Dragonsclaw
#1
Dragonsclaw - Prophecy (2011)

[Obrazek: R-4607749-1412075352-2589.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Darkness Within 03:21
2. Fight for Your Life 04:07
3. Angels in White 03:40
4. Defenders of the Skies 04:18
5. Prophecy Is a Lie 04:17
6. Life Through Anubis' Eyes 03:56
7. Rising Power 03:50
8. Devil's Firey Dance 03:34
9. The Unknown Horizon 04:02
10. Revolutionary Suicide 08:53

Rok wydania: 2011
Gatunek: Heavy/Power Metal
Kraj: Australia

Skład zespołu:
Giles Lavery -śpiew
Ben Thomas -gitara
Ray Martens - instrumenty klawiszowe
Aaron Thomas - bas, gitara, orkiestracje
Alcides Stowe - perkusja
oraz:
Blaze Bayley - śpiew ("Prophecy Is a Lie")
Alessandro Del Vecchio - śpiew ("Defenders of the Skies" i "Revolutionary Suicide")



Ben Thomas, gitarzysta PAINDIVISION, gdzie współpracuje ze Stu Marshallem, w roku 2007 w Sydney stworzył własny projekt muzyczny DRAGONSCLAW, który jednak realne kształty przyjął dopiero w roku 2010 po dołączeniu innych muzyków, w tym klawiszowca Ray'a Martensa z PAINDIVISION oraz wokalisty Gilesa Lavery z Nowej Zelandii. Obok niego gościnnie pojawił się także Blaze Bayley ("Prophecy Is a Lie") oraz Alessandro Del Vecchio.
W pracach nad tym albumem ważną rolę odegrał Stu Marshall, w którego studio dokonano nagrań i który wystąpił również w roli producenta.  Płyta została wydana w Grecji przez Arkeyn Steel Records w grudniu 2011 i w okresie noworocznym przeszła bez większego echa, a tymczasem jest to bardzo udany LP z klasycznym heavy/power metalem, wzbogaconym o symfoniczne orkiestracje, a przy tym bardzo australijski czyli scalający europejską i amerykańską stylistykę gatunku.
 
Mocne, momentami bardzo mocne gitary dewastujące amerykańską mocą z tłem klawiszowym, raczej typowym dla Europy, to wyznacznik główny obok wokalisty Lavery o dramatycznym wysokim i bardzo donośnym głosie, wybijającym się ponad heavy/powerową ścianę. Na pewno jest to odkrycie na miarę większą niż tylko Australia i ten głos ma przed sobą doskonałe perspektywy na przyszłość.
Utwory są zwarte, czasem tylko łamane klawiszowymi pasażami o lekko progresywnym charakterze jak w "Fight for Your Life" nie brak także wolniejszego rytmicznego heavy metalu z długimi wybrzmiewaniami gitar, stojącego na pograniczu twardego grania niemieckiego i amerykańskiego ("Angels in White"), przeważa jednak lekko epicki dostojny styl zaprezentowany w bardzo mocnej oprawie gitarowej taki jak w "Defenders of the Skies", czy też w "Prophecy Is a Lie". Tu w roli głównej Blaze i mimo, że zaśpiewał nieźle zdecydowanie pozostaje w cieniu Lavery. Blaze tu poniekąd trudno poznać po głosie, śpiewa nisko i matowo w operowej manierze - ogólnie raczej nietypowo dla siebie. Kompozycje poprzecinane są wybuchowymi solami gitarowymi, czasem dosyć złożonymi i niekiedy aż za bardzo jak na ten styl muzyczny i to tyczy się najbardziej "Devil's Firey Dance" gdzie lepiej wypadają partie klawiszowe. Masywny, miażdżący metal pełen dramatyzmu to "Life Through Anubis' Eyes" i kapitalny w gitarowym miarowym motywie głównym i ornamentacjach "Rising Power", gdzie dodatkowo Lavery pokazuje fantastyczne umiejętności w najwyższych rejestrach. Nieco łagodniejszy wstęp do "The Unknown Horizon" jest trochę mylący, bo dalej mocy przybywa, choć jest to na pewno kompozycja najbliższa tradycyjnemu heavy o epickim wymiarze. Album zamyka bogato zaaranżowany, długi "Revolutionary Suicide" z elementami symfonicznymi, delikatniejszym wokalem Lavery, nastrojowy w części pierwszej i ostry, zdecydowanie heavy power metalowy w rozwinięciu, ale wyhamowanym symfonicznym interludium z chórami i z pełną dramatycznych popisów wokalnych i gitarowych końcówką.

Mocny, ale melodyjny i przemyślany w najdrobniejszych szczegółach heavy power z Australii i takiej płyty z tego kraju w ramach podgatunku jeszcze nie było, jeśli nie liczyć ANARION rzecz jasna.W ostatecznym rozrachunku szala przechyla się na stronę USA i to takiego USA bezkompromisowego, ale inteligentnego heavy power młodszej generacji, bez nadmiernych wpływów lat 80tych. Choć liderem jest Thomas na plan pierwszy wysuwa się niesamowity Lavery i to on właśnie bardzo podnosi wartość tego albumu.
Marshall w roli producenta spisał się znakomicie i album ma brzmienie rozdzierające na strzępy, a przy tym niezmiernie czytelne i selektywne.
Heavy/power wysokiej próby z porcją szlachetnych domieszek i jedna z najbardziej wartościowych pozycji w tym gatunku w roku 2011 przywracająca po części wiarę w możliwości australijskiego metalu, który ostatnio przeżywał niestety regres.


Ocena: 8,7/10


2.01.2012
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Dragonsclaw - Judgement Day (2013)

[Obrazek: 377895.jpg?3029]

Tracklista:
1. Watching My Every Move 05:19
2. Onset of War 01:49
3. Judgement Day 03:54
4. Bullet 04:08
5. Fear 04:44
6. Fly: Defenders of the Skies Part II 07:21
7. Lucifer's Hammer (Warlord cover) 03:53
8. Battle Cry 04:18
9. Eternally 05:44

Rok wydania: 2013
Gatunek: Heavy/Power Metal
Kraj: Australia

Skład zespołu:
Giles Lavery -śpiew
Ben Thomas -gitara
Ray Martens - instrumenty klawiszowe
Aaron Thomas - gitara basowa, orkiestracje
oraz:
Joseph Matten - perkusja
David Reece - śpiew ("Watching My Every Move")
Jack Starr - gitara ("Battle Cry")
Natalie Whitton - śpiew ("Fear")

W roku 2013 DRAGONSCLAW wydał swoją drugą płytę "Judgement Day". Pojawili się nowi goście, a grupa pozostała wierna stylowi heavy power metal.

Tym razem jednak jest jeszcze więcej dramatyzmu, kompozycje są w większości bardziej masywne, a rola instrumentów klawiszowych jako pierwszoplanowych zmalała. Zespół zintensyfikował pracę gitary i ta gitara zdecydowanie brzmi bardziej amerykańsko. Można powiedzieć, że jest to bardzo bliskie muzycznej filozofii US Power Metal z lat 80tych w unowocześnionej konwencji.
W bardzo dobrym otwieraczu Watching My Every Move zaśpiewał gościnnie David Reece (ex ACCEPT chociażby) i słychać, że jest w dobrej formie w kompozycji o klasycznym amerykańskim rysie melodycznym.
W Judgement Day jest nieco epickości, takiej charakterystycznej dla Australii i grania pośredniego między DUNGEON i PEGASUS. Oczywiście pełne ekspresji wysokie i rozległe wokale Lavery nadają temu specyficzny rys charakterystyczny dla DRAGONSCLAW. Lavery jest  na tym LP postacią zdecydowanie pierwszoplanową. Momentami można odnieść wrażenie, że reszta ekipy mu po prostu podgrywa i instrumentaliści dają z siebie więcej we fragmentach instrumentalnych, przy czym Ben Thomas zagrał kilka znakomitych solówek, ale kilka jednak tak do końca mu nie wyszło. W tym aspekcie na poprzedniej płycie było lepiej. Na wyróżnienie zasługuje mocny i rozpędzony Bullet, gdzie oprócz wpływów USA doszukać się można także narracji muzycznej BLACK MAJESTY zwłaszcza w niezwykle udanym, epickim refrenie. Ta klasyczna epicka moc power metalowa jest również mocno zaakcentowana w Fly: Defenders of the Skies Part II, kompozycji najdłuższej i najbardziej zbliżonej do stylu debiutu, z bardzo ciekawą delikatną częścią instrumentalną o onirycznym, refleksyjnym charakterze metalu progresywnego. Łagodniejszy, nostalgiczny i nieco mroczny Fear trochę się rozmywa w zbyt monotonnej części drugiej z wokalizami żeńskimi i mało oryginalnymi pomysłami klawiszowymi na planie drugim. Tak trochę zwyczajnie brzmi power metal w Battle Cry, z gościnnym udziałem Jacka Starra (BURNING STARR) i jakoś gitarowo zbyt wiele się tu nie dzieje, choć sola są udane i pełne dramatyzmu.
Również zakończenie w postaci nieco łagodniejszego utworu Eternally jest tylko dobre.

Ogólnie mówiąc, jest to album solidny, ale mniej obfitujący w ciekawe pomysły niż debiut. Lavery hipnotyzuje, ale w pozostałych aspektach ta muzyka nie wychodzi poza pewne ramy poprawności australijskiego heavy/power metalu.


ocena: 7,5/10

new 26.05.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości