White Boy and the Average Rat Band
#1
White Boy and the Average Rat Band - White Boy and the Average Rat Band (1980)

[Obrazek: R-2420944-1410782408-3524.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Prelude 01:30
2. Neon Warriors 04:51
3. Sector 387 03:28
4. Maybe I'm a Fool 02:06
5. The Prophet Song 04:35
6. Leaving Tonight on Vacation 02:50
7. Blue Moon 04:19
8. Oriental Doctors 06:16

Rok wydania: 1980
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: USA

Skład zespołu:
Mike Matney - śpiew, gitara
Seth Kelly - gitara
Tommy Altizer - bas
Tim Gilbert - perkusja

Kto wie, czy ten zespół z Toledo w stanie Ohio nie był pierwszym amerykańskim zespołem, który nagrał płytę z muzyką wzorowaną na stylistyce NWOBHM i lat 70tych w UK.
To niedługi album, trwający niecałe pół godziny i podobnie jak zespół jest obecnie zupełnie zapomniany. Zresztą iw czasach niezbyt długiego istnienia i dominacji glam rocka w USA ta płyta została pominięta milczeniem.

Choć nazwa zespołu może być kojarzona ze stadionowym rockiem i radiową przebojowością to w rzeczywistości grają tu bardzo podobnie do tego, co zaprezentował na swoim debiucie brytyjski TYGERS OF PAN TANG w pomieszaniu z BLACK SABBATH lat 70tych. Wokalista o raczej beznamiętnym głosie, ostre gitary w pulsujących powtarzalnymi riffami numerach niepretendujących na listy przebojów. Duża energia, embrionalny power i embrionalny thrash, także w surowości przekazu, jak w "Neon Warriors'czy też w "Oriental Doctors". Do tego swojego rodzaju futurystyczny industrialny klimat "Sector 387" z mówionymi w stylu robota partiami wokalnymi. Znakomite sola są na tym albumie, takie zagrane bezczelnie na przesterowanych gitarach, świdrujące a równocześnie niepozbawione rockowego feelingu. Coś z BLACK SABBATH na pewno słychać w "Maybe I'm a Fool" i to taki pre-stonerowy numer, natomiast przesiąknięty jest psychodeliczną hendrixowsko/sabbathową atmosferą i na pewno zasługiwał na niszczenie sprzętu po koncercie. Mocny bas, sola w stylu Iommi i perkusja specyficzna, głośna i denerwująca jak w dziwacznie zaśpiewanym uporczywym "Leaving Tonight on Vacation". Zupełnie luźna atmosfera jam session w instrumentalnym "Blue Moon" i tu niby nic takiego się nie dzieje, ale jak fajnie narasta ten rockowy, a raczej blues rockowy motyw główny!

Produkcja jest ekstremalnie surowa i naznaczona jest garażowością i dekadencją, ale to ma tu swój urok.
Taka muzyka mogła raczej znaleźć słuchaczy w Europie niż w USA, ale Anglia i Stary Kontynent zasłuchiwał się wówczas we wschodzących gwiazdach NWOBHM.
Ta płyta i ten zespół pozostał ciekawostką, ale zdecydowanie godną ocalenia od kompletnego zapomnienia.


Ocena 8,5/10

17.09.2010
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości