Ross the Boss
#1
Ross the Boss - New Metal Leader (2008)

[Obrazek: R-4052821-1353684175-9128.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. I. L. H. 00:49
2. Blood of Knives 03:22
3. I Got the Right 05:43
4. Death & Glory 03:54
5. Plague of Lies (Brain Surgeons cover) 04:30
6. God of Dying 05:27
7. May the Gods Be with You 04:10
8. Constantine's Sword (Brain Surgeons cover) 04:41
9. We Will Kill 04:34
10. Matador 04:48
11. Immortal Son 06:16

Rok wydania: 2008
Gatunek: Traditional Heavy Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Patrick Fuchs - śpiew, gitara
Ross "the Boss" Friedman - gitara
Carsten Kettering - bas
Matthias Mayer - perkusja

Grupa ta powstała niejako przypadkiem, przy okazji festiwalowej współpracy Taregha Maghary z MAJESTY i byłego gitarzysty MANOWAR, Rossa "The Bossa"Friedmana, w 2006 roku. Ross dobrał sobie ekipę w postaci muzyków z mniej znanych zespołów metalowych z Niemiec, zgrupowanych wcześniej w Manowar tribute band MEN OF WAR, i po pewnym czasie zespół firmowany pseudonimem lidera rozpoczął prace nad oryginalnym materiałem.
Tytuł albumu, wydanego w sierpniu przez AFM Records jest bardzo znaczący, ale z pewnością nie należy go traktować dosłownie i zupełnie poważnie. Friedman, od czasu opuszczenia MANOWAR, grał w różnych zespołach i bardzo różną muzykę, odszedł od barbarzyńsko-true metalowych klimatów i taki powrót do dni największej chwały na pewno był w końcu potrzebny. Czy chciał wrócić na tron, zostać nowym liderem i Królem? Po cichu każdy na to liczy, ale wydaje mi się, że głównym celem było wykazanie, że MANOWAR w najbardziej pierwotnej formie wciąż żyje w sercu tego gitarzysty.

Ta płyta zawiera muzykę, jaka mogłaby się znaleźć na pierwszym albumie MANOWAR, takim wydanym jeszcze przed "Battle Hymns", nasyconym najbardziej klasycznymi wątkami rodzącego się true heavy metalu. Ten album stał się także okazją do zaprezentowania dwóch utworów niezbyt znanej formacji BRAIN SURGEON, w której Ross występował i do zmetalizowania której w największym stopniu się przyczynił. Friedman sięga również do US heavy power z lat 80-tych, dodaje coś z MANOWAR i swojego stylu gry, jak w "Blood Of Knives", zagranym z wielkim animuszem i metalową werwą. "I Got The Right" to podniosły, surowy manowarowy epic z epoki wczesnych lat 80-tych, zaś "Death And Glory" to rozpędzony mix ironowo-runningowo-brocashelmowy z zabójczym zakończeniem. Te zwieńczenia większości zresztą tu imponują monumentalnością, jakiej się obecnie na ogół nie stosuje. "Plague Of Lies" to riff przeniesiony z najstarszego MANOWAR ("Shell Shock") z kapitalnym wokalem (wyjątkowo udanym i najlepszym na całej płycie), z zakończeniem monumentalnym, godnym Najlepszych Piewców Kultu Stali i to chyba najlepszy numer BRAINS SURGEON, jaki powstał. "Constantine's Sword" dobry, ale już takiego wrażenia nie robi. "Gods Of Dying" to epickość w najlepszym wydaniu, z nutą niepokoju i melancholii. Piękny wstęp Rossa i piękne solo. Coraz mniej jest takiego metalu, niestety coraz mniej. "We Will Kill" to granie w najlepszej tradycji US metalu z jednym z lepszych refrenów w tym stylu w ostatnim czasie. Najsłabiej wypada tu może nazbyt typowy heavy w średnim tempie "May the Gods Be With You", mniej atrakcyjna niż największe killery jest również końcówka w postaci bardzo dobrych, ale już tak niezapadających w pamięć "Matador" i bardziej rozbudowanego "Immortal Son".

W kwestii wokalisty. Patrick Fuchs jest jednocześnie członkiem niemieckiego zespołu, grającego heavy i power metal IVORY NIGHT. Raczej zespół głębokiego zaplecza, ale ciekawe, że śpiewa tam znacznie różnorodniej niż w ROSS THE BOSS i można mieć do niego zastrzeżenia, tyle że na tym albumie spisał się znacznie lepiej niż na kolejnej płycie zespołu Rossa. Momentami śmieszny, chwilami irytujący, potrafi jednak i bardzo pozytywnie zaskoczyć. Trudno tu oczekiwać poziomu Adamsa, to inny zespół, znacznie skromniejszy, ale w tak chwilami topornym, prostym i jednoznacznie nastawionym na najbardziej tradycyjny z możliwych heavy metal pasuje on dobrze. No, przynajmniej na tej płycie.
Bez wątpienia znakomita jest zaś sekcja rytmiczna z grzmiącą perkusją i ciężkim basem, typowo manowarowa. Friedman gra świetne sola, takie, do jakich przyzwyczaił w MANOWAR, ale słychać też inne, późniejsze echa jego twórczości.
Znakomita produkcja, jak najbardziej oddająca ducha tradycyjnego heavy metalu. "Duch tradycyjnego metalu" to określenie jak najbardziej pasuje i oddaje sens muzycznego przekazu tego albumu.


Ocena: 8.8/10

22.08.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Ross the Boss - Hailstorm (2010)

[Obrazek: R-5199382-1391109258-7311.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. I.A.G. 01:15
2. Kingdom Arise 04:57
3. Dead Man's Curve 03:33
4. Hailstorm 03:52
5. Burn Alive 04:11
6. Crom 03:29
7. Behold The Kingdom 05:28
8. Great Gods Glorious 03:16
9. Shining Path 04:36
10. Among The Ruins 04:30
11. Empire´s Anthem 06:18

Rok wydania: 2010
Gatunek: Traditional heavy metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Patrick Fuchs - śpiew
Ross The Boss - gitara
Carsten Kettering - bas
Matthias Mayer - perkusja

True heavy metal z Niemiec. MAJESTY, METALFORCE, METAL LAW i... ROSS THE BOSS. Ten Ross The Boss, od którego to się w zasadzie zaczęło. W otoczeniu niemieckich muzyków nagrywa drugą płytę, wydaną w końcu października przez AFM Records i tym razem dobrze nie jest.

No, jest true granie pod MANOWAR w Kingdom Arise i takie dobre nawet, ale to drugi sort takiej muzyki. Średnio szybko, mocna sekcja rytmiczna, ale motyw strasznie zdarty, wokalnie średnio bardzo... oj bardzo, a i solo Friedmanna takie sobie bez wyrazu pitolenie.
Dead Man's Curve zupełnie zniszczony przez refren rodem z programu o Teletubisiach, a przecież zagrany po raz tysięczny motyw główny wcale się nie starzeje. W dynamicznym Hailstorm coś się wreszcie dzieje i tego da się słuchać, tym bardziej że tu wokal pasuje w swej stylistyce do muzyki. Pochwalić należy sekcję rytmiczną, która tu na całej płycie gra znakomicie, w prosty sposób napędzając całość, nawet i Rossa The Bossa, który jakoś się muzycznie nie przemęcza. Fakt, superszybkie solo tym razem bardzo udane. Burn Alive jest po prostu okropny w tym parodiowaniu, bo nazwać tego nie można inaczej jak parodiowaniem hybrydy AC/DC i MANOWAR. Wstyd po prostu. Crom to znów więcej epickiego, wolnego grania. Ale za wolno, za smętnie, zupełnie bez mocy i true zacięcia. Z kolei podobny zarzut można postawić i Behold The Kingdom i gdyby nie kilka zagrań Rossa the Bossa to te pięć minut byłoby jedynie przeciągającą się torturą. Sympatyczny instrumentalny Great Gods Glorious jest jak na złość instrumentalny i tu może byłby z tego fajny numer z wokalem, choć może nie z tym...
Shining Path znów obiecująco się zaczyna i melodia zwrotek to taki nowszy MANOWAR, klasyczne tempo i bardzo dobry refren też na plus, ale śpiew, który na pierwszej płycie tak nie raził tu znów jest do wymiany. No do wymiany jest pan Patrick Fuchs. Inna rzecz, że ten kawałek jest za lekko zrobiony i nawet ten bas tu plumka zbyt słodko w tle. Solidne solo Rossa The Bossa, bardzo tradycyjne i takie lekko nie w jego stylu, niemniej ta część tej kompozycji to bardzo jasny fragment płyty. Tylko, że ja bym chciał usłyszeć, jak to gra METALFORCE.
Among The Ruins jest niby balladowo metalowym kawałkiem, ale jakoś to nudzi, poza fajnymi przejściami ta kompozycja nie wiedzieć czemu brzmi strasznie starodawnie, jakby stanowiła jakąś metalową przeróbkę nagrań z lat 60tych czy początku 70tych, może dlatego, że coś tu jest z BLACK SABBATH z najdawniejszych czasów i nawet wokal jakoś trąci Ozzym momentami w formie przekazu. Wreszcie Empire´s Anthem. No tak nie można, skoro tu ma być granie epickie, nie można tak anemicznie plumkać i tak bez wyrazu śpiewać, nawet jeśli się tego za bardzo nie umie. Ciągnie się ten utwór i ciągnie, stwarzając wrażenie, że to ponad dziesięć minut. Wolna część z chórkami prymitywna i chwilami wręcz żenująca. No tak się teraz tego nie robi. Ross The Boss rezerwuje sobie dosyć długi czas na solo, ale to nic ponad te słabsze pomysły, które już pokazywał w mniej ciekawych solach w MANOWAR. No ta końcówka słabiutka. Na poprzedniej płycie te true zakończenia utworów był znakomite, tu to wypada niezwykle średnio.

Poprzednia płyta miała w sobie coś, co przyciągało i pozwalało przymknąć oko na taki sobie wokal i pewne mielizny. Tu wszystko wylazło na wierzch, dodatkowo uwypuklone ugładzonym brzmieniem. Tym razem Mistrz Ross The Boss się nie popisał. Ani w sferze kompozycji, ani niewzbudzającego większego zainteresowania wykonania.


Ocena: 5.5/10

29.10.2010
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
Ross the Boss - By Blood Sworn (2018)

[Obrazek: R-11887079-1524144646-9534.jpeg.jpg]

tracklista:
1.By Blood Sworn 04:49
2.Among the Bones 04:52
3.This Is Vengeance 04:27
4.We Are the Night 04:04
5.Faith of the Fallen 05:28
6.Devil's Day 03:06
7.Lilith 07:23
8.Play Among the Godz 03:39
9.Circle of Damnation 04:27
10.Fistful of Hate 04:19

rok wydania: 2018
gatunek: heavy metal
kraj: USA

skład zespołu:
Marc Lopes - śpiew
Ross the Boss (Ross Friedman) - gitara, instrumenty klawiszowe
Mike LePond - gitara basowa
Lance Barnewold - perkusja

Po krytyce niesławnego albumu "Hailstorm" Ross The Boss rozwiązał tamten skład i przeniósł się ponownie do USA, by w spokoju przeorganizować grupę. W efekcie po 2015 roku został skompletowany nowy skład muzyków. Mike LePonda przedstawiać raczej nie trzeba, natomiast Marc Lopes jest znany przede wszystkim z  MELIAH RAGE, z którym w 2014 roku nagrał płytę "Warrior" i który opuścił w roku 2017. Lance Barnewold, młody perkusista współpracujący z LePondem w MIKE LEPOND'S SILENT ASSASSINS wystąpił na tym LP jako muzyk sesyjny. Od 2018 oficjalnym perkusistą ROSS THE BOSS jest Steve Bolognese.
W czasie, gdy działalność ROSS THE BOSS była zawieszona, Ross tworzył nowe kompozycje i album "By Blood Sworn" jest właśnie plonem tych kompozytorskich zmagań wydanym w kwietniu przez AFM Records.


By Blood Sworn to niewątpliwie manowarowe otwarcie, z miarowym kroczącym motywem głównym. Marc Lopes radzi sobie z klasycznymi wokalami Adamsa średnio w niższych rejestrach i barbarzyńsko dobre w wysokich. Autentyczność wszystkiego wspierają rozpoznawalne gitarowe sola Rossa The Bossa i apokaliptyczne zakończenie w stylu Królów. Among the Bones gdzieś tam może i odwołuje się do MANOWAR z pierwszego albumu, jednak zasadniczo jest stadionowy amerykański heavy metal/glam z kategorii MOTLEY CRUE powiedzmy, co wcale nie znaczy, że jest to źle zrobione, zwłaszcza tej wolniejszej romantycznej części. Kolejne stylowe sola Rossa The Bossa, zwłaszcza to drugie!
Circle of Damnation jest zrobiony w podobnej stylistyce, ma rockowy, a nawet punkowy feeling, lecz całość niespecjalnie pasuje do styli śpiewu wokalisty.W This Is Vengeance kapitalne zaśpiewy i okrzyki Marca Lopesa na początku, dynamiczne riffowanie w stylu MANOWAR i stopniowo się to rozkręca w epicki killer miecza i topora. We Are the Night i Play Among the Godz oraz Fistful of Hate to bardziej klasyczny heavy metal w amerykańskiej manierze lat 80tych, oczywiście bardzo zgrabnie zrobiony i dyskretnie przyodziany w lamparcie skóry. Balladowy semi akustyczny numer Faith of the Fallen jest starannie zaaranżowany przez Rossa The Bossa, który tu podgrywa Lopesowi na pianinie także i fajnie brzmi również jego gitara akustyczna, jednak całościowo jakoś to do mnie dociera, mimo, że solo na gitarze elektrycznej jest poruszające. Nie za słodkie? Devil's Day demoluje w stylu Metal Daze i wiadomo, o co chodzi. Motoryka identyczna, riffy podobne. Czego chcieć więcej? Lilith jest potężny i mroczny z demoniczną gitara Rossa The Bossa i miażdżącym basem LePonda. Lopes zaśpiewał to kapitalnie, ponuro i zarazem drapieżnie. Jak on się umiejętnie i bez wysiłku wysunął na plan pierwszy ponad gitarę. Przyspieszenie w pewnym momencie godne najlepszych numerów Friedmana i wzmocnione barbarzyńskim śpiewem Lopesa. Nie spodziewałem się, że Lopes wydobędzie z siebie tyle manowarowego barbarzyństwa. Pewnych rzeczy nawet by tak sam Adams nie wyartykułował. Wielkie brawa panie Lopes! Kompetencja sekcji rytmicznej nie podlega dyskusji, wystarczy posłuchać początku Fistful of Hate. W końcu to Mike LePond i nie musi grać jak DeMaio. Natomiast Lance Barnewold demoluje swój zestaw momentami z energią godną Rhino.

Muzycznie ten album osadzony jest w USA  w roku 1985. Produkcyjnie jest na poziomie średniej klasy remasterów albumów z roku 1985. Technika gry wskazuje na rok 1985. Wszystko wskazuje na rok 1985. Bardzo dobrze, że ROSS THE BOSS zabrał słuchaczy na wycieczkę do roku 1985, podbarwioną MANOWAR i tym naiwnym klimatem, którego nigdy się już potem prawie nikomu nie udało odtworzyć.
Solidna robota Mr.Friedman.


Ocena: 7,9/10

new 12.07.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#4
Ross the Boss - Born of Fire (2020)

[Obrazek: R-14888063-1583507990-3145.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Glory to the Slain 02:49
2.Fight the Fight 03:14
3.Denied by the Cross 03:36
4.Maiden of Shadows 04:07
5.I Am the Sword 03:12
6.Shotgun Evolution 03:30
7.Born of Fire 03:08
8.Godkiller 04:09
9.The Blackest Heart 05:06
10.Demon Holiday 03:49
11.Undying 04:26
12.Waking the Moon 04:24
 
rok wydania: 2020
gatunek: heavy metal
kraj: USA

skład zespołu:
Marc Lopes - śpiew
Ross the Boss (Ross Friedman) - gitara, instrumenty klawiszowe
Mike LePond - gitara basowa
Steve Bolognese - perkusja


Dosyć szybko pojawia się kolejna płyta ROSS THE BOSS. Marzec to premiera "Born of Fire" nakładem AFM Records, czwartej płyty ROSS THE BOSS, z nowym perkusistą Steve Bolognese z... DEATH DEALER.

Z DEATH DEALER jest tu więcej i można odnieść wrażenie, że to płyta tej grupy, tylko pod szyldem Rossa The Bossa.
I raczej ta pierwsza płyta. Krótki Glory to the Slain to nie jest epickie heroiczne intro, tylko zwarty, typowo amerykański głośny i natarczywy heavy metal, który broni się tylko bardzo dobrym solem lidera, a ponadto to takie jaskiniowe granie classic metalu, jakie się już chyba wszystkim osłuchało. Bezstylowo i z marnym (niestety!) wokalem Lopesa.
Pierwsze trzy minuty optymistycznie nie nastrajają. Pozostają w metalowej jaskini w prymitywnym i mającym dziwny rytm Fight the Fight. Denied by the Cross z wolniejszymi, bardziej mrocznymi partiami to także bardzo przeciętne wyrażenie brutalniejszej heavy metalowej szkoły grania z USA i ponownie tylko Ross The Boss w solach imponuje werwą, techniką i pomysłami. Lopes śpiewa słabo przez cały niemal czas, stara się być bezwzględny i rozdzierający jak "The Ripper" Owens, ale możliwości głosowe na to jednak nie pozwalają. W tym samy stylu jest trywialny I Am the Sword z fatalnym refrenem, do tego równie nieciekawy i toporny Shotgun Evolution i tak przemijają po kolei nieprzemyślane, siłowe utwory ze zdecydowanie mało atrakcyjnymi melodiami (Demon Holiday, Undying, Waking the Moon - jaki tu świetny motyw przewodni został zmarnowany!) i już pomijam, że zazwyczaj poza opcją true heavy. Słabiutki jest tytułowy Born of Fire, bardzo słabiutki... I doprawdy, skąd pomysł na taki kompromitujący refren? Do tego jakieś próby tworzenia posępnego klimatu w nudnym The Blackest Heart, który jest najdłuższy, ale poza solami Rossa The Bossa po prostu nawet za długi. Jest też trochę lepszego grania, bardziej w stylu true i fanfarowe rozpoczęcie Maiden of Shadows prowadzi w kierunku dobrym, a nawet bardzo dobrym, bo i heroiczny refren jest solidny i pewne bardzo melodyjne wstawki planu drugiego i zdecydowane kroczące i krążące riffy gitarowe robią spore wrażenie. Zahaczają tu także o elementy rycerskiego folk i to także na plus, choć ten motyw jest powszechnie znany. Do tych bardziej udanych należy na pewno mocny i potoczysty Godkiller, dumne wyrażenie classic grania z lat 80tych. Dobrze, że do tego na koniec jest true manowarowe zwieńczenie.

Brzmienie takie sobie, przeciętne, dosyć mocne, z wyrazistą perkusją, z lekka surowe. Nic specjalnego, ale może i dobrze, że takie, bo bardziej wypolerowane odkryłoby jeszcze więcej miałkości tych kompozycji. Realnie to tu można posłuchać pewnych indywidualnych popisów gitarowych Rossa The Bossa, bo LePond w takiej muzyce nie może rzecz jasna rozwinąć skrzydeł, do tego bardzo dynamicznej perkusji i to w zasadzie wszystko.
Sam heavy metal ROSS THE BOSS A.D. 2020 jest mało interesujący.


ocena: 6,2/10

new 19.02.2020


przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości  wytwórni AFM Records
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości