Wizard
#1
Wizard - Bound by Metal (1999)

[Obrazek: R-2926711-1319796759.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Hammer, Bow, Axe and Sword 05:07
2. Brave Warriors 04:07
3. Dark Wings 03:30
4. Mighty Wizard 05:09
5. A Nice Day to Die 03:26
6. Gladiators of Steel 04:01
7. Unicorn 06:54
8. Believe in Metal 03:54
9. Spill the Blood of Our Enemies 04:29
10. Battlefield of Death 03:01
11. Bound by Metal 05:38

Rok wydania: 1999
Gatunek: Epic Heavy Metal/Power Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Sven D'Anna - śpiew, instrumenty klawiszowe
Michael Maass - gitara
Volker Leson - bas
Soren Van Heek - perkusja

Pierwszy konkretnie określony stylistycznie album zespołu, który można określić jako młodszego, bardziej powerowego brata MANOWAR, przy czym bez prostego naśladownictwa, o jakie często posądza się MAJESTY. Wydany został przez niemiecką wytwórnię B.O. Records z Bettringen, która w końcu lat 90tych miała istotny wkład w popularyzacji takich zespołów jak BRAINSTORM, PARAGON czy CUSTARD.

Album otwiera into połączone z "Hammer, Bow, Axe and Sword", który przez swój kapitalny refren chóralny o najwyższym poziomie true ma wiele wspólnego z "Blood Fire And Steel" MANOWAR. Na tym LP dominują proste energicznie zagrane bojowe numery w rodzaju "Brave Warriors" czy "Dark Wings". Warto zwrócić uwagę na znakomite przyśpieszenia, jakie zespół potrafi przy okazji zrobić i tu w "Brave Warriors" słychać to najlepiej. Sławienie metalu czasem przyjmuje formy nieco trywialne, jak w "Mighty Wizard" czy "Believe in Metal" ogólnie jednak mamy do czynienia z motorycznym chwytliwym melodyjnym heavy power z Odynem w tle i bardzo dobrymi refrenami. W "Gladiators of Steel" w takim graniu WIZARD wchodzi o jeden poziom wyżej, prezentując dodatkowo ogólnie wyborną melodię o epickim charakterze, bardzo nośną i jednocześnie nieskomplikowaną. Gwoździem programu jest tu dla mnie "Unicorn". Monumentalny początek z klawiszami D'Anna, niezmiernie uroczysty, to intro do rozbudowanej opowieści pełnej epickiego rozmachu. Wśród bardzo dobrych szybszych utworów prym wiedzie "Spill the Blood of Our Enemies", który zyskuje dzięki większej dawce barbarzyńskich zaśpiewów Svena większemu pędowi i potężnym bębnom. Agresywny "Battlefield of Death" już takiego wrażenia nie robi. Na koniec mamy "Bound by Metal" gdzie jest najwięcej z MANOWAR, zarówno w tempach jak i wysuniętej sekcji rytmicznej. Bardzo dobry numer, ale do mistrzów nieco brakuje.

WIZARD jest zespołem. Brak tu indywidualności, bo ani Sven D'Anna, ani reszta do wirtuozów, którzy za wszelką cenę chcą się pokazać nie należą. Wokal jest bardzo dobry, na miarę prostej proponowanej muzyki spełnia oczekiwania a w wyższych partiach, gdzie większość śpiewaków obnaża braki, D'Anna wypada znakomicie. Trochę krzyku do tego, fajne surowe chórki wspomagające i w sferze wokalnej płyta może się podobać. Gitarowo jest wystarczająco dużo szumu jak na jedno wiosło, może nie wszystkie sola są za ciekawe, ale i ten element nie przynosi wstydu. Sekcja rytmiczna twarda i bojowa, bębny dudnią i napędzają wojenny true metalowy walec. Brzmienie tego albumu jest charakterystyczne dla końca lat 90tych, jeszcze bez tej głębi i chwilami surowe. Późniejsze zmiany producenta spowodowały że zespół zaczął brzmieć inaczej. Ten album jest jednak jeszcze przynależny wiekowi XX. Proste szczere granie ekipy Defenders Of Metal.



Ocena: 8,5/10

2.04.2009
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Wizard - Head of the Deceiver (2001)

[Obrazek: R-6123111-1411640627-5427.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Evitum Okol 00:59
2. Magic Potion 04:24
3. Head of the Deceiver 04:50
4. Collective Mind 04:42
5. Defenders of Metal 04:32
6. Calm of the Storm 05:04
7. Demon Witches 04:41
8. Iron War 03:22
9. The First One 04:43
10. Revenge 03:42
11. True Metal 06:41

Rok wydania: 2001
Gatunek: Power Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Sven D'Anna - śpiew
Michael Maass - gitara
Volker Leson - bas
Soren Van Heek - perkusja

Czwarty album WIZARD, wydany przez znaną wytwórnię Limb Music w maju 2001, to próba spenetrowania nieco szerszych obszarów niż terytorium MANOWAR w powerowej wersji. Jest to także album kompromisów, bo true granie łączy się z typowym dla gatunku melodyjnego power metalu w europejskiej odmianie, przy czym mariaż jest udany, bo i tym razem mamy masę pomysłów na melodie ciekawe, chwytliwe, chociaż niespecjalnie oryginalne.

"Magic Potion”, który ten album rozpoczyna po skromnym intro jest właśnie przykładem na taki melodic power, mocno niemiecki, ale z zachowaniem specyficznego "czarodziejskiego" stylu, a tytułowy "Head of the Deceiver" bardziej true i oparty na mocnych galopujących riffach zaopatrzony został w bardzo melodyjny i łatwo wpadający w ucho lekki refren wysoko zaśpiewany przez D'Anna. Nie zawsze ten zabieg łączenia stylów sprawdza się w 100 procentach, bo już „Collective Mind” ten refren ma mało atrakcyjny i to mocno kontrastuje ze znakomitym motywem przewodnim uwypuklonym w zwrotkach.  Pierwszy ukłon w stronę MANOWAR i nagrań z płyty poprzedniej to hymnowy "Defenders of Metal”, gdzie mamy pochwałę i sławienie metalu oraz wokalne podejścia pod Adamsa. Również solo mocno manowarowe, a refren zdecydowanie przeznaczony do wspólnego śpiewania przez Braci Stali. "Calm of the Storm" nieco mniej udany i niepotrzebnie zastosowano tu surowe podejście klasycznego US Power metalu i w połączeniu z ostrzejszą późną stylistyka IRON SAVIOR. Dobry utwór, ale brzmi bardzo zwyczajnie i typowo. Obiecujący początek "Demon Witches" - dzwony, mocny niepokojący riff. Potem jednak ten klimat gdzieś gubi. Dostajemy jednak kolejny bardzo udany refren i pewne echa IRON MAIDEN, co w graniu WIZARD jest ewenementem. WIZARD najlepiej wypada gdy gra swoje. A swoje gra w "Iron War”. Prosty riff, szybkie tempo, klasyczne chórki, bojowe okrzyki i efektowne solo Maassa. Gitarzysta na tym LP wypadł bardzo dobrze. Jego solówki są bardziej przemyślane niż na albumie poprzednim, słychać jednak, że zostały nieco cofnięte. Zespół nie rezygnuje z grania cięższego i taki jest "The First One". Na początku nieco radiowego słuchowiska potem jednak zamiast epiki dostajemy atak niskiego basu i melodyjny heavy power o dużej sile rażenia, przy czym w niektórych miejscach zastosowano ciekawy zabieg zgrywania się gitary i wokalu w jedno. Kolejny refren najwyższych lotów udowadnia, że to mocna broń zespołu. "Revenge" to też nastawienie na ciężar gitarowego ataku, widocznie jednak WIZARD nie chciał być odbierany jako grupa grająca heavy/power, bo znów znaczne złagodzenie w następuje w lekkim refrenie. Na koniec jeszcze raz sławienie metalu w "True Metal". Bardzo dobry utwór, w klasycznym stylu, pozostawia jednak pewien niedosyt, bo wciąż nie nadchodzi ta oczekiwana kulminacja, jakiej można by się było spodziewać w połowie tej kompozycji.

Z bardziej zróżnicowanym materiałem ogólnie WIZARD poradził sobie bardzo dobrze, a wszystko wykonane jest starannie. Zadbano w sferze produkcyjnej o większe wyeksponowanie perkusji i to się sprawdza w tych cięższych i tych bardziej true metalowych numerach gdzie właśnie perkusja stanowi oś, wokół której koncentrują się pozostałe instrumenty. Wokalnie D'Anna jest bardziej sobą niż Adamsem i ta naturalność też wychodzi na dobre.
Bardzo dobra płyta z tradycyjnie pojmowanym power i true metalem, ugruntowująca pozycję zespołu na wysokim miejscu w hierarchii takiego granie nie tylko w Niemczech.


Ocena: 8/10

2.04.2009
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
Wizard - Odin (2003)

[Obrazek: R-3675993-1412938033-1190.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. The Prophecy 05:19
2. Betrayer 04:53
3. Dead Hope 06:02
4. Dark God 05:43
5. Lokis Punishment 05:09
6. Beginning of the End 04:01
7. Thor's Hammer 05:01
8. Hall of Odin 05:06
9. The Powergod 05:21
10. March of the Einheriers 05:40
11. End of All 03:53

Rok wydania: 2003
Gatunek: melodic epic heavy/power metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Sven D'Anna - śpiew i instrumenty klawiszowe
Michael Maass - gitara
Volker Leson - bas
Soren Van Heek - perkusja

Na albumie "Odin" wydanym w roku 2003 przez Limb Music, WIZARD w klasycznym składzie gra swoje.

Melodyjny, bojowy, epicki, lekko komiksowy heavy/power metal. Gra z ogromnym wyczuciem i pewnością siebie i zapewne można ten LP uznać za najlepszy w ich karierze. Ramy tego grania są ściśle określone i zespół pilnie uważa, aby niczym nie zaskoczyć i nie wyjść z tej swojej stylistyki, stworzonej wcześniej na bazie grania MANOWAR i typowego niemieckiego heavy i power w tej bojowej odmianie, tym razem z Odynem nie tylko w tle, ale i w tytule. Rzecz jasna WIZARD nie sili się tu na jakieś muzyczne przedstawienie swojej wizji nordyckiej mitologii, pozostawiając to grupom folk /viking i słusznie. Tu mamy granie typowo metalowe w głównym nurcie, z zastosowaniem środków prostych, ale niemal zabójczo skutecznych. Powerowa galopada, melodyjny refren z chórkami, nieco podniosłości i mamy przepis na granie jak należy już na początku w "The Prophecy". Do tego nieco melodyjnego "oooo oooo" i perkusja. No perkusja to na tym LP potężna broń, a dokładniej maczuga. Maczuga w najbardziej pozytywnym sensie, bo nie tylko to rytm, ale i ogromne wspomaganie jednego w końcu gitarzysty. Ta współpraca bardzo dobrze układa się w "Betrayer", który ze swoimi kontrastami w ostrych gitarowych zwrotkach i wokalnie bogato zaaranżowanymi refrenami należy do najlepszych numerów WIZARD.
Dynamiczny album i Di'Anna też śpiewa dynamicznie, uciekając czasem w wysokie rejestry, a czasem w bojowy okrzyk. Natomiast specyficzną cechą tego albumu są łagodne melodyjne sola, raczej zazwyczaj spotykane w melodic speed metal. Ta melodyjna epicka łagodność cechuje też "Dead Hope", gdzie rozwala z kolei bas. Jest to bardzo dobry utwór, który pokazuje, jak można połączyć granie trochę bardziej przebojowe - jak w refrenie z pozbawioną nadmiernej kanciastości epiką. Jest to też jeden z nielicznych tu kawałków, gdzie solo gitarowe ma charakter tradycyjnie heavy metalowy. W "Dark God", coś z MANOWAR i ta kompozycja utrzymana w trochę wolniejszym tempie nawiązuje do wcześniejszych płyt zespołu. Jest tu także kolejny refren godny uwagi mimo prostoty, a może właśnie z tego powodu.
"Lokis Punishment" odnosi się do różnych odłamów niemieckiego heavy i power, można było jednak wycisnąć tu jeszcze więcej, bo w pewnym momencie to wszystko lekko siada, szczególnie gdy zaczyna się przebijać PARAGON, a nawet PRIMAL FEAR. Wraz z "Beginning of the End" i "Thor's Hammer" ta część wydaje się minimalnie słabsza, choć obiecujący jest beginnig "Beginning" tym razem budzący skojarzenia ze STORMWARRIOR. Jednak potem rozpływa się w udanym, ale mało oryginalnym, nawet jak na granie WIZARD rozwinięciu heavy power. "Thor's Hammer" najbardziej true na tym albumie, znów gdzieś tam echa filozofii MANOWAR, a te pełne klasycznej siły riffy i wokale znakomite, nie wiem czemu jednak pozostaje tu pewien niedosyt. Może ta wolniejsza część z udawaną symfonicznością brzmi odrobinę sztucznie. Za samą frazę refrenu "The Hammer Of Thor ..." jednak ogromne brawa. True epic heavy zniszczenie w wolnym, hymnowym "Hall of Odin", gdzie wpływ MANOWAR jest już absolutnie jawny i Di'Anna śpiewa w barbarzyńskim stylu Adamsa. Ciąg dalszy sławienia Odyna w znacznie szybszym "The Powergod", z niespokojnymi warczącymi gitarą i basem, w mistrzowski sposób porządkowanymi w refrenie o wielkiej dawce melodii. Jest tu również znakomite solo gitarowe, logicznie dopowiadające ciąg dalszy opowieści. Słychać także że wokalista bez problemu radzi sobie z wysokimi partiami, ładnie kontrastującymi z wojowniczymi chórkami.
"March of the Einheriers" w zamyśle ostry i surowo epicki, jakby w greckim stylu lekko tu sprawdza się średnio. Cały czas oczekiwałem tu więcej radosnej zwiewności. Tymczasem poza kilkoma momentami, w tym wejściem basu to utwór troszeczkę nudzący. Co do wejścia basu - najlepsze zapewne na samym końcu w "End of All". Bez pośpiechu, miarowo, heavy powerowo i z wbijąjącym się w pamięć refrenem WIZARD kończy opowieść o Odynie.

Pod względem produkcji ten LP jest wzorcowy dla takiej muzyki. Sekcja rytmiczna demoluje, gitarowo mocno i czysto, a wokal doskonale słyszalny, bez przekrzykiwania kogokolwiek.
Niby nic takiego, ograne riffy, proste melodie, ale jak to zebrać wszystko do kupy to jest jedna z najlepszych niemieckich płyt z melodyjnym heavy/power i zacięciem epickim.
Zgrany to zespół, wie czego chce i wie, co spodoba się większości słuchaczy takiej muzyki.
W kilka lat później powróci albumem "Thor", logicznej kontynuacji "Odin" i płyt, które po niej nagrali.



Ocena: 9/10

2.04.2009
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#4
Wizard - Magic Circle (2005)

[Obrazek: R-5121510-1430841195-3372.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Enter the Magic Circle 01:04
2. Fire and Blood 05:57
3. Call of the Wild 04:52
4. Death Is My Life 04:38
5. On Your Knees 06:12
6. Metal 04:04
7. Uruk-Hai 05:53
8. Circle of Steel 05:25
9. Warriors of the Night 06:25
10. No Way Out 05:08
11. The Magic Goes On 04:23
12. Don't Say Goodbye 05:15

Rok wydania: 2005
Gatunek: Melodic epic heavy power metal
Kraj: Niemcy

skład zespołu:
Sven D'Anna - śpiew, instrumety klawiszowe
Michael Maass - gitara
Volker Leson - bas
Soren Van Heek - perkusja

Regularnie, co dwa lata WIZARD prezentuje nowy album w XXI wieku i rok 2005 przyniósł płytę "Magic Circle" wydaną w końcu czerwca przez Limb Music.

Ekipa z Niemiec kroczy tu nadal obraną wcześniej drogą melodyjnego rycerskiego heavy i power metalu i nie zaskakuje niczym. No, może jedynie konsekwencją w eksplorowaniu wybranego muzycznego obszaru. Ten sam skład, te same pomysły, jednak tym razem poziomu poprzedniego LP "Odin" osiągnąć nie zdołali. Siła WIZARD tkwi w zgrabnych melodiach, podanych w stosunkowo bogatej oprawie i w zapadających w pamięć bojowych refrenach. To wszystko jest i tutaj, ale niestety nie na tak wysokim poziomie jak na albumach poprzednich. Płyta jest nierówna i ta godzina muzyki po części to takie granie solidnego melodyjnego heavy power, ale tylko dobrego.
Pierwsza część albumu to takie granie doświadczonej ekipy, ale jakby bez polotu. Trochę słabsza momentami forma wokalna Di'Anna, trochę mniej chwytliwe melodie i nie tak interesujące sola jak na płytach wcześniejszych. Kompozycje są prostsze, więcej tu kwadratowego niemieckiego grania. "Fire And Blood" to najsłabszy z dotychczasowych otwieraczy, "Death Is My Life" znów zagrany jakby nerwowo, ze śladowymi elementami neoklasycznymi, które jakoś w wykonaniu tej grupy emocji nie budzą. Jakby weselszy "Call Of The Wild" przypomina pewnymi rozwiązaniami nagrania, gdzie wykorzystywali patenty MANOWAR, ale już ponury i znacznie wolniejszy "On Your Knees" to kompozycja jakiej raczej się po nich trudno było spodziewać. "Metal" to wyraźne nawiązanie do muzyki PARAGON i w tym miejscu już można powiedzieć, że WIZARD na tym LP przemieścił się w obszary bardziej siłowego, germańskiego heavy power metalu, choć refren ma te barbarzyńskie elementy nagrań wczesnego MANOWAR, uwypuklone przez wokal Di'Anna. "Uruk Hai" zaczyna się długo i to obiecuje ciekawe rozwinięcie, jednak potem mamy "tylko" bardzo dobry bojowy heavy power.
Brak na tym albumie zdecydowanych killerów i to jest tu największy mankament. "Circle Of Steel" słucha się bardzo dobrze- mocne melodyjne granie z rozpoznawalnym znakiem firmowym WIZARD- zamaszystymi refrenami i chórkami, ale jednak upodabniają się ponownie do PARAGON. "Warriors Of the Night" najbardziej epicki z tego zestawu, najbliżej tu do klasycznego melodyjnego epickiego heavy metalu, jednak sześć minut to trochę za długo, bo w pewnym momencie zaczynają się tu już niepotrzebnie powtarzać w sławieniu wojowników Odyna. Dobry "No Way Out" rozpędzający się po klimatycznym posępnym wstępie wart uwagi przede wszystkim z powodu znakomitych partii perkusji i bardzo dynamicznego śpiewu. "The Magic Goes On" niespodziewanie zrobiony w stylu typowego niemieckiego speed melodic power z refrenem jakby żywcem wyjętym z repertuaru HELLOWEEN. Odrobina MANOWAR do tego w wolnej części epickiej na końcu i ta mieszanka wypada w sumie interesująco.
Za to zakończenie albumu piękne i wzruszające, w postaci metalowej epickiej ballady "Don't Say Goodbye", stylizowanej na podobne kompozycje Królów Metalu zza Oceanu.

Mocne brzmienie, zdecydowanie niemieckie uzyskano na tym LP. Bas to tym razem narzędzie eksterminacji, kosztem nieco cofniętej perkusji. Ogólnie perkusja pod względem ustawienia brzmienia nie zachwyca na tym LP, oj nie zachwyca. Gitara nieco cięższa niż dotychczas, czasem jednak wydaje się jakby sucha, zwłaszcza w szybkich fragmentach pierwszej połowy albumu.
Płyta w stosunku do tego co faktycznie mają tym razem do powiedzenia jest trochę za długa. Album krótszy, także i z krótszymi niektórymi utworami wypadł by lepiej, a tak odrobinę nuży. Mniej tu WIZARD, więcej grania typowo niemieckiego, solidnego, ale czasem jednak rzemieślniczego.


Ocena: 7.5/10

2.04.2009
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#5
Wizard - Goochan (2007)

[Obrazek: R-7113979-1500918740-2948.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Witch of the Enchanted Forest 06:17
2. Pale Rider 07:15
3. Call to the Dragon 04:45
4. Children of the Night 05:32
5. Black Worms 04:00
6. Lonely in Desert Land 05:52
7. Dragon's Death 06:21
8. The Sword of Vengeance 04:05
9. Two Faces of Balthasar 05:20
10. Return of the Thunder Warriors 04:58

Rok wydania: 2007
Gatunek: Melodic epic heavy power metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Sven D'Anna - śpiew
Dano Boland - gitara
Volker Leson - bas
Soren Van Heek - perkusja

Rok 2007 przynosi kolejny siódmy album WIZARD zaprezentowany w styczniu przez Massacre Records, tym razem bez udziału grającego tu od początku gitarzysty Maassa. Zastąpił go Dano Boland i choć WIZARD nadal gra swoje, słychać, że tę gitarę trzyma tu ktoś inny. Grupa pozostając w obrębie melodyjnego rycerskiego heavy power tym razem przedstawiła album-koncept, z prostą historią obrony Ziemi przed hordami najeźdźców z kosmosu przez postać tytułową dysponującą czarodziejską mocą. Jeśli chodzi o moc, to tej na albumie nie brak, głównie dlatego, że płyta ma brzmienie mocne, przypominające to z płyt heavy power nagrywanych w USA. Z tego powodu można uznać "Goochan" za najcięższy LP zespołu, jednak nie za najlepszy.

Koncept rządzi się swoimi prawami, stanowi określoną całość i historia opowiedziana w kolejnych utworach musi być spójna i logiczna. Historia taką jest, ale album zawiera miejsca muzycznie słabe nawet i tylko duża liczba znakomitych kompozycji pozwala pokryć te niedostatki i trochę zamaskować mielizny, na których WIZARD osiada, głównie w drugiej części albumu.
"Witch of the Enchanted Forest" w mówionym intro wprowadza słuchacza w historię, jaką zespół opowie i mamy odrobinę słuchowiska, a potem już... klasyczny szybki WIZARD z zespołowymi zaśpiewami w refrenach i dosyć wysokim ogólnie wokalem D'Anna.
Jest też solo, jakiego Maass by jednak nie zagrał. Trochę to wszystko za grzeczne wyszło.
Za to w "Pale Rider" otwartym przez ciężki warkoczący bas dużo mroku i jednak także Ameryki w muzyce. Tak WIZARD jeszcze nie grał i wychodzi to bardzo interesująco, a i gra nowego gitarzysty tu satysfakcjonuje. Trochę akustycznego grania w końcowej części z ładnym tłem i ładnym epickim wokalem. Z tego fragmentu można by było wydzielić piękną, zapewne najlepszą w dorobku grupy balladę metalową. "Call to the Dragon" to znów powerowy mocny cios z podniosłą melodią w stylu niemieckim, takim jaki reprezentuje GAMMA RAY czy IRON SAVIOR. Takie zabiegi z podkreśleniem swojego pochodzenia zespół robił już wcześniej, tyle że WIZARD ma wystarczająco dużo rozpoznawalnego stylu i niekoniecznie musi z takich chwytów korzystać. Ciężej i wolniej w "Children of the Night" i tu doprawdy dorównali swoim najlepszych numerom z lat ubiegłych, bo rycerski styl utworu dopełniono i mocnymi riffami i zdecydowanie udanymi ozdobnikami w śpiewie. "Black Worms" to taki standardowy melodyjny heavy power, przy czym raczej importowany z USA. Energii odmówić tu nie można. "Lonely in Desert Land" brzmi tak mocno nowocześnie jak na WIZARD, co podkreślają elektroniczne wstawki w tle i zdominowanie wszystkiego przez gitarę basową. Tu można powiedzieć coś o samej produkcji. Tym razem nie można nic zarzucić ustawieniu perkusji i tym razem trafili z bębnami i blachami w dziesiątkę. To słychać właśnie w tej kompozycji. "Dragon's Death" to miejsce gdy album siada niestety. Dobry to kawałek, galopujący w amerykańskim powerowym stylu lat 80tych, ale po intrygującym poprzedniku prezentuje się archaicznie. Można jednak tu pochwalić D'Anna za wokale i tym nadrabiają w zwrotkach, bo refren jest za lekki do tego riffowania i tyle. "The Sword of Vengeance" nieokreślony w melodii i tym, czym ma być. Są tu nawet próby ryków corepodobnych i wysokie zaśpiewy oraz nieco groove i ogólnie muzycznie groch z kapustą, mało strawny dla tradycyjnego słuchacza płyt WIZARD. Za to znakomicie i tradycyjnie jest w rozpędzonym, ale zarazem eleganckim "Two Faces of Balthasar" z kapitalnym refrenem porażającym przede wszystkim takim niewymuszonym wykonaniem. WIZARD tu nic nie kombinuje i mamy zdecydowany killer.
Na koniec jeszcze raz dają po uszach w "Return of the Thunder Warriors". Najbardziej tradycyjne dla WIZARD granie z pełnymi rozmachu chórkami i wplecioną słynna frazą:
With the might of the hammer,
the bow, axe and sword.


Dobro zwycięża i złe robaki zostają pokonane. WIZARD też wygrywa, bo jeśli "Magic Circle" to przegrana dla wielu potyczka to "Goochan" jest wygraną bitwą.
Są tu jak wspomniałem momenty słabsze, ale to bardzo dobra płyta, przede wszystkim pokazująca, że grupa ma wciąż patent na ciekawe melodie, co przy soczystym, prawdziwe heavy powerowym brzmieniu daje efekt bardzo dobry.
Boland nie zawiódł, nie starał się też grać jak Maass. Na następnym albumie "Thor" zagrają już obaj.


Ocena: 8/10

5.04.2009
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#6
Wizard - ...Of Wariwulfs And Bluotvarwes (2011)

[Obrazek: R-3941046-1412056578-6378.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. ...Of Wariwulfs And Bluotvarwes 04:58
2. Undead Insanity 03:38
3. Taste Of Fear 04:44
4. Wariwulf 03:48
5. Messenger Of Death 05:39
6. Sign Of The Cross 03:46
7. Fair Maiden Mine 04:47
8. Hearteater 04:33
9. Hagr 03:56
10. Bletzer 03:44
11. Hagen Von Stein 03:48

Rok wydania: 2011
Gatunek: Power Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Sven D'Anna - śpiew
Dano Boland - gitara
Michael Maass - gitara
Volker Leson - bas
Sören van Heek - perkusja

Tak, to już dziewiąty album Czarodzieja z Bocholt zaprezentowany przez Massacre Records w marcu 2011.
Czas leci, a WIZARD nagrywa z dużą regularnością i co najważniejsze zawsze co najmniej na dobrym poziomie.  O Odynie już było, o Thorze również i tym razem na tapetę wzięte zostały wilkołaki i podobne rzeczy. Może dlatego ta płyta jest jednak słabsza od poprzednich. Nie dlatego, że nie ma Odyna, a raczej dlatego, że stworzenie muzyki pasującej do wilkołaków jest zapewne trudniejsze niż bojowych hymnów i pieśni na cześć Thora i Odyna.

W sumie ta tematyka przewodnia przejawia się raczej w warstwie tekstowej, bo i tym razem WIZARD proponuje power metal w swoim rozpoznawalnym stylu, tyle że rezygnując z podniosłej pompatyczności. Rycerskich dynamicznych numerów tego zespołu zawsze słuchało się z przyjemnością, tym razem pozostaje wysłuchać melodyjnego power i heavy/power metalu bardziej tradycyjnego, a raczej bardziej typowego dla sceny niemieckiej.
Kiedy pojawia się tradycyjny niemiecki power metal od razu pojawia się i problem jego atrakcyjności pod względem melodii. Tym razem jest z tym różnie i to największy minus tej płyty.
Na zachętę i na rozgrzewkę WIZARD na początku serwuje kapitalny opener w postaci "...Of Wariwulfs And Bluotvarwes", to jest kawał doskonałej roboty w stylu MANOWAR z czasów Shankle. Jest tu wszystko, poczynając od świetnej perkusji, poprzez gitarowy szturm na dużej prędkości aż po wokal z barbarzyńskimi zaśpiewami pod Adamsa. No i solo!
No, gdyby cała płyta była utrzymana w takim stylu, to można by mówić o sensacyjnym odświeżeniu formuły MANOWAR A.D. 1992.
Niestety, tak różowo nie jest. WIZARD to doświadczona ekipa i dużo w następnych utworach korzysta z tych swoich doświadczeń. Bardzo energiczne gitary lekko pokrywają mało atrakcyjną melodię w "Undead Insanity", nieco zbyt nowoczesną i nawet wpadającą w groove, a tego chyba nikt tu od nich nie oczekiwał. Heavy power z drapieżnym wokalem w "Taste Of Fear" nieco dziwnie połączony z refrenem bardzo łagodnym w stylu melodic power, co zostało powtórzone w "Wariwulf". To niezdecydowanie nie działa tu na korzyść.
"Messenger Of Death" to również podobne rozwiązanie, tu jednak jest więcej epickości i nawiązań do poprzedniej płyty, żeby już nie sięgać daleko. W "Sign Of The Cross" znów melodic power metal, jakiego grali wcześniej bardzo mało i to taka melodia przebojowa i lekko podniosła, ale jednak nawet jak na warunki niemieckie mało to oryginalne. Warto jednak posłuchać, jakie tu ładne, prosto solo znalazło swoje miejsce. Tej rutyny nie starczyło w przypadku "Fair Maiden Mine" i ten melodic power metal z malutkimi ciągotkami progresywnymi nie wyszedł interesująco. Gdy grają prostsze mocniejsze i wolniejsze rzeczy z dawką mroku w "Hearteater" słychać, że to WIZARD. Może się także podobać "Hagr", o ile przymknąć oko na bardzo proste zapożyczenia z własnej przeszłości. Gdy te zapożyczenia są wzbogacone o melodię na znakomitym poziomie i niszczący refren, to otrzymujemy drugi i ostatni killer na tej płycie "Bletzer". Dawno WIZARD nie pokazał aż tak nośnego refrenu.
Na koniec raczej przeciętny "Hagen Von Stein" i pozostaje uczucie niedosytu.

Niedosyt jest, mimo że Sven D'Anna w bardzo dobrej dyspozycji głosowej, gitarzyści grają lepiej niż na "Thor", a "Snoppi Denn rozegrał chyba życiową partię.
No brak więcej tych wizardowych, łatwo przyswajalnych killerów, które potem tygodniami huczą w głowie. Trochę szkoda, bo i brzmieniowo mamy płytę bardzo dobrą. Nieco lżejszy sound momentami, ogólnie bardziej power niż heavy z ostatniej płyty, przy tym umiejętnie wzmacniany tam gdzie trzeba.
Niedosyt...


Ocena: 7.5/10


25.03.2011
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#7
Wizard - Thor (2009)

[Obrazek: R-2487767-1293847243.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Utgard (False Games) 04:49
2. Midgards Guardian 04:27
3. Asgard 04:12
4. Serpents Venom 04:43
5. Resurrection 03:47
6. The Visitor 05:52
7. What Would You Do? 03:29
8. Utgard (The Beginning) 06:35
9. Stolen Hammer 04:32
10. Lightning 03:29
11. Pounding in the Night 03:31

Rok wydania: 2009
Gatunek: Power Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Sven D'Anna - śpiew, instrumenty klawiszowe
Dano Boland - gitara
Michael Maass - gitara
Volker Leson - bas
Sören van Heek - perkusja

W roku 2003 był Odin, a w roku 2009 nadszedł czas Thora na płycie wydanej przez Massacre Records w styczniu 2009.
W takiej nordyckiej mitologii WIZARD czuł się zawsze bardzo dobrze i płyty nagrane z germańskimi bogami w tle zawsze mieli udane. Tak jest i tym razem. Może nie jest to szczyt oryginalności w ramach WIZARD, ale tu jest epicka moc i siła gitar oraz Sven D'Anna w doskonałej formie wokalnej.

Od początku potęga brzmienia. W Utgard (False Games)jest coś z motoryki PARAGON, coś z GRAVE DIGGER I REBELLION i jest to dobre otwarcie, choć na otwarcie WIZARD serwował już lepsze melodie. Znakomita melodia jest już w rytmicznym zagranym niezbyt szybko Midgards Guardian. Klasyk WIZARD w formie i sposobie budowania nośnego refrenu. Potem szybszy, zdecydowanie power metalowy Asgard, gdzie w refrenie słychać wysokie chórki, a ataki gitarzystów bardzo potężne. Trzeba przyznać, że Boland i Maass doskonale się rozumieją i uzupełniają, i tak na "Thor" jak i na pozostałych płytach gdzie grają razem ich power metal to faktycznie heavy/power niemal dorównujący mocą najmocniej grające zespoły USPM. WIZARD to nie tylko bezlitosne parcie do przodu, to także łagodna, nastrojowa epika w kapitalnym dramatycznym Serpents Venom. Tu słychać, ile serca wkłada D'Anna w epickie oddanie klimatu.
Mocarne są jak zwykle te surowsze wsparte rozległymi wokalami numery w typowym teutońskim stylu jak Resurrection (och po raz kolejny te paragonowe rozpędzone lokomotywy pancerne!) oraz rozpoczęty barbarzyńsko od bojowych litaurów Sörena van Heeka The Visitor, o Thorze, gdzie epika MANOWAR spotyka Niemcy. Piękne dumne i monumentalne zakończenie z wielogłosowymi harmoniami wokalnymi przy gitarach akustycznych. Czyste heavy/ power rycerskie jest kontynuowane w What Would You Do?. Tu może ten przewodni riff nie jest pierwszej świeżości, ale refren przedni, a w części instrumentalnej gitarzyści dają popis gry unisono i  naprzemiennych ataków solowych. Moc!
Trochę się wszystko rozmydla w takim sobie niemieckim heavy power Utgard (The Beginning), ale już Stolen Hammer jest zdecydowanie lepszy. Majestatyczny, kruszący wstęp i znakomite tempo z semi thrashowymi zagrywkami, przy czym melodia zwrotek jest tu znacznie lepsza niż można by oczekiwać w tym elemencie od WIZARD, co więcej jest tu wyraźna inspiracja US power metalem. Bardzo dobrze prezentuje się również chyba ogólnie najszybszy Lightning (znowu lokomotywa PARAGON!) i byłby to absolutny killer gdyby nie całkowicie nieuzasadnione piski i w refrenie, jakby błyskawicę można było zdefiniować jako piskliwe zawodzenie. Szkoda.

Rewelacyjna produkcja, mięsista i głęboka, z atomowymi gitarami i przepotężną perkusją taka, do jakiej WIZARD przyzwyczaił co najmniej od "Odin". Nie jest to aż tak dobry LP jak "Odin", ale ustępuje mu niewiele. Pewnie zagrany, pewnie zaśpiewany. Czołówka w wśród najlepszych albumów zasłużonego WIZARD.


ocena: 8,7/10

new 13.12.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#8
Wizard - Trail Of Death (2013)

[Obrazek: R-5071150-1383709814-1553.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Creeping Death 05:56
2. War Butcher 03:52
3. Electrocution 05:12
4. Angel of Death 06:24
5. Angel of the Dark 04:35
6. Black Death 04:54
7. One for All 03:57
8. Post Mortem Vivere 04:48
9. Death Cannot Embrace Me 04:41
10. Machinery of Death 04:01
11. We Won't Die for Metal 04:48

Rok wydania: 2013
Gatunek: Power Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Sven D'Anna - śpiew
Dano Boland - gitara
Michael Maass - gitara
Volker Leson - bas
Sören van Heek - perkusja


To dziesiąta płyta WIZARD, wydana przez Massacre Records we wrześniu 2013 roku. Stała od lat ekipa gra swoje przy czym tym razem jest ogólnie mówiąc o śmierci.

To taka śmierć na różne sposoby - na krześle elektrycznym, pełzająca, Czarna Śmierć (dżuma) i inne. A wszystko w konwencji klasycznego o rozpoznawalnego stylu WIZARD. Creeping Death zaczyna się dosyć długo i nie jest to oczywiście cover METALLICA. Tak, rozpoczyna się długo i nawet pewne zniecierpliwienie się zaczyna w pewnym momencie pojawiać, ale potem jest bardzo dobrze, szczególnie w atrakcyjnym refrenie. Tylko Sven D'Anna jakiś taki nieco zmęczony...
War Butcher zgodnie z tytułem powinien być brutalny i taki po części jest. W kilku riffach i partiach wokalnych i w niczym więcej i to bardzo blady jak na WIZARD numer, z prymitywnym waleniem perkusji i quasi-thrashowymi zagrywkami nie bardzo pasującymi do pewnych epickich uniesień, jakie tu słychać. Electrocution powinien być mroczny i jest w długiej partii wstępnej, a potem WIZARD przypuszcza ten swój atak dwóch gitar nie do odparcia i jest to dynamiczne i bardzo niemieckie i tylko szkoda, że następuje rozmycie tej mocy w przeciętnym refrenie, bardziej pasującym do rycerskiego power.
Potem dwa razy spotykamy się z aniołami. Po raz pierwszy w Angel of Death, który nie jest oczywiście coverem SLAYER tylko wolniejszym heavy/power metalowym oryginalnym numerem WIZARD w stylu z czasów heroicznych zespołu, ale jakoś tu mocy i patosu brak. Po prostu dobry WIZARD z tej kategorii. Zaraz potem Angel of the Dark i to jest zupełnie inny ciężar gatunkowy i klimat. To ten realnie epicki WIZARD, gdzieś tam z MANOWAR w tle, z chórami, pompatyczny, powolny i gdzie tempo określają  potężne bębny. Znakomity, majestatyczny utwór, tym razem świetnie zaśpiewany przez Svena D'Anna z orkiestracjami w tle, no i piękne solo gitarowe zostało tutaj zagrane. Już od lat nie było takiego wspaniałego hymnowego killera WIZARD!
Black Death... no cóż, doświadczenie tu bierze górę i czerpanie z własnych pomysłów i to jest ten napędzany potężną perkusją heavy/power huraganowy atak zespołu z bardzo dobrą wyrazistą melodią, łagodniejszą w chwytliwym refrenie.
Kolejne niszczycielskie solo i duet Boland - Maass, udany mroczny fragment. Za takie granie się właśnie lubi WIZARD i takim zdobyli sławę. Więcej klawiszy i więcej światła w bojowym i rycerskim, a zarazem bardzo przebojowym One for All. Ten refren taki lekki i taki potoczysty zarazem!
Post Mortem Vivere to typowy dla zespołu numer w średnim tempie i średnio udany w manierycznych partiach wokalnych, ale pełny odwet biorą w fenomenalnym zagranym na zwolnionych obrotach rytmicznym i nastrojowym Death Cannot Embrace Me. Moc, ogromna moc przekazu w zupełnie nietypowym dla WIZARD stylu. Niemal heavy/gothic klimat LACRIMAS PROFUNDERE. Piękny, doprawdy piękny utwór i jak to Sven zaśpiewał! Mistrzostwo wyważonego gothic męskiego wokalu!
Machinery of Death powinien być industrialnie surowy, tymczasem jest tu świetny początek w łagodnym melodic metalowym stylu, a potem niestety to popsuli dosyć amatorskim power metalem, zupełnie nierozpoznawalnym dla stylu grupy. Dziwne, że wstępna melodia nie została w żaden sposób wykorzystana w dalszej części, chociażby w refrenie.
No i na koniec jak to WIZARD ma w zwyczaju Metalowe Przesłanie w stylu true We Won't Die for Metal, oczywiście bliskie MANOWAR i MAJESTY - czyli We Won't Die for Metal. Solidne, bardzo dobre, choć oryginalności to zero.
Ale my wszyscy oczywiście też "We Won't Die for Metal !"

Przyjemnie jest posłuchać, jak sobie zgrabnie pogrywają gitarzyści WIZARD, a jeszcze przyjemniej posłuchać niezawodnego Sörena van Heeka. Jak zwykle błyszczy, jak zwykle Dewastator! Sven rozkręca się w miarę upływu czasu i pojawiania się kolejnych kompozycji, może także dlatego, że jednak heroiczny metal pasuje mu najbardziej.
Eksperymentów brzmieniowych nie ma i Mistrz Achim Köhler niczego tu zmieniał od czasów "Thor". Te same potężne mięsiste gitary, wgniatający w ziemię bas i potężna perkusja. Po prostu WIZARD sound.
Trochę to wszystko nierówne, może za bardzo chwilami eksperymentalne, stylistycznie rozstrzelone na kilka kierunków, ale to bardzo płyta, na pewno znacznie bardziej dopracowana, niż zbiór riffów  o wilkołakach. Po nagraniu tego albumu WIZARD zrobił sobie kilkuletnią przerwę i jedenasty album ukazał się dopiero w roku 2017.


ocena: 8/10

new 21.06.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#9
Wizard - Fallen Kings (2017)

[Obrazek: R-10323450-1495319019-5039.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Liar and Betrayer 03:31
2. We Are the Masses 04:46
3. Live Your Life 07:07
4. Brothers in Spirit 04:44
5. White Wolf 04:16
6. Wizard Until the End 04:24
7. Father to Son 04:24
8. Let Us Unite 04:30
9. Frozen Blood 05:51
10. You're the King 05:12

Rok wydania: 2017
Gatunek: epic heavy/power Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Sven D'Anna - śpiew
Dano Boland - gitara
Michael Maass - gitara
 Arndt Ratering - gitara basowa
Sören van Heek - perkusja


Czasem powrót do swoich korzeni po latach jest jedynym wyjściem i się opłaca. WIZARD powraca w roku 2017 z nowym basistą Rateringiem, ponownie w barwach Massacre Records i z muzyką z okresu "Head Of The Deceiver".

Tym razem nie ma tematycznych rozważań, nie ma eksperymentu z innymi pokrewnymi gatunkami heavy metalu i choć może dynamiczny zwarty i potoczysty riffowo Liar and Betrayer nie daje jeszcze na to jednoznacznej odpowiedzi, ale to, co jest potem, to już to tylko potwierdza. W dostojnym miarowym true graniu We Are the Masses spod znaku MANOWAR/MAJESTY wydobywają z takiej muzyki to, co najlepsze i majestat epickiego grania jest tu ogromny. Coraz mniej takie go true grania się ostatnio słyszy. Za chwilę poprawiają fenomenalnym, rozbudowanym Live Your Life, dumnymi natarciami gitarowymi, w tym ostrym, a zarazem jakże rycerskim stylem starego WIZARD. WIZARD. gdy trafił jak należy z melodią, nie miał sobie równych w niemieckim metalu w generowaniu takiego bojowego heroicznego klimatu i tym razem pokazuje, że nadal to potrafi. Moc! Co za super nośny refren!
WIZARD nie ustępuje ani na krok w kolejnych kompozycjach, przynajmniej w dążeniu do utrzymania  bojowego rycerskiego klimatu. Na pewno po tym względem udało się to w Brothers in Spirit, White Wolf i Frozen Blood, choć same melodie i refreny są tu nieco słabsze. Gdy trochę ponownie zbliżają się do MAJESTY (tempo, chórki), to są bardzo przekonujący w true graniu w Wizard Until the End, choć może te nagle pojawiające się wokale poboczne mogą spowodować nerwowe rozglądanie się po pomieszczeniu z pytaniem "kto tu jeszcze jest?" Jeden raz w Father to Son przechodzą nieco na pozycje szwedzkie i ten jedne raz grają coś na kształt takiego epickiego power metalu, jak powiedzmy VEONITY, tyle że odrobinę ciężej. Let Us Unite to jest jednak szybki i dewastujący wszystko na swojej drodze WIZARD z dobijającym niedobitki basem Arndta Rateringa. Jeśli czasem WIZARD zbliżał się do motoryki pociągu pancernego PARAGON to tym razem, w tej kompozycji, tak właśnie jest. No i ta potężna gęsta perkusja Sörena!
Godne zakończenie to You're the King, w melodyjnym, ale dosyć surowym stylu epickim z "Thor".

W sumie żadnych ballad, żadnych rock/metalowych wycieczek, alternatywnego czy progresywnego podejścia. Po prostu stary dobry WIZARD.
Duet Boland - Maass w pełni odzyskał na tym albumie swoją siłę i te dialogi oraz wsparcie rytmiczne jest tu znakomite. Sola nasycone są wielką energią i świdrują melodyjnie jak wiertła do wierceń studni głębokowodnych. Sören van Heek czuje się jak ryba w wodzie w tym tej dynamicznej, ściśle dawkowanej rytmice i może w końcu tu coś zagrać więcej na perkusji. A Sven D'Anna już dawno nie śpiewał tak dobrze. Brzmieniowo nastąpił powrót do soundu "Thor" i pięknie brzmi zarówno perkusja jak i te ciężkie, ostre i masywne gitary i zwiększonej głębi. Pod tym względem jest to album wyborny.
Bez wymyślania czegoś nowego i bazując na tym, co się umie najlepiej, można nagrać atrakcyjną heroiczną metalową płytę.


ocena: 8,4/10

new 5.07.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#10
Wizard - Metal in My Head (2021)

[Obrazek: 908031.jpg?5510]
Tracklista:
1. I Bring Light into the Dark 04:57
2. Metal Feast 04:17
3. Metal in My Head 03:40
4. Victory 04:22
5. 30 Years of Metal 04:54
6. We Fight 03:03
7. Whirlewolf (FEANOR cover) 04:53
8. Years of War 04:51
9. Firesword 03:49
10. Destiny 05:11

Rok wydania: 2021
Gatunek: epic heavy/power metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Sven D'Anna - śpiew
Tommy Hartung - gitara
Michael Maass - gitara
Arndt Ratering - gitara basowa
Sören van Heek - perkusja

WIZARD w ostatnich latach nagrywa coraz rzadziej, dlatego cieszy zapowiadana od jakiegoś czasu nowa płyta, zaprezentowana przez Massacre Records w lutym 2021. Tytuł wskazuje, że prawdziwy metal nadal im w duszy gra, przy czym już bez udziału Bolanda, którego w ubiegłym roku zastąpił Tommy Hartung.

Z nowym gitarzystą grają to, czego można się zawsze po WIZARD spodziewać. Heavy metal nasycony powerowymi riffami, epicką, bojową tematyką, a ponadto cieszy wysoka forma wokalna Svena. Sławienia metalu jest tu bardzo dużo, bo album ukazał się w trzydziestą rocznicę wydania pierwszego demo WIZARD ("Legion Of Doom" 1991) i do tego nawiązuje klimatyczny w manowarowym stylu song 30 Years of Metal, heroiczny, z doskonałym refrenem do śpiewania na koncertach wspólnie z publicznością. No, a jak melodyjnie i epicko sławić metal, to gra się takie bardzo dobre true numery jak rytmiczny i galopujący dostojnie Metal Feast i ostry dynamiczny Metal in My Head, w niemal speedowej aranżacji z klasycznym krzyczanym refrenem. Ta kompozycja przypomina najlepsze lata niemieckiego speed/heavy i jest w pewnym sensie nostalgiczną wycieczką w przeszłość, także w przeszłość WIZARD. Ozdobą są zadziorne partie solowe gitarzystów. Sam początek to typowa dla WIZARD klimatyczna narracja w I Bring Light into the Dark a dalej jest po prostu muzyczny hołd MANOWAR w rozpoznawalnym stylu WIZARD. Jest mocarnie jest barbarzyńsko i epicko i właśnie o to chodzi. Sprawdza się także ta barbarzyńska formuła w podniosłym Victory, z kruszącymi czaszki wrogów semi thrashowymi zagrywkami gitarzystów, których mogłoby być tu nawet więcej. I jest ponadto speedowo jak w STORMWARRIOR.
Masywny, niedługi i zwarty We Fight to taka kwintesencja nacierającego drapieżnie i nieubłaganie WIZARD, jaki zawsze zachwycał. Moc! I te chórki w refrenie, bezcenne! Nic nie tracą z atrakcyjności, gdy dumnie riffują w wolniejszym Years of War, przypominającym podobne najlepsze numery z "Odin" i "Thor". I zniszczenie, zniszczenie sieją w Firesword, gdzie przewodni motyw nie jest może specjalnie oryginalny, ale heroizm przeogromny, szczególnie w wolnej monumentalnej i patetycznej partii środkowej. I nie biorą jeńców w porywających solach! Hymnowy, marszowy utwór pozostawiono na koniec i Destiny jest doskonały w tej konwencji i tu po raz kolejny sławią heavy metal z wielką atencją. Refren porusza serce po prostu.

Hartung zgrany z Maassem bardzo dobrze, wygrywają różne cudeńka i wcale nie brakuje tu solówek Bolanda.
Ponieważ jest tu dużo prężenia muskułów z mieczem i toporem, to w kwestii brzmienia mogłoby być mocniej i ciężej w gitarach. Doskonałe są jak zwykle partie perkusji van Heeka, ale gdyby te bojowe bębny wybrzmiewały jeszcze głębiej, to by nie było źle.
Ogólnie WIZARD nagrał bardzo bardzo klasyczny, chwytliwy w true melodiach album, którego ostatnio nie udało się nagrać MAJESTY. Album bez kombinowania i bez zadęcia na tworzenie niezrozumiałej metalowej "sztuki". Warto dodać, że umieszczony na tym albumie cover międzynarodowego FEANOR zwiastuje ponowne pojawienie się Svena jako wokalisty w kwietniu na drugiej płycie tego zespołu "Power of the Chosen One".
A tymczasem mamy najlepszą płytę w historii WIZARD. Moc Miecza i Topora!


ocena: 9.5/10

new 19.02.2021
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości