Prodigal Sons
#1
Prodigal Sons - On Our Last Day (2012)

[Obrazek: 320496.jpg?1509]


Tracklista:
1. 1.9.8.4 03:04
2. V 05:11
3. Banquet To The Gods 04:30
4. Let Us Speak 06:21
5. Deception From Heaven 05:09
6. Zeus 06:57
7. On Our Last Day 05:09
8. The Sacred Land 06:04
9. I Dream of Hope 08:10
10. Red Sharks (Crimson Glory Cover) 05:01

Rok wydania: 2012
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Włochy

Skład zespołu:
Gabriele Tura - śpiew
Andrea Folli - gitara
Daniele Galante - gitara
Massimo Luterotti - bas
Matteo Tura - perkusja


PRODIGAL SONS z Brescia to kolejny debiutant grający tradycyjny heavy metal, startujący w barwach wytwórni My Graveyard Production, która wydała tę płytę w styczniu.
Jak wiele innych zespołów włoskich terminował on od 2005 roku w podziemiu przygotowując materiał na swój pierwszy LP i teraz wystartował z metalem, który można określić jako neotradycyjny i ogniskujący w sobie pomysły brytyjskie, niemieckie i amerykańskie.

Intro w postaci "1.9.8.4" długie, gitarowe, z tekstem wprowadzającym po włosku a klimat smutny i uroczysty nagle zamienia się w połączonym z nim "V" w melodyjny tradycyjny heavy metal przypominający nagrania TARCHON FIST z pierwszej płyty i kawałki BURNING BLACK. W sumie klasyka z dynamicznymi zwrotkami i nieco jednak słabszym refrenem oraz czysty pewny młody i dosyć wysoki głos Gabriele Tura. Dobre gitarowe dialogi, głośna perkusja, mocny aktywny bas. Gra gitarzystów ciekawa, nosząca ślady obycia z różnymi podgatunkami metalu, ale wszystko podporządkowane jest neotradycyjnej formule. Melodyjnie i klasycznie bez modernistycznych zapędów. Tych na tym albumie nie ma wcale i rozpoczynający się perkusją "Banquet To The Gods" od razu chwyta za serce doskonałym gitarowym motywem bojowym i melodią, jakiej nie powstydziłby się TWISTED TOWER DIRE z dawnych lat. Świetny melodyjny true metal z chórkami, a środkowa część eksploduje dumnymi solami. W "Let Us Speak" więcej akcentów hard rocka i rocka, ale nadal w rycerskim fantasy wymiarze i tu nacisk gitarowy jest mniejszy i dominuje ładny refren i nieoczekiwane solo o pewnych cechach neoklasycznych, po czym następuje bardzo dobra gitarowa część instrumentalna, niby przy wykorzystaniu prostych środków, ale inteligentnie rozplanowana. "Deception From Heaven" jest wolniejszy z akcentami rycersko-folkowymi i bardzo udanym epickim refrenem i tu nastawienie na tę spokojną epickość jest największe na całym albumie. Płyta bardzo udanych refrenów pewnie zaśpiewanych lekko dramatycznym głosem przez Tura. Ten miły dramatyzm słychać w "Zeus" zagranym w średnim tempie i dużą dawką przebojowości, jaką cechuje wiele nagrań neotradycyjnych bandów z USA i Kanady. Ponieważ to jednak siedem minut pojawiają się i dosyć optymistyczne sola oraz długie dostojne wybrzmiewania i taki mały monumentalizm nawet przez moment, oraz mega true manowarowe zwieńczenie. Klasyka.
Natomiast numer tytułowy jest wyjątkowo delikatnie zaśpiewanym pełnym emocji (może nawet za bardzo) głosem songiem wzniosłym i smutnym zarazem, z pianinem i gitarą akustyczną w tle, na swój sposób bardzo szczerym i poruszającym. Nie zabrakło i modnych "ancient" motywów w ostrzejszym "The Sacred Land" o lekko połamanych riffach i budowaniu klimatu przez wokale drugiego planu oraz dodanie pewnej mało spotykanej na tym albumie dawce surowości. Kompozycja zapatrzona w taki nastawiony na niezobowiązującą progresję power i heavy amerykański.
Na koniec pozostaje najdłuższy, także bardzo łagodnie i emocjonalnie się rozpoczynający "I Dream of Hope" rozkręcający się w ozdobiony smutnymi wstawkami solowymi utwór w zasadzie power metalowy z elementami melodic heavy i kolejną porcją wzniosłego grania i śpiewu, również sięgający korzeniami do muzyki amerykańskiej, a w części instrumentalnej IRON MAIDEN rzecz jasna, a i może i CRIMSON GLORY nawet, którego cover "Red Sharks" też został umieszczony na tym albumie na sam koniec.

Trzeba przyznać, że jest to bardzo dobry zespół, wyjątkowo zgrany, z bardzo dobrym wokalistą i mający swój własny styl zbudowany naturalnie na solidnych i jasno określonych klasycznych fundamentach i płyta jest atrakcyjna i przykuwająca uwagę od początku do końca. Gdy trzeba, grają lekko i zwiewnie, gdy trzeba surowiej i ostrzej, bez problemu budują klimaty szarości i jeśli trzeba, podrywają do boju. Wyważone brzmienie reprezentatywne dla bardziej wypolerowanych bandów neotradycyjnych niechcących uchodzić za świeżo wypuszczonych z garażowego studio. Dobry mix i jedynie może perkusja jest odrobinę za głośna.
Kompetentnie, a momentami z polotem odegrany klasyczny heavy metal.


Ocena: 8,2/10


17.01.2012
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości