Night Mistress
#1
 Night Mistress - The Back Of Beyond (2011)

[Obrazek: R-13134813-1548669703-5902.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. The Memory 1:15
2. City Of Stone 5:24
3. Children Of Fire 3:29
4. Black And Night 5:29
5. Back For More 5:12
6. Alder King 4:36
7. Leaves Of September 5:25
8. 40 4:58
9. Escape 5:18

Rok wydania: 2011
Gatunek: Melodic Heavy/Power Metal
Kraj: Polska

Skład zespołu:
Krzysztof Sokołowski - śpiew
Arkadiusz Cieśla - gitara
Marek Herka - gitara
Artur Pochwała - bas
Mirosław Czajkowski - perkusja

Dzisiejsze popołudnie i wieczór spędziłem z muzyką, zawartą na demo CD polskiego NIGHT MISTRESS. Trzy rodzaje sprzętu grającego, cztery formaty dźwięku. Nie poświęcam nigdy tyle czasu na polski heavy i power metal nowych, młodych zespołów. Nie lubię. Nie lubię amatorskiego wokalu i amatorskich riffów i tego naśladowania naśladowców Wielkich. Zresztą i tak tego pojawia się niewiele. Żeby być prawdziwie metalowym, trzeba grać black/thrash albo brutal death metal.Power metal i heavy metal jest dla słabych, dla sofciarzy i lajtowców.
Dla kogo jest muzyka NIGHT MISTRESS? Gdy wstępnie zbadałem udostępniony medley kompozycji zawartych na tej płycie, miałem wrażenie, że ta muzyka nie ma wyraźnego adresata.
Eklektyzm form tradycyjnego metalu... Opinie wstępne i cząstkowe są jednak często bardzo mylące.Ten album jest monolityczny. Nie ma tu ani śladu eklektyzmu.
 
Za pierwszym razem zakiełkowała mi nieśmiała myśl o mieście Skarżysko-Kamienna jako granicy brytyjsko-niemiecko- szwedzkiej, szybko jednak uleciała i zaczęła się coraz wyraźniej krystalizować inna. Przy trzecim odsłuchu byłem już w zasadzie pewien. Jeżeli brytyjskie, szwedzkie i niemieckie wpływy jednak się tu we wrażeniach pojawiły, a jednocześnie to nie ten sposób prezentacji tradycyjnych form metalu, to co zostaje? Ostrożnie podchodzę do określenia gatunku. "Tradycyjne formy metalu" znaczy niewiele, ale to nie jest ani power metal w czystej postaci, ani heavy metal true classic. Na szczęście jest pojęcie heavy/power metal. Rozciągliwe i bardzo dobrze, bo może być on i brutalnie ciężki i ostry, a może też być oparty o dominacje melodii nad mocą i energią. Jeśli powiedziałem, że nie Europa to znaczy, że Ameryka, czy konkretniej USA. Niekoniecznie USA... jest przecież Kanada jako taki tygiel stylów.
Jednak USA. Nie, to nie jest JAG PANZER czy HELSTAR.  NIGHT MISTRESS to nie jest zespół grający amerykański power metal. NIGHT MISTRESS to polski PHARAOH. No, bez Aymara, ale gdyby do głosu wokalisty dodać tej aymarowskiej chrypy, pewnie rozdzierałby podobnie. Istota podobieństwa leży w muzyce. Korzenie są Europie, a sposób wykonania taki, jak w PHARAOH.
Tak. Debiut PHARAOH to odpowiedź i tylko kapitalny killer "Children Of Fire" jest tu mylący. Ten utwór powinien to wszystko otwierać, być tym kopem w twarz, podnoszącym ciśnienie, aby ten poziom adrenaliny utrzymać cały czas. NIGHT MISTRESS fascynuje tym samym, co PHARAOH - elegancją riffów prostych, aczkolwiek gustownie dobranych tym specyficznym klimatem, przesiąkniętym autentyzmem heavy metalu lat 80-tych, który raz tylko zostaje zaburzony... Nie, to złe słowo - urozmaicony - orientalnym, starożytnym motywem w "40". Tu kłania się TAD MOROSE z "Modus Vivendi", ale przecież i Szwedom wtedy było tak blisko do Ameryki. Jest w graniu tego zespołu również ten sam sposób rozmieszczania solówek, bardzo dobrych solówek gitarowych, które w przypadkach i ekipy polskiej i PHARAOH mają znaczenie większe niż tylko dzielenie kompozycji na pewne etapy. To ma budować klimat i buduje. PHARAOH nie jest zespołem idealnym. NIGHT MISTRESS powtarza dokładnie te same błędy. Ten błąd powtarza zresztą bardzo dużo zespołów, grających to, co można nazwać melodyjnym heavy/power metalem. W pewnych momentach to, co powinno być power, jest podane jako heavy w oprawie powerowych riffów. "Back For More", "Black And Night", "Alder King" to utwory bardzo dobre, ale obarczone tym właśnie błędem nieokreśloności. Taka nieokreśloność cechowała nagrania z pierwszej i drugiej płyty PHARAOH i to samo mamy tutaj. Mroku ani epiki rycersko bitewnej nie wydobywa się grając wolniej. Nie wydobywa się ich grając wolniej motywy, które można by zagrać szybciej. "Alder King" jest najsłabszy na tym albumie, ponieważ jest faktycznie pozbawiony mocy i magii. Pozbawiony magii i mocy rycerski numer może być co najwyżej dobry i zwyczajny. Ten taki jest. Tak samo gra PHARAOH, korzystając z tych samych temp. Te tempa są w takim graniu bardzo niebezpieczne, ponieważ w kompozycjach dłuższych niż pięć minut wywołują znużenie. Chyba że się jest jednostronnym fanem US heavy power w melodyjniejszej odmianie. A przecież można utrzymać nieustanną uwagę i zagrać na najwyższym poziomie, jak w "City Of Stone". Takimi kompozycjami czarował PHARAOH i taką ma NIGHT MISTRESS.NIGHT MISTRESS ma jeszcze coś. Coś, czego nie ma PHARAOH. To "Leaves Of September". Metalowe songi klimatyczne o cechach ballad to próba prawdy dla każdego zespołu. Tu można co najwyżej zdjąć czapkę, hełm albo beret i uklęknąć. I posłuchać. Posłuchać raz, drugi, trzeci i dwudziesty jak ja. Dla takich refrenów słucha się metalu. Nie grindcore, metalcore i punk/thrashu. METALU. Taki, jaki on jest naprawdę. Metal tak naprawdę to jest "Leaves Of September", ulatujący w niesamowitym wokalu i tym solo, które po prostu nie mogło być inne. To jest autentycznie wzruszenie. Takiej kompozycji nie da się stworzyć i zagrać bez autentycznego umiłowania metalu.

Coraz częściej pojawiają się "produkty" neo-tradycyjnego metalu o niebotycznie przerysowanym poziomie produkcji i zagrane przez bezdusznych młodocianych naśladowców-kopistów, pozbawionych duszy metalowej. NIGHT MISTRESS ma w tej kompozycji Duszę. Ma ją we wszystkich utworach z tej płyty. Zgranie i profesjonalizm tego zespołu jest na światowym poziomie. Polski garaż? Piwnica? Nie tym razem. Co tu można powiedzieć o samym wykonaniu i brzmieniu? Jest prawdziwe, niczym niepodrasowane i niczym nietuszowane. Tu sztab fachowców od mixu i masteringu nie siedział nad tym wszystkim tygodniami w drogim studio, poprawiając sola, głos i sekcję rytmiczną. To jest prawdziwe. Że bas może mógłby być nieco głośniejszy? Że blachy odrobinę bardziej syczące? Pewnie. Lista życzeń mogłaby być długa, a moim byłoby usłyszeć refren do "Leaves Of September" zaśpiewany chóralnie z udziałem kilku Dostojnych Gości.

Po raz pierwszy od lat usłyszałem album młodego polskiego zespołu, grającego tradycyjny metal, który nie wzbudził we mnie uczucia wstydu i zażenowania. Brawa za wokal, brawa za gitary i wspaniałe sola, brawa za grę sekcji rytmicznej, która jako jedna z nielicznych w Polsce w tym gatunku nie nawala bez ładu i składu.
Przepraszamy za polski tradycyjny metal? Nie. Nie tym razem. Jestem dumny z tego, że jako jeden z pierwszych miałem okazję się z tą płytą zapoznać. Ta płyta musi znaleźć wydawcę. Po prostu musi. Piękny album z autentycznym, pełnym pasji melodyjnym heavy power metalem.
Z Polski!


Ocena: 9.3/10

1.04.2011
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości