John Steel
#1
John Steel - Everything Is Nothing (2017)

[Obrazek: R-12921593-1544564109-1720.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Intro 01:38
2.Creator 05:11
3.From Dusk 'til Down 05:43
4.Forever and Always 06:28
5.Lost Messiah 05:09
6.Behind Closed Doors 04:54
7.One God 05:17
8.Spirit Lies 04:35
9.Behold the Night 05:00
10.Wings of a Storm 04:28
11.Emperor's New Clothes 07:17

rok wydania: 2017
gatunek: heavy/power metal
kraj: Bułgaria

skład zespołu:
Doogie White - śpiew
Iwan Stalew - gitara
Wiktor Georgiew - gitara
Peter Petrow - gitara basowa
Żiwodar Dimitrow - perkusja

Nie po raz pierwszy Doogie White (CORNERSTONE, RAINBOW, TANK, YNGWIEE MALMSTTEN itd.) zasila jako wokalista mało znany zespół. Wystarczy przypomnieć kapitalny występ w argentyńskim RATA BLANCA w roku 2009 ("The Forgotten Kingdom"). Tym razem wspiera swoim głosem bułgarski JOHN STEEL, który miał już koncie jedną płytę wydaną w 2014 ("Freedom").

Niestety, tym razem trudno mówić o sukcesie. Przede wszystkim sam White nie jest w dobrej formie wokalnej. Zatracił gdzieś ten czar rockowego głosu i śpiewa tu siłowo, głosem jakimś takim zdartym i zmęczonym. Jedynie w dwóch kompozycjach słychać White z dawnych czasów (prawie). To najbardziej udany tutaj numer Lost Messiah, pełen rockowego ciepła, w umiarkowanym tempie i mocno zbliżony do najlepszych nagrań CORNERSTONE oraz dobry, łagodny song o cechach semi ballady Spirit Lies. W pozostałych utworach w znacznej mierze siłuje się z dwiema heavy/power metalowymi gitarami i nie zawsze udaje mu się pozostać na powierzchni. Heavy/power tutaj jest w zdecydowanej przewadze, tyle, że te numery się nieraz świetnie zaczynają gitarowymi natarciami (Creator, Behind Closed Doors i kilka innych), potem jednak następuje "wzbogacanie" i "rozbudowywanie" i powstaje plątanina zmian temp, nietrafionych solówek gitarowych, różnicowania klimatu i w głównym efektem jest bałagan i chaos. Gdy grają bez takich zbędnych chwytów formalnych, to można usłyszeć bardzo dobry, potoczysty One God i jeszcze lepszy Behold the Night.
Z kolei Emperor's New Clothes jest przykładem na to, że JOHN STEEL nie radzi sobie zupełnie w wolniejszych, kroczących heavy/power numerach i jest to numer ospały, za długi i zupełnie nieinteresujący.

Bułgarscy muzycy z JOHN STEEL prezentują przeciętny poziom i chyba się nieco przeceniają w tworzeniu niby skomplikowanych aranżacji, które jednak są tylko średnio atrakcyjnym rzemiosłem.
Album został wydany jako produkcja własna i jest wyprodukowany słabo. Nie dlatego, że w Bułgarii, bo pewne albumy typu self-release są z tego kraju pod względem soundu wyborne, a dlatego, że chyba komuś się nie chciało doprowadzić masteringu do końca. Perkusja w niemal każdej kompozycji brzmi inaczej, czasem prawie jej nie słychać, gitary są często rozmyte i rzężące, bas plastikowy, a White zbyt często wepchnięty wgłąb pierwszego planu. Całościowo odbiór jest zły.
Realnie jest to bardzo przeciętna płyta, z kilkoma przebłyskami i w dorobku White znajduje się na bardzo odległej pozycji.

ocena: 6,4/10

new 4.12.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
John Steel - Freedom (2014)

[Obrazek: OS05NTgxLmpwZWc.jpeg]

tracklista:
1.War 02:18
2.Freedom 04:17
3.Change 02:57
4.The Crow 04:00
5.Voice of Sorrow 05:12
6.Nightmare 05:00
7.Evil Sky 04:36
8.Angel 05:11
9.Leviathan Rises (Nephwrack cover) 06:52

rok wydania: 2014
gatunek: heavy/power metal
kraj: Bułgaria

skład zespołu:
Blaze Bayley - śpiew
Iwan Stalew - gitara
Wiktor Georgiew - gitara
Peter Petrow - gitara basowa
Żiwodar Dimitrow - perkusja

Bułgarzy z Płowdiw w marcu 2014 wydali swój pierwszy album po siedmiu latach istnienia. Zadebiutowali z mocnym z akcentem, bo gościnnie na tym LP zaśpiewał prawie wszystko sam Blaze Bayley, a to czego nie zaśpiewał zaliczono do bonusów.

Trudno powiedzieć, czy to głos Blaze nadaje tym kompozycjom w stylu heavy/power charakter muzyki BLAZE i BLAZE BAYLEY, czy też raczej grupa się nieco na jego stylu wzorowała. W efekcie mamy zestaw utworów takich bayleowsko brytyjskich, odegranych poprawnie, choć rzemieślniczo i jakoś nie do końca z wiarą w sukces. Instrumentaliści z Płowdiw prezentują takie sobie umiejętności, sekcja rytmiczna jest miejscami zbyt bojaźliwa, a sola gitarowe raczej amatorskie. Sam Blaze w formie przeciętnej i skupianie się na nim jest także w zasadzie bezcelowe. Niemniej dwie pierwsze kompozycje po czymś w rodzaju intro z wokalem (War) zagrane w dosyć szybkich tempach Freedom i Change, są całkiem niezłe, mimo ogólnej sztampowej prostoty. Jednak już The Crow to nieudane toporne odwzorowanie tych rytmicznych utworów BLAZE granych w umiarkowanych tempach i tu nic ciekawego się nie dzieje. Tymczasem Voice of Sorrow to gustowna metalowa ballada z eleganckim dostojnym refrenem, ale nie do końca w obszarach wykonawczych, w których sam Bayley wypada jakoś szczególnie przekonująco. Pewnie dlatego w refrenie jest wspierany przez backing wokal. Dobre gitarowe zagrywki otwierają spokojnie rozgrywany prowadzony Nightmare chyba najlepiej tu zaśpiewany przez Blaze i jest nawet w tym wszystkim nieco poetyckiego, nostalgicznego heroizmu. Jakoś i gitarzyści się tym razem wyjątkowo rozkręcili i słychać, że w odpowiednich warunkach mogą dać z siebie więcej niż ogólnie to, co tu zazwyczaj grają. Zastanawiające,ze początek Evil Sky jest w stylu suomi gothic i jest bardzo fajny, potem zaś przechodzą na taki classic heavy metal, który w pomyśle jest bojowy i epicki, ale realnie po prostu błądzący po całkiem wyeksploatowanych obszarach, może nawet amerykańskich tym razem.
Tu rola Blaze się kończy i bonusowy song Angel zaśpiewał rezydujący w Anglii bułgarski wokalista Diliian Arnaudow, będący w różnych okresach frontmanem takich brytyjskich zespołów jak heavy metalowy AIRFORCE, thrash metalowy DAY40 (złożony z Bułgarów) czy progressive metalowy NEPHWRACK.  Na rodzimej scenie rozpoznawalny jest z progressive power metalowego SJK, który działał w latach 1999-2006 i nagrał w tym czasie trzy albumy. Warto było o tym wspomnieć, bo Arnaudow przepięknie zaśpiewał przecudownej urody delikatną  balladę i to jest paradoksalnie największy hit tego albumu, firmowanego nazwiskiem Blaze Bayley. Co by było gdyby to ten utalentowany Bułgar by zaśpiewał to wszystko? No pewnie nie byłoby takiego zainteresowania, ale muzycznie by to raczej zyskało... Słychać również, że jest to owoc innej sesji nagraniowej, gdzie i inżynierowie dźwięku postarali się bardziej niż w nagraniach z Blaze.

Ciężko ten album ocenić jednoznacznie, są tu różne niedostatki, ale generalnie nie jest źle, a na pewno lepiej niż na drugiej płycie zespołu, gdzie przecież zaśpiewał inny Wielki Mistrz Doogie White.
Ta grupa ma szczęście do nawiązywania współpracy z wybitnymi wokalistami metalowymi światowej klasy, bo w lipcu 2022 przewidywana jest premiera trzeciej płyty JOHN STEEl, tym razem z udziałem amerykańskiego Tytana Davida Reece.

ocena 7/10

new 23.06.2022
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
John Steel - Distorted Reality (2022)

[Obrazek: NTMtNjU3MS5qcGVn.jpeg]

tracklista:
1.Black Demon 02:58
2.Distorted Reality 05:15
3.Woman Of Ice 05:27
4.Dante's Retribution 05:42
5.Lost Messiah 05:09
6.Messiah's Day 04:39
7.Rise From The Dead 05:34
8.Fallen Angel 07:03

rok wydania: 2022
gatunek: heavy/power metal
kraj: Bułgaria

skład zespołu:
Doogie White - śpiew
Iwan Stalew - gitara
Wiktor Georgiew - gitara
Peter Petrow - gitara basowa
Żiwodar Dimitrow - perkusja


Po raz trzeci JOHN STEEL z Płowdiw pojawia się z nowym albumem i nowym wokalistą światowego formatu. Tym razem zaproszony został David Reece, weteran sceny hard rockowej i metalowej z USA, a osobiście najlepiej wspominam jego wspaniały, choć niedoceniony występ w barwach ACCEPT na LP "Eat the Heat" z roku 1989. Ostatnio bardziej aktywny w ramach szeroko rozumianego rock/metalu w lżejszych klimatach tu ponownie śpiewa heavy metal. Album ma mieć swoją premierę 15 lipca 2022, a wydawcą jest brytyjska wytwórnia Global Rock Records. Wydawnictwo to obejmuje w ramach bonusów dwie poprzednie płyty JOHN STEEL.

JOHN STEEL gra tradycyjny heavy metal, choć o power metalowym zabarwieniu i tym razem album stylistycznie nawiązuje do płyty "Freedom" z Blaze Bayley'em. No, może mniej takich bezpośrednich nawiązań do BLAZE i kompozycje mają bardziej uniwersalny charakter. W prostocie ich siła i tu niczego nie komplikują  w rytmicznych, zagranych w średnio szybkich tempach Black Demon (zgrabne i dobrze przemyślane niecałe trzy minuty) oraz dłuższym tytułowym Distorted Reality. Tu zagrali nieco śmielej, sporo dobrych solowych popisów gitarowych, choć ogólnie oryginalności w tym nie ma. Udana dosyć melodia i niezły wokal Reece, który ogólnie śpiewał już lepiej i lepiej śpiewa obecnie w bardziej rockowej konwencji. Jednak słucha się go z zainteresowaniem, to w końcu Reece i jego głos odsuwa na plan dalszy pewne drobne aranżacyjne niedociągnięcia. To stwierdzenie jest aktualne dla całości albumu. A mamy tu jeszcze zagrany jednoznacznie w konwencji heavy/power twardy Woman Of Ice i jest to dosyć przeciętne odwzorowanie muzyki amerykańskiej. Znacznie bardziej zwiewny, ale i zarazem zdecydowany Dante's Retribution w lekko heroicznym stylu jest lepszy, jest bardzo dobry i wciągający w refrenie, który jest na tym albumie najlepszy i może to nawet najlepszy refren jaki ten zespół do tej pory zaprezentował w classic metalowym stylu. Potem porcja solidnego heavy/power, który jednak mimo pewnych przebłysków w refrenach pozostaje tylko solidny i dobry w Evil The Spell. Jak zwykle Reece świetnie wypada w otoczeniu gitar akustycznych. Tu w balladowym Messiah's Day, który to utwór jednak do czołówki na tej płycie nie należy. Gładko, delikatnie, z wyczuciem grają, ale nie budzi to głębszych emocji. W takich bardziej łagodnie metalowych klimatach pozostają w Rise From The Dead i już na wcześniejszych albumach takie lekko refleksyjne granie w średnim tempie im wychodziło ciekawie. Tu nawet bardzo ciekawie i ten utwór jest pełen elegancji wyważenia, daje także większe pole do popisu wokaliście i zawiera w sobie czytelne, pewnie zagrane sola gitarowe. Na koniec kilka pomysłów na klasyczne granie heavy metalu w najbardziej rozbudowanym Fallen Angel, dobry refren, dobre narastanie napięcia i dramaturgii stworzone przez gitary, ale w ostatecznym rozrachunku brak jakiejś kulminacji...

Po raz trzeci realizacja jest tylko poprawna. Tu potrzeba więcej głębi, więcej gitarowego mięsa i więcej przestrzeni dla Davida. Oldschool sound, ale i w takim stylu można przy obecnej technice nagraniowej stworzyć ciekawsze brzmienie.
JOHN STEEL to dobry zespół, który jednak chyba nie jest w stanie przekroczyć pewnego poziomu, przy którym przyprawiłby o szybsze bicie serca. Po raz trzeci się to nie udało. Mimo tego to najlepsza płyta tej grupy.


ocena: 7,5/10

new 4.07.2022

Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości wytwórni Global Rock Records.
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości