Antestor
#1
Antestor - The Forsaken (2005)

[Obrazek: R-1006318-1183252862.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Rites of Death 04:14       
2. Old Times Cruelty 03:56     
3. Via Dolorosa 05:09     
4. Raade 03:28       
5. The Crown I Carry 04:52       
6. Betrayed 04:21       
7. Vale of Tears 05:52       
8. The Return 04:47     
9. As I Die 04:51     
10. Mitt hjerte 03:18

Rok wydania: 2005
Gatunek: Extreme Melodic Metal
Kraj: Norwegia

Skład:
Vrede - śpiew
Vemod - gitara, śpiew    
Gard - bas
Sygmoon - instrumenty klawiszowe

Gościnnie:
Bjørn Leren - gitara
Hellhammer - perkusja

ANTESTOR z początku to było raczej głębokie zaplecze Norwegii, stolicy black metalu i działał już w 1993 roku. Zaczynali typowym i sztampowym black metalem z elementami doom death, który nie wzbudził zbyt wielkiego zainteresowania, bo takich album w tamtym czasie o takiej jakości wychodziło kilka tygodniowo. Na drugiej płycie próbowali jeszcze romansować z blackiem, doszedł death metalu szkoły szwedzkiej, inspirowany ENTOMBED i DISMEMBER z ciągotami do doom/death NOVEMBERS DOOM, co też niezbyt zostało podchwycone.
W zespole rozpoczął się kryzys, muzycy zaczęli odchodzić, ostatecznie jednak udało się zebrać skład i w 2005 roku wydać trzeci album, nakładem szwedzkiej wytwórni Endtimes Productions.

Zespół nie dał rady znaleźć perkusisty, w związku z czym zagrał tutaj muzyk sesyjny. O dziwo nie byle kto, a wielki Hellhammer we własnej osobie, a takie gwiazdy nie mają w zwyczaju grać z byle kim.
Tym razem ANTESTOR nagrał album inny. Można powiedzieć z pełną odpowiedzialnością, że wizjonerski, który poszerzył ramy metalu jako takiego, ale i pomógł wykreować nowy gatunek, extreme melodic metal. To już nie jest prosta łupanka od grupy przyjaciół w warunkach garażowych, tu są bardzo dobrze przemyślane kompozycje i ogromny nacisk na melodię i refreny, przy jednoczesnym tworzeniu klimatu i pokazało, że ciężkie melodyjne granie to nie tylko melodic death metal i potrzeba nowego określenia.
Oczywiście można dyskutować, że KALMAH był pierwszy (a jeśli pójść jeszcze dalej, to może BRIMSTONE), szczególnie z zasięganiem inspiracji black metalowych, ale jednak nie w takiej formie. Nie w takiej, jak Via Dolorosa, który jest manifestem tego gatunku i jego podstawą, którą słychać na wielu płytach. Tu nie ma miejsca dla miłych dla ucha czystych zaśpiewów MDM Gothenburga, jest brutalna, pierwotna energia, rozszarpujące gitary i czystszy, bardziej przejrzysty i wyrazisty black metal, co samemu założeniu gatunku przecież przeczy. To słychać w The Crown I Carry, słychać zapowiedź bitewnego DESTROY DESTROY DESTROY w Betrayed, budowanie klimatu w Vale of Tears. A kto grał Old Times Cruelty wcześniej? KALMAH poszło w tę stronę później. Może zespół trochę się gubi w The Return, jednak co by o tej kompozycji nie mówić, sola są bardzo dobre.
Z kolei tam, gdzie się kończy As I Die, zaczyna się Reptilian KEEP OF KALESSIN i wiele tutaj słychać z tego, co na tym genialnym albumie będzie. I ten delikatnie neoklasyczny motyw klawiszowy, który jest ukłonem w stronę nieodżałowanego IMPERNANON.

Hellhammer to bardzo dobry perkusista i tutaj zagrał jak na mistrza przystało, jego partie są bogate i zagrane jest to inteligentnie. Tak jak Piekielny Młot nie zawodzi, tak nie zawodzi i brzmienie oraz oprawa gitarowa i tutaj wioślarze wygrywają świetne melodie i są w stanie nadążyć za Hellhammerem, co wcale nie jest takie łatwe.
Brzmienie jest bardzo dobre i nie przytłacza, szczególnie dobrze ustawiona jest perkusja, ale za to odpowiadają Borge Finstad i Morten Lund, którzy mają już doświadczenie.
Może tylko Vrede w tym wszystkim odstaje i to nie dlatego, że jego harsh jest zły, tylko dlatego, że jest raczej typowy dla gatunku i wielu innych go prześcignęło. Słucha się go jednak dobrze, a to najważniejsze.
Niestety, dwa lata po wydaniu tego albumu zespół postanowił się zakończyć działalność. Co prawda powrócili w 2010 i nagrali kolejny album w 2012 roku, Omen, jednak nie był on kontynuacją tego, co było tutaj, a dość sztampowym black metalem z ciągotami do muzyki klimatu, przeciętnie wyprodukowanym zresztą.
Filar gatunku i album wizjonerski, który zainspirował i nakierował wiele grup, dziś już zapomniany.
Niesłusznie, i takie płyty trzeba ratować od zapomnienia!

Ocena: 9.1/10

SteelHammer
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości