Rizon
#1
Rizon - Masquerade (2012)

[Obrazek: R-5135241-1385467991-2931.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. High Flyer 05:47
2. Sigh from Eternity 05:11
3. Masquerade 05:16
4. Tears of the Sun 04:22
5. Remotion 05:22
6. Same Same 05:02
7. Rise On 06:59
8. El Dios 04:40
9. Out of Nowhere 07:30
10. Cold Winters Night 05:06
11. Time after Time 05:35
12. Lost in Silence 06:15
13. Bells 04:52

Rok wydania: 2012
Gatunek: Melodic heavy metal/power metal
Kraj: Szwajcaria

Skład zespołu:
Matthias Götz - śpiew
Seraina - śpiew
Christian Götz - gitara
Mark Wietlisbach - gitara
Jim Dodd - bas
Tom Lindegger - perkusja
Marco Küderli - instrumenty klawiszowe

Jest to trzecia płyta grupy z Dübendorf, kanton Zürich, wydana przez Karthago Records w lutym.
Melodyjny heavy metal/hard rock to w Szwajcarii gatunek najpopularniejszy. Nic więc dziwnego, że w ślad za czołowymi markowymi zespołami podążają i inne w większej masie, specjalnie niczym się nie wyróżniające grupy zaplecza licząc, że i na nich ktoś w końcu zwróci większą uwagę. RIZON spośród nich wyróżnia się, ale przede wszystkim swoją liczebnością, bo składa się aż z siedmiu osób. Poza dwoma gitarami i klawiszami oraz sekcją rytmiczną, jest tu także dwójka wokalna, duet mieszany, gdzie jednak prym wiedzie głos męski. To w sumie dobrze, bo pozyskana jakiś czas temu nowa śpiewaczka Seraina talentu nie ma i im bardziej jest schowana w backing vocalach, chórkach i im mniej ma do powiedzenia w duetach lub wyjściach pierwszoplanowych, tym lepiej, bo śpiewa źle, głosem bezbarwnym, wymuszonym i amatorsko. Wokalista natomiast to przykład głosu sprawnego, dosyć typowego dla melodic power i hard'n'heavy szwajcarskiego, lekko dramatycznego o solidnych wyższych rejestrach, ale zarazem zupełnie przeciętnego, i o którym nie można powiedzieć, że ma jakieś charakterystyczne cechy.

To samo tyczy się i samej muzyki, poza tym, że więcej tu melodic power niż melodic heavy wynikającego z rocka, choć zespół określa się jako grający power rocka.
Power rock zazwyczaj kojarzy się z dynamiczną i naładowaną megawatami przebojowością, tu zaś jest zaprezentowany długi zestaw kompozycji utrzymanych w średnich i średnio szybkich tempach, na swój sposób uroczystych i lekko czasem melancholijnych, głównie przez płaczliwe sola gitarowe i klawiszowe tła, ale mimo wszystko z pretensją na przebojowość. Przejawia się ona głównie w refrenach, jednakże niezbyt urzekających melodiami. Gdy grają coś na kształt hard'n'heavy, jak w "Sign From Eternity" brzmi to z lekka ociężale, zaś stosowana czasem formuła bardziej przebojowego gothic/ symphonic melodic metalu jest blada, bo wokal żeński jest po prostu za słaby do toczenia melodyjnych dysput z panem Matthiasem i instrumentami jak w "Remotion".
Balladowe granie zawsze stanowiło silny punkt płyt szwajcarskich, niekoniecznie sięgając do poziomu GOTTHARD. Tu jest kilka songów zbliżających się do ballad, ale niespodziewanie od tego stylu odchodzących jak pełen męskich chórków "Tears Of The Sun". Te balladowe wątki, także z gitarą akustyczną występują w najdłuższych kompozycjach, udających symphonic epic metal, czasem z paroma dobrymi pomysłami na melodie, jak fragmentarycznie "Rise On", czy refren w "Out Fo Nowhere", milutki cieplutki i bezbronnie naiwnie melodyjny. Epickość "Cold Winters Night" bardzo płaczliwa, ale wszelkie granice przeszli pod tym względem w zaśpiewanym po hiszpańsku metalowym songu "El Dios", gdzie maniera wokalisty jest po prostu nieznośna.
Słuchając takich kompozycji jak "Time After Time", albo "Lost In Silence" nasuwa się wrażenie z pozbawioną iskry i talentu podróbką późnych nagrań niemieckiego AXXIS, który także wykorzystuje od pewnego czasu formułę melodic power w kompozycjach odnoszących się do mieszanki melodic heavy i hard rocka.

Wszystko można by było wybaczyć, ale jednego nie można - braku melodyjnego killera, który pozostałby w głowie i zachęcił do ponownego powrotu przynajmniej do części tego długiego albumu. Są odpryski przebojów tu ówdzie rozsiane, ale też tylko to drobne metalowe odłamki ginące w tak naprawdę niezdecydowanej stylistyce muzycznej zespołu. Zespołu o bardzo średnich umiejętnościach, gdzie ani sola gitarowe nie są ciekawe, ani gra perkusisty, ani klawisze, których zresztą jest mniej niż można by sądzić. Dobrze radzi sobie basista, zresztą brzmienie jego instrumentu jest dosyć specyficzne, metaliczne i odbiega od ugładzonego soundu całości, przy czym realizacja albumu jest dobra i spełnia wymogi w miarę komfortowego obcowania z takim rodzajem grania.

Jeden wokalista, trochę żwawiej, wyrzucić część mniej udanych utworów, bardziej popracować nad chwytliwością i byłoby co najmniej dobrze, bo jakiś potencjał ten zespół jako całość, pomijając wokalistkę, ma. A tak to raczej przeciętny album z mainstreamowym graniem, ni to melodic power albo heavy, ni to symphonic/gothic i płyta konkurencji grupom doświadczonym i biegłym w takim stylu nie zrobi.


Ocena: 5.9/10

25.02.2012
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości