Lord Divine
#1
Lord Divine - Facing Chaos (2019)

[Obrazek: R-13391325-1553328659-6729.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Overture (Dies Irae) 02:19
2.Reborn 04:43
3.I Am 06:19
4.Into My World 04:44
5.Beginning of the End 05:51
6.The Darkest Light 05:36
7.Light Through Darkness 05:52
8.Divided 05:14
9.Be Afraid 04:47
10.Follow the Signs 04:22
11.The Rage on Me 11:51

rok wydania: 2019
gatunek: progressive power metal
kraj: Argentyna

skład zespołu:
Diego Valdez - śpiew
Manu Lopez - gitara
Hugo Galli - gitara
Andrés Berenguer - gitara basowa
Dalmys Delbueno - perkusja
Diego Palma - instrumenty klawiszowe
oraz:
Mark Boals ("The Darkest Light")

Wydawało się, że dosyć popularny w pierwszej dekadzie XXI wieku w Ameryce Południowej LORD DIVINE przeszedł do historii. Długa seria personalnych zmian w składzie w końcu jednak przyniosła wykrystalizowanie się nowej ekipy, w której obok nowego gitarzysty Lopeza pojawił się znakomity, obdarzony głosem R.J.Dio, Diego Valdez, występujący także w DREAM CHILD i IRON MASK. Dołączył on do LORD DIVINE  w roku 2017, a w lutym 2019 ukazała się płyta "Facing Chaos" zreformowanego bandu z Rosario.

Album otwiera wysokiej klasy symfoniczne intro Overture (Dies Irae) w stylu RHAPSODY, jednak już Reborn jest zaaranżowany jak progressive power z nowoczesnymi klawiszami i generalnie ta płyta zawiera melodyjny power metal progresywny z bogatym planem klawiszowym Diego Palma. Oczywiście głos Valdeza od razu przywodzi na myśl DIO i w jakiś sposób w tych mniej progresywnych partiach można doszukać się licznych odniesień do późnego okresu twórczości R.D Dio (Into My World. Jest na tym albumie dużo ciekawych momentów i dużo dobrych melodii, zagranych w umiarkowanym tempie, dramatycznych w rozległych refrenach i na pewno do najlepszych należy tu I Am oraz Be Afraid z kapitalną pracą gitar. W The Darkest Light sieje zniszczenie zaproszony jako gość Mark Boals i dawno nie słyszałem  go w tak dobrej dyspozycji w repertuarze progresywnym. Niektóre kompozycje są bardzo wycyzelowane w łączeniu wokali z klawiszami, punktowania basu i gitarowych riffów (Divided, Follow the Signs) i to bez wątpienia ekstraklasa takiego grania.
Klimatycznie ten album można umiejscowić w obszarach starego EVERGREY. Jest ta wszechobecna nutka niepokoju, elegijności, wielowymiarowość w przechodzeniu od jasności do cienia i czasem nawet mroku oraz głębokiej melancholii, jak w łagodnym songu Beginning of the End.
Zazwyczaj sprawdzianem możliwości zespołu w takim progresywnym power metalu jest kolos i tu jest nim trwający prawie 12 minut The Rage on Me. Jest czego posłuchać. Chóry, symfonizacje, budowanie napięcia i klimatu, trochę kontrolowanego chaosu, trochę świetnej neoklasyki w styli ARTENSION. Bardzo dobre!

Valdez jest znakomity, zresztą on zawsze co najmniej w bardzo dobrej formie, a obok doprawdy inteligentnych i gustownych progresywnych partii klawiszowych Palma wyróżniają się obaj gitarzyści, bardzo elastyczni i zaawansowani technicznie, co słychać w grze zupełnie nieznanego Manu Lopeza. Brzmieniowo mniej tu latynoskiego ciepła, a więcej Szwecji. Te gitary są głębokie, ale dosyć stalowe, a klawisze zdecydowanie nowoczesne w brzmieniu, w manierze raczej amerykańskiej z USA.
Bardzo udany to powrót LORD DIVINE. Złożone, inteligentne granie, a zarazem bardzo przystępne i zawarte w bardzo dobrych melodiach. Valdez po raz kolejny okazał się dobrym duchem zmian. Przychodzi do jakiegoś zespołu i od razu pojawia się wartościowa muzyka.
Album zdecydowanie godny polecenia, zwłaszcza fanom progresywnego power metalu w klasycznej odmianie.

ocena 8,8/10

new 7.02.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości