Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Saint - Hell Blade (2009)
Tracklista:
1. The Blade 03:37
2. Too The Cross 03:41
3. Crying in the Night 03:45
4. Hell Train 04:11
5. Endless Night 04:15
6. You and Me 03:48
7. New World Order 05:01
8. SinnerPeace 04:39
9. Hell Blade 05:23
Rok wydania: 2009
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: USA
Skład:
Josh Kramer - śpiew
Jerry Johnson - gitara
Dee Harrington - gitara
Richard Lynch - bas
Larry London - perkusja
Nowa płyta legendarnego amerykańskiego christian metalowego SAINT ukazała się w grudniu nakładem Retroactive Records.
No cóż, po raz kolejny dostaliśmy porcję amerykańskiego JUDAS PRIEST z halfordowym wokalem. Już początek w postaci „The Blade” na to wskazuje i ten JP z połowy lat 80tych się kłania.
Ogólnie tych odniesień do grania z lat 80tych jest więcej niż na Crime Scene Earth, płyta też jest nieco lżejsza brzmieniowo. Głośna perkusja i długie gitarowe wybrzmiewania wciąż są wizytówką zespołu. „Too The Cross” zdecydowanie nawiązuje do początków działalności zespołu...
Album jest zdecydowanie nierówny, bo toporny, a przy tym radosny „Crying in the Night” jest zupełnie niesłuchalny. To pomieszanie stylów bardzo duże, bo już „Hell Train” typowy dla późnego SAINT, ciężki, kroczący i ponury. Tu od razu odpowiedź na to, czy warto było dopuszczać Kramera do śpiewania... Nie bardzo. Forma wokalna słaba i jednak mógł się udzielać mniej. Judasowy w hymnowej formie „Endless Night” położony wokalnie, ale tempo fajne i sekcja rytmiczna pokazuje klasę w tym rytmicznym graniu. Ogólnie Lynch tym razem jest jak dla mnie najjaśniejszym punktem zespołu i nawet w przeciętnym „You and Me” jego partie basu są nad wyraz udane i maskują ogólną monotonię. Zdecydowanie najlepszy numer to ponownie judasowy „New World Order”, melodyjny, nie za szybki klasyczny heavy metalowy wałek z fajnymi zagrywkami gitarzystów i nawet gadka w środku nie wkurza. Następujący po nim „SinnerPeace” to niestety znów porcja nudnego heavy, a kończący ten LP żywszy „Hell Blade” co najwyżej dobry i tylko dlatego, że Kramer tu jest tylko w chórkach.
Ogólnie wykonanie na poziomie normalnym dla tego zespołu, solidnym, ale bez fajerwerków. Płyta jednak dużo słabsza od pełnego energii albumu poprzedniego.
Najbliższe skojarzenie - odrzuty z sesji nagraniowych JUDAS PRIEST z lat 80tych.
Do tego wszystkiego trochę to za lekko zrobione, nie amerykańsko. Brzmienie mogłoby być mocniejsze, co może uwypukliłoby te atrakcyjniejsze momenty, których tu kilka przecież jest. Perkusja ustawiona niefortunnie, za sucha, mimo, że głośna, a i gitarom przydałoby się więcej kopa. Jak na dwie gitary to tu czasem za mało się dzieje...
W pewnym stopniu rozczarowanie, bo po poprzednim solidnym tradycyjnym mocnym heavy metalowym graniu z kilkoma ekscytującymi numerami obiecywałem sobie więcej tym razem.
Ocena: 6.5/10
17.12.2009
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Saint - Desperate Night (2012)
Tracklista:
1. The Crucible 01:14
2. Crucified 03:18
3. The Key 03:35
4. End of the World 04:13
5. Let It Rock 03:02
6. In the Fray 03:23
7. Inside Out 04:19
8. Desperate Night 04:24
9. Zombie Shuffle 02:41
10.Judgment 04:23
11.To Live Forever 04:41
12.Escape from the Fire 03:19
13.The Crucible (Reprise) 00:29
Rok wydania: 2012
Gatunek: heavy metal
Kraj: USA
Skład:
Josh Kramer - śpiew, gitara ("Zombie Shuffle")
Jerry Johnson - gitara
Richard Lynch - gitara basowa
Jared Knowland - perkusja
Po dwóch nagranych na nowo wcześniejszych albumach w końcu w sierpniu 2012 SAINT zaprezentował album z nową muzyką. Retroactive Records jakoś nie kwapiła się do wydania tej płyty, więc ostatecznie zespół zdecydował się wydać go faktycznie nakładem własnym pod szyldem Armor Records. W grupie zaszły duże zmiany. Zabrakło gitarzysty Harringtona i wszystkie partie nagrał Johnson, pojawił się także nowy perkusista Jared Knowland.
Jest to płyta classic heavy metalowej riffowej monotonii. Jeśli nawet w przypadku niezłego w samej melodii The Key to tak za bardzo nie drażni, to jednak podawanie heavy metalu w tak ograniczonej aranżacyjnie formule na całej płycie w pewnym momencie zaczyna denerwować. Oczywiście, najważniejszy jest tu przekaz, ale trochę różnorodności by się przydało. Wśród tych kompozycji na pewną uwagę zasługuje na pewno przypominający jak zwykle taki najstarszy JUDAS PRIEST, lekko heroiczny End of the World, podobny In the Fray jest już słabszy.
Często skręcają na obszary tego, co w USA nazywa się hard rockiem, a co faktycznie jest próbą zastosowania hard rockowej prostoty melodii w graniu nieco cięższym, ale nawet te melodie nie są interesujące w Let It Rock, czy Desperate Night, gdzie zaśpiewał Brian Phyll Miller. Rytmiczny i melodyjny To Live Forever byłby w kategorii rock/metal pewnym hitem z tej płyty, gdyby nie pozbawione jakiegokolwiek zaangażowania ospałe wykonanie. Jest także heavy metal grany, by po prostu grać heavy metal i kiepsko się prezentuje dosyć wolny Inside Out, Crucified. Zupełnie nie wiadomo o co chodzi w fatalnym Zombie Shuffl, nieudolnie prowadzonym w bluesowym tempie i timingu. Dobrze, że choć w Judgment pojawiła się odrobina gitarowego mroku, bo inaczej taka kompozycja by przeszła zupełnie bez echa. Bardzo dobry tytuł Escape from the Fire. Bardzo dobry także początek i motyw główny, jednak całościowo znowu brak czegoś ponad niezręczne kopiowanie JUDAS PRIEST, w tym także wokalnej maniery Halforda, którą zresztą już w tym czasie dawno porzucił. Najlepsze solo gitarowe tego albumu można usłyszeć właśnie w tym utworze, jednak Johnson od roku 2004 grywał już w SAINT lepsze sola.
Ogólne wrażenie - ociężały i uproszczony JUDAS PRIEST, powiedzmy z przełomu lat 70tych i 80tych, zupełnie bez realnej energii. Ta niska energetyczność to także niestety wina bardzo słabego tym razem śpiewu Kramera. Głos wymuszony, matowy i to jednak cień tego Kramera, gdy zespół się reaktywował. Przeciętna produkcja z suchym brzmieniem gitar, bardziej uboga niż powiedzmy klasycznie surowa.
Nic specjalnego. Pewnie dlatego Retroactive Records zwlekała z wydaniem tej płyty. Uczyniła to dopiero w roku 2021.
ocena: 5,3/10
new 8.09.2022
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Saint - Broad Is the Gate (2014)
Tracklista:
1. Broad Is the Gate 04:13
2. Hero 03:20
3. We All Stand 03:44
4. Demon Pill 02:36
5. We Will Fight 03:54
6. Who You Are 04:08
7. Reach the Sky 02:25
8. Never Same 05:16
9. Metal Cross 01:43
Rok wydania: 2014
Gatunek: heavy metal
Kraj: USA
Skład:
Brian Phyll Miller - śpiew
Jerry Johnson - gitara
Matthew P Smith - gitara
Richard Lynch - gitara basowa
Jared Knowland - perkusja
W roku 2012 odchodzi z zespołu Josh Kramer i kończy się pewna epoka w historii grupy. Teraz jedynym oryginalnym członkiem zespołu jest już tylko grający od roku 1982 na basie Richard Lynch. Nowym wokalistą zostaje Brian Phyll Miller, który zaśpiewał w jednej kompozycji na płycie poprzedniej, pojawia się także nowy gitarzysta Matthew P Smith.
Choć nie którzy twierdzili, że bez Kramera nie uda się nic stworzyć, to jednak w roku 2014 nakładem Aromor Records grupa przedstawia nowy niedługi LP "Broad Is the Gate".
Jak się okazało, zespół zdołał przygotować umiarkowanie interesujący zestaw heavy metalowych kompozycji, tym razem dynamiczniejszych, bliższych tradycji classic metalu z USA z lat 80tych i Miller zaśpiewał zdecydowanie lepiej od Kramera. Jest sporo zaangażowania w jego występie, jakby chciał dokazać, że jego wybór nie był przypadkowy. Trochę niepotrzebnie udziwniają orientalnymi motywami w zagrywkach solowych Broad Is the Gate, ale jest dobrze, a w Hero nawet te specyficzne monotonne riffowanie SAINT aż tak bardzo nie razi.
I nawet tak ograne riffy metalowe jak w We All Stand i We Will Fight całkiem dobrze się prezentują wbudowane w rozpoznawalne, nawet zadziorne melodie i sprawnie poprowadzone refreny.
Bardzo krótkie Demon Pill i Reach the Sky podbarwione hard rockiem spełniają swoją funkcję zróżnicowania stylowego tej płyty, przy czym nie wychodzą wcale z roli ekipy classic heavy. Jednak duża zasługa w tym Millera, bardzo duża. Pewnym zaskoczeniem jest spokojny, refleksyjny, co więcej o cechach progresywnego metalu Never Same z tłem symfonicznym. Wyszło dobrze, to kompozycja przemyślana i dopracowana i teraz nie można mówić już, że toporność przekazu to cecha określająca SAINT.
Dobrze także ustawiono tym razem wszystkie instrumenty. Perkusja jest wyrazista i przestrzenna, obie gitary dosyć mocne i głębokie. Od dawna żadna płyta SAINT nie miała tak dobrego masteringu. Nie jest to oczywiście w żadnym wypadku album sensacyjny czy jakoś dla SAINT wyrastający ponad oczekiwany poziom. Jest to jednak płyta dobra i pokazująca, że bez Kramera też coś można zrobić. Nie spowodowała ona jednak żadnego przełomu. Brian Phyll Miller po pewnym czasie opuścił zespół, a na nową płytę z nowym wokalistą fanom SAINT przyszło czekać kolejne pięć lat.
ocena: 7/10
new 8.09.2022
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Saint - The Calf (2019)
Tracklista:
1. The Calf 04:44
2. Another Day 04:13
3. Psalm 23 03:03
4. Rise 03:20
5. Fine Line 04:18
6. Stormy Night 04:13
7. Fragile 03:51
8. Hell to Pay 04:08
9. The Fall 04:17
10.God Is God 04:09
Rok wydania: 2019
Gatunek: heavy metal
Kraj: USA
Skład:
Dave Nelson - śpiew
Jerry Johnson - gitara
Matthew P Smith - gitara
Richard Lynch - gitara basowa
Jared Knowland - perkusja
oraz
Paul Elliot - instrumenty klawiszowe
Po odejściu Millera po pewnym czasie w składzie SAINT pojawił się nowy wokalista Dave Nelson. Choć wcześniej występował w znanym ELECTRONOMICON, nic z tym zespołem nie nagrał i jego miejsce zajął tam słynny Argentyńczyk Diego Valdez. Tu Nelson mógł się wykazać na albumie "The Calf", wydanym przez Armor Records w grudniu 2019 roku.
Na płycie pojawiło się dziesięć zwartych heavy metalowych kompozycji w tradycji SAINT z początku działalności po reaktywacji i element classic heavy w amerykańskim wydaniu jest zdecydowanie dominujący. Mocny głos Nelsona w średnich rejestrach jest dobrze dopasowany do raczej ciężkich i stalowych gitar, przy czym jest to pod względem brzmienia jedna z najlepszych płyt SAINT od 2004 roku. Jest tu sporo mocnych akordów, pewna dawka umiejętnie podanego mroku jak w The Calf, gdzie słychać także pewne echa groove. Jest melodyjnie, jednak bez przekraczania cienkiej granicy z hard rockiem, co się na poprzednich albumach niejednokrotnie zdarzało. The Calf jest bardzo dobry, dalej też nie jest wcale źle w misternie prowadzonym przez gitary Another Day z nośnym refrenem, czy też mocniejszym chłodnym Psalm 23 w klasycznych tempach traditional metalu z lat 80tych. Konsekwentnie dążą do chwytliwego, przebojowego Rise z dosyć nieoczekiwanymi wstawkami w stylu alternative rock/metalu, które zresztą w niewielkim stopniu pojawiają się i w spokojnym Fine Line i stanowią nawet o jego atrakcyjności. Może i Stormy Night nie jest tu szczególnie wyróżniający się, ale grupa nie schodzi poniżej solidnego poziomu, jaki tu został całościowo wypracowany. Może się podobać Fragile, ponury i odpowiednio do klimatu zaśpiewany przez Nelsona i jedynie Hell to Pay o nie do końca jasno wyrażonej głównej linii melodycznej pozostawia jednak niedosyt. Za to nieskomplikowany The Fall, nostalgiczny w zdystansowany sposób to jedna z lepszych tego typu kompozycji SAINT od wielu lat. Typowego balladowego songu nie ma i bardzo łagodnie zaczynający się od akustycznego wstępu God Is God szybko przekształca się w kompozycję mocną, nawet miejscami brutalną, przypominając lata 90te w heavy metalu amerykańskim, ale i z bardzo piękną partią łagodną i szorstkim męskim charakterze.
Ogólnie fani SAINT zostali wynagrodzeni za długi czas oczekiwania na nowy album tej grupy. Nie wyniósł on może SAINT na jakieś wyżyny w amerykańskiej classic heavy hierarchii, ale pokazał, że ta długowieczna grupa ma nadal coś do powiedzenia, a wybór nowego wokalisty był trafny.
ocena: 7,1/10
new 15.09.2022
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Saint - Heaven Fell (2022)
Tracklista:
1. Holier than Thou 04:25
2. Creatures 03:51
3. Dance of the Gods 04:00
4. Morning Star 04:19
5. Make Believe 03:48
6. Chosen One 05:29
7. Vengeance 03:24
8. Fallen Armor 04:14
9. The Exile of Cain 03:57
10.Words of Wisdom 04:21
11.Heaven Fell 03:57
Rok wydania: 2022
Gatunek: heavy metal
Kraj: USA
Skład:
Dave Nelson - śpiew
Jerry Johnson - gitara
Matthew P Smith - gitara
Richard Lynch - gitara basowa
Jared Knowland - perkusja
Nowa płyta SAINT była zapowiadana i oczekiwana nie tylko w ścisłym kręgu fanów amerykańskiego christian metalu. Dobry album poprzedni z bardzo dobrym wokalem Dave Nelsona dawał nadzieję na podobne wrażenia z "Heaven Fell", który został wydany we wrześniu bieżącego roku przez Retroactive Records z Keokuk, Iowa.
Niestety, ta płyta rozczarowuje. Niewiele tu można napisać o tych kompozycjach bezbarwnych w tradycyjnym heavy metalowym stylu, bezbarwnych nawet jak na średni poziom SAINT z ostatnich albumów. Jakaś taka bezradność kompozytorska i nieokreśloność gatunkowa z tego wszystkiego przebija i brak tu punktu zaczepienia, który by wyprowadził muzykę z tej płyty w jakimś konkretnym kierunku. Wcześniej zdarzały się udane wycieczki w kierunku hard rocka w mocnym gitarowym wydaniu, pewna przebojowość i rozpoznawalność refrenów, tu zaś tego nie ma i może tylko są przebłyski w wolniejszym, rytmicznym Chosen One. Reszta to takie granie heavy metalu dla samego grania (Holier than Thou, Vengeance, The Exile of Cain) i nawet wysiłki bardzo dobrze śpiewającego Nelsona, są tu niweczone, bo on za bardzo nie ma tu czego śpiewać na swoim poziomie. Pseudo epicki Fallen Armor pokazuje to bardzo dobitnie.
Instrumentalnie jest miejscami ospale (Words of Wisdom), sola takie sobie, perkusja miejscami usypiająca monotonią. Tytułowy Heaven Fell umieszczony został na końcu, gdy słuchacz jest już dostatecznie znudzony, by przyjąć kolejny nader przeciętny classic heavy metalowy utwór ze spokojem pełnym rezygnacji.
Jakimś plusem jest dobra, w tradycyjnym stylu, realizacja tej płyty i gitary wybrzmiewają mocno i wyraziście, a perkusja jest ustawiona w doskonały sposób. Mastering wykonał na światowym poziomie czołowy christian metalowy amerykański inżynier dźwięku Robert Colwell. To jednak za mało. Jest wrażenie, że to po prostu muzyka bez inwencji, a nawet archaiczna gatunkowo. Archaiczna, a nie oldschoolowa, niestety.
ocena: 5,4/10
new 14.10.2022
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 15.09.2019
Liczba postów:987
Saint - Immortalizer (2024)
Tracklista:
1. Immortalizer 04:18
2. Repent 03:53
3. My Cemetary 04:19
4. Eyes of Fire 05:08
5. The Congregation 04:19
6. Pit of Sympathy 03:33
7. Into the Kingdom 03:50
8. The Loyal 03:35
9. Blood of God 04:13
10. Where's the Faith 04:00
11. Salt in the Wound 05:38
Rok wydania: 2024
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: USA
Skład zespołu:
Dave Nelson - śpiew
Jerry Johnson - gitara
Matthew P Smith - gitara
Richard Lynch - bas
Jared Knowland - perkusja
SAINT to ostatnio konsekwentny zespół i w tym samym składzie, po dwóch latach studyjnego milczenia, prezentuje w sierpniu kolejny album, wydany nakładem amerykańskiej wytwórni Roxx Records.
SAINT muzycznie nie zaskakuje tutaj niczym, tytułowy Immortilizer i Repent to twardy i szorstki heavy metal w stylu JUDAS PRIEST, oparty na melodiach i aranżacjach sprawdzonych przez wiele grup NWOTHM. W formie może jest to na sposób SAINT toporne, ale słucha się tego dobrze, szczególnie dzięki Nelsonowi, który jest w bardzo dobrej formie i śpiewa znakomicie. Szkoda, że nie zawsze ma do czego tutaj śpiewać, ale stara się tutaj jak może, aby kompozycje były na poziomie chociaż średnim, jeśli chodzi o atrakcyjność. Zagrany w wolniejszym tempie, typowo amerykański My Cemetery to całkiem solidny heavy metal, ale to głównie właśnie za sprawą wokalisty niż gitarzystów, którzy grają oszczędnie i przeciętnie. W przeciwieństwie jednak do albumu poprzedniego, sekcja rytmiczna stara się być bardziej aktywna, chociaż w ociężałym i ospałym Eyes of Fire trudno być ożywionym i to takie granie SAINT bez historii.
Zaskoczeniem tego LP jest Pit of Sympathy, gdzie Johnson i Smith są nad wyraz aktywni i często atakują drobnymi ozdobnikami, może nie wyrafinowanymi technicznie, ale ciekawymi jak na standard tego LP. Into the Kingdom to JUDAS PRIEST lat 70. raczej mało interesujący z marnym refrenem i znacznie ciekawiej wypada The Loyal. STRYPER z typowym SAINT? Widać można zagrać to w miarę atrakcyjnie. Blood of God to już mało interesujący amerykański heavy metal, przypominający czasy kryzysu z wyczuwalną bezradnością Jugulator i lepiej wypada klasyczny dla SAINT Where is the Faith, delikatniejszy i z rockowym feelingiem. Salt in the Wound jak na SAINT jest bardzo szorstki i surowy, poprowadzony podobnie do Pit of Sympathy i to dobre, energiczne zakończenie, nawet jeśli jest to w pewnym stopniu zachowawcze.
Tradycyjna, mocna produkcja z syczącymi blachami i ryczącymi gitarami jest zadowalająca i idealnie uzupełnia tutaj znakomitą formę wokalną Dave'a Nelsona, który jest największym atutem tego zespołu.
Niezbyt odkrywczy, archaiczny heavy metal, gdzie nie ma niczego oryginalnego, ale słucha się tego lepiej od Heaven Fell.
Ten LP został nagrany, aby uczcić czterdziestą rocznicę istnienia zespołu i można ją uznać za udaną. Pozostaje życzyć więcej i większych sukcesów przez kolejnych 40 lat.
Ocena: 7/10
SteelHammer
Podziękowania dla wytwórni Roxx Records za udostępnienie materiałów do recenzji.
|