AxeWitch
#1
AxeWitch - The Lord of Flies (1983)

[Obrazek: R-2980702-1371471627-7976.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Axe Victim 04:51
2. Just Another Lunatic 04:16
3. High Power 05:46
4. Let The Strings Cry Out 01:27
5. Sinner 04:40
6. The Arrival Of The Flies (Part 1) 02:10
7. The Lord Of Flies 06:01
8. Down Town 04:57
9. Seven Angels 04:35

Rok wydania: 1983
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Szwecja

Skład zespołu:
Anders Wallentoft - śpiew
Magnus Jarl - gitara
Mikael Johansson - gitara
Tommy Brage - bas
Mats Johansson - perkusja

Zespołów startujących na fali wzrostu zainteresowania heavy metalem w Szwecji na początku lat 80-tych XX wieku było dużo. Niektóre z nich zakończyły swoja karierę na maxi singlu czy mini LP, inne, jak właśnie AXE WITCH, zdołały osiągnąć więcej. Ich pierwszy mini LP "Pray To Metal" z 1982 był na tyle zadowalający, że pozwolił na nagranie pełnego albumu i uzyskanie kontraktu ze stawiającą pierwsze kroki szwedzką wytwórnią Fingerprint Records.

Właściwym debiutem był rok 1983 i LP "The Lord Of Flies". Tu też mamy do czynienia z klasycznym heavy metalem - dwie ryczące ostro gitary i głośna sekcja rytmiczna z wyeksponowaną perkusją. Średnie tempa i... Bardzo średni wokalista Anders Wallentoft. Bardzo matowy głos i ospała maniera wykonawcza działają usypiająco na słuchacza, z tym że dobre popisy gitarzystów nieco dodają emocji. "Axe Victim", "Just Another Lunatic" mijają bez większych emocji. Dynamiki mało, prostego riffowania zapożyczonego od zespołów NWOBHM całe mnóstwo. Same melodie gdzieś zbliżającą i do grania rycerskiego i do tego heavy metalu w bardziej komercyjnej radiowej odmianie. Następny "High Power" ma żywy motyw przewodni, lecz niespodziewanie przechodzi w bardzo słaby refren. Jest tu trochę instrumentalnych wypełniaczy, wstawionych nieco bez głowy oraz nudny "Sinner", gdzie są i echa słabego kopiowania rodzącego się amerykańskiego power metalu.  Tytułowy "The Lord Of Flies" najdłuższy i w lekko epickim stylu też nie jest w stanie zbytnio zaciekawić. Obiecujący początek z krótkimi solami gitarowymi przechodzi w granie znów tym średnim, pozbawionym przy tym energii, tempie, znaczonym od czasu do czasu ciekawszym gitarowym motywem, wrzuconym nie zawsze w najlepszym do tego miejscu. Ponadto wokal kładzie wszystko. I tak już do końca płyty. "Down Town" lekko galopuje w jak zwykle ospałym tempie, a na koniec w równie tradycyjnym heavy metalowym nudzą jak poprzednio i tylko nagły okrzyk w prawym kanale nieoczekiwanie wyrywa z odrętwienia, lecz tylko na chwilę.

Album jak na ówczesne warunki jest nieźle wyprodukowany, może jedynie gitary mogły by być mniej ryczące. Przy jednostajnym riffowaniu to ich brzmienie jest mocno męczące.
Niestety, mimo że zespół nie kopiował w prosty sposób grup brytyjskich, to ta próba wypracowania własnego stylu jest nieudana. Najbardziej zabrakło tu atrakcyjnych melodii i wokalisty, który by rozwiał ogólna monotonię. AXE WITCH tym albumem nie zdołał dołączyć do szwedzkiej czołówki, jednak mimo to otrzymał kolejną szansę i zaprezentował dalsze płyty.


Ocena: 4.7/10

23.08.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
AxeWitch - Visions of the Past (1984)

[Obrazek: R-4597609-1395419204-2796.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Visions of the Past 04:06
2. Give Them Hell 04:33
3. Tonight 04:01
4. Hot Lady 04:25
5. Stand Up 03:52
6. Heading For a Storm 06:21
7. Born to Hell 03:47
8. Time to Live 03:59

Rok wydania: 1984
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Szwecja

Skład zespołu:
Anders Wallentoft - śpiew
Magnus Jarl - gitara
Mikael Johansson - gitara
Tommy Brage - bas
Mats Johansson - perkusja

Opinie o debiucie z roku poprzedniego były różne, nie przeszkodziło to jednak nagrać tej grupie, proponującej tradycyjny heavy metal, kolejnego LP "Visions Of The Past" w 1984 roku.
Tu wokalista spisał się już lepiej niż poprzednio, gdzie był zupełnie bezbarwny, śpiewając tym razem w sposób bardziej ekspresyjny i urozmaicony, ale z kolei znów zawiodły kompozycje i niestety gitarzyści, którzy zagrali w sposób jeszcze bardziej niepewny i schematyczny niż poprzednio.

Wówczas były przebłyski interesującej gry w solach, pewnych riffach nawet dosyć oryginalnych czasem, teraz popadli w najbardziej przewidywalna koleinę.
Nie mają pomysłu na nic i to słychać już w "Visions of the Past".
Utwory są tym razem bardziej melodyjne, ale melodie zupełnie nie zapadają w pamięć. "Give Them Hell" to jeden z nielicznych przykładów na tym LP, gdzie praca gitar jest do przyjęcia. Lekko w tym wszystkim słychać wczesny SAXON, zagrany jednak bez pomysłu. Cała płyta sprawia wrażenie, jakby przebijającej niepewności. Pół ballada "Heading For a Storm" dosyć udana, ale pokazuje jednocześnie, że w wolniejszych kompozycjach czują się lepiej i nawet solo gitarowe jest tu interesujące - chyba najlepsze na całym albumie. Jest też nieco więcej prób grania w stylu brytyjskim, NWOBHM, co słychać w "Tonight" i nieco lżejszym "Hot Lady", jednak to nie są porywające numery, także w kategorii bujających rockowych kompozycji.
Najlepiej wypadł chyba "Stand Up", najprostszy i ponownie z lepszą melodią zwrotek niż refrenu, co w przypadku tego zespołu jest dosyć typowe. Nic specjalnego, ale przynajmniej jest trochę autentycznej, mam nadzieję, radości grania. Także solo tym razem udane i przypomina te z albumu poprzedniego. Końcówka płyty w postaci "Born To Hell" i "Time To Live" to prosty heavy metal, znów niezbyt interesujący ani pod względem melodii, ani wykonania, choć w ostatnim numerze w solach słychać kilka ciekawych rozwiązań.

Ponownie nie zawiodła produkcja i tym razem postarano się nieco złagodzić brzmienie gitar, dostosowując je do lżejszego, bardziej rock'n'rollowego repertuaru. Płyta na poziomie poprzedniej - no, może trochę tylko lepsza i wyraźnie pokazuje, że zespół ten był słabym ogniwem stalowego szwedzkiego łańcucha.
Zapewne zaczęli sobie z tego zdawać sprawę sami i do nagrania następnej płyty przystąpił, poza wokalistą i gitarzystą Jarlem, zupełnie nowy skład. Zupełnie nowa była też muzyka - typowy rock-metal stadionowy, wzorowany tym razem na zespołach amerykańskich z kręgu MOTLEY CRUE.
Album nosił tytuł "Hooked On High Heels" (1985) i nie przyniósł sukcesu.
Grupa po pewnym czasie rozpadła się, obecnie jednak od czasu do czasu zbiera się na lokalne festiwale i koncerty w klubach.


Ocena: 5.4/10


23.08.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
Axewitch - Out Of Tthe Ashes Into The Fire (2021)

[Obrazek: 929429.jpg?2440]

tracklista:
1.The Pusher 04:04
2.In Pitch Black Darkness 05:33
3.Dues to Pay 05:34
4.Let Sleeping Dogs Lie 04:30
5.Boogie of Death 04:52
6.Losing You 04:57
7.Going Down 05:31
8.The Healer 05:11
9.Lie to Me 04:51
10.Violator 04:25
11.Nightmare 05:03 (bonus)
12.Axewitch 03:21 (bonus)

rok wydania: 2021
gatunek: heavy metal
kraj: Szwecja

skład zespołu:
Anders Wallentoft - śpiew, instrumenty klawiszowe
Magnus Jarl - gitara
Mikael Johansson - gitara
Björn Hernborg - gitara basowa
Mats Johansson - perkusja

AXEWITCH wznowił działalność w roku 2007, jednak nowa płyta ukazała się dopiero teraz, pod koniec kwietnia 2021 nakładem wytwórni Pure Steel Records.

Chociaż jest to prawie godzina muzyki, to powiedzieć o niej zbyt wiele nie można. Dziesięć nowych utworów i  dwa bonusowe pochodzące jeszcze z pierwszego demo z roku 1982 - Nightmare i Axewitch w nowych wersjach i tak naprawdę nie ma tu niczego, co by mogło zwrócić uwagę w opcji "tradycyjny heavy metal". Bo to granie bardzo klasyczne, umiejscowione w latach 80tych i w zasadniczej, znanej już stylistyce kompozycyjnej zespołu. Ta grupa nie gra ani rycerskiego heroicznego classic metalu, ani nasyconego rockiem i zapadającego w pamięć ognistymi refrenami melodic metalu, gra po prostu jakiś traditional metal, gdzie najsłabszym elementem są melodie. Bardzo sprawnie grająca ekipa, słychać zrozumienie i zgranie, słychać jak dobrze i nawet lepiej niż przed laty śpiewa Wallentoft, solidna robota gitarzystów, ale nic tu nie przykuwa uwagi. Tak przelatują jedna po drugiej te kompozycje, jakieś takie niemożliwe do zapamiętania, niby w pewnych fragmentach nastawione na przebojowość, ale nic nie zostaje w pamięci i nic nie przykuwa uwagi. Nie jest to zespół amatorski, ale kompozycje brzmią amatorsko i pod tym względem grupa nic się do przodu nie posunęła od czasu tego, co nagrywała w latach 80tych. Z takich nieco lepszych, co nie znaczy, że dobrych kompozycji można tu wymienić nieco bardziej posępny The Healer i rytmiczny Lie to Me z najlepszym na płycie refrenem. Jakiś potencjał, nie do końca wykorzystany, drzemie także w bardziej hard'n'heavy Boogie of Death.

Dobra, tradycyjna realizacja z ostrymi gitarami i dosyć głębokim basem jest charakterystyczna dla szwedzkiego heavy metalu i przywodzi na myśl produkcje z lat 80tych.
AXEWITCH gra kontynuując tradycje starej krajowej sceny heavy metalowej, ale ten album do interesujących niestety nie należy.


ocena: 5,7/10

new 30.04.2021
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości