Evergrey
#1
Evergrey - The Atlantic (2019)

[Obrazek: R-13125571-1548543663-5357.jpeg.jpg]

tracklista:
1.A Silent Arc 07:47
2.Weightless 06:41
3.All I Have 06:15
4.A Secret Atlantis 05:30
5.The Tidal 01:06
6.End of Silence 04:45
7.Currents 05:29
8.Departure 06:30
9.The Beacon 05:23
10.This Ocean 04:30

rok wydania: 2019
gatunek: progressive power metal
kraj: Szwecja

skład zespołu:
Tom Englund - śpiew
Henrik Danhage - gitara
Johan Niemann - gitara basowa
Jonas Ekdahl - perkusja
Rikard Zander - instrumenty klawiszowe

Dla jednych każda nowa płyta EVERGREY jest świętem, dla innych okazją do porównań, jeszcze dla innych próbą określenia pozycji tego zespołu na mapie progresywnego metalu na świecie. Pomiędzy "The Dark Discovery" a "The Strom Within" jest ogromna różnica nie tylko dzielących ich 18 lat, ale i podejścia do muzyki określanej jako progresywna. Pomiędzy nimi tyle płyt, a każda niby inna, ale rozpoznawalna jako EVERGREY, choć czasem słuchacze byli świadkami różnych nieoczekiwanych wycieczek w inne muzyczne obszary.

Teraz w roku 2019, w styczniu, AFM Records wydaje album "The Atlantic", album "morski", nie tylko na okładce. Ta tematyka jest w ostatnich latach modna, szczególnie w kręgach power metalowych i zwłaszcza w rejonach progresywnych gatunku. Jest coś szczególnego w tych klimatach, także w wykonaniu EVERGREY. Te podróże nie są nadmiernie długie jak na progresywne, i taką najdłuższą jest już na początku albumu A Silent Arc. EVERGREY to nie HARMONY i nie DARKWATER.
Elegijny, ponury i depresyjny klimat w oprawie dostojnych riffów, potężnych i rozdzierających eter. Przepięknie rozgrywają ten utwór z jakże poruszającym łagodnym refrenem. Englund śpiewa wspaniale na tej płycie, bez żadnych domieszek stylowych, jakie się u niego zdarzały na paru poprzednich albumach, bez modern naleciałości. Piękny autentyzm. może i ktoś zarzuci Szwedom, ze tym razem grają bardzo zachowawczą, sztywną gatunkową muzykę, może za mało połamaną, mniej agresywną, niż chcieliby niektórzy... Co z tego, skoro Henrik Danhage gra takie liryczne i monumentalne sola. Jak ten bas punktuje w prowadzonym w umiarkowanym tempie, niesamowitym Weightless, co za feeling, co za porywające podziały rytmiczne. Absolutna perfekcja! Moc i klimat w bezwzględnie prowadzonym A Secret Atlantis, od posępności ku patetyczności. Klawisze, solo gitarowe, te niepokojące głosy na dalekim planie.
Klasyczny, najlepszy EVEGREY, gdy grają powoli i dążą ku  świecącego chłodnym blaskiem nostalgicznemu refrenowi w All I Have (co za fantastyczne klawisze na końcu!) czy też w End of Silence.
Progresywność EVERGREY nie przejawia się mieszaniem gatunków, czy nadmiernie pokomplikowanymi motywami. Jest to coś innego, to co słychać tym razem chociażby w przeszywającym Currents... Łagodny song Departure, to jedna z najpiękniejszych i najbardziej wzruszających kompozycji zespołu w tej kategorii w jego karierze. Jakie pokłady emocji wydobył w niej Tom Englund. a byli tacy, co stwierdzili, że ten wokalista się wypalił.
The Beacon. Jak porywająco, a jednocześnie z jaką pokorą zaśpiewał tu Englund i jak fantastycznie przetworzono pewne często obecne w modern metalu riffy i  fundamenty melodii na progressive power. Czarodzieje!
I na koniec coś co przypomina w stylu nagrania VALLEY'S EVE. This Ocean. Ta sama swobodna i i pełna rozmachu perfekcja.

Może czasem Engineer Master  Jacob Hansen popełniał błędy przy mixie czy masteringu pewnych albumów, ale nigdy w przypadku EVERGREY. Kapitalne brzmienie gitary, to evergreyowe takie, surowe posępne, a zarazem krusząco głębokie.
I ten bas potężny, mruczący metalicznie (Departure) oraz perkusja jakże przestrzennie zrealizowana. Sam Tom Englund wbudowany w to wszystko i wewnątrz, i ponad i gdzieś obok nawet czasem. Godna szacunku, inteligentna w formie produkcja. Przepiękna, krystaliczna i wieloplanowa.
Zapewne będą pewne, a może i liczne uwagi negatywne odnośnie tej płyty, ale nie z mojej strony. Czasem EVERGREY za bardzo zamykał się w Wieży z Kości Słoniowej, jednak nie tym razem. Jest to przepiękny, perfekcyjny album, poruszający, porywający, wykonany na niebotycznie wysokim poziomie, a równocześnie przystępny.
Zespół jest wielki i zjawiskowy, gdy dokonania innych w stylu porównuje się do niego. EVERGREY nadal jest takim  zespołem.
Wielkim i wpływowym.

ocena: 10/10

new 3.03.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Evergrey - The Dark Discovery (1998)

[Obrazek: R-4433094-1482324275-6181.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Blackened Dawn 03:52     
2. December 26th 05:06       
3. Dark Discovery 03:36       
4. As Light Is Our Darkness 02:00     
5. Beyond Salvation 04:03     
6. Closed Eyes 06:40     
7. Trust and Betrayal 04:18     
8. Shadowed 03:52     
9. When the River Calls 04:29     
10. For Every Tear that Falls 04:14     
11. To Hope Is to Fear 05:40

Rok: 1998
Gatunek: Progressive Power Metal
Kraj: Szwecja

Skład:
Tom Englund - śpiew, gitara
Dan Bronell - gitara
Daniel Nojd - bas
Patrick Carlsson - perkusja
Will Chandra - instrumenty klawiszowe

Bardzo smutny pan w czerni, Tom Englund zakłada zespół EVERGREY w 1995 roku z zapomnianym przez czas i świat nieznanym składzie. Debiut został przygotowany dość szybko, bo już w 1996 roku i został zmiksowany przez znanego gitarzystę Andy LaRocque, płyta jednak została wydana 16 marca 1998 roku, nakładem małej wytwórni Gothenburg Noiseworks.
Patrząc na to, co się działo na scenie metalowej w tamtym czasie, dobrze, że z debiutem się wstrzymali.

Co by o tej płycie nie mówić, słychać, że Tom Englund miał wizję grania smutnego power metalu, czerpiącego coś ze sceny doom, a może i nawet prężnie rozwijającej się doom death, co słychać w posępnych i zimnych tłach klawiszowych, co słychać na przykład w December 26th, którego odległy plan jest chłodny niczym marmurowy nagrobek po silnej ulewie.
Blackened Dawn pokazuje fascynacje SYMPHONY X i nawet trochę podobne to jest w aranżacjach i przejściach, ale nie ma tego neoklasycznego pierwiastka ekipy z New Jersey z tamtego okresu, a w jego miejscu jest chłód.
Są tutaj i zalążki stylu EVERGREY z jakiego będzie znany, co słychać w Dark Discovery, Beyond Salvation i klasycznym, akustycznym As Light is Our Darkness, ale manifestem jest tutaj Closed Eyes. Gitary akustyczne podkreślające przestrzeń, mocno wysunięty bas i gitara smagająca bezlitośnie jak fale.
Sola gitarowe na tej płycie są całkiem niezłe i może nie jest to maestria, ale dobrze pomagają kompozycjom rozwinąć skrzydła, jak w Trust and Betrayal, utrzymanym w drugiej połowie w klimacie zimnej gotyckiej krypty.
Shadowed to raczej nieśmiała zapowiedź przyszłości, zlepek różnych pomysłów i refrenów EVERGREY, przemieszanych z CANDLEMASS i SYMPHONY X i wychodzi tu granie kompletnie bez wyrazu i większego sensu.
Bardziej śmiałym krokiem jest przestrzenny When the River Calls z charakterystycznym dla EVERGREY klimatem, barwą Englunda i nakładkami wokalnymi, podobnie jak zagrane przy pianinie For Every Tear That Falls. Klasyczne, smutne, wzruszające EVERGREY bez prób grania progresywnego czy bardzo ciężkiego.
Na końcu dość progresywnie zagrany To Hope is to Fear, zimny, z podmuchami wiatru, hipnotycznymi i smutnymi klawiszami, tylko kończy się to nijako.

Największym mankamentem poza zlepkami różnych nie do końca przemyślanych i niezbyt współgrających ze sobą pomysłów jest brzmienie, które momentami jest koszmarne i kompletnie zagłusza Englunda. Czy to kwestia budżetu, czy może braku wizji trudno powiedzieć, ale brzmienie perkusji bardziej by pasowało do zespołów death metalowych niż materiału zaprezentowanego tutaj.
Pomijając niedostatki brzmieniowe, słychać, że to był test i debiut, są błędy i niedoróbki, płyta jest dość nierówna, a Englund to jeszcze nie ten zimny i poruszający Englund, ale jest w tym coś specyficznego i ciekawego, choć momentami niezbyt porywającego. Trudno jednak nie docenić prób grania czegoś innego.
Album został zauważony, przeszedł jednak bez większego echa.
Englund jednak się nie poddał, i w 1999 roku pojawiła się kolejna płyta.

Ocena: 7/10

SteelHammer
Odpowiedz
#3
Evergrey - Solitude, Dominance, Tragedy (1999)

[Obrazek: R-730178-1432540601-2445.jpeg.jpg]
Tracklista:
1. Solitude Within 05:33       
2. Nosferatu 05:41       
3. The Shocking Truth 04:35       
4. A Scattered Me 04:18       
5. She Speaks to the Dead 04:59     
6. When Darkness Falls 04:52     
7. Words Mean Nothing 04:13     
8. Damnation 03:52     
9. The Corey Curse 05:23

Rok: 1999
Gatunek: Progressive Power Metal
Kraj: Szwecja

Skład:
Tom Englund - śpiew, gitara
Dan Bronell - gitara
Daniel Nojd - bas
Patrick Carlsson - perkusja


Bardzo smutny pan w czerni postanowił nie odpuszczać i mimo odejścia klawiszowca Will Chandra jakiś czas po wydaniu debiutu, udało mu się znaleźć zastępstwo w osobie Zachary Stephensa, który był tylko muzykiem sesyjnym.

Tym razem jest 9 kompozycji, zagranych bardziej zdecydowanie i słychać krystalizujący się smutny styl EVERGREY w Solitude Within z charakterystycznym dla Englunda stylem śpiewu. Podobnie jest w tęsknym The Shocking Truth, narrator jednak był zbędny, bo muzyka sama by sobie poradziła z przekazem emocji, dzięki punktującemu basowi, pianinie i wokaliście.
Sporo też w tym jest SYMPHONY X, momentami aż za dużo, co słychać najbardziej w Nosferatu, który chciałoby się powiedzieć jest jak kwiat do kożucha, ale SX dominuje też w She Speaks to the Dead i Damnation. Pogłosy też są w A Scattered Me, ale jest też trochę EVERGREY, chociaż ta mieszanina stylów się gryzie.
When Darkness Falls to nadal coś z SX, ale tutaj jest to wykorzystane raczej jako dodatek, bo jest sporo miejsca na EVERGREY z poruszającym refrenem, smutnym tłem klawiszowym i słychać, że Englund najlepiej czuje się właśnie w takiej muzyce. Tylko zniekształcenia głosu mogą nieco irytować.
EVERGREY w pełnej krasie jest w Words Mean Nothing i to jest klasyczna dla nich ballada, pełna wzruszeń, smutku i bezsilności, skromna w środkach i tutaj najważniejszy jest Englund.
Na koniec The Corey Curse i ponownie słychać coś z SX, jednak w formie znacznie przystępniejszej i z jaśniej wyrażoną melodią, kompozycja lepiej wyważona od Nosferatu, chociaż zakończenie kompozycji jest okropne.

Bez wątpienia postęp względem debiutu, nie tylko w stylu gry i większym zdecydowaniu, ale i brzmieniu, które jest znacznie bardziej czytelne i czystsze, a perkusja nikogo nie zagłusza.
Sama muzyka to jednak dużo SYMPHONY X i brzmi to w sporej części bardziej jak dodatek do ich dyskografii i to nie ostatnia taka płyta w ich wykonaniu. Bardzo dobry, wyrazisty i charakterystyczny śpiew Englunda, i solidna, choć raczej rzemieślnicza, praca pozostałych muzyków.
Zespół jednak, mimo postępu, pozostał niezauważony.
Moment na wydanie płyty dość niefortunny, biorąc pod uwagę odrodzenie power metalu dzięki NOCTURNAL RITES i HAMMERFALL, rozwijającą się w najlepsze scenę melodic death metalową w rodzinnym mieście zespołu, Gothenburgu, i małą wytwórnię, która trudno, żeby konkurowała z gigantem, jakim był i jest Nuclear Blast, który kilka tygodni później wydał bardzo oczekiwany, kolejny album IN FLAMES.
Równa płyta, dobrze zagrana, ale jednak bez większych killerów i bardziej skierowana do fanów SYMPHONY X, którzy zapewne wyciągną z niej najwięcej.

Ocena: 7.4/10

SteelHammer
Odpowiedz
#4
Evergrey - In Search of Truth (2001)

[Obrazek: R-4203788-1358569914-7975.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. The Masterplan 04:46       
2. Rulers of the Mind 05:58     
3. Watching the Skies 06:16       
4. State of Paralysis 02:14       
5. The Encounter 04:38     
6. Mark of the Triangle 06:23     
7. Dark Waters 06:03     
8. Different Worlds 05:29       
9. Misled 06:00

Rok: 2001
Gatunek: Progressive Power Metal
Kraj: Szwecja

Skład:
Tom Englund - śpiew, gitara
Henrik Danhage - gitara
Michael Håkansson - bas
Patrick Carlsson - perkusja
Sven Karlsson - instrumenty klawiszowe

Skład EVERGREY się wykruszył jakiś czas po wydaniu drugiej płyty i na placu boju pozostał Englund z perkusistą Patrickiem Carlssonem, w międzyczasie dołączyli klawiszowiec Sven Karlsson i basista Michael Håkansson. Nowym gitarzystą w 2000 roku został wtedy nieznany Henrik Danhage. Zmieniła się też wytwórnia i EVERGREY zostało przygarnięte przez InsideOut Music, które wydało płyty m.in. VANDEN PLAS i... SYMPHONY X.

To nie był przypadek i mimo jeszcze większej ilości SYMPHONY X, jak w otwierającym The Masterplan i Rulers of the Mind, udaje się EVERGREY stworzyć własny styl dzięki wieloplanowemu i emocjonalnemu śpiewowi Englunda. Słychać szczególnie w tęsknym refrenie Rulers of the Mind, w którym środkowa część jest rozczarowująca, ale moc SYMPHONY X została prawidłowo wykorzystana do podkreślenia klimatu.
Watching the Skies to kolejna kompozycja, która spokojnie mogłaby wzbogacić którąś z płyt SYMPHONY X, bo poza przestrzennymi, refleksyjnymi refrenami (których jak na 6 minut wcale wiele nie ma) i śpiewowi Englunda niewiele ich odróżnia. State of Paralysis to kolejne charakterystyczne granie przy pianinie i takich kompozycji nie śpiewa nikt tak, jak to robi Englund. The Encounter to kompozycja z rozdroży EVERGREY, SYMPHONY X i szwedzkiego heavy metalu, który urywa się nagle. Mark of the Triangle to kompozycja przeładowana, zbyt mocno osadzona w stylu SYMPHONY X i to samo można powiedzieć o chóralnym Dark Waters, ale tutaj plan klawiszowy stworzony przez Karlssona jest wyborny.
Different Worlds to kolejna klasyczna kompozycja dla EVERGREY, gdzie Englund błyszczy swoim rozdzierającym duszę głosem. Misled można uznać za pomost pomiędzy tym, co grają teraz, a co będzie w przyszłości, chociaż melodia mogła być lepsza i lepiej zaznaczona, bo refren brzmi nieco bezbarwnie.

Solidne brzmienie, chociaż perkusja jest momentami zbyt cofnięta, przez co płaska, solidnie zagrane i cały skład, z Edmundem na czele, który śpiewa jeszcze lepiej. Gitarzysta Henrik Danhage też dobrze się spisał, chociaż nie jest to zbyt techniczna płyta. Nadal jednak więcej w tym SYMPHONY X niż EVERGREY i bardziej do fanów tych pierwszych jest ona skierowana.
Jakiś czas po nagraniu tego albumu zespół opuścił Sven Karlsson na rzecz SOILWORK i rozpoczną się poszukiwania jego następcy.
Dzięki wsparciu dużej wytwórni zespół został zauważony na scenie rodzimej, ale jako odpowiednik SYMPHONY X i nie był jeszcze wielkim zespołem.
To się miało zmienić i rękę do tego przyłożył pewien znany producent na kolejnej płycie...

Ocena: 7.5/10

SteelHammer
Odpowiedz
#5
Evergrey - Recreation Day (2003)

[Obrazek: R-6095827-1411042097-4683.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. The Great Deceiver 04:20     
2. End of Your Days 04:40     
3. As I Lie Here Bleeding 03:50     
4. Recreation Day 05:22       
5. Visions 06:02     
6. I'm Sorry (Dilba cover) 03:19       
7. Blinded 04:35     
8. Fragments 05:37       
9. Madness Caught Another Victim 03:00     
10. Your Darkest Hour 06:16     
11. Unforgivable 04:15    

Rok: 2003
Gatunek: Progressive Power Metal
Kraj: Szwecja

Skład:
Tom Englund - śpiew, gitara
Henrik Danhage - gitara
Michael Håkansson - bas
Patrick Carlsson - perkusja
Rikard Zander - instrumenty klawiszowe

Tom Englund się nie poddawał i mimo otrzymania metki SYMPHONY X i utraty klawiszowca, kontynuował poszukiwania. Chwilę to trwało, ale w 2002 roku udało się i do zespołu dołączył Rikard Zander.
Potencjał zespołu dostrzegł bardzo znany producent Fredrik Nordström, który odmienił życie wielu zespołów i nie inaczej było tym razem dzięki jego wpływom.

Może silne echa SYMPHONY X słychać w ostro zagranym The Great Deceiver, ale End of Your Days oddziela te czasy grubą linią. To już jest EVERGREY z przestrzennymi refrenami, klimatem refleksji i wybornym tłem klawiszowym. Podobnie jest w As I Lie Here Bleeding z klasycznym dla tego zespołu tłem klawiszowym i rozdzierającym wokalem Englunda.
Tytułowy Recreation Day przypomina SYMPHONY X jedynie pod względem umiejscowienia orkiestracji na początku, potem są chłód, smutne akustyki i wybrzmiewania z idealnie wpasowanymi chórkami, bardzo dobrym solem nie tylko gitarowym, ale i pracą sekcji rytmicznej.
Po tym jest Visions, który ogólnie niestety ma bardzo słabą melodię i refren i tutaj z graniem progresywnym zaszli za daleko. Może solo bardzo dobre, tak jak brutalny początek, ale poza tym nic ciekawego, szczególnie w porównaniu z poprzednim utworem. I'm Sorry to typowe dla EVERGREY chwile wzruszeń przy pianinie i cover DILBA i może trochę za bardzo tu przesadzili z żalem. Blinded jest znacznie lepiej wyważony i tutaj rzucają się w uszy bardzo nerwowe klawisze i bardzo płynne przejścia. Fragments jest pod pewnymi względami lepsze od Visions, chociaż tutaj zwrotki i przejścia strasznie kuleją, brutalizacja zupełnie niepotrzebna, a szkoda, bo chóralny refren jest fenomenalny. Tło klawiszowe perfekcyjne, tak jak umiejscowienie w tym wszystkim Englunda. Prawdziwa perła i szkoda, że refren jest ukryty pod przeciętnymi próbami grania progresywnego.
Akustyczny Madness Caught Another Victim to raczej kontynuacja I'm Sorry, a potem jest Your Darkest Hour. Coś jest hipnotycznego w tle klawiszowym i chórach, będących w oddali, chociaż sama kompozycja mogła być krótsza i środkowa partia świadczy raczej o sztucznym wydłużaniu niż faktycznej treści.
Unforgivable to próba muzyki wzruszeń i delikatności, może nawet nieco płaczliwie to jest zaśpiewane, ale słychać zmiany i jak ten zespół dojrzał względem płyt poprzednich i odkrył swoją drogę.

Nad brzmieniem czuwał oczywiście Fredrik Nordström, który do pomocy ściągnął Görana Finnberga i Patrika Jerkstena. W takim towarzystwie brzmienie nie mogło być inne niż idealne. Mocne, ale nie przytłaczające, selektywne, z basem wysuniętym lekko przed perkusję, a nad tym wszystkim Englund, który śpiewa wybornie.
Reszta zespołu oczywiście zagrała również ze sporym wyczuciem i Henrik Danhage okazał się ciekawszy niż na płycie poprzedniej, ale trudno tutaj kogoś wyróżnić, bo wszyscy zagrali bardzo dobrze jako zespół. Rikard Zander okazał się klawiszowcem z wyczuciem i zagrał bardzo dobre partie.
Są pewne niedociągnięcia i ubytki, niektóre kompozycje mogły być lepsze, ale w końcu powstała pierwsza prawdziwa płyta EVERGREY i udało im się wydostać z drugiej (czy może nawet trzeciej) ligi szwedzkiego prog power z kręgu SYMPHONY X.
Wrota sławy zostały otwarte, a zespół stał się znany poza lokalną sceną szwedzką.

Ocena: 8/10

SteelHammer
Odpowiedz
#6
Evergrey - The Inner Circle (2004)

[Obrazek: R-1298700-1207556515.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. A Touch of Blessing 05:50       
2. Ambassador 04:29       
3. In the Wake of the Weary 04:44     
4. Harmless Wishes 04:18     
5. Waking Up Blind 04:23       
6. More than Ever 04:13     
7. The Essence of Conviction 06:07     
8. Where All Good Sleep 04:37     
9. Faith Restored 03:54     
10. When the Walls Go Down 05:42

Rok: 2004
Gatunek: Progressive Power Metal
Kraj: Szwecja

Skład:
Tom Englund - śpiew, gitara
Henrik Danhage - gitara
Michael Håkansson - bas
Jonas Ekdahl - perkusja
Rikard Zander - instrumenty klawiszowe

Fredrik Nordström po otwarciu wrót kariery dla EVERGREY poszedł zająć się swoimi codziennymi sprawami, jak poszukiwania kolejnych talentów i przygotowania do kolejnej płyty DREAM EVIL.
Kolejny album był wyczekiwany z niecierpliwością i następca Recreation Day pojawił się dość szybko, bo ledwie rok później.
 
A Touch of Blessing to typowy, bardzo smutny i chłodny EVERGREY, w którym Englund śpiewa wybornie, a bardziej gitarowy i cięższy Ambassador gniecie klimatem, szczególnie chórami i bogatym tłem klawiszowym, chociaż wychodzi tutaj pewna schematyczność.
In The Wake of Weary to próby urozmaicenia tej muzyki, z odległymi chórami, żeńskim śpiewem, chociaż tutaj są momenty, w których zabrakło trochę płynności w przejściach i można odnieść wrażenie, że czegoś na końcu zabrakło.
Harmless Wishes to znów czarowanie Englunda i może ostrzejsza gitara tutaj nie była konieczna, ale chór jest tutaj wyborny, podobnie jak solo. Waking Up Blind za to jest typową, radiową „pościelówą”, którą przerywa znacznie ostrzejszy More Than Ever, gdzie wokalista pokazuje swoją agresywniejszą stronę, gdzie próbują grać pod SYMPHONY X i nie brzmi to zbyt przekonująco. To samo można powiedzieć o Essence of Conviction, w którym jest wszystko, czego być nie powinno, od lektora, który niewiele wnosi po wyjące w niebogłosy dziecko.
Where All Good Sleep jest zaskakująco nudne i niewiele się tu dzieje, nawet Engludna tutaj jakoś mało i jakby był w cieniu, nie tylko wokalnie, ale i gitarowo, bo jest raptem jedno skromne solo.
Faith Restored to ballada przy gitarze akustycznej, nieźle zaśpiewana, ale jest tutaj i lektor, który gra główne skrzypce w When The Walls Go Down. Szkoda, że niewiele się tutaj dzieje i najciekawsze jest tło instrumentalne.
 
Album brzmi dobrze, ale słychać, że powstał w pośpiechu i w drugiej połowie płyta wytraca na pomysłach i wykonaniu, brakuje solidnych melodii i refrenów.
Każdy zagrał tak, jak miał zagrać, nowemu perkusiście również niewiele jest do zarzucenia, ale na poprzedniej płycie było wszystkiego więcej. Tutaj tylko Englund brzmi dobrze, jak zwykle zresztą, ale i momentami jego jest za mało i jakby był obok tego wszystkiego.
Dobra płyta, ale strasznie nierówna i chwilami nieprzemyślana, ale tak bywa, kiedy popędza się artystę.
 
Ocena: 7.4/10
 
SteelHammer
Odpowiedz
#7
Evergrey - Monday Morning Apocalypse (2006)

[Obrazek: R-2071864-1545072531-1220.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Monday Morning Apocalypse 03:11       
2. Unspeakable 03:55       
3. Lost 03:14     
4. Obedience 04:14     
5. The Curtain Fall 03:09     
6. In Remembrance 03:34     
7. At Loss for Words 04:14     
8. Till Dagmar 01:40     
9. Still in the Water 05:18     
10. The Dark I Walk You Through 04:20     
11. I Should 04:52       
12. Closure 03:09

Rok: 2006
Gatunek: Progressive Power Metal
Kraj: Szwecja

Skład:
Tom Englund - śpiew, gitara
Henrik Danhage - gitara
Michael Håkansson - bas
Jonas Ekdahl - perkusja
Rikard Zander - instrumenty klawiszowe

Tym razem Englund miał więcej czasu na skomponowanie materiału i nie było takiej presji jak poprzednio na nowy album. Zespół stał się sławny, a ze sławą wiążą się pewne konsekwencje i wymagania.
Poprzednio było progressive, momentami ciężkostrawnie, tym razem jest bardziej radiowo.

Jest prościej, jest przystępniej, to słychać od razu w tytułowym Monday Morning Apocalypse, ale są podejmowane próby tuszowania tego ostrzejszymi partiami w Unspeakable i Obedience, który poza solem ma niewiele do zaoferowania. Lost to przyjemna kompozycja, idealna do radia. EVERGREY powraca dopiero w bardzo dobrym In Remembrance, At the Loss for Words już są przejawy rockowe.
Daniem głównym jest bardzo udany, nostalgiczny i deszczowy Still in the Water z bardzo dobrym solem i nakładkami wokalnymi. Przestrzeń została dobrze wykorzystana, solo jest dobre. Dobry jest też The Dark I Walk You Through, I Should to dobry kompromis przebojowości z muzyką EVERGREY.
Jakie utwory by nie był i jak niedopracowane, tak formy Englundowi odmówić nie można i śpiewa świetnie i Closure to piękny pokaz jego możliwości. Proste, skromne, przy pianinie, ale jaka potęga głosu!

W bardziej przebojowych kompozycjach zabrakło lepszych refrenów, zabrakło płynniejszych przejść, czasami nawet melodii, przez co wychodzi płyta strasznie nierówna i momentami dość uboga.
Brzmienie jest solidne, ale bez błysku i słychać, że to miał być wyliczony radiowy hit i pod względem soundu Stefan Glaumann, który miksował APOCALYPTICA, nie zawodzi.
Album przystępniejszy od poprzedniego, ale niestety kosztem refrenów i niedoborem melodii oraz brakiem zdecydowania.

Ocena: 7.2/10

SteelHammer
Odpowiedz
#8
Evergrey - Torn (2008)

[Obrazek: R-1957546-1254959389.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Broken Wings 04:42      
2. Soaked 04:59    
3. Fear 04:16
4. When Kingdoms Fall 05:33    
5. In Confidence 04:03     
6. Fail 04:50     
7. Numb 05:18     
8. Torn 04:43    
9. Nothing Is Erased 04:41     
10. Still Walk Alone 04:44     
11.These Scars 05:51      

Rok: 2008
Gatunek: Progressive Power Metal
Kraj: Szwecja

Skład:
Tom Englund - śpiew, gitara
Henrik Danhage - gitara
Jari Kainulainen - gitara basowa
Jonas Ekdahl - perkusja
Rikard Zander - instrumenty klawiszowe

W roku 2007 nowym basistą EVERGREY został Fin Jari Kainulainen (STRATOVARIUS, KOTIPELTO), a  grupa na nowej płycie "Torn" wydanej we wrześniu 2008 przez Steamhammer poszła w wyrażeniu melodyjnej łagodnej emocji dalej, niż kiedykolwiek do tej pory.

Kompozycje z tej płyty są melancholijne i jak niektórzy twierdzą, przerysowane w wersji "emo", jednak zostało to zrobione z ogromną klasą i wyczuciem. Zbalansowanie pierwiastków progresywnych i radiowo chwytliwych melodii jest niemal perfekcyjne i udało się stworzyć muzykę zarazem ambitną i przebojową, bo jak można inaczej określić opener Broken Wings. Być może potężny w gitarowych akordach Soaked jest w zwrotkach nawrotem do tego, co grali na początku stulecia, ale refren jest zdecydowanie nośny w stylu melodic heavy metal. Buja, buja niesamowicie! A jak kapitalnie pulsuje In Confidence i jak potoczyście i przebojowo się to rozwija.
Oczywiście to nadal EVERGREY w gitarowej dynamice Englunda i Danhage - fenomenalny Fear pełen progresywnej wirtuozerii i poruszającego dramatyzmu to ozdoba tego albumu. A zaraz potem przeszywający When Kingdoms Fall, który przecież zaczyna się tak surowo i niejasno. Maestria EVERGREY i wyborne wokale lidera. Z takim żarem w głosie to Tom śpiewał wcześniej rzadko kiedy. I refren, refren pełen epickiej mocy. Trzeba też podkreślić umiejętności podsycania uwagi słuchacza i to zostało zrobione genialnie w Fail, gdzie dosyć typowy motyw progresywny zwrotek po prostu eksploduje w monumentalnym refrenie, a Tom Englund po prostu dewastuje i miażdży w tymże refrenie. Coś niesamowitego! I ta seria jest kontynuowana w pełnym elegancji progresywnych zagrywek Numb, nowoczesnym, a przy tym jest to kolejny numer z tego LP rozkwitający w ultra przebojowym refrenie. No włóczą po ziemi i wzruszają jednocześnie! Ten refleksyjny i melancholijny klimat osiąga apogeum w tytułowym Torn, gdzie Toma wspierają piękne gustowne chórki, a realizacja planów, gdy gitary nie są za mocne, jest po prostu przepiękna. Polatuje ku niebu to wszystko i jest przy tym takie ciepłe i przyjazne... I by było jeszcze piękniej, romantyczne wirtuozerskie, a zarazem oszczędne solo gitarowe.
Trzeba mieć naprawdę doskonałą passę kompozytorską, by do samego końca albumu trzymać tak w kleszczach słuchacza, zmuszać go do uwagi i wywoływać emocje, cieszyć niuansami. Te niuanse są ozdobą Nothing Is Erased - jaka tu jest równowaga pomiędzy mocą a lekkością, Still Walk Alone to perfekcja pulsujących gitar i jakby uspokajających je partii wokalnych i jest to chyba najtrudniejsza w odbiorze kompozycja z tej płyty i najbardziej progresywna w czystej postaci.
Choć niektórzy uważają za taką These Scars.

EVERGREY nie zapomina o atrakcyjnych solach, gitary rządzą na tej płycie, podczas gdy klawisze to tylko dopełnienie, nawet bez własnego, jasno wyrażonego planu. Bębny niezbyt głośne, za to blachy ustawione znacznie agresywniej i w pewnych momentach rywalizują z wyrazistością gitar, kruszących i brzmiących bardzo nowocześnie. Björn Tom Fredrik Nordström rządzi w studio!
EVERGREY wychodzi szerzej do mainstreamowego słuchacza rocka i metalu nie tracąc przy tym nic ze swoich najważniejszych i najpotężniejszych atutów i znaków rozpoznawczych.


ocena: 9,5/10

new 13.06.2020
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#9
Evergrey - Glorious Collision (2011)

[Obrazek: R-3444039-1330618261.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Leave It Behind Us 05:09      
2. You 06:23    
3. Wrong 05:07
4. Frozen 04:57    
5. Restoring the Loss 04:40     
6. To Fit the Mold 05:20    
7. Out of Reach 03:40    
8. The Phantom Letters 05:31
9. The Disease... 04:10
10. It Comes from Within 04:22 
11. Free 03:42     
12. I'm Drowning Alone 04:11
13. ...and the Distance 03:47

Rok: 2011
Gatunek: Progressive Melodic Metal
Kraj: Szwecja

Skład:
Tom Englund - śpiew, gitara
Marcus Jidell - gitara
Johan Niemann - gitara basowa
Hannes Van Dahl - perkusja
Rikard Zander - instrumenty klawiszowe

Katastrofa. W 2010 Henrik Danhage odchodzi z EVERGREY. W tym samym czasie odchodzi także Jonas Ekdahl i Jari Kainulainen, który po pewnym czasie dołącza do MASTEPLAN. Tom musi budować skład niemal na nowo. Stawia na doświadczenie i w grupie pojawia się Marcus Jidell (poprzednio w ROYAL HUNT i THE RING), Johan Niemann (znany z THERION, MIND'S EYE, EVIL MASQUERADE, TEARS OF ANGER). Jedynie tylko Hannes Van Dahl to raczej nieznany szwedzki perkusista. Ekipa interesująca, co jednak z muzyką, wydaną w lutym 2011 przez Steamhammer na albumie "Glorious Collision"?

Gdy Englund i Danhage tworzą razem, potrafią stworzyć rzeczy genialne, zresztą i styl Danhage wnosi jasno określoną tożsamość, przypisywaną EVERGREY. Oczywiście Marcus Jidell to gitarzysta wyborny, ale czuje się, że na tej płycie wciąż chyba myśli kategoriami elegancji rozgrywania riffów a la ROYAL HUNT i na pewno pod tym względem jest to płyta elegancka. Elegancka muzyka melodic progressive, o ograniczonej mocy i dosyć ciasnych ramach modern melodii, zasadniczo przystępnych, nawet radiowo przystępnych, a ten element progresywny to głównie inkrustacje i ozdobniki. Po części autorstwa Zandera, po części artykułowane przez kunszt gitarowy tak Englunda jak i Jidella.
Granie bezpieczne, wchodzi łatwo, jak Leave It Behind Us, You, jak Wrong, który swoją melodyjną łagodnością zdecydowanie może podbić serca fanów AOR i melodic hard rocka... Gdzie jest jednak EVERGREY z jego klimatem i jego gitarowymi natarciami? Jakieś echa w Frozen, agresywniejszym, ale szybko przechodzącym w melodic heavy banał i padający w trywialnym refrenie.
To niby EVERGREY, ale bez wiary zagrany został Restoring the Loss i Out of Reach, a To Fit the Mold, przeładowany modern akcentami jest piękny w refrenie godnym "Torn", ale tylko w nim. Drażniący jest przejaskrawiony słodki sentymentalizm The Phantom Letters, a wrażenie nieustannego puszczania oka do publiczności AOR pogłębia It Comes from Within. Mistrzowie melancholijnego klimatu nie mają tym razem nic ciekawego do zaproponowania w bezbarwnym songu The Disease...
Serce bije mocniej dopiero przy porywającym i pełnym żaru Free ! Bardzo późno, za późno. Potem zachowawczo w stonowanym I'm Drowning Alone, aczkolwiek refren należy do najbardziej udanych na tej płycie stanowiąc mix melancholii i rockowego przeboju. No i ten rodzinny akcent - Salina Englund.... Sympatyczne. Jest oczywiście także Carina Englund, choć tym razem jej rola jest ograniczona i więcej jest jej tylko w ...and the Distance, miłym spokojnie rozegranym numerze na zakończenie. Jest pianino, jest romantycznie, ale tak wiele razy już te motywy pojawiały się gdzie indziej i nie tylko w EVERGREY.

Oczywiście nie jest to płyta słaba, płyta zła. To dobra płyta w kategorii melodic progressive metal, z fragmentami wspaniałymi i godnymi uwagi, z nielicznymi potknięciami, ale to jest ten rodzaj metalu, który przykuwa uwagę tylko na chwilę, by szybko ulec zapomnieniu, gdy grupa przedstawia kolejną kompozycję. Bardzo to sztywne, wypolerowane, eleganckie elegancją chociażby właśnie ROYAL HUNT. Sama produkcja też kontrowersyjna, bo brzmienie jest raczej pastelowe, radio friendly, a perkusja ustawiona po prostu źle. Hannes Van Dahl gra dobrze, ale co z tego, skoro na kartonowych bębnach.
Album podzielił fanów EVERGREY i okrzyki zachwytu mieszały się z krytyką po prostu nieraz miażdżącą. Chyba nie pozostało to bez wpływu na skład grupy i niebawem doszło do sensacyjnej rewolucji w tek kwestii.


ocena: 7,5/10

new 30.06.2020


 
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#10
Evergrey - Hymns for the Broken (2014)

[Obrazek: R-6126012-1411718634-7856.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. The Awakening 01:42
2. King of Errors 05:42   
3.A New Dawn 04:37
4. Wake a Change 04:50   
5. Archaic Rage 06:28   
6. Barricades 04:59   
7. Black Undertow 05:03
8. The Fire 04:12
9. Hymns for the Broken 04:58
10. Missing You 03:27
11. The Grand Collapse 07:48     
12. The Aftermath 07:27

Rok: 2014
Gatunek: progressive power metal
Kraj: Szwecja

Skład:
Tom Englund - śpiew, gitara
Henrik Danhage - gitara
Johan Niemann - gitara basowa
Jonas Ekdahl - perkusja
Rikard Zander - instrumenty klawiszowe

Tego można się było spodziewać, ale niekoniecznie... Henrik Danhage wraca w 2014 do EVERGREY, w tym samym czasie wraca także Jonas Ekdahl. Dwóch tak ważnych dla kształtu kompozycji muzyków wraca i w sierpniu 2014 stara-nowa ekipa przedstawia album "Hymns for the Broken" wydany przez AFM Records.

Sam początek to po prostu poprawny EVERGREY sprzed roku 2008 w King of Errors w lekko melancholijnym klimacie i czeka się na coś więcej w zbliżonym nastrojem, ale bardziej dynamicznym gitarowo A New Dawn, i to jakoś tu nie nadchodzi, bo jeśli refren jest romantyczny, to jednak nie romantyzmem klasy "Torn". Jest jednak wysoka forma Englunda jako wokalisty i gitary Toma i Henrika tworzą wreszcie oczekiwany styl wzajemnego przenikania, którego w roku 2011 nie było. Refleksyjny Wake a Change jest dobry i staje się bardzo dobry w ciepłym refrenie o rockowym charakterze, a wszystko jest zaaranżowane nowocześnie, bo ogólnie ta płyta jest zaaranżowana nowocześnie. I ten refren gdy rozbrzmiewa po raz drugi, naprawdę chwyta za serce i za gardło... Jeśli Archaic Rage jest "emo" to na pewno nie tym klimatem z "Torn" i tej kompozycji bliżej do tego zagrali na płycie poprzedniej. Ta przebojowość jest modern radiowa i trochę chyba idą na muzyczną łatwiznę, oddając narrację główną części instrumentalnej Zanderowi.
Barricades. Czegoś więcej się tu oczekuje, może w refrenie... Chyba tylko tam, bo ciekawie to zostało rozwiązane w tej ogólnej, pełnej ciepła konstrukcji melodii głównej, no ten solowy popis gitarowy jest fantastyczny! Powoli się rozkręca Black Undertow, ale gdy dochodzi do eksplozji w refrenie to jest to ten EVERGREY, który wywołuje wzruszenie i ciarki na plecach. Przepięknie! Po pierwszych sekundach The Fire wydaje się, że będzie bardziej surowo i ostro, tymczasem utrzymują świetny romantyczno-dramatyczny klimat narracji, choć ogólnie gitary gniotą mocno. A przy tym jaki subtelny pełen uroku plan klawiszowy w głębi się pojawia. Na szczególne wyróżnienie zasługują partie wokalne Englunda w tytułowym Hymns for the Broken i to one, a nie muzyka są tu najważniejsze, bo sama melodia jest typowa dla tych nostalgicznych melodii EVERGREY. Subtelny poetycki song Missing You z pianinem jest spokojnym wprowadzeniem do finału złożonego z dwóch rozbudowanych kompozycji. Potężny w gitarach i oniryczny w planie drugim The Grand Collapse toczy się niby leniwie, ale napięcie jest tu wyczuwalne i narasta nieustannie, mimo fragmentów wolniejszych i uspokajającego brzmienia klawiszy. Dostojne zakończenie jest optymistyczne, ale trudno nazwać The Aftermath utworem radosnym. Ten smutek i troska o przyszłość jest tu tak bardzo wyczuwalna i jest to małe zaskoczenie. Nie wszystkie pytania uzyskały swoje odpowiedzi. Nie wszystkie...

Fenomenalne, lekko modern brzmienie jest zdecydowanie ciekawsze niż to z "Glorious Collision" i jest to jak do tej pory najbardziej wyróżniający pod tym względem album Szwedów. Moc, głębia i ogólna czytelność każdego instrumentu z osobna w powiązaniu z wokalem. Wielkie uznanie dla Mistrza Jacoba Hansena.
Można nieco wybrzydzać, można krytykować, że to nie jest do końca "ten" EVERGREY z dawnych czasów, ale to bardzo dobra muzyka, stworzona przez Mistrzów, chemia między którymi jest niezaprzeczalna. Z drugiej strony, czy na pewno nie jest to klasyk muzycznej idei EVERGREY jako takiej? Uważam, że jest. Jest to także album EVERGREY, który ze wszystkich zyskuje najbardziej z każdym kolejnym przesłuchaniem. Jest to także album o najgłębszym przesłaniu definiującym prawo człowieka do walki o swoją wolność.


ocena: 8,8/10

new 11.07.2020


NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#11
Evergrey - The Storm Within (2016)

[Obrazek: R-8969741-1472481807-4441.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Distance 05:38
2. Passing Through 05:01  
3. Someday 04:58
4. Astray 05:22
5. The Impossible 03:18  
6. My Allied Ocean 04:06 
7. In Orbit 05:38
8. The Lonely Monarch 05:28
9. The Paradox of the Flame 05:40
10. Disconnect 06:59
11. The Storm Within 06:15    

Rok wydania: 2016
Gatunek: modern melodic metal
Kraj: Szwecja

Skład:
Tom Englund - śpiew, gitara
Henrik Danhage - gitara
Johan Niemann - gitara basowa
Jonas Ekdahl - perkusja
Rikard Zander - instrumenty klawiszowe


We wrześniu roku 2016 AFM wydaje nowy album EVERGREY...

Kto by pomyślał, że nowa odsłona "Torn" jest możliwa w tak doskonałym wydaniu i w tak interesującej modern metalowej oprawie. Grup grających progressive "do granic niezrozumienia" metal jest na świecie i w Szwecji wystarczająco dużo, by zadowolić niszowe wąskie grono słuchaczy.

Tu jest klimat "Torn", jest poruszająca melancholia, są piękne wysmakowane refreny i tak cudownie się to rozpoczyna w eterycznym, a przecież jakże metalowym Distance. Dramatyzm spokojnych temp i fenomenalna wokalna interpretacja w Passing Through. I ta niepobita przebojowość, i ten dyskretny urok zagrywek solowych gitarzystów.
Atakują łagodnie w rozległych refrenach do Someday, a ten gitarowy motyw, który się tu przewija przez cały czas, jest po prostu obłędny. EVERGREY w pełni rozpoznawalny, absolutnie swoisty w Astray, a przy tym taki poetycki... A jaki poetycki w delikatnym, poprowadzonym przez pianino The Impossible. I jak tu "Wizard" czaruje głosem... magia. Zaraz potem prawdziwe natarcie w szwedzkim stylu w My Allied Ocean i nic nie może na to odpowiedzieć ani IN FLAMES, ani SCAR SYMMETRY. Moc melodyjnego, atmosferycznego przekazu. Potęga riffów surowych i ultra nowoczesnych, wspieranych drugim planem narracyjnym. Mordercze solo i ani pierwsze, ani ostatnie na tej płycie.
Floor Jansen (NIGHTWISH) w In Orbit, ale EVERGREY tylko trochę przechodzi na bardziej komercyjne pozycje. Jednak przechodzi i na pewno ta kompozycja jest lżejsza i bardziej romantyczna niż nostalgiczna i dramatyczna. Jednak już w Disconnect to zupełnie co innego i ta kompozycja o niezwykłym ładunku poetyckiego nostalgicznego patosu jest kapitalną wizytówką stylu EVERGREY z tego albumu. Fenomenalny utwór, gdzie momenty gitarowo brutalne łączą się w doskonałej symbiozie z niezwykle łagodnymi i subtelnymi. Może The Lonely Monarch wydaje się mniej atrakcyjny i podobne rzeczy już się w Szwecji zdarzały od roku przynajmniej 2006, tyle, że wypada życzyć takich słabszych numerów na wielu płytach ze zbliżoną muzyką. Elegijny i niesamowicie smutny The Paradox of the Flame bywa krytykowany za emocjonalne przebarwienie, jednak przecież taki utwór musiał się tu znaleźć. Duet z Carine, smyczki (Knapp Brita Pettersson i Stina Larsdotter) płaczą rozpaczliwie i nie ma nadziei... Od połowy to jest numer po prostu wstrząsający.
Tytułowy The Storm Within umieszczono na końcu. Monumentalny, patetyczny, uroczysty, dostojny... Wspaniale wysunięte do przodu wokale Tom Englund z tłem klawiszowym Zandera i te rytmiczne, miarowe i jakże spokojne gitary. Magia...

Modern patenty aranżacyjne nie są odkrywcze, ale zrobione w doskonały sposób, a przecież są tu także i smyczki i głosy żeńskie, w tym Floor Jansen i oczywiście Cariny Englund. Chórki, chóry, fenomenalnie wykorzystana przestrzeń, w której jest miejsce na wszystko, a nawet na jeszcze więcej...
EVERGREY nagrał album prostszy, bez nadmiaru progresywnych meandrów, nowocześnie zaaranżowany i tak zagrany, że po prostu ręce same składają się oklasków. A sound? Tej perfekcji trzeba po prostu samemu posłuchać.
Magiczna godzina z romantycznym i poetyckim EVERGREY.


ocena: 9,8/10

new 13.08.2020
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#12
Evergrey - Escape of the Phoenix (2021)

[Obrazek: 902592.jpg?3032]

tracklista:
1.Forever Outsider 04:09
2.Where August Mourns 05:31
3.Stories 06:40
4.A Dandelion Cipher 04:34
5.The Beholder 05:49
6.In the Absence of Sun 06:07
7.Eternal Nocturnal 04:34
8.Escape of the Phoenix 04:11
9.You From You 05:18
10.Leaden Saints 05:56
11.Run 05:53

rok wydania: 2021
gatunek: power metal
kraj: Szwecja

skład zespołu:
Tom Englund - śpiew, gitara
Henrik Danhage - gitara
Johan Niemann - gitara basowa
Jonas Ekdahl - perkusja
Rikard Zander - instrumenty klawiszowe

26 lutego to data premiery kolejnej płyty EVERGREY wydanej przez AFM Records.

Oczekiwania przeogromne i pytanie, czy można nagrać genialną płytę dwa lata po genialnym "The Atlantic". EVERGREY odkrył karty nieco wcześniej, prezentując trzy niesamowite, wspaniałe kompozycje Forever Outsider, Where August Mourns i Eternal Nocturnal i jest to absolutne mistrzostwo w kategorii "EVERGREY gra melancholijny melodyjny metal", taki elegijny i taki poetycki. Na tej płycie EVERGREY nie szafuje progresywnością, ten etap jest już chyba za nimi definitywnie, co nie oznacza, że grają muzykę prostą. Jest tu pewien nawrót do koncepcji stylistycznej "The Storm Within", do muzyki uniwersalnie przebojowej, a równocześnie pozbawionej cech radiowej komercji, choć w radio z pewnością te kompozycje nikogo by nie odrzuciły. Jest to metal mainstreamowy, ale w dobrym, najlepszym tego słowa znaczeniu, bo może łączyć gusta fanów różnych nieekstremalnych podgatunków. Takim przykładem jest przepiękny nastrojowy i lekko modern w aranżacji The Beholder z gościnnym udziałem Jamesa LaBrie z DREAM THEATER jako drugiego wokalisty, ale bez obaw, to muzyka EVERGREY w tym niezwykle eleganckim mroku... niemal gotyckim.
Poza tym, co grupa ujawniła wcześniej, jest potężna dawka "metalu EVERGREY", którego nie ujawniła. W kilku kompozycjach, takich jak Stories, In the Absence of Sun i You From You celebrują w niezwykle delikatny, wysublimowany sposób moment eksplozji refrenów, poruszających, elegijnych, poetyckich. Tyle w tym ciepłego dostojeństwa, nostalgii i łagodnej posępności... Jest także ten pulsujący gitarami EVERGREY w niezwykle melodyjnych i mocnych zarazem A Dandelion Cipher i Escape of the Phoenix, jest także Leaden Saints, który chyba jako jedyny można zaliczyć do nurtu progressive power metalu w pełnym wymiarze. A na sam koniec jakby trochę rozpraszają mrok we wspaniałym Run z kilkoma wysmakowanymi wątkami melodycznymi, ale przecież nie do końca...

Trudno jest krytykować samo wykonanie, nie można tego robić. To jest natchniona ekipa instrumentalistów bez skazy, którzy zgrani są na nieprawdopodobnym poziomie i jest między nimi chemia i więź, jaka łączy w tworzeniu muzyki tylko najlepszych. Przecudowne sola gitarowe, wspaniałe rozprowadzanie i nadawanie rytmu przez sekcję rytmiczną, niesamowite hipnotyzujące partie i plany klawiszowe. I Mistrz Ceremonii Tom Englund opowiadający głosem te wszystkie historie po raz kolejny wzrusza, bardzo wzrusza.
Odkąd Jacob Hansen zajmuje się produkcją albumów EVERGREY to mamy do czynienia z pewną nową jakością. Tym razem pokuszę się o stwierdzenie, że to najlepiej brzmiąca płyta zespołu, gdzie wieloplanowość łączy się absolutną klarownością oraz idealnie dobranym brzmieniem poszczególnych instrumentów w lekko modern manierze.

Muzyczne święto, uczta dla fanów, zestaw zniewalających, magicznych kompozycji.
Kosmiczny zespół, jakby z innego wymiaru rzeczywistości...


ocena: 10/10

new 26.02.2021
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#13
Evergrey - A Heartless Portrait : The Orphean Testament (2022)

[Obrazek: 1021124.jpg?5343]

tracklista:
1.Save Us 04:45
2.Midwinter Calls 05:06
3.Ominous 06:10
4.Call Out the Dark 04:23
5.The Orphean Testament 06:30
6.Reawakening 04:15
7.The Great Unwashed 06:03
8.Heartless 05:09
9.Blindfolded 04:13
10.Wildfires 03:40

rok wydania: 2022
gatunek: progressive power metal
kraj: Szwecja

skład zespołu:
Tom Englund - śpiew, gitara
Henrik Danhage - gitara
Johan Niemann - gitara basowa
Jonas Ekdahl - perkusja
Rikard Zander - instrumenty klawiszowe

Już niebawem, 20 maja premiera nowej płyty EVERGREY. Ważna zmiana, bo grupa przeszła teraz pod skrzydła Napalm Records i to ta słynna firma wydaje tę płytę.

Można zadać pytanie czy nie za szybko EVERGREY wraca z nowym materiałem. Od przedstawienia "Escape of the Phoenix" minął tylko nieco ponad rok.
Jeśli chodzi o poziom wykonania, to Bohaterowie nie są zmęczeni i ta grupa w tym aktualnym składzie to monolit bez skazy z, po raz kolejny, wspaniałym i poruszającym serca i umysły wokalem Toma Englunda. Trzeba tu wyraźnie powiedzieć, że EVERGREY nie poszedł do końca po linii obranej na "Escape of the Phoenix" i stworzył album poetycki, w pewnym sensie konceptualny i na pewno z cechami progresywnymi, których w roku 2021 było zdecydowanie mniej, a przynajmniej nie były tak wyraźnie zauważalne. Oczywiście, nie jest to progresywność trudna dla słuchacza, to wszystko jest nad wyraz zgrabnie wkomponowane w melodie główne, ale te melodie nie mają takiej nieprzejednanej siły rażenia jak te z roku ubiegłego, ani też takiego klimatu, jak te z przecudownego morskiego "The Atlantic". Sama idea muzyczna tego nowego dzieła jest też nieco inna, nie pozbawiona ciepłego mroku, refleksyjności, może nawet miejscami głębokiej i malowanej surowiej, niż na dwóch poprzednich LP. To słychać już w Save Us i takie rozpoczęcie jest bezwzględnie znakomite i genialnie poprowadzone głosem przez Englunda. Ten refren jest wspaniały i rozbudza apetyty na to, co będzie dalej. No tak, bardzo dobre są, ale tylko bardzo dobre, główne linie melodii posępnego Midwinter Calls, no ale jak to kapitalnie rozkwita w refrenie. Magia! Magia EVERRGREY w całej krasie! Natomiast oniryczny Ominous jest po prostu dobry. Trudno jest pogodzić wymuskaną progresywność z przebojowością i tak naprawdę także ta melodia nie jest pierwszej evergreyowej świeżości. Tu dominuje i wyróżnia się partia instrumentalna i ta gitarowa robota jest po raz kolejny godna najwyższego uznania. Mrok, ale taki ciepły, taki pełen nadziei na jasność przebija z pięknego, także w planie klawiszowym, Call Out the Dark. Prostsze, ale w żadnym wypadku nie proste granie.
Tytułowy, najdłuższy The Orphean Testament zajmuje miejsce centralne, spaja część pierwszą i drugą tego albumu. Jest szybszy, gwałtowniejszy, to pulsujące gitary EVERGERY, to nieubłagane posuwanie się do przodu, ponure, pełne emocji i jakoś nagle się to rozmywa w tylko po prostu dobrym, zachowawczym i ostrożnym refrenie. Lepiej się słucha gitar i Toma w zwrotkach, a to się od lat nie zdarzało. Instrumentalna część sympatycznie progresywna i ustawiona pod klawisze, ale to nie jest szczyt możliwości EVERGREY. Reawakening na pewno w swej melodyjności smutku nawiązuje do płyty poprzedniej, jest jednak słabszy od tamtych kompozycji, dobry jedynie, jednak wtórny, zbudowany z pomysłów, które już zapadły w pamięć miłośnika muzyki EVERGREY. Zaskakująco nieciekawe rockowe solo tu zostało zagrane. Ostrożnie, nad wyraz ostrożnie rozgrywają początek The Great Unwashed, ale tu mamy ten sam chwyt co w Midwinter Calls - refren jest kapitalny, zniewalający i przy takich refrenach się wybacza wszystko, nawet to, że w ażurowej partii środkowej trochę ta kompozycja wytraca siłę przekazu. Heartless zbudowany został ze wszystkiego tego, co na tej płycie można już było wcześniej usłyszeć, więc jest bardzo dobrze, ale czy na pewno EVERGREY musi budować swoje utwory na powtórzeniach? Swobodna partia gitarowa z lekka rozprasza wrażenie wtórności, ta jednak wraca ponownie w Blindfolded, pulsującym power metalowo, wręcz wzorcowo dla EVERGREY... Eksplozji w refrenie oczekuje się na próżno. Tak jakoś ogólnie zabrakło w końcówce, w jakże ważnym finale albumu, oryginalności. Tak jakby to zostało po prostu dograne do 50 minut na bardzo dobrym poziomie, ale bez dążenia do Magii. Niestety, pastelowy song Wildfires na podsumowanie rozczarowuje. Granie progresywnego, melancholijnego rocka bez muzycznej historii w takim momencie to nie był najlepszy pomysł.

Mix i mastering - Jacob Hansen. To wystarczająca rekomendacja. Ustawienie instrumentów klawiszowych i perkusji w przestrzeni jest arcymistrzowskie.
EVERGREY. Piękny EVERGREY, choć bywał już piękniejszy, przede wszystkim w budowaniu klimatu. Album słabszy od dwóch poprzednich, gdzieś w pomysłach aranżacyjnych czasem cofający się w dosyć daleką przeszłość, ale może po prostu EVERGREY nie chce o niej zapominać?


ocena: 8,2/10

new 15.05.2022

Przedpremierowa recenzja tego albumu dzięki uprzejmości wytwórni Napalm Records
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości