Serenity
#1
Serenity - Words Untold & Dreams Unlived (2007)

[Obrazek: R-2777818-1381077014-3638.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Canopus Three 04:31
2. Thriven 06:23
3. Dreams Unlived (Instrumental) 00:51
4. Reduced to Nothingness 04:55
5. Forever 06:43
6. Dead Man Walking 04:54
7. From Where the Dark Is Born 06:18
8. Words Untold (Instrumental) 00:58
9. Circle of My Second Life 05:33
10. Engraved Within 06:22

Rok wydania: 2007
Gatunek: Progressive Melodic Power Metal
Kraj: Austria

Skład:
Georg Neuhauser - śpiew
Thomas Buchberger - gitara
Simon Holzknecht - bas
Andreas Schipflinger - perkusja
Mario Hirzinger - instrumenty klawiszowe

Nazwiska członków grupy brzmią z niemiecka, to formacja pochodzi z Austrii, kraju, który raczej metalową potęgą nie jest, chociaż tamtejsza scena progresywnego power metalu jest dość rozległa i ceniona wśród fanów tego nurtu na świecie. Zespół powstał w roku 2001 i jest debiutantem. Ma  na koncie dwa wcześniejsze demo albumy, które jak zdążyłem się zorientować zebrały raczej przychylne opinie i recenzje. Ciekawostką łączącą grupę z Niemcami jest fakt, że płytę nagrano i wyprodukowano w Monachium. Jaką muzykę zawiera ten album, wydany w kwietniu przez Napalm Records?

Zróżnicowaną, jak na progresywny band przystało. Już pierwszy kawałek, otwierający album 'Canopus 3' jest tego znakomitym przykładem. Orientalne motywy, z pobrzmiewającym sitarem, klawisze tkające dość skomplikowane wzory w tle, mocna gitara o wyrazistym, ale nie ostrym brzmieniu, której nie powstydziłby się niejeden power/heavy metalowy zespół. Zgrabna, pewna siebie sekcja rytmiczna, to twarda i wysunięta, to znów jakby schowana i delikatnie pobrzękująca gdzieś na obrzeżach. Dobry, czysto śpiewający wokalista Georg Neuhauser wspierany bezbłędnymi technicznie chórkami w refrenach. Taka jest cała płyta. Ciekawa. Melodie niby proste, ładne, wpadające w ucho, ale jednocześnie ubarwione nieoczekiwanymi zmianami tempa, tonacji z nierównomiernym rozłożeniem akcentów. Progresywnie, ale w tym pozytywnym słowa znaczeniu. Zespół gra dla słuchacza a nie dla siebie, nie wymaga więc od nas przeprowadzenia analizy tego, co rzekomo kryje się w głębi aranżacyjnych łamańców. Tutaj wszystko jest na wierzchu.

Nie ma sensu analizować każdego z utworów po kolei, gdyż wszystkie zawierają kompozycyjne niespodzianki. Chwilami delikatnie, momentami hardrockowo, melanholijnie, ale optymistycznie raczej. Tu i ówdzie słyszymy fortepianowe wstępy i interludia, sprawne, nieobliczone na neoklasyczną manierę. Czasem nucimy sobie rytmiczny refrenik wraz z wokalistą, któremu można zarzucić jedynie to, że jego głos momentami jest za delikatny, zwłaszcza gdy gitara wycina potężne powerthrashowe, riffy. W niektórych fragmentach słyszymy niewielkie deathowo-blackowe wstawki wokalne. Obydwa tytułowe utwory to instrumentalne miniatury, krótkie przystanki przed tym, co ma nastąpić za chwilę. Pozostałe numery są dłuższe, ale bez przesady. Na szczęście nie ma wśród nich piętnastominutowych maratonów, które po trzech minutach chce się już wyłączyć. Produkcja jest bardzo dobra, brzmienie typowo niemieckie - klarowne i wyważone. W sumie album wydaje mi się dojrzały i przemyślany. Sądzę, że jest on w stanie trafić w upodobania zarówno miłośników melodyjnego powerowego grania, jak i tych, którzy preferują progresywną złożoność kompozycji. Z pewnością nie jest to dzieło wytyczające nowe tory i trendy, ale myślę, że warto zwrócić na nie uwagę.


Ocena: 7.5/10

1.05.2007
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Serenity - Death & Legacy (2011)

[Obrazek: R-4512935-1522527128-4810.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Set Sail To... (Intro) 00:29
2. New Horizons 06:49
3. The Chevalier 05:32
4. Far From Home 04:48
5. Heavenly Mission 05:24
6. Prayer (Interlude) 01:22
7. State Of Siege 06:48
8. Changing Fate 05:42
9. When Canvas Starts To Burn 04:48
10. Serenade Of Fiames 04:55
11. Youngest Of Widows 04:08
12. Below Eastern Skies (Interlude) 01:35
13. Beyond Desert Sands 04:54
14. To India's Shores 04:34
15. Lament (Interlude) 00:40
16. My Legacy 04:45

Rok wydania: 2011
Gatunek: Progressive Symphonic Power Metal
Kraj: Austria

Skład zespołu:
Georg Neuhauser - śpiew
Thomas Buchberger - gitara, bas
Andreas Schipflinger - perkusja, śpiew
Mario Hirzinger - instrumenty klawiszowe, śpiew

Jest to trzecia od 2007 roku płyta tego zespołu z Tyrolu, nieco opóźniona w stosunku do planowanej daty premiery i ostatecznie wydana przez Napalm Records w lutym bieżącego roku. Grupa po odejściu basisty nie znalazła jednak dosyć długo stałego następcy i partie tego instrumentu nagrał ostatecznie gitarzysta Buchberger. SERENITY na dwóch poprzednich albumach prezentował muzykę z kręgu melodyjnego, progresywnego, ale przystępnego power metalu. Tym razem poszli w nieco w innym kierunku i to już jest raczej power metal symfoniczny czy też mocno wsparty elementami symfonicznymi, a także znanymi głosami żeńskimi, które pojawiają się gościnnie w kilku kompozycjach.

Bardzo grzeczne, poukładane granie z tego wszystkiego wyszło. Neuhauser bardzo dobrze się czuje w takim graniu, to wokalista o przyjemnym głosie, śpiewający bardzo czysto i nie nadużywający wysokich rejestrów. Wspomagają go bardzo eleganckie chórki, a gdy milknie, dochodzi do głosu symfonika.
Orkiestracje są monumentalne, wzbogacone o chóry i takim dosyć reprezentatywnym dla całości utworem jest "New Horizons". Ładna melodia i takich jest tu bardzo dużo. Dużo jest jednak i tych chwil symfonicznych, nawet czasem za dużo i zbyt barokowo to brzmi już w takim sobie melodic metalowym balladowym "The Chevalier", gdzie śpiewa jako drugi głos żeński Ailyn (Pilar Giménez García) z SIRENIA i śpiewa dużo lepiej niż na ostatniej płycie SIRENIA. Jednak to jest nieco zbyt rozbuchane formalnie i tak jakoś zespół popada w koleinę tego bardzo modnego ostatnio melodyjnego power metalu symfonicznego, bogatego formalnie, ale nieco ubogiego w treści. Dobrze się tego słucha, zarówno "Far From Home" ze śladowymi pierwiastkami folka, jak i "Heavenly Mission", gdzie wszystko jest ugładzone maksymalnie i maksymalnie wypośrodkowane w kierunku łagodnego melodic grania. Trochę Buchberger zawodzi w solach. Przy całym przepychu drugiego planu, te sola nie zawsze trzymają poziom muzyczny całości. W "Heavenly Mission" oba są jednak wyborne i pełne pasji. Ailyn znów można usłyszeć w interludium "Prayer", po którym mamy, lekki epicki, rycerski w części pierwszej "State Of Siege". Łagodny i wypolerowany symfoniką trochę za bardzo w końcu zaczyna skręcać w mało emocjonujący melodic metal, ale już pieśń barda "Changing Fate" z gitarą akustyczną i duetem, gdzie żeński głos to oczywiście Amanda Somerville, to utwór ujmujący bezsprzecznie.
Płyta jest bardzo długa. To niemal 70 minut i w pewnym momencie musieli coś zrobić, aby to granie nieco bardziej ożywić. Wydaje się, że takie ożywienie przyniesie mocniej rozpoczynający się "When Canvas Starts To Burn" jednak i ten power metal jest zaraz łagodzony w delikatnym refrenie. Nieco dynamicznych progresywnych power metalowych zagrywek jest w "Serenade Of Fiames" to jednak tylko przygrywka do melodic symfonicznego utworu z chórami i gościnnym udziałem Charlotte Wessels z DELAIN w duecie z Neuhauserem. Trochę bez historii jest tu melodic power metalowy "Beyond Desert Sands" z ulotnymi śladami orientalnymi, bardzo poprawny, ale na tym albumie się niczym niewyróżniający. "Lament" jest niejako wstępem do "My Legacy", ta kompozycja jest chyba najlepsza na całej płycie. Kiedy trzeba delikatna, kiedy trzeba mocniejsza i bardzo to jest zgrabnie połączone ze sobą przy okazji przebojowej melodii.
Wersja limited zawiera dwie dodatkowe kompozycje, "Youngest Of Widows" i "To India's Shores". Pierwsza to dynamiczny i co najmniej bardzo dobry power z umiarkowaną dawką symfoniki, większym zębem i większą energią wykonany niż to, co jest na wersji podstawowej, zaś druga to romantyczny melodic metal zaaranżowany bogato i zaśpiewany głosem pełnym emocji.
Oba utwory chyba powinny znaleźć na wersji podstawowej, bo to jest właśnie to urozmaicenie i ubarwienie całości.

Bardzo grzeczna, poukłada płyta. To jest najbardziej zauważalne. Tego cukru w cukrze jest 100%, co jednak nie przeszkadza się delektować, jeśli nie całością, to przynajmniej obszernymi fragmentami poszczególnych kompozycji. Te są dopracowane bardzo starannie i oprawione w doprawdy znakomite brzmienie. To najlepiej wyprodukowany album tego zespołu i jeden z najlepiej brzmiących w gatunku z tych, które pojawiły się w ostatnich latach.
Ta płyta powinna zadowolić i zainteresować fanów melodic symphonic power o romantycznym, lekko epickim charakterze.



Ocena: 7.9/10

25.02,2011
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
Serenity - War of Ages (2013)

[Obrazek: R-4454160-1586971617-4537.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Wings of Madness 05:51
2. The Art of War 05:08
3. Shining Oasis 05:08
4. For Freedom's Sake 04:35
5. Age of Glory 06:38
6. The Matricide 04:56
7. Symphony for the Quiet 04:57
8. Tannenberg 05:49
9. Legacy of Tudors 05:01
10. Royal Pain 04:46

Rok wydania: 2013
Gatunek: Progressive Symphonic Power Metal
Kraj: Austria

Skład zespołu:
Georg Neuhauser - śpiew
Clémentine Delauney  - śpiew
Thomas Buchberger - gitara
Fabio D'Amore - gitara basowa
Andreas Schipflinger - perkusja, śpiew
oraz
Oliver Philipps - instrumenty klawiszowe, śpiew, pianino, gitara


W nieco zreorganizowanym składzie nagrany został czwarty album SERENITY  z Tyrolu. Pojawił się basista Fabio D'Amore  znnayz FAIRYLAND i PATHOSRAY oraz, co szczególnie ważne, Clémentine Delauney jako drugi, żeński głos. SERENITY korzystało juz pomocy wokalistek wcześniej, jednak po raz pierwszy znalazła się jedna w stałym składzie grupy. Jej rola jest tu bardzo duża, bo to nie tylko dodatkowe wokale poboczne, ale i duety i własne partie. Osobiście nie uważam, by Clémentine Delauney wywierała na tym albumie wstrząsające wrażenie, ale trudno jest wywrzeć takie wrażenie, gdy partnerem przy mikrofonie jest kapitalny i niesamowity Georg Neuhauser. Owszem, Clémentine śpiewa bardzo dobrze i przez to została zauważona przez VISION OF ATLANTIS, gdzie zresztą przeszła jeszcze w tym samym, 2013 roku.

Tematyka albumu jest luźno powiązana z ważnymi wydarzeniami historycznymi i na tę okoliczność członkowie SERENITY przybrali specjalne pseudonimy np Georg Neuhauser to Henry VIII, Delauney to Bathory, a Andreas Schipflinger to Ulrich von Jungingen. Trudno jednak uznać liryki tego LP za wnoszące cokolwiek do wiedzy historycznej słuchacza, co słychać w nijakim tekście do Tannenberg, czyli opowieści o bitwie pod Grunwaldem, gdzie nawet nie bardzo wiadomo, z jakiej pozycji zespół opowiada o tym wydarzeniu, ale chyba z pozycji Krzyżaków, których udało się nam tak skutecznie tam pobić.
Podobnie pełne uników i określonych przekłamań są i inne teksty na tej płycie.
Nie one są jednak najważniejsze. Liczy się muzyka i głosy, a tym trudno cokolwiek zarzucić poza tym, że SERENITY nic nie wnosi do bardzo poukładanej i ugrzecznionej konwencji metalu/power metalu symfonicznego, która budował przez lata.
Jest to po prostu zestaw melodyjnych, niezbyt szybkich kompozycji z udanymi zapadającymi w pamięć refrenami wspaniale po raz kolejny zaśpiewanymi przez Georga Neuhausera. Nie jest to ani epickie, ani drapieżne, ani agresywne - jest zaś na pewno odprężające i miłe dla ucha, jeśli dla słuchacza wokal żeński nie stanowi przeszkody. Niektóre fragmenty przypominają w aranżacjach RHAPSODY we wszystkich odmianach, orkiestracje i plany symfoniczne autorstwa związanego od lat z zespołem Olivera Philippsa wysmakowane i dopracowane. Także pianino brzmi bardzo elegancko i kilka razy jak choćby w For Freedom's Sake, czy Symphony for the Quiet Georg ma okazję zaprezentować swój kunszt w śpiewaniu balladowych songów. Najgorzej muzycznie wypada nieszczęsny Tannenberg, stojący pośrodku radiowego rocka i festiwalowej piosenki i to taki trochę zawstydzający fragment tego albumu.

Brak trochę także jakieś zdecydowanie wybijającej się przebojowej kompozycji, choć te cechy poniekąd ma Royal Pain z kapitalnym refrenem, zaśpiewanym zresztą przez Clémentine Delauney, która tutaj śpiewa bez manieryzmu i omdlewania i wypada znakomicie.
Produkcja jest przepiękna. Materiałem "zaopiekował" się Czech Jan Vacik, a on nie wypuszcza bubli. Doskonałe, wspaniałe brzmienie, wzorcowe dla gatunku. Wypieszczony jest każdy detal, każdy instrument i każda sekunda na tym albumie.
Album z pewnością spodoba się wszystkim, dla których melodia jest ważna i ich metalowy świat nie zamyka się w granicach USPM.


Ocena: 8/10

new 3.01.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#4
Serenity - Fallen Sanctuary (2008)

[Obrazek: R-3628791-1338012968-7234.jpeg.jpg]

Tracklista: (wersja digipak NPR 250)
1. All Lights Reversed 06:19
2. Rust of Coming Ages 04:32
3. Coldness Kills 05:29
4. To Stone She Turned 05:00
5. Fairytales 04:55
6. The Heartblood Symphony 05:29
7. Velatum 04:31
8. Derelict 04:28
9. Sheltered (By the Obscure) 05:02
10. Oceans of Ruby 04:15
11.Journey's End 05:01

Rok wydania: 2008
Gatunek: Progressive Melodic Power Metal
Kraj: Austria

Skład:
Georg Neuhauser - śpiew
Thomas Buchberger - gitara
Simon Holzknecht - bas
Andreas Schipflinger - perkusja
Mario Hirzinger - instrumenty klawiszowe
oraz :
Sandra Schleret - śpiew
Markus Wenzel  - harsh
Oliver Philipps - instrumenty klawiszowe, orkiestracje
Jan Vacik - pianino


Jest to druga płyta SERENITY, którą wydała w sierpniu 2008 ponownie wytwórnia Napalm Records.

W stosunku do debiutu niby wielkie zmiany nie zaszły, ale jednak słychać tu większy nacisk na elementy progresywne, w większości refleksyjny klimat oraz bogatsze aranżacje. No i co oczywiście najważniejsze, wokalny talent Georga Neuhausera ujawnił się z pełną mocą.
Zasadnicze kierunki muzyczne wyznacza otwierający ten LP ciepły i nastrojowy, zagrany w umiarkowanym tempie All Lights Reversed z wysmakowanymi planami symfoniczno - klawiszowymi i zdecydowanie nastawiony na ekspozycję Neuhasera, który jest w dyspozycji fenomenalnej, więc ta ekspozycja wcale nie dziwi. Zresztą, jeśli popatrzeć na ten album z ogólnej perspektywy, to oni tu cały czas grają pod wokalistę, mimo zastosowanych różnorodnych środków artystycznego wyrazu. Neuhauser jest fantastyczny, gdy głosem maluje te różne emocje... Tak jak w romantycznym, a zarazem pełnym ekspresji symfonizacjach Velatum, z gitarą akustyczną jako jednym z zasadniczych elementów. Dynamiczniejsze utwory pulsują gitarą i zwiewną sekcją rytmiczną, mają cechy pastelowych przebojów z melodic metalowymi refrenami i w ciekawy sposób to połączono w Rust of Coming Ages oraz w To Stone She Turned, a także w bogato zaaranżowanym Oceans of Ruby, ze świetnym solem, nieskazitelnymi harmoniami wokalnymi w chórkach i sensownie wplecionym harshem Markusa Wenzela. Urzeka elegijny nastrój początku Coldness Kills, potem jednak jest tu więcej klasycznego romantycznego grania melodic metalu w niemieckim stylu, ale z austriacką elegancją.
Wchodzą w delikatnie i dyskretnie podaną progresywność w The Heartblood Symphony, ale i tu potrafią dodać atrakcyjną melodię. Podobnie jest w najbardziej chyba progressive power metalowym tutaj Derelict. Szczególne miejsce na tym albumie zajmuje Sheltered (By the Obscure), bardzo interesująca kombinacja progressive symphonic metalu z epicką opowieścią podaną skromnie, bez pompatycznego zadęcia. Ten utwór zwiastuje pewne inne muzyczne fascynacje zespołu, które ujawniły się dopiero po latach. Zresztą, znajdująca się tylko na wersji digipak i japońskiej pieśń barda Journey's End to także potwierdza.

Grupa nabrała pewności, to nie podlega dyskusji, także w sposobie gry gitarzysty Thomasa Buchbergera. Czego SERENITY dobrze nie potrafił zrobić sam, to zrobili to zaproszeni goście. Jest tu harsh od czasu do czasu, jest piękny wokal w wokalizach żeńskich Sandry Schleret z SIEGFRIED, a pełne romantyzmu i delikatności partie pianina zagrał Jan Vacik z DREAMSCAPE i to słychać w dobrej balladzie Fairytales oraz kilka razy w innych miejscach. Dużo się tu dzieje w aranżacjach, niezwykle czytelnych dzięki krystalicznej produkcji, której najwięcej kolorytu nadali Jan Vacik i mastering Mistrza Jacoba Hansena.
Z całą pewnością krok naprzód w stosunku do debiutu i bardzo poważny krok naprzód w karierze Neuhausera, to pewne.


ocena: 8,3/10

new 28.09.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#5
Serenity - Codex Atlanticus (2016)

[Obrazek: R-8331980-1459527914-9243.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Codex Atlanticus 01:56
2. Follow Me 03:52
3. Sprouts of Terror 05:14
4. Iniquity 05:33
5. Reason 04:13
6. My Final Chapter 04:11
7. Caught in a Myth 05:33
8. Fate of Light 04:43
9. The Perfect Woman 05:04
10. Spirit in the Flesh 05:00
11.The Order 05:23
bonus
12.Forgive Me 05:32
13.Sail 04:13
14.My Final Chapter (orchestral version) 04:13

Rok wydania: 2016
Gatunek: Symphonic  Melodic Power Metal
Kraj: Austria

Skład zespołu:
Georg Neuhauser - śpiew
Christian Hermsdörfer - gitara, gitara akustyczna
Fabio D'Amore - gitara basowa
Andreas Schipflinger - perkusja
oraz
Jan Vacik - instrumenty klawiszowe, pianino
Lukas Knöbl  - orkiestracje, programowanie

"War Ages" był albumem bardzo dobrym, ale jednak było w tym coś powszedniego. Po trzech latach w ponownie zmienionym składzie SERENITY proponuje nieco inny melodyjny power metal i z innym już gitarzystą - Christianem Hermsdörferem, który wcześniej w latach 2011-2013 występował w VISION OF ATLANTIS, potem też w BEYOND THE BLACK, a dołączył w roku 2015 w miejsce podstawowego wieloletniego gitarzysty Thomasa Buchbergera, który odszedł w 2014. Album "Codex Atlanticus" wydała wytwórnia Napalm Records w styczniu 2016 roku, a w Japonii, bo trudno sobie wyobrazić brak japońskiego wydania uwielbianego tam SERENITY, nakładem Avalon.

Gdy śpiewa Georg Neuhauser, to należy po prostu wstać. Gdy śpiewa tak, jak na tym albumie i w takim jak tutaj stylu, trzeba po prostu stanąć na baczność... Georg tym razem jest sam, duety to tu tylko wyjątkowo skromny dodatek, choć w symfonicznym intro Codex Atlanticus wokalizy żeńskie to piękny głos Amandy Somerville. Georg śpiewa sam i jest po prostu fenomenalny. Jest fenomenalny w kompozycjach o łagodnym, delikatnym charakterze, bo tym razem nie ma tu wycelowanej w radio zabarwionej progresywnością typowej przebojowości. Jest to muzyka niesamowitych emocji, gdzie gitara i klawisze znakomitego czeskiego klawiszowca Jana Vacika oraz programowane gustowne orkiestracje Lukasa Knöbla z ILUMINATA są przepiękne, ale to jednak tylko tło do tego, co tu robi Czarodziej Georg. Neuhaser hipnotyzuje, jego magnetyzm jest nieodparty. No i nie jest to żadna poezja śpiewana, to melodic power metal muzycznie wysublimowany i niebywale elegancki. 
Rozpoczynający się od pianina Follow Me tak swobodnie się rozkręca w dynamiczny nieskomplikowany sposób... Wyborna prostota, wyborny refren. Zza mocnego power metalowego riffu Sprouts of Terror wyrasta nagle ogród drugiego planu symfonicznego, a potem Georg po prostu buduje tu coś zupełnie nieoczekiwanego, dramatycznego. Te kompozycje mają niesamowite refreny, są po prostu perfekcyjne w tym malowaniu emocjami w każdej sekundzie.

Uczta, po prostu uczta złożona z kapitalnych melodii i wzruszeń, no bo co można powiedzieć innego o dostojnym i wolniejszym Iniquity z chórami, czy też o pełnym zwiewnego dynamizmu ale równocześnie tak pastelowo refleksyjnym Reason. Georg Arcymistrz, Georg Czarodziej... Wyciska niejedną łzę wzruszenia w przecudownej urody songu My Final Chapter, który na tej płycie pojawia się także w mocniejszej wersji symfonicznej, a na wersji japońskiej także w wersji instrumentalnej, ale co to za My Final Chapter bez Georga...
Caught in a Myth to heroiczny symfoniczny power metal w stylu innego austriackiego bandu DRAGONY, ale przy całym szacunku dla tej grupy, nigdy nie zagrają tego tak, jak to tu gra SERENITY. Co za epicka moc utkana z eleganckiej łagodności! A Fate of Light tylko to potwierdza. W The Perfect Woman towarzyszy mu Amanda Somerville i pianino Vacika, i tu jeden raz się SERENITY zbliża do nieco mainstreamowego rock/metalu, zresztą także w chwytliwej i romantycznej kompozycji. Taki utwór chyba musiał się na tym albumie znaleźć, to trochę jak KISKE/SOMMERVILLE bis ze względów marketingowych może, i mimo wszystko powinien być bonusowy, bo aranżacją i klimatem odbiega jednak od reszty. Natomiast Spirit in the Flesh to stylistyczna kontynuacja Fate of Light, heroicznego symfonicznego metalu w pełnej gracji formie, a monumentalizm i patos The Order zachwyca i porusza.
Jeśli chodzi o kompozycje bonusowe, to Forgive Me to przepiękny popis Geoga Neuhasera w łagodnej balladzie. No po prostu naprawdę Arcymistrz rockowego śpiewu, także w utworze Sail zaśpiewanym w duecie z jego autorką Nataschą Koch (Tasha). Och, jakie to piękne, jakie pełne wdzięku i z jakim fenomenalnym refrenem. Klasa! I Tasha przyćmiła tu Amandę Somerville...
Jan Vacik to mistrz tworzenia soundu do muzyki SERENITY. Wzorcowe brzmienie, tym razem bardzo tradycyjne dla stylu austriackiego i niemieckiego symfonicznego metalu. Kapitalnie ustawienie planów klawiszowych, ogólnie tła i brzmienia gitary.
Christian Hermsdörfer gra inaczej niż Thomas Buchberger, gra przepięknie sola, gra czytelnie, gra także dla Georga. A  Georg... No cóż, to po prostu Niezwykłe Zjawisko i tyle.

Wspaniała, przemyślna w najdrobniejszych szczegółach płyta.


ocena: 9,9/10

new 13.11.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#6
Serenity - Lionheart (2017)

[Obrazek: R-11048210-1508880161-2590.jpeg.jpg]

Tracklista: (wersja NPR 721 DP)
1. Deus lo Vult 01:52
2. United 05:33
3.Lionheart 04:38
4. Hero 04:24
5. Rising High 03:31
6. Heaven 04:09
7. King's Landing 02:10
8. Eternal Victory 04:41
9. Stand and Fight 04:25
10. The Fortress (of Blood and Sand) 04:26
11.Empire 04:27
12.My Fantasy 04:45
13.The Final Crusade 05:37

Rok wydania: 2017
Gatunek: Symphonic Melodic/Power Metal
Kraj: Austria

Skład zespołu:
Georg Neuhauser - śpiew
Christian Hermsdörfer - gitara, gitara akustyczna, harsh
Fabio D'Amore - gitara basowa
Andreas Schipflinger - perkusja


"Lionheart" to wydany przez Napalm Records w październiku 2017 epic fantasy koncept (choć tak nie do końca) i jak na razie ostatnia płyta SERENITY.

Podobno świat zmierza w kierunku globalizacji i unifikacji. Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie, jednak w tym obszarze i nurcie znalazł się tyrolski SERENITY. Może nie ma tu tego tyrolskiego (a może bawarskiego?) jodłowania, ale znacznie zbliżenie do stylistyki DRAGONY czy innych heroicznie fantasy symfonicznych austriackich bandów z mieszanymi duetami wokalnymi na pewno. To, że jest tu trochę harshu Christiana Hermsdörfera niczego nie zmienia, bo zaproszone wokalistki równoważą chropowatość przekazu w tych momentach, a wokal Georga jest tym razem wyjątkowo ułożony.
Sukces i znaczenie symfonicznego fantasy power metalu z Austrii jest niewątpliwy, ale dyskontowanie go przez SERENITY budzi wątpliwości. Początek tego albumu (United, Lionheart) to po prostu nudnawe granie tego, co gra DRAGONY w umiarkowanym tempie z ułożeniem wszystkiego w eleganckiej formie w każdej sekundzie o może dopiero refren w bardzo grzecznym melodic metalowym Hero budzi większe zainteresowanie. Tu też koniecznie trzeba powiedzieć, że w tę stylistykę wpisał się także sam Neuhauser. Jest taki ściśnięty w pewnej łagodnej, wypolerowanej konwencji wokalnej, gdzie prawdziwych swoich możliwości nie bardzo ma jak pokazać. Drobne podkręcenie tempa, wyrazistsze chórki lepsza rytmika i od razu jest znacznie lepiej w Rising High. O tak, znacznie lepiej! W Heaven romantyczny duet Georga z Katją Moslehner, ale ta łagodna kompozycja ma mało cech metalowych, a symfoniczny rock metal z paniami i duetami z Austrii słyszało się w lepszym wydaniu. Takie zbyt przesłodzone, jak z filmu animowanego, na przykład  "Pocahontas" czy podobnego w treści. King's Landing to niejako wstęp do fanfarowego Eternal Victory, trochę to ogólnie przypomina KALEDON i zresztą sporo tu jest wątków  typowych dla italian flower power na całej płycie. Zresztą, trudno się dziwić, bo przecież to austriacki symfoniczny power metal wyrasta z tradycji włoskiej, a nie odwrotnie. Co w tej kompozycji fajne, to chóry i pewna część refrenu. Jeśli kompozycja ma tytuł Stand and Fight, a brzmi jak opowieść o urodzinach Siedmiu Krasnoludków, to jest to pewnego rodzaju nieporozumienie. Ugładzony refren bardzo trywialny i ograny, a orkiestracje jak z wiedeńskiej filharmonii też nie bardzo do tego pasują. Niezbyt szybki The Fortress (of Blood and Sand) to we wstępie dobry bojowy klimat, ale po raz kolejny się to rozpływa w miałkim refrenie. Partie zwrotek i instrumentalne tu zdecydowanie górują i dosyć ciekawie jest wpleciony dyskretnie motyw orientalny. Empire ponownie w stylu DRAGONY, miękko i gładko, ale już refleksyjny song My Fantasy z udziałem Vacika w wokalach  pobocznych oraz znakomitego greckiego multiinstrumentalisty Boba Katsionisa, który tu zagrał solo gitarowe, jest przejawem bardziej ambitnego podejścia SERENITY do power metalu. To jednak także nie jest żadne arcydzieło...
Czy może się podobać finał w postaci The Final Crusade? Umiarkowanie. Tu w duecie z Georgiem Federica Lanna z włoskiego SLEEPING ROMANCE i harsh na dokładkę. Rytmicznie, spokojnie, rock/metalowo i nawet bez tego harshu mogłoby się obyć. Pompatyczny finał i napisy końcowe. W miarę sympatyczny film, na który drugi raz jednak chyba bym nie poszedł.

Georg ogólnie poprawny na wysokim poziomie, natomiast zupełnie nie rozumiem co tu się stało z Christianem Hermsdörferem. Sola jakie tu gra są w większości bezsensowne i może pasowałyby do mocno zaawansowanej progresywnie muzyki, ale tu wcale. Orkiestracje są stosunkowo ubogie, dobre, ale ubogie i jak nie ma Lukasa Knöbla na austriackiej płycie, to jednak i efektu nie ma też... Ogólnie brzmienie jest dobre, miękkie, choć ustawienie gitary dosyć modern. Jan Vacik zadbał, by przynajmniej w tym aspekcie nie było aż tak bardzo typowo dla Austrii.
Wszystko niby w ramach gatunku, ale gdy się dokładniej przyjrzeć, to raczej jest to elektryczna muzyka dla matek z dziećmi w ramach ścieżki filmowej obrazu o księżniczkach i rycerzach.


ocena: 7,3/10

new 23.11.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#7
Serenity - The Last Knight (2020)

[Obrazek: R-14874857-1583253044-3073.jpeg.jpg]

Tracklista:
1.The Last Knight 02:03
2. Invictus 04:19
3. Set the World on Fire 04:26
4. Keeper of the Knights 04:43
5. Souls and Sins 04:40
6. My Kingdom Comes 04:33
7. Queen of Avalon 04:32
8. My Farewell 04:54
9. Down to Hell 04:41
10.Wings of Pride 04:04
11.Call to Arms 04:22

Rok wydania: 2020
Gatunek: Symphonic Melodic/Power Metal
Kraj: Austria

Skład zespołu:
Georg Neuhauser - śpiew
Christian Hermsdörfer - gitara, gitara akustyczna
Fabio D'Amore - gitara basowa
Andreas Schipflinger - perkusja

Łagodny i pełen elegancji symfoniczny power metal coraz bardziej staje się eksportową muzyczną wizytówką Austrii i SERENITY po raz drugi, po "Lionheart" zdecydowanie obiera ten właśnie kierunek na wydanej przez Napalm Records w styczniu 2020 płycie "The Last Knight".

Jak zwykle, piękne "cinematic" intro The Last Knight wprowadza w świat metalu pełnego wspaniałego śpiewu Georga Neuhausera, wyrazistych planów symfonicznych i heroizmu potraktowanego w stonowany sposób, ale pełnego pompatyczności. Także progresywności, nie zawsze w pełni uzasadnionej jak w potoczystym i znakomitym w  jednoznacznie flower power refrenie utworze Invictus. My Kingdom Comes to na początku taki fanfarowy power metal bez fanfar, potem ten wyważony progresywny i agresywny pierwiastek (harsh!) i tu akurat ten mix progresji i pełnej dostojnej dumy formy przekazu charakteryzującej chociażby FALCONER, jest dobrany idealnie. SERENITY rzadko się ucieka do używania ornamentacji rycerskiego folka, ale to zostało wykorzystane we wspaniałym Queen of Avalon, i po raz kolejny podniosły, a zarazem skoczny i pełen rycerskiego stylu utwór czaruje na tym albumie. Dewastujący refren, może mało oryginalny, ale po prostu dewastujący!
Prostszych i bardziej odpowiadających gustom fanów typowego melodic power z elementami radiowego hard rocka także tu nie brakuje (Set the World on Fire i gościnnie Herbie Langhans!) i tu SERENITY ostrożnie balansuje na granicy power i takiego właśnie rocka dla niemal wszystkich. Powiedzmy, jak na tę ekipę zabieg dosyć zachowawczy i stanowiący ukłon w stronę rock/metalowego mainstreamu. Gdyby jednak zaliczyć do tej kategorii także Keeper of the Knights, to ta kompozycja jest świetna i wzorcowa w chwytliwej melodii, no i jednak Georg to Mistrz w wykonywaniu podobnych rzeczy. Łagodny super elegancki killer! I zaraz potem drugi fenomenalny numer Souls and Sins, och wspaniały, malowany emocjami i z pięknym przejściem do zniewalającego refrenu. I te gitarowe i grane unisono klawiszami inkrustacje - klasa światowa, po prostu najwyższa półka. Nie pierwsze i nie ostatnie chwytające za serce solo Christiana Hermsdörfera na tej płycie. Wspaniale gra Christian w tych ciepłych pełnych niuansów solach albumu "The Last Knight".
A Georg? Jakże wzrusza w może i nieco festiwalowym songu My Farewell z orkiestracjami i pianinem... Doskonale głosem buduje nastrój w Down to Hell, rytmicznym, bujającym rockowo, nowoczesnym w refrenie i to jest także hit z modern planem drugim tworzonym przez klawisze i elektronikę. I jakże charakterystyczny dla stylu austriackiego jest Wings of Pride i brzmi to jak najlepsze utwory DRAGONY. A na zakończenie chóry, symfonika, mocna gitara i wyborny wokal Georga w powalającym Call to Arms, gdzie znalazły się przynajmniej trzy najwyższej klasy motywy muzyczne. Moc!

Znakomita realizacja planów dalszych, bardzo dobrze zrobiona perkusją, czysty mocny bas i umiejętnie zmieniana barwa gitary w różnych utworach. I łagodnie i ostro i klasycznie symfonicznie i lekko modern. Wyborna mieszanka soundu!
Poziom "Codex Atlanticus" to nie jest, ale brakuje niewiele i jest to na pewno zdecydowanie lepszy album niż "Lionheart".


ocena: 9,5/10

new 3.02.2020
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#8
Serenity - Nemesis AD (2023)

[Obrazek: 1164899.jpg?3807]

Tracklista:
1.Memoriae Alberti Dureri 01:32
2. The Fall of Man 04:12
3. Ritter, Tod und Teufel (Knightfall) 04:20
4. Soldiers Under the Cross 03:49
5. Reflections (of AD) 08:06
6. Sun of Justice 04:10
7. Nemesis 04:17
8. The End of Babylon 04:02
9. Crowned by an Angel 04:14
10.Just the Sky Is the Limit 03:26
11.The Fall of Man (orchestral version) 03:41

Rok wydania: 2023
Gatunek: Symphonic Melodic/Power Metal
Kraj: Austria

Skład zespołu:
Georg Neuhauser - śpiew
Christian Hermsdörfer - gitara, gitara akustyczna
Marco Pastorino - gitara
Fabio D'Amore - gitara basowa
Andreas Schipflinger - perkusja

Dziś, 3 listopada 2023 Napalm Records wydaje kolejny album SERENITY. Po raz kolejny ważna data dla fanów tego zespołu, fanów talentu Georga Neuhausera i melodyjnego heroicznego symfonicznego power metalu. No i do tego dochodzi pojawienie się w składzie zespołu Marco Pastorino, którego nikomu przedstawiać przecież nie trzeba.

Memoriae Alberti Dureri to oczywiście pełne elegancji symfoniczne intro, a potem The Fall of Man, gdzie oprócz Neuhausera zaśpiewał gościnnie Roy Khan! Pięknie zaśpiewał swoją partię przypominając najlepsze czasy z KAMELOT, ale i CONCEPTION.
Ogólnie ten album jest w dużej mierze prostą kontynuacją poprzedniego i to słychać tak w The Fall of Man jak i prezentowanym wcześniej Ritter, Tod und Teufel (Knightfall). Ten wiodący motyw z Ritter, Tod und Teufel (Knightfall) jest taki naiwnie urzekający prostotą, a do tego słychać, jak bardzo tu się przydaje ta druga gitara Pastorino. Zgranie i solówki są po prostu wyborne. Łagodna epickość, coś z pieśni minstrela to delikatnie zaaranżowany i nabierający nieco mocy tylko w refrenach Soldiers Under the Cross i w takich utworach się ujawnia pełnia talentu Georga Neuhausera. Najdłuższy Reflections (of AD), będący osią kompozycyjną albumu, pojawia się dosyć wcześnie i sporo w tym nawiązań do stylistyki włoskiej, wyrosłej na gruncie RHAPSODY i to słychać w połączeniu pastelowych partii symfonicznych z głosem Neuhausera w partiach najłagodniejszych i romantycznym rozwinięciu, choć może ten rockowy styl prowadzenia tych głównych motywów jest, powiedzmy szczerze, mało oryginalny. I klasyczne przyspieszenia w manierze italo flower fantasy power... Tak, jest Pastorino i jest więcej stylu włoskiego, także w Sun of Justice i po raz kolejny na tym albumie motyw przewodni grany przez gitarzystów jest wyborny, ale jakoś do końca się to nie przekłada na ogólny wyraz melodii udanej, ale zbyt gładkiej.
Nemesis to nieco wpływów orientalnych i może po raz pierwszy wyłania się tu refren bardzo atrakcyjny i chwytliwy w stylu pewnych dawniejszych dokonań SERENITY oraz bliższy standardom niemieckim niż włoskim. Więcej symfoniki, więcej smutnej, refleksyjnej atmosfery w The End of Babylon i tu ten łagodny charakter albumu nabiera najgłębszych barw. To w opcji aranżacyjnej i melodii najbardziej przemyślany utwór z tego albumu. No, a Crowned by an Angel już niestety jest nijakim songiem, nazbyt ugrzecznionym i z raczej nijaką, nadmiernie romantyczną, festiwalową melodią. I solidne w tym stylu zakończenie w postaci Just the Sky Is the Limit jest tylko solidnym, reprezentatywnym dla idei ogólnej albumu, finałem.

Mix i mastering wykonał Mistrz Sascha Paeth i to brzmi oczywiście bardzo dobrze, ale nie przypominam sobie, by wcześniej tworzył on sound tak mało soczysty...
Szkoła włoska (RHAPSODY OF FIRE) spotyka austriacką (także EDENBRIDGE...) w ramach pięknego, wokalnie i gitarowo wręcz kunsztownego miejscami wykonania, całościowo jednak to album ostrożny, zachowawczy, gdzie heroizm i motywy fantasy są utrwalone w bardzo pastelowych barwach, a power rockowego zęba z płyty poprzedniej bardzo brakuje. Power metalowa energia jest na tym albumie dawkowana nad wyraz oszczędnie i to słychać zwłaszcza w jego drugiej części.
Owszem, jest to bardzo dobra płyta w ramach przyjętej konwencji, ale czy ta stonowana w każdym aspekcie koncepcja jest do końca słuszna, to już kwestia dyskusyjna.


ocena: 8/10

new 3.11.2023

Premierowa recenzja dzięki uprzejmości wytwórni Napalm Records
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości