Blackslash
#1
Blackslash - Separate but Equal (2013)

[Obrazek: R-7963743-1452527786-4427.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Fighting the Killer 04:27
2.Bleed Out 03:16
3.Master of War 05:59
4.All Those Nights 05:47
5.Surrender Your Soul 04:34
6.Separate but Equal 05:29
7.Home Again 06:41

rok wydania: 2013
gatunek: heavy metal
kraj: Niemcy

skład zespołu:
Clemens Haas  - śpiew
Christian Haas - gitara
Daniel Hölderle - gitara
Alec Trojan - gitara basowa
David Hofmeier - perkusja


Debiuty w przypadku grup NWOGHM były różne. Lepsze, gorsze, kompromitujące. Jak w przypadku NWOBHM sprzed trzydziestu lat niektóre zespoły stały się sławne, inne z braku umiejętności, promocji i często chęci zostały rozwiązane lub spadły do roli barowych wykonawców. Założyciele BLACKSLASH z Donaueschingen w Badenii-Wirtembergii w momencie powstania grupy w 2007 byli bardzo młodzi, uczyli się dopiero metalowej sztuki. Zaprezentowany przez nich wydany własnym nakładem min-LP "Blackslash" zwrócił uwagę wytwórni 7hard z Winnenden i w 2013 pojawił się oficjalny debiut grupy zaliczanej obecnie do ścisłej czołówki nowej fali niemieckiego heavy metalu.

Z całą pewnością Clemens Haas nie śpiewał wówczas tak doskonale jak obecnie, a gitarzyście nie tworzyli tak wybornego duetu, jednak grupa miała pomysł na granie. Pomysł nieco inny od teutońskiej kwadratury czy kopiowana po raz setny HELLOWEEN. Fakt, nasuwa się pojęcie "muzyczny eklektyzm" jeśli posłuchać Fighting the Killer z cytatami żywcem wydartymi z METALLICA i riffami podstawowymi dla brytyjskich grup NWOBHM  z dawnych czasów.
BLACKSLASH gra metal mało niemiecki, trącący w przejściach IRON MAIDEN w Bleed Out, a śpiew Haasa jest bardziej leniwy, niż fantastycznie luzacki jak obecnie. Takie sobie chórki są tym LP, takie sobie skomplikowane na pozór przejścia i średnie, bardzo proste solówki.
Master of War bardzo przypomina balladowe epickie songi rock/metalowe Brytyjczyków z lat 80 tych, taka to nieco mieszanka z debiutu LEGEND i zapędów pod maidenowskie phantomy, ale przecież to proste, dramatyczne solo gitarowe jest urzekające... Klasyczne rozpoczęcie łagodnymi gitarami w All Those Nights i znowu wzmocnienie, rycerskie i nawet jakoś przypominające US Power epicki z połowy lat 80 tych. Ten utwór z pewnością wyróżnia się na tym albumie, ale czy wyróżnia się w ramach gatunku? Po głębszym zastanowieniu powiem, że jednak tak. Jest tu coś z tego, co potem BLACKSLASH przebudował, wzmocnił i uczynił niebywale atrakcyjnym.
W szybkim, mocno naznaczonym IRON MAIDEN Surrender Your Soul Haas śpiewa źle. Jeśli to miało być zagrane pod prowadzenie głosem Dickinsona to nie wyszło, a refren jest po prostu paskudny, Czy to miał być jakiś chwyt artystyczny, którego zrozumienie nie jest dostępne dla wszystkich? Separate but Equal jest fajny, w stylu  starego TANK,  ale byłby jeszcze fajniejszy gdyby nie "aktorskie" wokale Haasa i te nieciekawe zwolnienia, mające być może dodawać epickości, ale będące raczej komiczne niż pompatyczne. "Coś" na pewno tkwi w Home Again i to więcej niż te maidenowskie riffy, bo może nawet PAGAN ALTAR i WITCHFINDER GENERAL. Może...

Rwane, mozaikowe granie, czasem za bardzo rwane, bo chciałoby się więcej uporządkowania, dłuższego obcowania z nieraz wybornymi riffami i pomysłami na melodie.
Produkcja jest uboga. Nawet jeśli miała być to w jakimś stopniu stylizacja na lata 80-te NWOBHM to chyba należało poszukać lepszych wzorców niż lekko podrasowane brzmienie produktów wytwórni Neat. Gdy słuchać tego w ciemno, można by odnieść wrażenie, że to jakiś stareńki niemiecki zespół z winylowych czasów, który chwycił za instrumenty zafascynowany muzyką ANGELWITCH, IRON MAIDEN czy TANK.
Jest jednak rok 2013 i to nie jest stoner metal. Pewne rzeczy dopuszczalne dla powstałych jak Feniks z popiołów archaicznych i archetypowych bandów z Wysp niekoniecznie dają pełnię satysfakcji słuchaczowi w przypadku młodych grup niemieckich XXI wieku. BLACKSLASH chcąc być częścią NWOGHM stał się, być może całkiem świadomie epigonem NWOBHM.
Debiut prób i błędów, trochę drażniący, trochę naiwny i trochę zachwycający...


ocena: 7,5/10

new 23.10.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Blackslash - Lightning Strikes Again (2018)

[Obrazek: R-12412845-1534779936-2313.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Lightning Strikes Again 04:29
2.Night City Street Lights 04:40
3.Skyline Rider 04:15
4.Eyes of A Stranger 04:04
5.Illuminate the Night 04:01
6.Steel Held High 05:28
7.Save My Heart 04:39
8.Shine On 05:51
9.Unknown Heroes 06:48
10.Right to the Top 04:47

rok wydania: 2018
gatunek: heavy metal/power metal
kraj: Niemcy

skład zespołu:
Clemens Haas  - śpiew
Christian Haas - gitara
Daniel Hölderle - gitara
Alec Trojan - gitara basowa
David Hofmeier - perkusja


Zjawisko i zbiorowość określana jako NWOGermanHM ma się raz lepiej, raz gorzej. Są wzloty, są upadki, zespoły grające dobrze i zespoły, członkowie których dawno powinni rozejść się do innych zajęć. No i jest BLACKSLASH. Jest trzecia płyta ekipy z Donaueschingen wydana przez Iron Shield Records w maju i trzeba się poważnie zastanowić, czy nie mamy tu czasem do czynienia z jakimś nowym skokiem jakościowym, a na pewno z czymś, czego jeszcze nie było.

A może już było, tylko spojrzenie na to wszystko jest inne ze strony BLACKSLASH? No skąd oni wytrzasnęli te melodie? Skąd podpatrzyli te genialne riffy? Skąd te genialne chórki i skąd ta maniera wokalna Haasa? To taki King Diamond na turbodoładowaniu, czy jak? Na pewno nie. To BLACKSLASH i tylko BLACKSLASH.  Oni te wszystkie super potoczyste, super melodyjne numery grają tak absolutnie po swojemu, na takim luzie i z taką pozorną obojętnością. Clemens Haas jest absolutnie niepowtarzalny. Taki grzeczny chłopiec, taki ułożony, taki wręcz z boys bandu. Niszczy! Jest kapitalny w tym robi! Przy Lightning Strikes Again opada szczęka, przy Night City Street Lights pada pytanie jak to możliwe, a potem jest tylko lepiej.
Nikt tak nie gra jak oni, nawet jeśli gdzieś tam słychać echa powerowo rozegranych riffów IRON MAIDEN, jak w Skyline Rider. Miazga! Te gitarowe przejścia w Eyes of A Stranger są wyborne, oczywiście nie wspominając o kolejnym refrenie, który potem się tłucze miesiącami po głowie. Power galopady w Illuminate the Night powalającą, Haas gra kapitalne harrisowe motywy i w tych patentach BLACKSLASH nie jest niczym gorszy niż MONUMENT. W Steel Held High zachwycają elegancką przebojowością, ale nie AOR i hard rockową, ale stricte power metalową. Wybór tempa idealny i tego nie wypadało zagrać ani wolniej, ani szybciej. Save My Heart jest tak romantyczny i pozornie naiwny, a przecież zarazem absolutnie rasowy w każdym calu.
W dwóch dłuższych numerach Shine On i Unknown Heroes pokazują, jak grać nie tracąc ani na chwilę uwagi słuchacza, prezentują całą gamę temp i klimatów z obu stron Atlantyku, są rozmarzeni, są monumentalni, są pompatyczni, są smutni. No czy można się nie zachwycić Unknown Heroes i tym jak przepięknie tu śpiewa przy gitarze akustycznej Clemens Haas?
Na koniec kropka na d "i" w Right to the Top. Mistrzostwo!
Jaka szkoda, że to wszystko, że to już koniec...

Rewelacyjne sola gitarowe, a sekcja rytmiczna jak rozumna maszyna. Bas Trojana pięknie punktuje. Kryształowe brzmienie i nie wyobrażam sobie, by to można było wyprodukować inaczej.
W image chłopaki z BLACKSLASH nie mają nic z metalowca. Gdyby spotkać ich na ulicy, to zobaczylibyśmy coś w rodzaju grupki skateboardzistów czy studentów. Są schludni, przystojni i podobają się dziewczynom. Oni nie muszą się "robić na metalowców". Oni przynależą do metalu, bo to ekipa wysokiej klasy instrumentalistów stawiająca na granie zespołowe. Zgranie w tym zespole jest nieprawdopodobne, matematycznie wyliczone chyba. Piękny, jasny, polatujący w chmurach ku słońcu tradycyjny heavy metal podany z power maestrią.
Czarodzieje!


ocena: 10/10
 
new 14.07.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
Blackslash - Sinister Lightning (2015)

[Obrazek: R-8200090-1457014897-1534.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Empire Rising 04:59
2.Lucifer's Reign 03:48
3.Stellar Master 04:29
4.Edge of the World 05:53
5.Rock 'n' Roll 04:22
6.Steel Stallions 04:33
7.Wild and Free 04:10
8.Made of Steel 05:10
9.Don't Touch Me 04:38

rok wydania: 2015
gatunek: heavy metal
kraj: Niemcy

skład zespołu:
Clemens Haas  - śpiew
Christian Haas - gitara
Daniel Hölderle - gitara
Alec Trojan - gitara basowa
David Hofmeier - perkusja

Rok 2015 to druga płyta BLACKSLASH i realnie ta ekipa staje się jednoznacznie częścią NWOGHM. Wpływy brytyjskie tu słabną i w barwach Iron Shield Records robią coś bardziej niemieckiego.

Tak do końca nie jest jasne, na kim i na czym się wzorują. To nie jest ani twardy heavy metal rycerski, ani ten styl acceptowy... ani w sumie żaden inny. BLACKSLASH jest jakby taki młodzieżowy, jakby przebojowy, ale przecież te kompozycje się na radiowe hity nie nadają. To pewnego rodzaju mozaika różnych pomysłów, rozmaitych inspiracji i niby wydaje się, że to już gdzieś było, ale gdzie?
Dosyć szybkie tempo, dosyć wyrazista melodia Empire Rising i w sumie dobrze się tego słucha, ale to nadal jakoś do siebie w pełni nie przekonuje. No tak, ale gdy zaczynają grać w tempach i stylu FORENSICK w Lucifer's Reign czy Rock 'n' Roll są wyborni. No i oczywiście w Wild and Free i tu jest ten jeden z "refrenów przyszłości" BLACKSLASH. Niektóre zespoły niemieckie, kanadyjskie i amerykańskie opanowały do perfekcji tę niby staromodną rytmikę i dewastują w takich tempach i rytmach, budując wyborne melodie i porywające refreny. No i BLACKSLASH tu zdecydowanie dołącza do tej kategorii. Czasem się wydaje, że oni tego wszystkiego nie robią zupełnie na poważnie, bo romantyzmu refrenu w szybkim Stellar Master naprawdę nie można słuchać bez uśmiechu, a z drugiej strony fantastyczne solo gitarowe Haasa... Jest epicko, jest pompatycznie w dostojnie toczącym się Edge of the World, który powoli się rozkręca jeszcze bardziej patetycznie i słychać tu stary styl... amerykański, więc tak do końca to oni epigonami grania niemieckiego nie są. Swoją drogą, piękna kompozycja. No i solem w stylu IRON MAIDEN. I kolejny bardzo dobry z tej epickiej kategorii to dumny Steel Stallions, gdzie może tylko refren jest nieco słabszy niż można by oczekiwać po początkowych riffach, genialnych w swej prostocie. Wśród kompozycji jest tu także miejsce na łagodny, ale zagrany elektrycznie song Made of Steel. Dobry, miejscami bardzo dobry, ale tu jednak czegoś brak... Może bardziej wyrazistej stylistyki? Don't Touch Me na końcu jest dobry i tylko. To dalekie pokłosie hair metalowych grup z lat 80tych i 90 w  nieco nowocześniejszej oprawie. Coś jak STRIKER z Kanady po 2012 roku.

Clemens Haas jest tu pewny siebie i śpiewa świetnie, wchodząc do czołówki wokalistów o wyższych głosach w Niemczech. Duet gitarowy gra z wielką wprawą, a sekcja rytmiczna czasem nawet wymusza energię całości.
Znany grecki inżynier dźwięku Vagelis Maranis, bazujący na studio Backnang w Niemczech, stały współpracownik Nicholasa Leptosa (ARRAYAN PATH) dużo pracował dla Greków i Cypryjczyków. Także dla Niemców i dla BLACKSLASH zrobił bardzo dobra robotę. Każdy instrument jest doskonale słyszalny, a bębny Hofmeiera mają niespotykaną głębię.
Lepiej, o klasę lepiej niż na debiucie!


ocena: 8,5/10

new 9.10.2019 
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#4
Blackslash - No Steel No Future (2022)

[Obrazek: Cover_BLACKSLASH_No_Steel_No_Future.jpg]

tracklista:
1. Queen Of The Night 04:59
2. Midnight Fire 04:20
3. The Power 06:08
4. Under The Spell 04:09
5. No Steel No Future 04:12
6. Hammertime 06:51
7. Gladiators Of Rock 05:48
8. One For The Road 04:36
9. Bombers 04:04
10. Demons Of Life 04:35

rok wydania: 2022
gatunek: heavy metal
kraj: Niemcy

skład zespołu:
Clemens Haas – śpiew
Christian Haas – gitara
Daniel Hölderle – gitara
Alec Trojan – gitara basowa
David Hofmeier – perkusja


Iron Shield Records z Berlina 11 marca 2022 przedstawi czwarty album BLACKSLASH.

Cóż... coś tu zbyt wiele się pozmieniało. Na lepsze nie, bo czy może być coś lepszego od BLACKSLASH niż LP "Lightning Strikes Again"? Ekipa z Donaueschingen gra ciężej, masywniej, zatraciła zwiewną potoczystość, zatraciła swój urok w interpretacji, zatraciła ten ton niezobowiązującej metalowej, muzycznej zabawy. Gdzieś przepadły te pełne wdzięku zagrywki duetu Christian - Daniel i owszem, pewne partie solowe są interesujące, ale czy ekscytujące? Nie. Clemens Haas był w roku 2018 klasą samą w sobie, postacią rozświetlającą swoim głosem każdą z kompozycji. Tutaj śpiewa po postu przeciętnie, głosem niższym, niczym się nie wyróżniającym, miejscami wstydliwie schowanym za ścianą masywnych gitar. Jakoś się tak nagle wokalnie postarzał, utracił niewątpliwą do tej pory charyzmę frontmana - lidera i zszedł na pozycje po prostu solidnego wokalisty niemieckiego średniej klasy.
Oczywiście, wiele by tu można wybaczyć, na wiele niedociągnięć przymknąć oko (także w aspekcie przeciętnej produkcji i brzmienia), gdyby te utwory miały przynajmniej atrakcyjne melodie.
Tymczasem Queen Of The Night czy ociężały Under The Spell mieszczą się w kategorii przeciętnego niemieckiego, niemal amatorskiego heavy metalu, o ociężałości i braku energii The Power już nawet nie wspominając. A przecież jest tu potencjał w tej melodii, jest w refrenie, tylko zupełnie nie wykorzystany. Pewnie w pierwszej części jedyne co mocniej zapada w pamięć to kapitalny refren w szybszym Midnight Fire, ale tylko w opcji melodii, bo już wykonanie (zawodzi Clemens...) jest co najwyżej poprawne. Do dni chwały zespołu nawiązuje w riffowej motoryce No Steel No Future, ale tu z kolei ten refren jest nad wyraz trywialny, a heroiczne zwrotki mocno ograne. Kiepska heroiczność Hammertime jest oczywista i to takie popłuczyny po HAMMER KING z ozdobnikami gitarowymi na granicy parodii. Pogrążają się maidenowskimi zagrywkami do topornej melodii w Gladiators Of Rock... Co się stało z tymi gitarzystami? Jaki nudny jest rozlazły One For The Road, jak ograne są te riffy. Markują epickość, gubią się w zaproponowanych pomysłach, nie są w stanie zdecydować się na jakieś konkretne tempo...
Nadzieja przychodzi na wstępie do Bombers, ale szybko gaśnie po kilku początkowych riffach i rozpływa się w nieudanym refrenie. Może to najsłabszy utwór na tym albumie. I niczego nie ratuje blady, absolutnie ograny w melodii Demons Of Life na koniec.

Nie jest to płyta słaba, ale bardzo rozczarowująca. BLACKSLASH wpisał się tym albumem w główny, semi-teutoński nurt heavy/power metalu niemieckiego, zatracił swoją tożsamość zbudowaną w znacznej mierze na osiągnięciach NWOGHM i stał się jednym z wielu. Nie mają tym razem wiele do zaoferowania.


ocena: 6,5/10

new 7.03.2022

Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości wytwórni Iron Shield Records.
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości