Timeless Miracle
#1
Timeless Miracle - Into the Enchanted Chamber (2005)

[Obrazek: R-2278878-1398091611-6455.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Curse of the Werewolf 07:15
2. Witches of Black Magic 04:24
3. Into the Enchanted Chamber 06:07
4. The Devil 05:30
5. The Red Rose 05:43
6. A Minor Intermezzo 01:21
7. Return of the Werewolf 04:55
8. Memories 04:15
9. The Gates of Hell 04:21
10. Down to the Gallows 05:46
11. The Dark Side Forest 00:47
12. The Voyage 14:10

Rok wydania: 2005
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Szwecja

Skład zespołu:
Mikael Holst - śpiew, bas
Fredrik Nilsson - gitara, instrumenty klawiszowe
Sten Möller - gitara
Jaime Salazar - perkusja


TIMELESS MIRACLE powstał w roku 2001 jako początkowo niezobowiązujący projekt dwóch zaprzyjaźnionych od lat muzyków Holsta i Nilssona, którzy wcześniej przez jakiś czas pogrywali w amatorskim zespole TRAPPED. W 2002 wysmażyli pierwsze demo, jeszcze nagrane z automatem perkusyjnym, po czym grupa zaskakująco szybko uzyskała po jego prezentacji możliwość nagrania pełnometrażowej płyty. Kadłubowy skład wsparł gitarą ich wspólny kolega Sten Möller, a partie perkusji postanowił tu nagrać nie kto inny tylko bębniarz czarodziej Jaime Salazar.
Dograno następne kawałki i całość doprowadzono do porządku w renomowanym RoastingHouse Recording Studio AB w Malmö w 2004, przy czym jednym z producentów był Pontus Lindmark. Zagrał on zresztą na tym albumie kilka soczystych solówek gitarowych. Nad całością czuwał natomiast inny wysokiej klasy specjalista Anders Theander. Album miał swoją premierę w Japonii w czerwcu 2005 nakładem Avalon, kilka dni później płyta ukazała się także w Europie, a wydawcą była Massacre Records.

Owocem tej współpracy jest melodic power metalowe cacuszko. To, że materiał na ten LP był wyjątkowy, było wiadome na starcie, bo wybitni fachowcy nie mają czasu zajmować się garażową łupaniną. Tak, to jest swojego rodzaju zjawiskowe cudeńko, niby w najbardziej typowym stylu fantasy melodic metalu, ale w swojej treści i formie ujmujące.
Baśniowość w tym przypadku opiera się o nordycką tradycję, nie ma tu jednak ani Thora, ani Odyna, ani całej tej rycerskiej otoczki metalu magii i miecza. Dominuje prosta ludowość bajki, opowiadanej w wiejskich chatach i ta muzyka ma niebywały ładunek ludowości, wyraźny pierwiastek rustykalny, a przy tym nie ma nic wspólnego z folkiem jako takim czy folk metalem.
To zwiewna, zagrana z niebywałą gracją muzyka, tak na dobrą sprawę wykorzystująca podstawowe riffy i linie melodyczne typowe dla gatunku, ale brzmi to świeżo, kolorowo i wesoło, z wesołością żartu i nieustannego puszczania porozumiewawczych oczek do słuchacza. Granie to pełne rozmachu i wyborne technicznie, przy czym tyczy się to nie tylko Salazara. Tyle tu fantazyjnych solówek, basowych pochodów i takich fajnych radosnych klawiszy, które są celowo discopolowe, ale dostojność symfoniczna w stylu włoskim czy francuskim by tu wcale nie pasowała. Doskonałe refreny w częściowo niemieckim stylu, a łatwość, z jaką do nich przechodzą niebywała i wystarczy posłuchać "Return of the Werewolf", "The Gates of Hell" czy mega killera "Down to the Gallows". Ponadto te utwory są bogate. Tu się dzieje dużo więcej niż w typowych zwrotka-refren-solo itd numerach w tym gatunku. Każdy kawałek zawiera jakieś smaczki, wszystko jest takie lekkie, a przecież gdzieś tak w okolicy niemieckiej maniery. Tam, gdzie galopują, to aż się kurzy na wiejskich i leśnych drogach i dynamit dwóch gitar jest niezaprzeczalny. Cudeńka wygrywają w miejscach łagodnych i akustycznie balladowych i ogólnie polatują ku niebu cały czas. Bez problemu poradzili sobie z zagospodarowaniem czasu i przestrzeni w finałowym kolosie "The Voyage", o którym można by też tu wiele opowiadać, ale lepiej posłuchać, choć to wcale nie jest najlepszy utwór na płycie.
Wokal na takich albumach często irytuje. Tu słucha się głosu Mikaela Holsta z autentyczną przyjemnością. Idealny śpiew do takiej muzyki, a co najważniejsze, niepiskliwy i niezmanierowany. Chórki fantastyczne i słychać, że ta ekipa się w nich wyśmienicie bawi, a powiązania z wokalem z głównym w "The Red Rose" to majstersztyk. Jedynie może nieco gorzej w tym prezentuje się song "Memories" przy pianinie, pochodzący jeszcze z czasów zespołu TRAPPED i to po prostu bardzo miły, ale pozbawiony magii reszty kompozycji melodic metal.

Brzmienie to kryształ i to jeden z najpiękniej wyprodukowanych albumów z tego gatunku. Wyrazisty i wcale nie taki lekki w gitarowej robocie sound.
TIMELESS MIRACLE.
Tacy melodic power metalowi czarodzieje w lekko przekrzywionych na bok czapkach niewidkach... Zaczarowali i zniknęli, obiecując jakiś czas temu drugą płytę. Czy jeszcze istnieją, dokładnie nie wiadomo, ale czarodzieje potrafią się pojawić w najbardziej nieoczekiwanym miejscu i czasie.
Zjawiskowy album z gatunku, gdzie zaskoczyć i zachwycić trudno.



Ocena: 9,4/10


17.01.2009
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości