Beto Vázquez Infinity
#1
Beto Vázquez Infinity - Existence (2010)

[Obrazek: R-3429654-1330077073.jpeg.jpg]

Tracklista:
Disc 1:
1. Shadows Fall 04:57
2. Council Of My Dreams 04:46
3. The Temple 03:18
4. Existence 04:31
5. Beyond Myself 05:25
6. Celestial Meeting 05:52
7. Tonight 03:31
8. Future City 03:57
9. Freedom 04:42
10. Dark Night 03:45

Disc 2:
1. Eyes of Destiny 04:06
2. Cold Soul 03:21
3. Endless Tears 04:43
4. Epic Travel 04:26
5. Arwen Song 04:47
6. Watching You 04:20
7. The Vortex 03:44
8. Earth 04:32
9. Ghost Of Time 04:45
10. To Live for The King (Bonus Track) 05:15

Rok wydania: 2010
Gatunek: Symphonic Melodic Metal/Power Metal
Kraj: Argentyna

Skład zespołu:
Jessica Lehto - śpiew
Victor Rivarola - śpiew
Carlos Ferrari - gitara
Lucas Pereyra - gitara
Beto Vázquez - bas, gitara, instrumenty klawiszowe
Norberto Roman - perkusja
oraz goście


Nowa płyta Beto, wydana przez Scarecrow Records na początku listopada.
Ten album to rozmach. Rozmach na wielką skalę. Ponad 90 minut muzyki, 2CD, 20 gości z 11 krajów. Owszem, takie albumy z ogromną liczbą sławnych i mniej znanych wokalistów i instrumentalistów to w ostatnim czasie zjawisko coraz częstsze, tu jednak Beto Vázquez znalazł się na pierwszym miejscu w tym roku do spółki z AVANTASIA Sammeta.
Takie monumentalne projekty wzbudzają zawsze i duże nadzieje, i nie mniejsze kontrowersje.
Mierzy się zazwyczaj oczekiwania, badając listę gości. Tu przeważają nazwiska ze świata symfonicznego power metalu, gothic metalu, melodic metalu damskich wokali, romantycznego grania i wraz z muzyczną orientacją zasadniczego składu zespołu, obraz wyłania już na wstępie jednoznaczny. Melodyjnie, symfonicznie, romantycznie... Jakże często w takich sytuacjach słuchacz otrzymuje pseudometalową papkę dociążonego gitarami i dyskotekowymi klawiszami rocka i pop music, rozczarowującą już przy pierwszym odsłuchu i zmuszającą do zadania sobie pytania - po co to było organizować?
Beto Vázquez oparł się jednak na własnym składzie i wziął odpowiedzialność na siebie i na członków zespołu. Tym razem goście to goście, którzy głównie uzupełniają, są w chórkach, grają sola, tworzą w pewnych miejscach instrumentalne smaczki. Może dlatego ten album ma stylistycznie dosyć zwarty charakter i nie odnosi się wrażenia zbioru przypadkowych kompozycji.

Sam początek w miarę obiecujący w postaci symfonicznie zaaranżowanego "Shadows Fall", szybkiego power metalowego numeru z cechami epickiego słuchowiska. W tym utworze głos należał do Rivarola, ale już w następnym, "Council Of My Dreams", prym wiedzie Jessica Lehto, wspierana tle przez Sonye Scarlet z THEATRES DES VAMPIRES. Tu mamy prowadzony w średnim tempie, wspaniały, melodyjny gothic /power, pełen słodkiego mroku. Znakomity numer po prostu, zrobiony przy tym bez żadnych kombinacji. "The Temple" ma jedną wadę - jest po prostu za krótki. Przepiękny melodic power pełen emocji, mieszanych wokali, wokaliz, tempa i południowego ciepła z udziałem Alfreda Romero i Enrika García z DARK MOOR. Zagrane to jest po prostu brawurowo, z niesamowitym wyczuciem. "Existence" to znów bardziej stonowany, malowany żeńskim wokalami, gothic/symphonic, tu więcej klawiszy, a gitary stanowią tylko tło. W dalszej części mamy narracyjną część, kontynuującą główny temat albumu przy udziale Darío Schmuncka i piękne solo gitarowe Timo Tolkki, które trwa i trwa, nawet gdy damy śpiewają dalej. Uroczo to brzmi. Na tym tle "Beyond Myself" to tylko sympatyczny melodic metal z nieco progresywnymi klawiszami Patricio Molini z NORDICA, letni, strawny, ale jakoś nieprzykuwający uwagi na dłużej, mimo udziału Jacoba Hansena z ANUBIS GATE jako wokalisty.

"Celestial Meeting" to znów więcej operatica gothic, romantyzmu i po początkowym, dosyć niejasnym wstępie, kompozycja bardzo zgrabnie się rozkręca, choć końcówka znów tych żeńskich wokalizach nieco zatraca refleksyjny charakter całości. Dalej jest bardzo zgrabny i elegancki melodic power "Tonight" z Lehto w roli głównej i Christianem Bertoncelli o mocno epickim wydźwięku i pełnym rozmachu solo gitarowym oraz niesamowicie energiczny, powerowy "Future City" z drapieżnymi, mocnymi wokalami męskimi i świdrującymi zagrywkami gitarzystów oraz skromnym udziałem Slavy Popovej z OPERATICA. Po tej dawce nieco ostrzejszego power metalu znów uspokajające, wysmakowane granie w rozplanowanym na klawisze i żeńskie głosy "Freedom", który łączy cechy operatica metalu i melodic gothic. Tu melodia bardzo wystudiowana i jedynie chyba perkusja robi za dużo szumu momentami. Na koniec pierwszej części albumu (CD1) pełen łagodnego klimatu, żeńskiej melancholii i odrobiny uśmiechu zza woalki "Dark Night". Tu, poza pięknymi partiami wokalnymi, zwraca uwagę umiejętne łączenie power metalu i klasycznego rocka w grze gitarzysty i idealnie dopasowane klawisze.

CD2 zaczyna się jednak niezbyt interesująco od raczej chaotycznego mieszania operatica metal z power i nieskładnymi zagrywkami klawiszowymi, z walącą perkusją w tle w "Eyes of Destiny". Gdy w "Cold Soul" do głosu ponownie dochodzą panowie, jest bardziej powerowo, choć i lekko gotycko i to co najmniej dobra kompozycja w średnim tempie, nieco wzorowana na fińskim graniu heavy gothic.
Niestety, w zamyśle klimatyczny "Endless Tears", rozpisany na głosy żeńskie, mało wyrazisty i jakby pozbawiony muzycznej treści. "Epic Travel" z Melissą Ferlaak z ECHOTERRA oczywiście jest podróżą bardzo epicką, narracyjnie bardzo ładnie podaną, nawet z odrobiną neoklasycznych motywów wśród głównych rytmów melodic symphonic power. Taką trochę wyniosłą i oschłą momentami grę w pierwszej części drugiego CD wynagradza bardzo ciepła ballada z gitarą akustyczną, gdzie gości jest mnóstwo i zapewne fani z łatwością rozpoznają tu głosy swoich ulubieńców. Może ktoś powie, że lekko to kiczowate i zanadto cukierkowe, ale przecież metal to nie tylko moc riffów, ale i dostarczenie wzruszeń od czasu do czasu. "Watching You" z Simone Christinat z LEGENDA AUREA skonstruowany podobnie jak "Endless Tears" i niestety podobnie jakiś bez wyrazu i historii. Nawet głosy słowiczków trochę są zrezygnowane, a muzyczne tło się rozmywa w nazbyt rozwlekłych i nieokreślonych zagrywkach.

"The Vortex" ma zdecydowane piętno gothic rocka, ale tym przeładowanym tłem i słabymi wokalami, chyba osłabionych tu wokalistów, jest to straszna klapa. Dziwi, jak ta kompozycja się w ogóle znalazła na płycie. Z "Earth" jest ten problem, tyle że cały czas się tu w tym zwiewnym melodic power z operatica wokalami czeka na coś więcej, coś, co może wyniknąć w refrenie. No nic w końcu nie wynika. Ładny delikatny kawałek, gdzie może nawet te klawisze są najlepsze ze wszystkiego... a może wysmakowane melodyjne solo gitarowe czy te basowe, które po nim następuje. Tyle że brak tego ostatecznego wykończenia czy może akcentu, który by tu to jakoś podsumował.
"Ghost Of Time" to melodic power z odniesieniami do średniowiecznej muzyki, nieznacznymi, ale słyszalnymi, tu jednak chyba głos męski pasowałby bardziej niż Gaby Koss, bo ta pieśń o miłości mógłby równie dobrze zaprezentować mężczyzna. "To Live for The King" wbrew tytułowi to bardziej song oparty na bluesie i rocku niż na true metalu czy power. Bardzo to ładnie spokojnie jest zrobione wraz z poruszającym góry wokalem Darío Schmuncka i dobrze, że to bonus, bo stylowo mocno to odbiega od powerowo-symfonicznego grania tego albumu. Część z chórami to jeden z najlepszych fragmentów na tej płycie. Album z muzyką w takim klimacie i w takim stylu byłby niesamowitym muzycznym przeżyciem dla słuchacza. Cudowna, po prostu cudowna, pełna magii kompozycja, wykonana przez wybitnego wokalistę. Perła.

Można tu narzekać na różne rzeczy. I na to, że ta płyta jest nierówna, i na to, że jest za długa i na to, że nie zawsze wokalnie wszyscy stanęli na wysokości zadania, a może i na to, że perkusja czasem za gęsta, a chóry nie wywalają murów Jerycha jak te z THERION.
Można, ale nie trzeba koniecznie. Ta płyta jest po prostu bardzo dobra, ciekawa i na pewno nie na jeden raz. Jest tu mnóstwo pięknych melodii, pięknych pań o pięknych głosach, kapitalnych refrenów, romantyzmu, powerowych galopad i wszystko w oprawie krystalicznego brzmienia, bo produkcja to ekstraklasa światowa dla tego typu muzyki.
To, na co tu można narzekać, obniża notę i nie jest to dzieło wybitne. Jest to jednak pokaz tego, jak taką muzykę grać na poziomie dla większości niedostępnym.


Ocena: 8/10

2.11.2010
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Beto Vázquez Infinity - Beyond Space Without Limits (2012)

[Obrazek: R-4564441-1368507201-7376.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Within My Madness 05:44
2. From the Silence 04:13
3. Threshold 03:45
4. Soldiers of Hope 06:16
5. Devil's Vision 03:33
6. Stagnant Waters II 03:40
7. Goddess of the Sea 03:34
8. Again 04:29
9. Xarax 04:43
10. Beyond Space Without Limits 12:14


Rok wydania: 2012
Gatunek: Symphonic Melodic Metal/Power Metal
Kraj: Argentyna

Skład zespołu:
Jessica Lehto - śpiew
Santiago Bürgi - śpiew
Omar Mansilla- gitara
Victor Rivarola - gitara akustyczna, instrumenty klawiszowe
Beto Vázquez - bas, gitara, instrumenty klawiszowe
Norberto Roman - perkusja
oraz goście

W roku 2012 Beto Vasquez powrócił z kolejną płytą opartą na tym samym schemacie co "Existence", tyle, że z innym składem własnej grupy, no i rzecz jasna, z innym zestawem gości. Tym razem jako główny wokalista obok Jessici Lehto pojawił się Argentyńczyk Santiago Bürgi, a Victor Rivarola przejął część partii instrumentów klawiszowych. Jedynym, także nowym gitarzystą, obok Vasqueza został natomiast Omar Mansilla. Tym razem lista gości to przede wszystkim głosy żeńskie - Ana María Barajas (Kolumbia), Chiara Malvestiti (Włochy), Magdalena Lee, czyli Helena Korsak (Rosja) oraz
z Polski Anja Orthodox z CLOSTERKELLER. Ponadto zaśpiewali panowie Shyrius i Darío Schmunck (Argentyna) Jason Droquett (Chile), dodatkowe partie gitarowe nagrali Carlos Ferrari, Jose Luna, Pablo De Soler. Pojawił się także flet i saksofon oraz dodatkowe instrumenty klawiszowe.

Tym razem album jest znacznie krótszy niż poprzedni jednak jak i "Existence" nasycony zróżnicowaną gatunkowo muzyką. Within My Madness to mieszanka speed melodic power i męskiego operatica, gdzieś na granicy RHAPSODY OF FIRE jednak ze znacznie uboższym tłem i dalszymi planami. Męskie wokale są egzaltowane, aktorskie, realnie teatralnie brzmiące, tyle, że całościowo ta kompozycja jakoś do siebie nie przekonuje, mimo dobrej melodii.
Wolniejszy gothic/symphonic metalowy From the Silence to znakomity numer. Rytmiczny, melodyjny, zdominowany przez głosy żeńskie i narracje, potem jest jednak już decydowanie gorzej w fatalnym pod względem śpiewu wszystkich, którzy tu biorą udział, ora totalnie nieudanej melodii Threshold. Czy Beto nie zauważył, że to jest po prostu słabe pod każdym względem? Soldiers of Hope jest dostojny epicki, z dosyć bogatym planem drugim, w tym fletem i orkiestracjami, ale przesadnie egzaltowany wokal Santiago Bürgi niweczy w sumie dobrą melodię. Także solowe zagrywki gitarzystów trudno jest uznać za interesujące i może tylko hammondy w drugiej części przykuwają na krótko uwagę.
Słaby jest także symfonicznie zrealizowany speed power metal w Devil's Vision, z żeńskimi wokalami.
W rozmarzonym Stagnant Waters II, gdzie pojawiają się bardzo ładne partie symfoniczne i pięknie na gitarze akustycznej przygrywa Victor Rivarola znów nijako, za sprawą śpiewu bez wiary i realnej emocji, a przecież męskich emocjonalnych głosów tu wśród wykonawców nie brakuje. Wyszedł niby rock, niby pół metalowa ballada symfoniczna i ostatecznie nic ciekawego.
Skoczne klawisze, przejrzysta produkcja, melodic power aranżacja , damskie wokale i w sumie mamy miałki Goddess of the Sea. Podobnych kompozycji w niby baśniowym klimacie i z onirycznym wykonaniem przy folkowych, średniowiecznych akordach jest mnóstwo i setki lepszych. Do tego trochę gothic metalu w stylu fińskim w przeciętnym Again i bardzo dobry gothic/symphonic operatica w Xarax, łagodnym, poprowadzonym stanowczo w umiarkowanym tempie. Jest tu także chyba najlepszy zestaw solówek gitarowych na całej płycie.
Wszystko jednak zmierza ku finałowemu gigantowi Beyond Space Without Limits. Skupia on w sobie całą ideę płyty, czyli skupia żadnej.  Jest to i rozległość klawiszowa i flet, i gitara akustyczna i wieloznaczność space rocka i zmienność progresywna i wiele głosów, które prawie nic nie wnoszą. Najlepszy oczywiście z tego wszystkiego saksofon, na którym zagrał Matias S. Yanucci.


Ten album trudno uznać za udany. Eklektyzm tym razem przeszedł z różnorodności utworów na same nadmierne skomplikowanie kompozycji, gdzie upchane zostały wszelaki gatunki razem bez żadnego uzasadnienia. Nie bardzo wiadomo, do kogo to wszystko jest skierowane, bo jeśli do fanów progresji, to jest ona niskim poziomie. Jeśli zaś do miłośników symfonicznego melodic power metalu lub gothic rock/metalu, to takich rasowych numerów jest tu za mało.
Dobór wokalistek jest kontrowersyjny, ale nie będę się tu już wdawał w szczegółową tego analizę. Powiem tylko, że w zdecydowanej większości duety wokalne są na niskim poziomie. Santiago Bürgi jako wokalista manieryczny i nazbyt egzaltowany i ciekawi mnie tylko jak na to wszystko reagował Victor Rivarola.
Nie podobają mi się także nachalne, przeładowane i egocentryczne partie perkusji Romana w mocniejszych numerach.
Aby zaistnieć, niekoniecznie trzeba próbować wszystkich zagłuszyć. Praca gitar na poziomie średnim, jednak sola raczej słabe. Najlepsze są oczywiście pochody basowe lidera, chociażby w Within My Madness, ale nie na tym ma się przecież opierać ta muzyka.
Co do produkcji można mieć także spore zastrzeżenia. Album był nagrywany na przełomie lat 2011 i 20122 w Buenos Aires, ale brzmieniowo to homogeniczne nie jest i obok znakomicie brzmiących utworów są także pod tym względem zdecydowanie niedopracowane.
Ogólnie jest to porażka artystyczna Vazqueza w tej stylistyce.
Jako BETO VASQUEZ INFINITY muzyk powrócił w roku 2018 albumem "Humanity" ale już tylko z dwoma wokalistami, bez wokalisty, i w ramach power symphonic/ gothic operatica.

Ocena: 5,4/10

new 26.08.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości