Rata Blanca & Doogie White
#1
Rata Blanca - The Forgotten Kingdom (2009)

[Obrazek: R-6893067-1428926078-2817.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. The Voices of The Sea 01:51
2. The Forgotten Kingdom 05:34
3. Endorphins 04:06
4. Talisman 05:15
5. Ring of Fire 04:55
6. Diary of a Shadow 04:20
7. Instruments 04:13
8. Guardian of The Light 06:07
9. Another Day Passing By 05:43
10. It's Not Easy 03:57
11. Sons of Rock 04:34
12. Yesterday, Today and Tomorrow 04:14

Rok wydania: 2009
Gatunek: Melodic Heavy Metal
Kraj: Argentyna

Skład zespołu:
Walter Giardino - gitara
Guillermo Sánchez - bas
Fernando Scarcella - perkusja
Hugo Bistolfi - instrumenty klawiszowe
oraz:
Doogie White - śpiew


RATA BLANCA czyli Biały Szczur to zapewne najlepszy i najbardziej znany zespół metalowy z Argentyny założony w roku 1985 w Buenos Aires z inicjatywy wirtuoza gitary Waltera Giordino.
Przez wszystkie lata istnienia grupa nagrywała wysoko ocenianie płyty z tekstami w języku hiszpańskim grając niemal wszystko od neoklasycznego metalu w stylu Yngwie Malmsteena, poprzez heavy metal bardziej tradycyjny, melodyjny heavy/power aż po... no właśnie.
W końcu przyszedł czas i na przypomnienie formuły RAINBOW z czasów Turnera i późniejszych z White.Taki był ich LP "La Llave de la Puerta Secreta"z roku 2005 ale płyty tak wiernie oddającej klimat i styl albumu "Stranger In Us All" jak ta po prostu jeszcze nie było w ich dorobku. Płyta ukazała się pod tytułem "El Reino Olvidado" w roku 2008 i nagrana została w klasycznym składzie zespołu z Adriánem Barilari jako wokalistą.
RATA BLANCA widząc pewne ograniczenie wynikające z hiszpańskich tekstów postanowił stworzyć eksportową angielskojęzyczną wersję tego albumu i zaprosić do udziału w tym przedsięwzięciu wokalistę powszechnie znanego w szerokim metalowym świecie. Wybór i okoliczności złożyły się po prostu idealnie i na tym albumie zaśpiewał najbardziej odpowiedni do tego człowiek, czyli sam Doogie White. Któż inny jak nie on wraz z Blackmore przyczynił się do sukcesu LP "Stranger In Us All" w 1995 roku i przy okazji utorował sobie drogę do wielkiej międzynarodowej kariery?

Ta płyta zawiera dokładnie ten sam zestaw kompozycji co i "El Reino Olvidado" zamieniono tylko teksty i dograno wokale White. White jest tu po prostu rewelacyjny. Oczywiście Barilari to także świetny wokalista, ale wersja hiszpańska jednak nie do końca oddaje ducha tego niespełnionego RAINBOW z lat 90tych. Album jest po prostu najeżony hitami w stylu najlepszych kompozycji z tamtego dawnego albumu, zaśpiewanych z pietyzmem i absolutnie w duchu epoki przez White, który jest tu może tylko wokalistą nieco dojrzalszym i o nieco mocniejszym głosie.

Magia RAINBOW jest wszech obecna. Tempa, te średnie tempa i eleganckie melodie w stylu metal/AOR są niekiedy po prostu hipnotycznie zniewalające i takim jest "Ring Of Fire, fantastyczny pokaz co można zrobić w tej tęczowej późnej konwencji, choć ten numer doskonale by pasował i do epoki Turnera. Po prostu kapitalny numer, kapitalny i z kapitalnym solem Giardino, który tu gra rzeczy tak proste i tak przebijające serce na wylot jak grywał Blackmore, przy czym Giardino w żadnym wypadku nie jest żadnym tam rip off Blackmore'a. Pierwsze kilkanaście sekund tej solówki powinno przejść do historii najlepszych solówek w melodyjnym metalu. Fantastyczne w tej ujmującej prostocie.Istota rocka.
Samo intro w postaci "The Voices of The Sea" pasowało by raczej do melancholijnego albumu z progresywnym rock/metalem i jest tu nieco mylące ale już "The Forgotten Kingdom" jak najbardziej skłania ku refleksji nad tym ile Malmsteen w swoich najbardziej przebojowych numerach wzorował się na RAINBOW i jak można wykorzystać ten jeden z najbardziej rozpoznawalnych motywów z tęczowych nagrań do stworzenia kolejnego hitu w spokojnej tonacji rytmicznych mocnych riffów. Doskonały zmetalizowany i nowocześnie brzmiący hard rock przełomu lat 70 i 80 tych. W nieco szybszym tempie utrzymany jest równie klasyczny "Endorphins" w rokendrolowych klimatach i z ostrą gitarą. "Talisman" jest typowym tęczowym łagodnym songiem o balladowych cechach zagranym w wielką elegancją w klimatach AOR z romantycznym solem i skromnymi klawiszami w tle, które ogólnie na tym albumie występują jak na ""Stranger In Us All" w ograniczonej ilości. Spośród wszystkich utworów może najmniej wspólnego z RAINBOW ma nowocześnie brzmiący melodic metalowy "Diary of a Shadow" z dosyć ciężką gitarą i basem odmiennym stylowo solem gitarowym. Instrumentalny "Instruments" w wersji oryginalnej "Madre Tierra" to popis Waltera Giardino w tworzeniu melancholijnego łagodnego klimatu z towarzyszeniem hammonów i to w jakimś stopniu reminiscencja "Śniegowego Bałwanka"z dawnych lat Blackmore'a a może i "Weiss Heim". "Guardian of The Light" to "Eyes Of Fire" w pewnych riffach i ogólnie dynamit w melodic power stylu, czyli pokazuje jak grać stare patenty RAINBOW z turbodoładowaniem i nutką neoklasyki.Podświadomie mimo doskonałej melodii czeka się na to co zrobi tu Giardino, który raz tam daje przedsmak po czym jego popis jest neoklasyczny ostatecznie, malmsteenowski i w stylu Blackmore'a jednocześnie. Fantastycznie zostało to wszystko rozwinięte i jest to jeden z brylancików na tym albumie. Potem następuje nagłe uspokojenie nastroju w swobodnie odegranym powrocie do lat 70tych w hard rockowym graniu brytyjskim w "Another Day Passing By" w umiarkowanym tempie i tęczowo-purpurowych klimatach.
"It's Not Easy" to faktycznie taki ostry wymiatacz koncertowy z pirotechnicznym solem gitarowym, lekkim szaleństwem w rozgrywaniu i dynamicznym śpiewem White'a . Więcej mocy mniej melodii w stylu RAINBOW, ale buja ostro. "Sons of Rock" to znów taki numer, który swobodnie mógłby konkurować z zaśpiewanym jeszcze przez R.J.Dio "Long Live Rock'n'Roll" i jako pochwała rocka jest to numer tu wybrany idealnie. Tym razem Giardino gra tu solo po prostu jak Blackmore i jest to wiązanka riffów jakie wymyślił Ritchie, a które dobrze wykorzystać potrafili tylko nieliczni, jak Stump czy japońscy mistrzowie gitary starszego pokolenia. Zniszczenie w białych rękawiczkach po prostu!
Album pięknie się wycisza ostatecznie w balladowym songu z gitarami akustycznymi "Yesterday, Today and Tomorrow". Wydaje się, że tak szybko minęła ta nostalgiczna wycieczka w wiek, który już minął i do muzyki zespołu, którego już niestety nie ma.

Tu mamy wszystko czego potrzeba aby taka wycieczka była zawsze niezwykle ciepło i miło wspominana. Doskonały wokal White nadający tej muzyce pełny autentyzm, świetną grę gitarowego wirtuoza, sekcję rytmiczną grającą w stylu dawnych lat mocną i szczerą no i hammondy... Jest wszystko, w tym duch tamtej epoki i wiele fascynujących od pierwszej do ostatniej sekundy kompozycji.Jest także brzmienie z tamtego czasu tyle że wszystko zostało zrealizowane jeszcze lepiej z idealnym mocnym klarownym i pełnym smaczków tła soundem.
Doskonały album i absolutnie obowiązkowy zarówno dla fanów talentu White, jak i muzyki określanej jako tęczowy retro hard rock/metal.
W tym gatunku absolutna ekstraklasa.


Ocena: 9,5/10


29.10.2009
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości