Wolfsbane
#1
Wolfsbane - Wolfsbane (1994)

[Obrazek: R-3787991-1376642447-7430.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Wings 04:26
2. Lifestyles Of The Broke And Obscure 03:47
3. My Face 03:26
4. Money Talks 04:25
5. Seen How It`s Done 04:36
6. Beautiful Lies 03:25
7. Protect And Survive 03:25
8. Black Machine 03:14
9. Violence 03:42
10. Die Again 06:50

Rok wydania: 1994
Gatunek: heavy metal
Kraj: Wielka Brytania

Skład zespołu:
Blaze Bayley - śpiew
Jase Edwards - gitara
Jeff Hateley - bas
Steve Ellett - perkusja

Nadszedł rok 1994 i WOLFSBANE po sukcesie płyty koncertowej mógł spokojnie nagrać dla Bronze album studyjny wydany w lutym.

Płyta miała tytuł prosty -"Wolfsbane". Album niezwykły i niewątpliwie byłby to jeden z najlepszych brytyjskich LP lat 90tych gdyby nie... No właśnie - nie wiem, dlaczego. Przyczyn można szukać chyba najprędzej w nierównej jakości kompozycji, bo do pozostałych elementów nie można się w żaden sposób przyczepić. To, co było mankamentem poprzednio - słabe brzmienie - tu jest atutem. Potężne, lekko przybrudzone, ołowiane i przyszarzałe pyłem angielskiego przemysłowego miasta, a jednocześnie doskonale selektywne z grzmiącą perkusją, znakomicie słyszalnym basem oraz gitarą, po prostu znakomitą. Edwards ze swymi solówkami, całkowicie odmiennymi od typowego ułożonego angielskiego grania i niesamowitą techniką, przejawiającą się w pełnych inwencji, nieustannie zaskakujących zagrywkach, zupełnie i całkowicie wprawia w osłupienie. Ponadto atut największy - sam Blaze. Nigdy przedtem i nigdy potem nie zaśpiewał już tak wspaniale, tak ekspresyjnie, tak aktorsko i tak wyzywająco jednocześnie, jak na tym LP. Dwa pierwsze superenergetyczne numery "Wings" oraz "Lifestyles Of The Broke And Obscure" totalnie demolują słuchacza i wywołują nieodpartą hipnotyczną chęć poznania, co będzie dalej. Niestety tu już jest różnie, stylistyka zmienia się, zespół chaotycznie, ale z wdziękiem przeskakuje przez różne style i gatunki, aby powrócić do początku w morderczym "Protect And Survive". Potem znowu jest różnie i wydaje się, że to się skończy w ten niejasny sposób, gdy nagle na koniec otrzymujemy olbrzymi brylant w postaci "Die Again". Maksymalne pokręcenie z na zawsze wbijającym się w pamięć motywem przewodnim w zwrotkach i niezwykłym refrenem oraz udziwnioną częścią instrumentalną. Potem jeszcze ukryty dla cierpliwych bonus i... to wszystko. Niestety wszystko. Płyta bardzo dobra, ale z pomieszanym uczuciem spełnienia i niedosytu...

Blaze zostaje przyjęty do IRON MAIDEN, a ponieważ Blaze to WOLFSBANE, a WOLFSBANE to Blaze, więc zespół przestaje istnieć. Szkoda, bo być może byłby to kolejny wiodący heavy metalowy zespół z Wysp Brytyjskich?


Ocena: 8/10

23.12.2007
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Wolfsbane - Wolfsbane Save the World (2012)

[Obrazek: R-8156636-1467778844-9823.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Blue Sky 05:11
2. Teacher 04:06
3. Buy My Pain 03:47
4. Starlight 04:00
5. Smoke and Red Light 03:46
6. Illusion of Love 06:04
7. Live Before I Die 05:09
8. Who Are You Now 03:22
9. Everybody's Looking for Something Baby 04:06
10. Child of the Sun 03:40
11. Did It for the Money 03:34

Rok wydania: 2012
Gatunek: Heavy Metal/Rock
Kraj: Wielka Brytania

Skład zespołu:
Blaze Bayley - śpiew
Jase Edwards - gitara
Jeff Hateley - bas
Steve Ellett - perkusja

Wielu miłośnikom heavy metalu brytyjskiego zespół WOLFSBANE pozostaje nieznany. Owszem, wszyscy wiedzą, że słynny Blaze Bayley Cook występował w tej grupie w początkach kariery, ale zazwyczaj ta wiedza na tym się kończy. Dzieje się może tak dlatego, że WOLFSBANE to jednak zupełnie inna muzyka niż IRON MAIDEN czy BLAZE/BLAZE BAYLEY i w zasadzie ta grupa jest reprezentantem tak zwanej drugiej fali NWOBHM, bardziej rockowej, stadionowej i komercyjnej i WOLFSBANE mieści się w swej twórczości w rejonach THUNDER czy THE ALMIGHTY chociażby, a mocniejszy heavy metalowy akcent pojawił się dopiero na ostatniej płycie "Wolfsbane" z 1994. Odejście Blaze do IRON MAIDEN zakończyło działalność zespołu pozbawionego charyzmatycznego frontmana, ale jak się okazuje duch i sentyment pozostał i stara gwardia z Bayley'em w roli głównej powróciła i rozpoczęła drugi rozdział swojego istnienia.

Zespoły brytyjskie wracające po latach w przeciwieństwie do dinozaurów z Ameryki zazwyczaj bardzo szybko przygotowują nową płytę z premierowymi nagraniami i taką w roku 2011 przygotował również WOLFSBANE. Zastanawia fakt pewnego obojętnego przyjęcia tego materiału przez media i fanów oraz wytwórnie. Płyta dosyć nieoczekiwanie wydana została nakładem własnym, rozprowadzana też była przez zespół własnoręcznie i zapewne czas reedycji przez znaczącą wytwórnię płytową nadejdzie później.
Czy warto było wracać?
To jakaś blada muzyka, blado zaśpiewana przez Blaze. Tego czadu i młodzieńczej ulicznej agresji rokendrolowców/metalowców tu nie ma i sam początek w postaci mdłego rockowego "Blue Sky" jest bardzo poważnym sygnałem ostrzegawczym. Niestety, sygnałem prawdziwym. "Techer" jest kompletnie nieudany, a "Buy My Pain" to zupełnie wyprany z energii styl z albumu "Wolfsbane". Fatalne są te melodie i "balladowy" "Starlight" nigdy nie stanie się radiowym przebojem, podobnie jak kompromitujący festiwalowy refren z "Illusion Of Love'.
Słabość melodii jako takich jest zatrważająca. Takie numery jak "Life Before I die" czy "Who Are You Now", albo "Child Of The Sun' są kompletnie bezbarwne i amatorskie, zresztą ta amatorszczyzna wychodzi na tym LP na każdym kroku. Wykonanie jest zupełnie nieinteresujące, schematyczne, liniowe, przewidywalne i maksymalnie uproszczone. A przecież ta nieprzewidywalność WOLFSBANE była mocną bronią zespołu w dawnych latach.Na koniec pogrążają się w rapującym "Did It For The Money" ...

Totalna porażka. Porażka w każdej kategorii muzycznej, bo jeśli traktować ten album jako coś pośredniego pomiędzy melodyjnym heavy metalem, hard rockiem i rockiem, to w żadnym z tych obszarów nie osiągają nawet poziomu przeciętnej przyzwoitości. Zero hitów pełnych mocy, zero poruszających ballad, nic godnego uwagi do samochodowego odtwarzacza.
Ponadto, jeśli ktoś narzekał na jakość produkcji ich płyt z XX wieku, to teraz uzna je za dobrze zrobione. Produkcja jest bezpłciowa, przezroczysta, płaska, a o jakiejkolwiek soczystości soundu nie ma nawet mowy. Co więcej, brak tu radości grania. Brak tu pasji i metalowego żaru, który jakże często ratuje nawet słabe kompozycje przed zupełną klapą.
Tu klapa jest zupełna. Powroty mniej lub bardziej znanych grup brytyjskich w XXI wieku były różne, często nieudane i niepotrzebne przez wzgląd na dawny, chwalebny obraz. Powrót WOLFSBANE należy niestety do najsłabszych w ostatnich latach.
"Wolfsbane Save The World"? Z całą pewnością nie takim muzykowaniem.


Ocena: 2/10

11.01.2012
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
Wolfsbane - Genius (2022)

[Obrazek: 1042459.jpg?1333]

Tracklista:
1. Spit It Out 02:03
2. Zombies 04:58
3. Impossible Love 03:09
4. Rock the Boat 02:48
5. Small Town Kisses 03:10
6. Things Are Getting Better 02:49
7. Good Time 02:21
8. Rock City Nights 03:02
9. Running Wild 03:11
10. I Was Born in '69 03:38

Rok wydania: 2022
Gatunek: Heavy Metal/Rock
Kraj: Wielka Brytania

Skład zespołu:
Blaze Bayley - śpiew
Jase Edwards - gitara
Jeff Hateley - bas
Steve Ellett - perkusja

WOLFSBANE A.D. 2022.
Po dziesięciu latach od nieporozumienia muzycznego zatytułowanego "Wolfsbane Save The World" w czerwcu 2022 pojawia się kolejne nieporozumienie, wydany nakładem własnym album "Genius".

Wydawać by się mogło, że "sukces" LP z roku 2012 skutecznie wybije z głowy zasłużonym muzykom z WOLFSBANE proponowanie słuchaczom podobnych rzeczy, ale nie, jak widać czas leczy rany i o pewnych sprawach się zapomina. Blaze Bayley bardzo dobrze sobie radzi we własnych projektach i po prostu dziwi fakt, że wraca do WOLFSBANE po raz drugi w tak miałkim, żeby nie powiedzieć kompozytorsko i wykonawczo beznadziejnym repertuarze. Tu nawet nie bardzo jest co napisać o tych dziesięciu króciutkich, infantylnych i całkowicie pozbawionych instrumentalnego kunsztu utworach, z których niektóre z powodzeniem by się mogły znaleźć na modnych w latach 69 XX wieku pocztówkach dźwiękowych. Inspirowany hard rockiem i melodic rockiem heavy metal może być słaby, ale czy tak żenujący jak Small Town Kisses, Good Time, czy też Rock City Nights? No doprawdy Rock City Nights to już muzyczne dno w kategorii melodic rock... Na dnie w mule ląduje tuż obok Running Wild. Jasne, można grać melodic rock to gatunek równie szlachetny jak każdy inny, ale trzeba mieć na to jakikolwiek pomysł.
Kilka razy wykorzystane zostały w karykaturalny sposób doświadczenia z chuligańskiego riffowania z LP "Wolfsbane" (Things Are Getting Better, Rock the Boat) i brzmi to po prostu okropnie.
Sound w stylu i na poziome muzyki z video klipów reklamowych i chyba jedyny plus to niezła forma wokalna Blaze, co jakoś tam pozytywnie rokuje na przyszłość.

Może to jest po prostu jakiś muzyczny żart, jakaś manifestacja z obszarów Latającego Cyrku Monty Pythona, ale to nie jest wcale śmieszne, a muzycznie całkowicie bezwartościowe.
Cieszy fakt, że panowie z WOLSBANE utrzymują ze sobą kontakt, że się fajnie bawią wspólnie sobie muzykując, ale afiszowanie się tym publicznie jest równie żenujące jak prezentacja przez Dżessikę 9785 sweet foci na fejsbuczku.


ocena: 1,5/10

new 5.06.2022
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości