ściana potężnych riffów, rozpoznawalny styl melodii i specyficzne, rozciągane w nieskończoność refreny, przecinane solami zazwyczaj mistrzowskimi. Raz mniej chwytliwe, to znów bardziej piosenkowe...
Co z tego zostało na "Fireangel" wydanym przez Massacre Records 22 maja ?

No został heavy power. "Cross The Gates Of Hell" jest bardzo dobry, ale czy na tyle, aby swoim refrenem zwrócić uwagę wśród innych refrenów MYSTIC PROPHECY? Zresztą, ta płyta jest urozmaicona w tempach i kompozycje są budowane w sposób bardziej nieprzewidywalny niż poprzednio. Jest nawet mrok niemal epicki, jak w "Demons Crown" z doskonałym wokalem Liapakisa w lżejszym refrenie, no i przy okazji nieco takich metacore'wych chwytów w chórkach, co już takie fajne nie jest. Motyw starożytny raczej wyświechtany ale C. gra wybornie. Tu nie ma żadnych wątpliwości, to godny następca Gusa i jeśli ktoś uważał, że MYSTIC PROPHECY nie ma wybitnego gitarzysty, to teraz już posiada. "We Kill! You Die!" niezwykle dynamiczny i to mocny punkt tej płyty. Na pewno i tu sekcja rytmiczna bardzo to wszystko dodatkowo napędza. "Father Save Me" łagodnieje w miarę rozwoju sytuacji i trochę szkoda, bo w końcu popada tu MYSTIC PROPHECY w przekontrastowanie morderczego grania ze zwrotek ze zbyt lekkim refrenem. Ale mroku nie brak. No i ten niesamowity momentami C. Jedna rzecz jednak zastanawia. Czemu te jego sola są takie ciche i brzmieniowo płaskie? "To The Devil I Pray" to taki jakby wyciągnięty z szuflady kawałek, zrobiony jeszcze pod Gusa i dobrze się słucha, jak C. wchodzi w jego buty. Liapakis tymczasem dawno nie był w tak dobrej formie wokalnej, to słychać. Niekiedy oskarżany o śpiew jednowymiarowy, tu całkowicie rozbija te zarzuty.
Rozpędzają się znakomicie w "Fireangel", czegoś tu jednak brak, czegoś, co w podobnych kompozycjach było na dwóch poprzednich albumach. Może dobrego, melodyjnego refrenu, którego zdecydowanie brakuje w "Fight Back The Light". Gdy wydaje się, że zdecydowanie zniszczą w "Death Under Control" z morderczym początkiem, to i ta kompozycja jakoś się zaczyna rozpływać w gorszych rozwiązaniach, znanych już z wcześniejszych płyt. Ten szybki motyw z przejściem do zwolnienia i do solo jest znakomity. Znakomity jest także "Revolution Evil", ale pewne motywy z tej kompozycji wolałbym usłyszeć wykonane nieco inaczej na nowej płycie VALLEY'S EVE, która jednak zapewne już nigdy nie powstanie."Gods of War" bardzo by męczył jako taki heavy power "ostro do przodu", gdyby nie tu akurat nieźle dobrane złagodzenie i wplecenie kolejnej energicznej galopady, ale poza głównym nurtem samej melodii.
"Forever Betrayed" ma tu pełnić rolę przeboju i pełni. A może by taką płytę nagrać kiedyś? A może już nagrali nieco wcześniej bez Gusa?

Ta płyta jest bardzo dobra. Bardzo dobra pod względem wykonania. Wszyscy spisali się na medal. Dawno tak dynamicznie nie brzmiała sekcja rytmiczna. C. zadziwia choć nie jest to G.
Liapakis też bardzo przyłożył się do produkcji. Brzmienie jest wyśmienite, no może poza tymi nieco cichymi w wielu kompozycjach solami. Gitary brzmią bardzo mięsiście, ładne jest tło, bogate jak na to, do czego MYSTIC PROPHECY przyzwyczaił wcześniej. Nie jest jednak to płyta równa i bardzo dobra pod względem kompozycji. W węższym rozumieniu melodii a la MYSTIC PROPHECY. Coś się jednak rozmyło w tym wszystkim. Niby to MYSTIC PROPHECY, ale gdyby zdjąć tu Liapakisa i dać kogoś innego, dla przykładu Francka, to często byłby problem z określeniem tożsamości tej grupy.
Ortodoksyjne podejście nie zmienia jednak niczego w stwierdzeniu, że MYSTIC PROPHECY nadal mocno się trzyma w czołówce, zwłaszcza na tle coraz gorzej grającej niemieckiej konkurencji heavy power.


Ocena: 7.5/10

22.05.2009
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#7
Mystic Prophecy - Ravenlord (2011)

[Obrazek: R-3366634-1327556220.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Ravenlord 04:06
2. Die Now 03:34
3. Eyes Of The Devil 05:21
4. Damned Tonight 03:26
5. Hollow 04:32
6. Wings Of Destiny 04:25
7. Endless Fire 04:30
8. Cross of Lies 03:25
9. Reckoning Day 03:41
10. Miracle Man (Ozzy Osbourne cover) 03:15

Rok wydania: 2011
Gatunek: Heavy/Power Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Roberto Dimitri Liapakis - śpiew
Markus Pohl - gitara
Constantine - gitara
Connie "Connor" Andreszka - gitara basowa
Claudio Sisto - perkusja


Mijają lata i skład MYSTIC PROPHECY z początkowego okresu działalności już się wykruszył. Pozostał oczywiście sam Liapakis, ale już nie można mówić jak niegdyś o stylu swoistym i rozpoznawalnym. MYSTIC PROPHECY był grupą o jasno wyrażonym stylu, nawet gdy już zabrakło Gusa G ostatnio jednak muzykę tego bandu określa się przez porównania z innymi. Dziwne są koleje losów niektórych uznanych grup z bogatym dorobkiem... Nowy perkusista Claudio Sisto po tym jak Stefan Dittrich wybrał cypryjski ARRAYAN PATH Leptosa, nowe pomysły muzyczne na nowym albumie wydanym przez Massacre Records w listopadzie 2011. Czy na pewno nowe?

Miał to być album mroczny i zresztą w warstwie lirycznej może próbuje takim być muzycznie jest raczej pompatycznie i bombastycznie jak w tytułowym "Ravenlord" czy kruszącym i kroczącym "Wings Of Destiny" - być może numer 1 tego LP. Albo po prostu zwyczajnie heavy power metalowo w takim ogranym szybkim "Die Now" lub "Cross of Lies"
MYSTIC PROPHECY gra jak różne inne zespoły, ale przecież grają bardzo dobrze i akurat "Eyes Of The Devil" w średnim tempie ma dużo, zwłaszcza w refrenie ze starego, nawet gusowego metalu tej ekipy. Mało ma wspólnego z tamtymi czasami "Damned Tonight" ale tu jest mnóstwo energicznego grania speed/heavy/thrashowego z nietypowo zestawionym tu refrenem lżejszym niż można by oczekiwać i to jest taki koń pociągowy tego albumu.
Poza Liapakisem, który tym koniem jest na wszystkich płytach, biorąc na siebie ciężar prowadzenia kompozycji, po raz kolejny staje się nim Constantine, gitarzysta doprawdy utalentowany, potrafiący bardzo wiele i wirtuozerski w solach a przy tym w riffach patrzący szerzej na wszystko niż nawet Gus G. No ale koncepcja Gusa w MYSTIC PROPHECY też była jednak inna.
Pcha jednak to wszystko do przodu głownie Liapakis jak w "Hollow", który muzycznie jest taki sobie, ale R.D. nadaje tu głosem sensu i kolorytu sam właściwie tworząc melodię. Mniej się to powiodło w ciężkim pełnym drobnych wartości "Endless Fire" tu jednak wyraźnie słychać, że perkusista Claudio Sisto był bardzo dobrym wyborem, a Constantine jest gitarzystą z najwyższej półki. Końcówka albumu przypomina nieco finisz czterystumetrowca na długu tlenowym i z lekka chaotyczny w wydobyciu przebojowej melodii "Reckoning Day" do najlepszych kawałków z tego LP na pewno nie należy. Na dokładkę cover Osbourne'a, który klimatycznie tu zupełnie nie pasuje i tak w ogóle to Liapakis poległ tu wokalnie i zupełnie sobie z tym kawałkiem nie poradził. To zresztą nic dziwnego, bo trzeba było być tu Ozzym z formą wokalną z 1988 roku.

Tak na dobrą sprawę mamy tu do czynienia z europejskim heavy power nastawionym na melodię z lekka mroczną i Liapakisem i ten album to kontynuacja "Fireangel" czy się komu to podoba czy nie. Rozwoju muzycznego brak i w sumie bardzo dobrze niech grają tak dalej.
Można narzekać na to lub owo przy okazji tego LP (poza znakomitym brzmieniem, ale Liapakis przecież sam nad tym czuwa we własnym studio), ale fanów kurczowo niezwiązanych z prapoczątkami MYSTIC PROPHECY i lubiących mocny melodyjny heavy power zagrany przez klasowych muzyków zadowoli.


Ocena: 8/10

25.11.2011
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#8
Mystic Prophecy - Killhammer (2013)

[Obrazek: R-4961948-1380702130-2980.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Killhammer 04:16
2. Armies of Hell 04:24
3. To Hell and Back 04:24
4. Kill the Beast 03:24
5. Hate Black 04:54
6. Children of the Damned 04:41
7. 300 in Blood 04:22
8. Angels of Fire 04:07
9. Warriors of the Northern Seas 04:21
10. Set the World on Fire 03:47
11.Crazy Train (Ozzy Osbourne cover) 05:19

Rok wydania: 2013
Gatunek: Heavy/Power Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Roberto Dimitri Liapakis -śpiew
Markus Pohl - gitara
Laki Ragazas - gitara
Connie "Connor" Andreszka -bas
Tristan Maiwurm - perkusja


Perkusista Claudio Sisto nie zagrzał długo miejsca w zespole, odszedł także fantastyczny gitarzysta Constantine...
Z cała pewnością ani pochodzący z Danii Laki Ragazas, dawny gitarzysta grupy Olvera Weesa, ani Tristan Maiwurm to nie są postacie znane i rozpoznawalne, a kunszt Constantine trudno jest podrobić... Mimo wszystko karawana idzie dalej i powstaje wydany we wrześniu 2013 przez Massacre Records  "Killhammer".
Tak wiem, zgodnie z tym co sądzę o produkcjach BRAINSTORM czy SYMPHORCE z okresu "mniej lub bardziej modern" powinienem ten album zjechać i osądzić niezwykle surowo, jak to zrobiło wielu przede mną.

Powinienem, ale tego nie zrobię, bo ta muzyka mi się po prostu podoba. Podoba mi się mimo wszystkich wad, jakie posiadają te z lekka skomercjalizowane płyty heavy/power z Niemiec, być może skierowane do szerszej publiczności, w jakiś sposób prostsze, w jakimś procencie zrobione według jednego schematu.
Tyle, że taki schematyzm jest wpisany w metrykę MYSTIC PROPHECY od zawsze, od czasów Gusa G. i nigdy mi to nie przeszkadzało. Może i gitary są głębsze, bardziej rozmyte, może i nie ma tej finezji w wykonaniu, ale pozostała nieustępliwa ściana gitar, pozostała moc i dążenie do zgniecenia słuchacza przytłaczającą melodyjnością no i pozostał Liapakis, tu w rewelacyjnej formie (zresztą, czy on kiedykolwiek był w złej formie?). Nie ma tu cyzelowania, jest monolit i ten monolit to najbardziej rozpoznawalny element tego co można określić jako modern granie. Drugi to pewna ilość umiarkowanych ryków Liapakisa, ale mnie się ta masywna dewastacja z Armies of Hell, Hate Black czy Kill the Beast podoba. Że niby śmierdzi miejscami metalcore? Dobre metalcore nie jest złe. A motyw orientalny w Hate Black plus ciężkie wokale uzupełniają się świetnie, nie wspominając o tym, że sitar, nawet jeśli tutaj robiony elektronicznie, to fajny instrument. Ponadto przecież Killhammer to jeden z najbardziej udanych numerów zespołu od lat w kategorii klimatyczne zniszczenie w średnim tempie, jeśli To Hell and Back, to numer przebojowo-radiowy to ja poproszę więcej takich kawałków. Bo jest prosty i ma chwytliwy refren? Czy wszystko musi być mierzone stopniem skomplikowania? Dorzućmy tu Set the World on Fire. Moc heavy power ubrana w rewelacyjny po prostu refren i potoczysty motyw przewodni. Czegoś tu brak?  Nie sądzę.
Nie ma epickiej mocy spotykanej na starszych albumach? Jest. I to nie tylko w opowiadającym o 300 Spartanach kapitalnym, mocnym i sugestywnym 300 in Blood. Przecież na tym opiera się Warriors of the Northern Seas, choć może to i najsłabszy numer na tym albumie jeśli chodzi o emanację mocy i nośność refrenu. Słabszy, nie oznacza tu jednak słaby. Metalowa perła w postaci Children of the Damned to tylko trochę nowocześniej zagrany VALLEY'S EVE, a refren jest po prostu genialny. Liapakis rządzi, Liapakis dzieli w utworze w jakim był aktorem monodramy w VALLEY'S EVE. Angels of Fire to czysty klasyczny MYSTIC PROHECY ery "po gusowskiej" i z powodzeniem znalazłby się w melodyjnej czołówce albumów zespołu od 2006 roku. Po raz drugi z rzędu cover O.O. i do tego taki, który nie bardzo się prezentuje nawet w oryginale to może jedyny poważniejszy minus, ale wartości płyty nie powinno się oceniać po jakości coverów.

MYSTIC PROPHECY, pozbawiony gwiazd poza Głosem, zagrał zespołowo jak precyzyjna maszyna, masywnie i energicznie, solidarnie się wzajemnie uzupełniając i realnie wspierając. Sound? Mnie się podoba i to lekkie rozmycie ogólne jest tu uzasadnione. To ma tak ryczeć średnio miękkimi gitarami, a perkusja nie ma być na pierwszym planie wraz z basem.
Co począć z tym fantem?
Ja zgłaszam Votum Separatum w stosunku do chóru malkontentów.
Najlepszy album w karierze MYSTIC PROPHECY, bo liczy się miodność muzyki. Przede wszystkim.


ocena: 9,7/10

new 24.09.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#9
Mystic Prophecy - War Brigade (2016)

[Obrazek: R-8378299-1460447887-6326.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Follow the Blind 03:55
2. Metal Brigade 04:31
3. Burning Out 03:54
4. The Crucifix 04:09
5. Pray for Hell 04:19
6. 10.000 Miles Away 03:41
7. Good Day to Die 04:07
8. The Devil Is Back 03:52
9. War Panzer 04:08
10. Fight for One Nation 04:04
11.War of Lies 03:53
12.Sex Bomb (Tom Jones cover) 03:49

Rok wydania: 2016
Gatunek: Heavy/Power Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Roberto Dimitri Liapakis - śpiew
Markus Pohl - gitara
Laki Ragazas - gitara
Connie "Connor" Andreszka - gitara basowa
Tristan Maiwurm - perkusja

Był tam jakiś płacz i biadolenie, że "Killhammer" to nie to, co powinien grać MYSTIC PROPHECY i chyba grupa się trochę ugięła wobec tych opinii, bo LP "War Brigade" wydany w marcu 2016 oczywiście przez Massacre Records, zawiera już nieco bardziej typowy dla zespołu zestaw melodyjnych heavy/power metalowych numerów, masywnych riffowo, zwartych i z potężnymi refrenami śpiewanymi bezwzględnie przez niezniszczalnego i jak zwykle wybornego R.D.

Grupa jasno daje do zrozumienia co tu będzie już na samym początku w encyklopedycznym dla "post Gus G. Era" bardzo dobrym, nośnym Follow the Blind. Te najbardziej charakterystyczne rytmy i układy melodyczne pojawiają się potem także w The Devil Is Back oraz w bojowym, choć niezbyt ciężkim War Panzer. No i z całą pewnością bardzo charakterystyczny dla ogólnego stylu zespołu jest dynamiczny gitarowoWar of Lies Oczywiście są tu także te wolniejsze, mniej agresywne numery typowe dla grupy - Metal Brigade, akcentowany mocarnymi gitarami, taki hymn sławiący heavy metal i w tekście naznaczony tytułami słynnych metalowych killerów. Kolejny to The Crucifix, gdzie poza melancholijną epickością słychać w stylu riffowania suomi heavy/gothic w stylu powiedzmy CHARON i SENTENCED. Trochę rozczarowuje 10.000 Miles Away i to mogła całościowo pozostać taka rock metalowa ballada jak poza zbyt ciężkimi refrenami. W tych łagodnych momentach R.D. śpiewa tak artystycznie i aktorsko jak w VALLEY'S EVE.
Nowocześniej jest w niezmiernie energicznym riffowo i z surowymi wokalami Burning Out. Tak na dobrą sprawę zniszczenie na miarę numerów z "Killhammer", niezależnie od tego czy ci, którzy się nie znają, powiedzą że to melodic metalcore. To co tu zrobili Ragazas i Pohl w pewnym momencie dewastując kruszącymi riffami jest fenomenalne. Klasyczny posępny MYSTIC PROPHECY słychać w Pray for Hell i tu ekipa gra ten swój nieustępliwy heavy/power, przed którym trudno się obronić. Klasa!  Good Day to Die to heroiczny hołd dla 300 Spartan i jest tu zarówno ta niemiecka moc przekazu jak i ta surowa grecka epickość. O Spartanach jest także mniej może epicki w melodii, ale bardzo twardy w riffach
Fight for One Nation.
Cover to tym razem na wersji Limited Edition słynny numer Toma Jonesa Sex Bomb. Ponieważ od zawsze uwielbiam ten numer to i uwielbiam wykonanie MYSTIC PROPHECY, zresztą obiektywnie bardzo dobre i zrobione po swojemu. Ciężka, mroczna wersja, gdzie fantastycznie zaśpiewał Liapakis. Czapki z głów przed Tomem Jonesem! Arcymistrz! I MYSTIC PROPHECY unieśmiertelnia go po raz kolejny. Muzyka jest jedna i jednoczy pokolenia.

Trudno coś nowego napisać o poziomie artystycznym wykonania na tym LP. MYSTIC PROPHECY to pod tym względem to niezawodna metalowa maszyna od pierwszej do ostatniej płyty. Oczywiście brawa dla klasycznego dla tej ekipy brzmienia całości, ale po prostu Fredrik Nordström (mix) oraz  Liapakis i Christian Schmid, który "od zawsze" dokonuje masteringu albumów MYSTIC PROPHECY po prostu doskonale znają się na swojej pracy. Trzeba przyznać, że choć wszystkie LP MYSTIC PROPHECY brzmią dosyć podobnie, to nie ma drugiego zespołu, który miałby podobny sound ogólny. MYSTIC PROPHECY pozostaje zespołem pod tym względem swoistym i rozpoznawalnym od razu.

Generalnie jest to album, który mógłby pojawić się w dyskografii MYSTIC PROPHECY w roku 2010, a nawet wcześniej. Płyta  z heavy/power trochę ostrożnym i takim, którego najbardziej oczekuje główna grupa fanów zespołu.


ocena: 8,3/10

new 4.06.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#10
Mystic Prophecy - Metal Division (2020)

[Obrazek: R-14640998-1578738832-2088.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Metal Division 03:29
2. Eye to Eye 04:15
3. Hail to the King 03:44
4. Here Comes the Winter 05:13
5.Curse of the Slayer 03:53
6. Dracula 03:22
7. Together We Fall 03:59
8. Die with the Hammer 03:58
9. Reincarnation 03:54
10. Mirror of a Broken Heart 03:43
11.Victory Is Mine 04:09

Rok wydania: 2020
Gatunek: Heavy/Power Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Roberto Dimitri Liapakis - śpiew
Markus Pohl - gitara
Evangelos Koukoularis - gitara
Joey Roxx - gitara basowa
Hanno Kerstan - perkusja

Cztery lata minęły od wydania ostatniej płyty MYSTIC PROPHECY, trudno bowiem zaliczyć do poważnie traktowanej dyskografii wypełniony coverami "Monuments Uncovered". W tym czasie zaszły w grupie kolejne zmiany instrumentalistów i poza Pohlem to już nowy skład, w którym pojawiła się między innymi basistka ze Szwajcarii o artystycznym pseudonimie Joey Roxx. No, ta ekipa grała już covery w roku 2018, ale to jednak nie to samo, co realizacja własnego, autorskiego zestawu kompozycji. Te zostały przedstawione na wydanym przez Rock of Angels Records w styczniu 2020 albumie "Metal Division".

Mimo, że w zespole zaszły poważne zmiany, to muzyka pozostała taka sama jak na "War Brigade" i dominuje  mocny, treściwy i melodyjny heavy power metal, wykorzystujący solidne fundamenty stylu z 2016, a patrząc szerzej, ogólnie stylu poprzedzającego "Killhammer". Gitarowa dominacja Markusa Pohla jest nadal bardzo słyszalna, a doskonały klasyczny wokal Liapakisa nadaje całości wrażenia stylistycznej jednorodności i swoistego, rozpoznawalnego bezpieczeństwa w obranej konwencji.
"War Brigade" - "Metal Division". Semantyczne podobieństwo tych dwóch tytułów płyt nie jest z pewnością całkowicie przypadkowe. Tytułowy, mocny i nośny Metal Division z pewnością mógłby zająć mocną pozycję na LP z roku 2016 i to klasyczny numer MYSTIC w umiarkowanym tempie z potężnymi chóralnymi refrenami. Wysoka klasa, wysoka!
Eye to Eye jest bardzo dynamiczny i nawet w pewnych elementach nabiera stylu modern, można nawet by powiedzieć, że nowoczesności Killhammera, ale jednak refren pewne spekulacje zdecydowanie przecina. To kapitalny, fenomenalny refren, jeden z najlepszych refrenów MYSTIC od lat, eksplodujący wspaniałymi liniami melodycznymi i ogromną chwytliwością. Moc, po prostu moc w otoczeniu potężnych riffów granych z nieubłaganą siłą PARAGON. Zniszczenie!
Potem jest trochę łagodnie, nieco bardziej romantycznie i w zgodzie z obecnie panującymi tendencjami w melodic heavy/power. Potoczysty, epicki numer o Aleksandrze Wielkim Hail to the King łączy cechy utworu heroicznego z atrakcyjną melodią bez rycerskiego przerysowania, a Here Comes the Winter to przepiękny, sentymentalny numer w balladowym stylu, ale w mocnej gitarowej oprawie i tu Niemcy zbliżają się do recepty wypracowanej przez THE FERRYMEN. Już od czasów VALLE'S EVE R.D. jest mistrzem takiego emocjonalnego przekazu i tu jest równie wspaniały jak 20 lat temu w tamtym zespole.
Znaczna dawka podniosłej i dramatycznej heavy/power metalowej ekspresji cechuje kruszący, szybko zagrany Curse of the Slayer z kolejnym wspaniały refrenem. Doprawdy, tym razem MYSTIC PROPHECY solidnie, bardzo solidnie popracował nad tym elementem, który  w roku 2016 aż tak dobrze nie wyszedł. Tu te refreny są po prostu w większości porywające.
Do tego elementy melodic groove w bujającym i lekko żartobliwym Dracula, który świetnie się sprawdzi w metalowym radio i aż się przypominają początki BLOODBOUND. Klasyczny dla zespołu, zamaszysty i zdecydowanie zagrany, melodyjny Together We Fall jest bardzo dobry, jednak tym razem ten refren nie aż tak doskonały. Żeby jednak inne zespoły stać było na stworzenie "tylko" takich refrenów... Die with the Hammer rozpoczyna się bardzo delikatnie, ale potem poziom ostrego metalu gwałtownie wzrasta i maszyna MYSTIC PROPHECY jest bezwzględna i jeńców nikt nie bierze, jak na "Killlhammer", gdzie ta kompozycja z powodzeniem też mogłaby się znaleźć. Tempa się zmieniają, klimat także i Reincarnation to kompozycja refleksyjna, zagrana tylko miejscami nieco lżej, znakomita, pełna ekspresji podawanej w bardzo umiejętny sposób. Znowu mocarne, teatralne wokale Liapakisa! Podobny nastrój metalowej refleksji i melancholii podtrzymują w jeszcze jednym hicie Mirror of a Broken Heart. Piękne, piękne... A ponieważ lubią czasem postraszyć heavy/power metalowym mrokiem, to na koniec dają ponury i tylko w refrenie nieco jaśniejszy Victory Is Mine. Kapitalne solo gitarowe jest ozdobą tego albumu.

Jak zwykle wiele ciekawych solówek i duetów gitarowych oraz bardzo solidna robota nowej sekcji rytmicznej. Brzmienie perkusji jest tym razem jeszcze potężniejsze niż ostatnio i przez to Hanno Kerstan jest mocno wyeksponowany. Nie wydaje się jednak być tym speszony i gra bardzo dobrze.
Brzmienie to po prostu mocarny MYSTIC PROPHECY. Liapakis jako producent nie schodzi z dawno obranej, słusznej linii, a mastering Mistrza Henrika Udda to doskonała realizacja tych założeń. Realnie ten album ma lepsze i jeszcze bardziej przekonujące brzmienie niż poprzedni, a przy tym brzmi jednak bardziej tradycyjnie niż Killhammer".

Tyle lat na scenie, tyle płyt i zawsze słucha się ich z ogromną przyjemnością. Wielki to zespół, ekstraklasa światowa o własnym muzycznym obliczu, no i ponadto wydali album lepszy niż poprzedni. Dużo lepszy, wypełniony hitami i killerami.
Brawo Liapakis i Spółka!


ocena: 9,7/10

new 9.01.2020

przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości  Rock of Angels Records
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#11
Mystic Prophecy - Hellriot (2023)

[Obrazek: 1119140.jpg?3825]

Tracklista:
1. Hellriot 03:21
2. Unholy Hell 03:32
3. Demons Of The Night 03:15
4. Metal Attack 04:13
5. Paranoia 03:45
6. Revenge And Fire 03:31
7. Rising With The Storm 04:13
8. Road To Babylon 04:09
9. Azrael 03:30
10. Cross The Line 03:59
11. World On Fire 04:04

Rok wydania: 2023
Gatunek: Heavy/Power Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Roberto Dimitri Liapakis - śpiew
Markus Pohl - gitara
Evangelos Koukoularis - gitara
Joey Roxx - gitara basowa
Hanno Kerstan - perkusja


Na 18 maja 2023 przewidziana jest premiera kolejnej płyty MYSTIC PROHECy, ponownie nakładem greckiej wytwórni Rock of Angels Records.


W przypadku MYSTIC PROPHECY (no może poza "Killhammer") zawsze można mówić, (przypominając słynny tytuł) - "The Song Remains the Same". Styl jest ugruntowany od czasu debiutu, masywność heavy/power nie podlega dyskusji, wyborny wokal R.D. Liapakisa także, no i zawsze to brzmi jak należy, a często nawet o wiele lepiej. Firma uznana, firma trzyma poziom i wszystko zależy tylko od tego, jak atrakcyjny pod względem melodii i aranżacji repertuar przygotował zespół na daną płytę.
No właśnie, na tę to niespecjalnie porywający. Niby się to bardzo dobrze zaczyna, takim nawołującym publiczność bardzo dobrym, choć w motywach ogranym tytułowym Hellriot, ale to już naprawdę było i to umiarkowane prężenie heroiczne muskułów z chwytliwym rock/metalowym refrenem niewiele w sumie wnosi do skarbnicy killerów MYSTIC PROPHECY. Potem są dzwony rozpoczynające Unholy Hell i jest mrocznie i okultystycznie, ale w melodii wracamy gdzieś do najdawniejszych czasów uporczywego gniecenia w średnim tempie przez Gusa G.
Taki trochę wymęczony melodic heavy/power to pozbawiony atutów Demons Of The Night. Jakieś echa groove i old rocka w Metal Attack, fajne, ale metalowego ataku w stylu MYSTIC PROPHECY tu nie ma i jest raczej taki uzupełniający openera track o zupełnie podobnej konstrukcji. Paranoia jest nudny w posępny sposób i znowu wracamy do roku 2001 w gorszej lub co najwyżej podobnej formie. Na tym tle znakomicie się prezentuje bojowy i zadziorny Revenge And Fire i wreszcie jakieś melodyjne solo się tu pojawia, jakiś udany duet, zgrabne unisono. Szkoda tylko, że to już połowa albumu minęła. O Rising With The Storm ciekawy jest, bo tu gdzieś przemykają riffy EXODUS z 1992 i jest potoczysty refren. Ogólnie tak amerykańsko, co rzecz jasna nie jest żadnym minusem. Epicki i refleksyjny, a jednocześnie uroczysty Road To Babylon jest bardzo dobry, ale tego typu zwrotki w melodyce MASTREPLAN to jednak lepiej się słucha w wykonaniu MASTERPLAN. Szkoda, że gościnnie tu Jorn nie zaśpiewał. Azrael to kolejna pod względem melodii powtórka z dawniejszych płyt z Gusem G, w zwrotkach i mało udany lżejszy refren o radiowym charakterze. Cross The Line brzmi solidnie, z takim szerszym niż typowo heavy/power metalowym diapazonem metalowych i rockowych chwytów i pomysłów, może nawet lekko alternatywnie i w stylu PURE INC. Na pewno oryginalniej niż w większości poprzednich utworów. I wreszcie World On Fire, rytmiczny i potoczysty, ale to przecież każdy przyzna, że w melodii kotlet odgrzewany nie jeden, a kilka razy.

Jakoś tym razem te solowe popisy Pohla i Koukoularisa są niezbyt ekscytujące, mało treści w tych solach, mało co w głowie zostaje i zazwyczaj to tylko jakieś niedługie przerywniki pomiędzy kruszącymi, i owszem, głównymi akordami. Sekcja rytmiczna także nieco spuściła z tonu i tak sobie gra niby aktywnie, ale mało kreatywnie.
R.D.Liapakis i brzmienie to dwa atuty, ale czy mogło być w tych aspektach inaczej? Reszta poniżej oczekiwań i jakże tu daleko do kapitalnego "Metal Division". Zachowawczy album ekipy, która wydaje się, utraciła świeżość. Trudno jest utrzymać się w ekstraklasie samym wykorzystywaniem doświadczeń z dawniejszych czasów, tym bardziej że wykorzystują je w umiarkowanie tylko interesujący sposób.


ocena: 7,8/10

new 3.03.2023

Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości wytwórni Rock of Angels Records
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości