Tank (Tucker/Evans' Tank)
#1

Tank - War Machine (2010)

[Obrazek: R-3172687-1319034222.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Judgement Day 05:14
2. Feast of the Devil 05:22
3. Phoenix Rising 06:55
4. War Machine 07:02
5. Great Expectations 04:24
6. After All 05:02
7. The Last Laugh 04:41
8. World Without Pity 06:09
9. My Insanity 06:14

Rok wydania: 2010
Gatunek: Traditional Heavy Metal
Kraj: Wielka Brytania

Skład zespołu:
Doogie White - śpiew
Cliff Evans - gitara
Mick Tucker - gitara
Chris Dale - bas
Dave Cavill - perkusja

Miało być coś o wojnie, o czołgach na początek, ale jednak nie będzie.
TANK jaki jest każdy widzi, parafrazując stare polskie powiedzenie przypisywane Piłsudskiemu.
TANK przypisywany jest także Wardowi, ale jak widać ludzi niezastąpionych nie ma, i jego również dało się zastąpić. Przegrana bitwa pod "Still At War" poszła w zapomnienie, dym zasnuwający pole walki rozwiał wiatr i to, że do gitarowego trzonu dołączył sam Doogie White jakoś specjalnie nikogo poza najbardziej zainteresowanymi nudnym brytyjskim heavy metalem nie wzruszył. Nowa płyta? Dobra, czemu nie "skoro przyszedł na to czas". Wydała ją 25 października 2010 polska wytwórnia Metal Mind Production.

Czołg zajechał skromnie, bez artyleryjskiego wsparcia z ziemi i rakietowego ostrzału ze śmigłowców szturmowych. No tak, miało nie być o wojnie. Niestety, od tego wątku się nie ucieknie.
Płyta jest o wojnie, choć raczej takiej cichej, na peryferiach frontu, gdzie ważniejsze jest przeżyć niż zostać martwym bohaterem.
Mocny album, z ponurym klimatem, ciężko zagrany i wsparty wokalem White, mocno robionym pod R.J.Dio . Wystrzał pierwszy to "Judgement Day". Przeciwpancernym ognia! Średnie tempo, lekkie przyspieszenie w refrenie, potężny wokal i okazuje się, że brytyjski heavy metal wcale nie musi być nudny. Co więcej, takie killery z UK zdarzają się ostatnio coraz rzadziej. No i ten Dio, to znaczy White pięknie wpasowany w kolejny numer, spokojnie, nie za szybko rozegrany "Feast of the Devil". Czyżby brytyjskie pociski przeciwpancerne były aż tak dobrej produkcji? No są, i każdy kolejny strzał burzy następny bunkier i pali wrogi pojazd pancerny. Okazuje się, że można i zagrać i nieco szybciej i bardziej przebojowo, a jednocześnie pozostać TANK w "Phoenix Rising", tyle że takim ubranym w mundur i RAINBOW i CORNERSTONE , na poligonie którego White ćwiczył ostatnio cięższe, brytyjskie, tradycyjnie metalowe śpiewanie. Gitary chodzą pięknie na tej płycie, te motywy są nieskomplikowane, podobnie jak i sola, ale to jest styl obu panów, którzy już tyle lat grają ze sobą i zdążyli wypracować pewien bardzo specyficzny styl, także w zagrywkach w duetach. Taki duet, ale wokalny, marzy się w niesamowitym "War Machine", gdzie White wręcz śpiewa a capella, a reszta na czele z punktującym basem podaje rytm w tym prawdziwie wojennym songu, budzącym i grozę i wywołującym refleksje, także zmęczonego żołnierza. Wojenne chórki wspierają White'a i jakże by się tu chciało usłyszeć i Dio i Blaze'a i każdego z tych dumnych, zmęczonych bojami wokalnych weteranów. "Great Expectations" to taka nowocześniejsza wersja numerów w klasycznych rytmach NWOBHM, więcej tu tez rocka, ale tym razem Rob Rock wspierać White'a nie musi, bo i w takim graniu Doogie czuje się jak ryba w wodzie. Ci panowie się nie zestarzeli duchem jak wiele innych kapel z UK i podają taka muzykę z lekkością i gracją, mimo że metalowego mięcha tu nie brak. Co tu gadać, brzmienie to 33% sukcesu tej płyty. Mocna perkusja z ostrymi blachami, bas wgniatający w ziemię i często wędrujący własną drogą. Doskonała selektywność, jakże odległa od zamulających nieczytelnych soundów różnych brytyjskich płyt z heavy metalem z ostatnich lat. Nadmiaru słodu nie ma nawet w balladowym "After All", i ciężkim i smutnym i zdecydowanie metalowym. Jest jakiś specyficzny klimat w tej kompozycji, szorstkiej, ale i nostalgicznej. TANK jak zwykle wrzuca coś lżejszego kalibru, tym razem ostrzeliwując się z karabinu maszynowego w "The Last Laugh". Ostrzał taki co najwyżej średnio skuteczny, podobnie jak dawka dobrego, choć nudnawego brytyjskiego hejwi metalu w "World Without Pity" Wreszcie na koniec majstersztyk w postaci "My Insanity". No taki inny TANK, nowocześniejszy w riffach, ale wierny wyspiarskiej tradycji. Tym razem doprawdy znakomite solo i taki rozmach w melodii przy jednoczesnej umiejętności wyciszenia tego w pewnych miejscach.

TANK zajechał i zwyciężył. Owszem, jest to inny TANK niż z Wardem, może nawet ta dyskusja, jaka się wywiązała przy okazji wykorzystywania nazwy ma swoje uzasadnienie, ale zespół ten może nazywać się nawet MARCHEWKA, grunt, że nagrał jedną z najlepszych płyt z heavy metalem tradycyjnym w Zjednoczonym Królestwie w pierwszej dekadzie XXI wieku.
Nie skreślajmy nigdy przed czasem starych firm, powracających po latach.
Czasem potrafią bardzo pozytywnie zaskoczyć - jak TANK.


Ocena: 9/10

25.10.2010
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Tank - War Nation (2012)

[Obrazek: R-5470070-1394187275-1736.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. War Nation 06:10
2. Song of the Dead 05:06
3. Hammer and Nails 04:55
4. Don't Dream in the Dark 04:54
5. Grace of God 04:55
6. Dreamer 05:26
7. Justice for All 04:17
8. Wings of Heaven 05:33
9. State of the Union 04:00
10.Hard Road 03:52

Rok wydania: 2012
Gatunek: Traditional Heavy Metal
Kraj: Wielka Brytania

Skład zespołu:
Doogie White - śpiew
Cliff Evans - gitara
Mick Tucker - gitara
Chris Dale - bas
Steve Hopgood - perkusja


Gdy się powiedziało A...
TANK już  następnym roku po zaprezentowaniu "War Machine" przedstawił 4 lipca kolejny album z wojennej serii - "War Nation", wydany przez polską wytwórnię Metal Mind Production z Katowic, w czym miałem zresztą swój skromny wkład. W składzie pojawił się nowy perkusista Steve Hopgood (BATTLEZONE, KILLERS, PERSIAN RISK, LEGION), choć określenie nowy jest nieścisłe, bowiem Hopgood grał już w TANK w latach 1997-2001 i można go usłyszeć na dwóch płytach koncertowych.
Załoga w komplecie, paliwo w baku zatankowane do pełna, amunicja kompletna.
Pora ruszać...

War Nation. Gdy TANK gra ten tradycyjny brytyjski metal w umiarkowanym tempie i gdy śpiewa White jest bardzo dobry i bardzo elegancki, choć solo gitarowe mogłoby być tu ciekawsze. Ten oznaczony ponurym rysem styl z albumu poprzedniego zachowany został tu w niezbyt szybkim Song of the Dead, jednak refren jest łagodny, a część instrumentalna lekko połamana w riffach.
Jednym z najmocniejszych akcentów jest na tym LP Justice for All. Nie oznacza to, że naprawdę dobrym. Taki dosyć mocny, ale niekonkretny heavy metal, gdzieś tam przypominający nagrania DIO, ale na pewno nie z najlepszego okresu. Wrażenie to potęguje wokal White, bardzo zbliżony tu momentami do stylu R.J.Dio. TANK przyspiesza w Hammer and Nails i gra najbardziej klasyczne riffy NWOBHM z gracją i wyważoną mocą, szkoda tylko, że nie wieńczy tego lepszym refrenem. Za to zagrywki solowe gitarzysty wyborne!
Jakieś bez wiary granie NWOBHM  w płaskim i przezroczystym State of the Union, jakby wyjętym ze słabych płyt SAXON i próby ratowania tego przez dialogi gitarzystów są nieudane. Śpiew White sztucznie wysoki i beznamiętny jak wokal Byforda. TANK nie ustrzegł się jednak i tym razem lekkiego przynudzania w ugładzonym angielskim heavy metalu, z rockowymi refrenami w Don't Dream in the Dark, Wings of Heaven, czy też w Grace of God, choć ta kompozycja ma pewne cechy epickie. No i można u usłyszeć potęgę głosu White a 'capella, choć tylko przez kilka sekund. Doogie White lubi śpiewać takie oniryczne songi jak Dreamer. Tu ujawnia się jego talent, jego coverdalowski feeling... To jednak nie jest TANK, chyba, że TANK chce grać rock, albo AOR. Czeka się i czeka na pancerną szarżę, ta jednak nie nadchodzi. Album kończy się instrumentalnym wypełniaczem Hard Road, zupełnie pozbawionym treści.

TANK nie wystrzelił ani jednego pocisku z działa, puścił tylko parę serii z karabinu maszynowego na wiwat.
Co z tego, że mamy do czynienia z albumem wyprodukowanym fantastycznie w każdym elemencie, skoro kompozycje są mdłe, nic nie noszące do heavy metalu z Wysp. White, czy dobra gra Hopgooda nie ukryją tu marnej postawy gitarzystów, grających schematycznie, mechanicznie i bez polotu. Uszło powietrze z muzyki TANK, zniknął ząb, zniknął pazur oraz bojowy, trzymający w napięciu klimat. TANK przedstawił album muzycznego środka, coś pomiędzy tradycyjnym heavy metalem, a akceptowanym w radio hard rockiem, do tego nawet mało atrakcyjnym dla miłośników lżejszego rockowego brzmienia.
To nie jest dobra płyta. To krok wstecz, znaczny krok wstecz w stosunku do "War Machine". Tytuł albumu jest mylący. Płyta powinna być zatytułowana "Don't Dream in the Dark"...
Tak, nie zasypiaj, ekipo TANK. Obudź się w Mroku przy następnej okazji.


ocena: 6,5/10

new 12.08.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
Tank - Valley of Tears (2015)

[Obrazek: R-7369829-1439999123-9586.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Valley of Tears 07:10
2. War Dance 05:04
3. Eye of a Hurricane 05:51
4. Hold On 05:52
5. Living a Fantasy 05:02
6. Heading for Eternity 04:38
7. World on Fire 04:55
8.Make a Little Time 05:11
9.One for the Road 03:10

Rok wydania: 2015
Gatunek: traditional heavy metal/hard rock
Kraj: Wielka Brytania

Skład zespołu:
ZP Theart - śpiew
Cliff Evans - gitara
Mick Tucker - gitara
Barend Courbois - gitara basowa
Bobby Schottkowski - perkusja


W roku 2014 dotychczasowy skład TANK rozsypał się zupełnie. Odszedł Doogie White, odeszła sekcja rytmiczna...
Duet gitarzystów Evans/Tucker to jednak twardy duet i TANK odrodził się szybko jak feniks z popiołów z holenderskim basistą z VENGEANCE, niemieckim perkusistą z SODOM i brytyjskim ex-wokalistą z DRAGONFORCE. Tak, kto by się spodziewał, że usłyszymy ZP Theart w TANK. Międzynarodowa armia zaciężna wydała swój album w sierpniu 2015 roku nakładem polskiej wytwórni Metal Mind Production.

Mimo dużych zmian personalnych jak to mówią "piosenka pozostała taka sama" i Evans z Tuckerem ponownie postawili na tradycyjny heavy metal wyspiarski zbudowany na rockowym i hard rockowym fundamencie. Tym razem kompozycje są dłuższe niż na LP poprzednim i od najdłuższego Valley of Tears rozpoczynają. Ta długość znaczy tu niezbyt dużo. To toczący się w dosyć wolnym , prawie ospałym tempie standardowy heavy metal brytyjski, poprawny, układny i umiarkowanie zapadający w pamięć z kilkoma łagodnymi fragmentami. Podobny w konstrukcji i tempie War Dance nic tu nie wnosi, a następnym Eye of a Hurricane o huraganie mowy nie ma, podobnie jak o dobrym heavy metalu, poza dobrym wejściem Schottkowskiego. Jest to wręcz ograny hard rockowy numer z zeppelinowskimi ciętymi riffami poza błahymi refrenami. Rozgrywanie Hold On ma w sobie coś ze szwajcarskiego grania hard'n'heavy drugiego rzutu i Living a Fantasy umacnia wrażenie, że prezentowane są jakieś popłuczyny po gorszych numerach GOTTHARD. Heading for Eternity to kolejny numer z tej kategorii, lepszy od dwóch poprzednich, ale jakby co to lepiej już czas poświęcić na GOTHARD... albo amerykańskie bandy grające arena rock metal i to nawet niekoniecznie te z najwyższej półki.
Tu trzeba od razu zaznaczyć. ZP Heart jest świetny i robi wszystko, by te ograne melodie jakoś rozjaśnić i dać im własny rys. W DRAGONFORCE musiał nadążać za pędzącymi z prędkością światła gitarami, tu ujawnia talent do śpiewania melodyjnego hard rocka i AOR. Piękny rockowy feeling w głosie i wyborne wyczucie konwencji. Tak na dobrą sprawę, to, że ten album jakoś można wysłuchać do końca to tylko jego zasługa, bo reszta po prostu rzemieślniczo ogrywa swoje i nawet Schottkowski nie ujawnia swoich możliwości, bo realnie to nie ma tu do czego w takim graniu. World on Fire jest żywszy, bardziej heavy metalowy, nawet z elementami heavy/power trochę pod potoczyste kawałki DREAM EVIL i mimo prostoty to najbardziej udany utwór na tej płycie. Trochę podobny jest do niego Make a Little Time, gitary ryczą i są dosyć ostre, ale kompozycyjnie jest to jeszcze miałki numer na tej płycie.

One for the Road na koniec to przeciętny numer instrumentalny. Instrumentalnie jest ogólnie przeciętnie i nawet sola gitarzystów pozornie są tylko zadziorne i finezyjne. Gdy się lepiej wsłuchać nie ma tu niczego, co zwiastowałoby realne włożenie wysiłku w ich przygotowanie.
Produkcyjnie jest dobrze jak na prezentowany umiarkowanie radiowy melodyjny rock/metal, jednak do interesującego, bogatego czy też eleganckiego nowoczesnego soundu sporo brakuje i jest to produkcja typowa dla lat 90tych i Szwajcarii (ach, ten GOTTHARD!) i mocno przypomina właśnie to brzmienie z "Gotthard" (1992).
Dla fanów prawdziwego heavy metalu jest tu niewiele, miłośnicy mocniej zagranego hard rocka słyszeli już mnóstwo lepszych płyt. Ten album wielkiej popularności grupie TANK nie przysporzył, przyciągając tylko sensacyjnie dobranym wokalistą. ZP Heart także nie uznał tego za sukces o ostatecznie, na fali kolejnych zmian personalnych w TANK, opuścił ten zespół w roku 2017 dołączając do słynnego amerykańskiego SKID ROW. Jego miejsce zajął inny wyborny wokalista David Readman (PINK CREAM 69, VOODOO CIRCLE, ADAGIO). Być może z nim TANK nagra w końcu kiedyś lepszą płytę, choć jeśli spojrzeć na preferencje Readmana, to raczej także z obrzeży hard rocka.


ocena: 6/10

new 9.01.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości