Symphonity
#1
Symphonity - Voice From the Silence (2008)

[Obrazek: R-2520598-1458412301-7094.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. La Morale Dell'Immorale 01:05
2. Give Me Your Helping Hand 05:09
3. Gates Of Fantasy 06:34
4. Bring Us The Light 05:06
5. Salvation Dance 05:01
6. The Silence - Memories (part I.) 02:02
7. The Silence - In Silence Forsaken (part II.) 06:39
8. The Silence - Relief Reverie (part III.) 01:30
9. Searching You 05:19
10. Evening Star 08:41
11. Afterlife - Anyplace,Enywhere ,Anytime (Kim Wylde & Nena cover) 06:01

Rok wydania: 2008
Gatunek: Neoclassical melodic power metal
Kraj: Czechy

Skład zespołu:
Olaf Hayer - śpiew
Libor Krivak - gitara
Tomas Celechovsky - bas
Martin Skaroupka - perkusja
Ivo Hofmann - instrumenty klawiszowe


Zespół SYMPHONITY to stary gracz na czeskiej scenie, przy czym poprzednio znany był do 2006 jako NEMESIS. W tym czasie panowie nagrali jednak niewiele, a nowa nazwa pojawiła się wraz pojawieniem w składzie znanego wokalisty niemieckiego Olafa Hayera, który najbardziej znany jest z grupy DIONYSUS, współpracy z Luca Turilli i MGIC KINGDOM Dushana Petrossi. Grupa na swoim debiutanckim w tym składzie i pod tą nazwą albumie, wydanym przez Limb Music w sierpniu, przedstawiła melodyjny neoklasyczny power metal, oparty na wybornych umiejętnościach instrumentalistów, szczególnie gitarzysty Krivaka.

Niestety nie można powiedzieć, że Hayer dostosował się tu do nich poziomem. Ten wokalista często wzbudzał kontrowersje, jego styl śpiewania i barwa głosu nie wszystkim pasuje, jednak zazwyczaj potrafił zrobić robotę solidną, choć nigdy olśniewającą. Tu trzeba stwierdzić z przykrością, że śpiewa słabo. Głos nieczysty, zmęczony, sporo fałszów i niedociągnięć, nie zawsze też jest dobrze wpasowany, w co gra zespół. W takiej muzyce element wokalny jest niezmiernie istotny, a przecież Hayer, chociażby w DIONYSUS pokaza, że dobre wykonanie kompozycji o przewadze neoklasycznych elementów nie jest mu obce. Tej neoklasyki na tym albumie jest mnóstwo. Give Me Your Helping Hand to przykład jak się gra taką muzykę z powerowym wykopem i jak Czesi kopią w skandynawskim stylu.
Tu Hayera wspomagają bardzo dobre wysoko śpiewane chórki i słychać, że przynajmniej jeden z członków grupy mógłby bez wstydu stanąć za mikrofonem. W tej kompozycji są tez poza galopadami zagrania typowe dla progresywnego ujmowania gatunku oraz stosowane na cały albumie proste i czytelne cytaty z klasyki muzycznej. Trzeba zaznaczyć, że bardzo dobrą partię rozegrał klawiszowiec Hoffmann, co słychać także w brawurowo zagranym Gates Of Fantasy z elementami muzyki romskiej, melodic power w hansenowskim stylu z refrenem znanym doskonale z melodii, ale świetnie obudowanym różnymi ciekawymi urozmaiconymi zagrywkami przy zachowaniu neoklasycznego stylu całości. Ładny swobodny Bring Us The Light zagrany nie za szybko traci mocno przez Hayera, choć muzycznie bez zarzutu. Też ten helloweenowy refren tu jest obecny, ale jednak zrobione jest nieco inaczej. Bas ślicznie pogrywa gdy gitarzysta wycina czytelne neoklasyczne sola. Salvation Dance to szybki, neoklasyczny power, trochę wzorowany na nagraniach grup japońskich, tu jednak brak wystarczająco nośnego i bardziej agresywnego w melodii refrenu. Centralnym punktem albumu jest złożony z trzech części The Silence i ta część zasadnicza In Silence Forsaken to piękny przykład zimnego symfonicznego grania, progresywnie ujętej neoklasyki i rocka. Tylko żeby ktoś inny to zaśpiewał... Muzycznie zrobione kapitalnie w tym powracającym motywie gitarowym i zapętlaniu melodii przewodniej. Przedstawiony jako następny Searching You już takiego wrażenia nie robi i to najmniej interesujący utwór na tym albumie, choć to dobry melodyjny utwór zagrany z dużą dynamiką. Tu co ciekawe Hayer spisuje się znakomicie. Podsumowaniem, i to co najmniej bardzo dobrym, tej płyty jest rozpędzony i rozbudowany Evening Star w stylu happy power melodic, pełen pozytywnej energii i słońca, ale i momentów trochę bardziej refleksyjnych i nieco klasycznie podanego kombinowania.
Wreszcie instrumentalne zakończenie chwila ciszy i cover przy którym ręce same składają się do oklasków. Powerowa wersja popowego w zasadzie utworu porywająca.

Płyta ma starannie dobrane brzmienie, tak aby wszystkie instrumenty były słyszalne wyraźnie, niemal oddzielnie, ale także aby tworzyło to wszystko spójną całość. Dużo przestrzeni, czystych krystalicznych dźwięków i spory rozmach.To efekt współpracy Michael Rodenberg jako autora masteringu i Saschy Paetha, który wykonał mix.

Z innym wokalem ten album można by uznać za wybitny w gatunku. Tak tylko za bardzo dobry z nadziejami na przyszłość.
Niemniej w pojedynku Czechy (SYMPHONITY + Hayer) kontra Słowacja (SIGNUM REGIS + Edman) wygrywają Czesi 1:0.



Ocena: 8/10


15.08.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Symphonity - King of Persia (2016)

  [Obrazek: R-9437138-1497807593-9888.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. King of Persia 09:06
2. The Choice 04:15
3. In the Name of God 04:11
4. Flying 04:38
5. A Farewell That Wasn't Meant to Be 06:33
6. Children of the Light 07:08
7. Siren Call 02:54
8. Live to Tell the Tale 06:32
9. Unwelcome 05:14
10. Out of This World 02:32

Rok wydania: 2016
Gatunek: melodic power metal/melodic heavy metal/neoclassical
Kraj: Czechy

Skład zespołu:
Olaf Hayer - śpiew
Herbie Langhans - śpiew
Libor Krivak - gitara
Ronnie König - gitara basowa
Martin Skaroupka - perkusja
Ivo Hofmann - instrumenty klawiszowe


Wracając do tego 1:0 w meczu SYMPHONITY - SIGNUM REGIS  z roku 2008, o którym w tym właśnie roku pisałem.
SIGNUM REGIS nagrał jeszcze wiele płyt, a po SYMPHONITY słuch w zasadzie zaginął. Ot, jednorazowe przedsięwzięcie...

Tymczasem jednak nie. We wrześniu 2016 Limb Music wydaje drugi album SYMPHONITY i tu Czesi przebijają wszystkich poza ALMANAC Smolskiego, bo pojawia się dwóch słynnych niemieckich wokalistów - ponownie Olaf Hayer oraz Herbie Langhans znany doskonale nie tylko z SEVENTH AVENUE i SINBREED. Smaczku dodaje fakt, że na basie zagrał tu Ronnie König z... SIGNUM REGIS.
Rozpoczęcie tego albumu jest takie sobie. Trwający prawie 10 minut tytułowy King Of Persia to taki rozdęty symfoniczny power metal  w ugłaskanej formie dla grzecznych dzieci, gdzie Tytani śpiewają wysoko i nijako, metalu mniej niż lekko progresywnego plumkania klawiszowo - gitarowego, a wszystko smakuje jak ciepłe piwo lub letnia kawa.
Warto jednak przebrnąć przez to jakoś i doczekać się The Choice, gdzie autentyczny power metal śpiewa Herbie Langhans, power metal elegancki i z piękną dramatyczną melodią. Na takie refreny się czeka w melodic power metalu!
Jeśli na debiucie SYMPHONITY Hayer nie zaprezentował się zbyt dobrze, to tu w towarzystwie Herbiego jest wyborny. Słychać to w pełnych zwiewnej elegancji i epickości numerach In the Name of God. Taki smutny podniosły i pompatyczny melodic metal jak w znakomitym A Farewell That Wasn't Meant to Be jest dla Hayera idealny. I to pianino i ten elegijny ciepły refren, i znakomite solo - wszystko świetnie się razem komponuje. Poruszający jest plan klawiszowy.
Herbie tymczasem jest pięknie rock metalowo rozkrzyczany w Flying oraz w nieco słabszym Live to Tell the Tale, i w sumie nic dziwnego, bo to taki metal, jaki często słychać było na płytach SEVENTH AVENUE i ten refren Flying także porywa rockowym żarem. Poniekąd neoklasyczny rozpędzony dumnie Children of the Light, pełen epickich akcentów to wyzwanie dla każdego wokalisty, ale dla Herbie nie ma  rzeczy niemożliwych i zdewastował tu razem z dewastującą gitarą Libora Krivaka, który zagrał tu z niebywałą po prostu elegancją. A w potoczystym refrenie obaj Tytani dewastują podwójnie!
Co mniej interesujące, to na pewno taki sobie song akustyczny z Hayerem w roli głównej Siren Call. Jakoś ta oparta na neoklasyce manieryczność, trochę płaczliwa, do mnie nie przemawia. Ale duet Hayera I Langhansa w eksplodującym w pewnym momencie Unwelcome jest wyśmienity i tu panowie pokazali znacznie więcej razem niż w King Of Persia na początku.
Na koniec instrumentalne wyciszenie w miniaturze Out of This World.

Album ma równie krystaliczne brzmienie jak debiut i praca w studio w Wofsburgu nad wycyzelowanym złożeniem tego wszystkiego i dopieszczeniu szczegółów z pewnością się opłaciła.
Nikomu nie ujmując, Libor Krivak i Martin Skaroupka (jakże ważna postać w CRADLE OF FILTH) to najściślejsza czołówka instrumentalistów europejskich i zagrali znakomicie, podobnie jak i reszta zespołu z dodatkowym wskazaniem na wysmakowane klawisze Ivo Hofmann. Starania dwóch słynnych wokalistów znalazły  godną oprawę muzyczną, a kompozycje są nad wyraz udane i dają instrumentalistom się tu wykazać kunsztem. Początek trochę niefortunny, a dalej mnóstwo znakomitej i bardzo dobrej muzyki. Ciągu dalszego w tym składzie raczej oczekiwać nie należy, bo obaj wokaliści odeszli po nagraniu tego albumu, ale kto wie? Byle nie trzeba było czekać kolejne osiem lat.


ocena: 8,5/10

new 17.07.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
Symphonity - Marco Polo: The Metal Soundtrack (2022)

[Obrazek: a0031215053_16.jpg]

Tracklista:
1. Marco Polo, Pt. 1: Venezia 02:21     
2. Marco Polo, Pt. 2: Crimson Silk 06:00     
3. Marco Polo, Pt. 3: The Plague 05:14     
4. Marco Polo, Pt. 4: Love Theme 01:28     
5. Marco Polo, Pt. 5: Mongols 10:23     
6. Marco Polo, Pt. 6: Dreaming of Home 05:34     
7. Marco Polo, Pt. 7: I Found My Way Back Home 04:53     
8. Marco Polo, Pt. 8: Prisoner 04:19     
9. Marco Polo, Pt. 9: Venezia Finale 01:35

Rok wydania: 2022
Gatunek: Progressive/Symphonic/Power Metal
Kraj: Czechy

Skład zespołu:
Mayo Petranin - śpiew
Konstantin Naumenko - śpiew
Libor Krivak - gitara
Tomáš Sklenář - bas
Josef Cigánek - perkusja
Johannes Frykholm - instrumenty klawiszowe


O SYMPHONITY ucichło na długo, a Libor Krivak znowu został sam. Skompletowanie nowego składu trochę trwało, ale udało się pozyskać znanych i utalentowanych wokalistów w miejsce Hayera i Langhansa - znanego z SIGNUM REGIS Mayo Petranin oraz mniej znanego, ale bardzo utalentowanego Konstantina Naumenko.
20 maja 2022 album wydała uznana wytwórnia, Limb Music.

Po ostatniej płycie SYMPHONITY miałem bardzo duże oczekiwania i liczyłem chociaż na album bardzo dobry, pełen neoklasycznych uniesień gitarowych, bardzo dobrych i dobrych, mało odkrywczych melodii, ale muzykę przede wszystkim zapadającą w pamięć, tak jak to było w latach wcześniejszych.
Marco Polo dotknęła klątwa trzeciej płyty. To jest concept album o Marco Polo, ale poza warstwą liryczną niewiele za tym przemawia i realizacja tego jest zwyczajnie fatalna i gdyby usunąć intro i outro, mało kto by zauważył jakiekolwiek walory konceptu.
To jest próba gry zupełnie nijakiego symphonic power metalu, jakościowo na poziomie słabych płyt KALEDON, oraz tego, co najbardziej popularne w ostatnich latach, ale zupełnie bez pomysłu i przekonania. Ostatni album DRAGONY Viribus Unitis może i nie był wyjątkowy, ale chociaż miał jakieś znamiona kompetencji i wizji, a nawet spójności. Tutaj tego zabrakło i Crimson Silk to jest anemiczna wersja SERENITY i MYRATH, próba bardzo nieudolnego wplecenia motywów Bliskiego Wschodu. Wyszło to bardzo amatorsko i nie ma to żadnego przełożenia na samą kompozycję. To wprowadzenie najbardziej prostackie i najmniej interesujące z możliwych, a to wszystko przeradza się w mało interesujący w refrenach symphonic power z regionów RHAPSODY (czy może raczej grup trzecioligowych, próbujących uderzać do Włochów). Skoro już tykamy tematyki Marco Polo, to powinien być jakiś klimat tajemnicy, przygody, nakreślony mocnymi orkiestracjami, tymczasem są one na dalekim planie, bez wpływu na cokolwiek.
The Plague to kolejny taki przykład, do którego próbują dorzucić neoklasyczny element, ale jest on zrealizowany bardzo słabo, tak jak sam motyw ancient. Porównania z KENZINER i VIRTUOCITY nie wytrzymuje zupełnie. Neoklasyka na tym albumie jest niemal znikoma i została wypchnięta przez symphonic power nijaki i kompletnie bez osobowości. Niewiele jest tutaj z jakości albumów poprzednich i neoklasyka tutaj to co najwyżej skromne ozdobniki, ale ich realizacja jest słaba.
Po niewiele wnoszącym Love Theme jest 10 minut z Mongols... Zagrane zupełnie nijako i bez mocy, bardzo przypomina mi to kompozycyjną bezradność i nudę połączoną z anemią IRON MASK z Fifth Son of Winterdoom. Tak samo nie potrafią przykuć uwagi słuchacza, a partia środkowa jest porażająco słaba. Niby najgorszym elementem Fifth Son of Winterdoom były ciągoty do progressive, ale okazuje się, że bez zapędów progressive taka muzyka jest jeszcze gorsza.
Będąc jeszcze przy projektach Petrossiego, to słuchając I Found My Way Back Home nie mogę się pozbyć skojarzeń z Symphony of War MAGIC KINGDOM i niewiele z tego wynika poza bezczelnym kopiowaniem.
Komiczne jest to, że jak na concept album nie ma tutaj żadnego zakończenia czy zwieńczenia poza przegadanym Venezia Finale i już nawet GALNERYUS ma lepsze rozpoczęcia i zakończenia swoich albumów, mimo że przecież to nie są concepty. Symphonic rockowy Prisoners niby nie jest zły, ale to jak picie herbaty z wody po pierogach. LUCA TURILLI'S RHAPSODY zrobiło to o wiele lepiej. Nawet nie ma porównania.
Znacznie ciekawsze rzeczy zagrał Marius Danielsen na Legend of Valley Doom Part III, a wyszło nijako i bardziej coś pomiędzy The Dark Secret a Dark Wings of Steel. Bez mocy i bez tego, co w zespole najlepsze.
Piszę o tym albumie same złe rzeczy z rozgoryczeniem, ale jest jeden jasny punkt, który daje jakieś nadzieje. Dreaming of Home. Znakomita, cudownie zrealizowana ballada. I Konstantin Naumenko... Złoto. Perła. Występ bardzo emocjonujący, przy którym może się zakręcić łza. Arcydzieło muzyki klimatu i najbardziej tutaj szkoda Naumenko, który wkłada tutaj całe swoje serce. Doceniam i jest mi go na tym albumie najbardziej szkoda.

Libor Krivak zawiódł kompletnie jako gitarzysta i niestety nic tutaj ciekawego nie zagrał, nawet nie ma tutaj niczego kontrowersyjnego. Przeciętny, amatorski shred, jakiego się dużo słyszy dzisiaj nawet w US Power, co jest bardzo dziwne, bo na poprzednich albumach wydawał się pełen werwy i pomysłów i spokojnie można było go wymieniać w czołówce gitarzystów europejskich. Tutaj jest cieniem samego siebie, gra albo bardzo oszczędnie i bez treści, a jak już zagra coś dłużej, to nie robi to żadnego wrażenia i nie jest to ani odkrywcze, ani tak energiczne jak 6 lat temu.
Dziwnie również wypadł tutaj Johannes Frykholm, jakby wystrzelał się ze wszystkich pomysłów w PALANTIR. Tutaj niemal kompletnie nie istnieje.
Znacznie ciekawiej gra za to debiutant Tomáš Sklenář i stara się tutaj jak może, aby plan drugi był jak najciekawszy. Co prawda trudno jest tutaj zagrać coś imponującego, ale nie mogę odmówić mu zaangażowania.
Znacznie poniżej oczekiwań wypadł również Mayo Petranin i oczekiwałem po nim o wiele więcej, ale daleko mu niestety do tego, co pokazał w SIGNUM REGIS. Bardzo manieryczny, momentami sztuczny i od tej strony przypomina trochę Hayera z czasów Symphony of War. Wokalista z doświadczeniem, ale jakby zupełnie nieprzygotowany do materiału, momentami bardzo kontrowersyjny. Gdzie ten żar, ta moc? Nie tutaj, niestety.
Podkreślam ponownie, Konstantin Naumenko jest rewelacyjny i wypadł tutaj bardzo profesjonalnie, niestety to o wiele za mało, aby pociągnąć album kompozycyjnie tak przeciętne. Jego forma i Dreaming of Home nie są w stanie tego uratować.

Sound Finnvox Studio od klasycznego duetu Karmila/Jussila jest niestety moim zdaniem co najwyżej poprawny i jedyne, co tutaj jest godne pochwały to ekspozycja i ciepły sound basu. Jakby wiedzieli, że gitarowo niewiele jest tutaj do powiedzenia i trzeba wysunąć ten bardziej interesujący instrument. Nawet w brzmieniu można odnieść wrażenie, że w studio nie do końca wiedzieli, co to ma być za muzyka, więc ostatecznie poszli w uładzony symphonic melodic power metal, przy czym nie przywiązano zbytniej uwagi do wyeksponowania orkiestracji ani nawet melodii.

Tak więc podsumowując, czym jest Marco Polo: The Metal Soundtrack?
Mówiąc szczerze, niestety niczym szczególnym i jednym z największych rozczarowań 2022 roku, do tego od wytwórni, która w ostatnich latach wydała takie hity, jak WONDERS i MEMORIES OF OLD.
Marco Polo przyszedł i wrócił i niestety niewiele z tego wynika poza 33 minutami zniesmaczenia i Dreaming of Home.
No i Marco Polo chociaż wiedział, jaki ma cel, a SYMPHONITY kompletnie się zagubiło. Niestety.


Ocena: 5.5/10

SteelHammer
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości