Pyramaze
#1
Pyramaze - Melancholy Beast (2004)

[Obrazek: R-422240-1406081778-1657.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Sleepy Hollow 06:11
2.Forsaken Kingdom 05:27
3.Melancholy Beast 06:11
4.The Journey 05:47
5.Until We Fade Away 04:36
6.Legend 07:11
7.Mighty Abyss 08:04
8.The Nature of Triumph 00:50
9.Power of Imagination 06:29

rok wydania: 2004
gatunek: progressive melodic power metal
kraj: Dania

skład zespołu:
Lance King - śpiew
Michael Kammeyer - gitara
Niels Kvist - gitara basowa
Morten Gade Sørensen - perkusja
Jonah Weingarten - instrumenty klawiszowe, pianino


Założony w roku 2001 PYRAMAZE był skazany na sukces i to od samego początku. Michael Kammeyer miał pomysł jak wypuścić na świat Melancholijną Bestię, za Mortenem Gade Sørensenem przemawiało doświadczenie wyniesione z WUTHERING HEIGHTS, no i zaproszony został do realizacji tego planu wspaniały Lance King. Wokale do tej muzyki zostały nagrane w USA i płyta ukazała się dzięki Kingowi nakładem Nightmare Records  w USA, a w Europie via Nothing To Say z Francji.

Power metal PYRAMAZE jest progresywnym, klimatycznym połączeniem znakomitego śpiewu Lance Kinga, ciekawych pomysłów na "melancholijne" melodie, splatające gitarę i wysmakowane klawisze Weingartena, a wszystko łączy Głos Bestii niebudzącej przerażenia, a raczej współczucie. W sumie jest to określona całość, nierozerwalna i będąca bardziej konceptem, niż niejeden album tak określany. Te kompozycje wyrastają z siebie nawzajem, uzupełniają się, przenikają pewnymi powtórzeniami, nieuchwytnymi w pierwszym momencie, ale ukrytymi w nieraz dosyć trudnych i nienależących do przebojowych, refrenach. Bez wątpienia Sleepy Hollow ma swoje przedłużenie w znakomitym tytułowym Melancholy Beast i ten posępny, refleksyjny monumentalizm to największy muzyczny atut tego albumu. Kumuluje się to w zdystansowanym chłodzie zwrotek The Journey i pobudza do rozmyślań w czasie melodyjnych ciepłych refrenów.
Tak, nie jest to łatwa, przebojowa muzyka, ale który duński zespół gra łatwą, prostą muzykę? Nie są łatwe pulsujące gitarowe figury w dynamicznych Forsaken Kingdom i Legend... Klimat smutku rozprzestrzenia się w pełnym romantyzmu songu Until We Fade Away, przepięknym i pełnym elegancji. Taki baśniowy klimat z baśni, która jest bardziej dla dorosłych niż dla dzieci...
Muzyka specyficznego nastroju, bardzo umiejętnie budowanego różnymi środkami w Mighty Abyss, który wydaje się tu być najważniejszym punktem tego albumu, może także najbardziej power metalowym w formie i może najbardziej wyrazistym dowodem na to, że PYRAMAZE jednak jest grupą wzorującą się na EVERGREY i w jakimś stopniu na REDEMPTION.
Najpiękniejsze jest jednak chyba zakończenie w postaci Power of Imagination, który jest progresywny tą progresywnością przystępną, wysmakowaną w melodii wielorakich inspiracji z tym wokalem Lance Kinga, który zwykło się czasem nazywać "uniwersalnym". Mimo wszystko, czegoś tu brakuje na tym albumie, czegoś co by go wyniosło w obszary muzyki wybitnej.
Jest to absolutnie nieuchwytne, czego brakuje. A może po prostu, trzeba słuchać tego inaczej?

ocena 8,5/10

new 8.09.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Pyramaze - Legend Of The Bone Carver (2006)

[Obrazek: R-4385949-1549576649-6383.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Era of Chaos 01:17
2.The Birth 05:52
3.What Lies Beyond 04:26
4.Ancient Words Within 05:37
5.Souls in Pain 05:16
6.She Who Summoned Me 05:53
7.The Bone Carver 05:06
8.Bring Back Life 04:55
9.Blood Red Skies 03:31
10.Tears of Hate 06:00

rok wydania: 2006
gatunek: progressive melodic power metal
kraj: Dania

skład zespołu:
Lance King - śpiew
Michael Kammeyer - gitara
Toke Skjønnemand - gitara
Niels Kvist - gitara basowa
Morten Gade Sørensen - perkusja
Jonah Weingarten - instrumenty klawiszowe, pianino


Po raz drugi PYRAMAZE z Lance Kingiem pojawił się  w roku 2006, a płytę wydała Nightmare Records.
Tym razem czarują dwie gitary, bo dołączył Toke Skjønnemand, który związał swoje losy z PYRAMAZE już na zawsze.

Ta magiczna, baśniowa, pełna zadumy spokoju i melancholii atmosfera jest na tej płycie zaznaczona jeszcze bardziej, niż na poprzedniej. Przepięknie, aktorsko i artystycznie śpiewa tu Lance King, przeplatając tu swój głos z kunsztownymi aranżacjami obu gitarzystów i wspaniałe ornamentacje rozbrzmiewają w fenomenalnym otwarciu The Birth. Te pastelowe zmiany klimatu są słyszane na całej płycie, ale to wszystko pozostaje w pewnej zwartej konwencji także gdy grają szybciej, jak w What Lies Beyond. Klawisze są niesamowicie dopieszczone, idealnie wpasowane, tworzą własny plan, opowiadają własną historię. W What Lies Beyond świetna narracja dziecięca została wykonana prze syna Lance Kinga - Tomy Kinga, także uzdolnionego skrzypka, który potem jeszcze wystąpił z ojcem w epizodach AVIAN i LANCE KING.
Ancient Words Within nie ma takiej aury jak poprzednie kompozycje, jest to bardziej typowy dla europejskiego progresywnego power metalu, ale wykonanie jest przepiękne, zwłaszcza w części instrumentalnej. Nadspodziewanie zgrabny atak power metalowy w pełnej zwiewności manierze przeprowadzili w Souls in Pain, gdzie gitatry grają zdecydowanie na drobnych wartościach, wtóruje im szybka, dynamiczna perkusja, a wszystko spina w jedną całość doskonały, górujący i wiodący wokal Lance Kinga. Potem wyciszają to wszystko z wykorzystaniem pianina w przecudownym songu She Who Summoned Me, gdzie po raz pierwszy na tym albumie Lance King śpiewa w duecie z Christiną Öberg, wokalistką obdarzoną wyśmienitym głosem i zdecydowanie godną własnego zespołu. Niemal ambientowa partia końcowa akcentowana jest basem Nielsa Kvista.
The Bone Carver pulsuje gitarami, jest lżejszy, niemal rockowy w refrenie, ale Lance lubi takie klimaty, takie kompozycje, gdzie refreny są rockowe i kipią nowoczesną przebojowością. Te kontrasty i kontrapunkty muzyczne na tym albumie są zrobione mistrzowsko. No, może poza trochę zbyt stylistycznie pomieszanym Bring Back Life, gdzie kilka stylów słychać, w tym coś z epickiego power BLIND GUARDIAN z elementami folk i w sumie taka bardziej przystępna i bardziej ugładzona MANTICORA z tego wychodzi. Oczywiście, łagodna partia melancholijna w wykonaniu Kinga wyśmienita. Za to pełen wokaliz żeńskich, narracji, symfoniki, jest wspaniały monumentalny i w tym smutnym monumentalizmie niemal mistyczny w swoim wymiarze. Jest to w pewnym sensie wstęp do Tears of Hate, utworu zrobionego z rozmachem, mocnego, ale zarazem pełnego zwiewnego polotu i oczywiście niewątpliwego dramatyzmu. Być może za mało tu tego uroczystego klimatu jaki jest esencją tej płyty, czy może pojawia się trochę za późno w kolejnej narracji i następującej po niej wyśmienitej partii nieco wolniejszej.

Duńczycy rozegrali to kapitalnie. Wykonanie jest mistrzowskie, wirtuozerskie niemal, ale co ważniejsze, jest to praca zespołowa, to jest zespół, gdzie słowo zespół znaczy dokładnie to, co znaczy to słowo. Zgranie na kosmicznym poziomie i do tego Lance King...
Mistrz Jacob Hansen zrobił tu więcej niż na płycie poprzedniej. Brzmienie jest bardziej soczyste, bardziej selektywne, co więcej oddalone od typowego soundu szwedzkiego chociażby progressive power, cieplejsze, bardziej wycyzelowane w planie klawiszowym. Piękny sound. Z całą pewnością jest to jeden z najdoskonalszych albumów z progresywnym power metalem roku 2006, ale nie najdoskonalszym, bo przecież inny duński zespół - EVIL MASQUERADE wydał w tym samym roku swój niezwykły "Third Act".
Aktu trzeciego z Lance Kingiem w PYRAMAZE nie było. Jeszcze w tym samym roku wokalista kończy swoją przygodę z PYRAMAZE skonfliktowany z resztą zespołu. Gdy grupa miała zamiar przystąpić do nagrywania kolejnej płyty, Michael Kammeyer namówił do zaśpiewania innego słynnego amerykańskiego wokalistę.

ocena: 9,2/10

new 14.10.2019

NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
Pyramaze - Immortal (2008)

[Obrazek: R-1644557-1234193452.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Arise 01:03
2.Year of the Phoenix 04:57
3.Ghost Light 06:09
4.Touched by the Mara 05:54
5.A Beautiful Death 04:28
6.Legacy in a Rhyme 04:05
7.Caramon's Poem 04:58
8.The Highland 05:41
9.Shadow of the Beast 06:04
10.March Through an Endless Rain 02:08

rok wydania: 2008
gatunek: progressive melodic power metal
kraj: Dania

skład zespołu:
Matt Barlow - śpiew
Michael Kammeyer - gitara
Toke Skjønnemand - gitara
Niels Kvist - gitara basowa
Morten Gade Sørensen - perkusja
Jonah Weingarten - instrumenty klawiszowe, pianino

Gdy Lance King opuścił (czytaj został wyrzucony) PYRAMAZE, trzeba było poszukać nowego wokalisty.
Michael Kammeyer okazał się równie dobrym gitarzystą jak i negocjatorem, skoro zdołał przekonać Matta Barlowa, by powrócił do śpiewania. Barlow po opuszczeniu ICED EARTH został policjantem w Georgetown, stan Delaware, miał społeczny szacunek i amatorski zespół, z którym występował w szkołach. Czegoś musiało mu jednak w życiu brakować, skoro przyjął ofertę Miachaela i to jego można usłyszeć na płycie "Immortal" z roku 2008. Album ten wydała wytwórnia Locomotive Records z Madrytu, bo Lance King spowodował zerwanie kontraktu z Nightmare Records.

Barlow! Na wieść o tym, że to on jest teraz frontmanem PYRAMAZE jego wierni fani założyli odświętne ubrania, uporządkowali swoje ołtarzyki zbudowane na jego cześć i z pozycji kolan w skupieniu odsłuchali album "Immortal" (oczywiście wielokrotnie pod rząd). Barlow zaśpiewał na tym LP znakomicie, pokazał niewątpliwą klasę jako wokalista w obszarach progresywnych oraz wyborną formę, czysty mocny głos, bezbłędne zmiany wysokości i wykazał się przy tym ogromną elegancją.
Niestety, zaśpiewał do zestawu kompozycji poprawnych i tylko. Zniknął gdzieś magiczny, melancholijny klimat, zniknęła realna poetyka i PYRAMAZE wcisnął się gdzieś pomiędzy SYMPHONY X, a REDEMPTION z jednej strony, a nieco bardziej epicki EVERGREY z drugiej, z domieszką ICED EARTH oczywiście. Pojawiły się tu takie zupełnie oderwane od ogólnej filozofii zespołu kompozycje jak The Highland, bojowo rycerskie, w nudnym stylu. Co gorsza, sama konstrukcja tych wszystkich utworów została uproszczona, klawisze są momentami prymitywne, współpraca gitarzystów oparta raczej na stylu typowego power i heavy/power granego w USA iw Szwecji, i nie ma tu już finezji konstrukcyjnej z płyty poprzedniej. Prościej, bardziej siłowo, a formalne bogactwo kompozycyjne i wykonawcze ustąpiło miejsca powszedniości. Do finezji SYMPHONY X czy bardzo daleko, elegijności i melancholii REDEMPTION zdecydowanie za mało.

Taki trochę to cień zespołu z przed dwóch lat, oczywiście zespołu, który nadal umie grać, ale nie bardzo wie, co ma grać.
Takiej muzyki z mocnymi masywnymi gitarami, klawiszami i pewnymi ambicjami powstawało wiele w tym czasie i być może gdyby nie Barlow, to ta płyta przeszłaby zupełnie bez echa. Doprawdy, nie ma tu ani jednej kompozycji wybitnej w melodii, klimacie czy wykonaniu.
Chyba Barlow nie widział przyszłości w tej ekipie, a może i potencjału. Tuż po nagraniu tej płyty odpowiedział na apel Schaffera i powrócił do ICED EARTH, by nagrać niebawem "The Crucible Of Man". Jego miejsce zajął w tym samym roku Król Urban Breed, ale sny o potędze okazały się złudne i ten skład niczego nie nagrał. Finał niemocy miał miejsce w roku 2011, gdy oficjalnie odeszli Urban Breed, Niels Kvist, ale także lider Michael Kammeyer. To spowodowało wieloletnie uśpienie zespołu, który powrócił jednak w nowym składzie w roku 2015.

ocena: 7,2/10

new 16.10.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#4
Pyramaze - IV : Disciples of the Sun (2015)

[Obrazek: R-9340270-1478890656-1422.jpeg.jpg]

tracklista:
1.We Are the Ocean 01:17
2.The Battle of Paridas 04:30
3.Disciples of the Sun 03:54
4.Back for More 04:22
5.Genetic Process 04:58
6.Fearless 05:23
7.Perfectly Imperfect 04:51
8.Unveil 05:15
9.Hope Springs Eternal 05:23
10.Exposure 05:11
11.When Black Turns to White 04:35
12.Photograph 02:42

rok wydania: 2015
gatunek: melodic progressive power metal
kraj: Dania

skład zespołu:
Terje Harøy - śpiew
Toke Skjønnemand - gitara
Jacob Hansen - gitara, gitara basowa
Morten Gade Sørensen - perkusja
Jonah Weingarten - instrumenty klawiszowe


PYRAMAZE bez Kammeyera? A jednak.
W roku 2015 zreformowany skład PYRAMAZE, oparty na doświadczonych muzykach duńskiej sceny progressive i z bardzo dobrym wokalistą Terje Harøy (ex THEODOR STUFF, MEMORIZED DREAMS) postanowił przypomnieć lata dawnej chwały, o której przecież miłośnicy melodyjnego progressive na całym świecie nigdy nie zapomnieli. Nakładem Inner Wound Recordings w maju 2015 ukazuje się album "IV: Disciples of the Sun" i... dawna chwała powraca.

Nie trzeba było szukać daleko, wystarczyła Norwegia. Terje Harøy jest wspaniały w przepięknym poetycko nostalgicznym, ale jakże typowym dla dynamiki PYRAMAZE The Battle of Paridas i czuje się, że tak pozytywnie ta ekipa zaskoczy na tym albumie jeszcze nie raz.
To tak charakterystyczne dla nich melancholijne ciepło wydobywają w spokojnym Disciples of the Sun oraz w Back for More, gdzie szczególnie urzeka refren, taki łagodny i przepełniony emocjami... Wspaniały jest Genetic Process, bardzo staranie przemyślany w najdrobniejszych szczegółach, we współdziałaniu klawiszy z gitarami, w ultra płynnym przejściu do potoczystego refrenu. Tam, gdzie nieco więcej progresywnej rytmiki w zasadniczych pulsacjach gitar dają specjalnie lżejszy refren o dużej nośności (Fearless) i utwór od razu rozkwita, staje się bardziej metalowo uniwersalny, bardziej przystępny, a w tym PYRAMAZE także zawsze celował. Bezwzględnie zagrany na samym początku Perfectly Imperfect przekształca się w utwór bardziej skomplikowany z fenomenalnymi wokalami w partiach najbardziej delikatnych i tak dobrze to Terje Harøy w podobnych motywach jeszcze nigdy nie śpiewał. W Unveil może więcej ANUBIS GATE, ale na pewno nie w pełnym melancholijnego uroku refrenie. A jak dostojnie i tajemniczo brzmi Hope Springs Eternal zdecydowanie prowadzony gitarami z intrygującym tłem klawiszowym... Potem wracają do ciepłej refleksji w wolnym Exposure i po raz kolejny czarują w poruszającym refrenie i po raz kolejny pojawiają się te zachwycające powiązania klawiszy i mocnych gitarowych akordów. No i solo, takich zresztą jest na tej płycie bardzo dużo. Treściwych, wirtuozerskich wysmakowanych. I jeszcze pełen przestrzeni i wzruszeń When Black Turns to White jak z czasów Melancholijnej Bestii. Mocarna, dynamiczna część instrumentalna jest pełna energii, która nie zawsze na tym LP dominuje. I wyciszenie w nostalgicznym songu Photograph...

Jacob Hansen to ikona nie tylko duńskiej inżynierii dźwięku i produkcji. Gra w zespołach niezmiernie rzadko i to, że dołączył do PYRAMAZE to bardzo duże zaskoczenie. Jest nie tylko gitarzystą i basistą, zresztą bardzo dobrym, ale przede wszystkim twórcą powalającego mocą i zarazem łagodnością soundu tych kompozycji. Absolutna perfekcja dla gatunku progressive, a przy tym jest to brzmienie przyswajane dla dosłownie wszystkich. Nowoczesność i tradycja w jednym.
Wyborny, po prostu wyborny powrót legendy duńskiego metalu!

ocena: 9,4/10

new 26.11.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#5
Pyramaze - Contingent (2017)

[Obrazek: R-10209091-1493436875-7463.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Land of Information 05:38
2.Kingdom of Solace 05:53
3.Star Men 05:11
4.A World Divided 05:08
5.Nemesis 04:08
6.Contingent (Part 1: The Campaign) 01:42
7.20 Second Century 05:04
8.Obsession 04:14
9.Heir Apparent (20 Second Century, Part 2) 04:54
10.Contingent (Part 2: The Hammer of Remnant) 01:55
11.Under Restraint 04:36
12.The Tides That Won't Change 03:34
13.Symphony of Tears 04:55

rok wydania: 2017
gatunek: melodic progressive power metal
kraj: Dania

skład zespołu:
Terje Harøy - śpiew
Toke Skjønnemand - gitara
Jacob Hansen - gitara, gitara basowa
Morten Gade Sørensen - perkusja
Jonah Weingarten - instrumenty klawiszowe, pianino



Kontynuacja była konieczna, była obowiązkowa. Zbyt pięknie grali na "IV", by nie było kontynuacji. W kwietniu 2017 Inner Wound Recordings prezentuje piąty album PYRAMAZE.

Zdawać się może, że ilość pomysłów na wspaniałe melodie w wysmakowanych progresywnych aranżacjach jest w przypadku tej duńskiej ekipy niewyczerpana. Fenomenalnie to rozpoczynają Land of Information i to jak tu został skonstruowany refren, to arcymistrzostwo! W Kingdom of Solace pojawia się doskonała, symfoniczna linia przewodnia z pewnymi elementami neoklasycznymi, ale zasadnicza oś to elegijny, pełen elegancji power metal w stylu EVERGERY. Połączenie roboty gitarzystów i orkiestracji daje tu niesamowity efekt i ten drugi plan wysuwa się miejscami na pierwszy. Tworzy to niezwykły klimat i doprawdy mało kto tak gra. Dialogi gitary i klawiszy, gdy milknie Terje Harøy... A Terje jest na tej płycie, wspierany przez chórki, po prostu doskonały. Co za wyczucie konwencji, jaka umiejętność budowania nastroju głosem. To wyraźnie słychać w łagodniejszym, refleksyjnym i pełnym ciepła Star Men. Przecudowny pełen przestrzeni refren... Klimat to ogromny atut tego albumu, ale także nieoczekiwane zmiany. Jonah Weingarten i pianino zaczyna A World Divided i wydaje się, że będzie to smutny, introwertyczny song, a tymczasem zaczynają pulsować gitary w progressive modern stylu i jest tu kolejna wyborna melodia w spokojnym, wyważonym stylu ale mocna i wyrazista. I te refreny, takie przebojowe, ulotne i pełne pastelowego uroku... Tak jak i w urokliwym Nemesis. Grają tu jednak także ostrzej i mocniej w fenomenalnym, hipnotycznym w gitarach 20 Second Century i dokładają po prostu coś niezwykłego w powalającym Obsession. Tu teoretycznie na pierwszym planie jest oczywiście Terje, ale tak naprawdę uwagę skupia Jonah Weingarten. To jest po prostu genialnie zaaranżowane. I ten tryptyk kończy Heir Apparent (20 Second Century, Part 2), kwintesencja nostalgicznego progressive w skandynawskim stylu. Te trzy kompozycje w swoim wzajemnym powiązaniu i przenikaniu to absolutny majstersztyk gatunku.
Dostojny, pełne elegancji i wysmakowania Under Restraint rozkwita w rozległym refrenie, polatuje ku niebu... Oni grają wspaniale, ale Terje to esencja tej muzyki. W The Tides That Won't Change sukces z Kristen Foss z Minneapolis i może ta kompozycja nie jest muzycznie za bardzo zaawansowana jako romantyczny song na dwa głosy, ale na tej płycie potrzebna i stylistycznie dopasowana. Symphony of Tears z lekkim uśmiechem podsumowuje całość tego co tu PYRAMAZE zaproponował w minimalnie lżejszej formie przeboju, którego przebojowość jest niezwykle wysublimowana.

Jeden aspekt jest tu bardzo istotny. Klimat tej muzyki jest refleksyjny, ale to album emocji pozytywnych i nie jest smutny, ani pełen posępności. Jest w tym i pozytywna energia i nadzieja.
Mistrz Jacob Hansen dobrał sound nie za ostry, lekko rozmyty w gitarach, przenikających się z planem drugim oraz zadbał o to, by partie z orkiestracjami nie zabrzmiały zbyt nowocześnie.
Dwie płyty z Terje Harøy. Dwa triumfy melodyjnego progressive PYRAMAZE. Fenomenalny come back ekipy z Danii!

ocena: 9,8/10

new 29.11.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#6
Pyramaze - Epitaph (2020)

[Obrazek: R-16201284-1605185409-2381.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Epitaph 01:47
2.A Stroke of Magic 05:06
3.Steal My Crown 05:26
4.Knights in Shining Armour 05:30
5.Bird of Prey 04:38
6.Your Last Call 04:39
7.Particle 04:24
8.Indestructible 05:25
9.Transcendence 04:17
10.Final Hour 03:37
11.World Foregone 04:49
12.The Time Traveller 12:04

rok wydania: 2020
gatunek: melodic progressive metal
kraj: Dania

skład zespołu:
Terje Harøy - śpiew
Toke Skjønnemand - gitara
Jacob Hansen - gitara, gitara basowa
Morten Gade Sørensen - perkusja
Jonah Weingarten - instrumenty klawiszowe, pianino


Po trzech latach przerwy PYRAMAZE powraca w listopadzie 2020 z nowym albumem, wydanym tym razem przez AFM Records.  Powraca w tym samym składzie i z kilkoma znamienitymi głosami zaproszonych gości z muzyką klimatu w tonacji light dark.

Tworzenie klimatu to specjalność Duńczyków i za każdym razem jest on nieco inny. Tym razem melancholijny i refleksyjny w barwach ciemniejszych niż poprzednio, a jak zwykle bardzo interesujące i zapadające w pamięć melodie prowadzą słuchacza od początku do końca po muzycznej krainie przystępnych, progresywnych utworów, które poniekąd się wzajemnie przenikają i uzupełniają. Zwartość stylistyczna to duży atut tej płyty i ta poetycka opowieść jest przez to bardzo czytelna. Zdystansowany, refleksyjny styl zwrotek jest bardzo umiejętnie kontrastowany melodyjnymi, lżejszymi refrenami z obszarów melodic progressive rocka, jak w A Stroke of Magic czy Your Last Call i wszędzie tu można odnaleźć pełne maestrii spokojnie odegrane partie instrumentalne, gdzie na tle pięknych, subtelnych, ale masywnych partii klawiszowych gitarzyści grają swobodne brzmiące sola. Czasem te klawisze są bardziej nowoczesne, prowadzą melodie w bujających rytmach jak w Steal My Crown, ale ten klimat zadumania nie zostaje przerwany nawet w radiowo przebojowym refrenie. To obiektywnie mówiąc muzyka nad wyraz przystępna i te melodie bardzo przyciągają, jak zagranym w szybszym tempie w refrenach Knights in Shining Armour. Chwilami po prostu wzruszają i to wzruszenie jest ogromne w przecudownej urody songu romantycznym Bird of Prey  w spokojnym tempie i tu nawiązują do tej wspaniałej tradycji podobnych kompozycji innych wielkich duńskich zespołów - CORNERSTONE i ROYAL HUNT. Piękne! Zachwycają delikatnymi partiami symfonicznymi i grą perkusisty w Particle no i jak to eksploduje w eleganckim przebojowym refrenie o rockowym charakterze! Maestria! Jakie fenomenalne są wokale Terje  w niesamowicie nośnym, a zarazem uroczystym i w pewnej mierze posępnym Indestructible. Co za moc! W Transcendence Terje tworzy kapitalny duet z Brittney Hayes  z kanadyjskiego UNLEAH THE ARCHERS i tyle tu emocji tyle wspaniałego klimatu podniosłego, no i ta niezwykłą nośność. Magia! A jeśli coś powiedzieć o swobodzie wykonania i tworzeniu rozległych przestrzeni to wystarczy dać tu jako przykład Final Hour i już wiadomo, o co chodzi. Jeśli jest smutek, to wysublimowany tak jak w World Foregone i refren tej kompozycji jest magiczny... I na koniec kolos The Time Traveller z udziałem dwóch Gigantów - to Matt Barlow i Lance King. Formalne bogactwo aranżacji i pomysłów tu wykorzystanych zachwyca, podobnie jak maestria wokalna i umiejętne wykorzystanie wszystkich głosów w podziale na role. Heroicznie, epicko, symfonicznie i wszystko to w wysublimowanej progresywnej aranżacji.

Wykonanie jest urzekająco piękne i pod tym względem PYRAMAZE przypomina EVERGREY. Wydaje się, że to wszystko, co tu grają, to grają absolutnie bez żadnego wysiłku, a przecież to nieprawda. Zgranie PYRAMAZE jako zespołu jest nieprawdopodobne, a do tego słychać, że to granie kolektywne w pełnym tego słowa znaczeniu, i że maksymalnie starają się wyeksponować tu wybornie usposobionego głosowo Terje Harøy'a.
Stworzony przez Hansena sound jest ciepły, przejrzysty, nie nazbyt ciężki, w lekko pastelowych barwach, lekko modern, ale tylko na tyle, by uwypuklić pewne progresywne aranżacje, głównie klawiszowe.
Inteligentna, wysmakowana muzyka klimatu ze wspaniałymi melodiami. Po prostu PYRAMAZE.


ocena: 10/10

new 14.11.2020
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#7
Pyramaze - Bloodlines (2023)

[Obrazek: 1125516.jpg?2037]

tracklista:
1.Bloodlines 02:07
2.Taking What’s Mine 03:58
3.Fortress 04:57
4.Broken Arrow 04:20
5.Even If You’re Gone 05:08
6.Alliance 04:13
7.The Midnight Sun 05:10
8.Stop the Bleeding 04:52
9.The Mystery 05:31
10.Wolves of the Sea 04:00

rok wydania: 2023
gatunek: melodic progressive metal
kraj: Dania

skład zespołu:
Terje Harøy - śpiew
Jacob Hansen - gitara, gitara basowa
Morten Gade Sørensen - perkusja
Jonah Weingarten - instrumenty klawiszowe, pianino


W roku 2022 odszedł z PYRAMAZE Toke Skjønnemand, co jednak nie przeszkodziło zespołowi nagrać i wydać kolejny album, który zostanie przedstawiony przez AFM Records 23 czerwca 2023 roku.

Brak Toke jest wyraźny, Jacob Hansen to gitarzysta wysokiej klasy lecz tej finezji i pewnego specyficznego szlifu dla tej grupy charakterystycznego od zawsze, tu po prostu zabrakło. Nie zawsze Toke miał jakiś decydujący wpływ na same kompozycje w procesie tworzenia, więc to co tym razem zagrał PYRAMAZE, to efekt słabszej dyspozycji w tym aspekcie Jonaha Weingartena. Tak, bo tym razem utwory są po prostu dobrym, niczym się nie wyróżniającym zestawem melodyjnego progresywnego metalu, takiego na granicy zainteresowań konsumentów głównego nurtu melodyjnego rocka, oczywiście w wersji wyrafinowanej. Mamy tu do czynienia z muzyką ostrożną, słychać że zagraną przez ekipę doświadczoną, ale tym doświadczeniem tylko nadrabiającą brak pomysłów na oczarowanie słuchacza taką muzyką jak chociażby z albumu "Epitaph". Magia klimatu i melodii wyparowała, ustępując miejsca poprawności na dobrym poziomie kompozytorskim i znakomitym wykonaniu, bo przecież Terje Harøy nie zapomniał jak się śpiewa kapitalnie w PYRAMAZE. Tyle, że PYRAMAZE jest tym razem po prostu przesiąknięty lekko komercyjną powszedniością i tak to wygląda prawie przez cały czas, poza dwoma tylko chlubnymi wyjątkami. To Fortress, dumny triumfalny i fanfarowy w planie symfonicznym, wypełniony łagodnym dramatyzmem i jest to piękne po prostu. Ten utwór był jednym z singli pilotujących ten LP i ponownie rozbudzał nadzieje na płytę wielkiego formatu.Trudno jednak jakoś zachwycić się większością tych utworów i co z tego, że tak ujmująco śpiewa gościnnie zaproszona do partii żeńskich w Alliance Melissa Bonny z AD INFINITUM, skoro to powszednia sentymentalna kompozycja z pogranicza power, gothic i melodic heavy, jakich wiele się od lat pojawia na różnych albumach. Za dużo tej wystudiowanej, ale niezbyt szczerej, łagodnej melancholii, bez barw mroku i w kolorach pastelowych muzycznie... Drugi wielki hit to Even If You’re Gone. No tak, robi to wrażenie, z drugiej strony, gdzie tu jest Thomas Steffen Englund, bo to naprawdę brzmi jak numer pochodzenia EVERGREY. Niemniej, cieszmy się tym, bo innymi melodiami nie za bardzo jest jak... Bo przecież lansowany Broken Arrow to po prostu dobre granie i niczym się jako melodic metal z progresywnym akcentem nie wyróżnia, podobnie jak najdłuższy The Mystery.

Jest na pewno jeden wielki wygrany mimo wszystko i to Jacob Hansen jako inżynier dźwięku i twórca soundu. Brzmienie jest kapitalne i na nader wyśrubowanym poziomie technicznym, nawet jak na ogólny, niebotycznie wysoki poziom wszystkich produkcji Hansena w studio w Ribe. Selektywność, głębia muzycznych "kolorów" niespotykana i na pewno to jeden z najlepiej wyprodukowanych w tym roku metalowych albumów.
Album kryzysowy, ale nie jest zły. Pod warunkiem, że się nie oczekuje od tej doświadczonej, ale osłabionej jednak ekipy cudów z płyt poprzednich.


ocena: 7,7/10

new 8.06.2023

Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości Agencji Reklamowej i PR
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości