Holy Dragons
#1
Holy Dragons – Unholy and Saints (2019)

[Obrazek: R-14302811-1571818450-1544.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. The Boilerplate (The Story of a Victorian Robot) 07:50               
2. Ravens of Odin 05:41                 
3. Through the Dark Sky 01:00    
4. Schweigespirale (The Spiral of Silence) 03:50      
5. Fly Your Guitar 03:20                  
6. Ravenmore 01:20        
7. The Hall of Shame 04:40           
8. Three Greatest Pigs 05:34       
9. Fimbulwinter 02:11     
10. Pretenders 04:28      
11. Beltane Night's Dream 00:58               
12. The Elf (Tribute to R.J. Dio) 05:58       
13. Unholy and Saints 03:21         
14. Free Digital Hell 04:40
 
Rok: 2019
Gatunek: Power/Heavy Metal
Kraj: Kazachstan
 
Skład zespołu:
Chris "Thorheim" Caine - śpiew, gitara 
Jurgen Thunderson - gitara, instrumenty klawiszowe, śpiew
Ivan Manchenko – bas
Anton Repablo - perkusja
 
Holy Dragons to przekult, pochodzący z Kazachstanu i nagrywający od 1995 roku. Kilka płyt było po angielsku, kilka w języku kazachskim lub rosyjskim.
Zespół chyba podziękował za współpracę poprzedniemu wokaliście, Alexanderowi Kuliginowi, który zaśpiewał na Civilizator z 2016 roku, bo za mikrofonem stanęła gitarzystka zespołu, Chris Caine.
 
Album zaczyna się genialnie, bo najpierw gitarą akustyczną, potem mszą, niemal jakby zespół myślał, że są nadciągającym objawieniem i po 2 minutach następuje objawienie i można zapoznać się z brzmieniem, które jest całkiem niezłe. Bardzo selektywne, świetnie słychać bas i Ivan Manchenko gra ciekawie, gitary dobrze ustawione, tylko perkusja jest o wiele za głośna i zagłusza wszystko, przy okazji pusto pukając. I wtedy pojawia się ona…
… Cóż za GŁOS! Tak true metalowego głosu próżno szukać. Kruszy mury i ściany z regipsu.
Technicznie pod względem instrumentalnym tutaj trudno coś zarzucić, bo sola są bardzo dobre i sekcja rytmiczna jest całkiem solidna, nawet czasami trafi się fajna melodia. Szkoda tylko, że z warsztatem nie idą równie dobre kompozycje.
Ogółem mamy tu  trochę rocka i metalu spod stajni Rainbow, Dio, może nawet i Black Sabbath się znajdzie, trochę power metalu czy speed, który bardzo usilnie próbuje udawać trudno powiedzieć kogo, ale chyba nie Stormwarrior.
Przerywniki kompletnie nic nie wnoszą, ani to nie jest pokaz umiejętności, ani ciekawa historia czy melodia. Żaden utwór się nie wybija, bo wszystko to groch z kapustą i niezbyt porywające zapożyczenia, z których znana jest Katana.
Może Ravens of Odin wywołuje uśmiech politowania łamaniem rytmu, które kompletnie nie ma sensu, a Fly Your Guitar pokazuje, że nawet, gdyby nie śpiewała pani, to pan się tu udzielający niewiele by pomógł, bo brzmi niewiele lepiej. Ale jest coś magicznego w tej nieudolności i speedowym pędzie, mimo że to już się słyszało wiele razy, do tego lepiej.
The Elf jednak pozostawia niesmak, który pozostaje do samego końca.
Sola dobre, perkusja i bas też, pani Chris Caine ładnie śpiewa, podobnie jak Malmsteen, ale niech już nigdy więcej tego nie robi. Tak dla wszystkich będzie lepiej.
The Hall of Shame?
Tak. Razem z Freedom Call.
 
Ocena: 4/10

SteelHammer
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości