Frenzy
#1
Frenzy - Blind Justice (2019)

[Obrazek: R-13216928-1550126940-8672.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Blind Justice 04:34
2.From Hell 05:10
3.Killing with a Smile 05:02
4.Save Me 04:27
5.Twilight of the Sapiens 01:14
6.We Are the Future 03:59
7.Velocity 03:22
8.Mad Ball 04:04
9.Waiting on Your Call 04:23
10.Annihilated by My Sound 05:25
11.Shred or Die 06:39

rok wydania: 2019
gatunek: heavy metal
kraj: Hiszpania

skład zespołu:
Anthony Stephen - śpiew
Luis Pinedo - gitara
Víctor Díaz - gitara
Ángel Muñoz "Choco" Corcuera - gitara basowa
David Ontanaya - perkusja


Rozwiązany w roku 20144 STEEL HORSE nie był może zespołem najwyższej klasy, ale dwóch jego członków - Anthony Stephen i Ángel Muñoz "Choco" Corcuera postanowiło nadal razem kontynuować swoją muzyczną przygodę i założyło FRENZY, przy czym pozostali muzycy to na scenie metalowej debiutanci. FRENZY rozpoczął działalność już w roku 2014, ale debiutancki album ukazał się dopiero w roku 2019, w styczniu, nakładem niedużej niemieckiej wytwórni Underground Power Records. Tematyka kompozycji oparta jest o historie oparte o losy bohaterów słynnych komiksów, a same utwory to klasyczny heavy metal.

Bardzo klasyczny, można powiedzieć, przy czym zagrany z pewną dozą power metalowej energii. To słychać w Blind Justice, to słychać także w rycerskim From Hell. To wszystko jest dobre, zgrabnie odegrane, ale jak się słyszy From Hell, to się słyszy STEEL HORSE i tu specjalnej zmiany nie ma. Nie ma też postępu w We Are the Future gdzie można usłyszeć chyba ze cztery niezależne, nie wynikające z siebie melodie. Strasznie to muzycznie łaciate, ponadto refren jest wyjątkowo słaby.
W Killing with a Smile przeważa glam stadionowy w odmianie amerykańskiej i tu jest bardzo nijako, podobnie jak w przypominającym nagrania SKID ROW Save Me. Heavy metalem dla heavy metalu jest także prymitywny hard'n'heavy Mad Ball.
Coś jednak musiało na tym LP się udać i udał się Velocity, speed/heavy stylizowany na speedowe potwory z lat 80tych i to rzeczywiście killer, zagrany pozornie prostymi środkami iz kapitalnymi shredowymi partiami solowymi gitarzystów w formie pojedynku. Mam nieodparte wrażenie, ze ci dwaj doskonali gitarzyści się tu wyraźnie marnują w zbyt trywialnym dla nich zestawie kompozycji.  Znakomicie grają także w Waiting on Your Call, tu jednak poza ich ostrym fantazyjnym riffowaniem nie ma niczego godnego uwagi. I to samo można powiedzieć o teoretycznie rycerskim, mocno amerykańskim Annihilated by My Sound, gdzie są dostojne galopady gitar, interesujący wstęp i nuda w refrenie i zasadniczej melodii.
Ostatni numer Shred or Die sądząc po tytule daje nadzieję, że gitarzyści tu dojdą w pewnym momencie konkretnie do głosu. Tak też się dzieje i obaj grają pewnie i swobodnie naprzemienne sola i duety potwierdzając, że są we FRENZY postaciami pierwszoplanowymi. Nie są to rzecz jasna takie czarodziejskie ataki jak w przypadku chociażby CACOPHONY, ale tego numeru warto posłuchać dla samych gitarzystów właśnie.

Anthony Stephen należy do tych wokalistów, o których nie można powiedzieć niczego złego, ale i nie ma za co pochwalić. Solidny heavy metalowy frontman bez błysku. Basy "Choco" jak zwykle na wysokim poziomie.
Produkcyjnie jakoś trochę ubogo. Za surowo,  za mało głębi i ciepła soundu jak na zespół ,hiszpański, no chyba, że tu chodziło oddanie brzmienia lat 80 tych. Jeśli tak, to perkusja jest nieco za cicha, a bas za bardzo chropawy.
Niespecjalnie udany to powrót nowego wcielenia STEEL HORSE i nie wróżę tej grupie odniesienia większego sukcesu.
Najważniejsze jest to, że ujawnił się talent dwóch nowych hiszpańskich gitarzystów - Luisa Pinedo i Víctora Díaza.
Może ktoś zwróci na nich uwagę.
 

ocena: 5,1/10

new 5.02.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
 Frenzy - Of Hoods and Mask (2023)

[Obrazek: 1105311.jpg?2818]

tracklista:
1.One Minute Closer to… 01:16
2.The Doomsday 04:01
3.Where Is the Joke 03:34
4.Spectre of Love 05:22
5.Uncompromised 03:30
6.Betrayal in Cold Blood 04:28
7.Fear the Hood 04:20
8.Living in Oz (Rick Springfield cover) 03:47
9.ive Me Shred (Or Give Me Death) 04:43

rok wydania: 2023
gatunek: heavy metal
kraj: Hiszpania

skład zespołu:
Anthony Stephen - śpiew
Luis Pinedo - gitara
Billy Banzai - gitara
Ángel Muñoz "Choco" Corcuera - gitara basowa
Pablo Bazán Sulzberger - perkusja

Na 20 kwietnia 2023 przewidziana została premiera drugiej płyty FRENZY, tym razem nakładem działającej w ostatnich latach bardzo prężnie wytwórni Fighter Records z Madrytu.
Są w grupie zmiany i z tego bardzo interesującego duetu gitarzystów jaki z bardzo dobrej strony pokazał się na debiucie został tylko Luis Pinedo, a drugi gitarzysta to obecnie pozyskany w ubiegłym roku bliżej do tej pory nieznany Billy Banzai. Na pewno sukcesem jest także pozyskanie grającego znakomicie także w power metalowym ADAMANTIA Pablo Bazána i ten we FRENZY na pewno na nowej płycie nie zawodzi.

Sama perkusja to jednak za mało. Billy Banzai nie jest na tyle dobrym gitarzystą, by stanąć jak równy z równym z Pinedo jak poprzednio Víctor Díaz. W 2019 ich popisy solowe w duetach jakoś tam ratowały od totalnej porażki te bardzo przeciętne kompozycje, tu zupełnie zaangażowania axemanów nie słychać i to jest po prostu, poza kilkoma riffami w niektórych kompozycjach i może paroma solówkami, granie rzemieślnicze. Wokalista Anthony Stephen jak i poprzednio poprawny (choć z przebłyskami geniuszu), i w sumie trudno od niego tu czegoś wymagać, skoro te utwory są takie... No właśnie, jakie? Zespół odwołuje się do tak modnej obecnie konwencji NWOTHM, ale w tej nieco ponad pół godzinie własnej muzyki tego specjalnie nie słychać. Słychać natomiast ponownie przerysowaną komiksowość i wzorowanie się, chyba nawet bardziej niż w 2019 na klasycznym, amerykańskim glamie i arena rock/metalu. Miałkie to jest i pozorna energia i potoczystość The Doomsday, czy Betrayal in Cold Blood rozmywa się zupełnie w kiepskich rockowych solach i amerykańskich pop metalowych refrenach. Pop rockowa linia głównej melodii w Uncompromised, pozostaje w sprzeczności z energicznym riffowaniem niemal w power metalowej manierze i może tylko ten gitarowy pojedynek solowy ma tu jakąś większą wartość. Spectre of Love jest teoretycznie podniosły, w dalszej części teoretycznie amerykański z echami ARMORED SAINT, ale tu zbyt dużo jest różnych pomysłów muzycznych skleconych w jedną całość w bałaganiarski sposób.
Heavy metalowych hitów brak. Do udanych utworów można zaliczyć żwawy Where Is the Joke, z fajnym skocznym refrenem, pod warunkiem, że się lubi styl hard'n'heavy. Największe zaskoczenie to na pewno łączący cechy stoner i southern metalu Fear the Hood z tym razem wyśmienitym śpiewem Anthony'ego, który tu robi świetne podjazdy pod Chrisa Cornella. Zrobiony został ten kawałek wybornie i może się trzeba zastanowić, czy warto grać classic heavy metal skoro ma się talent do ekscytującego stoner/southern? Z tradycyjnego metalu najlepiej się prezentuje ostatni Give Me Shred (Or Give Me Death) z rozbudowanymi (jak można oczekiwać po tytule) partiami solowymi obu gitarzystów.

Gdyby takich utworów było tu więcej, to może by się dało powiedzieć, że to dobra płyta. Całościowo, pod względem kompozycyjnym jest to zestaw utworów lepszych niż na debiucie, choć jasno sprecyzowanego i rozpoznawalnego jako własny stylu grupa nadal nie ma.


ocena: 6,8/10

new 4.02.2023

Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości wytwórni Fighter Records
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 3 gości