Overkill
#16
Overkill - The Electric Age (2012)

[Obrazek: My03MDE4LndlYnA.jpeg]

Tracklista:
1. Come and Get It 06:17     
2. Electric Rattlesnake 06:19     
3. Wish You Were Dead 04:19       
4. Black Daze 03:55       
5. Save Yourself 03:43       
6. Drop the Hammer Down 06:25     
7. 21st Century Man 04:12     
8. Old Wounds, New Scars 04:11       
9. All Over but the Shouting 05:30     
10. Good Night 05:36

Rok: 2012
Gatunek: Thrash/Heavy/Power Metal
Kraj: USA

Skład:
Bobby "Blitz" Ellsworth - śpiew
Dave Linsk - gitara
D.D. Verni - bas
Ron Lipnicki - perkusja


Zgodnie z rozkładem, bez zmian w składzie OVERKILL nagrywa kolejny album, który zostaje wydany 30 marca 2012 roku przez Nuclear Blast.

Tym razem zespół odpuścił sobie 8 minutowe kolosy i to była decyzja słuszna, bo jednak Linsk nie jest gitarzystą aż tak finezyjnym, aby utrzymać uwagę słuchaczy tak długo.
EXODUS tym razem jakby mniej, ale nadal obecny, choć co najwyżej poprawny i to z czasów po reaktywacji w 2001 (Black Daze), a więcej może MEGADETH lat 90. No i oczywiście OVERKILL, może nie tak klasycznego, jak poprzednio, bo są pewne elementy WFO, ale Electric Rattlesnake jest gdzieś pomiędzy Taking Over i Under the Influence. Nie można też zapominać o bardzo dobrym Come and Get It, który porywa swoją energią, ale te dwie kompozycje już wprowadzają pewien schematyzm, pokazując dozę zachowawczości. Wish You Were Dead to efekt neothrashu, wokół którego OVERKILL już krążył i niestety nie jest to zbyt porywające, tak jak co najwyżej dobry Save Yourself, który ratuje pulsujący i nerwowy bas Verniego.
Drop the Hammer Down to OVERKILL inspirowany METALLICA, ale niestety partia środkowa nie prezentuje sobą niczego interesującego i wychodzi brak inwencji gitarzystów. Ron Lipnicki gra dobrze i sekcja rytmiczna jest zgodna z oczekiwaniami, ale odnoszę wrażenie, że momentami potrafi być monotonna, ale to jeden z problemów formuły nuOVERKILL, który wychodzi w 21st Century Man. Old Wounds, New Scars przypomina raczej nieudany projekt THE CURSED, ale Blitz jest tutaj znakomity. All Over but the Shouting to ciągoty do EXODUS, ale nie tak dobre, jak na Ironbound.
Good Night to miał być czas wspominek OVERKILL lat 80., przynajmniej we wstępie, potem jest to OVERKILL lat 2000 i to takie poprawne zakończenie poprawnej płyty, która nie ma w sobie nic zaskakującego.

Tym razem za brzmienie odpowiada Greg Reely i nadał temu wszystkiemu kształt neothrash metalu, co szczególnie słychać w bardzo sterylnej i elektrycznej, niemalże sztucznej, perkusji. Selektywne i nie za ciężkie, z dobrze wyeksponowanym jak zwykle basem.
OVERKILL gra nadal, bez niespodzianek z jak zwykle z Blitzem w formie, a jego zawsze słucha się dobrze.
W 2010 był klasyczny OVERKILL, w 2012 może i jest elektryczny, ale nie ma takiego ładunku mocy jak dwa lata wcześniej, jakby bateria miała być już na wyczerpaniu.


Ocena: 7.3/10

SteelHammer
Odpowiedz
#17
Overkill - White Devil Armory (2014)

[Obrazek: Ny0xOTU0LmpwZWc.jpeg]

Tracklista:
1. XDᵐ 00:49     
2. Armorist 03:53     
3. Down to the Bone 04:04       
4. Pig 05:21     
5. Bitter Pill 05:48     
6. Where There's Smoke... 04:20
7. Freedom Rings 06:52     
8. Another Day to Die 04:56
9. King of the Rat Bastards 04:09     
10. It's All Yours 04:26     
11. In the Name 06:03

Rok: 2014
Gatunek: Thrash/Heavy/Power Metal
Kraj: USA

Skład:
Bobby "Blitz" Ellsworth - śpiew
Dave Linsk - gitara
D.D. Verni - bas
Ron Lipnicki - perkusja


To już siedemnasta płyta w tym składzie, kolejna, wydana 18 lipca 2014 roku przez Nuclear Blast.

Po tylu latach trudno jest zaskoczyć słuchacza i nawet za bardzo nie próbują. Jest Linsk, jest Lipnicki i wracają tutaj do błędów z czasów Killbox 13 i ReliIVX, mało atrakcyjnego i jednocześnie bardzo wtórnego neothrashu. W przeciwieństwie do tych dwóch albumów, jest tutaj kilka kompozycji ciekawych, chociaż nie jest to takie zniszczenie, jakie zaoferował OVERKILL w 2010 roku, okraszonych schematyzmem i monotonią.
Dobrym tego przykładem jest najdłuższy Freedom Rings, który prezentuje sobą niewiele i wiele jest tutaj powtórzeń motywów nawet z utworów wcześniejszych i jakoś od lat OVERKILL ma problem ze zrobieniem czegoś bardziej złożonego i przy tym intrygującego. Lepiej sprawdzają się w owczym pędzie i Armorist jest solidną neothrashową łupaniną z klasycznymi, thrash metalowymi chórkami i rewelacyjnym Blitzem. Jakaś próba powrotu do klasycznego OVERKILL z czasów Under the Influence i The Years of Decay jest słyszalna w niezłym Down to the Bone, ale bardzo szybko uchodzi w nowocześniejszym Pig, a Bitter Pill... No miało być wolno i ciężko, ale mnie taki heavy metal z czasów I Hear Black zupełnie nie przekonuje i nie trafia. Zachowawczość kontratakuje w dobrym Where There's Smoke... i bardzo poprawnym Another Day to Die oraz kompletnie nijakim King of the Rat Bastards. Bardziej heavy metalowy  It's All Yours próbuje jakoś przełamać rutynę, ale wyszło to jakoś potwornie chaotycznie i pod koniec albumu można odnieść wrażenie, że Ellsworth tym razem brzmi niesamowicie manierycznie, momentami jakby próbował przekrzyczeć suche gitary i sterylną perkusję.
In the Name to chyba miała być METALLICA, ale poza basem Verniego niewiele się tutaj niestety dzieje i to laurka kryzysu neothrashu, który próbuje się ratować heavy metalem. Bez skutku.

Ponownie Greg Reely, znowu bardzo sterylna perkusja i sztucznie podbite gitary, tworzący iluzję soundu mocnego, ale to jest co najwyżej głośne, a w zawartości plastiku w perkusji bardzo męczące.
Album garstki pomysłów, z materiałem na niezły EP, ale dobrego albumu z tego nie ma i baterie chyba całkiem się rozładowały.


Ocena: 6.5/10

SteelHammer
Odpowiedz
#18
Overkill - The Grinding Wheel (2017)

[Obrazek: NC0xMTcwLmpwZWc.jpeg]

Tracklista:
1. Mean, Green, Killing Machine 07:29     
2. Goddamn Trouble 06:21       
3. Our Finest Hour 05:49     
4. Shine On 06:03       
5. The Long Road 06:45       
6. Let's All Go to Hades 04:55     
7. Come Heavy 04:59     
8. Red, White and Blue 05:05     
9. The Wheel 04:51       
10. The Grinding Wheel 07:55

Rok: 2017
Gatunek: Thrash/Groove/Heavy Metal
Kraj: USA

Skład:
Bobby "Blitz" Ellsworth - śpiew
Dave Linsk - gitara
D.D. Verni - bas
Ron Lipnicki - perkusja


Trzy lata mijają na koncertowaniu i wiekowy OVERKILL powraca z 18 już albumem, który wydaje Nuclear Blast 10 lutego 2017 roku.

Z tego składu raczej na pewno nic nowego nie będzie i tego przykładem jest już Mean, Green, Killing Machine, gdzie jest muzyka, do jakiej przyzwyczaili w ciągu ostatnich lat. To taki heavy metal, z którym przez kilka płyt romansowali z I Hear Black i z takich kompozycji jak do tej pory byłaby najlepsza, gdyby nie trwała prawie 8 minut. Są tutaj niepotrzebne zapychacze, ciągoty pod nuOVERKILL... Lipnicki w partii środkowej za to jakiś bardziej żywy i mniej mechaniczny niż zwykle, podobnie Linsk daje zaskakująco dobry popis.
Lipnicki na pewno gra inaczej i słychać, że ma dużo frajdy. Nawet niezły killer im się trafił z czasów klasycznego OVERKILL i Goddamn Trouble w tym stylu jest udany i uwypukla wszystkie braki przydługiego Mean, Green, Killing Machine. Verni też jakiś bardziej ożywiony niż na ostatnim albumie, a Blitz... Na White Devil Armory można było mieć wątpliwości co do jego formy, ale jest lepiej. Killerem numer dwa jest Our Finest Hour, utrzymany w tradycyjnych tempach klasycznego OVERKILL z najlepszych czasów i może do złotych lat brakuje sporo, ale lepsze to standardowa thrash metalowa nijakość Shine On czy oparte na EXODUS The Long Road. Dziwne, że to tak nijako wyszło, bo w ostatnich latach utwory w tym stylu były najlepsze. Let's Go To Hades to tylko gatunkowa poprawność i wiele młodych grup drugiej fali thrash metalu gra takie rzeczy lepiej, a Come Heavy to blady heavy metal, jaki próbują grać często i zawsze wychodzi bezbarwnie. Red, White and Blue to znów coś z EXODUS i wypada to całkiem nieźle, tak jak The Wheel, w którym OVERKILL spotyka METALLICA. Ciekawy, choć średnio udany, jest tytułowy The Grinding Wheel, bo to próba powrotu do pancernego miażdżenia Skullkrusher. Może najbardziej udana ze wszystkich, chociaż nie jest to tak przygniatające. Za to zakończenie należy przyznać, że jest genialne i to ciekawy eksperyment zespołu i inny kierunek i wielka szkoda, że cała kompozycja nie poszła właśnie w tę stronę. Wieloplanowe, autentycznie smutne i z przekonaniem. Tego OVERKILL brakowało, ale niestety nie wygląda, jakby mieli do tego pomysłu wracać.

Podziękowano Gregowi Reely'owi i brzmienie jest autorstwa Andy Sneapa. Genialne, selektywne i jak to zwykle u niego, każdy instrument jest dopieszczony do granic możliwości. Nowocześnie i z szacunkiem dla starych albumów.
Szkoda, że ta płyta jest tak nierówna i nie tak genialna, jak to, co stworzył tutaj Sneap. Wielka szkoda, bo mogło być coś więcej.


Ocena: 7/10

SteelHammer
Odpowiedz
#19
Overkill - The Wings of War (2019)

[Obrazek: OTctNjkxOC5qcGVn.jpeg]

Tracklista:
1. Last Man Standing 05:49     
2. Believe in the Fight 05:03       
3. Head of a Pin 05:56       
4. BatShitCrazy 04:33       
5. Distortion 06:09       
6. A Mother's Prayer 03:58       
7. Welcome to the Garden State 04:42     
8. Where Few Dare to Walk 05:25     
9. Out on the Road-Kill 04:41     
10. Hole in My Soul 04:47      

Rok: 2019
Gatunek: Thrash/Groove/Heavy Metal
Kraj: USA

Skład:
Bobby "Blitz" Ellsworth - śpiew
Dave Linsk - gitara
Derek Tailer - gitara
D.D. Verni - bas
Jason Bittner - perkusja

19 album w 2019 roku, który wydaje Nuclear Blast 22 lutego.

Zmiany, zmiany... W końcu. Podobno jest to pierwszy album OVERKILL, na którym zagrał Derek Tailer, ale osobiście trudno mi w to uwierzyć. Słuchając tego albumu dużo jest nawiązań do dynamicznej i porywającej gry EXODUS i OVERKILL ze złotych lat, jaką można było usłyszeć na Ironbound. Last Man Standing to pokazuje dosadnie i to jest ta energia, która porywała w 2010 roku. Niesamowity killer, świetne gitary, no i najważniejsze, zastąpienie Rona Lipnickiego przez Jasona Bittnera... Tak żywego, energicznego i rozumiejącego pierwotną energię OVERKILL perkusisty nie mieli od czasów Roberta "Sid" Falcka i bardziej punkowe podejście Bittnera nadaje tej muzyce nowego życia i pokładów energii, jakiej od lat brakowało. Nawet Ellsworth niszczy bardziej niż na paru poprzednich albumach i jest zaangażowanie. Bez wątpienia nowy perkusista nadaje pędu kompozycji i nawet w wolniejszych, jak udanym Believe in the Fight, który nawiązuje do Taking Over i Under the Influence. Niezły też jest wolniejszy Batshitcrazy, ale to głównie za sprawą świetnie bawiącego się heavy metalem Blitza i na pewno jest to bardziej interesujące od tego, co prezentował w THE CURSED.
Mierny OVERKILL to niezbyt porywający Disortion i chaotyczny A Mother's Prayer, podobnie próbujący nawiązywać do Under the Influence Where Few Dare to Walk i tutaj nikt nie miał nic do powiedzenia, bo sola gitarowe tutaj niemal nie istnieją, a i Blitz jakoś bez przekonania, a sama melodia działa jak gęste błoto na ciężki, amerykański wóz - grzęźnie i traci prędkość, jakiej nabrali w EXODUSowym Welcome to the Garden State. Prostym, ale naprawdę niezłym i przypominającym dobre czasy OVERKILL. Największym killerem jest jednak Out on the Road-Kill i jest wart wyczekiwania przy nieco przydługim wstępie. Melodia jest genialna w swojej prostocie i to wspominki z czasów Horrorscope. Bardzo dobre, autentyczne i ze znakomitym refrenem. Bez Bittnera by tego nie zagrali, a Blitz... Wspaniały i jakby młodszy o kilkanaście lat.
Album kończy się solidnie, bo typowym OVERKILL w średnich tempach ze znakomitym Blitzem, ale po Out on the Road-Kill nie jest to tak dewastujące.
Dla porównania jest jeszcze bonus w niektórych edycjach, In Ashes, ale to bardzo marny heavy metal i pokazuje ogromną różnicę pomiędzy perkusistami.


Na miejsce Andy Sneapa przyszedł inny mistrz, Chris "Zeuss" Harris, chwilę pomyślał i postawił również na sound nowoczesny, ale jeszcze bardziej selektywny i przejrzysty, bardziej eksponujący grę Bittnera i bliższy klasycznym albumom OVERKILL. To była decyzja bardzo dobra i tak swoiście brzmiącej perkusji OVERKILL nie miało od lat.
Może i album odrobinę nierówny, nie oferujący niczego nowego, ale nikt niczego nowego od OVERKILL nie oczekuje, a przynajmniej nie powinien.
Miła niespodzianka po albumach może i dobrych, ale jednak o wiele mniej porywających. Oby coś jeszcze zagrali w tym składzie. Po tak długiej przerwie by wypadało. Nie można trzymać fanów w niepewności.


Ocena: 7.5/10

SteelHammer
Odpowiedz
#20
Overkill - Scorched (2023)

[Obrazek: NTEtNzE2MS5wbmc.jpeg]

Tracklista:
1. Scorched 06:13     
2. Goin' Home 04:31     
3. The Surgeon 05:33       
4. Twist of the Wick 05:34     
5. Wicked Place 05:00     
6. Won't Be Comin' Back 04:30     
7. Fever 05:33       
8. Harder They Fall 04:23     
9. Know Her Name 05:11     
10. Bag o' Bones 04:37    

Rok: 2023
Gatunek: Thrash/Groove/Heavy Metal
Kraj: USA

Skład:
Bobby "Blitz" Ellsworth - śpiew
Dave Linsk - gitara
Derek Tailer - gitara
D.D. Verni - bas
Jason Bittner - perkusja


43 lata nieprzerwanej działalności i już 20 album na koncie. Zespół wziął wyjątkowo długą, bo aż czteroletnią przerwę, od nagrania płyty poprzedniej, przez co przegapili okazję do uczczenia czterdziestolecia.
W tym samym składzie, co w 2019 roku, z bardzo dobrym perkusistą Jasonem Bittnerem, nowe wydawnictwo zostało wydane przez Nuclear Blast 14 kwietnia.

W ostatnich latach można odnieść wrażenie, że klasycy swoich gatunków starają się wrócić do czasów swojej świetności, przygotowując kompozycje, które mają przypominać lepszy okres działalności. To popularne i nostalgia jest w cenie i nie ma w tym nic złego, co pokazało chociażby HELLOWEEN w 2021 roku, nagrywając swój najciekawszy album od ponad 30 lat, EXODUS dewastujący klasyką Blood In, Blood Out w 2014 roku, czy nawet sam OVERKILL w 2010 i 2019.
Oczywiście nie brakowało też albumów, które należało uznać za nic innego jak odcinanie kuponów, gdzie ewidentnie zabrakło polotu, melodii i czegoś, co by sprawiało, że ten powrót jest autentyczny, a nie jednie sloganem opatrzonym muzyką co najwyżej poprawną.
Oferta Scorched po częśći tak wygląda. Bezpieczne dryfowanie po różnych okresach działalności zespołu, gdzie ostatecznie wszystko sprowadza się do autentyczności na poziomie Killbox 13 i Immortalis.
Tytułowy Scorched jest niezły i na I Hear Black i WFO byłby to najlepszy utwór, szczególnie w kwestii luzu i zabawy solami gitarowymi i to jest jeden z najciekawszych występów duetu Linsk/Tailer i znakomicie jest w to wszystko wpleciony bas. Udany też jest The Surgeon, w którym czerpią garściami z EXODUS, podobnie Twist of the Wick, gdzie próbują uderzać w bardziej przestrzenne refreny z czasów Horrorscope, ale to nie wypada tak atrakcyjnie. Ciekawa partia z chórami i orkiestracjami i coś w tej mechaniczności przypomina New Machine. Szkoda, że to tylko chwilowy przerywnik, bo taki symfoniczny thrash metal wydaje się mieć większy potencjał niż toporne odgrywanie thrashu z echami neothrashu. Wicked Place to nudny heavy metal, w którym próbują odtworzyć The Years of Decay, a o tym albumie nie można powiedzieć, że jest nudny.
Realnych killerów brak, momentami można odnieść wrażenie, że maskują thrash metalową motoryką pomysły METAL CHURCH z chudszych lat i Won't be Coming Back to absolutna nuda i przez większość czasu trwania LP popisy gitarowe są albo skromne (chciałoby się w tym dopatrzeć nawiązania do Feel the Fire, ale Bobby Gustafson dawał całe serce i wspaniale się wpisywał w kompozycje - niedoceniony gitarzysta i talent...), albo nie warte zapamiętania poza kilkoma momentami. Jason Bittner gra dobrze, ale w przeciwieństwie do płyty poprzedniej nie ma za bardzo jak zaszaleć, bo i jak w dennym i nudnym heavy metalu Fever, który przywodzi na myśl dziwadła METALLICA i mroczne czasy thrash metalu? Podobnie bezbarwny jest Know Her Name. Jakoś próbują się ratować w Harder They Fall i jak na standardy tego LP można uznać, że jest dobrze, ale ile razy słyszało się takie rzeczy u młodych i gniewnych z drugiej fali thrashu, jak GAMA BOMB, SUICIDAL ANGELS, HYADES i wiele innych.
Bag o' Bones jest bardzo roztańczony i niezły i to pozytywny akcent na zakończenie albumu.

Brzmienie gitar mocniejsze niż na albumie poprzednim, ale perkusja to powrót do głośnej i suchej z czasów Killbox 13, co nie dziwi, bo za mix odpowiada Colin Richardson i szkoda, że Maor Appelbaum w masteringu postawił właśnie na taką suchą i kartonową perkusję. Na uznanie zasługuje selektywność i przestrzeń.
20 album to Killbox 13 MKII, powtarzając podobne błędy nieszczerego przekazu w kwestii kompozycji. Wykonanie dobre, ale mechaniczne, Verni jak zwykle, a Ellsworth tradycyjnie. Dla niego czas stoi w miejscu.
Może tytuł to właśnie powinien być Killbox 13 MKII, bo fanów tego albumu podobno nie brakuje i słuchacz od razu by wiedział, czego unikać. Nawet jeśli jest nieco lepszy od Killbox, to nadal jest to niestety produkt rozczarowujący.


Ocena: 6.5/10

SteelHammer
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości