The Organization
#1
The Organization - The Organization (1993)

[Obrazek: 2181.jpg]

Tracklista:
1. Free Burning 04:43
2. Policy 05:52
3. Lift 03:46
4. Bringer 04:46
5. Brainstorm 05:32
6. Bottom Dog 04:54
7. Wonder 05:08
8. Withdrawal (instrumental) 05:23
9. The Past 05:26
10. Been Nice 05:37

Rok wydania: 1993
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: USA

Skład zespołu:
Rob Cavestany - śpiew, gitara
Gus Pepa - gitara
Dennis Pepa - bas
Andy Galeon - perkusja


Gdy w pewnym momencie thrashowej historii dalsze losy DEATH ANGEL stanęły pod znakiem zapytania, pojawiła się kwestia co dalej.
Młodzi chłopcy filipińskiego pochodzenia wydorośleli, zaczęły ich absorbować także inne, pozamuzyczne sprawy. Tak stało się z Markiem Oseguda, który, przynajmniej na jakiś czas, postanowił sobie dać spokój z graniem i ułożyć swoje problemy życiowe, choć powrócił szybko w nowej grupie SILVER CIRCUS. Gdy dobiegła końca rekonwalescencja Andy'ego Galeona po ciężkim wypadku samochodowym okazało się, że i wytwórnia Geffen nie jest już zainteresowana dalszą współpracą z zespołem. Czas thrashu powoli mijał i DEATH ANGEL musiał się z tym pogodzić. Grupa została rozwiązana, jednak już w 1993 powróciła jako THE ORGANIZATION w składzie poprzednim, ale bez Osegudy i zaprezentowała pierwszy album "The Organization", wydany zresztą nakładem własnej, małej wytwórni.

Ten powrót w nowych realiach był bardzo zaskakujący. W sytuacji, gdy inne zespoły dawnej thrashowej amerykańskiej czołówki poszły drogą wyznaczoną w większym lub mniejszym stopniu przez Czarny Album METALLICA, Filipińczycy zaprezentowali zupełnie inne, świeże spojrzenie na heavy metal, niemające odpowiednika i co więcej, w zasadzie niemające tego odpowiednika do dnia dzisiejszego. Obowiązki wokalisty przejął Cavestany, który okazał się bardzo uzdolniony pod tym względem, a jego głos idealnie pasował do tej muzyki, jaką THE ORGANIZATION przedstawił na swoim debiucie.
A ta wymyka się prostym klasyfikacjom.
Nowe wcielenie DEATH ANGEL zagrało niezwykle przebojowo, prezentując bardzo atrakcyjne melodie w dynamicznych kompozycjach, w których nie ma jednak ani odniesień do thrashu, ani tradycyjnego amerykańskiego heavy metalu, ani też do glamu stadionowego. Nie ma również brutalności pozostającego wtedy u szczytu potęgi death metalu, nie ma silenia się na eksperymenty i progresywność, może jedynie poza instrumentalnym "Withdrawal". Czasem w stosunku do muzyki THE ORGANIZATION używa się uproszczonego pojęcia funk metal, tyle że tak można mówić w zasadzie w odniesieniu tylko do drugiej płyty. Na debiucie to niezwykle pomysłowo zagrany i formalnie bogato zaaranżowany metal, nowoczesny wtedy i nowoczesny dziś. Ten album jest wypełniony w znacznej części dynamicznymi, wręcz porywającymi kompozycjami w rodzaju "Free Burning", "Policy" czy "Bottom Dog" z ciężkimi gitarami i dudniącym basem oraz fantastyczną, głośną perkusją Galeona, w grze, którego nie ma już śladu słabości po rekonwalescencji. Piękne chórki zaczerpnięte z klasycznej estetyki thrashu i bujające gitary z wycyzelowanymi ozdobnikami w tle. Świetne sola, nietypowe, pomysłowe i odrobina alternatywy w tym wszystkim, ale nie takiej, jaka wciągała zespoły metalowe nurt grunge i post grunge.
Galeon i Cavestany jako kompozytorzy pokazali się z niezwykle interesującej strony, tu jest nadal młodzieńczy bunt w tej muzyce, ale bez agresji i bez prostactwa. Nie rzucają kamieniami, nie piszą na murach... Mimo to jest to heavy metal amerykańskiej ulicy i na pewno nie Wall Street. Tu Cavestany też dużo mówi. Dosłownie - mówi. No i te refreny z wielogłosowymi harmoniami wokalnymi nieraz wpisane w dynamiczne melodie. Tak nie grały inne zespoły i gdyby dokonać koniecznie jakiegoś przybliżonego porównania, to chyba tylko "Quarto" FLOTSAM AND JETSAM można by tu dać jako pewien punkt odniesienia, choć bardzo umownie. Może tylko w "Lift" i "Bringer" czegoś zabrakło, pewnie tej autentycznie wciągającej melodii. Ta zdecydowanie jest w "Been Nice" i "The Past", najbardziej zadumanej kompozycji na tym LP. Ta muzyka pulsuje w tych kompozycjach, żyje, jest pełna autentycznej pasji. Gdy chcą wyciszyć nieco to wszystko, wchodzą akustyczne gitary i przepiękna jest ballada "Wonder", tyle że ona potem rozbrzmiewa coraz głośniej w rytm potężnych miękkich akordów gitar elektrycznych.

Ta płyta ma jeszcze jedną wielką zaletę... Ma wspaniałe brzmienie, pełnej głębi, a słychać to niezależnie od tego, czy to CD, czy kaseta czy format digital audio.
Jest to album dla osób, dla których heavy metal jest muzyką otwartą. Nie eksperymentalną, ale otwartą na powiew świeżości.
Płyta spotkała się z obojętnym przyjęciem fanów thrashu, który liczyli na ciąg dalszy DEATH ANGEL, okazała się też zbyt nowatorska dla zainteresowanych heavy metalem głównego nurtu.


Ocena: 8.7/10

12.11.2007
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości