Ram
#1
RAM - Death (2012)

[Obrazek: R-3883464-1347993985-9895.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Death… 02:54
2. …Comes From The Mouth Beyond 06:10
3. I Am The End 04:04
4. Release Me 05:00
5. Defiant 04:12
6. Frozen 06:48
7. Under The Scythe 03:49
8. Hypnos 06:07
9. Flame Of The Tyrants 04:23
10. 1 7 7 1 05:10

Rok wydania: 2012
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Szwecja

Skład zespołu:
Oscar Carlquist - śpiew
Harry Granroth - gitara
Daniel Johansson - gitara
Tobias Petterson - bas
Morgan Petterson - perkusja


RAM istnieje już wiele lat, ale "taranuje" dopiero po raz trzeci, tym razem nakładem Metal Blade Records, w styczniu 2012. Zazwyczaj kojarzony był z tradycyjną heavy metalową sceną i blisko mu było do WOLF czy OVERDRIVE a tradycyjny styl albumu debiutanckiego wyznaczał pierwsze granice odrodzenia pure metalu w Szwecji w XXI wieku.

Tym razem jest inaczej. Jest niespodziewanie inaczej, chociaż RAM nadal gra klasyczny heavy metal. Okazuje się jednak, że można go grać znacznie nowocześniej i wcale tu nie chodzi o będacy wstępem do płyty tytułowy "Death...". To nowatorskie podejście nie objawia się jeszcze w pełni i w galopującym surowymi agresywnymi gitarami "Comes From The Mouth Beyond" dosyć typowym dla stylu zespołu w bardziej ponurych kompozycjach, ale coś się tu pojawia w tej deklamacji, czego wcześniej nigdy nie było. Element nieprzewidywalności... Ten jest mocno zaznaczony w szybkim "Under The Scythe", gdzie słychać różne wpływy i różne style oraz zarówno drobne wartości jak i długie wybrzmiewania ostrych, ale bardzo melodyjnych tu gitar.
Jednak już "I Am The End " to coś innego. To mieszanka heavy, power i thrashu lodowata i ostra jak sopel lodu, a przy tym wykonana z beznamiętną precyzją i w oddaleniu od staroszkolnej tradycji. Do tego jest amerykańsko i to w wybornym stylu - to autentyczny taran rozbijający najmocniejsze bramy. Kapitalne rozwinięcie z przyspieszeniem i nagłymi zwolnieniami - kruszący numer ! Apokaliptyczne sola się już RAM zdarzały, ale tu jest ono wyborne.
Nowatorsko... tak, bo w zasadzie "Release Me' to podany na twardo metalowo rock i rockowy fundament jest tu doskonale słyszalny. Kontrowersyjnie. Nieco kontrowersyjnie w takiej surowej oprawie i ostrości mimo dosyć łagodnego wokalu. Ciężki i starodawnie brzmiący w riffach "Frozen" to niemal BLACK SABBATH Martin Era, ale wokalnie rozegrano to zupełnie inaczej, bardzo klimatycznie i tu brawa dla Carlquista, który przecież mocarzem głosowym nie jest i siła zespołu na nim się raczej nie opiera. Frapująca klimatyczna kompozycja odległa od standardowego taranującego metalu. To samo można odnieść i do "Hypnos" o wymiarze niemal epickim, poza rycerskim refrenem rozwiązanym jednak w stylu nieco alternatywnym i modernistycznym. Na osłodę konserwatywnym tradycjonalistom RAM serwuje znakomity wczesnomaidenowski "Defiant" z melodyjnymi ornamentacjami gitarowymi w stylu Brytyjczyków. To bardzo udany numer, ale bez trudu można wyłowić i tu w pierwszym solo gitarowym pewne nowocześniejsze akcenty. Tak jak w niby painkillerowym "Flame Of The Tyrants", gdzie Stara Anglia podaje rękę Nowej Anglii przez ocean, a dialogi gitarowe są najlepsze na płycie, a może nawet i w całej dyskografii zespołu. No i ta bezwzględna surowość osiągnięta bez brutalności i prymitywizmu... swobodne granie, potoczyste i pewne siebie. Elegijne zakończenie w postaci "1771" dobrane zostało trafnie. Podkreśla, że zespół zagrał tu na tym LP coś więcej niż surowy, ale prostoduszny tradycyjny heavy metal. Faktycznie zagrał coś więcej i jednak inaczej, niż aktualna czołówka skandynawskiego, czy raczej szwedzkiego klasycznego heavy i heavy/power.
RAM zachował przy tym swoją brzmieniową tożsamość, rozpoznawalne brzmienie uważane czasem za zbyt ascetyczne w sekcji rytmicznej i thrashowym bardzo surowym stalowym soundzie gitarowym. Zachował drapieżność wokalu, ale tu słychać, że Carlquist umie zrobić z głosem coś innego i to często.

Gdyby tak się głębiej zastanowić, to ta nowoczesność albumu "Death" polega na nietypowym wykorzystaniu najstarszych heavy rockowych wzorów.
Chyba... ale to jak do tej pory najlepszy album tego zespołu.



Ocena: 9/10


30.01.2012
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
RAM - Forced Entry (2005)

[Obrazek: R-4245050-1359566504-7927.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Shadowman 04:24
2.Sudden Impact 04:36
3.The Beast Within 03:53
4.Venom in My Veins 03:34
5.Machine Invaders 05:16
6.Forced Entry 05:56
7.Sea of Skulls 03:22
8.Breaking Through 04:57
9.Infuriator 04:35
10.Burning Scars 04:31

rok wydania: 2005
gatunek: heavy metal
kraj: Szwecja

Skład zespołu:
Oscar Carlquist - śpiew
Harry Granroth - gitara
Daniel Johansson - gitara
Leif Larsson - bas
Morgan Petterson - perkusja


RAM powstał w roku 1999 w Goteborgu, jednak czas na debiut przyszedł dosyć późno, bo dopiero w listopadzie 2005 nakładem własnym. Wcześniej, w roku 2003 grupa zaprezentowała mini album "Sudden Impact" i kompozycje z niego znalazły się także na "Forced Entry", więc ten zestaw utworów nie jest do końca nowy.

"Forced Entry" to jeden z pierwszych LP z neotradycyjnym heavy metalem sceny szwedzkiej, przy czym RAM nawiązuje raczej do tradycji amerykańskiej niż europejskiej, prezentując zwarte drapieżne i najeżone mocnymi riffami zazwyczaj dosyć szybkie kompozycje. Dawka melodii jest spora, choć chodzi tu raczej o twarde wyrażenie metalowej mocy niż wpadające w ucho refreny. Jest na tym LP także ballada Burning Scars, jednak bardzo przeciętna, podobnie jak próba nieco lżejszego grania heavy metalu w tradycji szwedzkiej Breaking Through. To najsłabsze momenty na tej płycie. To, co mocne i ostre jest zdecydowanie lepsze i na pewno wyróżnia się potężnie i drapieżnie zagrany Forced Entry. Kruszące riffy i doskonały wokal Oscara Carlquista ubarwiony krzykiem i niemal black/thrashowymi partiami. Doprawdy dużo jest US heavy i USPM w takich pełnych energii numerach jak Infuriator, Shadowman, czy też Sudden Impact. Dwu gitarowy atak jest bezwzględny i pewny siebie, zgranie Granrotha i Johanssona wzorcowe, a sola pełen metalowej treści. Jest tu także precyzja i staranność wykonania, której tak często brakowało niegdyś grupom z USA. Grupa lepiej wypada w numerach szybszych. Te nieco wolniejsze, choć masywne, jak Venom in My Veins czy The Beast Within takiego wrażenia już nie robią. Z tej grupy na pewno wyróżnia się Sea of Skulls, w którym słychać odległe echa JUDAS PRIEST.

Z pewnością do wartości tego albumu przyczynił się bardzo wokalista. Oscar Carlquist reprezentuje styl amerykański w stylu śpiewania, jednak jest umiarkowany w dawkowaniu tego, co tak często irytowało, gdy słuchało się grup z USA. Warto zwrócić uwagę na świetną produkcję, na pozór surową. Jest to ten sound "szwedzkiej stali", który potem stał się niejako wyznacznikiem soundu neotradycyjnego. Tyle że tu to brzmi atrakcyjnie i nie jest przerysowane w procesie masteringu.
"Szwedzka" wizja grania heavy metalu amerykańskiego przez RAM wzbudziła pewne zainteresowanie, jednak w roku 2005  ten czas "neotradycyjnego metalu" jeszcze nie nastał i zespół dopiero w 2009 przedstawił kolejny album, już na trwałe wpisując się do czołówki tego, jakże popularnego już wówczas, stylu.


ocena: 8,2/10

new 1.07.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
RAM - Lightbringer (2009)

[Obrazek: R-3215660-1321173559.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Crushing the Dwarf of Ignorance 01:36
2.Lightbringer 04:28
3.In Victory 04:17
4.Awakening the Chimaera 04:23
5.Ghost Pilot (MI II) 05:35
6.Suomussalmi (The Few of Iron) 09:03
7.Blood God 03:28
8.Titan 06:03
9.The Elixir 06:45
10.Prelude to Death 03:04

rok wydania: 2009
gatunek: heavy metal
kraj: Szwecja

Skład zespołu:
Oscar Carlquist - śpiew
Harry Granroth - gitara
Daniel Johansson - gitara
Christian Strömblad - gitara basowa
Morgan Petterson - perkusja


RAM rozpoczął w roku 2005 bardzo obiecująco, ale potem o zespole nieco ucichło i jego powrót płytą "Lightbringer" w roku 2009 był pewnym zaskoczeniem. W składzie pojawił się nowy basista Christian Strömblad z death metalowego NOMINON, ale oczywiście RAM gra ostry i mocny heavy metal. Album został wydany przez AFM Records w czerwcu.

Określenie "ostry" pada nieprzypadkowo, bo grają faktycznie ostro, z wykorzystaniem stalowego soundu gitar wypracowanego w Szwecji. W rytmice i stylu melodii odchodzą w pewnym stopniu od Ameryki, tworząc własny styl, dosyć specyficzny i przez to są rozpoznawalni wśród innych szwedzkich zespołów. Te melodie nie mają cech ani classic metalu, ani epickiego rycerskiego nurtu, są bardziej jakby z obszarów thrash metalowych, dosyć buntownicze, z jakimś pierwiastkiem buntu punkowego, choć zagrane jest to z wielką precyzją, a nonszalancja jest całkowicie pod kontrolą od pierwszej do ostatniej sekundy. Oderwani w znacznym stopniu od tradycji heavy metalu Szwecji lat 80tych grają swoje w rytmicznym i przetykanym wybuchowymi solówkami Lightbringer.

To, co w formie bardziej epickie, jak In Victory, czy też Blood God, jest bardzo surowe, momentami brutalne i raczej nowocześnie podane w refrenach lub też celowo zniekształcone wokalnie, jak w Awakening the Chimaera, przy czym ta kompozycja ma chyba najbardziej tradycyjną formę z serią galopujących riffów, ale i elementami wokalnymi i zwolnieniami typowymi dla death/thrashu. Budują mroczny klimat w sposób nietypowy i udany w Ghost Pilot (MI II) iw podobnym stylu horror metalu zabłysnął także PORTRAIT. RAM jest oryginalny w tym, co robi, ale nieco hermetyczny. Jest to rodzaj wąskiego eklektyzmu, niewykraczającego poza metal, ale jednak eklektyzmu i to słychać w najdłuższej centralnie umiejscowionej kompozycji Suomussalmi (The Few of Iron), gdzie jest mnóstwo elementów przystających do siebie w różny sposób. Niby epicko, niby ten potężny metaliczny bas coś ma oznaczać, ale w sumie część wokali jest jakby prześmiewcza, a część przerysowana w agresji epickiej.
Heavy metal RAM z tej płyty można rozumieć w różny sposób i w różny sposób odbierać. Jest jednak wrażenie, że czasem jest czegoś za mało, a czasem za bardzo jest to przerysowane, za mało czytelne w muzycznych intencjach. Tak pobrzmiewa Titan z dziwnie melodyjnym tu refrenem, czy też The Elixir, gdzie fragmenty w stylu epic power/doom mieszają się z tradycyjnym stylem heroic speed heavy, ale z wokalem drapieżnym, którego ogólnie bardzo dobrze śpiewający Oscar Carlquist chyba nadużywa.

Trochę w tym psychodelii, trochę eksperymentu w opcji "jak przedstawić classic heavy metal w krzywym zwierciadle z odrobiną horroru w tle". Pewnym eksperymentem jest też tu samo brzmienie, niezwykle sterylne, z sucho ryczącymi gitarami, dewastującym metalicznym basem i odpowiednio dostosowaną do tego perkusją. Gitarzyści indywidualnie dali z siebie mniej niż na debiucie, ale chyba ich rola tym razem była nieco inna.
Można oczywiście uznać ten album za wybitny w swej nietypowości i czuć się dowartościowanym w rozumieniu awangardowości, ale to jest po prostu tylko dobra płyta z z pewnym nowym zestawem pomysłów. Jeśli się spojrzy kilka lat wstecz to WINTERLONG, zespół jakże tradycyjny, w 2006 nagrał równie awangardowy album "Metal/Technology" i czym się to skończyło?
Tak czy inaczej, RAM do podobnej konwencji muzycznej już potem nie powrócił.


ocena: 7/10

new 15.08.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#4
RAM - Svbversvm (2015)

[Obrazek: R-7689669-1446800471-7701.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Return of the Iron Tyrant 05:24
2. Eyes of the Night 02:57
3. The Usurper 05:15
4. Enslaver 04:06
5. Holy Death 05:10
6. Terminus 02:21
7. The Omega Device 05:53
8. Forbidden Zone 07:42
9. Temples of Void 05:45
10. Svbversvm 05:30

Rok wydania: 2015
Gatunek: Heavy/Power Metal
Kraj: Szwecja

Skład zespołu:
Oscar Carlquist - śpiew
Harry Granroth - gitara
Martin Jonsson - gitara
Tobias Petterson - bas
Morgan Petterson - perkusja


Jest to czwarty album RAM, wydany przez Metal Blade Records trzy lata po "Death", w końcu października 2015.

RAM cofa się w swoją muzyczną przeszłość i tym razem jest znacznie więcej z "Lightbringer" niż z "Death", choć pewien surowy eksperyment z 2009 zszedł na plan nieco dalszy. Na pierwszy wysunęły się analogie do painkillerowego JUDAS PRIEST, tyle że w takim ujęciu, o jakim można mówić w przypadku PORTRAIT. Bardzo się RAM zbliża do PORTRAIT, może nawet za bardzo...
O ile PORTRAIT generuje pewien dodatkowy specyficzny klimat horroru, to RAM w tym zakresie oferuje niewiele, będąc owszem, surowym i posępnym, ale w sposób niezbyt atrakcyjny. Ponadto jednak PORTRAIT to ekipa technicznie bardziej zaawansowana niż RAM i utwory z "Svbversvm" o bardziej ponurym charakterze, jak Temples of Void niespecjalnie zachwycają klimatem aranżacji. To, co bliskie "Lightbringer" na tym albumie, czyli Return of the Iron Tyrant, Enslaver RAM gra tu także bardziej rycerski klasyczny heavy metal w tradycji szwedzkiej i swojej własnej (Eyes of the Night, The Usurper) jednak te kompozycje, owszem poprawne, nie mają w sobie niczego, co by bardziej przykuwało uwagę. Jakoś brak tu pomysłów na porywające refreny i ogólnie takie to granie ekipy jakby zmęczonej, próbującej doświadczeniem i kryciem się za mainstreamowymi riffami neotradycyjnego szwedzkiego heavy metalu XXI wieku zamaskować braki w inwencji twórczej. Hybrydowa granie ze wszystkich płyt, skumulowane w jednej kompozycji Holy Death skutkuje eklektycznym heavy/power metalem bez historii i głębi. RAM jest jak zawsze ostry i drapieżny (Forbidden Zone), Oscar Carlquist jak zawsze trzyma to wszystko mocno w garści swoim wokalem, ale za bardzo nie ma on niczego ciekawego do zaśpiewania, zwłaszcza w takich po prostu słabych, nużących heavy metalowych numerach The Omega Device. To takie granie wyciągnięte w zasadzie z heavy metalowej przeszłości XX wieku, ale chyba z lat 90tych, lat braku recepty na atrakcyjny heavy metal. Ten utwór jest doskonałym przykładem na twórczą niemoc RAM  na tej płycie.
Tytułowy Svbversvm chyba najbardziej oddaje to kierowanie się w stronę PORTRAIT oraz wykorzystywanie patentów z "Lightbringer", ale potężnie ryczące stalowe gitary i jakiś łagodniejszy oniryczny fragment to jednak za mało, by jakoś choć trochę rozproszyć wrażenie ubóstwa pomysłów muzycznych budujących muzykę tego albumu.

Wykonanie jest dobre, bo RAM gra dobrze zawsze, ale to, co grają, nie jest po prostu interesujące.
Wyraźny kryzys grupy, która jakby wyczerpała swój potencjał, a korzysta z cudzych wzorców w sposób nieumiejętny.


ocena: 6,5/10

new 2.09.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#5
RAM - Rod (2017)

[Obrazek: R-11113913-1510091438-8888.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Declaration of Independence 07:12
2. On Wings of No Return 03:55
3. Gulag 07:20
4. A Throne at Midnight 04:42
5. Ramrod the Destroyer, Pt. 1: Anno Infinitus 02:11
6. Ramrod the Destroyer, Pt. 2: Ignitor 07:47
7. Ramrod the Destroyer, Pt. 3: The Cease to Be 05:51
8. Ramrod the Destroyer, Pt. 4: Voices of Death 01:13
9. Ramrod the Destroyer, Pt. 5: Incinerating Storms 04:33
10. Ramrod the Destroyer, Pt. 6: Ashes 02:11

Rok wydania: 2017
Gatunek: Heavy/Power Metal
Kraj: Szwecja

Skład zespołu:
Oscar Carlquist - śpiew
Harry Granroth - gitara
Martin Jonsson - gitara
Tobias Petterson - gitara basowa
Morgan Petterson - perkusja


Natura RAM zmienną jest. Gdy wydawało się do stylu z albumu "Death" powrotu nie ma, w listopadzie 2017 Metal Blade wydaje płytę "Rod". Po raz drugi "Śmierć" zagląda w oczy (i uszy) słuchacza...

Bardziej melodyjny, mniej surowy i mniej eksperymentalny RAM gra tu heavy/power bardzo tradycyjny, gdzieś pomiędzy Europą a Ameryką, odległy od heroicznego, a zarazem w jakiś sposób jednak epicki. Szybkie tempa, ale bardziej przyjazne melodie, i to słychać w długim i dosyć monolitycznym Declaration of Independence. Po nim z kolei krótki i jeszcze bardziej masywny On Wings of No Return, soczysty i potoczysty w długich wybrzmiewaniach gitar On Wings of No Return i jest to autentyczna moc. Ta moc "śmiertelna". Wyborne partie solowe gitarzystów tu można usłyszeć w tym pędzie ekspresowego pociągu pancernego...Gulag ma dramatyczny tytuł, i ta kompozycja, zagrana w umiarkowanym tempie ma swój posępny klimat i epicki zadzior, a efekt całości wzmacnia powtarzający się pełen bólu motyw gitarowy. Doskonały numer, który bardzo zyskuje po parokrotnym przesłuchaniu. Bogate wnętrze, jeśli tak można powiedzieć. Morgan Petterson rozpoczyna A Throne at Midnight i jest tu drapieżność i surowość z albumu poprzedniego, nerwowe riffy ryczących gitar, ale i nieco więcej melodii, niż można by się spodziewać, gdyby ten numer znalazł się na "Svbversvm". Tu jednak nie ta melodia ma największą siłę rażenia, a partia instrumentalna, wyśmienicie rozpisana na niepokojący dialog dwóch gitar.
Druga część tej płyty to rozpisana na sześć części suita heavy metalowa suita Ramrod the Destroyer. Forma na typowych albumach heavy/power spotykana rzadko i rzadko kiedy frapująca, przynajmniej na poziomie Lingua Mortis RAGE.
Mroczny symfoniczno - ambientowy wstęp Anno Infinitus wprowadza w fabułę ponurej historii cyber SF z odległej przyszłości, a potem jest dużo gwałtownej metalowej epiki i heroizmu  w szybkim i mocnym Ignitor, gdzie dzieje się sporo w ciągu tych prawie ośmiu minut, a część wolniejsza ma sporo klimatu budowanego przez narracje. The Cease to Be wypada tu trochę słabiej i mieszanie łagodnych wątków z mocniejszym, ale refleksyjnym heavy metalem jest umiarkowanie udane. Po raz kolejny jednak słychać znakomite solo i gitarowa robota na tym albumie, zasługuje na brawa. Voices of Death jest narracyjną introdukcją Incinerating Storms, pełnego gwałtownego heavy/power metalowego bojowego pędu i zgiełku, w painkillerowej manierze. Ostro, ale brakuje nieco monumentalizmu, choć patos na pewno uwydatniają gitarowe ornamentacje. I na koniec wieloznaczne zwieńczenie w Ashes, i tak, tu monumentalizm, specyficzny, ale monumentalizm jest. W sumie jest to zupełnie niezła suita...

"Rod" to album z muzyką stabilną, osadzoną na sprawdzonych fundamentach heavy/power i z rozpoznawalnymi melodiami. Jest to także płyta spójna pracą zespołową, gdzie każdy zna swoje miejsce, wie co ma robić i robi to bardzo dobrze. Może brzmieniowo nie jest to majstersztyk i RAM grając surowiej, jest bardziej swoisty, ale tym razem Szwedzi zaoferowali więcej emocji i dramatyzmu, który w dobrym heavy/power jest niezbędny, by ta muzyka była atrakcyjna.


ocena: 8,3/10

new 8.09.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#6
RAM - The Throne Within (2019)
[Obrazek: R-14129468-1568381282-9421.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. The Shadowwork 06:36
2. Blades of Betrayal 03:08
3. Fang and Fur 05:47
4. Violence (Is Golden) 03:53
5. The Trap 04:35
6. No Refuge 07:36
7. Spirit Reaper 05:02
8. You All Leave 05:50
9. Ravnfell 06:33

Rok wydania: 2019
Gatunek: Heavy/Power Metal
Kraj: Szwecja

Skład zespołu:
Oscar Carlquist - śpiew
Harry Granroth - gitara
Martin Jonsson - gitara
Tobias Petterson - gitara basowa
Morgan Petterson - perkusja


RAM to jest trochę jak takie muzyczne wahadło. Świadczy o tym nowa płyta "The Throne Within" wydana we wrześniu 2019 przez Metal Blade Records.

Z tym wahadłem to jest tak - raz heavy/heavy power agresywny i nastawiony głównie na riffowe natarcie, a zaraz potem na następnej płycie heavy/power bardziej tradycyjny dla Europy, bardziej melodyjny i formalnie bogatszy...
"The Throne Within" to wychylenie w stronę przeciwną do "Rod", choć wahadło nie doszło do ostatecznej, najdalszej pozycji. The Shadowwork to numer typowy dla "Svbversvm" dwa następne zresztą także i trudno tu coś zarzucić poza autoplagiatem idei, co samo w sobie złe przecież nie jest. Tak trochę te melodie nie przekonują, ale fakt, to nie jest "Rod" i Gulag chociażby. W Fang and Fur drapieżna moc przede wszystkim i ponad wszystko, ale już Violence (Is Golden) z maskarycznym kapitalnym riffowym początkiem to METAL CHURCH z pierwszej płyty. Nie ma ucieczki od asocjacji z heavy/power amerykańskim z USPM korzystającym z osiągnięć współczesnej techniki nagraniowej i RAM jest obok PORTRAIT najbardziej "amerykańskim" szwedzkim zespołem heavy metalowym. Tak przy okazji, zawstydzającym podupadającą scenę zza oceanu. Ryczące gitary w kroczącym The Trap są nieco powszednie, ale gdy ryczą bardziej melodyjnie w rozpędzonym No Refuge, są bardzo atrakcyjne. Tu w tej najdłuższej kompozycji sporo się dzieje i więcej czasu mają gitarzyści na zaprezentowanie swoich doskonałych umiejętności. Dramatyczne, apokaliptyczne sola i dialogi gitar doskonałe! Dużo wnosi głosem Oscar Carlquist. Bezbłędny wokalista w tym co robi, choć trudno go nazwać człowiekiem o jakimś szczególnie interesującym głosie. Gdyby się czegoś przyczepić, to może tego, że mógłby być nieco bardziej wysunięty przed szereg instrumentalistów. Inna sprawa, że ten głos to ma być dodatkową ostrą gitarą. I jest. Dużo mocnego, męskiego, drapieżnego metalu i jedna wpadka w rock/metalowym Spirit Reaper, słabym po prostu odwzorowaniu, powiedzmy czasów "Ram It Down" JUDAS PRIEST w bardziej rozrywkowej formie. Jest tu także nastrojowa ballada You All Leave, z dobrym tłem, ale tak jak na mój gust zbyt chłodna. No cóż, Szwedzi i do tego RAM.
I na koniec killer epicki Ravnfell z gościnnym udziałem Alana Averilla z PRIMORDAL. O, to jest ekstraklasa heroicznego heavy/power! Ten mocarny motyw przewodni i dwa głosy!

RAM jest zespołem z pierwszej ligi. Nie z ekstraklasy, ale z pierwszej ligi. Mimo licznych zalet, jest to album nie tego formatu co "Rod", z mniejszą ilością intrygujących rozwiązań i ciekawych aranżacji, ale to nadal bardzo solidne uderzenie Tarana.


ocena: 7,8/10

new 14.09.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości