Gloryhammer
#1
Gloryhammer  - Tales From The Kingdom Of Fire (2013)

[Obrazek: R-7596440-1444800759-4433.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Anstruther's Dark Prophecy 01:27
2.The Unicorn Invasion of Dundee 04:26
3.Angus McFife 03:28
4.Quest for the Hammer of Glory 05:38
5.Magic Dragon 05:28
6.Silent Tears of Frozen Princess 05:34
7.Amulet of Justice 04:27
8.Hail to Crail 04:43
9.Beneath Cowdenbeath 02:29
10.The Epic Rage of Furious Thunder 10:28

rok wydania: 2013
gatunek: melodic epic symphonic power metal
kraj: Wielka Brytania

skład zespołu:
Thomas Winkler - śpiew
Paul Templing - gitara
James Cartwright - gitara basowa
Ben Turk - perkusja, aranżacje symfoniczne
Christopher Bowes - instrumenty klawiszowe

Czy może być głupszy tytuł utworu niż "Inwazja Jednorożców na Dundee"? Czy może być głuszy pseudonim wokalisty niż Angus McFifie XIII,Prince of the Galactic Empire of Fife? Czy może być głupsza nazwa zespołu niż GLORYHAMMER?
O okładce nie wspominając...
Ta płyta i ten zespół podzieliły fanów melodic power metalu w roku 2013, wzbudziły burzliwe dyskusje i spowodowały lawinę recenzji, gdzie oceny wahały się w skali od zera do miliona na milion. Jedni twierdzili, że to najbardziej nieudany żart muzyczny od czasu skonstruowania gitary elektrycznej, inni zaś uznali tę płytę za najlepszy album metalowy roku 2013, a może i nawet wielu lat wstecz...

Sprawcą tego całego zamieszania był nie kto inny, tylko Christopher Bowes muzyk tworzący metal awangardowy, grincore, black metal, electronic/techno, power punk pop, no i lider uwielbianego przez miliony ALESTORM, grającego jasny, słoneczny, piwny i optymistyczny pirate metal.
Grupa powstałą w roku 2010 i Bowers zaprosił do niej mniej znanych muzyków sceny brytyjskiej. Starannie wybierał wokalistę, nagrywając wersje demo z trzema i ostatecznie Angus McFifie XIII, Prince of the Galactic Empire of Fife został wybrany Thomas Winkler ze znanego szwajcarskiego power metalowego EMERALD. Winkler opuścił EMERALD po klapie słabego albumu "Unleashed" (2012), choć oficjalnie dopiero w roku 2014, a do GLORYHAMMER dołączył w 2011.
Bowers zabrał w 2012 cały skład do Lubeki w Niemczech, zakończył nagrania w grudniu 2012 i słynna wytwórnia Napalm Records nie zawahała się wydać tego albumu pod koniec marca 2013.
Gdy muzyka dotarła do słuchaczy, rozpętało się piekło nie mniejsze niż wtedy, gdy DRAGONFORCE zaczął grać z prędkością mniejszą od prędkości światła.
Jaki naprawdę jest ten album pod względem muzycznym? Podkreślam, muzycznym, bo sama otoczka jest taka, jaka jest i po prostu sam Bowers jest taki, zabawny, nieobliczalny, celowo szokujący, bawiący się tym, co robi i czekający na reakcję publiczności jak na happeningu.
Więc jaka to muzyka? Ze smokami, rycerzami, elfami, księżniczkami i magami powstało setki płyt, od wybitnych po marne, a ograniczając się do podgatunku symfonicznego melodyjnego power metalu, więcej złych niż dobrych.
GLORYHAMMER to nie jest zespół wirtuozów gitarowych, klawiszowych i innych, sam Bowers jest klawiszowcem takim sobie, a Ben Turk nie miał w tworzeniu aranżacji symfonicznych wielkiego doświadczenia. Jednak Bowers już w ALESTORM udowodnił, że można stworzyć porywająco grający zespół bez gwiazd, gdzie siłą napędową jest zaangażowanie iw ola prawdziwie zespołowego grania. Ponadto posiadł potężny atut - Thomasa Winklera. Często dobre kompozycje w tym podgatunku muzycznym kładą marni, bezbarwni wokaliści, i to najczęściej słychać na flower metalowych albumach z Włoch. Tu Winkler śpiewa po prostu wspaniale. Może i przed nagraniami krztusił się ze śmiechu, że został Księciem Imperium Galaktycznego Fife, ale w tych kompozycjach wykonał porywająca robotę jako śpiewach fantasy epic i moim zdaniem, to jest jego najlepszy występ w ogóle, w trakcie jego dosyć długiej kariery. Jeśli nawet pewne melodie, pewne rozwiązania instrumentalne nie są tu szczytami arcydzieł symfonicznego melodic power, to Winkler od pierwszej do ostatniej sekundy jest wspaniały i ta muzyka jakby idealnie trafiła w jego możliwości głosowe, które zostały wystawione na próbę w ostatnich eksperymentach w EMERALD.
Bowers okazał się zdolnym kompozytorem w melodyjnym power, choć nie tak zdolnym jak w pirate metal ALESTORM.
Tym razem dawka szkockiej muzyki ograniczyła się do wybornego Angus McFife i paru inkrustacji, choć wszystkie miejscowości, o jakich mówią teksty na tej płycie, znajdują się w Szkocji i istnieją naprawdę.
The Unicorn Invasion of Dundee jest fantastyczny! Kwintesencja fantasy power metalu - piękna oszczędna orkiestracja, galop w zwrotkach, pompa, kapitalny zamaszysty refren w niemieckiej tradycji starego HELLOWEEN.
Niczym nie ustępuje mu wolniejszy, bardzo epicki i dostojny Quest for the Hammer of Glory, z echami MANOWAR i MAJESTY. Magic Dragon jest elegancki jak najlepsze numery RHAPSODY, a melodia jest klarowna, potoczysta i wpadająca w ucho od razu. Silent Tears of Frozen Princess to przepiękny, romantyczny song balladowy i Winkler jest tu szczególnie przekonujący. To jak on zaśpiewał ten wers:
before the last hope dies
Magia!
Sieją zniszczenie w dumnym true epic Hail to Crail i tak się robi prawdziwy rycerski metal!
Z drugiej strony jednak Amulet of Justice to taki nieco tylko żywiej zagrany POWER QUEST, przy którym wieje sztampową nudą, a kolos The Epic Rage of Furious Thunder jest po prostu dobrą opowieścią w manierze włoskiej, z fajnym dodatkowym wokalem/narracją żeńską (śliczna Marie Lorey), ale to taki standard zbudowany według stworzonego wieki temu schematu i poza ten schemat nie wychodzący, zwłaszcza w ogranej melodii i wielokrotnie już rozgrywanych konstrukcjach poszczególnych fragmentów. A to przecież jedna piąta całej zawartości albumu.

Produkcja jest wyborna. Ani za miękkie to wszystko, ani za surowe.W sam raz, a wieloplanowa realizacja dopracowana  bardzo dobrze i miejscami przypomina to FAIRYLAND.
Trochę komiksu, trochę parodii gatunku, trochę rozwiązań przemyconych innych gatunków metalu, trochę Anglii, trochę Nemiec, trochę niczym nieskrępowanej radości i trochę pastelowego smutku.
Trzeba być naprawdę bardzo ponurym człowiekiem, albo zatwardziałym metalowcem o ciasnych poglądach, by się tu nie uśmiechnąć i odpocząć przy sympatycznej muzyce Bowersa w GLORYHAMMER, która nie jest arcydziełem gatunku, jak to widzą niektórzy, a po prostu solidnym kawałkiem melodic power stworzonym przez utalentowanego muzyka o szerokich horyzontach.

ocena 8,7/10

new 30.08.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Gloryhammer  - Space 1992: Rise Of The Chaos Wizard (2015)

[Obrazek: R-7521413-1537107216-9397.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Infernus ad Astra 01:24
2.Rise of the Chaos Wizards 03:57
3.Legend of the Astral Hammer 05:13
4.Goblin King of the Darkstorm Galaxy 03:38
5.The Hollywood Hootsman 03:54
6.Victorious Eagle Warfare 04:59
7.Questlords of Inverness, Ride to the Galactic Fortress! 05:22
8.Universe on Fire 04:06
9.Heroes (of Dundee) 05:49
10.Apocalypse 1992 09:53
11.Dundax Aeterna 04:26 (instrumental hidden bonus track)

rok wydania: 2015
gatunek: melodic/epic/symphonic/power metal
kraj: Wielka Brytania

skład zespołu:
Thomas Winkler - śpiew
Paul Templing - gitara
James Cartwright - gitara basowa
Ben Turk - perkusja, aranżacje symfoniczne
Christopher Bowes - instrumenty klawiszowe

Latający Cyrk Monty Pythona, przepraszam Christophera Bowesa, po raz drugi.
Ta sama formuła, te same muzyczne pomysły, ten sam skład co na "Tales From The Kingdom Of Fire". Abstrakcyjny humor angielski niespecjalnie do mnie trafia, tu jednak mamy do czynienia nie z abstrakcją, a konkretną muzyką. Tym razem Bowers zdecydowanie oparł się na RHAPSODY i FAIRYLAND i tej prostej epickiej rycerskości power i heavy metalowej jest mniej. Z tego też powodu realnej chęci do zdjęcia bojowego topora ze ściany także. Parodystyczno sarkastyczne podejście do RHAPSODY czy FAIRYLAND jest niebezpieczne, gdy umiejętności są niewystarczające, by zrobić to na naprawdę na wysokim poziomie. To to samo, co z tym nieszczęsnym NANOWAR OF STEEL, który ani nie gra dobrze, ani nie jest zabawny, parodiując MANOWAR. Takie to raczej żałosne. Druga płyta GLORYHAMMER żałosna nie jest, jednak nie jest również tak udana jak pierwsza.

Owszem, Rise of the Chaos Wizards jest na początek znakomity, tak w orkiestracjach, jak  i w nośnej melodii z wybornym refrenem, podobnie dumny i zrobiony z rozmachem (te chóry!) Legend of the Astral Hammer z ciekawą partią neoklasyczną wprost odnoszącą się do RHAPSODY, która zaraz została zepchnięta na plan dalszy przez mocne solo gitarowe.
Goblin King of the Darkstorm Galaxy jest bardzo skoczny, niemal średniowieczno - folkowy miejscami, ale to już taki podrasowany POWER QUEST lub niespeedowy DRAGONFORCE. Fakt, refren  urzekający tą sprytnie podaną powermetalową naiwnością... Zwraca uwagę The Hollywood Hootsman. To taki melodic power metal, jaki gra się tylko w Anglii. DAMNATION ANGELS? DRAGONFORCE? Tak, no może jeszcze w Australii. W sumie, jeśli pominąć tekst, to wyszedł bardzo rasowy kawałek. Victorious Eagle Warfare, bardziej klasyczny heavy symfoniczny, wyraźnie dąży do refrenu i tu spore rozczarowanie, bo w stosunku do bardzo dobrej melodii w zwrotkach jest mocno przeciętny. Taka druga liga, tym razem niemiecka. W Questlords of Inverness, Ride to the Galactic Fortress! poszli zdecydowanie w stronę FAIRYLAND, a ponieważ FAIRYLAND poza kapitalnym wykonaniem nie oferuje specjalnie ekscytujących melodycznie utworów, to jest to po prostu dobry numer i niewiele ponadto. Universe on Fire byłby zupełnie dobry, gdyby nie doprawdy fatalne klawisze jak z wiejskiej dyskoteki i taki zawstydzający doprawdy refren, ni to w stylu disco polo, ni to wykradziony jakiemuś boysbandowi z youtube.
Złe wrażenie zaciera kapitalny, podniosły, monumentalny świetnie się rozwijający speedowo Heroes (of Dundee). Tu jest wszystko dograne w każdej sekundzie, przemyślane w dobry sposób i zmontowane w jedną spójną całość. No i jest mega nośny rycerski refren. Finałem i podsumowaniem jest Apocalypse 1992, symfoniczny kolos zrobiony ze sporym rozmachem i w widowiskowym stylu sound tracka. Długi wstęp narracyjny, masywne klawisze i mocna gitara napominają MAGIC KINGDOM, atmosfera jest bardzo dobra, mroczna i z narastającym napięciem, a melodyjniejsze lżejsze fragmenty z refrenami  chwytliwe.

Wykonanie nie odbiega poziomem od debiutu, ale Winkler śpiewa chyba jednak nieco gorzej i jego epicki entuzjazm wydaje się trochę udawany tym razem. Klawisze Bowersa również miejscami za bardzo przerysowane w kierunku kiczu i pachnie to EUROPE... Mógł jednak pokazać, że umie grać lepiej, bo umie.
Miękkie, głębokie brzmienie jest podobne jak na pierwszej płycie. Plany i ich przenikanie się zrobione są nieźle, ale tu zdecydowanie brak doświadczenia w robieniu tego naprawdę dobrze. Jest oczywiste, że do RHAPSODY i tych kolejnych RHAPSODY brakuje w aspekcie realizacji takich elementów bardzo dużo.
Oczywiście Bowes zdaje sobie sprawę ze swoich ograniczeń, to wszystko nie do końca na poważnie i GLORYHAMMER nie konkuruje z "poważnymi" symfonicznymi melodic power metalowymi ze szpicy. Pierwsza płyta podobała się ogromnej rzeszy słuchaczy, była sukcesem komercyjnym, powstała więc ku radości fanów część druga.
To nie jest już tak świeże i iskrzące granie jak "Tales From The Kingdom Of Fire", ale wciąż na bardzo solidnym poziomie.

ocena 8/10

new 23.12.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
Gloryhammer  - Legend From Beyond The Galactic Terrorvortex (2019)

[Obrazek: R-13691442-1559123804-8959.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Into the Terrorvortex of Kor-Virliath 01:18
2.The Siege of Dunkeld (In Hoots We Trust) 04:46
3.Masters of the Galaxy 04:25
4.The Land of Unicorns 04:25
5.Power of the Laser Dragon Fire 05:06
6.Legendary Enchanted Jetpack 04:18
7.Gloryhammer 05:00
8.Hootsforce 03:50
9.Battle for Eternity 03:52
10.The Fires of Ancient Cosmic Destiny 12:33

rok wydania: 2019
gatunek: melodic epic symphonic power metal
kraj: Wielka Brytania

skład zespołu:
Thomas Winkler - śpiew
Paul Templing - gitara
James Cartwright - gitara basowa
Ben Turk - perkusja, aranżacje symfoniczne
Christopher Bowes - instrumenty klawiszowe


Najnowsze informacje ze świata:
"Inwazja jednorożców na miasto Dundeee w Szkocji!"
A nie, to już było. Teraz za to można odwiedzić Krainę Jednorożców w The Land of Unicorns.
31 maja 2019 ponownie nakładem Napalm Records ukazała się trzecia płyta GLORYHAMMER, stworzona przez Zargothrax, Dark Emperor of Dundee, na podstawie jak mniemam zapisków utrwalonych w kosmicznym eterze wydarzeń z czasów gdy na Ziemi neandertalczyk Ayuth zastanawiał się, czy już iść na polowanie na mamuty, czy też jeszcze poleżeć sobie w jaskini ze swoją koleżanką Muutga. A może to zdarzyło się jeszcze dawniej?
Oczywiście Mistrzem Narracji jest nadal Angus McFife XIII, Crown Prince of Fife i Thomas Winkler unieśmiertelnia się ostatecznie po wsze czasy, aż zgasną gwiazdy, a galaktyki przemienią w ogromne lodowe torty.

Bowers w ramach GLORYHAMMER pozostaje wierny wypracowanemu stylowi muzycznej opowieści z dwóch poprzednich płyt, no bo skoro taka wielka grupa ludzi doskonale się przy tym bawi, a druga równie wielka aż zapluwa z wściekłości, to czemu nie kontynuować tej zabawy? Bowers to muzyczny prowokator, a zarazem wizjoner i niezwykle zdolny artysta.
Ponadto on przysłuchuje się temu, co się pisze i mówi o jego muzyce, wyciąga wnioski.
Ten album jest bardzo podobny do poprzednich, a jednak trochę inny. Tak jakby muzycznie nieco bardziej na poważnie.
Parodystyczne po części i w sumie mało śmieszne klawiszowe pasaże ustąpiły zdecydowanie bardziej dopracowanym, w pewnym sensie nawet progresywnym partiom, klimat jest ogólnie bardziej podniosły, mroczniejszy, nasycony nadal baśniową, ale bardziej epicką atmosferą i to teraz jest taka lżejsza i nieco prostsza wersja aktualnej muzyki RHAPSODY OF FIRE, co słychać w umieszczonym jak zwykle na końcu symphonic melodic power metalowym kolosie The Fires of Ancient Cosmic Destiny, kompozycji bardzo dobrej, przemyślanej w szczegółach i wciągającej. Orkiestracje i symfonizacje są na tym LP znakomite i to wszystkie bez wyjątku. Chóry, klawisze, ogólna konstrukcja, wyważenie klimatu tego elementu doprawdy imponujące. Podobnie imponujące są wokale Winklera, który tu zdecydowanie się wczuł w rolę, bardzo przekonujące są również posępne narracje. GLORYHAMMER serwuje solidną porcję zapadających w pamięć refrenów jak ten z Masters of the Galaxy, Power of the Laser Dragon Fire czy też z masywnego symphonic epic metalowego Gloryhammer. Wydaje się, że tylko Hootsforce jest jakoś mocniej powiązany w swojej muzycznej filozofii z płytą poprzednią. Gdyby szukać jakiś słabszych momentów, to jednak byłby to Battle for Eternity, no chyba, że ktoś bardzo lubi stary POWER QUEST.
GLORYHAMMER gra bez bezsensownej speedmanii, w bardzo rozsądnych tempach średnio-szybkich i taki The Land of Unicorns jest w tej kategorii zrobiony po prostu perfekcyjnie. Dewastujący jest pełen elegancji styl Legendary Enchanted Jetpack, absolutnie brytyjski, absolutnie w stylu DRAGONFORCE. Wyważenie pomiędzy gitarą a klawiszami jest niezwykle dopracowane i nie jest to ani płyta gitarowa, ani klawiszowa. Te dwa instrumenty się tu uzupełniają w wysmakowany sposób, a sola gitarowe Paula Templinga, są jednym ze składników i GLORYHAMMER nie dąży do ich jakiejś nadzwyczajnej ekspozycji.

Wielkie wytwórnie kierują swoje płyty do wielkiej grupy odbiorców.  Czy wobec tego nowa płyta GLORYHAMMER jest "produktem"? W pewnym sensie po raz pierwszy chyba tak przynajmniej połowicznie. Ta zabawa, mimo zachowanej otoczki z dwóch poprzednich albumów jest mniej szalona, jest bardziej dystyngowana i skomercjalizowana, i w jakiś sposób Bowers wchodzi tu na tę samą drogę, na którą wszedł w swoim czasie z ALESTORM.
Napalm Records ma GLORYHAMMER, Nuclear Blast ma TWILIGHT FORCE. Coś w tym jest...
Tymczasem neandertalczyk Ayuth zdecydował się jednak opuścić przytulną jaskinię i udać na polowanie.
Wy Obywatele Ziemi Współczesnej posłuchajcie sobie w tym czasie bardzo solidnego trzeciego albumu GLORYHAMMER.


ocena: 8,5/10

new 1.06.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#4
Gloryhammer - Return to the Kingdom Of Fife (2023)

[Obrazek: NjYtODM2Ny5qcGVn.jpeg]

tracklista:
1.Incoming Transmission 01:46
2.Holy Flaming Hammer of Unholy Cosmic Frost 04:35
3.Imperium Dundaxia 04:36
4.Wasteland Warrior Hoots Patrol 04:29
5.Brothers of Crail 04:16
6.Fife Eternal 03:05
7.Sword Lord of the Goblin Horde 05:26
8.Vorpal Laserblaster of Pittenweem 04:29
9.Keeper of the Celestial Flame of Abernethy 03:20
10.Maleficus Geminus (Colossus Matrix 38B - Ultimate Invocation of the Binary Thaumaturge) 12:10

rok wydania: 2023
gatunek: melodic epic symphonic power metal
kraj: Wielka Brytania

skład zespołu:
Sozos Michael - śpiew
Paul Templing - gitara
James Cartwright - gitara basowa
Ben Turk - perkusja, aranżacje symfoniczne
Christopher Bowes - instrumenty klawiszowe

Trudno było przypuszczać, że po odejściu Thomasa Winkera Bowes porzuci jakże popularny pomysł na surrealistyczny GLORYHAMMER, trochę jednak trwało, zanim pojawiła się nowa płyta, tym razem z będącym na fali wznoszącej Cypryjczykiem Sozosem Michaelem (PLANESWALKER, HARMONIZE, ex HELION PRIME), który przybrał oczywiście odpowiedni do sytuacji historycznej pseudonim Angus McFife V. Pozostałe pseudonimy sobie ponownie darujemy, bo są i tak zbyt długie, by je zapamiętać. 2 czerwca 2023 słynna wytwórnia Napalm Records wydaje czwarty album GLORYHAMMER.

Oczywiście jak zwykle świat jest w niebezpieczeństwie, i to poważnym, bo atomowy grzybek z okładki dobrze Królestwu Fife nie wróży, bohater staje do walki i serii zapierających dech akcji zwycięża, a wszystko w tych jakże sympatycznych oparach absurdu, humoru po części wzorowanego na genialności szaleństwa Lewisa Carrolla i w symfonicznej "cinema" power metalowej stylistyce, do granic możliwości napompowanej celowo przerysowanym, patetycznym heroizmem. Tak, to nic nowego w przypadku GLORYHAMMER, podobnie jak to, że orkiestracje i symfonizacje Turka są wyborne, Templing gra sola pełne polotu, Sozos jak się okazuje jako Angus McFife V potwierdza, że jest wokalistą światowego formatu, a przy tym chyba bawi się bardzo dobrze. Pozostaje kwestia na ile świeżo to wszystko brzmi, bo pewne rzeczy bawią do czasu, gdy melodie nie stają się zbyt do siebie podobne i generyczność nie zaczyna brać góry.
Tu zaczynają bardzo dobrze, w sztandarowo szybkim i bojowym stylu w Holy Flaming Hammer of Unholy Cosmic Frost, ale zaraz potem melodyjny mrok i duma Imperium Dundaxia z chórami, teatralnym rozpisaniem dialogów na role jest znakomite! Wasteland Warrior Hoots Patrol... no tu trochę disco klawisze psują wstęp, ale potem wracają na dobre tory i barwny, chwytliwy prosty refren jest wprowadzony tu jak należy obok innych udanych partii wokalnych. Należy podkreślić wyborny występ chóru złożonego z artystów izraelskich, prowadzonego przez znakomitą Noa Gruman i zrealizowanego przez także izraelskiego inżyniera dźwięku Yonatana Kossova w studio w Ramat Gan. Głębia, wieloplanowość, nieskazitelne wielogłosowe harmonie wokalne. Chór nosi nazwę Hellscore Choir i tu występuje w dodatkowo rozszerzonym składzie. Często zaznacza swoją obecność, ma do odegrania własną rolę w tym spektaklu, także w łagodniejszym refrenie skocznej bojowej pieśni Brothers of Crail o cechach zamkowego rycerskiego folk metalu. W samej melodii to jest jednak dosyć ograny motyw. Ograny może jest i w melodii głównej także szybki Fife Eternal, ale to akurat taki motyw, który się nigdy nie znudzi, tym bardziej, że tu dostał oprawę w złotą ramę w postaci pełnego energii heroicznej refrenu. Zaraźliwy, chwytliwy! Na refren czeka się także w nieco smutnym, spokojniejszym Sword Lord of the Goblin Horde i jest pięknie, choć malkontenci powiedzą, że zbyt klasycznie w symfonicznym power stylu. Przesycony neoklasyką Vorpal Laserblaster of Pittenweem jako żywo przypomina najlepsze numery RHAPSODY OF FIRE, ale to chyba celowe zapożyczenie w bardzo udany sposób ubarwiające styl tej płyty. Jest radośnie, jest pozytywnie w rytmice i melodii Keeper of the Celestial Flame of Abernethy i to taki prawie pop rock z udawaniem, że się gra power metal, ale przecież to wszystko nie jest do końca na poważnie. Żeby nie było, że tu lansują lajt granie, to jest dalej sporo miłego dla ucha heroizmu w klasycznej manierze GLORYHAMMER. I Grand Finale. Oczywiście kolos, bo finał musi być bombastyczny, monumentalny i wypełniony przygodą fantasy. Maleficus Geminus rozpoczyna się posępnie i niepokojąco,
by potem wejść na tory power metalu ze speedowymi gitarowymi atakami. Jest dalej i teatralnie i słuchowiskowo, są zmiany tempa, są genialne chóry jest wspaniały śpiew Sozosa, jednak czegoś tu brakuje... Trudno powiedzieć czego, może więcej nieoczekiwanych zwrotów akcji i więcej dramatyzmu? Ten dramatyzm jest, ale pozostaje tylko na nieco wyższym poziomie niż w pozostałych kompozycjach. I samo zakończenie mało monumentalne.

Mix i mastering wykonał od zawsze z GLORYHAMMER współpracujący Mistrz Lasse Lammert i to jest po prostu taki sound GLORYHAMMER do jakiego przywykliśmy. Tak właśnie brzmią najlepsze albumy z power metalem symfonicznym.
No cóż, od pewnego porównania nie sposób się wykręcić. W kwietniu Napalm Records przedstawił debiut, jak by nie było, konkurencyjnej nowej formacji Winklera ANGUS McSIX, grającej w takim samym stylu i korzystającym z tego samego fantasy Universum. GLORYHAMMER nagrał album lepszy niż ten ostatni z Winklerem i najlepszy w dotychczasowej karierze, ale jednak ANGUS McSIX zaprezentował lepsze melodie i realne killery, których tu niestety zabrakło.


ocena: 8,9/10

new 2.06.2023

Podziękowania dla wytwórni Napalm Records za udostępnienie tego albumu.
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości