Saber Tiger
#1
Saber Tiger - Decisive (2011)

[Obrazek: R-10492734-1498571488-3036.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. 486-102 01:19
2. The Hammer 04:45
3. At The Front 06:31
4. Avenger 07:20
5. Virtual Unreality 05:58
6. Bionic 06:18
7. Defying Gravity 05:01
8. Painted Red 04:25
9. Cross Your Heart 05:52
10. Reminiscence 06:36
11. Angel Of Wrath 04:57
12. Light-Thunder-Light 2011 (Bonus track) 04:16

Rok wydania: 2011
Gatunek: Heavy/Power Metal
Kraj: Japonia

Skład zespołu:
Takenori Shimoyama - śpiew
Akihito Kinoshita - gitara
Yasuharu Tanaka - gitara
Tomohiro Sanpei - bas
Yasuhiro Mizuno - perkusja


SABER TIGER to niewątpliwie legenda i gigant japońskiego heavy metalu i można by o dziejach tego zespołu napisać dosyć grubą książkę. W przeciwieństwie do innych ikon japońskiego metalu takich jak ANTHEM czy LOUDNESS ich droga od założenia w 1981 w Sapporo do wydania pierwszej płyty "Paragraph" w 1991 była długa i trudna, mało też który zespół przechodził tak ogromne zmiany osobowe. Występowało w nim przez te wszystkie lata wielu znanych z innych słynnych grup muzyków i wokalistów a ich płyty cieszyły się przez wszystkie lata dużym zainteresowaniem, nie tylko zresztą w Japonii. Po 2005 o SABER TIGER ucichło i pojawienie się w sierpniu 2011 LP " Decisive" z nowym wokalistą Takenori Shimoyama (ex DOUBLE DEALER) jest pewnym zaskoczeniem.

SABER TIGER zawsze grał ostrzej i ciężej niż takie zespoły jak chociażby ANTHEM czy LOUDNESS.
Dużo było ich muzyce jednoznacznych odniesień do heavy/power, a nawet melodyjnego thrashu i ten powrót jest także muzycznie mocno zaakcentowany.
Przeważa heavy/power, melodyjny w refrenach, ale ostry w śpiewie i gitarowych natarciach jak w typowym dla zespołu otwieraczu "The Hammer". Ten zespół potrafił zawsze wytworzyć taki surowy lekko mroczny klimat i korzystać z doświadczeń zespołów amerykańskich a przy tym dokładać lekkości i nieco progresji w bardziej rozbudowanych utworach. Kapitalnie to zrobili w "At The Front" i od razu trzeba powiedzieć, że obaj gitarzyści rozegrali wszystko na tym LP wspaniale. Ani Kinoshita, ani Tanaka nie są zaliczani do japońskich guitar hero, ale to jak grają sola i jak atakują niesamowicie świeżymi riffami jest godne podziwu. Tak gitarowo SABER TIGER nie brzmiał już od lat. Mordują w podlanym groove "Avenger" z klimatycznymi zwolnieniami i w miarowym lekko thrashowym "Virtual Unreality". Shomoyama wykazał się we wszystkich kompozycjach talentem do śpiewu bardziej psychodelicznego i dramatycznego niż w DOUBLE DEALER, zresztą ten repertuar nie jest taki prosty wykonawczo i tu musiał w pewnych momentach mocno nagimnastykować. Tak jak w ponurym "Bionic" czy brutalnym apokaliptycznym "Defying Gravity" pełnym uporczywie powtarzanych motywów gitarowych. Słodko i słonecznie nie jest. Ponura, posępna płyta wypełniona toksycznymi odpadami i trującymi dymami.
Doskonałe wyczucie tempa i ich dobranie to kolejny atut tej płyty. To słychać w niby rokendrolowym "Painted Red" czy "Croos Your Heart" gdzie gitary tną z precyzją chirurgicznego skalpela. Ten zespół zawsze miał znakomite sekcje rytmiczne. Także i teraz bas jest mocny, bogaty tworzący własne obrazy a gra perkusisty Mizuno nie może być określona inaczej jak inteligentna. To inteligentna płyta wypełniona muzyką agresywną a te dwie cechy razem spotyka się coraz rzadziej. Doskonały jest dramatyczny, wolniejszy i delikatny bez typowo japońskiego słodzenia "Reminiscence" i takiego niesamowitego klimatu już dawno ta grupa nie wydobyła w kompozycji muzycznie wielowątkowej. W "Angel Of Wrath" pokazują twardy, a jednocześnie niezwykle melodyjny heavy/power w najbardziej klasycznej odmianie i porywają po raz kolejny.
Na koniec nostalgiczna wycieczka w przeszłość w postaci nowej wersji "Light-Thunder-Light" z albumu "Invasion" (1992). Świetna dynamiczna i nowoczesna nowa wersja starego hitu.
Brzmienie wzorcowe. Tak powinien brzmieć rozdzierający uszy heavy/power. Dopracowanie soundu to japońska domena od dawna.

Po roku 2000 SABER TIGER nagrywał niewiele. Na ten album warto było jednak poczekać. Jest to najbardziej udany powrót japońskiego zespołu od dobrych kilku lat.


Ocena: 8,5/10

3.08.2011
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Saber Tiger - Messiah Complex (2012)

[Obrazek: R-11823423-1523004129-1361.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Engrave 01:51
2.Messiah Complex 05:51
3.Violent Ignorance 05:32
4.Counterpart 05:06
5.The Activist's Creed 05:11
6.The Moment of Our Lives 02:14
7.Reminiscence: Path of Light 05:12
8.Push 05:11
9.Casualties 04:50
10.Endsville 05:30
11.Bad Visions 05:44
12.Hate Crime 05:31

Rok wydania: 2012
Gatunek: progressive heavy/power metal
Kraj: Japonia

Skład zespołu:
Takenori Shimoyama - śpiew
Akihito Kinoshita - gitara
Yasuharu Tanaka - gitara
Takanobu Kimoto - gitara basowa
Yasuhiro Mizuno - perkusja


Dobrą passę należy podtrzymywać. A dobra passa na pewno zaczęła się rok wcześniej na albumie "Decisive".
Bezkompromisowość.

To jednak bezkompromisowość nie tylko mocnego heavy power metalowego brzmienia, ale i odejścia  obszary progresywnego grania. To słychać od samego początku, od Messiah Complex i w Violent Ignorance, bardzo atrakcyjnym gitarowo, takim amerykańskim, ponurym, wystudiowanym progressive heavy power. Albo po prostu US Power w wolnym tempie - Bad Visions i nieco szybszym - Hate Crime. Pewne utwory są bardzo mroczne, surowe i niepokojące w wyrazie, zawierają więcej ładunku mrocznych emocji niż melodii (Counterpart, The Activist's Creed, Casualties).
Chwila refleksji w delikatnej miniaturowej balladzie The Moment of Our Lives w stylistyce japońskiej z symfonicznym tłem...
Potem jeszcze Reminiscence: Path of Light, nostalgiczny, zadumany i z kapitalnymi partiami gitarowymi. Tym razem typowy heavy metalowy wokal Shimoyama jakby nieco siłowy i dobrze, że wspierają go tu doskonale zaśpiewane chórki.
Kompromisów nie ma jednak zbyt wiele.
Jest nowocześnie, post thrashowo zagrany Push, trochę przypominający chociażby nieco wcześniejsze nagrania FLOTSAM AND JETSAM, jest powichrowany i pofałdowany quasi przebojowy Endsville, który z powodzeniem mógłby się znaleźć się na jakiejś fińskiej lub szwedzkiej płycie z modern metalem.

To inne melodie, trudniejsze, bardziej złożone, bardziej nieokreślone. To bardzo melodyjne sola i kapitalne dialogi i unisono jak by nie szukać daleko, w numerze tytułowym. To praktycznie to samo brzmienie, co na płycie poprzedniej, może tylko stalowe gitary są nieco wytłumione i spłaszczone. To także po raz kolejny wyborne wykonanie.
Jednak czy SABER TIGER jest dobry progresywnym podejściu do heavy/power? Dobry, ale tylko dobry.
Miłośnik autentycznej progresywności nie znajdzie tu dla siebie zbyt wielu super atrakcyjnych smaczków, a ktoś, kto oczekiwał brutalnej przebojowości "Decisive" może poczuć się zawiedziony.


ocena: 7,5/10

new 27.07.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
Saber Tiger – Bystander Effect (2015)

[Obrazek: R-11823562-1523006320-1940.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Dying Breed 05:07       
2. Sin Eater 04:57            
3. 輪廻 (Rin’ne) 04:35  
4. Dreadout 05:00            
5. Act of Heroism 04:48               
6. What I Used to Be 05:44           
7. その果てを知らず (Sono Hate o Shirazu) 05:22     
8. Just-World Hypothesis 05:25               
9. An Endless End 07:56               
10. Devastation Trail 05:25            
11. Shameless 05:07
 
Rok: 2015
Gatunek: Heavy/Power Metal
Kraj: Japonia
 
Skład:
Takenori Shimoyama - śpiew
Akihito Kinoshita - gitara
Yasuharu Tanaka - gitara
Yasuhiro Mizuno - perkusja
Gościnnie:
Hibiki - bas


Na Messiah Complex Akihito Kinoshita zagrał inaczej, ale w stylu Saber Tiger. Może po nagraniu Paragraph IV wzięło go na nostalgiczne wspomnienia i postanowił nagrać kontynuację swoich progresywnych poczynań z lat 90-tych… Trudno powiedzieć.
 
Za to Kinoshita daje jasno do zrozumienia, że Bystander Effect to kontynuacja Decisive i Dying Breed nie pozostawia żadnych wątpliwości. Ostre, rozszarpujące gitary, wybijające zęby perkusja i lepki bas, na którym jako gość zagrał Hibiki, znany raczej z melodic powerowych zespołów jak Alhambra. Jasna i dobra melodia, płynne przejścia i świetny refren. I soczyste, melodyjne sola.
Takiego Saber Tiger warto słuchać.
Sin Eater to ciąg dalszy dumnej i ostrej szarży tygrysa i tutaj trudno powiedzieć, kto we wstępie zabija bardziej, Takenori Shimoyama swoim głosem, czy Yasuhiro Mizuno perkusją.
Rin’ne to coś z wcześniejszych nagrań zespołu, co słychać w dość gładkim refrenie i melodii. Niby prosty heavy metal, ale dobrze zagrany.
Dreadout to kontrasty i ostre jak żyleta gitary i świetna perkusja przeplatają się z łagodnymi przerywnikami. Tutaj gwiazdą jest Shimoyama i daje radę, ale to wszystko chyba przyćmiewa wyśmienite solo.
What I Used to Be to już niebezpieczne balansowanie na granicy progressive, ale o ile jeszcze tutaj się jakoś ratują i trzymają dzięki wykonaniu, to Sono Hate o Shirazu  jest już przesłodzony.
W An Endless End i Devastation Trail zapuszczają się już za bardzo.
An Endless End ballada, niby niezła i Shimoyama śpiewa bardzo dobrze, ale to nie jest Reminesence i czegoś tu zabrakło, a Devastation Trail jest aż nazbyt chaotyczne. Fajna perkusja, ale zbyt dziwnie.
Shameless jednak łączy te wszystkie elementy lepiej, chociaż poziom 2011 to jednak nie jest.
 
Brzmienie niszczy jeszcze bardziej niż na Decisive, a już na pewno bardziej niż na Messiah Complex. Gitary odpowiednio ostre i wysunięte, podobnie sekcja rytmiczna, a mocny głos Takenori Shimoyama przebija się przez to bez problemu.
Technika i wykonanie wyborne, jednak zabrakło trochę dopieszczenia tego wszystkiego i zdecydowanego postawienia na mocne, masakrujące granie.
Wyszła bardzo dobra płyta, próbująca pogodzić dwie szkoły grania Saber Tiger i jest to podane w znacznie lepszej formie, niż Messiah Complex i jest tu też coś dla tych, którym podobał się ich powrotny wyczyn z 2011 roku.
 

Ocena: 8.3/10

SteelHammer
Odpowiedz
#4
Saber Tiger - Obscure Diversity (2018)

[Obrazek: R-13233283-1550421654-2233.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Daguerrotype of Phineas Gage 01:10     
2. The Crowbar Case 04:20     
3. The Worst Enemy 05:07       
4. Stain 05:56     
5. Beat of the War Drums 05:04       
6. Distant Signals 05:53     
7. The Shade of Holy Light 06:20     
8. Permanent Rage 04:17     
9. Seize Your Moment 05:14     
10. Divide to Deny 04:49     
11. Paradigm and Parody 04:23     
12. The Forever Throne 05:31

Rok: 2018
Gatunek: Heavy/Power Metal
Kraj: Japonia

Skład:
Takenori Shimoyama - śpiew
Akihito Kinoshita - gitara
Yasuharu Tanaka - gitara
Hibiki - bas
Yasuhiro Mizuno - perkusja

Saber Tiger powraca, jedyna różnica jest taka, że Hibiki nie jest już gościem, a oficjalnym basistą zespołu.
Messiah Complex był progresywny, Bystander Effect był taki w połowie, a tutaj...

Tu jest mieszanina progressive, power, heavy metalu, jest też trochę thrash.
Kiedy działa, jest to mieszanka ciekawa, jak w Stain, w którego zagrywki przypominają trochę to, co grało All That Remains w którymś wprowadzeniu do płyty, z kolei The Crowbar Case zaskakuje trochę motoryką Exodus czy drugiej fali thrashu, przemieszanego z power. Jest i miejsce dla bardziej heavy metalowej wersji Nevermore w Beat of the War Drums, jest też ich trochę w Distant Signals, który jest bardzo pokrętny, szalony, może coś z Annihilator jest w tym, ale słychać też nutkę Japonii.
Trochę zwalniają we wtórnym, ale udanym The Shade of Holy Light, aby nagle eksplodować w Permanent Rage i szkoda, że refren jest zaśpiewany zupełnie bez mocy. Seize Your Moment to znów coś z Nevermore i płyty poprzedniej i zabrakło tu tylko nieżyjącego już Dane'a, aby zaśpiewał w chórkach albo razem z Shimoyama.
Divide To Deny niestety średnio udany, kiepska melodia, ale i jakoś wykonanie poniżej oczekiwań. Jakieś to takie bez życia zupełnie i jakoś Shimoyama stara się to trzymać, bo solo niestety też bardzo proste. Paradigm and Parody z kolei zbyt przekombinowane jak na tak proste motywy i gdzieś w tym wszystkim ginie refren.
Za to The Forever Throne to próba grania progresji ambitnej, ale takie rzeczy chyba już Dane zagrał lepiej na płytach solowych.

Nie zdziwiłoby mnie, gdyby Simone Mularoni miał jakiś wkład nie tylko w brzmienie, ale i kompozycje. Gitary łagodniejsze, może nawet trochę za perkusją, wokal bardziej wysunięty, tak jak bas... Niby dobrze to brzmi, ale to jednak nie jest tygrys.
Z drugiej strony, gdyby Mularoni dał brzmienie z Overmaster, to ta płyta by po prostu męczyła, bo to nie materiał na takie brzmienie.
Zagrali mieszankę, ale raczej w łagodnym wydaniu i nawet jakby momentami duet gitarzystów jakby wstrzemięźliwy.
To chyba show Takenori Shimoyama, a ten zaśpiewał świetnie jak zwykle i zarzutów do niego mieć nie można.
Tygrys zaatakował po raz kolejny, ale tym razem ambitniej, ale i jednocześnie jakby mniej pewnie i łagodniej.
Ja wolę Tygrysa Szablozębnego prymitywnego, brutalnego i złego jak w 2011 roku.


Ocena: 7.3/10

SteelHammer
Odpowiedz
#5
Saber Tiger - Invasion (1992)

[Obrazek: R-10812824-1504723576-3138.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Storm in the Sand 06:05       
2. Light-Thunder-Light 04:08     
3. Nasty Heart 05:36     
4. Back to the Wall 07:13       
5. Fate 05:09     
6. The Bluster 04:57     
7. A Shot in the Dark 03:51     
8. Under the Control 05:08     
9. Liberate 03:45     
10. Misery 09:01

Rok: 1992
Gatunek: Progressive/Heavy Metal
Kraj: Japonia

Skład:
Yoko Kubota - śpiew
Yasuharu Tanaka - gitara
Akihito Kinoshita - gitara
Akihiro Yamazumi - bas
Akihiro Iiyama - perkusja


Saber Tiger to zespół z bardzo długim stażem i działalność rozpoczął w okresie, w którym heavy metal w Japonii zaczynał powoli, ale nieśmiało kwitnąć, w 1981 roku. Założycielem jest gitarzysta Akihito Kinoshita, który przez wiele lat miał problem ze stabilnością składu i co jakiś czas się zmieniał, głównie przez miejsce założenia, Sapporo na wyspie Hokkaido, które w tamtym okresie centrum metalu nie było.
Kinoshita w tym czasie nie próżnował, widział jak zespoły powstawały i upadały i jak scena się kształtowała. Ile talentów sceny japońskiej wynalazł w tym czasie to trudno zliczyć i szkoda, że tylko na demach z większością współpraca się zakończyła.
Metal w Japonii nie miał lekko, co widać było po krótko działającym, ale z którym wiązane były nadzieje w drugiej połowie lat 70-tych Nokemono, które mimo bycia otwieraczem dla Judas Priest na koncertach długo nie istniał i po prostu nie trafił w swój czas. Bardziej popularne było Bow Wow i inspirowane Deep Purple Murasaki z cięższego grania, a z lżejszego armia zespołów rockowych i symhponic rockowych, która rozdawała karty przez dużą część lat 80-tych.
 
Łatwo nie było, lata 80-te się skończyły, a Kinoshita w końcu zebrał skład na tyle stabilny, aby w 1992 roku wydać na świat swój debiut swoim własnym nakładem, wytwórnię nazywając Tusk Force.
W tym czasie wiele zespołów zawijało działalność, w tym legendarny wtedy Anthem.
Z perspektywy Europy czy USA, wydawanie heavy metalowej płyty w 1992, nawet jeśli lekko progresywnej, wydawałoby się samobójstwem, głównie przez falę death metalu i grudge, ale do Japonii ta fala tak naprawdę nigdy nie dotarła poza obskurnymi i zapomnianymi demami, które słyszała tylko rodzina zainteresowanych i większym problemem była rozwijająca się scena visual kei i rosnąca popularność znanego już dla wielu, stereotypowego J-rocka, którego nieubłagalną, ale niszczącą falę rozpoczęło B’z.
 
Kinoshity jednak to nie zniechęciło i mimo wszystko postanowił nagrać album, nad którym nie pochyliła się żadna wytwórnia, a i sam zespół składał się z niemal nieznanych członków, poza popularną wokalistką Yoko Kubota, która zaśpiewała w japońskim Providence, dobrze się znała z członkami Terra Rosa, użyczała i użycza po dziś dzień swojego głosu w wielu reklamach.
 
Coś w tym z Anthem, coś z Judas Priest, może i trochę amerykańskiego heavy/power metalu, ale jest i japoński pierwiastek, który słychać szczególnie w gitarach, które są wyborne i Kinoshita czaruje razem z Yasuharu Tanaka, to świetny duet i nie dziwi, dlaczego Akihito współpracuje z nim do dziś .
Hitem tej płyty bez wątpienia jest zagrany z polotem i luzem Light-Thunder-Light z fantastycznymi solami i wokalami Kubota. Jest i też dość ciekawy Nasty Heart, który ma w sobie coś z Metal Church z czasów z Howem. Będąc przy Metal Church, to jest też i coś z ich mniej udanych dłużyzn jak w Back to the Wall i jest to o 2-3 minuty za długie.
Dużo też jest typowego heavy metalu, który wybija się tylko dzięki poziomowi wykonania, jak Fate, Shot In the Dark czy The Bluster. Jest coś frapującego w Under The Control, coś jakby znowu z Metal Church, ale zagrane pewnie i z luzem.
Po dość bezbarwnym Liberate czy niektórych nieco dłużących się kompozycjach wydawałoby się, że w Misery nie dadzą rady i... po części nie dają, bo jednak chciałoby się nieco większego finału, ale zagrane to jest bardzo dobrze i środkowa partia jest świetna.

Brzmienie jak na self-release dobre i selektywne, może momentami perkusja jest zbyt wysunięta, chociaż trudno powiedzieć, na ile to jest oryginalne, a na ile to zasługa remastera, wydanego nakładem VAP z 2003 roku, bo i do takiej płyty większość poza Japonią miała i mieć dostęp będzie, bo pierwsze wydanie to jest biały kruk.
Wszyscy zagrali materiał bardzo dobrze i już na debiucie słychać kunszt gitarzystów, ale i Kubota okazała się bardzo dobrą wokalistką, która nie brzmi jak typowa przesłodzona japońska pani.
Sekcja rytmiczna szybko się wykruszyła i z Kinoshita został Tanaka i wokalistka Kubota. Płyta przeszła bez większego echa, ale wywołało kilka uniesień brwi wśród tych, co to usłyszeli, ale niewielu poza Japonią.
Zespół trochę pograł na koncertach, ale o wielkim sukcesie nie było mowy.
Nie jest to w żaden sposób płyta wybitna, ale pod pewnym względem historyczna, bo Kinoshita pokazał, że heavy metal żyje nadal. Z lekką korozją, ale jednak żyje.


Ocena: 7.5/10

SteelHammer
Odpowiedz
#6
Saber Tiger - Agitation (1994)

[Obrazek: R-9777433-1486188872-4484.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Into My Brain 08:01     
2. Motive of the Lie 05:25     
3. Shout in the Rain 06:03     
4. Dividing Line 06:42     
5. Stop! Intrusion 06:55     
6. Ominous Silent 05:52     
7. Risky Talkin' 05:43     
8. Priority in Your Mind 04:55     
9. All My Fear 05:06     
10. Nightless Quarters 11:16

Rok: 1994
Gatunek: Thrash/Power/Heavy Metal
Kraj: Japonia

Skład:
Yoko Kubota - śpiew
Yasuharu Tanaka - gitara
Akihito Kinoshita - gitara
Takashi Yamazumi - bas
Yoshio Isoda - perkusja   


Początek lat 90-tych był ciężki dla zespołów metalowych w Japonii, nawet tych z mocno ugruntowaną pozycją.
Pod koniec lat 80-tych, Loudness, który chcąc nadal być Towarem Eksportowym, zatrudnia na posadę wokalisty Michaela Vescera za namową producenta Maxa Normana, który zasugerował, że anglojęzyczny wokalista pomoże im się wybić jeszcze bardziej, dziękującym tym samym za współpracę Minoru Niihara.
Płyty z Vescera okazały się klapa, a trasa w USA, mimo promocji i rozmiarów, również okazałą się porażką i w trakcie trasy Vescera odszedł z zespołu z powodu propozycji od mistrza gitary, Malmsteena, a trasa została ukończona z Masaki Yamada (Ezo). Loudness ustąpił pod naporem fali grudge i death metalu i próbą zostania amerykańskimi idolami mocno również osłabił swoją pozycję w Japonii. Porażka zespołu tak wielkiego mogła zniechęcić innych, którzy postanowili złożyć broń.
Tymczasem perkusista X-Japan, Hayashi Yoshiki prawdopodobnie skakał ze szczęścia, bo otwierając własną wytwórnię  Extasy Records trafił na żyłę złota i pomógł w rozwoju sceny visual kei, sprzedając miliony płyt.
Może w tym rozwoju wypadków, Kinoshita wyczuł okazję i wydał debiut, ale los chciał, że Loudness zrobiło coś niespodziewanego.
10 czerwca, niecałe 3 miesiące po pierwszej płycie Saber Tiger, Loudness, wcześniej zrywając kontrakty z zagranicznymi wytwórniami, nagrywa swoją najbardziej heavy i heavy metalową płytę, odrzucając jednocześnie swoją stadionowo-rockowo-glamową otoczkę, zatytułowaną po prostu Loudness i została wydana wyłącznie w Japonii. Okazała się ogromnym sukcesem, wręcz niesamowitym i Loudness nagle znalazło się niemal na szczycie listy, zajmując drugie miejsce listy przebojów i nigdy żadna ich płyta nie była aż takim sukcesem.

Może i dlatego debiut Saber Tiger przeszedł bez większego echa.
Jakiś sukces jednak odniósł, o ile można to nazwać sukcesem, i udaje się podpisać kontrakt na 3 płyty z małą, niezależną wytwórnią Future Force. Może niewielki krok, ale przynajmniej Tusk Force mogło spoczywać w pokoju.
Najpierw został wydany kolejny Paragraph i w tym samym roku Agitation.
Nastąpiła zmiana w sekcji rytmicznej i perkusistą jest dziś już dobrze znany Yoshio Isoda z Double Dealer, a basistą bliżej nieznany Takashi Yamazumi.

Kubota w formie, Yamazumi okazuje się bardzo dobrym basistą, a Isoda to klasa jak zwykle. Na pewno inaczej niż poprzednio i tym razem fundamentem wydaje się być chyba Sacred Reich, jak w thrashowym Stop! Intrusion, gdzie może solo z początku brzmi niezbyt zachęcająco, ale na szczęście idzie to w lepszym kierunku.
Innym razem może trochę Flotsam and Jetsam z czasów When the Storm Comes Down/Cuatro, jak w Dividing Line, Ominous Silent czy Risky Talkin', ale z japońską nutą heavy metalu, chociaż tej ekipy z Arizony będzie znacznie więcej na kolejnym albumie.
Kompozycyjnie płyta jest dość równa i trudno tu mówić o jakiś kaszanach czy kompromitacjach, bo wydaje się być dość monolityczna i głównie jest utrzymana w tempach wolnych i średnich, rzadko przyspieszają. Jak już przyspieszają, to w Risky Talkin albo dość ciekawym łamańcu rytmicznym All My Fear czy Flotsamowym Dividing Line z wybornymi solami.
Jeśli już trzeba by było wybrać utwór słabszy, to byłby to Priority in Your Mind, który swoim lekko rozmarzonym klimatem tutaj średnio pasuje. Może i otwieracz Into My Brain, bo to rozpoczęcie zaskakujące, przy którym bardzo łatwo się zniechęcić i po prostu wyłączyć, szczególnie gdy się nie spodziewa takiego grania. 8 minut jak na wstęp to jednak dużo, a rozwija się to dopiero w rozbujanym refrenie.
Lekko epicki kolos Nightless Quarters może i fajny, ale 11 minut jak na to, co się tutaj tak naprawdę dzieje to za dużo.

Brzmienie solidne i osiągnęli, co chcieli, perkusja nie puka, świetnie wyeksponowany bas i niezbyt ostre i nie za suche gitary. Nie przytłacza, a kiedy trzeba to buja, chociaż momentami może brzmi to wszystko nieco płasko.
Jako muzyka tła płyta sprawdza się świetnie i nie irytuje w żaden sposób, technicznie jest bez zarzutu, i mimo że Kubota jest w formie i daje radę, to może lepiej by to brzmiało, gdyby był głos bardziej surowy i może nieco większej ekspresji. Na pewno takie głosy by się przydały w dość bezpłciowych chórkach.
Płyta okazała się nieco większym sukcesem niż poprzednia, ale trudno było mówić o wielkim postępie. Wystarczyło, aby utrzymać kontrakt na jeszcze jedną płytę.
Na pewno też pomógł fakt, że Loudness w 1994 roku, kilka miesięcy po premierze tej płyty, skompromitowało się doszczętnie swoim nowym "dziełem".
Ciekawa płyta, chociaż kolejna wydaje się być lepsza. Tutaj czegoś zabrakło.


Ocena: 7.5/10

SteelHammer
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości