Sarissa
#1
Sarissa - Masters of Sins (2004)

[Obrazek: R-3022509-1472297043-7511.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Bleed (Till the End) 04:16
2. To These Powers (I Swear) 04:20
3. The Ancient Land Falls 05:03
4. Masters of Sins 05:13
5. Envious Critics 04:59
6. Nemesis 04:23
7. Starvation 03:47
8. Deathdance 03:58
9. The Struggle 05:48
10. Hypocrisy Crusade 04:15

Rok wydania: 2004
Gatunek: Progressive Epic Power Metal
Kraj: Grecja

Skład zespołu:
Nick Iglezos - śpiew
Jimmy Selalmazidis - gitara, bas, instrumenty klawiszowe
Bill Kanakis - perkusja


Zespół SARISSA z miasta Thessaloniki to w zasadzie multiinstrumentalista Jimmy Selalmazidis i ci, którzy krócej lub dłużej towarzyszyli mu od roku 1985, gdy grupa ta została założona. Nie nagrali wiele i debiut przypadł na rok 1994 ("Sarissa") po czym grupa przypomniała o sobie albumem "Master Of Sins" w 2004.
Ten LP jest jak i poprzedni w całości dziełem Selalmazidisa i ani zaproszony wokalista, ani perkusista nie związali się z SARISSA na stałe. Selalmazidis nagrał ten album we własnym studio, zdołał jednak wydać go nakładem nieistniejącej już wytwórni Black Lotus i materiał ten nie podzielił losu wielu nie wydanych z powodów finansowo-organizacyjnych płyt z greckim metalem.

SARISSA z 2004 to inny stylowo zespół niż dziesięć lat wcześniej i klasyczny grecki epicki power i heavy został tu porzucony na rzecz bardziej nowoczesnego power metalu o cechach progresywnych. Przede wszystkim jest to popis wokalisty Nicka Iglezosa, o kapitalnym głosie, o wielkiej donośności i czystości oraz wybornych wysokich rejestrach. Głos to również bardzo aktorski i plastyczny, idealny do śpiewania power metalu o wyraźnych cechach progresywnych, bo taka muzyka tu przeważa. Jest tu dużo ciętych nerwowych riffów, symfonicznych dodatków w tle generowanych przez instrumenty klawiszowe i z lekka zakręcone melodie poniekąd przesycone grecką muzyką narodową, ale bez zdecydowanego folka. Raczej to dyskretnie podane motywy, które na albumach greckich spotykane są często w formie dodatków do epickiego grania. Tu mocno dostosowane zostały do specyficznej rytmiki, metalu rwanego, pulsującego i nieliniowego, a czasem nawet nieprzewidywalnego. Nie ma tu mowy o chaosie czy natłoku progresywności dla progresywności. Te melodie są wyraziste, uroczyste i dumne grecko jak w "Bleed (Till the End)" oraz "Deathdance" czy znakomicie oparte na basie i half thrashowym motywie głównym z klawiszami "To These Powers (I Swear)".
Ciekawie epicki styl śpiewania Iglezosa został powiązany z ciętymi punktującymi zagrywkami gitarowymi w "The Ancient Land Falls". Wprowadzono tu także ciężkie gitarowo zwolnienie z efektami specjalnymi, a następujące po tym solo zagrane przez lidera na tle mocarnego basu jest chyba najlepsze na płycie. Złożona, bogata aranżacyjnie płyta zupełnie nieschematyczna, choć w surowej greckiej bojowej epickości niczym nie ustępuje innym, bardziej znanym. "Masters of Sins" rozpoczyna się od pięknej żeńskiej wokalizy, aby potem przejść w melodyjny, nostalgiczny utwór pełen powagi i refleksji, który wokalnie został wykonany mistrzowsko. Nieco słabiej brzmi w tym całym towarzystwie "Envious Critics", bardziej standardowy melodic power metal, gdzie ten sposób przedstawienia melodii jaki tu dominuje, nie do końca się sprawdza. Z kolei w "Nemesis" zwracają uwagę umieszczone w tle power metalowej kompozycji w średnim tempie subtelne klawisze i jakby popędzająca wszystko gitara basowa oraz męskie chórki. Dużo się dzieje w tych utworach, bardzo dużo, tak jak w "Starvation" pełnym symfonicznych ozdobników i znakomicie dobranego tempa o lekko wahających się szybkościach i łamaniu tego zwiewnymi partiami klawiszowymi. "The Struggle" rozpoczyna się jak ballada, jednak rozwija się jako bardzo dumny utwór z niesamowitym refrenem w power rockowym stylu. Ten utwór jest fantastyczny, a przy tym prostszy od innych. No i ten refren w melodii... po prostu genialny jako esencja żarliwego heavy metalu na bazie rocka.
Podsumowanie w postaci "Hypocrisy Crusade" jest wyjątkowo surowe, z dodatkiem brutalniejszych wokali, które łagodzone są poprzez dodanie wokaliz żeńskich w tle, a riffy tym razem bardzo ostre, thrashowe. Mocne zwieńczenie z inteligentnie podaną dawką agresji mocniejszych gatunków metalu.

W pewnym sensie ta płyta nie ma odpowiednika w Grecji, zresztą poza nią, chyba także nie.
Tak progresywnie zagranego epic power z równie nośnymi melodiami i stylem riffowania oraz ornamentacjami w Europie na pewno nikt nie zagrał. Tych trzech panów rozegrało znakomitą partię. Jimmy Selalmazidis jest bardzo uzdolnionym multiinstrumentalistą i pokazał to zarówno jako gitarzysta grając urozmaicone wycyzelowane sola, jak i basista a także w klawiszowych tłach, prostych ale bardzo dobrze dobranych i efektownie odegranych. Rola perkusisty w tych ciętych łamanych melodiach była trudna, ale Kanakis zrobił tu mnóstwo dobrego i warto go posłuchać w nieraz złożonych partiach. Nick Iglezos dał popis fenomenalny. Tego opisać się nie da - trzeba po prostu posłuchać. Niezapomniany głos, ale niestety nigdzie więcej w metalowej muzyce się nie pojawił. Ogromna, ogromna szkoda.
Przy okazji albumów z Grecji często się mówi o słabej produkcji. Fakt, ale nie w przypadku tego LP. Selalmazidis zgrał wszystko idealnie, a mastering w ateńskim studio jeszcze to uwypuklił. Doskonałe klarowne, wieloplanowe, a przy tym mocne powerowe brzmienie. Doskonałe.

Selalmazidis komponuje długo, nie tworzy stałego zespołu, bywa chimeryczny. Ma długie okresy twórczego przestoju. Jest jednak jedną z najbardziej frapujących postaci greckiej sceny power metalowej, twórcą innym niż wszyscy.
Może jeszcze kiedyś w końcu przedstawi kolejny album SARISSA na miarę "Master Of Sin"...


Ocena: 8,6/10

14.09.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Sarissa - Nemesis (2016)

[Obrazek: R-8120624-1522190384-4286.png.jpg]

tracklista:
1.Daughter of the Night (Nemesis) 04:49
2.No Mans Land 03:42
3.Sacrifice 03:37
4.Into the Night 03:22
5.Now or Never 03:11
6.Fallen 03:39
7.Fight the Devil (Centuries-Old Conspiracy) 04:37
8.I'm Coming Home 05:32
9.Warriors 05:05

rok wydania: 2016
gatunek: heavy metal, power metal
kraj: Grecja

Skład zespołu:
George Chatzisimeonidis - śpiew
Jimmy Selalmazidis - gitara, bas, instrumenty klawiszowe
Stelios Sioulas - perkusja
oraz
Orestis Nalmpantis - gitara (2, 4)


SARISSA raz istnieje, raz nie, nagrywa niezwykle rzadko i wszystko co prezentuje lider Dimitris Selalmazidis zawsze budzi zainteresowanie. W roku 2012 grupa została reaktywowana w nowym składzie po krótkim okresie, gdy Selalmazidis ogłosił, że zespół został rozwiązany. Na płytę przyszło tym razem czekać cztery lata, a 12 minęło od chwili, gdy SARISSA zaprezentowała kapitalny LP "Masters Of Sins".

Tym razem nie było na co czekać. Owszem, inni ludzie, inne czasy, inne muzyczne priorytety...
Tyle, że tym razem wydarzyła się metalowa katastrofa i inaczej tego nazwać nie można. Dimitris Selalmazidis to twórca chimeryczny, poszukujący i oryginalny, jednak tym razem całkowicie się skompromitował. Nie można odmówić George Chatzisimeonidisowi talentu wokalnego, śpiewa tu bardzo dobrze. Zresztą, nie jest to człowiek znikąd, bo był wokalistą w SARISSA już w roku 1987 i uczestniczył w nagraniach demo. Stelios Sioulas to dobry perkusista, który zagrał wcześniej w STARGATE. Lider też bardzo tu pogrywa na gitarze, jest kilka interesujących solówek oraz basowych szarż, ale to co grają jest po prostu fatalne. To, co można określić jako power metal (No Mans Land, Into the Night) jest bezproduktywną emisją riffów. Słabe i po stokroć słabe.
Te kawałki, które można by odnieść do stylu epic heavy (Sacrifice,Warriors) są toporne, pozbawione epickiego klimatu i prostackie w aranżacji. Into the Night jest szczytem prymitywizmu w wykorzystaniu rockowej podbudowy w melodic power metalu, a Fight the Devil z echami KING DIAMOND i amerykańskiego horror metalu jest po prostu zawstydzający. Tak grają co najwyżej barowe cover bandy Alice Coopera po kilku skrzynkach piwa.
Najgorsze są na pewno numery zupełnie bezstylowe, trącące niezrozumieniem pojęcia progressive heavy metal (Daughter of the Night, Now or Never, Fallen). To okropne, że numer bardziej rockowy, niż metalowy, I'm Coming Home, na bluesowej podbudowie, jest tu jedynym kawałkiem, który można wysłuchać bez zniecierpliwienia.

Jeśli Dimitris Selalmazidis chciał stworzyć nową jakość w greckim heavy i power metalu, to nie zdziała niczego. Skłaniałbym się raczej ku stwierdzeniu, że przespał co najmniej dziesięć lat i obudził nieświadomy tego, co w tym czasie w metalowej muzyce zdarzyło się w Grecji.


ocena: 2,5/10

new 28.01.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości