Saracen
#1
Saracen - Heroes, Saints & Fools (1981)

[Obrazek: R-2124646-1554826844-7540.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Crusader 06:20
2. Rock of Ages 03:17
3. No More Lonely Nights 03:23
4. Horsemen of the Apocalypse 06:14
5. Heroes, Saints & Fools 07:21
6. Dolphin Ride 03:46
7. Ready to Fly 08:16

Rok wydania: 1981
Gatunek: Epic Hard rock/Heavy Metal (NWOBHM)
Kraj: Wielka Brytania

Skład zespołu:
Steve Bettney: śpiew
Rob Bendelow: gitara
John Thorne: perkusja
Barry Yates: bas, śpiew
Richard Lowe: instrumenty klawiszowe

Zespół początkowo zaczynał w roku 1976 pod nazwą LAMMERGIER, zmienił ją w 1980. Zresztą nie do końca szczęśliwie, bo w Anglii był już rock/metalowy zespół o tej nazwie. Grupa wydała swój debiut nakładem Nucleus w październiku 1981.

W zasadzie była to grupa wyrosła z tradycji grania lat 70 tych i z nurtem NWOBHM łączy ją bardziej czas wydania debiutu w 1981 niż elementy muzyczne.
Ten pierwszy ich album "Heroes, Saints & Fools" zawierał kompozycje nagrane w latach 70 tych i są to utwory o epickim zabarwieniu, dosyć długie, poniekąd odnoszące się do rocka progresywnego i ze śladowymi ilościami stylu URIAH HEEP. "Crusader" to piękny, nieco melancholijny i dostojny epicki hymn. Równie ciekawy jest mocno rytmiczny "No More Lonely Nights" i prostszy oraz bardziej przebojowy "Rock of Ages". Te utwory można nieco przyrównać do nagrań DEMON z wczesnego okresu ich działalności. Są równie starannie wykonane i ciepłe oraz pozbawione agresywnej zadziorności utworów NWOBHM. Jedną z perełek na tym LP jest "Horsemen of the Apocalypse" z rzadko spotykanym użyciem klawiszy w owym czasie oraz epicką wymową. Znakomite fragmenty akustyczne i sola gitarowe to ozdoba tej kompozycji. Największą progresywnością odznacza się "Heroes, Saints & Fools", gdzie mamy niezwykłe klawisze i zupełnie niespodziewane wokale. Taki utwór zupełnie niepasujący do roku, w jakim został wydany. Niezmiernie intrygujący i złożony... no i słucha się świetnie.
Instrumentalny "Dolphin Ride" jest miękki i nieco dziwny, ale tak można by określić większość utworów na tym albumie. LP zamyka najdłuższy "Ready to Fly" o ciekawej budowie i największej ilości riffów typowych dla NWOBHM, podanych jednak w bardzo łagodny sposób. Do tego mamy najlepsze solo na tym albumie, a te w zasadzie wszystkie są co najmniej bardzo dobre, podobnie jako wokale główne i poboczne, oparte o wielogłosowe harmonie wsparte gustownymi partiami klawiszowymi.
Wykonanie w zasadzie przerasta o głowę amatorskie nieraz wyczyny ekip NWOBHM, brzmieniowo też starano się nadać tej muzyce cechy specyficzne i nie jest to sucha, sztampowa produkcja, mimo dosyć skromnego budżetu przeznaczonego na realizację nagrań w studio.

Grupa cieszyła się oddaniem niedużej grupy koneserów, co jednak nie wystarczyło do utrzymania się na rynku i po nagraniu kolejnej już mniej ambitnej płyty zespół zawiesił działalność na wiele lat. Powrócił w znakomitym stylu w XXI wieku i jest dziś jednym z najbardziej intrygujących i zaskakujących zespołów heavy metalowych w Wielkiej Brytanii.


Ocena: 8,4/10

28.09.2011
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Saracen - Vox In Excelso (2006)

[Obrazek: R-4402565-1543871391-9865.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Lament 03:42
2. Meet Me At Midnight 04:39
3. Exile 06:29
4. The Order 06:01
5. Militum Christi 04:46
6. Mary 09:50
7. Vive Diew Saint Amour 04:49
8. The Power & The Glory 04:36
9. Chain Reaction 07:37
10. Vox In Excelso 03:59
11. Where Was Their God? 07:00
12. Priory Of Zion 09:09

Rok wydania: 2006
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Wielka Brytania

Skład:
Steve Bettney - Śpiew
Rob Bendelow - Gitara
richard Bendelow - Bass
Jamie Little - Perkusja
Paul Bradder - Instrumenty klawiszowe

Jak wiadomo, wiele zespołów z okresu NWOBHM w XXI wieku powróciło, nie zawsze z graniem w stylu lat 80tych. Pewną swoją tradycję zachował jednak SARACEN, zespół bardzo szanowany za swoją odmienność muzyczną, jaką zachował nawet w czasach eksplozji NWOBHM. Wąskie grono zagorzałych fanów ich przesyconej historią, mistyką i religią muzyki nie wystarczyło, aby zespół osiągnął większy sukces. Jednak pojawił się znów w roku 2006 albumem "Vox In Excelso" wydanym przez Escape Music z premierowym materiałem i w nowym składzie.

Płyta ma charakter konceptu, poświęconego tajemniczej historii średniowiecznego zakonu Templariuszy. Muzykom udało się oddać zarówno klimat tamtej epoki, jak i w tekstach uwypuklić dramatyczne losy tej potężnej organizacji.
W kompozycji 'Meet Me At Midnight' pokazują, że ani stare patenty NWOBHM, ani klasyczne metalowe refreny, elegancja i podniosłość, a jednocześnie siła nie są im obce. Wspaniały numer na początek. Podobnie wyróżnia się 'The Order'. Rzecz jasna zespół nie bazuje jedynie na rytmicznych, dynamicznych kompozycjach i znaczna część albumu to spokojne, wypełnione klawiszowymi pasażami i wokalami na tle gitary akustycznej kompozycje, bardziej rockowe niż metalowe. Warto jednak poczekać na 'Mary' - wspaniały prawie 10 minutowy religijno-epicki numer w muzycznej tradycji brytyjskiej WHITESNAKE / BLACK SABBATH z zapadającym w pamięć refrenem i znakomitym riffem głównym. Takie małe arcydzieło. Na pewno wyróżnia się także wysmakowany 'The Power & The Glory', nie do końca jednak starczyło pomysłów jak w niezbyt atrakcyjnym 'Chain Reaction'. Album zawiera także bardzo ciekawy utwór 'Priory Of Zion' na koniec - z udanymi partiami klawiszy i epicką melodią.

Płyta jest produktem wycyzelowanym i dokładnie przemyślanym. Nie jest tworem młodziaków w przetartych dżinsach i adresowana jest także bardziej do dojrzałej publiczności. Na pewno jest nie to typowa płyta rockowa, bo metalowe brzmienie gitar i mocny w gruncie rzeczy wokal to czynniki przemawiające za umieszczenie tego albumu w kręgu tradycyjnego heavy metalu z elementami progresywnymi.
Wykonanie jest bez zarzutu, a produkcja mimo skromnego budżetu wyborna.


Ocena: 8/10

29.09.2011
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
Saracen - Marylin (2011)

[Obrazek: R-4522486-1543861009-8009.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. The Girl: Norma Jeane 04:28
2. The Orphan: Wither the Wind Blows 05:40
3. The Dreamer: Hold On 03:08
4. The Model: Make This Body Work 03:15
5. The Actress: Who Am I? 05:26
6. The Wife: Love Like A Razorblade 05:09
7. The Patient: Break the Spell 04:25
8. The Mistress: Not For Sure 05:00
9. The Forsaken: Feel Like Going Home 05:07
10. The Witness: Unfinished Life 05:05
11. The Woman: Marilyn 11:21

Rok wydania: 2011
Gatunek: Melodic Metal/Rock
Kraj: Wielka Brytania

Skład zespołu:
Steve Bettney – śpiew
Rob Bendelow – gitara
Paul Bradder – instrumenty klawiszowe
Richard Bendelow – bas, śpiew
Paul Gibson – perkusja


gościnnie:
Robin Beck - śpiew
Steve Overland - śpiew
Issa - śpiew
Snake Davis - saksofon

SARACEN nagrywa niezmiernie rzadko. W okresie największych sukcesów NWOBHM pojawił się z muzyką inną, niż grali wszyscy i otaczany szacunkiem przez nielicznych pozostał nieznany większości. Tworzył muzykę bogatą formalnie, wysmakowaną i odległą od prostego, metalowego grania głównego nurtu, po czym skromnie usunął się w cień i dał znać o sobie w nieco zmienionym składzie dopiero w XXI wieku, nagrywając dwa kolejne albumy - ostatni z nich w 2006 roku - "Vox In Excelso". Nowy album wydany został we wrześniu 2011 przez Escape Music.

Zawsze fascynowała ich historia i album poprzedni był epicką opowieścią z czasów średniowiecza, tym razem jednak sięgnęli po historię współczesną. Ta płyta to koncept poświęcony życiu i śmierci... Marilyn Monroe.
Ikona pop kultury, której tragiczne losy ukazane zostały w setkach biografii, filmów i artykułów teraz zapewne po raz pierwszy stała się tematem rockowej płyty. Rockowej, bo muzyka SARACEN jest czymś szerszym niż melodic metal. Rob Bendelow napisał muzykę i wyprodukował płytę, która adresowana jest do ludzi ogólnie otwartych na dobrą, melodyjną muzykę o rockowych korzeniach, a przy tym ambitną w formie i treści, i poniekąd elitarną.
W rolę Marilyn Monroe wcieliła się popularna amerykańska wokalista Robin Beck, która trzeba przyznać, włożyła tu mnóstwo swojego serca i umiejętności, aby ten koncept nie zabrzmiał jak seria odśpiewanych i zagranych. Wśród gości pojawił się także ceniony wokalista FM Steve Overland oraz Issa z Norwegii, ważną rolę odgrywa saksofon Snake Davisa oraz aranżacje z pogranicza symfonicznego rocka i metalu, doskonale brzmiące dzięki wyjątkowo starannej produkcji, za którą odpowiedzialny był Rob Bendelow. Mix i mastering Martin Kronlund jest fantastyczny i zarówno rozmach jak i przestrzeń jest tu godna podziwu.
Takich konceptów się nie opowiada, trzeba tego posłuchać samemu. Ta opowieść wzrusza, trzyma w napięciu i bardzo wciąga. Kapitalny saksofon, zwaliste gitarowe riffy, monumentalne klawisze w stylu HOUSE OF LORDS z dawnych czasów, wysmakowana i mocno brzmiąca sekcja rytmiczna. Wspaniały wstęp instrumentalny w postaci "The Girl: Norma Jeane" i taki saksofon ostatnio w melodic metalu słyszałem dawno temu w MAGNUM. Bettney w doskonałej formie wokalnej, a elegancja wspierających go chórków o idealnych harmoniach, wręcz powalająca. Ta nienachalna symfonika jest tu tak naturalna i ujmująca i tak pięknie komponuje się ze starannie zagranymi solami gitarowymi Roba Bendelowa. Spokój, monumentalne dostojeństwo i wrażenie uczestnictwa w misterium. Pod tym względem "Wither the Wind Blows" jest po prostu wstrząsający. Cudowne akustyczne partie gitar i cudownie śpiewająca Issa w "Hold On", gdzie odpowiada jej saksofon. Melodic metalowy dynamit w "Make This Body Work" ale duet Beck - Overland w "Who Am I?" to już po prostu mistrzostwo świata. Hammondy lordowskie i ten niesamowity purplowski duch odtworzony jakby od niechcenia. Po prostu mistrzostwo. Podszyty nostalgicznym bluesem "Love Like A Razorblade" to piękny śpiew i tło i rozpaczliwie płacząca gitara. Wzrusza, wyciska łzy, po prostu wyciska. "Break the Spell" jasno pokazuje, że i w UK można nagrać znakomity, atrakcyjny heavy metalowy kawałek w tradycyjnym stylu.
Potem dziesięć minut dla Robin Beck i te dwie kompozycje pełne i melancholii i wewnętrznych przemyśleń nie mogły zabrzmieć inaczej. W "Feel Like Going Home" jest to wszystko, co wyniosło brytyjski rock na wyżyny. Jest Sir Elton John, jest PROCOL HARUM i jest ten niepowtarzalny klimat, który w takiej muzyce generują wyłącznie Brytyjczycy.
Gdyby wytknąć słabszy punkt, to jest to "Unfinished Life". Za ostry, za prosty nawet jeśli wziąć pod uwagę, o czym opowiada. Trochę nie pasuje do ogólnego obrazu tej płyty.
Finał w postaci "Marylin" wynagradza to i tak się to powinno właśnie skończyć, z takim, a nie innym refrenem i taką dawką dostojnego smutku i światła, jakie tu rozbłyska. Monumentalne zwieńczenie całej opowieści, a warto jeszcze poczekać na to, co czeka słuchacza po krótkiej chwili ciszy. Wspaniałe duety wokalne, znów saksofon... zniewalające i oczarowujące zakończenie.
Wspaniały muzyczny pomnik SARACEN wystawił Marilyn Monroe.

Trudno dobrać słowa podsumowania, bo tak wiele trzeba, by powiedzieć i tak wiele, by się przy okazji pominęło.
Po prostu - wspaniała płyta.


Ocena: 9,8/10

30.09.2011
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#4
Saracen - Redemption (2014)

[Obrazek: 456791.jpg?4000]

Tracklista:
1. Rocamadour 04:45
2. Reacher 04:43
3. Give Me a Sign 03:40
4. Geraldine 03:44
5. Swords of Damascus 05:31
6. Road to Yesterday 04:24
7. Crusader 07:32
8. Catch the Wave 06:33
9. More than Missing You 03:57
10. Redemption (On the 6th Day) 07:14
11. You & I 04:27
12. Let Me See Your Hands 04:20
13. Ready to Fly 07:56

Rok wydania: 2011
Gatunek: melodic heavy metal/epic hard rock/rock
Kraj: Wielka Brytania

Skład zespołu:
Steve Bettney – śpiew
Rob Bendelow – gitara
Paul Bradder – instrumenty klawiszowe
Paul Highfield – gitara basowa
Tris Asbury – perkusja


"Marylin" był wspaniałą, niezapomnianą płytą. Zespół po trzech latach, mając w składzie nową sekcję rytmiczną, zdecydował się wydać kolejną, choć na powtórzenie artystycznych wyżyn z roku 2011 trudno było liczyć, bo Marylin Monroe była tylko jedna. We wrześniu 2014 wytwórnia Escape Music wydała "Redemption".

"Redemption" to album kompromisów i reminiscencji. Grupa zdecydowała się umieścić na nim dwie nowe, zresztą bardzo dobre wersje hard rockowych, epickich kompozycji Crusader i Ready to Fly z pierwszego LP "Heroes, Saints and Fools" (1981), a resztę gatunkowo zróżnicować, przez co całość nie ma zwartego stylistycznie charakteru. Z nowymi pomysłami na epicki hard rock wracają w dostojnym, melodyjnym i pełnym elegancji Rocamadour, który znalazłby swoje miejsce na "Vox In Excelso", dokładając w heroicznych klimatach najbliższy tu classic heavy metalowym standardom Swords of Damascus, opatrzony strzelistymi klawiszami. To jest znakomity utwór, pokazujący, że SARACEN ma w takim graniu duży potencjał i potrafi ubarwić to także bardziej delikatnymi, rockowymi fragmentami i melancholijnym charakterze. Oczywiście, trzeba w tym miejscu powiedzieć, że połowa sukcesu to wyborna forma wokalna Steve Bettney'a. Jego się na tej płycie słucha z ogromną przyjemnością.
W Reacher gościnnie zaśpiewał Richard Bendelow, który już w tym czasie nie był członkiem zespołu, to nie jest jednak zbyt udana kompozycja, z ciężkimi topornymi riffami zwrotek i takim sobie rock/ metalowym, sentymentalnym refrenem. Dosyć to nietypowe jak na SARACEN. Zaopatrzony gustownym pianinem Give Me a Sign w pewnym momencie wyrasta na wspaniały hymnowy song balladowy w stylu AOR, rozkwitający we wspaniałym i wspaniale zaśpiewanym refrenie. Więcej AOR, i to takiego bardzo wczesnego, z lat 80tych mamy w More than Missing You, ale to utwór się na tym albumie niczym nie wyróżniający, ostrożny i zachowawczy. Słabiej się prezentuje dosyć powszedni w melodii rockowej Geraldine, taki gdzieś z lat 70tych i mający cechy tak melodic rocka, jak i proto metalu. Road to Yesterday przypomina nagrania PROCOL HARUM z pewną ekspresją wokalnego wykonania w manierze Joe Cockera i to też po prostu umiarkowanie udana wycieczka w przeszłość brytyjskiego rocka. Jeszcze dalej w przeszłość, bo w lata 60-te wracają w Catch the Wave. Hammondy, piękne stylizowane na tamten okres solo gitarowe i łagodna melodia. Ładne i też trochę przypomina styl z "Marylin", ale to nie ten ładunek muzycznego geniuszu. A zaśpiewany w duecie z Karensa Kerr, która wystąpiła także na "Marylin" You & I jest piękny dopiero od momentu, gdy włączają się klawisze i nuta bllues rocka refren przesłodzony i zbyt sentymentalny w festiwalowym stylu. W rockowym, bezbarwnym Let Me See Your Hands poza krótką partią hammondów nie ma zupełnie nic ciekawego. Tytułowa kompozycja Redemption (On the 6th Day) należy do najdłuższych i najbardziej bogato zaaranżowanych, o charakterze epickim, posępnie refleksyjnym i przepięknym narastającym motywie przewodnim. A wszystko w umiarkowanym tempie, dostojnie, zdecydowanie i z gracją.
Tak trochę szkoda, że tego epickiego, majestatycznego grania nie ma więcej niż tego rockowego na tej płycie.
Jest jednak wspaniała produkcja duńskiego Mistrza Tommy Hansena. Po prostu zniewalająco piękne brzmienie, nasycone kolorami i mocą instrumentów.

SARACEN istnieje, występuje i nadal cieszy powodzeniem u fanów, których zgromadził czterdzieści lat temu, a pewnie i wśród ich dzieci, a może i wnuków. Może jeszcze coś kiedyś nowego nagrają.


ocena: 7,2/10

new 21.07.2023
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości