Heathen
#1
Heathen - Breaking the Silence (1987)

[Obrazek: R-4997092-1381685138-7788.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Death by Hanging 05:04
2. Goblin's Blade 04:34
3. Open the Grave 07:22
4. Pray for Death 03:42
5. Set Me Free (Sweet cover) 03:46
6. Breaking the Silence 05:51
7. World's End 07:05
8. Save the Skull 05:22
9. Heathen 06:33

Rok wydania: 1987
Gatunek: power/thrash metal
Kraj: USA

Skład zespołu:
David Godfrey - śpiew
Lee Altus - gtara
Doug Piercy - gitara
Mike "Yaz" Jastremski - gitara basowa
Carl Sacco - perkusja


Jakiś cień niepowodzeń wisiał nad HEATHEN  z Sonory (Kalifornia) od początku jego istnienia. Założony z inicjatywy Altusa i Sacco w 1984 roku, już w 1985 utracił swojego uzdolnionego kompozytora i wokalistę Sama Kressa, wcześniej też odszedł do MODRED znakomity gitarzysta Jim Sanguinetti. Prawdą jest, że zmiany były dokonane wybornie, bo frontmanem został David Godfrey (White) z BLIND ILLUSION, a gitarzystą błyskotliwy technik Doug Piercy. Z nowym basistą Mike "Yaz" Jastremskim nagrali ostatecznie "Breaking the Silence"dla znanej wytwórni Combat Records.

Ta płyta realnie patrząc, była jedną z pierwszych jasno wyrażonych manifestacji stylu power/thrash, gdzie proste wysokoenergetyczne granie wzbogacone zostało o powerowe elementy wypracowane w połowie lat 80tych w USA.
W jakiś sposób w samej konstrukcji ten album nawiązywał do pierwszych płyt METALLICA czy ANTHRAX, jednak młodzieńczy bunt został tu zastąpiony elegancją wykonania i dopracowaniem technicznym.
Dodatkowo pewne sprawy potraktowane zostały z lekkim przymrużeniem oka, jak umieszczenie kapitalnej power metalowej wersji glamrockowej grupy SWEET Set Me Free, czy w pompatycznym rozpoczęciu Death by Hanging, oraz w neoklasycznych wtrąceniach w numerze tytułowym. HEATHEN jest podobny w tej kompozycji do stylu debiutu EXODUS, choć wysoki wokal Godfrey'a i masywne powerowe riffy w przejściach czynią tę muzykę swoistą.
Najbardziej charakterystyczne są wycyzelowane, o zegarmistrzowskiej precyzji wykonania sola i dialogi gitarowe dwóch Axemanów-Altusa i Piercy, którzy wygrywają na tym LP nieprawdopodobne cudeńka, niespotykane na thrashowych albumach innych grup. Czasem to nawet jest nie tylko solo, ale sam układ głównych riffów jak w potoczystym Goblin's Blade. Gdy grają mroczniej, jak w dosyć Open the Grave nie są już jednak tak bardzo przekonujący jak w żywiołowych power/thrashowych eksplozjach typu Pray for Death z dwukanałowym wokalem i wykorzystaniem podstawowych patentów US Power i muzyki wczesnego EXODUS. Umiejętnie operują zwolnieniami i przyspieszeniami w ostrym i surowym Breaking the Silence, przetaczają się w thrash/power nawałnicy w World's End, niewinnie rozpoczynającym się duetem z gitarą akustyczną i romantycznym pojękiwaniem Godfrey'a.
Konkretne melodie, konkretna gra dwóch Guitar Hero, konkretny metalowy atak, tak jak w Save the Skull. I na koniec mroczna potęga w sztandarowym, zagranym w nieco wolniejszym tempie Heathen.

Poparte zostało to bardzo dobrą produkcją w stylu "sharp", co nie znaczy, że sound rozdziera uszy i nieboskłon. Pewną wadą jest zbyt cicha perkusja, a szkoda, bo Sacco gra w wielu miejscach bardzo rzadko spotykane patenty.
Był to album bardzo niedoceniony w czasie gdy się ukazał, poniekąd z powodu niezbyt dobrej promocji. Problemy personalne zespołu pogłębiły ten stan i tak naprawdę wartość tego LP doceniona została znacznie później, później nawet, niż po ukazaniu się powalającego "Victims of Deception".

Ocena: 9/10

new 2.08.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Heathen - Victims of Deception (1991)

[Obrazek: R-4849467-1456656174-9788.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Hypnotized 08:35
2. Opiate of the Masses 07:50
3. Heathen's Song 09:27
4. Kill the King (Rainbow cover) 03:35
5. Fear of the Unknown 07:08
6. Prisoners of Fate 06:21
7. Morbid Curiosity 06:28
8. Guitarmony (instrumental) 03:31
9. Mercy Is No Virtue 06:29

Rok wydania: 1991
Gatunek: heavy/thrash metal
Kraj: USA

Skład:
David Godfrey - White - śpiew
Lee Altus - gtara
Doug Piercy - gitara
Darren Minter - perkusja
oraz:
Marc Biedermann - gitara basowa
Thaen Rasmussen - gitara ("Prisoners of Fate" i "Guitarmony")

Prawdziwa sztuka często rodzi się  w  trudzie i bólach. Po wydaniu "Breaking the Silence" ekipa HEATHEN praktycznie się rozsypała. Odszedł David Godfrey oraz Sacco i Jastremski. Wciąż próbowano nowych muzyków i wśród nich przewinął się nawet wokalista Paul Baloff z EXODUS, z nim jednak nagrano tylko skromne demo mające przygotować grunt pod nowy album. Gdy odszedł, w jego miejsce pojawił się inny znakomity frontman, David Wayne z METAL CHURCH, jednak niczego w końcu z zespołem ne nagrał. Niemal  w ostatnim momencie wrócił David Godfrey jako David R.White i gdy pozyskano nowego perkusistę Mintera oraz basistę Randy Laire wydawało się, że najgorsze minęło. Ten jednak zginął w wypadku samochodowym w roku 1991 i ostatecznie jako muzyk sesyjny zagrał na basie Marc Biedermann z BLIND ILLUSION. Już w czasie sesji nagraniowych Doug Piercy oświadczył, że odchodzi i ostatnie partie gitarowe w Prisoners of Fate i Guitarmony nagrał mało wówczas znany gitarzysta Thaen Rasmussen. Nie jest więc prawdą jakoby to Altus i Piercy dokonali cudu w instrumentalnym Guitarmony.

Jest oczywiste, że "Victims of Deception" wydana w kwietniu 1991 przez Roadracer Records to płyta jedyna w swoim rodzaju, niezwykła i absolutnie kultowa.
Jeśli przyjąć, że "Czarna Metallica" z tego samego roku jest manifestem przystępnego post-thrashowego grania, to ten LP jest wysublimowaną techniczną odpowiedzą na METALLICA A.D.1988. Tej monumentalnej płyty nie można traktować jako zbioru odrębnych kompozycji, ani jako jednolitej całości. Duszna, niepokojąca, momentami psychodeliczna atmosfera, siła i rozwaga rozgrywania poszczególnych kompozycji, brylantowa gra gitarzystów, realna przystępność kompozycji i wyrazistość melodii, przy czym wcale nie  takich łatwych.
No i White. To jakby przyszedł zupełnie inny wokalista. Niesamowity White stojący ponad surowym, stalowym, ostrym soundem gitar. White przemawiający z trybuny, White hipnotyzujący tłumy. Imponujący występ.
Czy grają szybko, czy wolno, czy jest to niebłagany thrash, czy też wysublimowany, niemal progresywny heavy metal - nieustannie zdumiewają i nie pozwalają ani na chwilę się oderwać od tej muzyki. Może tylko w przypadku Prisoners of Fate czeka się na coś więcej, ale to już tylko zachłanność na HEATHEN. Gdy Altus i Piercy grają te swoje duety, ma się chęć postawić pytanie - czemu w niektórych innych takich zespołach są dwaj gitarzyści? Po co? Tu właśnie powala dostojność i monumentalizm Guitarmony, nawet jeśli gra tam Rasmussen. Biederman i Minter zrobili coś niezwykłego. Oni po prostu oddali rytmiczne pole gitarom. Oni akcentują, zagrywają przejścia i jest sekcja rytmiczna ascetyczna i genialna przez to. Warto jednak zwrócić uwagę na fantastyczne szarże basu na wstępie do Fear of the Unknown. HEATHEN gniecie, HEATHEN miażdży, przy tym nigdzie się nie spiesząc i to idealnie słychać w Heathen's Song.
HEATHEN beztrosko umieszcza cover, i to jaki cover(!), w środku albumu i w niczym to nie nie przeszkadza.
HEATHEN powoduje opad szczęki, gdy wchodzi gitara w solo w Morbid Curiosity.

Album w sferze produkcyjnej to dziecko Kalifornii. Mix w San Francisco, mastering  w Hollywood (Mistrz Eddy Schreyer) . Zrobiono wszystko, by to zabrzmiało, jak należy. Gitary są lekko stłumione, stalowe, minimalnie cofnięte dla zrównania ich z sekcją rytmiczną. White idealnie klarowny i nie ma ani jednej sekundy, by gitary go zasłaniały.

Grupie HEATHEN niedane było stać się Pierwszą Gwiazdą w Konstelacji Kalifornijskiej. Wobec niestabilności składu i problemów finansowych zespół został rozwiązany w roku 1992. Piercy potem łączył pasję kierowcy rajdowego w Europie z muzyką, i jakiś czas grał w brytyjskim ANGEL WITCH u boku Guitar Hero Heybourne.
Czasem się mówi, że HEATHEN w każdej kompozycji z tego albumu zawarł więcej, niż niejeden zespół grający podobną muzykę na całej płycie i to jest chyba prawda. Nie zawaham się powiedzieć, że ta płyta należy do trzech najlepszych albumów w okołothrashowym graniu, ale nie wskażę dwóch pozostałych. Sami wstawcie dwa pozostałe albumy i być może "Victims od Deception" będzie w tym zestawieniu Numerem Jeden.
Wiele lat minęło, nim na fali odrodzenia zainteresowania thrashem w USA historia dopisała dla zespołu ciąg dalszy.

ocena: 10/10

new 2.08.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
Heathen - The Evolution Of Chaos (2010)

[Obrazek: R-2178261-1268236348.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Intro 01:21
2. Dying Season 05:41
3. Control by Chaos 07:09
4. No Stone Unturned 11:10
5. Arrows of Agony 06:40
6. Fade Away 05:45
7. A Hero's Welcome 06:52
8. Undone 06:42
9. Bloodkult 04:31
10.Red Tears of Disgrace 05:52
11.Silent Nothingness 06:51

Rok wydania: 2010
Gatunek: thrash/power metal
Kraj: USA

Skład:
David Godfrey - White - śpiew
Lee Altus - gtara
Kragen Lum - gitara
Jon Torres - gitara basowa
Darren Minter - perkusja

Powrót HEATHEN z nową płytą po prawie 20 latach był jednym z najbardziej sensacyjnych powrotów początku drugiej dekady XXI wieku. Płyta, wydana przez Mascot Records w styczniu 2010 swoją faktyczną premierę miała w grudniu w Japonii (Nexus) i był to jeden z nielicznych tego przypadków w historii uznanych bandów z USA.
Skład nie był tym z roku 1991 i najbardziej widoczny (czy raczej słyszalny) był brak Douga Piercy. Na fenomenalne duety z Lee Altusem nie można więc było liczyć. Kragen Lum z PROTOTYPE, który go zastąpił, był znany raczej tylko stosunkowo wąskiemu kręgowi fanów amerykańskiego progressive metalu. Na pewno ciekawą postacią nowego składu był Jon Torres, basista nigdy do końca artystycznie nie spełniony, a także gwiazdy metalu amerykańskiego jako goście - SteveDiGiorgio i Gary Holt, którzy pojawili się w kilku kompozycjach.

Album "The Evolution Of Chaos" trudno uznać za odkrywczy. Co więcej, należy zaliczyć go do płyt z muzyką zachowawczą, mającą w sobie więcej EXODUS niż HEATHEN w jakiejkolwiek postaci i nawet wokal Davida jest pochodną stylu "Zetro", a nie jego specyficznego przekazu z ubiegłego stulecia. Każdy z gości wywarł tu pewne swoje piętno, jednak ogólnie powstał album, jaki mógł nagrać także, chociażby BONDED BY BLOOD lub... EXODUS. Rytmika i agresywny styl riffów zdecydowanie na to wskazują, choć w Dying Season DiGiorgio ubarwia całość dźwiękiem sitara. Tak też brzmi i Arrows of Agony i Fade Away, a także Bloodkult, potężne thrash/power metalowe tracki. Co do Bloodcult to tu i to niebłagane natarcie TESTAMENT słychać, oj słychać.
Oczywiście jakiś rys kompozycji HEATHEN pozostał i na pewno określony styl melodii jest tu rozpoznawalny w Control by Chaos, to jednak granie znacznie bardziej mechaniczne i twarde z dużą dozą ostrości i słychać tu bardziej Gary Holta z EXODUS niż Lee Altusa. Zamiłowanie do technicznie rozegranych, rozbudowanych form znajduje ujście w ponad 11-minutowym No Stone Unturned, gdzie poszczególne instrumenty rozgrywają własną grę w umiarkowanym, rwanym tempie (fantastyczny bas DiGiorgio !), a najbardziej interesujące są pewne fragmenty refrenów z rewelacyjnymi motywami melodycznymi. Natomiast wolna partia pozbawiona cech thrashowych jest mało interesująca, a w dalszej części to głównie METALLICA z 1988 roku. A Hero's Welcome skonstruowany został jako heroiczna ballada, trochę to trąci METAL CHURCH w bardziej classic metalowej oprawie i jest to numer taki sobie, zupełnie do tej płyty nieprzystający, i jeśli już szukać solidnego metalowego heroizmu to słychać go na pewno w znacznie lepszym, mocnym Undone, tyle że EXODUS wychodzi na czoło w drugiej części i to bardzo zdecydowanie. Doprawdy ostro gra HEATHEN i mylący jest łagodny gitarowy wstęp do Red Tears of Disgrace. To jednak znakomita, najlepsza być może na tej płycie kompozycja wsparta potężnymi gang chórkami sporej liczby zaproszonych gości - wokalistów.
A chyba najbardziej w stylu HEATHEN z dawnych lat zagrali w ostatnim Silent Nothingness...

Jacob Hansen, duński Mistrz nad Mistrze nie robił mixu i masteringu Wielkich z Bay Area, ale z pewnością słuchał ich muzyki i w sumie ostry, a zarazem pancerny sound HEATHEN nie odbiega od EXODUS czy BONDED BY BLOOD. Thrashowy sound kalifornijski nowszej generacji po prostu...
Wtórnie, niemniej technicznie i według pewnego planu. Wielu uznało ten LP za najlepszy w swojej kategorii w roku wydania i wiązało z odrodzeniem HEATHEN ogromne nadzieje, jednak, choć zespół istnieje nadal, to od dziesięciu lat nie nagrał nic nowego.


ocena: 8/10

new 17.03.2020
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#4
Heathen  - Empire Of The Blind (2020)

[Obrazek: R-15931303-1600429118-9054.jpeg.jpg]

tracklista:
1.This Rotting Sphere 01:44
2.The Blight 04:38
3.Empire Of The Blind 05:51
4.Dead And Gone 03:56
5.Sun In My Hand 04:54
6.Blood To Be Let 03:36
7.In Black 04:38
8.Shrine Of Apathy 04:58
9.Devour 03:34
10.A Fine Red Mist 05:15
11.The Gods Divide 03:35
12.Monument To Ruin 00:37

rok wydania: 2020
gatunek: thrash metal/ heavy metal
kraj: USA

skład zespołu:
David White - śpiew
Lee Altus - gitara
Kragen Lum - gitara
Jason Mirza - gitara basowa
Jim DeMaria - perkusja
oraz
Doug Piercy - gitara 
Rick Hunolt - gitara
Gary Holt - gitara

18 września 2020 to data niezwykle ważna dla amerykańskiego metalu. HEATHEN nakładem Nuclear Blast wydaje swoją czwartą płytę po dziesięciu latach od prezentacji "The Evolution of Chaos". W składzie nowa sekcja rytmiczna, skompletowana w latach 2019 - 2020 z muzyków doświadczonych, aczkolwiek mało znanych. Wśród gości mocarze  z EXODUS Hunolt i Holt oraz... Doug Piercy.

Wydarzenie niezwykle ważne, ale w ostatecznym rozrachunku w zasadzie wyłącznie dla światowej sceny thrash metalowej.
HEATHEN nie wyszedł poza obszar bezpiecznego i na najwyższym poziomie zagranego thrash metalu i podobnie jak dziesięć lat temu tego oryginalnego HEATHEN jest tu mało, a za to bardzo dużo EXODUS i to z czasów Exhiibitów A i B.
Jest to ten thrash metal "nowej generacji", która już co najmniej od lat 15 nie jest nowa i ta muzyka ma swoje wierne, choć coraz mniejsze grono fanów oczekujących niecierpliwie na kolejny album EXODUS czy też, niestety, także TESTAMENT. Tak, jak mieliśmy do czynienia z "E" A i B, to i tutaj można wysnuć podobne analogie do albumu HEATHEN z 2010 roku. Tyle że wtedy grupa pokusiła się o repertuar lepszy, bardziej naznaczony rysem starego HEATHEN  z wieku XX, bardziej zapadający w pamięć. Tym razem riffy są potężne, kruszące, w wielu miejscach wspierane doskonałymi zagrywkami zaproszonych gitarzystów, ale raczej przewidywalne, powszechne, już rozegrane.
Oczywiście HETAHEN nadaje w kilku kompozycjach swój własny rys, rozpoznawalny, nieco oddalony od głównej linii mocnego, niemal mechanicznego thrashu z Bay Area, jaki serwują kalifornijskie ekipy od kilkunastu lat. Nie bardzo to wyszło w przypadku raczej miałkiej, heavy metalowej spokojnej klimatycznej kompozycji Shrine Of Apathy, natomiast instrumentalny A Fine Red Mist jest wyborny i w pewnym sensie stanowi nowoczesną kontynuację Guitarmony. Pojedynki i duety wzbudzają tu zachwyt. Poza tym jednak to wszystko jest zbyt bliskie EXODUS, by mówić o jakiejś twórczej oryginalności jako HEATHEN. Jeden raz pojawia się przebłysk geniuszu HEATHEN w opcji "gramy jak EXODUS" i grupa przedstawia fenomenalny po prostu utwór Blood To Be Let. Absolutnie fenomenalny, tętniący energią i wreszcie z wyśmienitą melodią numer, który i tu uwaga - zawiera w sobie chyba najlepsze solo gitarowe, jakie słyszałem z roku 2020. Kosmiczne, galaktyczne, niesamowite solo Altusa, co ciekawe z wyraźnymi echami stylu Alexa Skolnicka, zwłaszcza w drugiej części. Moc Absolutna! Genialne!
W innych utworach trochę klimatu jest skutecznie duszone przez thrashową riffową nawałnicę, trzeba jednak powiedzieć, że gitarowa robota jest znakomita, a sola, no po prostu najwyższej klasy za każdym razem. No i mój rówieśnik David White... Co za moc emisji, co za czysty głos, co za swoboda w górowaniu nad dewastującym miejscami gitarowym tornado! Ogromny szacunek.

Kolejny wielki atut tego albumu to produkcja i brzmienie. Tym razem wziął się za to Zeuss, czyli Christopher Harris i jeśli "Starve For The Devil" ARSIS był genialnie przez niego wyprodukowany, to tym razem jest po prostu jeszcze lepiej. Oczywiście blisko Exo, ale co to szkodzi...
Thrashowi headbangerzy powinni być bardzo zadowoleni, jednak kto oczekuje czegoś więcej w ramach marki HEATHEN to lekko się rozczaruje.
Natomiast solo z Blood To Be Let to kolejny wpis do Złotej Księgi Metalu!


ocena: 7,5/10

new 20.09.2020
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości